-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2021-06-15
2021-01-30
2021-05-09
2021-06-22
2021-04-10
Zaczęłam czytać i pojawiła się myśl:
Ja wiem, że to miało, musiało być napisane. To książka o nałogu, napisana przez uzależnioną; napisana dla siebie, a przy okazji też dla niektórych innych. Jasne. Tylko ja nie jestem w tych 'niektórych innych' i tu się zaczyna problem. Patrzę przez strony "Najgorszego człowieka" na czyjeś smutne życie i rozumiem (bo tam byłam) ale też jestem za daleko, by wespół czuć (bo już mnie tam nie ma).
Może przez to, jak to jest napisane. Bo wszyscy to i wszyscy tamto, a skoro ja nie, to siłą rzeczy jestem poza nawiasem. I tak to sobie cudze życie oglądam przez plastikową szybkę i nawet palcem nie mogę dotknąć, żeby coś poczuć. Poza zniechęceniem. Że jest jakaś bariera między mną a Nimi (tymi wszystkimi, o których pisze autorka) i że to nie ja tam ją postawiłam.
Ale potem dzieje się Rzecz. Krystyna, główna bohaterka, idzie na terapię. Tę inną, dla bardziej zaawansowanych chyba, na której uczy się nowych rzeczy. Jak na przykład tego, że gdy mówimy ogólnikami, "wszyscy to" i "wszyscy tamto" to tak naprawdę mówimy wyłącznie o sobie. I książka się zmienia. Już nie ma "my", a "ja", a ja tę książkę wtedy przytulam. Bo między wersami znajduję siebie z dawna i siebie z teraz i moich przyjaciół, i sceny, które ktoś kiedyś przede mną odgrywał, albo które ja odgrywałam. I to wszystko jest tak dziwnie prawdziwe, jakby się zdarzyło dosłownie za rogiem.
I język, jakim to jest napisane. Bo opis życia, tej cudowej siły, która pcha i rozpycha, która zawsze znajdzie ujście i przeciśnie się przez najmniejsze pęknięcie, był jedną z najlepszych rzeczy, jakie ostatnio przeczytałam.
I ten fragment o jabłoni.
I te ostatnie rozdziały, przez które chciałabym z Małgorzatą Halber iść po Warszawie. Nocą, latem. Kiedy jest ciepło i kiedy miasto kocha wszystkich swoich ludzi.
Czuję, że powinnam to jakoś ładnie zakończyć, podsumować, ale nie wiem jak.
Życzę jej dobrze.
Zaczęłam czytać i pojawiła się myśl:
Ja wiem, że to miało, musiało być napisane. To książka o nałogu, napisana przez uzależnioną; napisana dla siebie, a przy okazji też dla niektórych innych. Jasne. Tylko ja nie jestem w tych 'niektórych innych' i tu się zaczyna problem. Patrzę przez strony "Najgorszego człowieka" na czyjeś smutne życie i rozumiem (bo tam byłam) ale też...
2021-07-14
2021-03-22
Książka napisana przez kobietę, której mąż popełnił samobójstwo. Książka, która nie owija w bawełnę, nie certoli się z ładnymi słowami.
Pierwsza książka od dawna, której nie żałowałam zakreślacza. Bo to taka literatura, którą czyta się niemal jak podręcznik do żałoby. Obserwując zmagania Moire'y z tak nieoczekiwaną śmiercią, z tym, że z dnia na dzień została samotną matką, z tym, jak z uporem i mimo trudności przeszła przez tę ciemną dolinę - już wiedziałam, że kiedyś znów po tę książkę sięgnę. Każdy z nas kogoś utraci i nawet jeśli ta śmierć będzie przewidziana, oczekiwana, nieunikniona, to, co znalazłam w "A Quarter Glass of Milk" na pewno się przyda.
Z racji tego, że autorka jest górską biegaczką, ta książka jest też o górach, biegach na orientację i tych momentach w życiu, kiedy jesteśmy zredukowani tylko to przetrwania - niezależnie od tego, czy to żałoba po śmierci bliskiej osoby, czy morderczy 22-godzinny bieg.
Książka napisana przez kobietę, której mąż popełnił samobójstwo. Książka, która nie owija w bawełnę, nie certoli się z ładnymi słowami.
Pierwsza książka od dawna, której nie żałowałam zakreślacza. Bo to taka literatura, którą czyta się niemal jak podręcznik do żałoby. Obserwując zmagania Moire'y z tak nieoczekiwaną śmiercią, z tym, że z dnia na dzień została samotną...
2021-05-27
2021-04-13
2021-05-13
2021-06-07
2021-07-07
Tak wyglądają książki, których autorzy bardzo chcieli się pochwalić ile dzieł sztuki znają i pobawić się w nazwiązania do nich i między nimi. Transtekstualność jest moją ulubioną rzeczą, zaraz po legendzie Fausta, który zaprzedał duszę diabłu. Ale w książkach, ogólnie rzecz biorąc, powinno się też dziać coś interesującego, a tu nie dzieje się w zasadzie nic. A jak już się dzieje, to, delikatnie ujmując, nie jest wcale ciekawe.
Mamy Faustę (później: Faustherię, bo nie lubi swojego imienia), która niby już jest na studiach, ale nie wyrosła jeszcze z fazy bycia egdy nastolatką. Więc rozmyśla o śmierci, lubi tylko zwiędnięte kwiaty i rysuje diabły, seks i pentagramy myśląc, że jest specjalna i wyjątkowa. Jej relacje z innymi działają na tej samej zasadzie - stereotypowo niedojrzała emocjonalnie nastolatka walcząca o tytuł Najbardziej Edgy Nastolatki. I cała książka tak.
Zero emocji, może poza zniechęceniem. Zero pytań i zagadek, może poza "czemu ja to jeszcze czytam?". Motyw faustiański jest tak oczywisty i od kalki, że żadnego niuansu się nie doczekasz.
Właśnie, niuanse! Ta książka ich nie posiada. Wszystko jest czarno-białe, oczywiste, wyłożone jak na tacy, grubymi nićmi szyte. Co, jak na książkę aspirującą do (jakiegoś) metafizycznego przekazu, jest wyjątkowo dokuczliwą wadą.
Tak wyglądają książki, których autorzy bardzo chcieli się pochwalić ile dzieł sztuki znają i pobawić się w nazwiązania do nich i między nimi. Transtekstualność jest moją ulubioną rzeczą, zaraz po legendzie Fausta, który zaprzedał duszę diabłu. Ale w książkach, ogólnie rzecz biorąc, powinno się też dziać coś interesującego, a tu nie dzieje się w zasadzie nic. A jak już się...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-13
2021-07-12
2021-07-11
2021-07-03
2021-07-08
2021-06-29
2021-06-03
2021-06-28
Przeczytałam, bo chciałam coś robić jedząc śniadanie.
Czy mnie ta książka ucieszyła, albo zachwyciła w jakiś sposób?
Nie.
Czy mnie ta książka rozgniewała?
Nie.
Czy się przy tej książce roześmiałam?
Nie, chociaż uśmiechnęłam się może raz czy dwa.
Za trzy miesiące zapomnę, że takie coś w ogóle miałam w swoich rękach.
Przeczytałam, bo chciałam coś robić jedząc śniadanie.
Pokaż mimo toCzy mnie ta książka ucieszyła, albo zachwyciła w jakiś sposób?
Nie.
Czy mnie ta książka rozgniewała?
Nie.
Czy się przy tej książce roześmiałam?
Nie, chociaż uśmiechnęłam się może raz czy dwa.
Za trzy miesiące zapomnę, że takie coś w ogóle miałam w swoich rękach.