-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-09-15
2017-05-31
Żeromskiemu mówię: nie!
"Przedwiośnie" miało szansę być dobrą powieścią polityczną, gdyby:
a) autor nie umieścił w niej jej głównego bohatera(ponownie, tą samą propozycję wysunęłam przy "Ludziach bezdomnych")
b) darował sobie paplaninę ojca głównego bohatera o szklanych domach(tak, ogarnęłam po co ta gadka, ale więcej złego niż dobrego wywołała(główne zło polega na tym, że musiałam to czytać))
c) darował sobie próbę opisywania kobiet i jakichkolwiek wątków miłosnych, bo tak żałosnych postaci i romansu od dawna nie spotkałam(już Zosia miała więcej charakteru od tych trzech razem wziętych(nawet dodając te z "Ludzi bezdomnych"). Dochodzę do wniosku, że facet próbował zrozumieć kobiety(jak wielu przed nim i po nim), ale poszedł w bardzo złym kierunku i spłaszczył je do granic możliwości.
Wyciąć to wszystko i byłoby całkiem dobrze. Początek powieści, czyli przedstawienie rodziców Cezarego, rewolucji w Baku i początki państwa polskiego złożyłyby się w coś godnego uwagi.
A tak mamy młokosa, którego nie tylko nie da się lubić, ale wręcz chciałoby się zatłuc za głupotę i durne przeświadczenie o głupocie wszystkich innych. Smarkacz uważa, że ma we wszystkim słuszność, nie mając jednocześnie żadnych absolutnie określonych poglądów i huśtając się jak szmatka na wietrze. Ciska się, rzuca na ślepo, chce działać, ale właściwie nie ma pomysłu jak(identycznie jak Judym).
Dochodzę do wniosku, że Żeromski kompletnie nie potrafi tworzyć postaci. Te, które do mnie przemawiały, były ograniczone w historii do absolutnego minimum. Za to, te których lubić po prostu nie mogłam(znieść nie byłam w stanie) rozpanoszyły się w powieści zupełnie bez potrzeby.
Teraz przyjdzie czas na omawiane tego "dzieła" na lekcjach polskiego...
To smutne, biorąc pod uwagę jak wiele jest naprawdę świetnych powieści polskich.
PS: Jestem również po lekturze opracowania, przymontowanego do mojego wydania książki. I zastanawia mnie etyka wynikająca z ich pisania. Otóż w przedziałce o charakterystyce postaci zostało napisane: "Śledząc spotkania(...), zapłonęła zazdrością i nie wahała się otruć rywalkę. Okazała przy tym niebywały spryt, ponieważ niczego jej nie udowodniono." - bardzo mnie ten fragment fascynuje, ponieważ nigdzie w powieści nie zostało powiedziane wprost: ona zabiła. Z treści wynika raczej, że sprawa nie była wyjaśniona. Równie dobrze bohaterka mogła otruć się sama lub zatruć przez przypadek. Czy opracowanie może interpretować wprost coś, co nie jest pewne???
Żeromskiemu mówię: nie!
"Przedwiośnie" miało szansę być dobrą powieścią polityczną, gdyby:
a) autor nie umieścił w niej jej głównego bohatera(ponownie, tą samą propozycję wysunęłam przy "Ludziach bezdomnych")
b) darował sobie paplaninę ojca głównego bohatera o szklanych domach(tak, ogarnęłam po co ta gadka, ale więcej złego niż dobrego wywołała(główne zło polega na tym, że...
2015-11-13
Rozumiem historię, tragizm utworu i jego znaczenie.
Aczkolwiek nadal nie rozumiem czemu zmusza się mnie do czytania książek napisanych przez narkomanów(choć zdaję sobie sprawę, że to pojęcie w romantyzmie nie istniało).
Chciałabym nie polecić, ale co ja poradzę na to, że i tak nie ma znaczenia moje polecanie bądź nie, bo to lektura, więc przeczytać każdy musi.
Rozumiem historię, tragizm utworu i jego znaczenie.
Aczkolwiek nadal nie rozumiem czemu zmusza się mnie do czytania książek napisanych przez narkomanów(choć zdaję sobie sprawę, że to pojęcie w romantyzmie nie istniało).
Chciałabym nie polecić, ale co ja poradzę na to, że i tak nie ma znaczenia moje polecanie bądź nie, bo to lektura, więc przeczytać każdy musi.
2016-03-01
"Balladyna" jest jedną z moich ulubionych lektur z gimnazjum, jednym z nielicznych dramatów, które uważam za warte przeczytania i jednym, z zaledwie trzech znanych mi dzieł epoki romantyzmu(obok "Reduty Ordona" i "Pani Twardowskiej"), które naprawdę lubię i cenię.
Czy zatem dziwi fakt, że bardzo, ale to bardzo zawiodłam się na "Kordianie"? Chyba miałam prawo oczekiwać czegoś, co najmniej równego pod względem jakości?
Co dostałam zamiast tego? Żałosną historię smarkacza, który nie wie co zrobić ze swoim żałosnym żywotem.
Począwszy od aktu I, w którym Kordian chybia strzelając sobie w głowę, poprzez akt II w którym bohatera gna po całym świecie i co drugą stronę zmienia się miejsce akcji, a skończywszy na ostatniej scenie aktu III, kiedy strzela w niego kto inny, ale nie wiadomo czy trafia - ta historia jest nie do wytrzymania irracjonalnie naiwna i zwyczajnie nudna. Jedynie "przygotowanie" jest na wysokim poziomie, więc łudziłam się, że po nim nastąpi równie dobra historia, ale nadzieja nadzieją, a rzeczywistość...
Naprawdę zaskakuje fakt, że "Balladyna" i "Kordian" zostały napisane przez tego samego poetę i to w dodatku w prawie tym samym czasie. Przepaść między nimi jest szeroka jak Amazonka.
"Balladyna" jest jedną z moich ulubionych lektur z gimnazjum, jednym z nielicznych dramatów, które uważam za warte przeczytania i jednym, z zaledwie trzech znanych mi dzieł epoki romantyzmu(obok "Reduty Ordona" i "Pani Twardowskiej"), które naprawdę lubię i cenię.
Czy zatem dziwi fakt, że bardzo, ale to bardzo zawiodłam się na "Kordianie"? Chyba miałam prawo oczekiwać...
Słaba. Nudna. Ledwie dokończyłam.
"Maybe Someday"jest moim drugim albo trzecim(zależy jak liczyć) spotkaniem z twórczością Colleen Houck. Parę miesięcy temu czytałam "Pułapkę uczuć" i "Nieprzekraczalną granicę"- były to cudownie spędzone chwile. Niestety tam gdzie "Pułapka(...)" i jej druga część zachwycają, "Maybe Someday" traci z każdą chwilą. A oto co mam do zarzucenia:
1. Zacznę od imion głównych bohaterów:
- główna bohaterka, jej imię to największe miasto w Australii;
- główny bohater, on jest imiennikiem głównego bohatera "Mody na sukces".
Jeśli choć trochę znacie się na geografii i macie dziadków, którzy mają telewizor, to bez problemu rozwiążecie zagadkę(bo nie będę tych imion używać, za bardzo mnie wkurzają).
2. Postacie(czytać główni bohaterzy, praktycznie tylko oni występują w tej książce) są płytkie, nudne i wyidealizowane do granic możliwości. To straszne, ale naprawdę miałam wrażenie, że czytam książkową wersję "Mody na sukces". Mamy dwie osoby pasujące do siebie idealnie, stworzone dla siebie, niemogące bez siebie żyć. Przeciw którym sprzysięża się cały świat.
3. W tej książce akcja staje na drugim rozdziale, dalej nic a nic się dzieje. NIC A NIC
4. W "Pułapce uczuć" pisarka przepięknie oddała emocje towarzyszące postaciom, ich historię po prostu się czuło. Przeżywało się z nimi każdą chwilę, w dodatku idealnie oddawano dramatyzm chwili. Tu jest kompletnie inaczej. Emocji zero. Uczucia to jedynie słowa na papierze, nic nie oddają. Wydaje mi się, że pisarka używa retrospekcji o jakichś tragicznych zdarzeniach z życia postaci, tylko po to by ich jeszcze bardziej wybielić.
5. Piosenki. To kolejny punkt programu wciśnięty na siłę i bez potrzeby. Zdaje się, że muzyka miała być głównym tematem tej historii, ale autorka wolała się skupić na swoich idealnych postaciach i tym jak ich do siebie zbliżyć, ale tak żeby dalej były czyste na 100%. W "Pułapce(...)" poezja była naprawdę wspaniałym wątkiem historii, ale w tym przypadku "Maybe someday" jest tylko tytułem powieści nawiązującym do głupiej, irracjonalnej pioseneczki. Nie kupuje tego.
Naliczyłam się tych wad, pora na zalety. Właściwie jest jedna i nosi imię Warren - po prostu za niego pani Hoover dostaje gwiazdkę, którą inaczej bym odebrała.
"Nie chcę być niegrzeczny, ale przez ostatnie miesiące trochę przytyłaś. W tych dżinsach masz strasznie wielki tyłek. W niebieskiej sukience nie będzie aż tak bardzo rzucał się w oczy. Włóż ją, jeśli nie chcesz, żeby wszyscy nas wytykali palcami."
I tak na zakończenie przykład głupoty tej historii: dziewczyna przez dwa lata chodzi z chłopakiem i przez te dwa lata on ją zdradza z jej najlepszą przyjaciółką, z którą w dodatku ona mieszka. A ta cudowna, piękna i ponoć inteligentna dziewczyna niczego nie zauważa, mimo że robią to to tuż pod jej nosem i by się chyba nigdy nie skapnęła, gdyby nie sąsiad z naprzeciwka.
Nie polecam
Słaba. Nudna. Ledwie dokończyłam.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Maybe Someday"jest moim drugim albo trzecim(zależy jak liczyć) spotkaniem z twórczością Colleen Houck. Parę miesięcy temu czytałam "Pułapkę uczuć" i "Nieprzekraczalną granicę"- były to cudownie spędzone chwile. Niestety tam gdzie "Pułapka(...)" i jej druga część zachwycają, "Maybe Someday" traci z każdą chwilą. A oto co mam do...