-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać55
Biblioteczka
2018-04-04
2015-10-11
2015-11-13
Rozumiem historię, tragizm utworu i jego znaczenie.
Aczkolwiek nadal nie rozumiem czemu zmusza się mnie do czytania książek napisanych przez narkomanów(choć zdaję sobie sprawę, że to pojęcie w romantyzmie nie istniało).
Chciałabym nie polecić, ale co ja poradzę na to, że i tak nie ma znaczenia moje polecanie bądź nie, bo to lektura, więc przeczytać każdy musi.
Rozumiem historię, tragizm utworu i jego znaczenie.
Aczkolwiek nadal nie rozumiem czemu zmusza się mnie do czytania książek napisanych przez narkomanów(choć zdaję sobie sprawę, że to pojęcie w romantyzmie nie istniało).
Chciałabym nie polecić, ale co ja poradzę na to, że i tak nie ma znaczenia moje polecanie bądź nie, bo to lektura, więc przeczytać każdy musi.
2016-01-20
Ma swój urok - przyznaję. Chociaż przez większą część byłam obrażona, że muszę to czytać, głównie z powodu wielkiej niechęci do Mickiewicza, ale i opisów. O co chodzi? Akcja, zbliża się bitwa, a tu nagle na stron kilka pan Mickiewicz rzuca opis jeziora, bo się pan Hrabia rozmarzył - i jak się nie wściekać?
To prawda, że powieść(?) jest napisana pięknym językiem, który robi wrażenie, ale niestety szczegółowość autora jest na dzień dzisiejszy nieznośna. Wiem, że w tamtym czasie ważne było zachowanie polskości, zwłaszcza wspomnienia dla emigrantów były ważne, ale czy koniecznie trzeba było opisywać wszystkie grzyby po kolei?
Punkt następny - postacie. W szczególności irytowali: Robak i Telimena. Postać księdza była nieznośna. Nie dość, że mężczyzna na każdym kroku wygłaszał swoje oracje o Napoleonie i konieczności powstania, to na dodatek robił z siebie na siłę boleśnie cierpiącego. Telimena natomiast zaskakuje swoją głupota i płytkością(tak na marginesie, ciekawa jestem rozmiarów jej biurka, bo zdaje się, że miała tam wszystko co kiedykolwiek człowiek wytworzył). Tadeusz i Zosia to postacie, które można właściwie pominąć milczeniem - nic prawie nie mówią, ich miłość to "dwa razy w oczy spojrzeć", a w dodatku są niestrawni jak flaki z olejem.
Poza tym szlachta polska przedstawia się ze swej najgorszej strony, co było nawet zabawne. Z całego serca polubiłam wykłady Sędziego i Wojskiego, a Gerwazy wzbudził moją wielką sympatię(więcej takich ludzi, proszę). Jednak moje szczególne zainteresowanie poszło w kierunku Hrabiego. To postać w 100% zrozumiała, jego oburzenie, zachwyt, miłość - całkowicie autentyczne. Zauroczenie Zosią, po czym krzyczenie na siebie w myślach za głupotę - wspaniałe. W dodatku to jedyna osoba, która byłaby chyba zdolna do poskromienia Telimeny(gdyby dała szansę).
Dobra, jak ja się cieszę, że już skończyłam.
W tym miejscu zwykle zamieszczam "polecam" albo "nie polecam", no ale lektura, wiecie;)
Ma swój urok - przyznaję. Chociaż przez większą część byłam obrażona, że muszę to czytać, głównie z powodu wielkiej niechęci do Mickiewicza, ale i opisów. O co chodzi? Akcja, zbliża się bitwa, a tu nagle na stron kilka pan Mickiewicz rzuca opis jeziora, bo się pan Hrabia rozmarzył - i jak się nie wściekać?
To prawda, że powieść(?) jest napisana pięknym językiem, który robi...
2016-03-01
"Balladyna" jest jedną z moich ulubionych lektur z gimnazjum, jednym z nielicznych dramatów, które uważam za warte przeczytania i jednym, z zaledwie trzech znanych mi dzieł epoki romantyzmu(obok "Reduty Ordona" i "Pani Twardowskiej"), które naprawdę lubię i cenię.
Czy zatem dziwi fakt, że bardzo, ale to bardzo zawiodłam się na "Kordianie"? Chyba miałam prawo oczekiwać czegoś, co najmniej równego pod względem jakości?
Co dostałam zamiast tego? Żałosną historię smarkacza, który nie wie co zrobić ze swoim żałosnym żywotem.
Począwszy od aktu I, w którym Kordian chybia strzelając sobie w głowę, poprzez akt II w którym bohatera gna po całym świecie i co drugą stronę zmienia się miejsce akcji, a skończywszy na ostatniej scenie aktu III, kiedy strzela w niego kto inny, ale nie wiadomo czy trafia - ta historia jest nie do wytrzymania irracjonalnie naiwna i zwyczajnie nudna. Jedynie "przygotowanie" jest na wysokim poziomie, więc łudziłam się, że po nim nastąpi równie dobra historia, ale nadzieja nadzieją, a rzeczywistość...
Naprawdę zaskakuje fakt, że "Balladyna" i "Kordian" zostały napisane przez tego samego poetę i to w dodatku w prawie tym samym czasie. Przepaść między nimi jest szeroka jak Amazonka.
"Balladyna" jest jedną z moich ulubionych lektur z gimnazjum, jednym z nielicznych dramatów, które uważam za warte przeczytania i jednym, z zaledwie trzech znanych mi dzieł epoki romantyzmu(obok "Reduty Ordona" i "Pani Twardowskiej"), które naprawdę lubię i cenię.
Czy zatem dziwi fakt, że bardzo, ale to bardzo zawiodłam się na "Kordianie"? Chyba miałam prawo oczekiwać...
Mistrz! Nie widzę żadnego innego słowa, które oddawałoby uczynek Victora Hugo. Tylko prawdziwy mistrz literacki mógł przejść z opisu bitwy i śmierci bohaterów, wprost do rozważań nad ekonomiczną wartością gówna i nie stracić przy tym nic a nic na powadze i szacunku do tematu. A Hugo właśnie to uczynił w IV tomie "Nędzników".
"Nędzników" nareszcie skończyłam. Jestem pod dużym wrażeniem tak IV tomu, jak i powieści w całości. Jest to historia szczegółowa, wręcz drobiazgowa i zaskakująca(i to dla czytelniczki, która nałogowo ogląda od najmłodszych lat serial na jej podstawie).
Była barykada, powstanie, paczka Enjolrasa i karczma Korynt. Był wybitny strzelec, szpicel, dwóch bohaterów, pijak i dziecko.
A później było gówno i szczegółowy opis historii paryskich kanałów.
A po tym wszystkim przyszedł czas miłości i rodzinnych czułości. A na koniec coś pięknego i wzruszającego, ale to już pozostawię każdemu do osobistego odkrycia.
Jan Valjean, czyli główny bohater "Nędzników", to postać przedziwna i trudna w interpretacji. Zastanawiam się trochę, czy przypadkiem uczniowie we Francji nie muszą pisać o nim takich fajnych rozprawek, jak my o Jurandzie ze Spychowa;)
Mariusz z kolei to bohater typowo romantyczny, ale nie w całości, dlatego dla dopełnienia portretu jest jeszcze idealistyczny Enjolras, którego kochanką jest "Patria". A Mariusz? Och, Mariusz jest zakochany, oczywiście bardzo nieszczęśliwie, ale dla odmiany i ta miłość się odmienia. Więc Mariusz jest kochankiem, a Enjolras patriotą, rewolucjonistą. Oto dwa filary powyżej wspomnianej barykady.
Jedynym problemem wśród bohaterów jest Kozeta, która jest po prostu bohaterką dramatu romantycznego. Posiadającą znikomą ilość rozumu i charakteru, a nawet pamięci. Nie zmienia to wcale faktu, że i tak wszyscy męscy bohaterowie książki traktują ją na równi z jakimś bóstwem.
Moim niewątpliwie ulubionym bohaterem "Nędzników" jest Inspektor Javert. Walnięty facet, naprawdę. Ale przy tym niezwykle pasjonujący.
W całości "Nędzników" rzuca się w oczy zakończenie. Inne od całej książki, bo wyjątkowo mało szczegółowe. Nadszedł koniec opowieści, a więc koniec.
Polecam,
naprawdę niezwykła powieść, która pozostanie w pamięci na lata.
Mistrz! Nie widzę żadnego innego słowa, które oddawałoby uczynek Victora Hugo. Tylko prawdziwy mistrz literacki mógł przejść z opisu bitwy i śmierci bohaterów, wprost do rozważań nad ekonomiczną wartością gówna i nie stracić przy tym nic a nic na powadze i szacunku do tematu. A Hugo właśnie to uczynił w IV tomie "Nędzników".
więcej Pokaż mimo to"Nędzników" nareszcie skończyłam. Jestem pod...