-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać342
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2022-09-18
2024-01-18
"Kościół to ludzie, a ludzie popełniają błędy".
To nie jest książka o herezji religijnej czy przewracaniu ogólnie przyjętego porządku. Za to, jest to pozycja, w której młodzi ludzie próbują odnaleźć swoje miejsce w świecie. Dorastając poznają siebie i środowisko, w którym żyją na nowo. Zaczynają dostrzegać mankamenty rzeczywistości, sprzeczności, ale także możliwości ich zmiany. Mają świadomość, że głos dzieci i młodzieży też może się liczyć. To od nich zależy, czy zgodzą się na niesprawiedliwość, czy wzniecą bunt.
Piękna książka o sile przyjaźni, miłości do drugiego człowieka i Boga/bogów. Pokazuje, jak wiele może zdziałać sama obecność drugiej osoby w naszym życiu i jak często tego nie doceniamy.
"Kościół to ludzie, a ludzie popełniają błędy".
To nie jest książka o herezji religijnej czy przewracaniu ogólnie przyjętego porządku. Za to, jest to pozycja, w której młodzi ludzie próbują odnaleźć swoje miejsce w świecie. Dorastając poznają siebie i środowisko, w którym żyją na nowo. Zaczynają dostrzegać mankamenty rzeczywistości, sprzeczności, ale także możliwości ich...
2020-12-02
Za każdym razem, kiedy spoglądam na swój regał, zatrzymuję wzrok na grzbiecie tej książki. Zawsze robi mi się cieplej na sercu. Mam wrażenie, że cofam się w czasie...
Po trzech latach postanowiłam zrobić reread książki, dzięki której znów zaczęłam czytać fantasy i pisać! Od chwili, kiedy skończyłam ją po raz pierwszy, miałam ochotę przeczytać tę historię jeszcze raz, ale zawsze było coś innego po drodze. Cieszę się jednak, że poczekałam, bo dziś inaczej odbieram tę powieść, choć podobała mi się tak samo jak za pierwszym razem.
2023:
Za pierwszym razem ją pochłaniałam łapczywie. Teraz mogłam rozkoszować się powoli, delektując się każdym kęsem. Czytałam cztery kolejne wieczory nie mogąc się nadziwić, że tyle istotnych szczegółów wcześniej mi umknęło. Każde wydarzenie, rozmowa pchała akcje do przodu, coś wynikało z czegoś. Wszystkie elementy układały mi się w spójną całość i nie miałam zastrzeżeń do logiczności tej historii (co jest bardzo częstym zarzutem u mnie w literaturze YA).
Ależ stęskniłam się za tymi postaciami. Na nowo zakochałam się w świecie wykreowanym przez autorkę. Styl pisania, sposób z jaką lekkością i wyważeniem są prezentowane czytelnikowi kolejne wydarzenia był niesamowity. Czytając miało się wrażenie, że pisarka te słowa nie napisała, lecz wyszyła na materiale, ozdabiając go tym samym pięknymi ornamentami. Niektórzy uważają, iż to sprawia, że jest nudna i wszystko się dzieje za wolno, ale ten poetycki język trafił do mojego serduszka. Dzięki temu możemy poznać tę piękną i jednocześnie brutalną krainę, a postaci są lepiej wykreowane oraz przedstawione czytelnikowi jakby żywe, bardziej namacalne istoty.
Bardziej niż wcześniej doceniałam również wydźwięk feministyczny tej książki. Wątek dotyczący historii królowych, brzemienia dziedziczki, wojowniczki był budujący i pokrzepiający. Siostrzeństwo, jakie łączy Maevanki, od razu powoduje, że robi się cieplej na sercu. Historia Brienny - dwie w jednej - pokazuje, że siła charakteru zależy wyłącznie od naszej determinacji, a nie od pochodzenia. Można łączyć ze sobą różne sprzeczności. Ważne jednak, aby pokochać samą siebie i nie poddawać się w walce o swoje marzenia.
Już od kiedy poznajemy dziesięcioletnią Bri, urzeka nas swoją charyzmą i buzującą w jej żyłach północną krwią, która podczas pobytu w Mgnalii przycicha, ale nie zasypia. Okres nauki jako arialka wszystkich pięciu pasji ukształtował Briennę na mądrą młodą kobietę. Uformowały się jej poglądy i przekonania. Siedem lat w szkole pasji, może nie ukazało jej, jaką ścieżką ma pójść dalej w dorosłym życiu, ale tak samo jest z nami - wybieramy szkoły średnie, studia, pracę i nie wiemy, co później na nas czeka. Czasem musimy pójść z nurtem, raz pod prąd. Właśnie ukazanie dorastania, wychodzenia ze swojej strefy komfortu i towarzyszącemu im lękowi przed nieznanym było czymś "normalnym". Po prostu trzeba stawić temu czoła. Brienna wie jednak jedną rzecz: chce, by na tronie Maeveny znów zasiadała królowa i chce to ujrzeć jeszcze za swojego życia. Chce oddać się temu zadaniu, więc przyłącza się do spiskowców, choć wie, że być może nie będzie drogi odwrotu.
Nie jest to typowa fantastyka młodzieżowa – trochę za mało było tych elementów fantasy. Jeślibym miała ustalić przynależność gatunkową tej książki byłoby mi ciężko. Nie jest to fikcja historyczna, bo akcja ma miejsce w zupełnie nowym świecie ani też realizm magiczny. Tak jak w innych książkach tej autorki, trudno mi ją zdefiniować gatunkowo. Gdybym miała posłużyć się jakąś terminologią powiedziałabym, że to opowieść inspirowana Francją w XVIII w. oraz średniowieczną Szkocją, okraszona magią o królowych, które władały wojowniczą krainą (historia > magia). Właśnie za pierwszym czytaniem, nie zwróciłam uwagi, jak wiele elementów jest zaczerpnięte z historii tych dwóch krajów. Widocznie wtedy jeszcze nie przerobiłam tego etapu historycznego. Autorka musiała zrobić dobry research. Wcześniej sobie tego nie uzmysłowiłam. Jednakże to, że zaczerpnęła niektóre elementy, nic nie odbiera historii Brienny.
Duże ukłony należą się także tłumaczowi, który dołączył swoje przypisy, by czytelnik mógł lepiej zrozumieć i wyobrazić sobie dawne wieki. Myślę, że przekład pana Ryszarda Oślizło dodaje tej historii, bo czyta się ją wybornie (tłumaczenie „Rzeki zaklętej” już tak mnie nie porwało).
Książka została dopracowana przez autorkę pod każdym względem – mamy tu drzewa genealogiczne i dynastyczne, najpiękniejszą mapę, jaką widziałam do tej pory, tytuły magicznych ksiąg, nazwiska, imiona stylizowane na francuskie i angielskie w zależności o pochodzenia postaci (które da się zapamiętać i wymówić!), nazwy miejsc oraz daty w poszczególnych rozdziałach.
Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, ale na koniec wspomnę tylko o wątku miłosnym, który (fanfary) nie jest wątkiem głównym jak w innych młodzieżówkach i nie opiera się jedynie na pociągu fizycznym, lecz na głębszym uczuciu! I jeszcze nie ma scen łóżkowych, by wyrazić jak bardzo się ci bohaterowie kochają (chapeau bas).
2020:
Jest godzina pierwsza w nocy, a ja zamknęłam „Narodziny królowej” z rumieńcami na policzkach. Targają mną sprzeczne emocje – cieszę się , że mogłam przeczytać tę uroczą historię, ale jest mi jednocześnie przykro, iż już się skończyła.
Szukając książek do przeczytania natknęłam się debiutancką powieść Rebecci Ross. Kilka stron było dostępnych w Książkach Google, więc stwierdziłam: „dlaczego by nie zerknąć” i przepadłam. Tego samego dnia zamówiłam książkę i czekałam, kiedy dostanę ją w swoje rączki, aby dalej towarzyszyć Briennie w jej zmaganiach z przeszłością.
Największym plusem książki jest to, że autorka nie poszła na łatwiznę. Schematy znane z YA są świetnie ograne. Kilka razy mówiłam: „Proszę tylko nie rób tego”, po czym dostawałam coś, czego się kompletnie nie spodziewałam. Podobały mi się legendy, tajemnice rodowe, czytanie starych ksiąg, zamki pełne sekretów, obalanie uzurpatora oraz pomysł na skradzione wspomnienia przodków. Książka była dla mnie powiewem świeżości.
Piękna historia o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie i o życiu swoją pasją.
Pomimo że książka miała prawie 500 stron, przeczytałam ją praktycznie jednym tchem. Nie mogłam się od niej oderwać. Trudno uwierzyć, że gdyby nie piękna okładka, nigdy bym nie zwróciła na nią uwagi…
Cały kolejny dzień o niej myślałam i nawet pierwszy raz w życiu napisałam do wydawnictwa, by zapytać o kontynuację. Niestety odpowiedź była negatywna. Przykro mi, ale przynajmniej mam dobry powód, aby zacząć czytać po angielsku.
Cytaty:
Pasja to całkowite oddanie; żarliwość i udręka; hart i zapał. Nie zna granic i naznacza mężczyznę bądź kobietę bez względu na ich klasę czy status, bez względu na ich dziedzictwo. Pasja staje się człowiekiem, a człowiek staje się pasją. Jest komunią zdolności i ciała, a jej świadectwem są: oddanie, poświęcenie i czyny.
„Aby zostać mistrzynią błyskotliwości, musicie się nauczyć przywdziewać maskę. Nawet jeśli w waszym sercu będzie szalała burza, jak ta za oknem, nikt nie może ujrzeć jej na waszej twarzy. Nikt nie może usłyszeć jej w waszym głosie...”.
Nie ma pasji bez udręki (...).
Pomyślałam, że to dziwne, jak powoli płynął czas, dopóki nie dotarł do pewnego punktu. A potem dni mijały błyskawicznie, jeden po drugim, aż nadszedł ten wieczór.
Błyskotliwość była jedyną pasją, którą szczerze gardziłam. Nie umiałam dyskutować, przemowy mnie przerażały, a sztuka konwersacji szła mi kiepsko. Rok, który spędziłam jako adeptka tej pasji, uświadomił mi, że wolę ustronne miejsca i książki niż pokoje pełne ludzi.
Załkałam, jakbym kogoś straciła, jakbym kogoś znalazła, jakby otwierała się we mnie rana i jakby się właśnie zabliźniała. A moja przyjaciółka zapłakała wraz ze mną i wzajemnie się obejmując, na zmianę się śmiałyśmy i płakałyśmy.
Jak to możliwe, że pragnęłam dwóch sprzecznych rzeczy naraz? I jak to możliwe, że nie zrobiłam żadnej z nich, tylko leżałam bez ruchu, uwięziona we własnym ciele?
Moje serce było jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce z ciała i kości, z której chciało się wyrwać.
Podobało mi się. Ale nie wiedziałam, czy zdołam się nauczyć reagować nie tylko na nazwisko Jourdain, ale także na to nowe imię. Miałam wrażenie, jakbym wkładała za małe ubranie i próbowała naciągnąć tkaninę, żeby jakoś dopasować ją do ciała. Musiałabym albo coś sobie odciąć, albo rozpruć kilka szwów.
Maevańczycy nie tolerowali gróźb pod adresem swoich kobiet, co oznaczało, że to ja muszę się stać bardziej maevańska. Muszę się nauczyć, jak władać mieczem i jak zapanować nad tymi upartymi mężczyznami.
Rewolucja potrzebuje pieniędzy, wiary i ludzi gotowych do walki.
Wokół nas jest wiele sekretnych drzwi, na widoku. Po prostu nie zadajemy sobie trudu, aby je dostrzec i otworzyć.
Jesteśmy gotowe dzięki siostrzeństwu, bo nasze więzi sięgają głębiej niż krew. Powstajemy dla królowych z przeszłości i dla tych, które dopiero nadejdą.
Zrozumiałem, że nie mogę cię zatrzymać, że nie mogę decydować za ciebie. Tylko wtedy, gdy pozwolę ci odejść, znajdę cię na nowo, i to w najwspanialszej ze wszystkich postaci.
- Nie powiem ci, jaką podjąć decyzję – oświadczył. – Ty musisz to zrobić, Brienno. Ale powiem ci tyle: nieważne, którą drogę wybierzesz, pójdę za tobą, choćby w mrok.
Wstał, palcami delikatnie musnął moje włosy i ostrą linię szczęki, aż do podbródka. Był to dotyk ślubujący i uświęcający. Pójdę za tobą.
Po raz pierwszy nie użył słów – ten mistrz wiedzy, lord Morgane Lotny. A jednak mi odpowiedział. Pocałował lewy kącik moich ust –ust dziewczyny, którą kiedyś byłam i którą kiedyś pokochał, pełną valeńskiego wdzięku i pasji. A potem pocałował prawy kącik moich ust – ust kobiety, którą byłam teraz, powstałą z popiołów i stali, pełną odwagi i ognia.
Przyjmę i będę kochał ciebie całą, Brienno MacQuinn, twoje cienie i światło, bo jesteś dla mnie wyzwaniem i urzekłaś mnie. I nie pragnę żadnej innej – wyszeptał, zanurzając palce w moje włosy i przyciągając mnie ku sobie.
Pocałował mnie w zaciszu swojego domu, najsłodszej godzinie popołudnia, kiedy światło pragnie się poddać wieczorowi.
Czas zdawał się lśnić, jakby księżyc poślubił słońce, ale w końcu zauważyłam jego upływ i zdałam sobie sprawę, że jest późno i niemal zapadła noc.
Za każdym razem, kiedy spoglądam na swój regał, zatrzymuję wzrok na grzbiecie tej książki. Zawsze robi mi się cieplej na sercu. Mam wrażenie, że cofam się w czasie...
Po trzech latach postanowiłam zrobić reread książki, dzięki której znów zaczęłam czytać fantasy i pisać! Od chwili, kiedy skończyłam ją po raz pierwszy, miałam ochotę przeczytać tę historię jeszcze raz, ale...
2023-12-27
Potrzebowałam tej książki. Dziękuję. Idę dalej chlipać w poduszkę.
Potrzebowałam tej książki. Dziękuję. Idę dalej chlipać w poduszkę.
Pokaż mimo to2023-10-12
Piękna i zarazem tragiczna opowieść o zmaganiu się z depresją młodego mężczyzny. Wspaniały język. Metafora mgły była niesamowita. Co tu dużo mówić - moje serduszko zostało złamane.
Cytaty:
Jeden w głębi lustra i drugi w głębi lustra. W trzydziesty rok życia wchodziliśmy ostrym susem, to nie jest tak mało, trzydzieści dłuższych i krótszych lat razem przebywaliśmy i przemierzaliśmy równiny, doły, padoły i wystawiające spiczaste piszczele kurhany, to lekkim kłusem, to pełnym galopem, to kulejąc, to czołgając się, i jak mógłbym nie przywiązać się do tego typa tam w głębi lustra, a ja z drugiej strony w głębi lustra.
Jeśli mówię młodsze czasy, to nie dotyczy to mnie. Młodsze czasy mówię w tym znaczeniu, że młodszy był wiek ziemi, wiek planety. Bo moje młode czasy, młodość moja nigdy nie była młodsza niż teraz i jak na razie będzie dalej szła młodniejąc, czuję to jeszcze zupełnie nieźle, całym ciałem, a jeszcze rozumem, i niech mnie nikt nie straszy.
Świat jest bogaty we formy, a i w treść niebiedny.
Musiałem zostawić jego los i towarzyszyć mojemu.
I pomyślało mi się, Boże mój, że może chciałem płakać, może chciałem już teraz zacząć płakać za coś, co mnie spotka kiedyś, kiedyś, w przyszłości; i instynkt mój jakiś, instynkt życia chciał, żebym już teraz zaczął płakać powoli i tak płakał od czasu do czasu, żeby potem, kiedyś, w przyszłości, nie zalały mnie całkiem łzy, żebym w nich nie utonął całkiem, w całej topielczej dosłowności. Albo może ktoś, ktoś, kogo w tej chwili zalewały całkiem łzy, ktoś, kto tonął teraz we łzach, w całej topielczej dosłowności, wołał mnie na pomoc, ratunku prosił, poruszając bezgłośnie wargami krzyczał do mnie z wiatrem lub pod wiatr: zapłacz! zapłacz, Pradera, to może mnie przestaną płynąć łzy; zapłacz, bo ja tonę we łzach, pomóż mi, ratuj, ratuj, Pradera; i ja chciałem płakać, chciałem komuś pomóc, chciałem kogoś ratować, a może siebie chciałem ratować, tego z przyszłości niewiadomej tajemniczej, dalekiej lub nie tak dalekiej, ale nie mogłem płakać, nie chciały mi lecieć łzy, nie chciały, Boże mój, i tak mi przykro, tak mi przykro, ale przecież chciałem płakać i pomyślałem o tym wszystkim i chciałem płakać i czy to jest tak mało? Czyż to nie był płacz wielki wylewny, choć łzy nie leciały? Czyż tym nie uratowałem cię trochę, ty, co płaczesz, co toniesz teraz we łzach? Czyż tym nie uratowałem siebie trochę, siebie, co płaczę, co tonę we łzach w przyszłości niewiadomej tajemniczej, dalekiej lub nie tak dalekiej?
Cieszyłem się nowym dniem i chciałem, żeby wszyscy tak jak ja się cieszyli, bo kiedy człowiek się smuci, nie chce, żeby wszyscy się smucili, wcale nie, ale kiedy człowiek cieszy się, to wtedy chce, żeby wszyscy się cieszyli i czy jest w tym coś złego?
Kiedy obudziłem się, rano było. Jasny dzień. Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Co powiedziałem? Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Tak powiedziałem. Ech, Gałązko Jabłoni, co ja widzę? Co ja tu widzę wprost olśniewająco? Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Przecież to jest jedno z najpiękniejszych zdań świata, to jest olśniewające, to jest snop światła w same oczy, w same usta. Jak mogłem tego przedtem nie zauważyć? Ile razy wypowiedziałem to zwyczajne proste zdanie, nie zdając sobie sprawy, nie widząc, ślepy, że to jest przecież cud, opisanie cudu. Ślepy jestem ciągle, ciągle ślepy. Wydaje mi się, że mam tysiąc oczu, ale ile z tego jest zamkniętych i czeka na radosne migotliwe zachwytliwe otwarcie lub, Boże mój, na otwarcie ponure, przerażające, czernią oślepiające, bólem zabijające. Wydaje mi się, że widzę wszystko, całą nędzę i całą wielkość, a nie widzę często, że depczę po cudach moimi gumowcami. Milowymi gumowcami, ale po cudach depczę. To jest przykre straszliwie. Smutne straszliwie to jest. I wstyd mi. Ale ja się poprawię.
To, że wyzbyłem się tych nieszczęsnych myśli, wskazywałoby na to, że jednak nie jest ze mną tak źle, że nie jest ze mną najgorzej.
Tak mi to popołudnie zeszło jak schodzi po drabinie cień. Cienie powłóczyste i długie były, i jeszcze rosły od zachodu, gdzie zachodziło słońce, na wschód, skąd jutro znowu wstanie słońce i będzie nowy dzień. Nie mówię, jak już może ktoś zauważył, że być może wstanie słońce, lub: — mam nadzieję, że wstanie słońce. Bo wierzę. Nadzieja jest zła, wiara jest dobra, i ja wierzę w ten cud, że jutro wstanie słońce i wierzę w ten drugi cud: że ona, Gałązka Jabłoni położy się wieczorem i obudzi się rano, że ja położę się wieczorem i obudzę się rano, i że już niedługo: razem, blisko siebie, położymy się wieczorem i obudzimy się rano.
Było jakoś tak niesamowicie uroczyście. Fantastycznie solennie. Chwila, chwila i miejsce, chwila, miejsce i czas były na złożenie jakiegoś przyrzeczenia. Co też uczyniłem. Przyrzekłem sobie, ja, Janek Pradera, włóczęga i były student, trzy lata archeologii słowiańskiej, uczestnik wielu bójek ulicznych, wielokrotnie ranny, ścigany ongiś niesłusznie, jak się później okazało, przez władzę ludową, ścigany ciągle i niesłusznie, jak się na pewno kiedyś okaże, przez mgłę, ten dym ten dym, tę mgłę tę mgłę, człowiek zwinny jak guma, twardy jak stal i kruchy, kruchutki, kruchuteńki jak szkło; przyrzekłem sobie ja, że nie dam się pognębić, że nie dam pognębić siebie takiego jaki jestem: zakochany, niewymownie, niewypowiedzianie przepięknie w tobie zakochany dziewczynko najmilsza, Gałązko Jabłoni życia mojego mglistego. I niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie będę głupi.
Czułem się jak pięć minut, jak to mówią. Czułem się kruchutki jak pusty kieliszek stojący na jednej nóżce na chybocącym się stole.
Sen mnie zmorzył. Jako że cicho było, śpiewały ptaszki, a ja byłem, jak zwykle, straszliwie, śmiertelnie zmęczony.
- A Lema pan czytał? Stanisław Lem.
- Nie. Słyszałem tylko o nim.
- On uprawia gatunek: sajęsz fikszyn. Nauka fikcyjna. Opisuje życie na innych planetach i życie na Ziemi, ale w przyszłych czasach. Wybiega daleko myślami naprzód.
- To musi być bardzo ciekawe. Każdy jakoś tam wybiega myślami naprzód. Ale nie wiem. Nie bardzo mnie ciągnie do czytania tego. Kiedy ja myślę o przyszłych czasach, o tych po roku dwutysięcznym i dalej, to nie podoba mi się to, co widzę. Ja mam przyjaciela. Bruno ma na imię. On mówi tak: Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej. I ja widzę, że tak będzie w przyszłych czasach. Już teraz tak zaczyna być. Już się widzi tego początki. Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej.
Tak jest, bogowie. Wystarczy tych nieszczęść. Bądźcie bogami, o bogowie. Bądźcie bogami, mówię, a nie nędznym pomiotem śmierdzących skunksów.
Przyjemny był widok i radosny. Cieszył oczy i cieszył serce, i cieszył duszę wiecznie czymś zbolałe. Zawsze coś boli i boli i boli. Zawsze. I wszystko mnie bolało. Nawet kiedy cieszyłem się, to tak mocno się cieszyłem, że aż bolała mnie ta radość. Bo nie umiałem ja trochę się cieszyć, lekko się cieszyć, normalnie się cieszyć. Kiedy cieszyłem się, z byle czego, to zaraz tak straszliwie się cieszyłem, że aż mnie to bolało. To jest kara, ja wiem. Kara za przekroczenie granicy radości.
Bezkarnie nie można przekraczać pewnych granic. Są, mówię, pewne stany graniczne jak menisk wypukły w kieliszku, których nie dane jest bezkarnie przekraczać nikomu. Są za to kary. Za przekroczenie granicy wolności są różne kary. Łagodne i straszliwe: od niemożności noszenia zegarka na przegubie, bo to są kajdanki, do tęsknoty wielkiej za czymś bliżej niewiadomym. Tęsknoty dzikiej i odurzającej, jak ubytek krwi. Nad broczącym płynie wiatr. Bierze go i sieje. To jest kara za przekroczenie granicy wolności. Za przekroczenie granicy radości karą jest ból.
Ja sam się przestraszyłem. Nie pierwszy raz sam siebie przestraszyłem. W innym sensie, w innych wymiarach. Ale strach jest zawsze bardzo podobny do strachu. Nie różni się bardzo. Jest mały strach, duży strach i straszliwy strach, ale zawsze to strach, a nie, na przykład, otucha. Ile razy, kiedy zapędzałem się myślą daleko daleko, tam gdzie za dalą dala tak dalej, straszyło mnie to, co widziałem przez ledwie uchylone ze strachu powieki. Chyba stamtąd, z tamtych strachów wyniosłem ten ostatni przedziwny mój ból: kłucie włosów w głowę.
Piękna i zarazem tragiczna opowieść o zmaganiu się z depresją młodego mężczyzny. Wspaniały język. Metafora mgły była niesamowita. Co tu dużo mówić - moje serduszko zostało złamane.
Cytaty:
Jeden w głębi lustra i drugi w głębi lustra. W trzydziesty rok życia wchodziliśmy ostrym susem, to nie jest tak mało, trzydzieści dłuższych i krótszych lat razem przebywaliśmy i...
2023-09-29
2024-01-14
Jak na debiut - wow. Niezwykle surrealistyczny świat. Czytając miałam wrażenie, że autor rozwinął jeden ze swoich poronionych snów i tak powstała ta książka.
Trochę nie wiem do kogo jest ona skierowana - do młodzieży czy może jednak dorosłych? Historia jest dość brutalna. Główna bohaterka jest zbyt młoda, aby dźwigać tak wiele na swoich barkach. Sara, jest nastolatką, która ma dość obszerny bagaż doświadczeń. Była świadkiem przemocy domowej, a po zniknięciu matki musiała zająć się wychowaniem młodszego brata, bo ojciec jeszcze bardziej popadł alkoholizm. Dziewczyna próbuje zagłuszać nasilającą się depresję narkotykami. Tak posępnie zaczyna się debiut Mateusza Cieślika. Jak widać, autor nie boi się poruszać ciężkie tematy.
Później sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. Sara widzi coś, czego nie powinna i zostaje wyrwana z ludzkiej rzeczywistości do świata animów, który funkcjonuje równolegle. Dowiaduje się, że to, co do tej pory wiedziała, było kłamstwem, a człowiek wcale nie jest istotą zajmującą najwyższy szczebel hierarchii stworzeń.
Historia robi się coraz bardziej oniryczna. Zantropomorfizowane postaci, które prowadzą Urząd do Spraw Dziwnych i posługują się pewnym rodzajem "magii", która polega tak naprawdę na okiełzaniu praw fizyki, wywołują przerażenie, obrzydzenie, ale i niejednokrotnie rozbawienie. Wiele razy kwestie bohaterów powodowały u mnie wybuch szczerego śmiechu.
Książka jest świetnie napisana. Język był może odrobinę zbyt wulgarny, ale powiem szczerze, że pasował do wykreowanej rzeczywistość, czyli tej naszej polskiej blokowej subkultury.
Motyw "żywienia się nienawiścią" otwiera oczy. Miałam wiele przemyśleń podczas lektury. Mimo drobnych błędów bawiłam się przednie.
Chętnie spotkałabym się z autorem na wspólnej herbatce, bo czuję, że mamy podobny stopień odklejenia.
A tu parę cytatów, które minie rozbawiły:
"Przynajmniej nie czuła się samotnie, bo płaszcz podżerały mole".
"Raz za razem ulice torowała kolejna limuzyna, z której wysiadali majętni goście z rodzinami. Panowie w markowych ubraniach. Panie ze złotymi wisiorami, bransoletami, kolczykami, pierścionkami. Babcie i dziadkowie odrestaurowani jak część murów zamku w Malborku".
"- Wstyd – wrzasnął akademik o kruczej głowie – Hugonie, gdyby pański ojciec to widział. Wstyd dla całego rodu Rejów.
- Ale nie widzi, bo nie żyje – warknął Hugon, po czym wstał i wyszedł z sali".
"- O nie, tak nie wolno, co by powiedzieli na to moi rodzice i moja wysoko postawiona siostra, której tak bardzo zazdroszczę i która poślubiła przystojnego mężczyznę, a ja nie - przedrzeźniała ją Fredro".
"- Kim jest ta przeurocza kobieta ze zdjęcia na lodówce - spytała wskazującym palcem.
- A to. To jest moja żona. Ona mnie odeszła.
- Bardzo mi przykro.
- Niepotrzebnie była straszną jędzą".
Jak na debiut - wow. Niezwykle surrealistyczny świat. Czytając miałam wrażenie, że autor rozwinął jeden ze swoich poronionych snów i tak powstała ta książka.
Trochę nie wiem do kogo jest ona skierowana - do młodzieży czy może jednak dorosłych? Historia jest dość brutalna. Główna bohaterka jest zbyt młoda, aby dźwigać tak wiele na swoich barkach. Sara, jest nastolatką,...
2021-02-16
Jeśli miałabym wskazać książkę, którą powinien przeczytać każdy nastolatek, bez wahania poleciłabym właśnie "Charliego". Historia przedstawiona przez Stephena Chbosky'a jest naprawdę wartościowa i autentyczna w swojej prostocie. Podczas lektury z każdym kolejnym listem coraz bardziej rozumiałam tego wrażliwego chłopaka, który boryka się z problemami, które są nieodzownym elementem dorastania. Na kartach książki naprawdę zaprzyjaźniłam się z tym niewinnym, sympatycznym Charlie i sama miałam ochotę wysłać do niego swój list.
Podczas lektury miałam miłe skojarzenia z pewnym filmem, mimo że główni bohaterowie w zasadniczy sposób różnią się od siebie, lecz mogłabym nazwać tę książkę "Forrest'em Gump'em" dla młodzieży. Choć utwór dotyczy trudnych tematów, a wręcz przedstawia wszelkie problemy z jakimi mogą zmagać się współcześni nastolatkowie, czyta się ją lekko, ze wzruszeniem i prawdziwym zrozumieniem. Pomimo że książka nie jest nowa - ma już 20 lat, jej treść jest wciąż aktualna, a to mówi samo za siebie.
Wrażliwy Charlie na pewno będzie jednym z moich najukochańszych bohaterów literackich i z pewnością często będę wracać do tej książki.
Jeśli miałabym wskazać książkę, którą powinien przeczytać każdy nastolatek, bez wahania poleciłabym właśnie "Charliego". Historia przedstawiona przez Stephena Chbosky'a jest naprawdę wartościowa i autentyczna w swojej prostocie. Podczas lektury z każdym kolejnym listem coraz bardziej rozumiałam tego wrażliwego chłopaka, który boryka się z problemami, które są nieodzownym...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-19
2017-12
Narracja z perspektywy psa była bardzo ciekawym doświadczeniem. Jednakże pierwsze szczenięce rozdziały trochę mi się dłużyły, ale z każdą kolejną stroną akcja się rozkręcała, a ja nie mogłam się już od niej oderwać. To był prawdziwy rollercoster emocji! Kiedy byłam już przy zakończeniu musiałam przerwać czytanie, żeby się uspokoić, bo tak płakałam, że nie widziałam tekstu. Podsumowując, była to piękna, wyjątkowa i wzruszająca historia nie tylko dla psiarzy!
Narracja z perspektywy psa była bardzo ciekawym doświadczeniem. Jednakże pierwsze szczenięce rozdziały trochę mi się dłużyły, ale z każdą kolejną stroną akcja się rozkręcała, a ja nie mogłam się już od niej oderwać. To był prawdziwy rollercoster emocji! Kiedy byłam już przy zakończeniu musiałam przerwać czytanie, żeby się uspokoić, bo tak płakałam, że nie widziałam tekstu....
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-09
2022-06-06
To było niesamowite doświadczenie zarówno ze względu na fabułę jak i warsztat pisarski. Zdania były trochę długie, ale jednocześnie tak przesiąknięte dosadnością oraz prawdą, że nie ma się do czego przyczepić. Miałam wrażenie jakby ktoś opowiadał tą historię, jakby to był potok słów naocznego światka tych wydarzeń, a nie wyrazy umieszczone na kartce papieru.
Autor rewelacyjnie ukazał polską mentalność od czasów dwudziestolecia międzywojennego do PRL-u. Trochę gubiłam się w tych retrospekcjach i wspomnieniach, które przeskakiwały co chwila z przeszłości w teraźniejszość, lecz kiedy już się przyzwyczaiłam, to nie mogłam się oderwać od historii rodziny K.
To nie tylko powieść o przemocy w rodzinie, ale przede wszystkim o tym jak przeszłość, dzieciństwo odciskuje piętno na psychice i dalszym życiu. Przepełniona jest wartościowymi refleksjami jak i prawdami życiowymi. Prawdę mówiąc, jeszcze nie spotkałam książki, której fragmentami pragnęłam cytować na co dzień. Teraz już tak.
Na koniec jeszcze napiszę, że sądziłam, iż tytuł powieści odnosi się po prostu do pejoratywnego określenia dziecka (gnojek) lub mężczyzny (gnój). Jakie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że tytuł książki jest bardziej dosłowny niż myślałam...
Podsumowując gorąco polecam, choć nie jest to pozycja dla ludzi o delikatnych nerwach...
To było niesamowite doświadczenie zarówno ze względu na fabułę jak i warsztat pisarski. Zdania były trochę długie, ale jednocześnie tak przesiąknięte dosadnością oraz prawdą, że nie ma się do czego przyczepić. Miałam wrażenie jakby ktoś opowiadał tą historię, jakby to był potok słów naocznego światka tych wydarzeń, a nie wyrazy umieszczone na kartce papieru.
Autor...
2013-10
Przeczytana po raz pierwszy 10 lat temu. Książka, dzięki której nie przestałam czytać. Była moją pierwszą lekturą i na szczęście nie zraziła mnie do dalszej wędrówki po kartach literatury.
Oprócz malowniczych bałtyckich pejzaży, obcowania z naturą i przemiany Danusi, najbardziej ujął mnie w niej aspekt niepełnosprawności Elzy, który miał dla mnie szczególne znaczenie. Odebrałam książkę bardzo osobiście, gdyż wśród moich bliskich jest osoba niewidoma. Dlatego cieszyłam się, że dziewczynka jest ukazana jako osoba niezależna, która radzi sobie z codziennymi zadaniami. Nie poddała się, pomimo tego, co ją spotkało. Pokazała, że choroba nie musi być wyrokiem, że można i tak cieszyć się życiem, czego jestem światkiem na co dzień.
Pozytywne zakończenie - operacja Elżuni dała mi dodatkowo cień nadziei. Choć życie niestety nie jest takie jak w książkach. Dziesięcioletnia Marta bardzo potrzebowała wtedy takiej lektury.
Przeczytana po raz pierwszy 10 lat temu. Książka, dzięki której nie przestałam czytać. Była moją pierwszą lekturą i na szczęście nie zraziła mnie do dalszej wędrówki po kartach literatury.
Oprócz malowniczych bałtyckich pejzaży, obcowania z naturą i przemiany Danusi, najbardziej ujął mnie w niej aspekt niepełnosprawności Elzy, który miał dla mnie szczególne znaczenie....
2018-02
2017-07
Gdzieś mignął mi plakat filmu, a potem przez przypadek wypatrzyłam książkę w bibliotece i to chyba było przeznaczenie, bo od razu skradła moje serce. Nie mogłam się oderwać. Historia Anny i jej całej rodziny bardzo mnie poruszyła i po lekturze skłoniła do refleksji. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że przeczytałam tą książkę, bo od niej zaczęła się moja przygoda z bardziej wymagającymi pozycjami.
Gdzieś mignął mi plakat filmu, a potem przez przypadek wypatrzyłam książkę w bibliotece i to chyba było przeznaczenie, bo od razu skradła moje serce. Nie mogłam się oderwać. Historia Anny i jej całej rodziny bardzo mnie poruszyła i po lekturze skłoniła do refleksji. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że przeczytałam tą książkę, bo od niej zaczęła się moja przygoda z bardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-04-29
2016-06
Baśń dla dorosłych. Przypowieść w świecie fantasy. Ekologiczny manifest sprzeciwiający się konsumpcjonizmowi, ale także komunizmowi. Niesamowite, metaforyczne doznanie dla małych i dużych.
Książka może dać mylne wrażenie, iż jest skierowana do najmłodszych. Myślę jednak, że wiele szczegółów może uciec młodemu czytelnikowi. Nie jest to może typowe fantasy, gdyż bardziej przypomina otaczający nas świat niż baśniową krainę. Autor stworzył karykaturalny obraz naszej planety, przedstawiając ją jako Drzewo. Jego mieszkańcy nie różnią się zbytnio od ludzi, chyba że wzrostem. Tak jak większość dzisiejszego społeczeństwa dążą oni do władzy i bogactwa, zatracając tym samym więzi międzyludzkie. Kierują się stereotypami i klasowością. Budowy fabryk, przedsiębiorstw, eksploatowanie Drzewa na masową skalę, powoduje, że ich dom może być wkrótce zagrożony. Jednak nikt nie może i nie chce przeciwstawić się dyktaturze najbardziej wpływowego przedsiębiorcy. Sposób jego rządów przyprawiał mnie o ciarki - przypominały mi się lekcje historii o komunizmie. W krainie panuje strach. Każdy martwi się o siebie. Nikt nie pamięta takiego pojęcia jak "przyjaciel"…
W takich realiach toczy się opowieść Tobiego. Obserwujemy ucieczkę trzynastolatka, przeplataną wspomnieniami z jego dzieciństwa i chwil szczęścia, kiedy czuł się bezpieczny i kochany. Podczas tej podróży możemy przyglądać się jak tytułowy bohater dorasta. Przeżywa wszystkie możliwe tragedie, by odzyskać nadzieję i za moment znów ją stracić. Zmaga się z samotnością, odrzuceniem, a wręcz nienawiścią. Historia ma w sobie dozę brutalności, jaką zwykle serwuje nam życie. Autor nie patyczkuje się z uczuciami Tobiego ani czytelnika. Jednak sama książka niesie pozytywne przesłanie - że nawet przykre wydarzenia mogą wnieść cząstkę dobra, zmienić czyjeś życie na lepsze, pomóc komuś stać się lepszym człowiekiem.
Pomimo iż za każdym razem przewidywałam, co może się za chwilę zdarzyć, nie odbierało to mi radości (smutku) z czytania.
Wiele wrażliwych dusz z pewnością utożsami się z tytułowym bohaterem. Książka wzrusza, a tego małego chłopca aż prosi się, by przytulić do swojego serca i dać mu choć trochę ukojenia. Historia nie kończy się wraz z ostatnim zdaniem. Ona zostanie z czytelnikiem zdecydowanie na dłużej.
Jedynym moim dużym zarzutem jest brak ilustracji z mapą Drzewa, która bardzo by pomogła lepiej zobrazować sobie całą sytuację.
Baśń dla dorosłych. Przypowieść w świecie fantasy. Ekologiczny manifest sprzeciwiający się konsumpcjonizmowi, ale także komunizmowi. Niesamowite, metaforyczne doznanie dla małych i dużych.
więcej Pokaż mimo toKsiążka może dać mylne wrażenie, iż jest skierowana do najmłodszych. Myślę jednak, że wiele szczegółów może uciec młodemu czytelnikowi. Nie jest to może typowe fantasy, gdyż bardziej...