„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmy

Remigiusz Koziński Remigiusz Koziński
24.05.2024

Jakie relacje wiążą pisarza z bohaterem, z którym jest od ponad dwunastu lat? Jak pisać cykl powieściowy, by nie znudzić nim samego siebie? Oraz w jaki sposób zyskać nowych czytelników, nie tracąc stałych sympatyków książkowej serii? Z rozmowy Remigiusza Kozińskiego z Krzysztofem Beśką dowiedzą się państwo także, kto zdaniem autora jest najwybitniejszym człowiekiem w dziejach.

„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmy materiały prasowe wydawnictwa Oficynka

Pewnego dnia dochodzi do zabójstwa Ingeborg Martinek, gospodyni kamienicy z mieszkaniami na wynajem. Na podstawie śladów na ciele ofiary policjanci podejrzewają, że morderstw może być więcej. Ponoć na miejscu zbrodni widziano Oskara Radtkego, współpracownika najlepszego detektywa w tym mieście – Stanisława Berga, dlatego prowadzący śledztwo Klaus Tyl postanawia z nim porozmawiać. Jednak Oskar jakby zapadł się pod ziemię, a przyjaciele detektywa otrzymują depeszę, że Berg jest umierający. Jak jest naprawdę? I kto stoi za intrygą powiązaną z serią zabójstw w dziewiętnastowiecznym Królewcu?

Wywiad z Krzysztofem Beśką, autorem „Zabójczej koniunkcji”

Remigiusz Koziński: „Zabójcza koniunkcja” to siódme spotkanie ze Stanisławem Bergiem, prawda?

Krzysztof Beśka: Tak, to siódme z nim spotkanie, a jednocześnie czwarte w Königsbergu, czyli w Królewcu. Zaczynaliśmy w Łodzi, potem się przenieśliśmy, w powieści „Amber Gold”, na północ dzisiejszej Polski. Następnie z Gdańska przez zatokę nasz bohater dotarł do obcego sobie wtedy miasta. Został i jest tam już od paru lat.

Na kartach „Amber Gold” Łódź Stanisławowi Bergowi z różnych względów zbrzydła. W „Zabójczej koniunkcji” na chwilę Łódź się jednak znów pojawia.

Wracamy do Łodzi, a mówiąc ściślej Łódź wraca do Stanisława Berga w postaci jego znajomych. Czasami przywiązuję się do bohaterów i lubię odświeżyć pewne tematy i pewne postacie. W przypadku najnowszego tomu bohaterowie, których poznaliśmy w Łodzi przed paroma laty, czyli kilka książek wstecz, przyjeżdżają z różnych powodów. Nie zdradzimy dlaczego. Przyjeżdżają do Königsberga i znów widzą się ze Stachem.

Jestem ciekaw, jak wyglądają relacje, o ile to nie sekret, między twórcą a bohaterem, jeśli znają się tak długo jak wy. Przecież Berg pojawił się na świecie w roku dwa tysiące dwunastym.

Tak, to był dwa tysiące dwunasty i strony powieści „Trzeci brzeg Styksu”.

Jesteście ze sobą od dwunastu lat. Czy tak długi czas wpływa na wasze relacje? Wasze, czyli Krzysztofa Beśki i Stacha Berga.

Przez cały czas jesteśmy blisko. Nie mam, na razie przynajmniej, zamiaru porzucić tego bohatera. Zamiana miast wyszła na dobre i Stachowi, i mnie. Jeśli chodzi o rzemiosło detektywistyczne, Berg wie coraz więcej, bo coraz więcej spraw rozwiązuje. Nie wszystkie są zgodne z jego kwalifikacjami – czasami bierze coś poniżej swojego poziomu umiejętności, żeby się utrzymać.

Mogę chyba uchylić rąbka tajemnicy, że w powieści „Zabójcza koniunkcja” przyjeżdżają do niego znajomi z Łodzi, ale też opuszczają go jego dotychczasowi współpracownicy. Zawsze pomagały mu dzieci. Najpierw były to dzieci łódzkie, potem nastoletniego pomagiera zdobył w Królewcu. W najnowszej powieści ten coraz dojrzalszy nastolatek wybiera własną drogę.

Ale pojawia się też jego potencjalny następca.

Tak, jest to chłopiec dużo młodszy od Oskara, dotychczasowego pomocnika Berga. Ma na imię Ernst, a jego nazwisko, dość znane, czytelnicy poznają dopiero na końcu książki. Nie będziemy go tutaj zdradzać, może będzie to dodatkowa motywacja do przebrnięcia przez te pięćset kilkadziesiąt stron.

Sam Stach jest tym samym detektywem, lubi zagadki kryminalne, lubi też wejść do sklepu z męską konfekcją, aby kupić sobie jakąś fajną rzecz: dodatek, parę butów, pasek czy krawat. Cały czas jest dandysem, nie stroni też od piwa. Lubi eksperymentować i degustować coraz to nowe gatunki tego trunku.

Ostatni temat na tej liście to kobiety. W powieści „Zabójcza koniunkcja” pojawia się pewien problem. Relacja męsko-damska jest w zasadzie przyczyną całej tej awantury. Staram się pisać dwutorowo. Jest oczywiście wątek kryminalny, z drugiej strony zaś są osobiste perturbacje Berga.

A miewał je już w Królewcu w poprzednich tomach, z Urszulą chociażby.

Tak, tu też nie będziemy zdradzać za dużo, ale miał nadzieję na zawinięcie do bezpiecznego portu, jeśli chodzi o życie osobiste, rodzinne. I to znowu mu się nie udaje.

Krzysztof Beśka

Drążąc jeszcze temat waszej wieloletniej zażyłości. Czy jesteś, jako twórca, nadal ciekawy, dokąd bohater cię zaprowadzi? Jak myślisz, jak się potoczą jego dalsze losy?

Tak, oczywiście. Nie pozbywam się tak łatwo bohaterów. Ja nie muszę pisać tych powieści, tylko chcę. Tworzenie tego świata, odbudowywanie dziewiętnastowiecznego Königsberga jest dla mnie cały czas przyjemnością. W przypadku innych twórców to jest czasami skomplikowane. Podpisali umowy i ich bohaterowie często musieli się u nich pojawiać.

Jeśli książka o fajnym detektywie lub policjancie musi się pojawić raz albo dwa razy do roku, bo to wynika z umowy podpisanej z wydawnictwem, to czy dla twórcy to jest jeszcze radość? Czy to jest przygoda? Czy to już odrobinę zajeżdża jakąś katorgą? Ja nie muszę – ja chcę. I te książki się ukazują z rozsądną częstotliwością. Dwanaście lat, a ta jest dopiero siódma. Dzięki temu mogę uspokoić myśli. Odpoczywamy z bohaterem od siebie.

Ważny jest też płodozmian. Jeśli teraz zajmuję się końcem dziewiętnastego wieku i Stanisławem Bergiem, to wiem, że kolejną książką nie będzie śledztwo Stanisława Berga, tylko, na przykład, polski kryminał współczesny.

Albo w ogóle nie będzie to kryminał, bo przecież niedawno wydałem powieść obyczajową, zupełnie inną, bardziej osobistą – „Tango z gwiazdą”. Tego bardzo mi brakowało. Po ponad dziesięciu latach pisania kryminałów zaczęło mi brakować literatury obyczajowej. Tego oddechu, innego spojrzenia.

Wiadomo, że w literaturze sensacyjnej ważny jest konkret. Tam nie może być zbyt dużo przemyśleń, zbyt dużo opisów przyrody. (śmiech) W powieści obyczajowej można troszeczkę posmęcić i poprzynudzać. Oczywiście też trzeba zachować w tym jakiś umiar.

Szczególnie w opisach przyrody. Ale, ale… czas płynie, świat Stanisława Berga zmierza nieuchronnie do początku dwudziestego wieku.

No właśnie, jak to będzie w tym dwudziestym wieku? Czy Berg będzie jeszcze większym dekadentem? Może Stanisław nie będzie w stanie znieść tego dwudziestego wieku, a może jednak się uspokoi, da radę, zawinie do bezpiecznego portu, jeśli chodzi o życie osobiste. Nie wiem, zobaczymy.

Skoro sam sobie zadajesz te pytania, to znaczy, że cię ta postać jeszcze jakoś kręci.

Ależ oczywiście, że tak! Tak sobie myślę, że gdyby nawet umowa wymagałaby ode mnie pisania raz do roku takich przygód, to właściwie też dałbym radę. Czuję, że tej radości bym nie stracił. Musiałbym się może trochę bardziej spiąć… Wiesz, często pytają mnie, czy znam takiego pisarza, twojego imiennika, o takim bardzo zimnym nazwisku. No i pytają, czy da się pisać tyle książek w roku, co on.

Jeśli siądziesz do pisania o ósmej, skończysz o szesnastej i ktoś ci jeszcze poda obiad o trzynastej. No i będziesz tak robił codziennie, idąc na osiem godzin do roboty – spokojnie da się napisać dwie książki w roku. Pytanie tylko, czy to nadal będzie radość tworzenia? Chyba już nie. Przynajmniej ja bym już jej nie odczuwał.

Jaka w takim razie jest recepta na pisanie cyklu? Co zrobić, żeby z jednej strony utrzymać przy sobie takich, którzy są ze Stanisławem Bergiem od czasu jego łódzkich początków, z drugiej zyskać czytelnika, który swoją znajomość z detektywem zacznie w Królewcu podczas lektury „Zabójczej koniunkcji”?

Cały czas trzeba mieć nowe pomysły i otwartą głowę. Wiadomo, że zbrodnia zawsze jest taka sama, czy mówimy o wieku osiemnastym, czy o dwudziestym pierwszym. Zbrodnia jest taka sama i człowiek jest taki sam. Co najwyżej sposoby zadawania bólu drugiej osobie są odrobinę inne. Namiętności i problemy ludzi z różnych epok niewiele się od siebie różnią. Wiadomo, że w przypadku kryminałów historycznych trzeba to ugotować w zupie z epoki, używając odrobiny stylistyki, języka. Dlatego gdy piszę powieści, które rozgrywają się pod koniec dziewiętnastego wieku, czytam pozytywistów i modernistów polskich.

Dzielę sobie cykle na trylogie. Były już trzy tomy łódzkie, trzy królewieckie.

„Amber Gold” i dwie następne były w klamrze, którą była druga wojna światowa, czyli czas, kiedy miasto uległo zagładzie. „Zabójcza koniunkcja” jest „królewiecka”, ale wykorzystałem inny motyw. Postanowiłem połączyć sposób pisarski z książek sprzed lat, takich jak „Ornat z krwi”, „Krypta Hindenburga” czy „Konstelacja zbrodni”. Akcja dzieje się tam współcześnie, ale mamy wycieczki do lat zamierzchłych. Podobnie jest w najnowszej powieści, której głównym bohaterem jest Stanisław Berg. Planem głównym jest koniec dziewiętnastego wieku, ale odchodzimy do czasów dawniejszych.

Mamy Doktora.

No właśnie, mamy pewnego Doktora! Mikołaj Kopernik to jest mój idol. Największy człowiek w dziejach. Odrobinę żałuję, że „Zabójcza koniunkcja” nie ukazała się w jego pięćset pięćdziesiąte urodziny, w roku ubiegłym.

Zresztą Kopernika nigdy dosyć. Pojawia się już w trzeciej mojej książce. Wcześniej były to jego wymyślone przygody, wręcz nierealne. Tutaj ta ostatnia ziemska podróż się odbyła i prawdopodobnie Mikołaj Kopernik udał się wtedy właśnie do Królewca. Kiedy tylko to przeczytałem, to od razu mi się lampka zapaliła i stwierdziłem, że muszę to połączyć.

Czy jest szansa na ekranizację? Na serial „Berg”?

Chciałbym, żeby taki serial powstał. Zaczęlibyśmy od Łodzi, tam w niektórych miejscach wystarczy zdjąć reklamy, znaki drogowe, posypać ulice piachem, dać kilka rosyjskich napisów i już można kręcić. Mamy XIX-wieczną Łódź. Może więc kiedyś i Berg się doczeka. Seriale retrokryminalne są bardzo trudne. „Belle epoque”, na przykład, nie udał się, nie miał atmosfery. Wyobraź sobie ulicę Floriańską w Krakowie. Ani jednej końskiej kupy nie było na tej Floriańskiej, wszystko dokładnie zamiecione, a to był przecież Kraków początku wieku – taki czysty na pewno nie był. Ktoś mnie kiedyś z kolei zapytał, jakie polskie miasto mogłoby zagrać Królewiec, który został w czasie wojny kompletnie zniszczony. Pomyślałem chwilę i wyszło… No zgadnij, jakie miasto mogłoby zagrać Królewiec.

Poddaję się, nie wiem. Za mało czytałem pozytywistów.

W przypadku królewieckiego Berga upatrzyłem sobie Bydgoszcz. Brda, kanały, wydaje mi się szerokości Pregoły, dużo mostów, komputerowo zrobić wieże kościoła zamkowego i mamy Königsberg. (śmiech) Nie mam czasu, żeby nad tym usiąść. Scenariusz to jest jednak bardzo konkretna rzecz. Pisałem słuchowiska, nawet miałem odczytaną performatywnie sztukę w teatrze. Profesjonalnie, przez aktorów. Ale scenariusz, i to serialu… Ktoś musiałby mi w tym pomóc.

Jesteś fanem filmów, których bohaterem jest James Bond. Zatem na koniec: wiemy, że Stanisław Berg pojawi się w kolejnej powieści. Trawestując bondowskie napisy: Stanisław Berg will return…

Stanisław Berg powróci… w powieści pod tytułem „Kabestan przeznaczenia”. Znowu się pojawią Rosjanie, carska ochrana, powstańcy styczniowi, czyli temat, który został już poruszony w „Dolinie popiołów”. To wszystko w dekoracjach końca dziewiętnastego wieku.

Dziękuję za rozmowę.

---

Chcesz kupić tę książę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Remigiusz Koziński - awatar
Remigiusz Koziński 24.05.2024 12:00
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam