Źródło: By Bert Nienhuis - File of the Werkgroep Caraibische Letteren, The Netherlands, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4750253
Karaibski poeta, pisarz i malarz, jeden z przodujących członków postkolonialnej szkoły pisarstwa anglojęzycznego, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1992),od 2010 profesor University of Essex. Urodził się w stolicy Saint Lucia. Uczył się w St. Mary’s College w Saint Lucia. Studiował na Jamajce. Jego twórczość, rozwijana niezależnie od szkół realizmu magicznego powstających tak w Ameryce Południowej jak w Europie, mniej więcej wtedy, gdy się rodził, jest ściśle związana z symbolizmem mitu i jego związkami z kulturą. Jego najbardziej znany utwór to poemat epicki Omeros, adaptacja homeryckiej opowieści i tradycji w postaci podróży przez Karaiby, zachodnią część Ameryki i Londyn.
W 1997 współpracował z Paulem Simonem przy musicalu The Capeman, wystawianym na Broadwayu.
Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1992.
Niczyje cytryny na półmisku
ziemi, nie pozwalajcie, aby zgasło
światło na waszym gorzkim ciele
niech cytrynowy blask
służy wam za całą zbro...
Niczyje cytryny na półmisku
ziemi, nie pozwalajcie, aby zgasło
światło na waszym gorzkim ciele
niech cytrynowy blask
służy wam za całą zbroję
w tę nagą niedzielę.
Ciekawy zbiór liryki, ukazujący drobiazgowy przekrój poezji amerykańskiej. Kwestia doboru utworów charakterystycznych dla danego twórcy jest oczywiście subiektywna, ale wybrane teksty w większości pokazują najistotniejsze cechy warsztatu omawianych poetów. Ważnym uzupełnieniem wierszy są biografie ich autorów. Warto zwrócić na nie uwagę. Jedyną przeszkodą w odbiorze całości była dla mnie sama specyfika poezji zza oceanu - topornej, surowej, często niesamowicie realistycznej i "codziennej".
Podczas ostatniej wizyty w bibliotece miejskiej ruszyłam w kierunku półek z poezją. Ta część budynku jest najczęściej pusta i głucha, tak daleko nikt się nie zapuszcza. Bo i po co? W końcu najpopularniejsze książki znajdują się w centralnej części wypożyczalni. Trochę to smutne, z perspektywy tych wszystkich zaniedbywanych tomów, ale przynajmniej miałam spokój. Kurtkę i torebkę rzuciłam na podłogę, usiadłam wygodnie na wykładzinie i zaczęłam grzebać...
Tomik „Od Walta Whitmana do Boba Dylana. Antologia poezji amerykańskiej” skusił mnie tytułem i nazwiskiem autora przekładu. Z góry założyłam, że Barańczakowi mogę zaufać, w końcu to on dokonał autorskiego wyboru wierszy. Poezję amerykańską znałam w stopniu minimalnym, więc postanowiłam poszerzyć własne horyzonty. Ależ się zawiodłam...
Większość przytoczonych nazwisk znałam ze słyszenia. Jednak amerykańska popkultura potrafi skutecznie przemycać poetyckie motywy. Niestety same wiersze zupełnie do mnie nie przemówiły. W trakcie czytania odezwał się we mnie europejski snobizm, a tematy poruszane przez poetów wydały się infantylne i nieistotne. Najwidoczniej mam zbyt małą wiedzę na temat historii i kultury Stanów Zjednoczonych, żeby móc w pełni zrozumieć tamtejszą poezję. Spodobał mi się klimat panujący w wierszach Ezry Pounda i T.S. Eliota, jednak te przytoczone przez Barańczaka nieszczególnie przypadły mi do gustu. Nawet utwory Emily Dickinson całkowicie mnie zawiodły, a przecież znam i lubię jej poezję. Może to wybór wierszy jest tak niefortunny? Może akurat inne utwory złapałyby mnie za serce? Nie wiem, ale bardziej od samej poezji podobały mi się mini biografie poetów spisane ręką Barańczaka. Jak dla mnie były ciekawsze niż przytoczone wiersze.