-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant64
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński32
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2024-02-20
2023-10-28
2022-07-18
2022-05-06
2022-02-25
2018-04-01
Magdalena mieszka w Kalifornii. Jest kobietą po pięćdziesiątce, ma wspaniałego męża Grzegorza, odchowaną trójkę dzieci, i pracę w pobliskim szpitalu. Magda pochodzi z Kresów, z okolic Wilna, ale zanim przyleciała do Kalifornii, mieszkała w Polsce. W Europie mieszka jej mama, Kaszmira. Mama, z którą ma trudny kontakt. Każdego dnia obiecuje sobie, że do niej zadzwoni, pogodzi się z nią, porozmawia... Niestety wiadomość o śmierci rodzicielki wyprzedza realizację jej zamierzeń. Pozostaje jej udać się do Francji na pogrzeb mamy. Tu ku swojemu zdumieniu otrzymuje duże, żółte pudło, skrywające tajemnic z przeszłości Kaszmiry i Maruszki Góreckich i list, z którego wynika, ze jej mama tak naprawdę nie była jej mamą... To pobudza w niej chęć napisania książki, zawierającej wspomnienia swoich bliskich.
„ Żniwo gniewu” to powieść rzeka. Płynie i płynie i niesie ze sobą piękną, trudną historię życia począwszy od Pauliny, mamy Kaszmiry, która miała ciężkie życie z mężem alkoholikiem i kobieciarzem, poprzez życie jej córek Kaszmiry i jej męża komunisty Szury, oraz Maruszki i Zygmunta. Życie ,które nie rozpieszczało żadnej z nich. Niosło więcej trudnych i smutnych chwil, niż tych , o których warto byłoby pamiętać. Powieść toczy się wielotorowo, w dodatku przeplatana jest listami, które siostry piszą do siebie.
Autorka pisząc nie skupiała uwagi na faktach historycznych. Oczywiście one przewijają się przez karty książki, dają o sobie znać, ale w bardzo umiarkowanym stopniu. „Żniwo gniewu” to bardziej obyczajowa powieść, w której zaznaczone jest zło i okrucieństwo jakie sieje i pozostawia po sobie wojna. To książka opowiadająca o miłości i sile kobiet. O tym, jak zawsze potrafią znaleźć wyjście z trudnej sytuacji, jak potrafią cierpieć zaciskając zęby z bólu, jak są odważne i zdeterminowane.
Ciekawym wątkiem jest ukazanie wojny z perspektywy wroga. Nie każdy Niemiec pochwalał poczynania Hitlera i jego współbraci. Wielu Niemców cierpiało, oddając swych synów na wojnę, twierdząc, że chore idee omamiły dusze, zabrały serca i oczy porządnym żołnierzom.
"Żniwo gniewu" wzruszyło mnie , poruszyło serce i umysł, i na pewno zostanie ze swą treścią i przesłaniem na długo w mojej pamięci ...
Magdalena mieszka w Kalifornii. Jest kobietą po pięćdziesiątce, ma wspaniałego męża Grzegorza, odchowaną trójkę dzieci, i pracę w pobliskim szpitalu. Magda pochodzi z Kresów, z okolic Wilna, ale zanim przyleciała do Kalifornii, mieszkała w Polsce. W Europie mieszka jej mama, Kaszmira. Mama, z którą ma trudny kontakt. Każdego dnia obiecuje sobie, że do niej zadzwoni, pogodzi...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-07
Północna Karolina, dolina rzeki Salinas, od wschodu otoczona pięknymi, pełnymi uroku górami Gasilany, a od zachodu ciemnymi, posępnymi łańcuchami pasma Santa Lucia. Patrząc na góry z dołu odczuwało się lęk przed zachodem i miłość do wschodu. Wschód niczym Eden z Pisma Świętego…
Tak oto rozpoczyna się przepiękna, często smutna i przytłaczająca, aczkolwiek bardzo realistyczna i życiowa, od czasu do czasu przeplatana małymi radościami i ździebełkiem nadziei na lepsze jutro, podróż z rodziną Hamiltonów, Trasków oraz całą plejadą drugoplanowych bohaterów.
Samuel i Liza Hamilton przybyli do doliny Salinas z Irlandii. Mieli czterech synów i pięć córek.
Samuel dzielny, mężny, pracowity i bardzo mądry człowiek zbudował dom, kuźnię, stajnię, wymyślał i konstruował róże maszyny. Liza poważna, rozmodlona żona zajmowała się domowymi obowiązkami. Wielką ciekawostką jest fakt, że autor jest synem jednej z córek Państwa Hamiltonów, Oliwii.
Adam Trask jeden z dwóch synów Cyrusa i Lizzie Trasków. Do doliny przybył uciekając przed życiowymi problemami związanymi z bratem Karolem. Przybył tutaj razem z żoną Cathy, która w niedługim czasie urodziła dwóch chłopców: Kaleba i Aarona.
Dwie jakże różne rodziny, których losy w pewnym momencie połączyły się.
Bohaterów w powieści jest wielu, choć jest kilka osób, którym autor poświęcił większość czasu w książce. Opisał je tak dogłębnie, że miałam wrażenie jakbym przeniknęła w głąb każdej postaci, zajrzała w każdy zakamarek duszy, poznając zarówno te ciemne i straszne strony, jak i te bardziej radosne, oplecione iskierką miłości. Podczas czytania zadawałam sobie pytanie, do czego zdolny jest człowiek, ile zła i jadu może mieć w sobie i jak głęboko może upodlić, zniszczyć drugiego bliźniego.
Miłość, to ona krąży po całej powieści. Uczucie ojca do dzieci, dzieci do ojca lub matki, braci względem siebie, brata i siostry, męża do żony, szwagra do szwagierki, służącego do pana, dziewczyny do chłopaka,do samego siebie, ludzi do zwierząt, a nawet właścicielki burdelu do swojej pracownicy. Jej brak lub strach przed nią, nieprawidłowe okazywanie uczuć drugiej osobie lub na odwrót zbyt głębokie uczucie, takie że aż odbierało trzeźwe myślenie i prawidłowe funkcjonowanie osoby miłującej. Tęsknota za miłością, za byciem kochanym. Walka o miłość, o uznanie, akceptację . Miłość, która często rodziła się w bólu, opleciona cieniem przeszłości, masą trudnych doświadczeń wzmagających lęk przed nią. Przeszłość, która zatruwała czyste uczucie, wyzwalała skrajne zachowania w bohaterach. Miłość, która wiązała się z zazdrością i czasami prowadziła wręcz do nienawiści.
Ponadto autor oprócz dokładnego opisu postaci, pisze tak obrazowo, skupia się na takich szczegółach, że miałam wrażenie, że stoję gdzieś tam na uboczu doliny, na wzgórzu i obserwuję wszystko przez lornetkę. Do tego wtrąca wątki związane z tym co dzieje się w ówczesnych czasach, czyli między innymi wojna secesyjna i I wojna światowa.
Ciekawe jest również głębsze dno powieści, które od razu przyszło mi na myśl, kiedy spojrzałam na imiona bohaterów. Karol i Adam, Kaleb i Aaron niczym biblijny Kain i Abel. I rzeczywiście, kiedy doczytałam adnotacje na końcu książki, moje przypuszczenia potwierdziły się. W obu przypadkach dzieci tych samych rodziców, prezentują dwie przeciwstawne postawy moralne. Walka dobra ze złem toczy się przez całą powieść. Zło wkrada się podstępnie i niszczy całe pokłady dobroci i miłości. Niszczy zarówno osoby, które je rozsiewają, jak i te postacie w kierunku których skierowane jest zło. Autor doskonale uwidacznia wewnętrzne rozdarcie duchowe niektórych bohaterów. Jasna strona wyzwala dobro, odsłania głębię ducha, piękno i miłość. Ciemna strona wyzwala skłonność do grzechu, mijania się z dobrem, prawdziwym człowieczeństwem, prowadzi do wynaturzeń i odkrywa niższe instynkty. To właśnie ta ciemna strona sprawia, że bohaterowie postępują wbrew logice i własnemu sumieniu niszcząc siebie i innych.
Dla mnie powieść rewelacyjna, ponadczasowa choć rzeczywiście momentami wydłużona, co niektórych może denerwować. Jednak ładunek emocjonalny jaki ze sobą niesie, język jakim jest napisana, to do jakich przemyśleń mobilizuje człowieka sprawiło, że oceniam ją jako arcydzieło bez dwóch zdań i na pewno na długo zostanie w mojej pamięci.
Ach i jeszcze postać Li, służącego Adama Traska. Jego się nie zapomni, dla mnie to ktoś z kim chciałoby się wypić niejedną kawę i przegadać niejedną noc…
Północna Karolina, dolina rzeki Salinas, od wschodu otoczona pięknymi, pełnymi uroku górami Gasilany, a od zachodu ciemnymi, posępnymi łańcuchami pasma Santa Lucia. Patrząc na góry z dołu odczuwało się lęk przed zachodem i miłość do wschodu. Wschód niczym Eden z Pisma Świętego…
Tak oto rozpoczyna się przepiękna, często smutna i przytłaczająca, aczkolwiek bardzo...
2021-04-15
Tak, jak sobie obiecałam zaraz po przeczytaniu „ Niech stanie się światłość" zafascynowana stylem Pana Folletta sięgnęłam po „Filary ziemi”.
Tym razem przeniosłam się o sto lat dalej czyli do 1123 roku. Swą podróż rozpoczęłam wraz z Tomem budowniczym, mężnym, sprawiedliwym, dobrym, mądrym mężczyzną poszukującym pracy, jego żoną Agnes silną podporą Toma, dzielną, zaradną kobietą, córką Marthą i krnąbrnym, nieznośnym synem Alfredem.
"Filary ziemi" to powieść historyczno-obyczajowa traktująca o wojnie domowej w Anglii, między cesarzowa Matyldą córką króla Henryka I, a jej kuzynem Stefanem I z Blois. Cesarzowa Matylda była prawowitą dziedziczką angielskiego tronu. Taka była bowiem wola jej ojca i pomimo zastrzeżeń Stefana, Henryk I nie zmienił przed śmiercią swojego postanowienia.Na tle walki o przejęcie władzy w kraju, w małym ubogim Kingsbridge przeor Philip nadzoruje budowę katedry.
Powieść płynie, płynie i leniwym tempem krąży między chcącymi objąć władzę w Anglii a budową katedry w Kingsbridge. Mnogość wątków, opisów, różnorodnych postaci może przytłoczyć, ale mnie akurat ponownie urzekała. Opisy, opisy, opisy. Wieś , miasto, zamek, jarmark, wojna, każda postać, czynności jakie wykonywała z racji swego pochodzenia lub pracy jaką wykonywała, opisy ubioru, jedzenia a nawet zapachów.
Początek powieści dość żmudny, pierwsze sto stron nie powala, ale później akcja nabiera tempa, nienawiść przeplata się z miłością, intryga goni intrygę, uwidaczniają się dokładnie charaktery różnych postaci, co pozwala wyłonić swoich faworytów, a z odrobiną złości i negatywnych uczuć śledzić tych, którzy gmatwają innym życie, zieją nienawiścią i chęcią zemsty.
Pomysłowość łączenia wątków to dla mnie majstersztyk. Tu również jak w poprzedniej części ci dobrzy mają cały czas pod górkę, zmagają się z przeciwnościami losu, a przede wszystkim ze złośliwością i kłodami które podrzucają im inni pod nogi.
Do rodziny Toma dołącza tajemnicza Ellen z synem Jackiem, której zazwyczaj nikt nie lubi a nawet powiedziałabym, że wiele osób boi się jej. Przesympatyczny, dobry, mądry, uparty i zaradny przeor klasztoru św. Jana z Lasu Philip z Gwynedd, rodzina Hamleigh: Percy, jego żona Regan, która podjudza, gmatwa, mąci, patrząc tylko na swoje korzyści, idzie po trupach do celu, i syn William największy hultaj, zabijaka, potwór w ludzkiej osobie. Nie brakuje też przedstawicieli kościoła: biskupa Walerana, biskupa Henryka, obaj dążący do władzy i wielkich pieniędzy zapominając przy tym o szacunku drugiego człowieka.
Postacie złe i dobre, miłość, złość, nienawiść, żal, smutek, dążenie do władzy za wszelką cenę, pieniądze zdobyte w łatwy sposób lub ciężką pracą, dążenie do określonych celów poprzez wyrzeczenia i pracę, albo poprzez rozbój, napady, gwałt i kradzież, pożądanie drugiej osoby, albo pieniędzy i władzy, mądrość i głupota przeplatane odrobiną radości i nadziei.
Wszystkie te uczucia znajdziemy w jednej powieści. Potężnej bo aż 850 stronicowej, czyli takiej jakie lubię najbardziej czytać. Lubię spędzać długie chwile z tymi samymi bohaterami, śledząc ich poczynania krok po kroku, widząc jak im się w życiu układa lub nie, obserwując ich rozwój życiowy, bądź co gorsza upadek lub śmierć. To takie ludzkie, takie życiowe. Najgorsze, kiedy powieść zbliża się ku końcowi. Czuję żal, smutek bo często przywiązuję się do określonych postaci. Tym razem również tak było. Coś się skończyło, dużo w głowie zostało, a III cześć przede mną…
Tak, jak sobie obiecałam zaraz po przeczytaniu „ Niech stanie się światłość" zafascynowana stylem Pana Folletta sięgnęłam po „Filary ziemi”.
Tym razem przeniosłam się o sto lat dalej czyli do 1123 roku. Swą podróż rozpoczęłam wraz z Tomem budowniczym, mężnym, sprawiedliwym, dobrym, mądrym mężczyzną poszukującym pracy, jego żoną Agnes silną podporą Toma, dzielną, zaradną...
2021-02-05
Stosowana przez większość XX wieku kara zesłania do więzień i obozów pracy rozsianych po całym Związku Sowieckim była jedną z najdotkliwszych traum, jakiej doświadczali nie tylko mieszkańcy Rosji, ale również Europy Wschodniej i Środkowej. Czemu ? Większość z nas wie, że na grozę tego zjawiska składało się wiele czynników. W szachu trzymały więźniów nieludzkie, wrogie siły dzikiej przyrody, które nie pozwalały osadzonym na ucieczkę. Jałowy step, lodowa pustynia, olbrzymi las, z dala od bardziej zamieszkanych okolic, z dala od jakiejkolwiek pomocy. System obozowy nastawiony był na morderczą eksploatację ludzi, traktował ich jako darmową siłę roboczą. Bardzo duża część osób trafiła do obozów i więzień bez winy, bez wyroków, nie mówiąc nawet o sprawiedliwym procesie. A na miejscu próbowano ich złamać, aby stali się posłusznymi, bezwolnymi i bezmyślnymi niewolnikami. Wykorzystywano do tego siłę i głód oraz zastraszanie. Skutki były przerażające. Miliony ludzi poniosły śmierć a Ci, którzy przeżyli, nosili piętno chorób, kalectwa, izolacji, wykluczenia oraz rozpadu osobowości.
Warłam Szałamow, syn Tichona duchownego rosyjskiej cerkwi prawosławnej oraz Nadieżdy, nauczycielki. Obracał się w kręgach lewicowej opozycji i trockistów, brał udział w demonstracji zorganizowanej dla uczczenia dziesiątej rocznicy rewolucji październikowej, podczas której wznoszono okrzyki „Precz ze Stalinem!” 19 lutego 1929 roku został aresztowany, oskarżony o kolportaż tak zwanego „testamentu Lenina” i skazany na trzy lata ciężkich robót w łagrach koło Wiszery. 12 stycznia 1937 Szałamow został aresztowany po raz drugi, tym razem pod zarzutem „kontrrewolucyjnej działalności trockistowskiej”. 2 czerwca 1937 roku skazano go na pięć lat łagru na Kołymie. Kolejny wyrok, 10 lat łagru – standardowy dla radzieckiego wymiaru sprawiedliwości „domiar” – otrzymał w roku 1943 za „antyradziecką agitację” na mocy osławionego artykułu 58. Agitacja polegała w tym przypadku na określeniu emigracyjnego pisarza Iwana Bunina, laureata Nagrody Nobla, mianem „klasyka literatury rosyjskiej”.
13 października 1951 roku Szałamowa zwolniono z obozu, lecz dopiero w roku 1953 udało mu się wyjechać z Kołymy. W latach 1954–1973 pisał Opowiadania kołymskie, które przyniosły mu największą sławę. Niestety nie potrafił ułożyć sobie życia osobistego. Wyniszczony fizycznie i psychicznie zmarł 17 stycznia 1982 roku.
„Opowiadania Kołymskie” to wiele krótkich rozdziałów traktujących o pobycie autora w więzieniach i łagrach. To krótkie ale bardzo treściwe wzmianki z tamtejszego, okropnego życia. Głód, głód, zimno, samotność, nieludzkie warunki pracy, ale i również bytu, strach przed tym co będzie,przed innymi więźniami, którzy byli zdolni do wszystkiego, strach przed utratą tego co mieli na własność, a było tego bardzo mało, jak na przykład cudem zdobyty szalik, cały zawszony, ale jednak chroniący odrobinę szyję, a może bardziej sprawiający radość i poczucie tego, że jednak coś się posiada na własność…
Książka ma aż 750 stron, ogromne, ciężkie tomiszcze, a jednak czyta się je dość szybko, bo napisane jest prostym językiem. Opisy sytuacji, przyrody, miejsc w których przebywał autor, świadectwa życia poszczególnych osób, które autorowi zapadły bardziej w pamięć. Wszystko ciekawie ze sobą połączone w całość. Momentami ciężko mi było czytać o okrucieństwie, o tym do czego zdolny jest człowiek, co może zrobić drugiemu bliźniemu, ale nie tylko co może zrobić nawet niewinnej zwierzynie… Straszne co z człowieka wydobywa się pod wpływem niekorzystnych warunków życia, do czego jest zdolny pod wpływem głodu, strachu i zimna. Okrutna prawda, w którą ciężko uwierzyć przerażała mnie, aż do szpiku kości, powodowała, że na chwilę przymykałam oczy, odkładałam książkę na bok, bo po prostu nie mogłam dalej jej czytać. Wiem, że na długo wiele historii zostanie ze mną, w mojej pamięci.
Podsumowując, książka potrzebna, książka, którą powinno przeczytać wiele osób, bo przecież fakty z zsyłek na Północ są do tej pory często ukrywane. Czytajmy, opowiadajmy, rozmawiajmy na ten temat. Pamiętajmy o ofiarach więzień i łagrów. Niech historia na ten temat nie zostanie zapomniana.
Stosowana przez większość XX wieku kara zesłania do więzień i obozów pracy rozsianych po całym Związku Sowieckim była jedną z najdotkliwszych traum, jakiej doświadczali nie tylko mieszkańcy Rosji, ale również Europy Wschodniej i Środkowej. Czemu ? Większość z nas wie, że na grozę tego zjawiska składało się wiele czynników. W szachu trzymały więźniów nieludzkie, wrogie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-09
Tym razem przeniosłam się zupełnie w inny świat, bardziej tajemniczy, mniej znany czas średniowiecza, gdzie wśród gęstwin leśnych, wśród lip i dębów leży skryte przed wrogami „ głowaczowe dworzyszcze” . Dworzyszcze, w którym panuje jeszcze pogaństwo, zabobony, zaklęcia, a opat Gwido próbuje nawracać mieszkańców osady.
Stamtąd 6 lipca 1095 roku, 11 chłopa spojrzawszy ostatni raz na zabudowania, na swoich bliskich wyruszyło w kierunku Węgier, stamtąd wraz z innym poselstwem do ówczesnego Papieża Urbana II, do Clermont, Bizancjum, a następnie pod mury Nicei.
„Krzyżowcy” to powieść gdzie nie mamy jednego lub kilku bohaterów, tutaj bohater jest zbiorowy. Postaci w niej bezliku, aż ciężko zapamiętać imiona i nazwiska poszczególnych osób, ich funkcji życiowych i powiązań rodzinnych. Na początku próbowałam to wszystko ogarnąć, zapamiętać, ale niestety poległam.
Wcale mi to nie przeszkadzało. Skupiłam się bardziej na języku powieści, który jest niesamowity, aż dech w piersi zapiera, że tak można pisać, powiedziałabym malować słowem. Opisy przyrody, poszczególnych miejsc, rycerzy, krajobrazów, a także wiary w konkretnych krajach, gdzie z jednej strony ludzie oddawali cześć Bogu i świętym, a z drugiej strony nie przeszkadzało im to, aby czcić różne bożki.
Powieść urzeka również swoją szczegółowością jeśli chodzi o wydarzenia historyczne, opisy zwyczajów panujących zarówno wśród rycerzy, jak i chłopów.
Ciekawa i warta uwagi jest autentyczna postać Piotra Eremity, francuskiego zakonnika i wędrownego kaznodziei
, organizatora i przywódcy I wyprawy ludowej. Przed organizacją wyprawy ludowej był pustelnikiem, uchodzącym za świętego ze względu na swoją sprawiedliwość i bezinteresowność. Po wezwaniu papieża Urbana II do krucjaty kazania Piotra przyciągały tłumy chłopów ciężko doświadczonych siedmioletnim głodem i ciągłymi walkami pomiędzy możnowładcami.
Drugą wartą uwagi jest postać Aleksego I Komnena, cesarza bizantyjskiego, który poprosił Zachód o dostarczenie wojsk zaciężnych, których w Bizancjum brakowało. Apel został inaczej odebrany – w 1095 papież Urban II wystąpił z projektem krucjaty przeciw Turkom, której celem miała służyć nie tyle pomocy Cesarstwu, co wyparciu muzułmanów z Ziemi Świętej. Wszystko to jest bardzo ciekawie opisane przez autorkę.
Pasjonujące jest również ukazanie w książce zderzenia różnych kultur, światopoglądów. Z jednej storny Grecja; bogactwo, przepych, piękno sztuki egipskiej, perskiej, greckiej, istne dzieła architektury. Kobiety delikatne, kruche, o jedwabnym ciele, inteligentne, oczytane. Młodzieńcy, bożyszcze młodych pań, równie oczytani i inteligentni. Z drugiej strony Słowianie; kobiety o czerwonych, spracowanych dłoniach, ubogich, niemodnych strojach, nie umiejące czytać i pisać, mężczyźni gburowaci, „ brudasy zwykłe, chciwe na złoto i pieniądze” , nieokrzesani, nieuczeni, ale waleczni, silni, dotrzymujący słowa. Do tego jeszcze dochodzi trzecia grupa; Saraceni. Gwałtowni, okrutni, odważni, zdolni do zadziwiających, szlachetnych odruchów, szanujący swoje słowo, a przede wszystkim swoją wiarę. Kto przyjął i wyznaje ich wiarę jest bratem, kto nie staje się wrogiem.
Autorka skupia również wiele uwagi na osobistych przeżyciach krzyżowców, którzy zetknęli się z innym światem, co wprowadziło w ich myśli zamieszanie, mętlik. Odkryli nowy świat, inne oblicza życia. Odkrycie to u jednych spowodowało zachwyt, radość u innych niepokój, ciekawość. Każdy z nich inaczej reagował na nowe doznania.
Długo trwała moja wyprawa z Krzyżowcami, w dodatku po przeczytaniu dwóch tomów do Ziemi Świętej jeszcze nie dotarłam. Tej książki nie da się szybko czytać, trzeba mieć ciszę i spokój aby zagłębić się w treść, przyzwyczaić do języka jakim jest napisana, delektować się każdym zdaniem, każdą historią w niej opisywaną. Jednak warto, naprawdę warto poznać takie arcydzieło.
Tym razem przeniosłam się zupełnie w inny świat, bardziej tajemniczy, mniej znany czas średniowiecza, gdzie wśród gęstwin leśnych, wśród lip i dębów leży skryte przed wrogami „ głowaczowe dworzyszcze” . Dworzyszcze, w którym panuje jeszcze pogaństwo, zabobony, zaklęcia, a opat Gwido próbuje nawracać mieszkańców osady.
Stamtąd 6 lipca 1095 roku, 11 chłopa spojrzawszy...
2020-06-13
Przemysł był potomkiem Bolesława Krzywoustego. W czasie jego rządów rozbicie dzielnicowe trwało już od ponad 150 lat. Młodym Przemysłem II opiekował się jego stryj, Bolesław Pobożny, z którym przyszły król współrządził w Wielkopolsce, ponieważ jego ojciec Przemysł I zmarł przed narodzeniem syna. 26 czerwca 1295 odbyła się koronacja Przemysła II na króla Polski. Niestety nie cieszył się długo koroną. 8 lutego 1296 został skrytobójczo zamordowany w Rogoźnie.
O Przemyśle II wielu książek nie ma, dlatego podziwiam autorkę za odwagę, że podjęła się trudnego tematu, wykonała ciężką pracę, w którą włożyła całe swoje serce.
Początkowo z braku wolnego czasu czytałam książkę małymi fragmencikami i drażniło mnie to, że nic nie rozumiem. Myślałam, że chyba ze mną jest coś nie tak, bo taka autorka i tyle pochlebnych recenzji, więc to nie możliwe aby powieść była kiczem. Dopiero gdy ze spokojem usiadłam i zagłębiłam się bardziej w treść wszystko zaczęło mieć sens, wszystko się poukładało i przepadłam. Oczarował mnie tamten świat, tamte czasy. Oczywiście zeszyt i długopis u boku, notatki były, bo przecież mierny ze mnie historyk i niestety nie pamiętam całej dynastii Piastów, a już szczególnie czasów panowania naszego głównego bohatera Przemysła II. Dodatkowo poszperałam, poczytałam, odkurzyłam Poczet Królów Polski leżący na półce. Jednak denerwował mnie bardzo mój brak wiedzy historycznej, utrudniający powiązanie wszystkich książąt i innych bohaterów z określonymi wydarzeniami.
Układ goni układ, bitwa kolejną bitwę, walka o tron toczy się cały czas,a wszystko to przeplatane jest wieloma tajemnicami, klątwami, zaklęciami. Przemysł II dąży do objęcia tronu, chce spełnić pośmiertne przesłanie swojego ojca i pokonać klątwę Wielkiego Rozbicia.
Wróżki, czy wiedźmy, wilkołaki, diabeł, starsza krew, która musi zostać zawsze czysta, to mroczne urozmaicenie powieści wzbudzające lęk a zarazem ciekawość.
Książka napisana ciekawym językiem. Kolejny raz Pani Cherezińska nie zawodzi w szczegółowym opisie wszystkich wydarzeń, a także kolejnych postaci, których jest tu ogrom. Jakub Świnka pokorny, inteligentny, rozmodlony , św. Kinga rozmodlona, zapatrzona w męża, ale i w Opatrzność Bożą, roznosząca zapach kwiatów, co znaczyło o jej niewinności i świętości, mały ale waleczny i sprytny Władek, karzeł przyszły król Polski pokazany od najmłodszych lat, Przemysł II kochający swoją żonę, całujący ją po stopach, a w rzeczywistości zamartwiający się nad brakiem potomka, Mściwój brzuchaty starszy pan , zaglądający ciągle do kufla, w którym z zalecenia medyka miało być wino, nie piwo, zalewał wszelkie smutki i rozterki itd. Każda z tych postaci jak żywa, każda świetnie opisana przez autorkę, w taki sposób, że czytając możemy współodczuwać radość, gniew, strach oraz złość bohaterów
Poza tym miłość, zdrady,spiski, knowania, podwójne życie, hipokryzja…czyli jednym słowem życie.
Jedynie co denerwowało mnie podczas czytania to wstawki iście fantasy, czyli „żywe” znaki herbowe. Podgryzające się orły, rozkładające skrzydła, lwy, Nie bardzo rozumiem po co taki zabieg, w tak ciekawej powieści historycznej. Jednak różne są gusta i innym może się takie urozmaicenie podobać.
Ponad 700 stron przemknęło przez moje palce i bardzo się cieszę, że jest kolejny tom za który niebawem się zabiorę, a powyższą książkę polecam każdemu. Skoro taki laik jak ja sobie poradził, to każdy kto choć troszkę interesuje się historią na pewno zachwyci się powieścią , bo przecież Pani Cherezińska umie oczarować czytelnika historią...
Przemysł był potomkiem Bolesława Krzywoustego. W czasie jego rządów rozbicie dzielnicowe trwało już od ponad 150 lat. Młodym Przemysłem II opiekował się jego stryj, Bolesław Pobożny, z którym przyszły król współrządził w Wielkopolsce, ponieważ jego ojciec Przemysł I zmarł przed narodzeniem syna. 26 czerwca 1295 odbyła się koronacja Przemysła II na króla Polski. Niestety...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-28
Jadzia Maślak miłośniczka telenoweli, marzycielka, często snująca plany na przyszłość dla swojej córki, jedynaczki Dominiki.
Jadzia jako młodziutka dziewczyna dociera do Wałbrzycha ze Skierniewic. Jej przyjazd jest odpowiedzią na zaproszenie wuja Kazimierza, który zapomina odebrać ją z dworca. Niepocieszona, ale zaradna dziewczyna dźwigając tobołki w tym jaja prosto ze wsi, postanawia sama znaleźć krewnego. Rusza po oblodzonych ulicach Wałbrzycha, wpada w poślizg i ląduje prosto w ramiona przechodzącego Stefana…
Tak zaczyna się ta przedziwna powieść. Dlaczego przedziwna ? Dla mnie już sam sposób narracji jest innowacyjny. Powieść bez dialogów. Miałam wrażenie, jakbym cały czas czytała jedno przerażająco długie, niekończące się zdanie. Zdanie które płynie i płynie, i niesamowicie ciekawie opowiada o czasach PRL-u, czasach, w których się wychowywałam.
Miło było przypomnieć sobie o spodniach dekatyzowanych, które również nosiłam, Pewexach, które odwiedzałam i z otwarta buzią, z daleka oglądałam przedmioty goszczące na półkach, niemieckich żurnalach, które przeglądałam marząc o podobnych ciuszkach, o sadystycznych nauczycielach, których również nie brakowało w mojej szkole i telenoweli "Izaura", którą w tamtych czasach oglądała większość społeczeństwa, a przynajmniej ta żeńska.
W czasy te wprowadzane są kolejni bohaterowie. Jadzia i Stefan oczywiście na pierwszym miejscu, ale później dołączają inne również ciekawe postacie. Autorka tak sprawnie wprowadza nowe osoby w całą historię, że nawet nie wiedziałam kiedy, a już czytałam o kimś innym, już w życiu państwa Chmura pojawiała się nowa osóbka.
Powieść ciężka, ale i zabawna. Słowa, zdania raz z wielkim humorem przekazują treść, raz tną jak brzytwa, bez owijania, upiększania trudnych sytuacji w życiu ówczesnych ludzi.
Czytając miałam wrażenie że wtopiłam się w treść, jakbym stała tam gdzieś w Wałbrzychu, niedaleko osiedla Piaskowa Góra i obserwowała wszystko z boku.
To raczej nie jest powieść do przeczytania w jeden wieczór, choć czyta się ja w miarę szybko, jednak po kilkunastu stronach byłam zmęczona trochę treścią i musiałam odkładać ją na bok.
Czasami zbyt przytłaczała mnie, ten smutek z niej bijący, brak miłości, radości, ciągłe niezadowolenie i niekończące się marzenia, marzenia o lepszym życiu, które każda z osób opisanych w książce widziała w inny sposób...
Jadzia Maślak miłośniczka telenoweli, marzycielka, często snująca plany na przyszłość dla swojej córki, jedynaczki Dominiki.
Jadzia jako młodziutka dziewczyna dociera do Wałbrzycha ze Skierniewic. Jej przyjazd jest odpowiedzią na zaproszenie wuja Kazimierza, który zapomina odebrać ją z dworca. Niepocieszona, ale zaradna dziewczyna dźwigając tobołki w tym jaja prosto ze...
2018-06-23
Książkę o ojcu Dolindo dostałam w zeszłym roku w prezencie od męża. Jak wiele innych książek i ta wylądowała na półce, a po paru miesiącach została pokryta kurzem. Mimo, że pewnego dnia słyszałam kątem ucha, jak koleżanka zachęcała inną do przeczytania historii o ojcu Ruotolo, jakoś nie wpłynęło to na moją chęć zanurzenia się w powyższą pozycję. Wierzę jednak w to, że wszystko ma swoją kolej, swój czas i nie ma przypadków. Teraz kiedy jestem po trudnym, życiowym przejściu, a zarazem przed pielgrzymką do grobu ojca Dolindo, mój wzrok parę dni temu utkwił na okładce z napisem „Jezu Ty się tym zajmij”, a ręka od razu sięgnęła po książkę. Zaczęłam czytać i nie mogłam się od niej oderwać .
Dolindo Ruotolo wzrastał w rodzinie dysfunkcyjnej. Ojciec, adwokat, handlował nieruchomościami,z żoną i jedenaściorgiem dzieci mieszkał w suterenie. Dzieci głodził, wychowywał je w sposób sadystyczny – Dolinda bił, kopał, wykręcał poranione po operacji ręce. To on zresztą nadał mu to imię, które po włosku znaczy „cierpienie”.
W takich warunkach rodziło się powołanie chłopca, który, uwięziony za karę w ciemnej komórce bez jedzenia, pobity i poniżony, modlił się za swojego ojca. W seminarium mu nie szło – fizyczne maltretowanie odbiło się na jego kondycji umysłowej. Raz, modląc się z innymi klerykami w kaplicy, powiedział Maryi: „Jeśli chcesz, bym został dobrym kapłanem, pomóż mi, bo jestem kretynem”, po czym przysnął. Obudził go wiatr, który swoim podmuchem przykleił mu do czoła obrazek Maryi, przed którym się modlił. Ksiądz Dolindo stał się geniuszem teologii, zaczął komponować muzykę, grać na organach i śpiewać. Dostał dar tylko w tych dziedzinach, które były mu potrzebne do sławienia Boga. Napisał 33 tomy komentarzy do Pisma Świętego – każdy po 700-800 stron. Niestety na skutek pomówień został oskarżony przed Świętym Oficjum. W tym momencie jego droga duchowna została wystawiona na 20 lat próby, a on z pokorą, cierpiąc modlił się za wszystkich, którzy doprowadzili do tego, że nie mógł sprawować Eucharystii i przyjmować ciała Jezusa Chrystusa.
Jestem pod ogromnym wrażeniem książki o ojcu Dolindo, i przede wszystkim samą osobą ojca Dolindo. To nie tylko autobiografia, to wiele komentarzy ojca Ruotolo, to wiele świadectw potwierdzających istnienie Boga. Czytając wiele fragmentów książki zostało zaznaczonych moimi łzami. Czułam, że są one skierowane wprost do mnie, do mojej utrudzonej duszy. Pokrzepiające, stawiające na nogi, budzące chęć do życia i działania, tak w skrócie bym o nich napisała.
Ciężko pewnie będzie zachęcić wielu z Was do sięgnięcia po tą książkę. Rozumiem to. W dzisiejszym świecie takie książki, w ogóle wiara jest niemodna, nieopłacalna, niewygodna. Patrzymy ze zgorszeniem na księży, którzy powinni być dla nas przykładem, a nie są. Na tych opiniach budujemy swoje zdanie o Kościele. A przecież nikt z nas nie jest bez grzechu, a Kościół to przede wszystkim Bóg i MY, a nie tylko księża.
Ojciec Dolindo stał się moim ulubionym świętym, choć niestety oficjalny proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny został wstrzymany i nikt nie chce podać powodów dlaczego. Zakupiłam już kilka innych książek, w których są fragmenty zapisków ojca Dolindo, świadectwa uzdrowionych ludzi, za Jego wstawiennictwem.
„Kiedy przyjdziesz do mojego grobu, zapukaj, ja nawet zza grobu odpowiem ci: ufaj Bogu” – napisał ks. Dolindo w swoim duchowym testamencie. Te słowa wyryte są na płycie nagrobkowej w kościele św. Józefa dei Vecchi i Niepokalanej Matki Bożej z Lourdes w Neapolu. I rzeczywiście, do jego grobu puka sporo osób. Mam nadzieję, że i ja zapukam… A póki co proszę Go codziennie o wsparcie, pamięć i modlitwę za mnie. Powtarzam często słowa, które ojciec Dolindo zawsze mówił "Jezu Ty się tym zajmij"... Zajmij się całym moim życiem...
Książkę o ojcu Dolindo dostałam w zeszłym roku w prezencie od męża. Jak wiele innych książek i ta wylądowała na półce, a po paru miesiącach została pokryta kurzem. Mimo, że pewnego dnia słyszałam kątem ucha, jak koleżanka zachęcała inną do przeczytania historii o ojcu Ruotolo, jakoś nie wpłynęło to na moją chęć zanurzenia się w powyższą pozycję. Wierzę jednak w to, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-04
Niedawno miałam przyjemność czytać „Hardą” i „Królową” autorstwa Pani Cherezińskiej. Obie powieści opisują życie Świętosławy siostry Bolesław Chrobrego, dlatego postać mężnego księcia przewijała się często prze karty tamtych powieści, w szczególności „Królowa” zawiera więcej informacji o samym Bolesławie niż jego siostrze. Postać Bolesława najbardziej utkwiła mi w pamięci z wczesnych lat szkolnych, może dlatego , że był to pierwszy król Polski. Dodatkowo wstępna charakterystyka i poczynania Bolizausa opisane w „Królowej” zachęciły mnie tym bardziej do sięgnięcia po „Grę w kości”
Bolesław nazywany przez niektórych kronikarzy Wielkim rzeczywiście jest bardzo ciekawą postacią. Bezwzględny i okrutny, a zarazem serdeczny i współczujący. Świetny polityk i strateg. Wspaniały, inteligentny władca , a zarazem druh i kompan dla swoich bliskich żołnierzy.
W miłości brutalny i czuły, w życiu nerwowy, niecierpliwy, ale i wyrozumiały. Szybko się wszystkim nudził, ale w moment znajdował rozwiązania na swoją nudę.
„Gra w kości” jest powieścią dość trudną pod względem historycznym. Dużo w niej opisów, mało dialogów. Istna gratka dla fanów faktów historycznych, choć jak sama autorka pisze powieść jest
„ zamyśleniem,fabułą, wizją historii, ale również próba rekonstrukcji”
Akurat ja jestem marnym historykiem, więc często wracałam do przeczytanych fragmentów, przynajmniej na początku książki, żeby nie pogubić się w faktach i wydarzeniach.
Troszkę jestem zawiedziona bo samego Bolesława mało jest w powieści. Dużo opisów dotyczy postaci Ottona III, ale jest to postać bezpośrednio związana z naszym księciem, więc ciężko byłoby nie pisać o nim, w dodatku, że trzeba prześledzić wiele jego poczynań, aby zrozumieć politykę tamtych czasów i długą drogę do koronacji Bolesława.
„Gra w kości” to kolejny majstersztyk w wykonaniu Pani Cherezińskiej. Kto poznał już książki tejże autorki, to nie trzeba go zachęcać, aby i po tą sięgnął. Kto jeszcze nie zna pióra Pani Cherezińskiej niech żałuje, że tak długo ociągał się, zwlekał z jego poznaniem. Naprawdę uwierzcie nie trzeba być historykiem z wykształcenia, autorka pisze w tak wspaniały sposób, tak przystępnie i ciekawie, że nie ma chwili na zwątpienie i nudę czytając jej powieści.
Niedawno miałam przyjemność czytać „Hardą” i „Królową” autorstwa Pani Cherezińskiej. Obie powieści opisują życie Świętosławy siostry Bolesław Chrobrego, dlatego postać mężnego księcia przewijała się często prze karty tamtych powieści, w szczególności „Królowa” zawiera więcej informacji o samym Bolesławie niż jego siostrze. Postać Bolesława najbardziej utkwiła mi w pamięci z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-01
Po powieść sięgnęłam, bo byłam pewna, że kolejny raz wtopię się w czasy II wojny światowej, mój ulubiony okres w dziejach historii. Rzeczywiście akcja zaczyna się pod koniec września 1944 roku, kiedy Maria i Juliusz Bańkowscy, rodzice Hani i Julii giną z rąk tajemniczego sprawcy.
Julia jest jeszcze małą dziewczynką, a Hania to działaczka Szarych Szeregów, czynna uczestniczka Powstania.
Dalej czytając przenosimy się w lata 70-te i podążamy ku współczesnym czasom, gdzie toczy się akcja powieści, a Julia jest już kobietą, żoną, matką Marianny, głównej narratorki książki. Marianna opisuje swoje dzieciństwo, lata młodzieńcze podczas, których głównym tematem w domu, były poszukiwania zaginionej przed wielu laty Hani. Julia ma wręcz obsesję na tym punkcie, nie zważając na pogróżki drąży temat, gromadzi wiadomości na temat Powstania i jego uczestników. W tamtych czasach był to temat tabu.
W zawiłą zagadkę z przeszłości wciąga również córkę Mariannę, co bardzo wpłynie na jej psychikę i ukształtowanie charakteru.
„List z powstania” to powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Samej historii jest tu bardzo mało, za to wiele jest tajemniczych wydarzeń, podejrzanych postaci i ten ciągły strach przewijający się przez wiele stron książki. Strach , jak cień podążający za naszymi bohaterkami.
Książkę czyta się szybko. Napisana jest prostym, ale ciekawym językiem. Mało w niej szczegółowych opisów, za to dużo akcji i bardzo zaskakujący finał.
Mimo że sięgając po książkę, bez uprzedniego czytania opinii innych czytelników, myślałam, że zagłębię się w całkiem inną literaturę, jednak nie żałuję chwil spędzonych z tą powieścią.
Po powieść sięgnęłam, bo byłam pewna, że kolejny raz wtopię się w czasy II wojny światowej, mój ulubiony okres w dziejach historii. Rzeczywiście akcja zaczyna się pod koniec września 1944 roku, kiedy Maria i Juliusz Bańkowscy, rodzice Hani i Julii giną z rąk tajemniczego sprawcy.
Julia jest jeszcze małą dziewczynką, a Hania to działaczka Szarych Szeregów, czynna...
Stan Waszyngton, a w nim małe miasteczko Roslyn. Na jego obrzeżach 60 metrów od jeziora Murdo Pond piękny dom zamieszkiwany przez Johna i Carol Henderson. Państwo Henderson mają dwóch synów 9- miesięcznego Tylora i 4-letniego Scotta.
Pewnego dnia spokój rodzinny przerywa nagłe zniknięcie Scotta. Zrozpaczeni rodzice znajdują go na pomoście nad jeziorem. Jednak ich radość z tego powodu trwa krótko, bo Scott nagle umiera.
Historia rodziny Hendersonów jest zagmatwana. Autor lawiruje między rzeczywistym światem wplatając w niego wątki nadprzyrodzone. Miałam wrażenie, że próbuje troszkę naśladować Kinga. Niestety marnie mu to wyszło. Wtrąca również wątki poboczne, które pewnie miały urozmaicić historię życia pana Hendersona, a w sumie są tak nudne, że szkoda czasu na ich czytanie. Lista postaci rośnie wraz z rozwojem akcji, co wzmaga jeszcze chaos podczas czytania.
Zmęczyłam, zamknęłam ostatnią stronę, odetchnęłam i stwierdziłam, że dawno nie czytałam tak kiepskiego thrillera.
Stan Waszyngton, a w nim małe miasteczko Roslyn. Na jego obrzeżach 60 metrów od jeziora Murdo Pond piękny dom zamieszkiwany przez Johna i Carol Henderson. Państwo Henderson mają dwóch synów 9- miesięcznego Tylora i 4-letniego Scotta.
więcej Pokaż mimo toPewnego dnia spokój rodzinny przerywa nagłe zniknięcie Scotta. Zrozpaczeni rodzice znajdują go na pomoście nad jeziorem. Jednak ich radość z...