-
ArtykułyZakładki, a także wszystko, czego jako zakładek używamy. Czym zaznaczasz przeczytane strony książek?Anna Sierant11
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać343
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać8
Biblioteczka
2018-06-23
2018-09-22
Raymond Nader to 57-letni świecki, chrześcijanin maronita, inżynier, mąż i ojciec trzech synów, zamieszkujący na terenie Libanu. Od zawsze pragnący głębszego życia wiarą i modlitwą, a ponieważ obowiązki życia codziennego nie pozwalały mu na głębsze życie duchowe, od czasu do czasu, nocami, udawał się do pobliskiego klasztoru, aby tam pogrążać się w modlitwie.
Pewnego razu Raymond wybrał się dla odmiany do klasztoru w Annaya, gdzie przez 23 lata żył i służył Bogu św. Charbel. Tam pogrążony w medytacji doznał niesamowitych przeżyć, a wracając już do domu, przechodząc obok figurki św. Charbela, stojącej na dziedzińcu klasztoru, poczuł pieczenia na lewym ramieniu. W domu pokazał ramię żonie, a na nim odciśnięte pięć palców.Różni specjaliści, lekarze badali ramię Nadera i stwierdzono, że jest to fakt naukowo niewytłumaczalny. Przyjęto, że jest to odciśnięta ręka św. Charbela. Znamię zagoiło się, zniknęło, a obecnie pojawia się tylko w momencie, kiedy św. Charbel powierza Raymondowi jakieś przesłanie pochodzące od Boga, do ogłoszenia światu.
O świętym Charbelu usłyszałam niedawno od znajomych, którzy całej swojej rodzinie zawdzięczają poprzez postać świętego proces nawracania, który rozpoczął się jakiś czas temu w ich rodzinie.
Wtedy przeszło mi przez myśl, że kiedyś muszę poczytać o tym świętym. Kolejnym bodźcem zachęcającym do zapoznania się z postacią świętego Charbela, była opinia kolegi, dotycząca powyższej pozycji, którą przeczytałam na LC. Od razu zamówiłam „ Orędzia z nieba” i gdy tylko dotarły do mnie zaczęłam je czytać.
Wiem, że wiele osób spojrzy na tę historię krzywym okiem. Dla mnie jest ona cudowna. Jako osoba wierząca czytałam Orędzia z wielkim zapałem. Jest to wiele krótkich, ale jakże uderzających słów, jakże ukazujących moją słabość, kruchość, grzeszność. Ukazujących w jaki sposób powinnam żyć, aby być blisko Boga. Proste, a zarazem wielce trudne Słowa.
Dla zachęcenia podam krótki cytat z Orędzi, który właśnie przeczytałam u kolegi Marcina, bo on przedstawił go w swojej opinii. Cytat, który popchnął mnie do zakupu i przeczytania książki. Słowa, które na zawsze zostaną w mojej pamięci.
"Zawsze odróżniaj pomiędzy twoimi pragnieniami i twoimi potrzebami. Człowiek pragnie wielu rzeczy, których nie potrzebuje i potrzebuje wielu, których nie pragnie. Twoje bogactwo jest mierzone brakiem twoich potrzeb, a nie ceną tego, co już posiadasz. Wszystko, co według ciebie jest ci poddane, w rzeczywistości panuje nad tobą. Wszystko to, co kontrolujesz i czym sterujesz, czyni cię partnerem diabła. Żyjesz po to, aby dawać i służyć, a nie posiadać i rządzić."
Raymond Nader to 57-letni świecki, chrześcijanin maronita, inżynier, mąż i ojciec trzech synów, zamieszkujący na terenie Libanu. Od zawsze pragnący głębszego życia wiarą i modlitwą, a ponieważ obowiązki życia codziennego nie pozwalały mu na głębsze życie duchowe, od czasu do czasu, nocami, udawał się do pobliskiego klasztoru, aby tam pogrążać się w modlitwie.
Pewnego razu...
2014-07-06
„W roku 1940 Związek Radziecki zajął Litwę, Łotwę i Estonię. Niedługo później Kreml stworzył listę osób uważanych z wrogów władzy sowieckiej-miały one zostać zamordowane, uwięzione lub deportowane do niewolniczej pracy w Syberii. Ludzie znajdujący się na „czarnej liście” to głównie lekarze, wojskowi, pisarze, nauczyciele, prawnicy, przedsiębiorcy”
Cała elita społeczeństwa tych krajów.
Litwa, Śanciat 14 czerwca 1941 roku. Do mieszkania państwa Vilkasów wtargnęło NKWD. Aresztowało panią Vilkas, jej córkę 15-letnią Linę i 10-letniego synka Jonasa.
Przyszli nagle, dali 20 minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, po czym wywlekli wszystkich z domu bijąc kolbami karabinów. Do aut, na dworzec. Tam czekały na nich wagony przewożące wcześniej bydło. Miał to być środek transportu przewożący wysiedleńców, rzekomo „złodziei i prostytutki” jak głosił znajdujący się na nich napis. Ludzie nie zdawali sobie do końca sprawy, że jadą na Syberię, do łagrów, do ciężkiej pracy.
Narratorem w powieści jest Lina pochodząca z inteligenckiej rodziny, obdarzona niebywałym talentem malarskim dziewczynka, zafascynowana malarstwem Edwarda Muncha. Na co dzień wiodła wspaniałe życie spędzając je na zakupach z mamą lub w towarzystwie kuzynki, otoczona miłością i dobrobytem. Dlatego Lina podczas opisywania bieżących wydarzeń których jest uczestnikiem, często wtrąca fragmenty wspomnień z wcześniejszego okresu życia. Pozwala jej to na na chwilę zapomnienia, ucieczkę od potworności, głodu, brutalności.
Lina pod wpływem kolejnych wydarzeń dojrzewa, zmienia sposób patrzenia na świat , na ludzi.
Bardzo pomaga jej w tym mama, która jest opiekuńcza i troskliwa nie tylko w stosunku do swoich dzieci, ale również obcych ludzi, którzy podzielali jej los. Opiekowała się kobietą, którą po porodzie zabrano ze szpitala wraz z noworodkiem, a także łysym, zrzędliwym mężczyzną ze złamaną nogą i innymi współwięźniami.
„Szare śniegi Syberii” czyta się bardzo szybko. Krótkie rozdziały, lekki, prosty język jakim posługuje się autorka, wstrząsające wydarzenia spowodowały, że nawet nie wiedziałam kiedy
znalazłam się na półmetku powieści. Dodatkowo wielkim plusem jest to, że wiele wydarzeń opisanych w książce jest autentyczna. Pani Sepetys bardzo rzetelnie przygotowała się przed przystąpieniem do pisania tejże powieści. Dwukrotnie była na Litwie, gdzie rozmawiała z osobami lub rodzinami osób, które przeżyły zsyłki i pobyt w gułagach. Mimo że postacie są fikcyjne miałam wrażenie jakby i one były realne.
Wzruszająca, niebywała, zapadająca w pamięć, zmuszająca do refleksji tyle można by rzec w skrócie. Kolejna perełka!!
„W roku 1940 Związek Radziecki zajął Litwę, Łotwę i Estonię. Niedługo później Kreml stworzył listę osób uważanych z wrogów władzy sowieckiej-miały one zostać zamordowane, uwięzione lub deportowane do niewolniczej pracy w Syberii. Ludzie znajdujący się na „czarnej liście” to głównie lekarze, wojskowi, pisarze, nauczyciele, prawnicy, przedsiębiorcy”
Cała elita społeczeństwa...
2014-03-24
Natalia, Lena, Łukasz i Krzysztof to paczka 19-letnich studentów filologii angielskiej w Poznaniu. Natalia, towarzyska, korpulentna, wesoła dziewczyna. Łukasz i Krzysiek lubili weekendowe zabawy w klubach, z kufelkiem piwa w rączce i wzrokiem skupionym na podrygujących „laskach” na parkiecie. A Lena?
Lena była szczupłą, atrakcyjną, zdolną, skrupulatną, małomówną, obojętną na komplementy, zamkniętą w sobie dziewczyną, która świata nie widziała poza swoim chłopakiem Szymonem.
Zdanym egzamin z językoznawstwa postanowili uczcić i oblać w jednym z najlepszych poznańskich klubów, „Utopii”. Jako, że miała to być tylko ich studencka impreza, Lenka udała się na nią bez swojego chłopaka. Dla rozluźnienia, towarzystwo popijało drinki i połknęło tabletki ekstazy. Lena nie lubiła tego typu imprez. Nie czuła się na nich bezpiecznie, szczególnie jeśli w pobliżu nie było Szymona. Nie lubiła, gdy obcy mężczyźni zaczepiali ją i prosili do tańca.Tymczasem dziewczynę zaczął nachodzić facet na widok którego Lenę przeszywały ciarki. Jego przerażający, zwierzęcy wzrok był okropny. Wystraszona, stwierdziła, że ma dość imprezy i postanowiła opuścić budynek „Utopii”. Wyszła i ślad po niej zniknął.
Zaginięcie dziewczyny zgłosiła na policji jej matka.Sprawą zajął się stary wyga, pracoholik podkomisarz Burzyński wraz z młodym asystentem Michałem Majewskim, nadgorliwym, aroganckim, chcącym się za wszelką cenę wykazać chłopakiem. Michał to chrześniak wpływowej osoby z Komendy Głównej Policji w Poznaniu, o czym przypomina podkomisarzowi na każdym kroku, licząc na pochlebstwa i pobłażliwe traktowanie. Panowie pomimo początkowych zgrzytów wspaniale ze sobą współpracowali. Doświadczenie Burzyńskiego i nowoczesne poglądy, a także świeżo poukładana teoria w głowie Majewskiego dawały rewelacyjne wyniki. Śledztwo toczyło się szybkim tempem, zakreślając coraz to szersze koło, wplątując w swój tok coraz to większą grupę podejrzanych i ogromną ilość niewiadomych. Muszę przyznać, że obaj panowie wywarli na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Polubiłam ich drobne sprzeczki, przekomarzania, a także sposób w jaki podchodzili do rozwiązania zagadki, ich pomysłowość i zaangażowanie w całość sprawy.Na wielką uwagę zasługują również wątki poboczne. W trakcie śledztwa wyszły na jaw różne problemy z którymi borykali się drugoplanowi bohaterowie. Ich skrzętnie ukrywane tajemnice zostały niespodziewanie odkryte i ujawnione przez prowadzących dochodzenie.
Kryminał napisany jest prostym językiem, a podział fabuły na dni tygodnia i godziny, w których toczy się akcja jest świetnym zabiegiem, który ułatwia wgląd na tempo i rozwój śledztwa. Bardzo ciekawie wykreowani, wyraziści, wiarygodni bohaterowie są między innymi wielkim atutem tej lektury. Na uwagę zasługuje także poruszenie przez autorkę tematyki, która stanowi wielki problem współczesnego świata. Wszak w obecnych czasach corocznie policja odnotowuje około 20 tysięcy zaginięć i liczba ta z roku na rok wzrasta.
Książkę czytałam w zawrotnym tempie, nie mogąc się od niej oderwać. Już od pierwszych stron historia Leny zawładnęła mną i nie dawał spokoju. Po głowie krążyły mi różne rozwiązania zagadki, ale nigdy nie spodziewałabym się takiego zakończenia. Bardzo pomysłowego, oryginalnego, które mnie jednak niezbyt usatysfakcjonowało, zdziwiło i wywołało odrobinę złości. Przez to właśnie oceniłam tę książkę na 9, a nie na 10 punktów.
Natalia, Lena, Łukasz i Krzysztof to paczka 19-letnich studentów filologii angielskiej w Poznaniu. Natalia, towarzyska, korpulentna, wesoła dziewczyna. Łukasz i Krzysiek lubili weekendowe zabawy w klubach, z kufelkiem piwa w rączce i wzrokiem skupionym na podrygujących „laskach” na parkiecie. A Lena?
Lena była szczupłą, atrakcyjną, zdolną, skrupulatną, małomówną, obojętną...
2014-06-02
Anna Słabkowska, 52 letnia pani doktor ginekolog pogrążona w nałogu alkoholowym, od ponad pół roku przebywa na urlopie bezpłatnym. Prawie w ogóle nie wychodzi z domu, nie sprząta, nie gotuje. Alkohol i leki, to jedyni jej towarzysze. Anna nie odbiera telefonów, nie otwiera drzwi nawet znajomym, którzy troszczą się o jej stan zdrowia. Pewnego dnia przymuszona przez „natrętną” koleżankę po fachu, umawia się telefonicznie, że spędzi z rodziną z Warszawy święta Bożego Narodzenia. Przyjechać po nią do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów miejscowości ma siostrzenica Gosia wraz z mężem Pawłem.
Oczywiście Anna zapomina o obietnicy, a z alkoholowego letargu budzi ją natrętny dzwonek telefonu , a następnie okropna wiadomość. Wypadek! Gosia z Pawłem i córeczką Olą mieli wypadek niedaleko Torunia. „Rozpędzony tir wpadł w poślizg i zmiótł ich z szosy...” Rodzice zmarli, a świat Oli legł w gruzach.
„Wszystko co znała i kochała, właśnie przestało istnieć i pozostała tylko pustka”
Najgorsze, że Olą nie miał się kto zaopiekować. Siostra Anny, Magda dostała zawału serca a innej rodziny dziewczynka nie ma. Jedynie ciocia Anna...
Owszem Anna od najmłodszych lat zajmowała się młodszym rodzeństwem, ale swoich dzieci nie chciała mieć. Pomagała w polu, obejściu, a później opiekowała się mamą, gdy była chora i tatą, alkoholikiem. Ojciec alkoholik tyran, despota, znęcał się nad rodziną. Anna próbowała uciec od trudnej sytuacji panującej w domu. Praca była dla niej ucieczką od wszystkiego, a alkohol z kolei ucieczką od problemów w pracy i sposobem odreagowania na kłopoty życiowe. W końcu Anna postanowiła ukryć się w domu. Nie chciała przyznać się rodzinie i znajomym do nałogu, chociaż większość wiedziała o jej alkoholizmie.
„Choroba może zdarzyć się każdemu. Ale nałóg to co innego. Przyznanie się do nałogu to przyznanie się do słabości. Doktor Słabkowska nie mogła być słaba”
Przed Anną duże wyzwanie. Powrót do „normalności” i podjęcie się opieki nad trzyletnią
Olusią. Ale jak podjąć się wychowania dziecka, kiedy ma się problemy z samą sobą?
„Kto, jak nie ja” dla mnie jest kapitalną powieścią. Pani Katarzyna Kołczewska jest mistrzynią pióra. A to w dodatku debiut! Nie mogę do niczego się doczepić. Fabuła rewelacyjna. Postać Anny dopracowana w każdym calu. Może czasami denerwująca, ale z drugiej strony taka naturalna, z pełnym bagażem przeżyć. Pięknie opisana jest miłość rodząca się w sercu zamkniętej w sobie, zatwardziałej, a właściwie pogubionej kobiety nie pierwszej młodości, do dziecka, maleńkiej bezbronnej dzieciny, a później krnąbrnej nastolatki. Z tej książki aż kipi od emocji. Trudno oderwać się od czytania. Na każdy kroku kibicowałam Annie, i nie mogłam się doczekać jaki będzie finał powieści. Zachęcam, polecam, namawiam gorąco do przeczytania powyższej książki, a sama mam nadzieję, że niedługo sięgnę po kolejną pozycję autorki.
Anna Słabkowska, 52 letnia pani doktor ginekolog pogrążona w nałogu alkoholowym, od ponad pół roku przebywa na urlopie bezpłatnym. Prawie w ogóle nie wychodzi z domu, nie sprząta, nie gotuje. Alkohol i leki, to jedyni jej towarzysze. Anna nie odbiera telefonów, nie otwiera drzwi nawet znajomym, którzy troszczą się o jej stan zdrowia. Pewnego dnia przymuszona przez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-19
Piotrogród 1916 rok. 16 letnia Aleksandra Zeitlin (Saszeńka) kończy kolejny semestr nauki w najlepszej szkole dla dziewcząt, Instytucie dla Dobrze Urodzonych Panien w Smolnym. Uczęszczają tutaj córki arystokratów i bogaczy. Saszeńka pochodzi z żydowskiej rodziny, która
jako jedna z niewielu nie została wydalona z terenów Rosji. Jej ojciec „kupiec pierwszej gildii”, właściciel pól naftowych, statków, banków, otrzymał pozwolenie pozostania w Piotrogrodzie. Zbyt wiele korzyści przynosił do kraju, dlatego nie okrzyknięto go szpiegiem niemieckim.
Radość Aleksandry z powrotu do domu szybko umyka, gdyż po wyjściu ze szkoły zostaje aresztowana przez żandarmów i zabrana do więzienia Kriesty. Tutaj zostaje oskarżona o przynależność do Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosyjskiej, do której między innymi należą młodzieniec Skriabin zwany Mołotowem, Lenin,
który akurat przebywał za granicą, kilku innych mniej znanych wichrzycieli i kółek robotniczych. Taka prężnie działająca garstka bolszewików. Znajomości ojca sprawiają, ze Saszeńka szybko opuszcza więzienie. Nie rezygnuje jednak ze swojej konspiracyjnej działalności.
Aleksandra była „inna”. Ciekawa świata, zainteresowana historią życia wujka Mendla, który wiele lat spędził w więzieniu, a później na zesłaniu syberyjskim. To właśnie wuj podsunął Saszeńce książki, dzieła Engelsa, Marksa, Lenina. To on sprawił, że była urzeczona
ideami marksizmu i dyktatury proletariatu. Stała się kurierem. Działała pod pseudonimem „Lis polarny”. Przenosiła broszury,wiadomości, broń. Była zdegustowana brakiem poszanowania i wyzyskiem ludzi przez panujący system.
Powieść podzielona została na trzy części. Każda z nich opisuje losy Aleksandry toczące się w różnych okresach XX wieku. Jej życie prywatne, zawodowe, przemyślenia, problemy z którymi borykała się na co dzień. Autor perfekcyjnie wplótł fikcyjną postać Saszeńki w prawdziwe wydarzenia historyczne. Do tego dołączył całą plejadę innych, drugoplanowych bohaterów. Częściowo fikcyjnych, częściowo autentycznych, jednakże wszystkich połączonych z losami Aleksandry.
Z ogromna ciekawością, a zarazem przerażeniem czytałam o terrorze, który panował w ZSRR za czasów Stalina. Bolszewicy byli jak „fanatycy religijni. Uważali się za członków tajnego zakonu w rodzaju średniowiecznych krzyżowców” Wierzyli, że muszą umrzeć miliony ludzi, aby mógł powstać idealny świat. „Rodzina, miłość, przyjaźń były niczym w porównaniu z ich celem” W kraju z jednej strony można było dostrzec radość ludzi z nastających zmian, lecz z drugiej strony panował ciągły strach, pilnowanie się na każdym kroku, żeby nie powiedzieć, lub zrobić czegoś, co mogłoby zostać odczytane jako sygnał wrogi przeciwko Stalinowi.Życie pod ciągła presją!
Autor oprócz tego, że w bardzo przystępny, ciekawy sposób opisuje wydarzenia historyczne, to jeszcze dodatkowo dodaje mnóstwo realistycznych opisów miejsc bieżących wydarzeń.Czytając o Piotrogrodzie czułam jakbym widziała to miasto na żywo. Plac Św. Izaaka ze lśniącą kopułą, łaźnie z gotyckimi, mahoniowymi ścianami i oknami. Przepych. Kobiety w brylantach, limuzyny, przyjęcia, prostytutki wystrojone w futra , złoto, szkarłat. Z drugiej strony
okrutna bieda. Fabryki, domy noclegowe dla robotników, zatłoczone tramwaje, głodni, brudni ludzie, zaniedbane dzieci.
Uważam, że „Saszeńka” to arcydzieło. Mimo że początkowo ciężko było mi się przyzwyczaić do stylu autora i treści powieści, jednak po kilkudziesięciu stronach przepadłam. Powieść mnie pochłonęła, zawładnęła mną i tyko czekałam kiedy będę miała wolna chwilę, żeby czytać i czytać...
Szczerze POLECAM!!!
Piotrogród 1916 rok. 16 letnia Aleksandra Zeitlin (Saszeńka) kończy kolejny semestr nauki w najlepszej szkole dla dziewcząt, Instytucie dla Dobrze Urodzonych Panien w Smolnym. Uczęszczają tutaj córki arystokratów i bogaczy. Saszeńka pochodzi z żydowskiej rodziny, która
jako jedna z niewielu nie została wydalona z terenów Rosji. Jej ojciec „kupiec pierwszej gildii”,...
2014-06-28
„Szczęśliwa kobieta ma być szczupła, spełniona zawodowo, zakochana we wspaniałym mężczyźnie i koniecznie powinna urodzić dziecko, o którym będzie opowiadać, że jest sensem jej życia”
Czy w tym rzeczywiście tkwi sedno szczęścia?
30-letniej Mai początkowo tak się wydawało. Owszem szczupła była, szybko otrzymała pracę sekretarki po ukończeniu handlu zagranicznego, wiodła życie u boku przystojnego Adama, prezesa jednej z krakowskich firm, a do tego mieli co prawda nieplanowanego ale grzecznego i kochanego syna Krzysia. Coś jednak było nie tak, bo Maja zamiast opływać w szczęściu i spokoju, miała żołądek skręcony z nerwów, oczy zamykały jej się ze zmęczenia, towarzyszył jej na co dzień stres i smutek. Dzień zaczynała w biegu i tak też go kończyła. Do tego prześladowały ją niepopłacone rachunki, problem ze znalezieniem opieki dla synka, a także brak perspektyw na zalegalizowanie związku z Adamem. A przecież pragnęła tak niewiele. Odrobinę poczucia bezpieczeństwa, miłości, stabilizacji a nie obojętności i arogancji jaką otrzymywała od partnera. W dodatku wygodny Adaś znudzony namiastką życia rodzinnego wziął pewnego dnia spakował rzeczy i po prostu uciekł, a jakby tego było mało w wyniku nieporozumienia Maja straciła pracę.
„Pojedynek uczuć” to powieść realna, taka naturalna, bo opisuje wiele problemów z którymi na co dzień boryka się wiele osób. Wiele kobiet w dzisiejszych czasach ma problem pogodzenia pracy z wychowaniem dziecka. Bo cóż mają zrobić jeśli nie mają u boku mamy lub teściowej do pomocy, a z opiekunkami różnie bywa. Pracować muszą, bo zaciągnięte kredyty trzeba spłacać i oczywiście utrzymać dziecko i siebie. A z drugiej strony zdają sobie sprawę z niedopilnowania i małej ilości czasu, który mogą poświęcić dziecku.
Powieść znakomicie ukazuje realia pracy w wielkich korporacjach, gdzie naburmuszony szef wykrzykuje polecenia i żąda od podwładnych całkowitej dyspozycyjności i oddania się obowiązkom. Z gorączką, kaszlem, ściśniętym żołądkiem ze stresu ledwo żywi pracownicy
poruszają się jak mrówki, pokonując kolejne wyzwania i spełniając zachcianki szefa. Wszystko byleby nie stracić pracy. Niestety w życiu tak bywa, że i ten wielki szef również ma problemy. Może troszkę innego pokroju, ale ma!
„Pojedynek uczuć” to piękna powieść obyczajowa, napisana lekkim, prostym ale bardzo przyjemnym językiem. Akcja toczy się szybko i czasami bardzo zaskakuje, co sprawia, że podczas czytania nie sposób się nudzić. Wzbudza szereg różnych emocji od współczucia, wzruszenia poprzez złość, aż do błogiej radości. Zmusza również do wielu przemyśleń związanych z ciągłą walką do jakiej zmusza nas życie. Walką o lepsze jutro, o miłość, przyjaźń, zaufanie, spełnienie marzeń.
Książka, która na bardzo długo zostanie w mojej pamięci, jako jedna z ulubionych, w dodatku napisana przez rodzima pisarkę. Nie wiem dlaczego niektórzy uważają, że nie ma perełek we współczesnej polskiej literaturze. Ot czysty przykład powyższej powieści!!
„Szczęśliwa kobieta ma być szczupła, spełniona zawodowo, zakochana we wspaniałym mężczyźnie i koniecznie powinna urodzić dziecko, o którym będzie opowiadać, że jest sensem jej życia”
Czy w tym rzeczywiście tkwi sedno szczęścia?
30-letniej Mai początkowo tak się wydawało. Owszem szczupła była, szybko otrzymała pracę sekretarki po ukończeniu handlu zagranicznego, wiodła...
2014-03-18
Miejski park stanowił ostoję i chwilę wytchnienia dla Marty, po ciężkim dniu pracy.Trzydziestosześcioletnia nauczycielka języka angielskiego z pobliskiego gimnazjum lubiła tędy wracać do domu i na chwilę przysiąść na jednej z zielonych, parkowych ławek. To właśnie w tym miejscu notorycznie spotykała tajemniczego, stroskanego mężczyznę, który początkowo wzbudzał w niej ciekawość, a później rozbudził głębsze uczucia.
„Przychodził do parku co dwa, trzy dni i wybierał zawsze tę samą ławkę tuż przed fontanną. Z błyszczącą obrączką na palcu zbierał kasztany i chował do kieszeni ciemnowłosego płaszcza”
Ów tajemniczy pan to Piotr Domański, ginekolog, specjalista od niepłodności, pracownik miejscowego szpitala. Przepełniony smutkiem i żalem do Boga z powodu utraty żony przychodził do parku, gdzie wspominał szczęśliwe chwile, które spędził z ukochaną Marią, a którymi niestety nie zdążył się nacieszyć. Maria przegrała walkę z rakiem. Urodziła synka i zmarła. Drogi Piotra i Marty w pewnym momencie przetną się, ale co z tego wyniknie i czy tym razem będzie to historia o szczęśliwym zakończeniu, tego Wam nie zdradzę.
Pani Monika napisała piękną opowieść o miłości, ale nie tylko. Książka również wspaniale ukazuje problemy ludzi samotnych, ich smutek i cierpienie z powodu zarówno utraty bliskiej sercu osoby, jak i ciągłego poszukiwania drugiej osoby, z którą można by spędzić resztę życia. Marta stała się dla mnie bliską osobą. Ciepła, przyjazna, pełna miłości, otwarta na innych ludzi, wrażliwa duszyczka, fascynatka włoskiej kuchni i w ogóle wszystkiego co dotyczyło tego kraju. Dziewczyna od lat poszukiwała swojej drugiej połówki w życiu. Mimo że na co dzień opieką i miłością otaczał ją przyjaciel z pracy Adam, to jednak Marta traktowała go jak brata. Nie umiała w sobie rozbudzić głębszych uczuć do mężczyzny.
Oczekiwała i tęskniła za czymś innym. Za tym żeby poczuć motyle w brzuchu, żeby miłość spędzała jej sen z powiek, żeby w sercu rozchodziło się błogie ciepło. W taki sposób chciała kochać. Postać Piotra bardziej mnie denerwowała, ale to w końcu mężczyzna, a jak wiemy z doświadczenia mężczyzn nie zawsze można do końca rozszyfrować i zrozumieć. Uczciwy w stosunku do swoich pacjentów, starający się każdemu pomóc nie oczekując w zamian dowodów wdzięczności w postaci łapówek. Jednak zbyt rozhuśtany emocjonalnie. Z jednej strony opłakiwał ciągle swoją żonę, ale szybko nawiązał kontakt z Martą, a potem w krótkim czasie ją zranił. Egoista, który nie miał wyrzutów sumienia, że nie opiekował się synem po śmierci żony. Mimo, że tęsknił za Miłoszem, przebywającym w Rubinowie, w klasztorze pod opieką sióstr, nie starał się nawiązać z nim bliższych relacji. Syn przypominał mu bardzo Marię, a w związku z tym rozdrapywał z powrotem jego ranę w sercu. Fakt ten jednak według mnie nie usprawiedliwia jego postępowania.
„Miłość w kasztanie zaklęta” urzekła mnie niesamowicie i spowodowała, że nie mogłam przestać czytać dopóki nie kliknęłam ostatniej strony. Bardzo podobało mi się wplecenie w treść wątku nadprzyrodzonego, czyli opiekę jaką roztaczały nad naszymi bohaterami osoby bliskie znajdujące się w zaświatach, jak i wątku bożego.
„Bóg działa po cichu. Poprzez ludzi, których stawia na naszej drodze, przez szczegóły, często
niedostrzegalne. Małe cuda dnia codziennego”
Powieść wprowadziła mnie w stan refleksji i zadumy nad moim życiem. Uświadomiła, że posiadam wszystko to czego pragnęli bohaterowie, a więc miłość, rodzinę i opiekę najbliższych osób. Dała siłę do dalszego działania, bo wskazała, że nie ma sytuacji bez wyjścia, a wszystkie złe przeżycia, każdy smutek ma swój koniec. Nie należy się poddawać tylko walczyć z przeciwnościami losu, bo przecież miłość bliskich dodaje nam skrzydeł i przezwycięża wszystkie złe chwile. Pamiętajcie o tym!
Miejski park stanowił ostoję i chwilę wytchnienia dla Marty, po ciężkim dniu pracy.Trzydziestosześcioletnia nauczycielka języka angielskiego z pobliskiego gimnazjum lubiła tędy wracać do domu i na chwilę przysiąść na jednej z zielonych, parkowych ławek. To właśnie w tym miejscu notorycznie spotykała tajemniczego, stroskanego mężczyznę, który początkowo wzbudzał w niej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-23
2013-12-09
Franciszek syn bogatego kupca Piotra Bernardona wiódł beztroskie, grzeszne życie. Dopiero spotkanie z żebrakiem, którego nazwał Leon, wywróciło jego codzienność do góry nogami. Odmieniło całkowicie jego los. Porzucił marzenia o ślubie z piękną Klarą, liczne podróże, polowania, wszystkie przyjemności, które dotychczas towarzyszyły mu na każdym kroku.
Stał się ubogim materialnie, ale bogatym na duchu człowiekiem. Jego głównym celem w życiu stało się pomaganie innym, miłość do wszystkich bliźnich, a także ubóstwo, post i częsta modlitwa.
Wystawiany przez Boga na próby, z wielkim oddaniem i pokorą pokonywał wszelkie trudności i pokazywał Panu Bogu, że dla niego jest w stanie zrobić wszystko.
„Z im większych nizin wychodzisz, tym wyżej się wzniesiesz. Największą zasługą walczącego chrześcijanina nie są jego cnoty, ale walka, którą musi toczyć, aby zamienić w cnotę swój
bezwstyd,tchórzostwo, brak wiary, złość.”
W codziennych jego wędrówkach i można rzec przygodach, dzielnie towarzyszył mu ów żebrak, nazwany przez Franciszka bratem Leonem. To on co wieczór spisywał na skrawkach papieru, korze, skórach zwierzęcych wszystko to co się zdarzyło, owego dnia. Wszystko to co uważał za godne przekazania innym, lub to o co go prosił Franciszek, żeby zanotował. Brat Leon chciał, aby słowa wypowiadane przez jego towarzysza przetrwały wiecznie, nie poszły w zapomnienie...
„Mówiłem sobie, że jedno Twoje słowo może zbawić jakąś duszę i jeśli go nie przekażę ludziom, ktoś może zostać potępiony z mojej winy”
Dlatego Leon zapisywał wszystko z wielką gorliwością. Wiedział, że słowa Franciszka będą lekarstwem na zagubione dusze i wielkim podtrzymaniem wiary dla tych, którzy już się nawrócili.
Przeczytanie tej książki było dla mnie ogromną radością. Powieść napisana jest przepięknym językiem, zawiera wiele wspaniałych myśli, opisuje niesamowite wydarzenia, a także cuda, których dokonywał Franciszek. Czytając towarzyszyła mi niesamowita gama, wiele razy sprzecznych uczuć; radości, zadumy, smutku, żalu...
Wielokrotnie odkładałam książkę na bok, żeby wypisać sobie w zeszycie napotkane cytaty. Niestety moja pamięć nie jest doskonała i nie byłam w stanie ich wszystkich zapamiętać, a nie chciałabym, żeby poszły w zapomnienie. Chciałabym zerkać na nie od czasu do czasu i delektować nimi swoją duszę. Chciałabym, żeby w tych naszych niezbyt dobrych czasach wskazywały mi tą drogę, którą powinnam i chcę kroczyć na co dzień.
„Jakaż to rozkosz, nie mieć żadnych pragnień, nie myśleć o samym sobie, zapomnieć nawet swojego imienia i zdać się we wszystkim na wolę Bożą. To jest dopiero prawdziwa wolność”
Franciszek syn bogatego kupca Piotra Bernardona wiódł beztroskie, grzeszne życie. Dopiero spotkanie z żebrakiem, którego nazwał Leon, wywróciło jego codzienność do góry nogami. Odmieniło całkowicie jego los. Porzucił marzenia o ślubie z piękną Klarą, liczne podróże, polowania, wszystkie przyjemności, które dotychczas towarzyszyły mu na każdym kroku.
Stał się ubogim...
Książkę o ojcu Dolindo dostałam w zeszłym roku w prezencie od męża. Jak wiele innych książek i ta wylądowała na półce, a po paru miesiącach została pokryta kurzem. Mimo, że pewnego dnia słyszałam kątem ucha, jak koleżanka zachęcała inną do przeczytania historii o ojcu Ruotolo, jakoś nie wpłynęło to na moją chęć zanurzenia się w powyższą pozycję. Wierzę jednak w to, że wszystko ma swoją kolej, swój czas i nie ma przypadków. Teraz kiedy jestem po trudnym, życiowym przejściu, a zarazem przed pielgrzymką do grobu ojca Dolindo, mój wzrok parę dni temu utkwił na okładce z napisem „Jezu Ty się tym zajmij”, a ręka od razu sięgnęła po książkę. Zaczęłam czytać i nie mogłam się od niej oderwać .
Dolindo Ruotolo wzrastał w rodzinie dysfunkcyjnej. Ojciec, adwokat, handlował nieruchomościami,z żoną i jedenaściorgiem dzieci mieszkał w suterenie. Dzieci głodził, wychowywał je w sposób sadystyczny – Dolinda bił, kopał, wykręcał poranione po operacji ręce. To on zresztą nadał mu to imię, które po włosku znaczy „cierpienie”.
W takich warunkach rodziło się powołanie chłopca, który, uwięziony za karę w ciemnej komórce bez jedzenia, pobity i poniżony, modlił się za swojego ojca. W seminarium mu nie szło – fizyczne maltretowanie odbiło się na jego kondycji umysłowej. Raz, modląc się z innymi klerykami w kaplicy, powiedział Maryi: „Jeśli chcesz, bym został dobrym kapłanem, pomóż mi, bo jestem kretynem”, po czym przysnął. Obudził go wiatr, który swoim podmuchem przykleił mu do czoła obrazek Maryi, przed którym się modlił. Ksiądz Dolindo stał się geniuszem teologii, zaczął komponować muzykę, grać na organach i śpiewać. Dostał dar tylko w tych dziedzinach, które były mu potrzebne do sławienia Boga. Napisał 33 tomy komentarzy do Pisma Świętego – każdy po 700-800 stron. Niestety na skutek pomówień został oskarżony przed Świętym Oficjum. W tym momencie jego droga duchowna została wystawiona na 20 lat próby, a on z pokorą, cierpiąc modlił się za wszystkich, którzy doprowadzili do tego, że nie mógł sprawować Eucharystii i przyjmować ciała Jezusa Chrystusa.
Jestem pod ogromnym wrażeniem książki o ojcu Dolindo, i przede wszystkim samą osobą ojca Dolindo. To nie tylko autobiografia, to wiele komentarzy ojca Ruotolo, to wiele świadectw potwierdzających istnienie Boga. Czytając wiele fragmentów książki zostało zaznaczonych moimi łzami. Czułam, że są one skierowane wprost do mnie, do mojej utrudzonej duszy. Pokrzepiające, stawiające na nogi, budzące chęć do życia i działania, tak w skrócie bym o nich napisała.
Ciężko pewnie będzie zachęcić wielu z Was do sięgnięcia po tą książkę. Rozumiem to. W dzisiejszym świecie takie książki, w ogóle wiara jest niemodna, nieopłacalna, niewygodna. Patrzymy ze zgorszeniem na księży, którzy powinni być dla nas przykładem, a nie są. Na tych opiniach budujemy swoje zdanie o Kościele. A przecież nikt z nas nie jest bez grzechu, a Kościół to przede wszystkim Bóg i MY, a nie tylko księża.
Ojciec Dolindo stał się moim ulubionym świętym, choć niestety oficjalny proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny został wstrzymany i nikt nie chce podać powodów dlaczego. Zakupiłam już kilka innych książek, w których są fragmenty zapisków ojca Dolindo, świadectwa uzdrowionych ludzi, za Jego wstawiennictwem.
„Kiedy przyjdziesz do mojego grobu, zapukaj, ja nawet zza grobu odpowiem ci: ufaj Bogu” – napisał ks. Dolindo w swoim duchowym testamencie. Te słowa wyryte są na płycie nagrobkowej w kościele św. Józefa dei Vecchi i Niepokalanej Matki Bożej z Lourdes w Neapolu. I rzeczywiście, do jego grobu puka sporo osób. Mam nadzieję, że i ja zapukam… A póki co proszę Go codziennie o wsparcie, pamięć i modlitwę za mnie. Powtarzam często słowa, które ojciec Dolindo zawsze mówił "Jezu Ty się tym zajmij"... Zajmij się całym moim życiem...
Książkę o ojcu Dolindo dostałam w zeszłym roku w prezencie od męża. Jak wiele innych książek i ta wylądowała na półce, a po paru miesiącach została pokryta kurzem. Mimo, że pewnego dnia słyszałam kątem ucha, jak koleżanka zachęcała inną do przeczytania historii o ojcu Ruotolo, jakoś nie wpłynęło to na moją chęć zanurzenia się w powyższą pozycję. Wierzę jednak w to, że...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to