Joanna Bator – jedna z najważniejszych polskich pisarek, laureatka prestiżowych nagród, m.in. Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody im. Hermana Hessego. Autorka bestsellerów tłumaczonych na wiele języków, w tym zekranizowanego Ciemno, prawie noc i Gorzko, gorzko, które doceniły setki tysięcy czytelników. Wielbicielka japońskiej kultury, podróżniczka mieszkająca w Podkowie Leśnej, w Domu pod Ptakiem Nakręcaczem, w towarzystwie ukochanych psów i kotów.
Dla osób które były w Japonii i chcą tam pojechać kolejny raz. Nie jest to przewodnik. Książka otwiera oczy na intrygujące kwestie które przy pierwszej podróży przelatują jak w kalejdoskopie, ale nie ma czasu ich analizować głębiej. Poruszenie w komentarzach że odwołania do Murakamiego w kolejnych rozdziałach - bez przesady, to fantastyczny pisarz i jeśli chcesz zrozumieć kulturę to warto go czytać, dobrze że się tu pojawia.
Poruszenie że autorka porównuje Polskę i Japonię, że krytykuje nasz kraj i społeczeństwo - mówi 100% prawdę i pozdrowienia dla wakacyjnych Januszy.
Przypałętała się do domu, potrzebowałem czegoś lekkiego, więc otworzyłem. Tekst przeczytał się gładko. Styl pasował do zminimalizowanej rzeczywistości, w której znalazłem się akurat podczas choroby. Pasowało też odczuwane przez bohaterkę uczucie wewnętrznego potłuczenia, choć u mnie głównie cielesne. Mając sentyment do Japonii mogłem przełknąć więcej, niż bez takiego sentymentu.
Jednak
Na treści potykałem się wielokrotnie, zwłaszcza pod koniec. Lekko potykałem się na banalnych metaforach, lecz nie wytrącało mnie to z równowagi. Szurałem nogami po próbie kopiowania Murakamiego, ale nie zwracałem uwagi. Potykałem się na idealizacji i romantyzacji wszystkiego, co związane z Japonią, ale szedłem dalej. Potykałem się na męczących z biegiem czasu wizualizacjach lęków bohaterki, wciąż takich samych i nie wnoszących nic do treści. W końcu jednak przyrżnąłem dużym palcem w New Age'owy zachwyt nad buddyzmem i shintoizmem połączony z obowiązkową negacją chrześcijaństwa, przyrżnąłem drugim w ducha przychodzącego z zaświatów w cielesnej formie i tajemne magiczne źródło pełne energii. Straciwszy równowagę przeleciałem jeszcze nad wielkim finałem romantycznym na poziomie czytadełek dla nastolatek. Zdążyłem jedynie pomyśleć „Nic żeś się, główna bohaterko, nie nauczyła” i już jedynie siłą rozpędu doleciałem do ostatniej kropki.
edit po jakimś czasie: Nie wymieniłem zalet. A zalety są. Czytało się nieźle, poruszony temat filozofii kintsugi daje do myślenia. Jeśli w jakiejkolwiek dziedzinie swojego życia jesteś w rozsypce, być może tempo tej książki pozwoli ci odnaleźć właściwy rytm, by posklejać to, co połamane. Zmieniam ocenę na 6/10.