-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2021-12-17
2021-12-02
2021-12-01
"Dom to takie miejsce do którego się wraca, które należy do człowieka, w którym ma się swoje łózko, swoje rzeczy, swoje wszystko"
Skończyłam. Dość szybko przeczytałam, nie mogłam się od niej oderwać, choć ciężko było przebrnąć przez kolejne rozdziały, bo każdy z nich to niewyobrażalny ładunek emocjonalny, tragedia, pasmo krzywd.
Siedzę na tapczanie myślę, tylko mały ogień świeczki miga w kolorowym, szklanym pojemniczku. Myślę, przypominam sobie tragiczne chwile ze swojego dzieciństwa. To było trudne dzieciństwo... tata alkoholik, chora na SM mama...
Radosnych chwil tyle co nic... ciągle strach i strach..
Dlatego tym bardziej rozumiem sposób myślenia , postępowania kolejnych bohaterów reportaży. Potrafię się z nimi utożsamić.
Reportaże autora to nie tylko przemoc i alkohol w domu. To również wykorzystywanie i zaniedbanie dzieci przebywających w rodzinnym domu dziecka. To historie kobiet, które zamordowały swoje dzieci, marzenia rodziców o zdrowym potomstwie, to opowieść o dzieciach i dorosłych, którzy popełnili samobójstwo pod wpływem tego co działo się w ich środowiskach domowych.
Mocna, bardzo mocna, powalająca, przytłaczająca, ale jakże prawdziwa. Wszak to wszystko toczy się wokół nas. Często obok, tuż za ścianą. Pytanie, reagować czy nie ? Wtrącać się czy nie ? Jeśli tak to w jaki sposób ?
Myślę, że ilu z nas, tyle będzie różnych pomysłów i koncepcji. Jedno jest pewne żyjmy po prostu miłością, a ona nam wskaże co mamy czynić. Bądźmy dobrymi ludźmi...
"Dom to takie miejsce do którego się wraca, które należy do człowieka, w którym ma się swoje łózko, swoje rzeczy, swoje wszystko"
Skończyłam. Dość szybko przeczytałam, nie mogłam się od niej oderwać, choć ciężko było przebrnąć przez kolejne rozdziały, bo każdy z nich to niewyobrażalny ładunek emocjonalny, tragedia, pasmo krzywd.
Siedzę na tapczanie myślę, tylko mały ogień...
2021-11-26
2021-11-18
Inspiracją do napisania powieści był odnaleziony pamiętnik, który pochodząca z Prus Wschodnich babka Gerda zaczęła pisać w latach dwudziestych ubiegłego wieku, a przestała w 1945 roku. Opisywała losy córki Evy Henatsch i jej licznej rodziny, prowadzącej duże gospodarstwo ,zamieszkującej tereny należące do Polski, a w dzisiejszych czasach do Niemiec.
Dużą część pamiętnika stanowią opisy życia codziennego i mozolnej uprawy buraka cukrowego. Dopiero strony dokumentujące rok 1945 są ciężkie i przerażające bo opisują przeprawę rodziny na zachód podczas ucieczki przed armią radziecką.
Autor w 1998 roku pierwszy raz przeczytał pamiętnik, przetłumaczony przez Heidi Krahn, córkę Evy, dodatkowo wzbogacony wspomnieniami przez innych członków rodziny. W tym momencie w jego umyśle zakiełkował pomysł na stworzenie powieści o podobnej fabule.
Stworzył trzy odrębne historie, których bohaterowie w pewnych momentach powieści poznają się, ich drogi życiowe przecinają się, a koszmar wojny ich łączy, choć każdy z bohaterów jest innej narodowości, ma inne doświadczenia inną traumę.
Poznajemy między innymi Uri Singera pochodzącego ze Schweinfurtu, dziennikarza z wykształcenia, pochodzenia żydowskiego, który od 1943 roku po ucieczce z transportu do obozu ukrywa się ciągle zmieniając tożsamość.
Cecile, francuską Żydówkę, która przebywa w jednym z obozów pracy i walczy wraz z innymi więźniarkami o przetrwanie.
Rodzinę Emmerichów z córką Anną na czele, która prowadzi gospodarstwo, uprawia rolę w Kaminheim na terenie ówczesnej Polski. W gospodarstwie pomaga im Szkot Callum, który trafił do rodziny Emmerichów jako robotnik przymusowy, do pomocy w ciężkich pracach polowych.
Spodziewałam się zupełnie innej historii, bo oczywiście nie spojrzałam na opinie, o czym będzie traktowała treść książki. Tymczasem jest to głównie spojrzenie na II wojnę światową oczami niezbyt świadomych ( aż trudno uwierzyć) arystokratów pochodzących z Prus Wschodnich, którzy muszą zostawić cały dobytek i uciekając przemierzają setki kilometrów, podążając na zachód Europy. Powoli poszczególne osoby i wydarzenia uświadamiają im okrucieństwo II wojny światowej.
W książce nie ma jakoś szczególne opisanego tła historycznego, jest za to uwidocznione okrucieństwo wojny. Autor bardziej skupia się na przeżyciach poszczególnych bohaterów. Na ich rozterkach, przemyśleniach, wewnętrznych przeżyciach oraz jak sobie radzą z okrutną prawdą, która powoli dociera do ich świadomości.
Jest to jedna z niewielu książek o II wojnie światowej widzianej z innej perspektywy niż Polaków, Żydów którą miałam przyjemność przeczytać. Cieszę się z kolejnego nowego doświadczenia.
Inspiracją do napisania powieści był odnaleziony pamiętnik, który pochodząca z Prus Wschodnich babka Gerda zaczęła pisać w latach dwudziestych ubiegłego wieku, a przestała w 1945 roku. Opisywała losy córki Evy Henatsch i jej licznej rodziny, prowadzącej duże gospodarstwo ,zamieszkującej tereny należące do Polski, a w dzisiejszych czasach do Niemiec.
Dużą część pamiętnika...
2021-11-16
2021-11-06
Białystok kryje w sobie wiele tajemnic, o których nie przeczytacie w przeciętnym przewodniku turystycznym. Miasto ma swój wyjątkowy charakter, gwarę, tradycje kulinarne, a wiele miejsc i wydarzeń z jego historii na stałe zapisało się w pamięci mieszkańców i przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach. Część z nich usłyszałam będąc niedawno na trzydniowej wycieczce na Podlasiu, o części dowiedziałam się czytając powyższą pozycję.
Autor w poszukiwaniu prawdy o wydarzeniach historycznych mających miejsce w Białymstoku i okolicach przemierza 200 km. linią kolejową wybudowaną jeszcze za cara. Zaledwie 200 km. od Warszawy a jakże inny świat stoi u jego stóp.
Przeprowadza wywiad z wieloma osobami. Danuta Skibko, działaczka Łapskiego Towarzystwa Regionalnego, Zbigniew Siwiński naoczny świadek wydarzeń z II wojny światowej, Mieczysław Bartłomiejczuk, najstarszy mieszkaniec Szapietowa-Janówki. To bliżej nam raczej nieznane osoby, ot zwykli mieszkańcy Podlasia, którzy mają wiele do powiedzenia, wiele widzieli, wiele pamiętają.
Tu na miejscu autor dowiaduje się, że historia Żydów mało znana jest mieszkańcom, a przecież jest tak ważna. W końcu kiedyś Białystok głównie zamieszkiwali Żydzi.
„Żydzi byli w Białymstoku, Żydzi byli Białymstokiem”
Historia często bolesna, wyparta, niechciana, nie przekazywana z pokolenia na pokolenie, , nie podlegająca dyskusji, traktowana jako niechciany element historii.
„Białystok ma problem z tożsamością, bo po wojnie napisał historię od nowa. Bez menory i mezuzy”
Autor bardzo ciekawie przekazuje kolejne ciekawostki regionalne, historyczne dotycząc Podlasia. Opowiada o ludziach wielkich, a niestety często zapomnianych jak Ludwik Zamenhof twórcy języka esperanto.
Przytacza wywiady jakie przeprowadził z różnymi mieszkańcami tych rejonów, jak na przykład z biznesmenem, obecnie prezesem PZPN-u Cezarym Kuleszą, prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim. Opowiada o przestępczości panującej w mieście, o porachunkach kiboli z Jagielonii Białystok, cudzie z Sokółki, pierwszym zabiegu in vitro dokonanym właśnie tuta,j w tym mieście i wielu innych ciekawych wydarzeniach.
Książka trudna, poruszająca bardzo przykre tematy w tym głównie problem tolerancji. Jednak mam wrażenie, że chyba zbyt mocno przesadzona… nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale podczas swojego pobytu na Podlasiu spotkałam się z jakby zupełnie innym światem niż tu opisanym w tej książce. Tak wiem to tylko trzy dni, nie mieszkam tam na co dzień, więc rzeczywistość może być inna. Mam za to znajomych, którzy twierdzą, że nie chcieliby mieszkać gdzie indziej niż w Białymstoku. Zadaję sobie więc pytanie, czy gdyby rzeczywiście było tak źle jak pisze autor, czy nie mówili by inaczej ?
Białystok kryje w sobie wiele tajemnic, o których nie przeczytacie w przeciętnym przewodniku turystycznym. Miasto ma swój wyjątkowy charakter, gwarę, tradycje kulinarne, a wiele miejsc i wydarzeń z jego historii na stałe zapisało się w pamięci mieszkańców i przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach. Część z nich usłyszałam będąc niedawno na trzydniowej wycieczce...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-01
2021-10-17
Gereon Karl Goldmann urodził się 10 października 1916 roku w Ziegenhain, jako jedno z siedmiorga dzieci Karla Goldmanna, weterynarza i jego żony Margarethe.
Goldmann po ukończeniu edukacji seminaryjnej w dziedzinie filozofii został wcielony do Wehrmachtu jako porucznik. Kiedy zaczęła się II wojna światowa został przeniesiony do Waffen SS . Na początku 1942 roku wysłał protest bezpośrednio do szefa SS Heinricha Himmlera, i w związku ze swoimi poglądami został zdegradowany i w niełasce przeniesiony z powrotem do Wehrmachtu. Mówił otwarcie o swojej nienawiści do nazizmu. We wrześniu 1942 r. został oskarżony o zdradę stanu. Po procesie uniewinniony, cudem uniknął kary śmierci. W kolejnych latach wysłany do okupowanej Francji, a później do Włoch. Schwytany we Włoszech przez żołnierzy Armii Brytyjskiej został internowany do obozu jenieckiego w Algierii, a następnie do Maroka. W późniejszym życiu oddał się całkowicie posłudze na Wschodzie (Japonia, Indie)
Zmarł w Niemczech w 2003 roku.
Przedstawiłam krótki życiorys bohatera książki, tak aby z grubsza nakreślić o kim jest ta cała historia.
Ciężko dokonać mi jednoznacznej oceny powieści. Rzadko kiedy czytam książki traktujące o II wojnie światowej przedstawianej od drugiej strony, to znaczy opisywanej od strony okupanta. W dodatku całość historii, poczynań wojennych relacjonuje seminarzysta, przyszły franciszkanin, żołnierz walczący, a właściwie bardziej pomagający swoim kolegom/ żołnierzom, posługujący jako sanitariusz, służący modlitwą, roznoszący rannym i umierającym Najświętszy Sakrament.
Gereon Goldmann to bardzo silna jednostka osobowościowa. Przebojowy, mający własne konkretne zdanie chłopak, który nie boi się wykonywać najtrudniejszych rozkazów, a przy tym swe życie zawierza całkowicie Bogu. Rzeczywiście to widać w jego kolejnych opowieściach, jak Bóg go za każdym razem chroni, otacza opieką i wyprowadza z najtrudniejszych, niesamowitych opresji. Te fragmenty czyta się z wielką przyjemnością, ze łzami w oczach, gdy człowiek uświadamia sobie jak wielka jest moc Boża. Imponowała mi również jego determinacja z jaką dążył do uzyskania święceń kapłańskich
Z drugiej strony ciężko było mi przebrnąć przez fragmenty, w których nasz bohater z łatwością opisuje wydarzenia w których giną przeciwnicy, bądź chwali swoich kompanów z SS. Jednocześnie nie kryje się nigdy z tym, że jest przeciwny nazizmowi i samej wojnie. Jest na niej głównie dlatego, żeby pomagać innym. Cóż nie mnie osądzać całą zaistniałą sytuację a tym bardziej człowieka bo kimże ja jestem. Skoro otrzymywał tyle błogosławieństw na wojnie, a także i po niej, znaczy się takie było jego przeznaczenie, jego misja w tamtym czasie.
Powieść czyta się bardzo szybko. Język prosty, dużo opisów sytuacji stricte z pola walki, dużo własnych odczuć dotyczących kolejnych przeżywanych sytuacji.
Na koniec muszę wspomnieć o wspaniałej postaci siostrze zakonnej Solanie z Fuldy, która przez 20 lat modliła się za naszego bohatera, prosząc o opiekę Bożą i święcenia kapłańskie i myślę, że tym modlitwom zawdzięczał on wiele, bardzo wiele.
Książka zakończona jest „Suplementem” napisanym przez Josefa Seitza w którym autor opisuje po krótce wspaniałe poczynania ojca Gerona w Japonii.
Podsumowując książka warta polecenia, w szczególności ze względu na naprawdę niesamowite, wydarzenia z frontu dotyczące ojca Gerona, gdzie Pan Bóg kule nosił i chronił cały czas naszego bohatera.
Gereon Karl Goldmann urodził się 10 października 1916 roku w Ziegenhain, jako jedno z siedmiorga dzieci Karla Goldmanna, weterynarza i jego żony Margarethe.
Goldmann po ukończeniu edukacji seminaryjnej w dziedzinie filozofii został wcielony do Wehrmachtu jako porucznik. Kiedy zaczęła się II wojna światowa został przeniesiony do Waffen SS . Na początku 1942 roku wysłał...
2021-10-16
Berk Szulc pewnego dnia podczas toczącej się II wojny światowej, zostaje znaleziony w lesie przez Jan Gdulę, miejscowego chłopa ze wsi Czyszki. Jan i jego żona Aniela postanawiają przysposobić chłopca i w ten sposób uchronić go przed śmiercią. Zmieniają mu dane osobowe i tak Berek staje się Jerzym Gdulą. Szybko musi przywyknąć do innego życia, innych zwyczajów niż te, które miał w rodzinnym domu, w Przemyślu, gdzie tata był znanym żydowskim lekarzem, a mama uczyła gry na pianinie.
Jurek jest rozdarty. Z jednej strony dusi go strach związany ze swoim pochodzeniem, z kolejnymi działaniami wojennymi, z drugiej ciągle poszukuje siebie, zgody między dwoma chłopcami, z których żaden nie jest prawdziwy. Musi żyć w ciele Berka a myśleć jak Jurek.
Po wojnie nastąpiła repatriacja i rodzina Gdulów osiada w okolicy Głogowa. Tymczasem nasz bohater kończy szkołę wojskową w Jeleniej Górze i udaje się do Warszawy. Dzień za dniem mija, a my śledzimy kolejne poczynania Jurka, jego przemyślenia i obserwacje, a jest ich dużo, oj dużo.
W tym miejscu trzeba koniecznie wspomnieć o języku jakim posługuje się autor. To istny majstersztyk, dla mnie arcydzieło. Najpierw w pierwszej części piękny staropolski język, którym się zachwycałam, w drugiej części powaliła mnie szczegółowość wręcz drobiazgowość w opisie tego co przeżywał Gdula. Autor jakby go ulepił z drobnych kawałeczków, a każdy kawałeczek opisał na 1000 sposobów. Nie wiem, jak wam to bliżej przedstawić, ale takiego studium psychologicznego bohatera jeszcze nigdy nie czytałam. Jest to trudne w odbiorze, a zarazem zachwycające.
Trzecia część książki jest zupełnie inna, odbiegająca od pozostałych dwóch, ale również niesamowita, gdzie poruszony jest dogłębnie konflikt polsko-żydowski.
Dość długo czytałam tę książkę. Po pierwsze brak czasu, ale również to, że trudna jest w odbiorze. Po kilkudziesięciu stronach musiałam ją na troszkę odłożyć na bok. Odpocząć od treści, przemyśleć niektóre fakty, zmierzyć się z osobą Jurka, jego nieludzkim postępowaniem.
Okładka książki przynajmniej mnie bardziej odstrasza niż przyciąga uwagę, a przede wszystkim wprowadziła mnie w błąd. Nie czytałam wcześniej recenzji na temat "Berka" więc myślałam, że sięgam po powieść traktującą w całości o II wojnie światowej. Nic bardziej mylnego. O wojnie w niej nie ma prawie nic. Główne wątki obejmują czasy powojenne, aż do współczesnych.
Mimo wszystko uważam że jest to niesamowicie nietuzinkowa, niebanalna, nieschematyczna, wyszukana, pomysłowa powieść. Zachwytów mnóstwo. Książka przez temat, który porusza jak i oryginalność w jakiej jest napisana, zapada na długo w pamięci.
Berk Szulc pewnego dnia podczas toczącej się II wojny światowej, zostaje znaleziony w lesie przez Jan Gdulę, miejscowego chłopa ze wsi Czyszki. Jan i jego żona Aniela postanawiają przysposobić chłopca i w ten sposób uchronić go przed śmiercią. Zmieniają mu dane osobowe i tak Berek staje się Jerzym Gdulą. Szybko musi przywyknąć do innego życia, innych zwyczajów niż te,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-24
Nie łatwo dziś wytłumaczyć, jak się żyło w PRL-u. Młodsze pokolenia słuchając opowiadań o tamtych czasach często nie wierzą, że tak właśnie było.
Kawa, pieprz, słodycze – ach żelki, to były rarytasy. Pomarańcze tylko na Boże Narodzenie, Coca Cola była marzeniem, kolejkę Piko mieli co zamożniejsi, płyty Beatlesów były nieosiągalne, Pieroty i Bajeczne z mieszanki wedlowskiej powybierane przez sprzedające je panie, a przy saturatorach z wodą zazwyczaj były kolejki.
Nawet nie wiecie jak wielką frajdę sprawił mi autor ową książką. Z wielka przyjemnością przeniosłam się w lata 60-70 XX wieku. Co prawda w latach 60-tych nie było mnie jeszcze na świecie, ale w 70- tych już owszem. Historia Pana Daniela jest mi tym bardziej bliska ze względu na sytuację rodzinną i zainteresowania. Mnie podobnie jak autora wychowywali dziadkowie, tak samo jak autor miałam ciężko chorą mamę, która zmarła… Podobnie jak u autora całym moim światem były książki i muzyka.
Główne rozdziały książki podzielone są na klasy szkoły podstawowej, czyli czytając wiemy w jakim przedziale wiekowym był akurat autor. Każdy rozdział ma kilkanaście podrozdziałów opatrzonych tytułami adekwatnymi do opisywanych w nich przygód, sytuacji. Autor z niesamowitą lekkością, posługując się dużą dawką humoru snuje opowieści. Baja,Trojan, Trefniak i oczywiście Danek to dzieciaki z warszawskiej Pragi, nie stroniący od przedziwnych pomysłów. Najpierw dzieciaki, później dojrzewające chłopaki. Ich przemyślenia, rozterki, fascynacje, a zarazem odnalezienie się w trudnych czasach PRL-u. Zaczytywałam się w nich z wielką rozkoszą i uśmiechem na twarzy. Dodatkowo mamy jeszcze jednego bohatera. To Plac Leńskiego, przy którym wraz z dziadkami mieszkał Danek. Plac na którym wiele się działo, a sam autor mówi, że zakochiwał się w nim głęboko i bez wzajemności. Plac Leńskiego, który był monumentem, gigantycznym, z gigantycznymi budowlami. Tętnił życiem, mając swoje odgłosy i zapachy.
Myślę, że książka dla jednych będzie wspaniałą lekcją historii, dla innych sentymentalną podróżą w przeszłość, ale raczej nikt nie będzie zawiedziony po jej przeczytaniu.
Nie łatwo dziś wytłumaczyć, jak się żyło w PRL-u. Młodsze pokolenia słuchając opowiadań o tamtych czasach często nie wierzą, że tak właśnie było.
Kawa, pieprz, słodycze – ach żelki, to były rarytasy. Pomarańcze tylko na Boże Narodzenie, Coca Cola była marzeniem, kolejkę Piko mieli co zamożniejsi, płyty Beatlesów były nieosiągalne, Pieroty i Bajeczne z mieszanki...
2021-09-05
2021-08-22
Ks. Jarosław Cielecki pochodzi z Niegowici, pierwszej parafii w której pracował Karol Wojtyła, późniejszy święty Jan Paweł II. Studia teologiczne skończył w Łodzi, w tutejszym Wyższy Seminarium Duchownym. W 1993 roku przyjął święcenia kapłańskie. Pracował w parafiach archidiecezji łódzkiej. Stąd wyjechał na studia do Rzymu. Tam założył agencję informacyjną Vatican Service News. Został jej dyrektorem. Jest autorem kilku książek i filmów dokumentalnych.
W 2012 roku ksiądz Jarosław Cielecki zrealizował film "Liban Ziemia Świętych", który stał się darem Maronitów dla papieża Benedykta XVI, przekazanym podczas podróży apostolskiej w Bejrucie. Przez pewien czas ks. Jarosław Cielecki był watykańskim korespondentem „Polsatu". Współpracował z miesięcznikiem „Egzorcysta”.
Ks. Jarosław Cielecki Jest propagatorem kultu św. Szarbela, założycielem prawie 400 domów modlitwy pod jego wezwaniem
Autor książki spotkał księdza Jarka kiedy wraz z kolegą pracował nad rzymskim odcinkiem dla TVP 2 programu „Starcie Cywilizacji” Wtedy ks. Cielecki prowadził w Watykanie własną agencję prasową, produkował duże ilości filmów i programów dla telewizji włoskiej. Można było odnieść wrażenie, że ma się przyjemność rozmawiać bardziej z redaktorem, dziennikarzem niż z księdzem. Teraz jest inaczej… Garnitur zastąpiła sutanna, w dodatku sprana i pocerowana. Twarz pokryła gęsta broda, a komórka, kamera i komputer stały się jego amboną, z której głosi z pasją Tego, do którego tak się upodobnił- św. Szarbela, a mówienie o pustelniku z Libanu stało się jego głównym zadaniem.
Książka ma wielu bohaterów. Nie jest nim tylko ks. Jarosław Cielecki, z którym to autor Tomasz Terlikowski przeprowadza wywiad. Książka opowiada również o św. Szarbelu, o bp. Pawle Hnilicy, św. Janie Pawle II, Benedykcie XVI, o Matce Bożej.
To lektura o kapłaństwie, trudnym powołaniu, jego kryzysach. O tym co oznacza chrześcijaństwo, czym są charyzmaty, oraz jak rozumieć egzorcyzmy i walkę duchową. W kilku słowach można rzec, że jest to „raport o stanie wiary”
Książka napisana jest w formie wywiadu. Pytania ciekawe, poruszające wiele tematów. Ksiądz Jarek odpowiada na nie wyczerpująco, dorzucając do swoich wypowiedzi liczne anegdoty z życia wzięte, świadectwa, które wzruszają i poruszają serce, są lekiem na zranioną duszę.
Polecam każdemu. Dla mnie była wielkim pokrzepieniem w troszkę dla mnie trudnym okresie życia.
Ks. Jarosław Cielecki pochodzi z Niegowici, pierwszej parafii w której pracował Karol Wojtyła, późniejszy święty Jan Paweł II. Studia teologiczne skończył w Łodzi, w tutejszym Wyższy Seminarium Duchownym. W 1993 roku przyjął święcenia kapłańskie. Pracował w parafiach archidiecezji łódzkiej. Stąd wyjechał na studia do Rzymu. Tam założył agencję informacyjną Vatican Service...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-08
Indie to kraj kontrastów. Charakteryzują się dużą różnorodnością pod względem przyrodniczym, religijnym oraz kulturowym. Wyobraźnie podróżników rozbudzają żywymi kolorami i intensywnym zapachem przypraw. Z jednej strony w Indiach można zaobserwować ogromne dzielnice slumsów, w których żyją ludzie bez perspektyw dla siebie i potomstwa. Natomiast na drugiej szali znajdują się przepiękne domy, a w zasadzie pałace w willowych dzielnicach New Delhi czy Bombaju. Tutaj bieda splata się z bogactwem, a historia z teraźniejszością.
7 maja 2008 roku autorka książki wylądowała po raz pierwszy w tym rejonie świata. Bez żadnego pomysłu co dalej, po raz pierwszy samodzielnie udała się na wyprawę. Jakże dziką, niebezpieczną, nieprzewidywalną podróż, która trwała pół roku i obejmowała Indie, Malezję, Tajlandię, Kambodżę i Wietnam.
Książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza z nich obejmuje tak jak wyżej wspomniałam rok 2008. Rozdziały są króciutkie, każdy opatrzony datą. Autorka prostym, lekkim językiem okraszonym dowcipem, opisuje swoje kolejne zmagania, przygody podróżując po zakątkach Azji. Często skupia się na środkach transportu którymi podróżowała, oraz hotelach w których miała mniejszą lub większą przyjemność nocować. Nie ma w zapiskach wydarzeń historycznych, opisów miejscowej ludności. Miałam wrażenie że czytam ot taki lekki przewodnik po Azji, dla tych którzy mają zamiar kiedykolwiek wybrać się w tamte rejony.
Druga część książki to podróż autorki po Nepalu, Bangladeszu, Indiach, Tajlandii, Tajwanie, Filipinach. Swój początek ma w styczniu 2019 roku. Ta część książki bardziej przypadła mi do gustu. Jest bardziej dojrzała. Zawiera więcej szczegółów dotyczących obyczajów, zwyczajów i ogólnie zwiedzanych przez panią Marzenę miejsc.
Trzecia część, to wspaniałe kompendium wiedzy dotyczącej tego jak podróżować. Zawiera liczne informacje zarówno o płatnościach za granicą, wynajmowaniu hoteli, chorobach, które mogą się przytrafić podróżującym, czym podróżować, jakie rzeczy zabrać ze sobą.
Książka wydana cudnie. Śliski, biały papier, liczne fotografie przykuwają oko. Czyta się ja niezmiernie szybko i z wielką przyjemnością. Polecam szczególnie tym, którzy lubią podróżować, ale nie koniecznie tym, którzy lubią skupiać się na wiedzy historycznej, łakną ciekawostek.
Indie to kraj kontrastów. Charakteryzują się dużą różnorodnością pod względem przyrodniczym, religijnym oraz kulturowym. Wyobraźnie podróżników rozbudzają żywymi kolorami i intensywnym zapachem przypraw. Z jednej strony w Indiach można zaobserwować ogromne dzielnice slumsów, w których żyją ludzie bez perspektyw dla siebie i potomstwa. Natomiast na drugiej szali znajdują się...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-17
Któż z nas nie lubi podróżować? Jedni lubią przemieszczać się po rodzimym kraju, zachwycając się polskimi krajobrazami, a naprawdę jest czym. Inni wolą wyjechać za granicę, by nacieszyć oko szeroko rozumianą „innością” , posmakować obcej kuchni, poznać odmienną kulturę, zwyczaje i obyczaje panujące w zwiedzanym kraju.
Ja ostatnio ciągle podróżuję, niestety na razie tylko palcem po mapie i z kolejną książką pod pachą. Zwiedziłam niedawno Dubaj, Gujanę Francuską, Madagaskar, ale również byłam w Czeczenii i Sarajewie podczas toczących się tam wojen. Podróże jak widać nie zawsze kolorowe i spokojne ,ale niesamowicie interesujące, bardzo ubogacające mój ciągły głód wiedzy.
Tym razem kierunek obrałam daleko na południe, na drugą co do wielkości wyspę na świecie. Papua- Nowa Gwinea, a dokładnie Papua Zachodnia. Tam wraz ze swoim kolegą Romanem zabrał mnie w tajemniczą podróż autor, pan Grzegorz Kapla, dziennikarz, pisarz, który odwiedził około stu krajów z aparatem i dwoma obiektywami. Wsłuchiwał się w ludzi ,zbierał ich opowieści, robił zdjęcia . Wydał kilka książek, opublikował setki reportaży.
Papua Nowa Gwinea obejmuje między innymi wyspę Nowa Gwinea oraz około 2800 mniejszych wysepek. To jedno z ostatnich miejsc na ziemi, gdzie na pograniczu cywilizacji w tradycyjnych strukturach społecznych żyją przedstawiciele wielu „dzikich” plemion. Jest ich około dwustu. Każde z nich ma odmienne rytuały i wierzenia. Przez działalność misjonarską w tym kraju wiele tradycji należy już do historii. Mimo wszystko szacuje się, że kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli Dani żyje w swoich "naturalnych warunkach". W małych wioskach złożonych z kilkudziesięciu lepianek żyją klany, które wciąż walczą z codziennością.
Autor z duszą otwartą jak dziecko, naiwnie i szczerze do głębi lustruje i chłonie każdy kawałek zwiedzanego miejsca. Biaku, Jayapura, Userem, Wamena… Im dalej w głąb lądu, tym dalej od cywilizacji.
Dlaczego akurat ten kawałek świata? To odległe marzenie autora jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy podobnie jak ja z wypiekami na twarzy rozczytywał się w przygodach Tomka z książek Alfreda Szklarskiego. Ponadto, to ucieczka od codziennej nudy i szarości, gwaru i ludzkich pretensji.
Grzegorz Kapla bardzo ciekawie opowiada o historii wyspy sięgając aż do XVI wieku. Kolejni koloniści, kolejna walka o złoża, w które obfituje ziemia Papui, walka o wpływy, o przejęcie kontroli i władzy nad wyspą. Fakty historyczne są dawkowane w odpowiedniej ilości i świetnie wplecione w całą historię podróży autora. Do języka, którym posługuje się pan Kapla, trzeba się przyzwyczaić. Ma on swój styl, ubogacony wieloma porównaniami, często śmiesznymi, czasami nieco dziwnymi.
Oczywiście nie brakuje zdjęć, które autor osobiście robi podczas podróży. To piękne kolorowe fotografie przedstawiające krajobrazy oraz samych mieszkańców Papuasów.
Papuasi to niezwykli ludzie. To osoby o oczach pełnych łez i tęsknoty za wolnością, za swoim nagim ciałem przyozdobionym horim. Nie za koszulą, t-shirtem i chińskimi japonkami, strojem, który narzucono im nosić. To lud, który ma swoje duchy; gór, rzek i nie tylko…
„Duchy są jak ci, którymi byli za życia. Niektóre są szlachetne, pełne współczucia. Inne są dumne i wojownicze. Niektóre… złośliwe. Tutaj ludzie żyją z duchami za pan brat, w tej samej wiosce, w której żyli ze sobą za życia.”
Papuasi to również lud, który chroni swoje liczne zwyczaje, obyczaje, jakże często dziwne, zaskakujące, zatrważające. Wszystkie ciekawie i dokładnie opisane przez autora.
Papua Nowa Gwinea to kraj egzotycznego folkloru, barw, aromatów i pięknych plaż, gdzie powietrze swą przejrzystością ubiega kryształ a wszelkie odcienie zieleni i kolory kwiatów jaśnieją pełnym blaskiem, soczyste i nasycone w swej głębi. Kraj świętego ptaka nuri i świnek stanowiących o prestiżu Papuasów, które karmione są piersią przez papuaskie kobiety. Tu nie liczy się czasu, nie znany jest kalendarz, tu nie gromadzi się zbędnych rzeczy, bo jak mówią tubylcy "trumna nie ma kieszeni"
To miejsce, gdzie człowiek można powiedzieć odrywa się od rzeczywistości. Nie myśli o pracy, kolejnych zakupach, telewizji, internecie. Tam tego nie ma. To czas, gdzie można spojrzeć w jakże błękitne niebo, czas na złapanie oddechu, na przemyślenia, na wyciszenie duszy, uspokojenie myśli. Czas gdzie egoizm trzeba schować głęboko do kieszeni, bo tu jest się zdanym na pomoc innych ludzi, tubylców. To również codzienna walka ze swoimi słabościami i przyzwyczajeniami. Brak kąpieli, wygodnego spoczynku i dobrego jedzenia wywraca całkowicie nasze podejście do życia.
Jakżebym chciała, żeby ta podróż palcem po mapie zamieniła się przynajmniej w tym przypadku w rzeczywistość…
Podziwiam autora za to, że realizuje swoje marzenia, że potrafił odnaleźć się w tych jakże trudnych warunkach, a dodatkowo wszystko ciekawie udokumentował zarówno na piśmie, jak i na fotografiach.
Jeśli macie ochotę zatopić się w marzeniach i przenieść się na kilka godzin do odległej, czasami jeszcze do końca nieodkrytej krainy, gdzie do niedawna panował kanibalizm, a na wielu mapach GPS znajdziemy informację „teren nieznany” to zapraszam. Naprawdę warto.
Któż z nas nie lubi podróżować? Jedni lubią przemieszczać się po rodzimym kraju, zachwycając się polskimi krajobrazami, a naprawdę jest czym. Inni wolą wyjechać za granicę, by nacieszyć oko szeroko rozumianą „innością” , posmakować obcej kuchni, poznać odmienną kulturę, zwyczaje i obyczaje panujące w zwiedzanym kraju.
Ja ostatnio ciągle podróżuję, niestety na razie tylko...
2021-07-14
„Żyjemy w świecie, gdzie jedni mają wszystko, inni nie mają nic. Żyjemy w świecie medialnej obłudy i manipulacji. Jest luksus i jest bieda. Jest głód i obżarstwo do granic możliwości. Jest niepotrzebna śmierć”
Daniel Kasprowicz z powołania jest misjonarzem świeckim, z wykształcenia zaś dietetykiem klinicznym, absolwentem Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jako ambasador walki z głodem na świecie, prezentuje się na międzynarodowych spotkaniach, między innymi w Australii, Belgii i Kolumbii. Na swoim koncie ma dwie publikacje - "Kilasymandry. Jak Madagaskar nauczył mnie kochać" i "Hazo mena. O marzeniach z Czerwonej Wyspy", w których opisuje przepiękny świat Madagaskaru, w którym niestety rzeczywistość jest często bezwzględna dla dzieci. Od 2019 roku posługuje w zupełnie nowym miejscu - na misji w Anivorano, gdzie podjął się projektu budowy szpitala dla najbiedniejszych dzieci, niedożywionych i kobiet będących w niezwykle trudnej sytuacji życiowej. Wszystkie swoje siły skupia na pozyskiwaniu funduszy na ten cel, sprzętu medycznego, inwestorów i współpracowników.
„Hazo Mena” pisana jest w formie dziennika i obejmuje okres prawie dwuletniego ( lata 2015-2017) kolejnego pobytu Daniela na Madagaskarze. Hazo Mena tak Malgasze, mieszkańcy Madagaskaru nazywają drzewo, które w okolicy grudnia rozkwita na czerwono, dając efekt rzuconych na wietrze płomieni.
Wyobraźcie sobie szesnastoletniego chłopca, któremu umierają rodzice, następnie babcia, rok starszy brat, który utrzymywał jego i dwójkę młodszego rodzeństwa. Jego przerażenie, smutek, mnóstwo obaw o swoja przyszłość, przyszłość rodzeństwa. Strach aż czuć namacalnie, unosi się dookoła jego osoby.
Taka jest rzeczywistość Madagaskaru. Lucien, Ely, Lionard, Albera… to kolejne biedne, głodujące dzieci. Jest ich mnóstwo. Często osierocone, zdane jedynie na pomoc drugiego człowieka. Madagaskar to kraj przesiąknięty ludzkimi nieszczęściami, których jest zdecydowanie za dużo. Tłumy niedożywionych, głodnych, chorych, biednych ludzi. To ciągła walka z brakiem wody, prądu, jedzenia, lekarstw. Smutna rzeczywistość, a chorych jest coraz więcej. Dur brzuszny, malaria, zapalenie płuc, choroby pasożytnicze, trąd, cukrzyca.
Dodatkowo codzienna rozpacz po utracie bliskiej osoby, rozpacz tak okrutna, że człowiek wspominając ją nie może zaznać spokoju i ukojenia duszy.
A ja … siedzę na kocu z książką w ręce, kawa, ciastko, cukierek… dobrobyt! Czy w takich chwilach myślę o innych ludziach, głodujących, umierających z powodu braku pieniędzy na podstawowe leki? Oczywiście, że nie !!
Tej książki nie da się czytać spokojnie. Ona wywraca ten mój koc i kawę do góry nogami. Jestem osobą zbyt wrażliwą na ludzka krzywdę, a już tej dotyczącej bezbronnych , niczego niewinnych dzieci nie umiem spokojnie przetrawić, nie umiem bez emocji o niej czytać.
Dlatego musiałam czasami odłożyć książkę na bok, żeby ochłonąć, uspokoić myśli.
Dodatkowo smutnym jest fakt, że coś, co w Polsce nas oburza tam, na czerwonej wyspie zbielało w codzienności. Małoletnie mamy, prostytucja, pracujące dzieci,nagminne porzucanie rodziny przez mężczyzn, pseudo lekarze, bądź lekarze którzy wykorzystując niewiedzę tamtejszych ludzi ograbiają ich z ostatnich pieniędzy sugerując, że każda nękająca ich choroba, to zapalenie wyrostka robaczkowego, co w 99 % jest nieprawdą. Co prowadzi wiele osób do śmierci, z powodu złej diagnozy i złego leczenia.
Pan Daniel swoją codzienną opowieść dokumentuje wspaniałymi, kolorowymi fotografiami.
Na zdjęciach Malgasze, dzieci, dorośli. Wszystkie te osoby, które opisywane są w książce. Spoglądają na nas swymi pięknymi, czarnymi oczami, w których znajduje się historia ich całego życia. Czasami uśmiech, czasami grymas twarzy, grymas bólu.
Zdjęcia opatrzone są bardzo dojrzałymi komentarzami, trafiającymi jak igła w serce, przeszywającymi na wskroś, dającymi dużo do myślenia. Dotyczą sensu naszego życia, naszych potrzeb, a raczej tego co gromadzimy, a wcale nie potrzebujemy, nie zdając sobie z tego sprawy.
Pan Daniel, to chłopak o złotym sercu. Walczy codziennie ( sprawdzałam, ma konto na Facebooku i jest obecnie na Madagaskarze) o zdrowie innych, o ich przetrwanie, ale również jak mówi walczy sam z sobą. Ze swoimi słabościami, egoizmem, zobojętnieniem , które po pewnym czasie pojawia się i tam… kiedy codziennie widzi się ten sam obraz nędzy i biedy ludzkiej.
Mimo ciężkiej pracy, którą autor codziennie tam wykonuje, postanowił napisać i dać do druku swoje zapiski, po to aby dochód z nich przekazać na pomoc potrzebującym na Madagaskarze. Oprócz tego prowadzi stronę patronite. pl, na której można zaadoptować dziecko, wspomóc misję.
Pracuje ciężko, ale pisze że warto. Warto chociażby dlatego, aby zobaczyć radość i uśmiech na twarzach mampikońskich dzieci. Bezcenny uśmiech, który przenika, uczy odnajdywania szczęścia w miejscu beznadziejnym.
AZA MATAOTRA FA MAHAREZA- nie bój się, odwagi ! Tymi słowami kończę. Słowami, które często padają z ust pana Daniela, nie zawsze w sytuacjach komfortowych, często wtedy, gdy brakuje słów, gdy nie wiadomo co powiedzieć, gdy ktoś umiera a nie można mu pomóc…
„Żyjemy w świecie, gdzie jedni mają wszystko, inni nie mają nic. Żyjemy w świecie medialnej obłudy i manipulacji. Jest luksus i jest bieda. Jest głód i obżarstwo do granic możliwości. Jest niepotrzebna śmierć”
Daniel Kasprowicz z powołania jest misjonarzem świeckim, z wykształcenia zaś dietetykiem klinicznym, absolwentem Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jako ambasador...
2021-07-11
„Los powiązał mnie z Kubą na zawsze, nie tylko jako obserwatora. Zaraziłem się od Kubańczyków syndromem wyspy, która wyznacza centrum świata”
Kuba. Intrygująca, romantyczna i kontrowersyjna. Owiana tajemnicą, przesiąknięta tropikalną nostalgią, uwikłana w swej przeszłości. Kolorowa Kuba tonie w oparach rumu i najlepszych cygar na świecie. Kuba to, trzcina cukrowa podawana do espresso, zapach liści na plantacji tytoniu, błysk toczącego się po ulicy Chevroleta, sklepy rodem z PRL-u, najlepsze mojito na świecie oraz wspaniałe plaże i turkusowe Morze Karaibskie, którego kolor w rzeczywistości zachwyca i zniewala.
Kuba nie ma pięknej historii. Targały nią groźne epidemie, wyniszczali hiszpańscy konkwistadorzy, zaludniali afrykańscy niewolnicy, którzy pod przymusem pracowali na plantacjach trzciny cukrowej. W XVIII w. Hawana zapełniła się europejskimi żeglarzami, których zauroczyły karaibskie wybrzeża. W 1959 roku wybuchła Rewolucja kubańska, na czele której stał Fidel Castro i rozpoczęły się czasy socjalizmu, w którym dobro społeczne stawiało się ponad wszelkie inne wartości.
Dyktatura Fidela Castro stworzyła mit rewolucji dokonanej w imię wszystkich Kubańczyków i dla ich szczęścia. Integralną częścią jest legenda o wiodącej roli ruchu partyzanckiego zorganizowanego i dowodzonego przez braci Castro, a także bajka o złych Stanach Zjednoczonych, które demokratę Fidela wepchnęły w objęcia ZSRR, nie pozostawiając Kubie innego wyboru niż komunizm. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna.
Krzysztof Jacek Hinz ur. 1 grudnia 1955 w Warszawie,, polski dyplomata, dziennikarz, iberysta.
W latach 1983-1997 pracował dla Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie, Hawanie i mieście Meksyk. Współpracował z „Gazetą Wyborczą”, „Wprost”, „Polityką”, Radiem Wolna Europa i z Radiem Zet, a także z meksykańską telewizją „Televisa”; był szefem działu zagranicznego meksykańskiego miesięcznika „GenteSur” (1995-1996); publikował w prasie meksykańskiej i kolumbijskiej.
W latach 1998-2001 był radcą ambasady RP w Hawanie.
Książka napisana jest w bardzo ciekawej formie. Zawiera dużo informacji dotyczących historii Kuby, w szczególności tych o rewolucji, które przeplatane są osobistymi losami autora, podczas wielu pobytów w Hawanie. Dodatkowo wszystko okraszone jest anegdotami, dużą dawką humoru, oraz szczegółami z życia Kubańczyków. Autor doskonale ukazuje system, gdzie panuje dyktatura monopartyjna. Gdzie rządzi jeden człowiek i żąda podporządkowania się wszystkim jego fobiom, zachciankom i absurdom. A tych absurdów, dziwnych zachowań Fidela Castro naprawdę nie brakuje. Pan Krzysztof je analizuje, ukazuje brak sensu i logicznej spójności między kolejnymi pomysłami a co gorsza działaniami podejmowanymi przez dyktatora.
Autorowi nie zawsze było lekko i przyjemnie zamieszkując terytorium Kuby. Od czasu poparcia czeskiej inicjatywy potępienia Kuby za łamanie praw człowieka Polska była dla Fidela Castro trzecim po USA i Czechach , zagranicznym „łotrem” pragnącym zguby kraju. Sytuacja Polaków przebywających w państwie dyktatora uległa znacznemu pogorszeniu.
Aż nie chce się wierzyć, że oprócz tej całej zagmatwanej polityki, reżimu istnieją na Kubie i pozytywne strony. To przede wszystkim wspaniali, gościnni , radośni Kubańczycy, którzy cały czas wierzą w lepsze jutro, choć głównie koncentrują się na codziennej walce o przetrwanie. Bardzo życzliwi, spontaniczni naturalni, dzielący się z innymi swoją radością życia, nie narzekający mimo trudnej sytuacji.
Kilka czarno-białych fotografii dołączonych do treści pozwala na jeszcze większe zbliżenie się do rzeczywistości Kuby. Choć ja i tak , jak zawsze musiałam poszperać w internecie, aby zwiększyć zasób wiedzy na temat tego państwa, oraz oczywiście pooglądać kolorowe zdjęcia, które nie powiem przykuwają oko swą egzotycznością.
Kuba kusi lekkością bytu, łatwością nawiązywania kontaktów na ulicy, radością i spontanicznością mieszkańców, zawsze gotowych do zabawy, obracających w żart najgorsze fakty. Ma swój własny rytm życia, którego trzeba doświadczyć osobiście, by zrozumieć jej specyfikę.
Kuba wyspa zalana słońcem potrafi przyciągnąć, zapleść swoje ramiona wokół zainteresowanej nią osoby, zauroczyć na długo i pozostać w pamięci powodując, że ludzie są skażeni syndromem wyspy.
Przyciąga tak bardzo, że chciałoby się zobaczyć wszystko na własne oczy…
„Los powiązał mnie z Kubą na zawsze, nie tylko jako obserwatora. Zaraziłem się od Kubańczyków syndromem wyspy, która wyznacza centrum świata”
Kuba. Intrygująca, romantyczna i kontrowersyjna. Owiana tajemnicą, przesiąknięta tropikalną nostalgią, uwikłana w swej przeszłości. Kolorowa Kuba tonie w oparach rumu i najlepszych cygar na świecie. Kuba to, trzcina cukrowa podawana...
2021-06-25
Pani Barbara Demick, reporterka „The Philadelphia Inquirer” w 1993 roku została wysłana służbowo do Berlina, skąd miała pisać korespondencje o Europie Wschodniej. Dziennikarka o specjalizacji śledczo-finansowej miała opisywać przeobrażenia gospodarcze. W rzeczywistości wylądowała w Sarajewie w styczniu 1994 roku w samym sercu wojny. Przeżyła między innymi oblężenie Sarajewa.
Wraz z fotografem Johnem Castello na życzenie redakcji wybrali jedną ulicę, Logavina, z której prowadzili relacje na temat życia mieszkańców podczas wszystkich działań wojennych.
Spędziła tam około dwóch lat, napisała serię artykułów, z których powstała powyższa książka.
Logavina, to przecięta pięcioma przecznicami, bogata, najstarsza w mieście ulica, która leżała w sercu starej muzułmańskiej dzielnicy. Ulica, która szybko zamieniła się w obraz nędzy, gdzie każdy z mieszkańców stracił kogoś bliskiego. To tutaj mieszkali;
Generał Jovan Divijak, Zijo Dźinkow rzemieślnik, Ekrem funkcjonariusz policji, Fuad jubiler, Kira pielęgniarka itd., itd. Mnóstwo osób, które walczyły każdego dnia o przetrwanie.
Autorka w bardzo przejrzysty, ciekawy sposób opisuje podłoże konfliktu. Dlaczego doszło do tej wojny, oraz jak przebiegała i przede wszystkim jak podczas niej radzili sobie zwykli ludzie, walczący z głodem, zimnem, brakiem pieniędzy, brakiem wody, prądu, z chorobami i przede wszystkim ze strachem, który towarzyszył im na każdym kroku. Ciągle pod obstrzałem, ciągle na muszce. Każdego dnia.
Opisuje również jakie szkody wywołał konflikt na tle religijnym.
Moja „miłość” do reportaży wzrasta z każdą kolejną książką. Cieszę się, że odkryłam nowy gatunek literacki, który mnie fascynuje, oraz że zarazem mogę delektować się tym co czytam, jak i równocześnie zdobywam nową wiedzę. Stwierdzam, że mam w niej ogromne braki . To dotyczy również informacji o wojnie w Jugosławii i podziale tego państwa. Kiedy ta wojna się zaczynała, ja zdawałam maturę, więc nie zdążyłam o niej dowiedzieć się na lekcjach historii, a polityka i informacje ze świata za nic wtedy mnie nie interesowały.
Cieszę się, że są takie książki, które mówią o wielkich tragediach, ludzkiej krzywdzie, że są takie osoby, które w tych trudnych momentach, narażając własne życie są na miejscu wydarzeń, aby zdobywać informacje, te prawdziwe, niezakłamane, z pierwszej ręki. Informacje, które mogą później przekazać całemu światu.
Smutna, przerażająca, prawdziwa, wstrząsająca, szokująca tak w kilku słowach można napisać o książce Pani Barbary. Przy tym niezmiernie ciekawa, szczera aż do bólu, bo jak autorka pisze chciała dokonać paru korekt, ale nie zrobiła tego, aby czytelnik mógł poczuć, to co ona wtedy czuła. Nie to co teraz z perspektywy czasu i może zmiany niektórych poglądów by napisała.
Ciekawe jest również to, że autorka po wielu latach powróciła na miejsce wydarzeń. Co zastała, czy spotkała kogoś, kogo poznała w czasach wojny, czy konflikt na tle religijnym nadal istnieje, czy został zażegnany ?
Przekonajcie się sami. Zachęcam na prawdę warto przeczytać i poznać kawałek historii kraju, który przecież nie leży aż tak daleko od Polski.
Polecam !
Pani Barbara Demick, reporterka „The Philadelphia Inquirer” w 1993 roku została wysłana służbowo do Berlina, skąd miała pisać korespondencje o Europie Wschodniej. Dziennikarka o specjalizacji śledczo-finansowej miała opisywać przeobrażenia gospodarcze. W rzeczywistości wylądowała w Sarajewie w styczniu 1994 roku w samym sercu wojny. Przeżyła między innymi oblężenie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-19
Nie wiem jak się to stało, ale nigdy wcześniej nie słyszałam o Panu Jacku, a tym bardziej nie wiedziałam, że jest autorem tak wielu książek. Jak zwykle to Wy moi drodzy znajomi przyczyniliście się do tego, że zainteresowałam się powyższą pozycją i zakupiłam ją. To nasze „czytamy w weekend” i dyskusje, które się tam toczą przyniosły takie właśnie owoce.
Pan Jacek w moim odczuciu to niesamowita, bardzo ciekawa osoba. Jak o sobie mówi” zawsze podróżowałem, żeby żyć i żyłem, żeby podróżować” Obsesyjny głód świata, ciekawość innych kultur, kontakt z odmienną przyrodą, poszukiwania ginących cywilizacji fascynowały autora i dawały mu napęd do kolejnych wypraw. Niestety wiek, 73 lata w trakcie podróży do Dubaju, czyli 6 lat temu sprawił, że była to jego ostatnia przygoda, ostatnie zbieranie materiału do książki. W swą podróż zabrał żonę Lindę, artystkę, malarkę, która przez całe życie była dla niego bardzo wyrozumiała, kiedy on podróżował po całym świecie.
Przed samym dotarciem do celu, małżonkowie odwiedzają synów, którzy na stałe mieszkają Szanghaju, zwiedzają Laos, Birmę i Bali.
W końcu nastał czas na Dubaj. Synonim nieosiągalnego luksusu, który szokuje. Sztuczny raj !
Miasto zbudowane w ciągu jednego pokolenia, o praktycznie mizernej przeszłości. Az się nie chce wierzyć, że dopiero w 1958 roku dotarła tutaj elektryczność.
Pan Jacek poprzez przyjaciela Kazika dociera do bardzo interesującego człowieka Izmira, który jest jego przewodnikiem po Dubaju. Odpowiada na nurtujące pana Jacka pytania, pokazuje wiele ciekawych miejsc, przytacza różne opowieści.
Autor ma niesamowity dar pisania. Lekkie, ciekawe pióro sprawia, że od książki nie mogłam się oderwać. Pan Jacek opowiada o swoim prywatnym życiu, o swoich poglądach, zainteresowaniach, do tego wszystkiego wplata ciągle jakieś ciekawostki, fakty i przede wszystkim relacje ze zwiedzania Dubaju. Wplata w to wszystko dialogi, które przeprowadził z różnymi osobami zamieszkującymi to intrygujące miasto. Są to osoby różnych narodowości, wszak na 10 mieszkańców Dubaju tylko jedna z nich jest autochtonem.
Książka wydana jest przepięknie. Śliski papier, zjawiskowe, kolorowe fotografie, których ilość nie przeraża. Piszę tak ponieważ nie lubię książek, gdzie ilość fotografii jest przytłaczająca i dominuje nad treścią. Fotografie adekwatne do treści. To o czym autor opowiada, co zwiedza, to uwieczniał na zdjęciach. Między innymi Wieża Chalifa, Burdż al-Arab opływający w luksus 7 gwiazdkowy hotel, The Dubai Mall, największe wtedy centrum handlowe na świecie, Abu Dhabi i mieszczący się tam meczet szejka Zaida. Tak, to ta piękna strona Dubaju. Istnieje jeszcze ta druga, o której autor nie boi się pisać. Korupcja, pranie brudnych pieniędzy, prostytucja i przede wszystkim wyzyskiwanie obcokrajowców, przeważnie Azjatów do ponadludzkiej pracy, w opłakanych warunkach.
Chcecie wybrać się w intrygującą, nietypową, wyszukaną, pełną ciekawostek podróż po Dubaju, to zapraszam. Naprawdę warto ! Ja jestem oczarowana. W dodatku poznacie ten prawdziwy Dubaj, bo jak brzmią ostanie słowa w książce, te przekazane przez Izmira, Panu Jackowi przy pożegnaniu:
„- Napisz prawdę. Tylko o to cię proszę. Oddałem ci swój czas i pokazałem, jaki jest Dubaj. Napisz o nim prawdę, bo takie jest posłannictwo dziennikarza”
Nie wiem jak się to stało, ale nigdy wcześniej nie słyszałam o Panu Jacku, a tym bardziej nie wiedziałam, że jest autorem tak wielu książek. Jak zwykle to Wy moi drodzy znajomi przyczyniliście się do tego, że zainteresowałam się powyższą pozycją i zakupiłam ją. To nasze „czytamy w weekend” i dyskusje, które się tam toczą przyniosły takie właśnie owoce.
Pan Jacek w moim...
"Trudno być dobrym człowiekiem. Bardzo trudno jest być dobrym mężem. Najtrudniej jest być dobrym ojcem "
Pierwszym i najważniejszym środowiskiem społecznym dla człowieka jest rodzina, tam też występują najwcześniejsze formy doświadczeń każdego z nas.
Relacje rodzinne i ich jakość mają niezwykle istotne znaczenie dla funkcjonowania poszczególnych członków rodziny przez całe życie, odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu dobrostanu człowieka. Członkowie rodziny są ze sobą powiązani w istotny sposób na każdym etapie życia, a relacje pomiędzy nimi są ważnym źródłem więzi. Mogą mieć głęboki wpływ na każdego członka rodziny. Zarówno pozytywny jak i bardzo często w życiu się zdarza, negatywny.
Nasz bohater Johny, Jacky, Jack Tremont to pięćdziesięcioparoletni mężczyzna mieszkający w Paryżu. Mąż, ojciec, ale również i syn.
Syn, który z trudem wspomina swoje dzieciństwo ze względu na strasznie apodyktyczną matkę. Syn, który przylatuje z Francji do Stanów Zjednoczonych, aby podjąć się opieki nad chorą mamą, a raczej nauczyć tatę, jak ma postępować i radzić sobie ze swoją chorą małżonką.
W końcu syn, który odkrywa dopiero po wielu latach, jak wspaniały jest jego tata i żałuje, że tak późno dokonuje tego odkrycia… żałuje, że zostawił go kiedyś samego z despotyczną matką.
„Tato” to niesamowita powieść. Zdawałoby się, że nie można napisać zbyt wielu stron o relacjach rodzinnych. Nic bardziej błędnego. Autor udowadnia, że potrafi i to jeszcze jak. Niby książka jest monotonna, a oderwać się od niej nie mogłam. Misz masz emocjonalny miałam w myślach i sercu. Z jednej strony zaduma, łzy w oczach, smutek, a następnie chwile, gdzie śmiałam się w głos, aż mąż się pytał „Co ty czytasz, czemu się tak śmiejesz?”
Często treść książki odnosiłam do swojego życia, moje problemy pokrywały się z problemami bohaterów, szczególnie z problemami Johnego seniora, który skradł moje serce. Tym bardziej wszystko wewnętrznie przeżywałam i przeżywam do tej pory, zdając sobie sprawę jak ważna jest rola mamy i taty w życiu dzieci. Jak ważne są pozytywne relacje między poszczególnymi członkami rodziny. Zaufanie, cierpliwość, dowartościowanie, ciepłe słowa, a przede wszystkim miłość. Miłość rodziców między sobą, rodziców do dzieci i dzieci do rodziców. Jak brak tych wszystkich pozytywnych czynników może doprowadzić do wyniszczenia wewnętrznego człowieka, do nieracjonalnych zachowań, agresji, poczucia odrzucenia, choroby.
Tato powinien być dla dziecka partnerem, przyjacielem, wzorem, ale i kimś z kim można się konstruktywnie spierać, pokłócić się, a czasem rywalizować.
Mama powinna być opiekuńcza, ale nie nadopiekuńcza, dbająca o swoje dzieci, pomagająca im fizycznie i duchowo radzić sobie z problemami życia codziennego. Przytulić pocałować , ale i zwróci uwagę, kiedy jest taka potrzeba. Nie krzycząc, karcąc i wyzywając, ale rozmawiając z dzieckiem.
Mądry rodzic to taki, który w tym wszystkim znajdzie złoty środek, umiar i równowagę.
Warto być świadomym i obecnym rodzicem począwszy od pierwszych dni życia naszych dzieci. Bo choć dzieci nie do końca są naszym przedłużeniem, to jednak każde z nich niesie w sobie cząstkę mamy i taty.
"Trudno być dobrym człowiekiem. Bardzo trudno jest być dobrym mężem. Najtrudniej jest być dobrym ojcem "
więcej Pokaż mimo toPierwszym i najważniejszym środowiskiem społecznym dla człowieka jest rodzina, tam też występują najwcześniejsze formy doświadczeń każdego z nas.
Relacje rodzinne i ich jakość mają niezwykle istotne znaczenie dla funkcjonowania poszczególnych członków rodziny przez...