-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać272
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać7
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2020-11-29
2020-11-19
Liverpool 1954 rok
Z wielką przyjemnością kolejny raz wróciłam do szpitala St. Angelus, do Liverpoolu, który powoli dźwigał się z powojennych zgliszczy. Budowano drogi, nowe budynki, osiedla, koksownie. Mieszkańcy mieli podzielone opinie w związku z nadchodzącymi wielkimi zmianami. Jedni cieszyli się, że tragiczne warunki mieszkalne zmienią na lepsze, inni martwili się, że stracą kontakt z przyjaciółmi, sąsiadami z którymi byli bardzo zżyci. Mieszkańcy nadal walczyli z nędzą, starali się o jakąkolwiek pracę, o każdy grosz, żeby tylko przeżyć, wyżywić swoją rodzinę.
Wracają Dana, Pammy, Victoria, Beth, doktor Gaskell, przesympatyczny Dessi, Emily Haycock, bohaterowie, którzy towarzyszą nam od pierwszego tomu. Dziewczyny uczą się już na drugim roku. Są bardziej opanowane, rozważne, doświadczone w pracy. Z chichoczących, nieśmiałych podlotków zmieniły się w dojrzałe kobiety. Kobiety, które wiedzą co chcą robić w życiu, wiedzą do czego chcą dążyć.
W szpitalu pojawiają się nowinki ze świata medycyny jak na przykład technika resuscytacji odkryta w Stanach Zjednoczonych. Poza tym trwa walka lekarzy o lepsze warunki pracy, nowe sale operacyjne, lepszy sprzęt, lepsze warunki sanitarne i przede wszystkim o zwiększenie personelu medycznego, bo chorych i potrzebujących pomocy było coraz więcej.
Przybywa również całkiem sporo nowych postaci. Dużo czasu autorka poświęca jak sam tytuł mówi MATKOM. Kobietom, które czasami były jedynym żywicielem dość sporej rodziny, pracując za marne pieniądze często ponad swoje siły. Część z nich miała odrobinę szczęścia dostając pracę właśnie w szpitalu St. Angelus.
Tak jest w przypadku przesympatycznej Noleen Delaney, szczupłej, bardzo pracowitej, rozmodlonej kobiecie, która szukała codziennie wytchnienia i pomocy u Boga, dziękując mu za wszystko, czyli właściwie za ciągłe trudności. Była żoną jednonogiego weterana wojennego Paddy’ego i całej gromadki dzieci; rozwydrzonej nastolatki Mary, małego Finna, zaradnego Bryana i dwójki synów Cahill i Jacka. Pracowała na nocne zmiany, bo w ten sposób mogła więcej zarobić, ale ciężko jej było pogodzić taką pracę z opieką nad rodziną.
Lorcan Ryan, to również nowy pozytywny bohater, który zaskarbił sobie moją sympatię. 14 latek, który nie miał tyle szczęścia co inni. Sam musiał zadbać i o siebie i o swoją mamę, chorą na depresję nadużywającą alkoholu.
Autorka kolejny raz ujęła mnie swoim stylem pisania, tym jak pięknie umie snuć opowieść o życiowych problemach wielu ludzi i choć początek powieści był troszkę nudnawy, i już myślałam, że będzie to najgorsza z dotychczas przeczytanych przeze mnie części, tak po kilkudziesięciu stronach powieść rozkręca się i oprócz wątku obyczajowego dołącza wątek kryminalny. Robi się ciekawie i tajemniczo.
Trudne sytuacje, trudne życiowe wybory. Miłość, zazdrość, rozpacz, rywalizacja, kłamstwa, tajemnice, ale przede wszystkim przyjaźń i wzajemna pomoc, które niosły nadzieję na lepsze jutro, które dodawały ludziom chęci do życia, do pokonywania kolejnych ciężkich dni. Przyjaźń na dobre i na złe, która powodowała uśmiech na twarzach zmęczonych życiem ludzi, a w sercu zaczynało gościć ciepło i wielka radość. Ach, żeby w dzisiejszych czasach ludzie potrafili sobie pomagać tak bezinteresownie jak w powojennym Liverpoolu, tym opisanym przez autorkę. Życie byłoby inne...
Liverpool 1954 rok
Z wielką przyjemnością kolejny raz wróciłam do szpitala St. Angelus, do Liverpoolu, który powoli dźwigał się z powojennych zgliszczy. Budowano drogi, nowe budynki, osiedla, koksownie. Mieszkańcy mieli podzielone opinie w związku z nadchodzącymi wielkimi zmianami. Jedni cieszyli się, że tragiczne warunki mieszkalne zmienią na lepsze, inni martwili się,...
2020-11-16
Książkę zakupiłam dwa lata temu. Jak to zazwyczaj bywa każdą nową zdobycz upycham, gdzie tylko jeszcze coś da się wcisnąć. Tym razem również tak postąpiłam, z myślą, że kiedyś ją przeczytam.
Gdyby nie to, że mąż ostatnio puścił mi w internecie jakąś konferencję, a w niej kilkukrotnie padło nazwisko Gobbi, pewnie jeszcze długo nie sięgnęłabym po powyższą pozycję. Jednak słowa osoby prowadzącej konferencję, a dokładnie ks. Glasa tak utkwiły w mojej głowie, że zaczęłam szukać biografii Stefana Gobbiego, żeby poznać bliżej człowieka, który był fascynującą osobowością, w dodatku żyjącą w ówczesnych czasach.
Ksiądz Stefano Gobbi urodził się 22 marca 1930 roku w Dongo we Włoszech. Mimo, że w wieku 11 lat został oddany na naukę do klasztoru nie tak szybko został kapłanem. Przeżywał duże rozterki w życiu zanim znalazł Bożą drogę. W 1964 roku został wyświęcony na kapłana. Uzyskał doktorat świętej teologii na Uniwersytecie Papieskim w Rzymie.
8 maja 1972 roku odbył pielgrzymkę do Fatimy w Portugalii, gdzie modlił się w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej. Według jego relacji otrzymał wtedy od Matki Bożej natchnienie do założenia Kapłańskiego Ruchu Maryjnego, który duchowo wzmocniłby kapłanów.
13 października 1972 roku, w pięćdziesiątą piątą rocznicę objawień Matki Bożej Fatimskiej wraz z dwoma innymi księżmi utworzył Kapłański Ruch Maryjny w kościele w Gera Lario we Włoszech.
Stefano Gobbi utrzymywał, że w latach 1973-1997 otrzymał serie objawień od Matki Bożej. Objawienia miały wyraźny apokaliptyczny charakter. Ksiądz Stefano spisał je i opublikował pod tytułem: Do Kapłanów, umiłowanych synów Matki Bożej
Ksiądz Stefano Gobbi zmarł 29 czerwca 2011 roku po przebytym zawale serca.
Ponieważ zmarł stosunkowo niedawno, nie ma jeszcze książek poświęconych jego osobie, życiu.
W związku z tym, aby uwiecznić na piśmie przeżycia kapłana Gobbiego Katolicki Ruch Maryjny skierował prośbę do młodej pisarki Mariadale Tavazzi, specjalizującej się w opracowywaniu żywotów świętych, aby napisała pierwszą biografię ks. Stefano. Pisarka podążyła śladami księdza, rozmawiała z jego najbliższymi, znajomymi, współpracownikami, odwiedziła miejsca, w których żył ksiądz Stefano. Chciała z oddaniem poświęcić się pracy, napisać jak najbardziej szczegółowo biografię kapłana.
„Silny z charakteru, przemawiający łagodnymi słowami, które mogły silnie wstrząsnąć”
„Włóczęga Maryi” tak często o nim mówiono.
Ksiądz Gobbi był człowiekiem o niezwykłej wierze, przynależał do dwóch wspólnot kościelnych; Franciszkanów i Towarzystwa Św. Pawła. Nigdy nie pragnął być sławny, zawsze skromny, choć dokonał tak wielkiego dzieła. Prostoduszny, uczciwy, szorstki w obyciu, przedsiębiorczy,całkowicie oddany kościołowi, posłuszny w hierarchii. Miał nieograniczone zaufanie do Matki Bożej. Dążył do tego, aby w Kościele najważniejsze wśród kapłanów było ; UBÓSTWO, MODLITWA, POŚWIĘCENIE I WIERNOŚĆ PAPIEŻOWI.
Jego serce, umysł, ufność były zwrócone ku Maryi, a Ona mówiła do niego poprzez wewnętrzne lokucje, które spisywał. W ten sposób powstał niebieski zeszyt, czyli książka „ Do kapłanów, umiłowanych synów Matki Bożej”, która początkowo nie spotkała się z pochlebną opinią Kongregacji Nauki Wiary.
Biografia księdza Gobbiego napisana jest bardzo przystępnym językiem, czyta się ją lekko, z wielką przyjemnością, chłonąc zarówno fakty jak i ciekawostki z życia kapłana. Autorka włożyła ogrom pracy, aby uzyskać tak dużo informacji o osobie, o której jeszcze mało wiadomo, która nie jest zbyt znana na świecie. W treść książki dość często autorka wplata bardzo trafnie przemyślenia dotyczące wiary, adekwatne do sytuacji jaką akurat przeżywał w danym, opisywanym przez Panią Mariadele momencie ks. Gobbi. Przemyślenia te jakże życiowe, jakże trafne i dopasowane do naszych czasów trafiały w me serce, wprawiały w zamyślenie po czym zostały przeze mnie podkreślone, jak to zazwyczaj robię i odnotowane w odpowiednim zeszyciku. Często przytaczane są też fragmenty listów, które kapłan pisał do przyjaciół, ale również to co najciekawsze dla mnie fragmenty z Niebieskiego zeszytu księdza Gobbiego, czyli słowa, którymi zwracała się do kapłana Maryja. W książce znajdziemy również wiele świadectw osób, które poznały księdza tylko z powodu Katolickiego Ruchu Maryjnego. Osoby te doznały wiele łask i cudów poprzez wstawiennictwo i modlitwę. ks. Gobbiego.
Wierzyć czy nie wierzyć ?! Oto jest pytanie! Każdy z Was pewnie będzie miał inne zdanie w tym temacie. Cóż nawet wielu biskupów, arcybiskupów nie wierzyło w to, co mówił ksiądz Gobbi… Podobnie jak wcześniej nie wierzono św. Ojcu Pio, księdzu Dolindo. Każdy z nas ma prawo do własnej interpretacji wewnętrznych lokucji księdza Gobbiego.
Ja wierzę !
„ Gdyby ludzie wiedzieli czym jest wieczność, na pewno uczyniliby wszystko, by odmienić swoje życie”
Książkę zakupiłam dwa lata temu. Jak to zazwyczaj bywa każdą nową zdobycz upycham, gdzie tylko jeszcze coś da się wcisnąć. Tym razem również tak postąpiłam, z myślą, że kiedyś ją przeczytam.
Gdyby nie to, że mąż ostatnio puścił mi w internecie jakąś konferencję, a w niej kilkukrotnie padło nazwisko Gobbi, pewnie jeszcze długo nie sięgnęłabym po powyższą pozycję. Jednak...
2020-10-23
Nie dało rady inaczej. Tom drugi ma tak zaskakujące, trzymające w napięciu zakończenie, że nie było mowy, abym od razu nie sięgnęła po III tom sagi Winnych.
Akcja zaczyna się w 1971 roku, ale autorka już na początku wraca do wydarzeń z 1968 roku, a dokładnie strajku studentów, którzy domagali się między innymi zaprzestania represji, oraz przestrzegania konstytucji.
Nadchodzą kolejne ciężkie czasy. Czas strajków, walki o wolność. Następuje stan wojenny, wybuch w Czarnobylu, morderstwo bł. ks. Popiełuszki. Powstaje mafia Pruszkowska, Lista Przebojów Programu Trzeciego z Markiem Niedźwiedzkim na czele, serial „Dynastia” lub „Miasteczko Twin Peaks”.
Jak dla mnie w tym tomie autorka jest bardziej szczegółowa, ciekawie opisuje ówczesne czasy, oraz wiele osób, które w mniejszym, lub większym stopniu wpłynęły na historię Polski. Według mnie brakuje jednak najważniejszej postaci, której Polska i Polacy nigdy nie byli obojętni, postaci, która „walczyła” o wolność Polaków, a mianowicie świętego Jana Pawła II i faktu Jego wyboru na Papieża. Wspomniany jest Leszek Grobelny, a pominięty Jan Paweł II...
Tym razem w roli głównej występują córki Basi; Ula i Julia, oraz ich kolega Jeremi. Ani i Mani również nie brakuje, zerkają na wszystkie wydarzenia, kontrolują sytuację, jednak Pani Ałbena w trzecim tomie skupiła bardziej uwagę na młodszym pokoleniu, szczególnie na walce z ówczesnym rządem, a w latach późniejszych na „rozwoju” mafii i porachunkach między gangami; Pruszków kontra Wołomin.
Momentami szybko przeskakujemy z wątku na wątek, akcja toczy się wartko, powiedziałabym, że nawet za szybko. Czasami zamiast dokładnego, wyjaśniającego opisu wydarzeń, autorka wrzuca kilka zdań, faktów opisujących sytuację i koniec. A tak naprawdę można było by napisać o wiele więcej i pewnie nie jedna osoba czytałaby te historie z wielkim zainteresowaniem. Od czasu do czasu autorka na krótko powraca do starszych wydarzeń, lub wręcz odwrotnie, wybiega daleko w przyszłość i opisuje koleje życia jednego z drugoplanowych bohaterów. Tutaj również robi to w sposób bardzo skrócony.
W III tomie podobnie jak w dwóch poprzednich autorka w fikcyjne wydarzenia wplata autentyczne postacie i jest to zbieg bardzo ciekawy. Tym razem mamy wątki z udziałem między innymi Wojciecha Młynarskiego, Lecha Wałęsy, Lecha Grobelnego, Krystyny Jandy.
Przemierzyłam z rodziną Winnych całe sto lat, pełnych emocji, obfitujących w wiele tragicznych wydarzeń dla wielu Polaków, lat niosących nadzieję na lepsze jutro, lat bardziej mi bliskich, czyli tych po 75-tym roku, i w końcu lat współczesnych. Które z nich były najlepsze? Ciężko to stwierdzić, ponieważ zawsze w każdych czasach był czas na łzy i uśmiech, na marzenia, tajemnice, sekrety, miłość…
Rodzina Winnych to taka z krwi i kości stara, polska rodzina, która stanowi opokę dla innych członków i pomaga sobie w każdej sytuacji. Oczywiście nie brak tu i czarnych charakterów, krzywo patrzących na dobre relacje i miłość rodzinną.
Podróż z rodziną Winnych uważam za bardzo ciekawą, choć w I i II tomie brakuje mi bardziej rozbudowanego tła historycznego, a we wszystkich trzech spokojniejszego, mniej pobieżnego potraktowania niektórych wątków. Jednak trzeba przyznać, że autorka ma wielki talent do pisania powieści i mimo tych braków całą sagę po prostu się chłonie…
Nie dało rady inaczej. Tom drugi ma tak zaskakujące, trzymające w napięciu zakończenie, że nie było mowy, abym od razu nie sięgnęła po III tom sagi Winnych.
Akcja zaczyna się w 1971 roku, ale autorka już na początku wraca do wydarzeń z 1968 roku, a dokładnie strajku studentów, którzy domagali się między innymi zaprzestania represji, oraz przestrzegania konstytucji....
2020-10-16
Ania i Mania oraz cała plejada bohaterów ponownie zagościła w moim sercu. Tym razem zagłębiłam się w czasy powojenne z zakończeniem akcji w 1968 roku.
Zniszczone miasta, rozkładające się zwłoki na ulicach, głód.... Życie toczyło się, ludzie byli biedni, rozdrażnieni, rozbici psychicznie, bali się przyszłości. Szukali swoich zaginionych członków rodziny, znajomych.
Rodzina Winnych również przeżywa ciężkie chwile. Poszczególni bohaterowie podejmują jedne z najtrudniejszych decyzji w życiu. Tajemnice dotąd skrywane powoli wychodzą na jaw, rodzą się kolejni potomkowie, umierają seniorzy…
Wraz z nimi śmiejemy się, płaczemy, przeżywamy każdą sytuację. W tym tkwi fenomen tej powieści. Tutaj nie ma zbyt wielu opisów, nie zagłębiamy się w historię czasów powojennych, stalinowskich. I mimo, że brakuje właśnie tego tła historycznego to książkę czyta się, wręcz chłonie, podobnie jak pierwszy tom. Żal człowiekowi, kiedy przewraca ostatnią stronę i wzdycha myśląc, że to już koniec.
Muszę się przyznać, że zaczęłam również oglądać serial, ale z braku czasu idzie mi to bardzo powoli. Cieszę się tylko, że najpierw przeczytałam książkę, a później sięgnęłam po ekranizację. Cóż teraz przede mną już tylko trzeci ostatni tom i koniec przygody z Winnymi.
Ania i Mania oraz cała plejada bohaterów ponownie zagościła w moim sercu. Tym razem zagłębiłam się w czasy powojenne z zakończeniem akcji w 1968 roku.
Zniszczone miasta, rozkładające się zwłoki na ulicach, głód.... Życie toczyło się, ludzie byli biedni, rozdrażnieni, rozbici psychicznie, bali się przyszłości. Szukali swoich zaginionych członków rodziny, znajomych.
...
2020-09-15
„Wierzyć, to znaczy ufać, kiedy cudów nie ma. Z drugiej strony jak się zaufa, to nie sposób nie dostrzec cudów” A największym z nich jest MIŁOŚĆ.
Jak to jest, że nieraz przeczyta się książkę 500 stronicową i nie wiadomo o czym napisać, a innym razem wystarczy 140 stron i ma się burzę w mózgu, tyle chciałoby się powiedzieć, przelać na papier.
Tak właśnie stało się u mnie po przeczytaniu niewielkiej objętościowo, ale jakże bogatej treścią książki Pana Jerzego Jabłońskiego „Miłość nie ogarniam”
Przyszło mi się zmierzyć z męskim spojrzeniem na życiowe sprawy. Hmm...pomyślałam na początku, biorąc książkę do ręki, że może być kiepsko, wszak jestem kobietą. Jednak treść książki traktuje o miłości, Bogu, dlatego już po kilku stronach wiedziałam, że będzie dobrze. I nie pomyliłam się.
Autor, Pan Jerzy myślę, że osoba mało komu znana jest szczęśliwym mężem, tatą dwóch chłopców i zajmuje się na co dzień poradnictwem życia rodzinnego. W przeszłości mierny uczeń z religii i nie tylko, niedoszły ksiądz,burzliwe życie, a obecnie teolog i psycholog, fan piłki nożnej i poezji, współtwórca podręczników szkolnych, ustatkowany mężczyzna.
Książka podzielona jest na niewielkie objętościowo rozdziały. Każdy z nich podejmuje inny problem, który może wystąpić w naszym życiu. Autor w bardzo, naprawdę w bardzo prosty, przejrzysty sposób tłumaczy znaczenie cierpienia, grzechu, czym jest miłosierdzie, pisze o tym aby nie stąpać „po drabinie ziemskiego perfekcjonizmu” Opisuje swoje doświadczenia życiowe, zawiłe sytuacje, błędy które popełniał, wady, oraz to w jaki sposób, oczywiście z Bożą pomocą wyszedł szczęśliwie z każdej opresji. W każdym rozdziale książki, adekwatnie do treści jest świadectwo, zarówno Pana Jerzego, ale również innych osób, najczęściej znajomych autora. W treść wplecione są fragmenty tekstów różnych piosenek, cytaty z Biblii, fragmenty wypowiedzi ks. Jana Twardowskiego, wiersze Wacława Oszajcy i co ciekawe również wiersze Pana Jerzego. Wszystko zgrabnie ze sobą połączone tak, że całość to istna skarbnica mądrości i ciekawostek.
Bogata treść, wzruszające świadectwa, refleksyjne teksty i wiersze, cóż więcej potrzeba. Dla mnie rewelacja, bomba emocjonalna ! W jednym momencie uśmiechałam się serdecznie, a za chwilę byłam zadumana, lub łzy szkliły mi się w oczach. Polecam, z całego serca w sumie wszystkim, to znaczy każdemu bez względu jak dana osoba jest głęboko zakorzeniona w wierze. Książka napisana jest w taki sposób, iż myślę, że każdy coś w niej znajdzie dla siebie. Chociażby kilka słów, jeden cytat… Mnie słowa , które zacytuję poniżej zapadły w serce i pamięć.
„Dotarło do mnie, że absolutnie nie warto odkładać miłości na potem, bo potem może być już za późno. Bóg dał nam dar czasu, byśmy tu i teraz, jako narzędzia w Jego ręku, działali, kochali, pomagali, niekiedy wybierali ryzykowną ścieżkę, cieszyli się każdym okruchem życia, naprawiali i prostowali splątane historie.”
Boża miłość - „Logika miłości, której nie ogarnie żaden biznes plan”. Myślę, że nic nie ogarnie takiej miłości, również sam autor poprzez tytuł książki ukazuje swoje stanowisko w tej sprawie, a ja się w pełni zgadzam z autorem. Nie ogarniam, ale wcale mi to nie przeszkadza. Po prostu czerpię radość z nieogarniania !
„Wierzyć, to znaczy ufać, kiedy cudów nie ma. Z drugiej strony jak się zaufa, to nie sposób nie dostrzec cudów” A największym z nich jest MIŁOŚĆ.
Jak to jest, że nieraz przeczyta się książkę 500 stronicową i nie wiadomo o czym napisać, a innym razem wystarczy 140 stron i ma się burzę w mózgu, tyle chciałoby się powiedzieć, przelać na papier.
Tak właśnie stało się u mnie po...
2020-09-09
Wsi sielska anielska. Spokój, życie toczące się w leniwym tempie, aczkolwiek upływające na ciągłej pracy. Oprzątanie zwierząt, uprawa roli, prace przy tworzeniu pieców, lub struganiu mebli, narodziny kolejnych dzieci.
Życie toczyło się swoim rytmem również i we wsi Brwinów, niedaleko Warszawy, gdzie od wielu pokoleń mieszkała rodzina Winnych. I wszystko byłoby dobrze, no może oprócz kilku awantur po pijaku i Romka Winnego, który znęcał się nad Wandzią, oraz Kasi, która zmarła podczas porodu.. Jednak nad krajem zwisły czarne chmury. 1914 rok- I wojna światowa.
Sytuacja diametralnie się zmieniła. We wsiach i w miasteczkach szerzyła się prawdziwa nędza. Taka, która uczciwych ludzi pozbawiła dachu nad głową, a nawet najbardziej pracowitych doprowadziła do bankructwa. Głód nękał wszystkich. Walczące strony dokonywały masowych rekwizycji. Zwierzęta, zapasy warzyw, mięsa, owoców, wszystko zabierano biednym ludziom.
Taka sytuacja również zapanowała u Winnych i to o nich cały czas traktuje powieść. Ich życie, troski, zdrady, miłostki, narodziny i wychowanie dzieci, przetrwanie w czasach wojny. Nie ma w niej zbyt wielu opisów ówczesnych czasów, jedynie znikome wzmianki, nie ma opisów przyrody, okolicy itp.
Mimo, że książka jest prosta, to ma coś w sobie urzekającego, że jak się ją weźmie do ręki i zacznie czytać, to nie można jej odłożyć. Życie Winnych wciąga i uzależnia.
Jeśli chodzi o samych bohaterów, jest ich mnóstwo, bo nie dość, że cała dość liczna rodzina Winnych, to jeszcze inni mieszkańcy wioski, biedni i ci bardziej zamożni, oraz ksiądz, lekarz itd. Postaci dużo, ale spokojnie można się połapać, kto z kim jest spowinowacony, kto jaką rolę odgrywa w Brwinowie. Postacie wyśmienicie wykreowane, a moje serce skradła Ania wraz ze swoimi zdolnościami przewidywania przyszłości, widzenia przeszłości i czytania w ludzkich duszach.
Ciekawym zabiegiem jest wplecenie w całą gamę fikcyjnych bohaterów prawdziwych postaci; Janusza Korczaka i Jarosława Iwaszkiewicza.
Druga połowa książki, to czasy powojenne, wzmianki o nadchodzącej kolejnej wojnie.
„Stulecie Winnych” to wspaniała saga, to powieść, która tak pochłania czytelnika, że jak kończy się I tom, to nie ma opcji, żeby nie wziąć drugiego do ręki.
Wsi sielska anielska. Spokój, życie toczące się w leniwym tempie, aczkolwiek upływające na ciągłej pracy. Oprzątanie zwierząt, uprawa roli, prace przy tworzeniu pieców, lub struganiu mebli, narodziny kolejnych dzieci.
Życie toczyło się swoim rytmem również i we wsi Brwinów, niedaleko Warszawy, gdzie od wielu pokoleń mieszkała rodzina Winnych. I wszystko byłoby dobrze, no...
2020-09-06
Sięgając po książkę „Na domowym froncie” nie zerknęłam na żadną opinię, nawet na opis książki, czyli nie wiedziałam czego mam się spodziewać po treści. Chyba zbytnio zasugerowałam się słowem „front”. Czytałam, czytałam i myślałam sobie, gdzie ta wojna, gdzie ten front, okupacja...lata 80-te, coś chyba nie tak… Oj roztrzepaniec ze mnie...Ale jak już zaczęłam czytać, to czytałam dalej i nie żałuję.
Akcja książki zaczyna się w 1982 roku, kiedy nasza główna bohaterka Jolene Larsen ma 17 lat, wychowuje się w patologicznej rodzinie, gdzie tata alkoholik daje się wszystkim we znaki. Jednak jeden wieczór, awantura, wypadek i całe życie nastolatki zostaje wywrócone do góry nogami.
I tak przenosimy się nagle do 2005 roku, kiedy Jolene ma 41 lat i swoją rodzinę. Męża Michaela, znanego adwokata i dwie urocze córeczki, Betsy i Lulu. Jolene jest pilotem śmigłowca Gwardii USA. Stojąc z boku i przyglądając się można by stwierdzić szczęśliwa rodzina, nic dodać, nic ująć. A jednak nie… w dodatku pewnego dnia Jolene zostaje powołana do czynnej służby i wysłana na front, na wojnę do Iraku.
Cóż sami czasami nie wiemy czego od życia chcemy, nie doceniamy tego, co mamy i wiem to z własnego doświadczenia. I o tym głównie traktuje ta książka.
Wiele w niej uczuć, różnego rodzaju. Smutek i rozpacz dzieci, które muszą rozstać się z mamą wyjeżdżającą na front, rozterki nastolatki Betsy, strach samej bohaterki, która leci w nieznane i nie wie czy wróci żywa, strach Michaela przed masa obowiązków, które spadną na jego barki po wylocie żony. Tęsknota… Za żoną, mamą, normalnym życiem. Wielka próba dla każdego z członków rodziny, ogromne przewartościowanie swoich potrzeb i uczuć w obliczu nowej sytuacji. Wtedy do człowieka dociera, co może stracić, a raczej Kogo i czemu nie doceniał Go, dopóki miał go koło siebie. Ach ten egoizm…
Akcja książki, jak można się domyśleć toczy się dwutorowo. Seattle, gdzie został Michael z dziewczynkami i Irak, gdzie przebywa Jolene. Jolene pisze do dzieci, wysyła zdjęcia i ukrywa straszną prawdę, o tym co dzieje się na wojnie. Oprócz tego, aby wyładować stres i wszystkie gromadzące się w niej emocje pisze pamiętnik, a w nim całą prawdę, okrutną.
Powieść bardzo ciekawa, chociaż akcja nie toczy się zbyt szybko i dlatego czytając czuje się monotonność. Autorka bardziej skupia się na bohaterach, ich przeżyciach i emocjach, niż na samych wydarzeniach. Bardzo ciekawy jest wątek, w którym porusza się trudny temat dotyczący PTSD, czyli zespołu stresu pourazowego, często występującego u żołnierzy powracających z frontu, który niszczy nie tylko ich samych, ale również całe rodziny, a jest niestety bardzo bagatelizowany przez władze, w tym wypadku władze USA.
Ogólnie smutna, poruszająca, dająca do myślenia historia rodziny Zarkades skradła moje serce, a szczególnie Lulu, mała, rezolutna, zabawna czterolatka. Nie obyło się bez łez, którymi zwieńczyłam koniec książki...
Walka o przetrwanie, walka o miłość, ból, rozpacz, pokonanie swoich słabości, przyznanie się do tego, że czasami potrzebujemy pomocy innych, a nie tylko liczymy na własne siły, bo każdy z nas ma pewną granicę wytrzymałości, po której następuje krach. Wtedy rozsypujemy się na drobne kawałki, które ciężko posklejać. Wszystkie te sytuacje autorka doskonale opisała w swojej powieści wrzucając je do jednej małej, amerykańskiej rodziny Zarkades. Każdy z jej członków to bohater, bo każdy walczył ze swoimi słabościami, by być i żyć dla drugiej osoby.
Oby miłość zawsze wygrywała, w każdej sytuacji, w każdej rodzinie. Wszędzie !
Sięgając po książkę „Na domowym froncie” nie zerknęłam na żadną opinię, nawet na opis książki, czyli nie wiedziałam czego mam się spodziewać po treści. Chyba zbytnio zasugerowałam się słowem „front”. Czytałam, czytałam i myślałam sobie, gdzie ta wojna, gdzie ten front, okupacja...lata 80-te, coś chyba nie tak… Oj roztrzepaniec ze mnie...Ale jak już zaczęłam czytać, to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-11
Greta Rott ma 84 lata i choruje na Alzheimera. Od 11 lat jest pacjentką Alicji, młodej pani psycholog. To właśnie u Pani Ali siedząc w fotelu czuje się najbezpieczniej, bo w tym miejscu może i chce mówić o wszystkim co przeżyła, co ją męczy, nie pozwala żyć w spokoju. Nie może się pogodzić, że jej ojciec Martin Rott był SS Hauptsturmfuhrerem, dowodzącym w obozie na Majdanku. Czuje się współwinna zbrodni popełnionych przez ojca, nie może sobie darować, że pośrednio we wszystkim uczestniczyła. W ramach terapii otrzymuje od Alicji pamiętnik pisany przez Annę Dunajewską, hrabiankę, która wraz z mamą dostała się do obozu. Mama cały czas powtarzała Annie, żeby pisała, o wszystkim…
Anna pisze, Greta czyta, a przekładając pożółkłe kartki i czytając kolejne strony czuje jak Anna staje się jej coraz bliższa.
Akcja książki toczy się kilkutorowo, w odległych od siebie czasach. Jest II wojna światowa opisana z całym swoim okrucieństwem. Autor bez owijania w bawełnę ukazuje potworność, sadyzm i nieludzkie traktowanie ludzi przez niemieckich żołnierzy. Momentami ciężko było o tym czytać, choć ogólnie w książce nie ma zbyt dużo scen związanych z obozowym życiem.
Są i czasy współczesne i Greta jako główny bohater. Zmagająca się z postępującą chorobą, która strasznie utrudnia jej życie, a dodatkowo z wyrzutami sumienia. Tak bardzo pragnie przed śmiercią doznać ukojenia i ulgi psychicznej.
Powieść początkowo czytało mi się ciężko, bo właściwie nie wiedziałam o co chodzi. Zawirowania, przeskoki w czasie, mieszające się postacie, choć nie ma ich strasznie dużo, mieszały mi w głowie i nie mogłam sobie z tym poradzić. Jednak wiedziałam, że tak duża liczba bardzo pozytywnych opinii, dzięki którym zakupiłam książkę, nie może kłamać i coś jest na rzeczy. Czyli przyszło mi się uzbroić w cierpliwość i czytać dalej. Kiedy na czytniku wyskoczyło mi 30 % przeczytanej powieści wszystko się rozjaśniło, zaczęło układać w całość, powiązania między postaciami i wydarzeniami stały się klarowne, i takie oczywiste. I wtedy nie mogłam się oderwać od książki.
Fascynująca, taka inna, choć poruszająca tematykę bardzo często opisywaną w ostatnich czasach, szczególnie przez polskich autorów. Zupełnie inaczej skonstruowana z kapitalnym, zaskakującym zakończeniem. Szkoda jedynie , że pamiętnik nie był nieco dłuższy i Grata nie mogła czytać dalej, bo ja z chęcią poznałabym dalsze losy Anny. Dla mnie tak książka mogłaby mieć 300 stron więcej i wcale bym się nie nudziła. Autor tak po mistrzowsku prowadzi akcję, przeplata wątki, że chce się czytać i czytać...
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Maxa Czornyja, które bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło i zachęciło do zapoznania się z innymi książkami autora.
Greta Rott ma 84 lata i choruje na Alzheimera. Od 11 lat jest pacjentką Alicji, młodej pani psycholog. To właśnie u Pani Ali siedząc w fotelu czuje się najbezpieczniej, bo w tym miejscu może i chce mówić o wszystkim co przeżyła, co ją męczy, nie pozwala żyć w spokoju. Nie może się pogodzić, że jej ojciec Martin Rott był SS Hauptsturmfuhrerem, dowodzącym w obozie na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-17
Kolejny dobry thriller za mną. Tym razem po przeczytaniu kilku opinii czytelników na portalu LC zdecydowałam się sięgnąć po pierwszą powieść z cyklu Robert Hunter, napisaną przez Chrisa Cartera. „Krucyfiks” zawładnął mną od wczorajszego popołudnia do tego stopnia, że mogłam dzisiaj wcześniej wrócić z pracy i całe szczęście, bo od razu zabrałam się za czytanie, gdyż ciekawość zżerała mnie od środka.
Dwa równoległe pale, przywiązane ciało z rozpostartymi ramionami i kolanami, które dotykały ziemi, jakby osoba wisząca modliła się, w dodatku zdarto jej skórę z twarzy. Mocno się zaczyna, prawda ? Jak tu nie wciągnąć się, kiedy autor od początku serwuje nam takie sceny i tyle niewiadomych. W dodatku styl autora bardzo urzeka. Książkę czyta się lekko, a autor skupia swą uwagę zarówno na kolejnych morderstwach, jak i na swoich bohaterach. Nie idealizuje ich, opisuje ich wady i zalety. Szczególnie dużo czasu poświęca dwóm detektywom rozpracowującym profil mordercy.
Detektyw Robert Hunter, inteligentny, bezkompromisowy blondyn, o urzekających niebieskich oczach, który już w wieku 15 lat skończył szkołę średnią. Później studia z psychologii, doktorat z analizy zachowań kryminalnych i biopsychologii. Myślał o innej karierze, ale śmierć ojca z rąk bandytów spowodowała zmianę planów życiowych. Postanowił nie tylko czytać i analizować zachowania zwyrodnialców, ale po prostu ich łapać.
Detektyw Carlos Garcia, syn brazylijskiego agenta federalnego, niezwykle wysportowany inteligentny, niebieskooki, o długich włosach mężczyzna. Od najmłodszych lat chciał naśladować ojca. Szybko awansował i jako nagrodę wybrał pracę w wydziale zabójstw. Został przydzielony jako partner detektywa Huntera.
Dwóm wspaniałym detektywom przyjdzie zmierzyć się z trudnym śledztwem, z bardzo sprytnym i inteligentnym działającym metodycznie mordercą. W dodatku ten sposób mordowania, rytuał, przypomina coś, co już było… ale jak przecież wtedy ujęto sprawcę, został rok temu stracony…
„Krucyfiks” to bardzo dobry, mroczny i niepokojący thriller, jak na debiut, to rzekłabym bardzo dobry, choć w pewnym momencie miałam przebłysk, kto może być mordercą i bingo, trafiłam. Tutaj autor mógłby troszkę pokombinować i zmylić czytelnika, a wtedy byłoby jeszcze bardziej emocjonująco i intrygująco. Mimo wszystko wysoko oceniam i polecam.
Kolejny dobry thriller za mną. Tym razem po przeczytaniu kilku opinii czytelników na portalu LC zdecydowałam się sięgnąć po pierwszą powieść z cyklu Robert Hunter, napisaną przez Chrisa Cartera. „Krucyfiks” zawładnął mną od wczorajszego popołudnia do tego stopnia, że mogłam dzisiaj wcześniej wrócić z pracy i całe szczęście, bo od razu zabrałam się za czytanie, gdyż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-07
Drodzy czytelnicy, oto zaczyna się proces stulecia. Na ławie oskarżonych zasiada znany, hollywoodzki aktor Robert Soloman, nowa gwiazda, odkrycie ostatnich lat. Oskarżony jest o zabójstwo swojej młodziutkiej żony Ariel i jej kochanka, szefa ochrony Carla. Broni go Eddie Flynn, facet sprytny i inteligentny, który w przeszłości nie stronił od alkoholu i oszustw. W pewnym momencie swojego życia odkrył w sobie talent prawniczy i jego życie zmieniło się o 360 stopni. Teraz zamiast w barze lub na odwyku, przesiaduje większość czasu w salach sądowych, ale w takiej sprawie jeszcze nigdy nie brał udziału.
Jest również mnóstwo innych postaci; gliniarze, prokurator, sędzia, dziennikarze, rodzina Eddiego, i ława przysięgłych. Dwunastu przysięgłych głównych i trzech zastępczych.
Proces czas zacząć…
Początek książki dziwny i intrygujący. Czytając popijałam herbatę, łyk po łyczku i nagle musiałam odstawić kubek, bo bym się zachłysnęła. Przewijałam kolejne strony na czytniku i widziałam jak robi się coraz bardziej tajemniczo, jak wciąga mnie fabuła i nie mogę się doczekać, w jaki sposób rozwinie się akcja. Do tego dodatkowo wyłoniła się straszna, aczkolwiek bardzo fascynująca postać Joshuy Kane’a, mężczyzny, który miał talent do parodiowania innych. Potrafił naśladować ruchy, głos, a nawet charakter pisma upatrzonej przez niego osoby. Nie cierpiał na schizofrenię, paranoję, nie miał halucynacji, nie był w dzieciństwie molestowany, a jednak był inny niż wszyscy. Był wyjątkowy, tak się przynajmniej czuł, górował nad innymi. W dodatku nigdy nie odczuwał bólu. Jaki związek łączy go z naszym procesem ?
Tego dowiecie się sięgając po książkę, a uwierzcie, że warto. Dawno nie czytałam tak dobrego thrillera i mimo że można zarzucić autorowi, że wykreował nowojorskich policjantów na troszkę głupawych i mało ogarniętych, to akcja toczy się tak dynamicznie i tak wciąga, że nawet takie potknięcia nie raziły mnie w ogóle. Książki nie mogłam przeczytać na raz, ale gdy tylko czas mi na to pozwalał, to natychmiast wracałam do czytania. Jestem pod wielkim wrażeniem pomysłowości autora, tego w jaki sposób poprowadził zawiłą akcję, ale i również tego w jaki sposób wykreował i opisał każdą z głównych postaci.
Cóż więcej pisać, dla mnie rewelacja !
Drodzy czytelnicy, oto zaczyna się proces stulecia. Na ławie oskarżonych zasiada znany, hollywoodzki aktor Robert Soloman, nowa gwiazda, odkrycie ostatnich lat. Oskarżony jest o zabójstwo swojej młodziutkiej żony Ariel i jej kochanka, szefa ochrony Carla. Broni go Eddie Flynn, facet sprytny i inteligentny, który w przeszłości nie stronił od alkoholu i oszustw. W pewnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-01
Wstyd się przyznać, że mieszkam w Kaliszu a nic praktycznie nie wiem o swoim mieście. Niby najstarsze miasto w Polsce, a zabytków w nim tyle, co kot napłakał. Wiele razy mnie to zastanawiało, ale jakoś tematu nie zgłębiałam i pewnie by tak zostało, gdyby nie porządki w piwnicy. Moja piwnica to istne królestwo książek popakowanych w mniejsze, lub większe kartony. W nich również cały zbiór książek odziedziczonych po babci i dziadziusiu. Między innymi, wśród wielu pozycji leżały „ Ballady kaliskie” Troszkę przyżółknięte, powyrywane kartki nie zniechęciły mnie i książka wylądowała na kupce „do przeczytania”
Ostatnio czytałam powieść Pani Cherezińskiej „Korona śniegu i krwi” i były w niej wzmianki o Kaliszu, co zachęciło mnie do bliższego poznania historii mojego miasta i tak oto zaczęłam swoja przygodę z piórem Pana Kunickiego.
„Ballady kaliskie” podzielone są na kilkanaście rozdziałów. Każdy z nich opatrzony jest fantastycznym szkicem, przedstawiającym to, o czy będzie traktował rozdział. Szkice wykonane zostały przez znakomitego, nieżyjącego już kaliskiego rysownika, Władysława Kościelniaka.
Zaczynając czytać pierwszy rozdział, cofamy się do II wieku n.e. , kiedy to Klaudiusz Ptolemeusz pierwszy raz napisał wzmiankę o osadzie zwanej Calisia, która z czasem prężnie się rozwijała, ponieważ leżała nad brzegiem rzeki Prosny i jej wieloma odnogami. Niestety właśnie owa rzeka przyczyniła się do zniszczenia wielu zabytków z odległych czasów. Liczne powodzie a następnie pożary, szczególnie ten z 1792 roku spowodowały, że Kalisz stał się ruiną.
W książce znajdziemy wiele opowieści , szczegółów historycznych, ciekawostek. Część poparta dokumentami, część do końca nieuzasadniona. Mimo nawału dat, nazwisk czyta się ją dość dobrze, szybko. Jedyny problem dla mnie był w zlokalizowaniu ulic, o których autor pisał, ponieważ wiele z nich obecnie ma zmienioną nazwę, ale przecież dzisiaj wszystkiego można się dowiedzieć poprzez internet. Autor opisuje skąd pochodzą nazwy poszczególnych ulic, przytacza legendy związane z nimi, lub z budynkami przy nich stojącymi.
Gród, zamek, młyny, bramy, koszary… nic z tego praktycznie w Kaliszu nie ma. Została odrobina grodu, malutki kawałeczek murów zamku na terenie jednego z liceum i koszary Godebskiego, w których po remoncie zrobiono Biedronkę…
Największym zaskoczeniem dla mnie było, kiedy autor wskazywał błędy w poszukiwaniu podziemnych korytarzy w Kaliszu. Sugerował, że specjaliści powinni przebadać piwnice i okolice obecnego kościoła Franciszkanów, czego nie zrobiono. Tymczasem dokładnie w 2018 roku przeprowadzano w owym kościele remont, w ramach unijnego projektu pod nazwą „Poszerzenie oferty kulturalnej poprzez konserwację i renowację Kościoła i Klasztoru OO. Franciszkanów w Kaliszu”, i dokładnie w miejscu, które wskazał i opisał autor w książce znaleziono wejście do podziemi ! Podczas remontu odkryto również malowidło z przełomu XIII/XIV w. Prawdopodobnie to największe średniowieczne malowidło w Polsce, a niewykluczone, że w całej w Europie! Wysoki na 16 metrów i szeroki na 5 metrów fresk z przełomu XIII i XIV wieku przedstawiający Świętego Krzysztofa.
Cieszę się ogromnie, że w końcu bliżej poznałam swoje miasto, a przy tym pogłębiłam swoją wiedzę. Szkoda, że tak na chwilkę nie można się przenieść w czasie i na własne oczy zobaczyć dawny Kalisz, pełen zabytków...
Wstyd się przyznać, że mieszkam w Kaliszu a nic praktycznie nie wiem o swoim mieście. Niby najstarsze miasto w Polsce, a zabytków w nim tyle, co kot napłakał. Wiele razy mnie to zastanawiało, ale jakoś tematu nie zgłębiałam i pewnie by tak zostało, gdyby nie porządki w piwnicy. Moja piwnica to istne królestwo książek popakowanych w mniejsze, lub większe kartony. W nich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-30
Otwierając pierwsze strony książki zagłębiamy się w świat, którego głównym bohaterem jest Liverpool w latach 50-tych i jego mieszkańcy.
Brud, smog, hałas, bieda, nędza, głód, brak pracy, alkoholizm, samotność, płacz, smutek. Sama gorycz, rzeczywistość powojennego miasta. Problemy zdrowotne mieszkańców, zapalenia płuc i gruźlica, spowodowane przez gęsty i duszący smog z drobinkami sadzy, który powstawał na skutek wymieszania dymu węglowego z wilgotnym powietrzem napływającym znad rzeki. Kiepskie warunki mieszkalne. Część ludzi zamieszkiwała jeszcze nieodbudowane domostwa, bądź takie budynki Clare Cottages, czterokondygnacyjne kamienice, gdzie mieszały się dwie grupy ludzi. Tych, którzy ciężko pracowali od świtu do nocy za marne parę szylingów, żeby utrzymać rodzinę, skromnie, ale w czystości i druga grupa, gdzie panował brud i ubóstwo. Tam zazwyczaj jedno, albo oboje rodziców większość czasu spędzało w karczmie, a dzieci zostawiane były na pastwę losu. Głodne i płaczące.
Dlaczego wspominam o tym ? Bo właśnie mieszkańcy tejże kamienicy są nowymi bohaterami drugiego tomu powieści. Pani Nadine Dorries oprócz stałej ekipy pielęgniarskiej, czyli przesympatycznej Emily Haycock i jej uczennic ; Dany, Pammy, Victorii i Beth dołącza do bohaterów książki niesamowitą Lily Lancashire, mieszkankę Clare Cottages. Ciepłą, przeuroczą, pracowitą, oddaną rodzeństwu młodą damę, która nigdy się za nią nie uważała. W zniszczonych ciuchach w zdartych butach codziennie zasuwała do pracy, do zakładu państwa MaConaghy, produkującego drut i liny, aby zarobić parę szylingów, z których musiała utrzymać matkę i ojczyma, alkoholików, brata i siostrę. Są również inne osoby, nowe znakomicie przedstawione przez autorkę, jak Ammy, Doora, Lockie, siostra zakonna Therese, czy panna Van Gilder.
Wszystkie te osoby bezpośrednio lub pośrednio związane ze wspaniałym szpitalem St. Angelus.
W szpitalu życie tętni. Możemy obserwować walkę między starymi zasadami, konserwatywnymi poglądami, a nowoczesnością, która powoli wdziera się do szpitala ku zgrozie niektórych pracowników. Nowością jest zastosowanie sztucznego oddychania i masażu serca, chęć wprowadzenia zamężnych pielęgniarek do personelu szpitala, a także częstsze odwiedziny rodziny, osób leżących na oddziałach szpitalnych.
Zaczynając czytać książkę wiedziałam, że będzie to wspaniała kontynuacja „Aniołów z Lovely Line” widząc opinie innych czytelników. Pani Dorries ma niesamowity talent do pisania. Jak ona pięknie rysuje historię lat powojennych, jak w to wszystko potrafi wpleść tak bogatą gamę, różnorodnych postaci, poświęcając każdej mnóstwo czasu, dokładnie każdą charakteryzując. Do tego skupia uwagę czytelnika nawet na takich szczegółach, jak padający śnieg, któremu potrafi poświęcić kilka stron, nie nudząc przy tym ani chwili. To trzeba wielkiego talentu, żeby umieć tak pisać, z taką precyzyjnością i wnikliwością.
Oprócz smutku, przykrych spraw, trudu codziennego mieszkańców, w powieści jest również miejsce na przyjaźń, której nie brakuje, a nawet miłość. Nie brakuje również intryg, spisków, tajemnic… Nie wszystkie postacie są pozytywne, co dodaje tylko całości smaczku i ubarwia powieść. Wszystkiego jest po troszku, więc nie można się nudzić czytając taką literaturę !
Więcej pochwał chyba już nie trzeba, żeby Was drodzy czytelnicy zaprosić do wielkiej rodziny szpitala St. Angelus, a dla mnie wielką radością jest to, że przede mną jeszcze dwa tomy cyklu : „Pielęgniarki”
Otwierając pierwsze strony książki zagłębiamy się w świat, którego głównym bohaterem jest Liverpool w latach 50-tych i jego mieszkańcy.
Brud, smog, hałas, bieda, nędza, głód, brak pracy, alkoholizm, samotność, płacz, smutek. Sama gorycz, rzeczywistość powojennego miasta. Problemy zdrowotne mieszkańców, zapalenia płuc i gruźlica, spowodowane przez gęsty i duszący smog z...
2020-07-27
Watykan to siedziba władz Kościoła Katolickiego i najmniejsze państwo świata: zarówno pod względem powierzchni, jak i liczby ludności. To 44 hektary otoczone wczesnośredniowiecznym murem, który wyznacza granice watykańskiej enklawy. Na co dzień mieszka tu mniej niż tysiąc osób, choć jednocześnie jest to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc na świecie. Ogrody, dziedzińce, place, budynki użytkowe a przede wszystkim bazylika św. Piotra i Pawła oraz Plac Apostolski. Ot cała mała przestrzeń między Bramą Świętej Anny a murem powyżej Ogrodów Watykańskich, między supermarketem spożywczym, a maleńką stacją benzynową.
Tutaj toczy się życie niewidoczne dla postronnych oczu, zamknięte za wysokim murem, życie komfortowe i bezpieczne, do tego stopnia, że nie trzeba drzwi zamykać na klucz wychodząc z domu. W roku 2017 mieszkało w Watykanie 440 osób, w tym 62 osoby świeckie i 110 gwardzistów. Na 62 osoby świeckie przypadało niespełna 30 kobiet. Między innymi jedną z nich była autorka książki, Pani Magda. Liczba mieszkańców jednak ulega wciąż zmianom.
Magda Wolińksa Riedi urodziła się w 1979 roku, jest lingwistką, tłumaczką, dziennikarką. Za murami Watykanu spędziła 16 lat. Obecnie mieszka zaledwie 30 metrów dalej od swojego poprzedniego mieszkania, ale już na terenie Rzymu, jest korespondentką TVP na terenie Włoch i Watykanu. Żona byłego gwardzisty szwajcarskiego, mama dwóch córeczek.
Pani Magda opowiada historię Watykanu, a widać, że ma do tego talent. W dwunastu rozdziałach przybliża nam w ciekawy sposób zarówno ogólny zarys państwa i jego mieszkańców, oprowadza uliczkami obok supermarketu Annona, który kusi snobistyczną ekskluzywnością, magazynu produktów luksusowych duty free i znanej apteki Farmacia Waticana. Z opowieści dowiadujemy się również o życiu, zwyczajach i ciężkiej pracy gwardzistów, którzy pełnią służbę w Watykanie od 1506 roku.
Za Spiżową Bramą życie jest zupełnie inne, to swoisty raj na ziemi, takie odniosłam wrażenie. Wszystko idealne, dopracowane, dopięte na ostatni guzik. Tu nie potrzeba się martwić, kiedy pęknie uszczelka lub zapcha się zlew. W mgnieniu oka usterki są naprawiane. Nie trzeba się martwić, kiedy dzieci uczące się ba, aż 5 języków, nie rozumieją jakiegoś zagadnienia, bo przyjeżdża korepetytor. Nie potrzeba się martwić przed porodem, bo kobiety wybierają sobie najbardziej ekskluzywne szpitale, w których mają ekstra opiekę spędzają około 10 dni po porodzie. Dużo jest takich przykładów. Żyć nie umierać… Papież Franciszek dużo ujmuje z tych przywilejów, jak chociażby udostępnia produkty z farmy Castel Gandolfo, pozwala zwiedzać pałac, ogrody i część farmy, a do 2013 roku, tylko wybrana grupa miała do tego dostęp. Mimo tego, mam wrażenie że mieszkańcy Watykanu, żyją w luksusie i komforcie, o którym dużo ludzi może jedynie pomarzyć. Jednocześnie nie brak tu intryg wśród władz kościelnych, wycieku dokumentów, informacji, przestępstw finansowych, pedofilii. O tym również autorka dość szczegółowo pisze. Wymienia osoby skazane prawomocnymi wyrokami. Opisuje historię ich przestępstw i kroki jakie podjął i podejmuje Papież Franciszek, aby walczyć z przestępczością w szerokim rozumieniu.
Autorka oprócz tego, że wspaniale pisze o życiu codziennym za Bramą Spiżową, to jeszcze w tekst wplata cały czas ciekawostki historyczne. Opowiada o siedmiu bramach okalających Watykan, o dwóch cmentarzach, małej bo 270 metrowej kolei, tajemnych korytarzach, przejściach, ogrodzie watykańskim.
Pani Magda można powiedzieć jest „ w czepku urodzona” i bardzo mnie cieszy, że życie jej tak się ułożyło, jednak czytając miałam wrażenie, że zbytnio wszystkim się chwali, wywyższa. Myślę, że nie jest to zabieg zamierzony, ale jakże inaczej pisać, skoro tak właśnie wygląda życie kobiet w Watykanie… Autorka cieszy się również, że jej dzieci nie tyle wychowały się w luksusie, ile z tego, że życie za Spiżową Bramą ukształtowało ich kręgosłup moralny, wzbogaciło wewnętrznie.
Całość pięknie udekorowana została kolorowymi fotografiami z prywatnego archiwum autorki.
Książkę polecam każdemu, bo nie jest to pozycja tylko związana z wiarą. Każdego, kto interesuje się tym, co dzieje się w jedynym państwie zamykanym na noc na klucz, lubi historię, łaknie nowinek i ciekawostek, zapraszam do powyższej lektury.
Watykan to siedziba władz Kościoła Katolickiego i najmniejsze państwo świata: zarówno pod względem powierzchni, jak i liczby ludności. To 44 hektary otoczone wczesnośredniowiecznym murem, który wyznacza granice watykańskiej enklawy. Na co dzień mieszka tu mniej niż tysiąc osób, choć jednocześnie jest to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc na świecie. Ogrody, dziedzińce,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-19
Fulton John Sheen urodził się 8 maja 1895 w El Paso.
Pochodził z rodziny średniozamożnych rolników, miał 3 braci. Od najmłodszych lat służył jako ministrant w miejscowym kościele. Rodzice byli bardzo religijni i wspólnie z dziećmi co wieczór odmawiali różaniec. Fulton po ukończeniu szkoły, obronieniu doktoratu i święceniach w 1919 roku wyjechał na prestiżowy uniwersytet w Leuven w Belgii, gdzie jako pierwszy Amerykanin uzyskał nagrodę kardynała Merciera za najlepszy traktat filozoficzny. Wykładał też na uniwersytecie w Waszyngtonie. Szeroki rozgłos zyskał jako kaznodzieja, rekolekcjonista i nauczyciel. Od 1930 prowadził audycję radiową, której słuchało 4 mln Amerykanów. Głośne były nawrócenia ważnych osobistości pod wpływem jego nauk radiowych.Od 1951 roku rozpoczął cykl cotygodniowych programów telewizyjnych pt. Life is Worth Living. Audycja biła rekordy popularności. Zachowało się wiele nagrań z jego wystąpień. Napisał 66 książek i wiele artykułów. Podczas wizyty Jana Pawła II w Nowym Jorku Sheen został nazwany przez papieża „wiernym synem Kościoła”. Zmarł 2 miesiące później w swej kaplicy przed Najświętszym Sakramentem, 9 grudnia 1979 roku.
W 2002 otwarto jego proces beatyfikacyjny. 28 czerwca 2012 roku Benedykt XVI zatwierdził dekret o heroiczności cnót arcybiskupa. Od tego momentu przysługuje mu tytuł: Czcigodny Sługa Boży. 5 lipca 2019 papież Franciszek podpisał dekret uznający cud za wstawiennictwem Fultona Sheena, co otworzyło drogę do jego beatyfikacji, która miała nastąpić 21 grudnia 2019, ale 2 grudnia 2019 ogłoszono, że została przełożona na czas nieokreślony na wniosek biskupów.
O Arcybiskupie pierwszy raz usłyszałam od syna, który z wielkim zapałem oglądał na Youtube programy Life is Worth Living. Ponieważ bardziej lubię czytać niż oglądać postanowiłam zakupić kilka książek arcybiskupa i tak oto przeczytałam pierwszą z nich.
Jezus przemawiał z krzyża siedem razy. Siedem ostatnich słów, zdań… Siedem wskazówek, siedem pouczeń.
Siedem rozdziałów głównych w książce, każdy podzielony na podrozdziały, siedem postaw wobec krzyża.
Książka jest zbiorem wiedzy i mądrości. Słowo za słowem, zdanie po zdaniu dotyka, porusza, że aż boli, upomina, wskazuje jak postępować, tłumaczy wiele zawiłych spraw, naucza, jak uniknąć grzechu zazdrości, pychy, obżarstwa itp. Wykłada w prosty sposób wiele ciekawych tematów, z których często nie zdajemy sobie sprawy jak na przykład różnice pomiędzy postem dla umartwienia się a postem a”la dieta, w celu odchudzania się. Kieruje słowo do ludzi nowoczesnych, do sensacjonalistów, do inteligencji, do ludzi ubogich na duchu. Tłumaczy na czym polega prawdziwe miłosierdzie. Omawia siedem grzechów głównych. Czyli tak naprawdę cały sens naszej wiary chrześcijańskiej rozłożony na czynniki, wytłumaczony w prosty sposób na 473 stronach. Neguje i bardzo krytykuje ideologię komunizmu.
Wszystkie rozważania oparte są na siedmiu ostatnich słowach Jezusa.
Pokazuje wiele odpowiedzi na trudne pytania. Czemu cierpimy ?, Czemu boimy przyznać się do Jezusa ?, Czemu jesteśmy letnimi Katolikami ? Czemu brak nam męstwa ?
Arcybiskup nie owija w bawełnę, mówi prawdę, która boli, której nie chcemy usłyszeć, bo wygodnie nam tak jak jest. Po co coś zmieniać, po co wychodzić ze swojej skorupki, ze swoich utartych schematycznych zachowań. Przecież „świat Katoli” jest głupi, nudny, nie oferuje nic zabawnego, nie ma w nim adrenaliny, tylko jakieś przestrzeganie przykazań i monotonna modlitwa… Czyż wielu z nas tak nie myśli… Jeśli tak myślisz to znaczy, że nie doświadczyłeś/łaś jeszcze prawdziwej wiary. Nie znasz Chrystusa i Maryi, ale przecież można to zmienić !
„Nie chcę niczego znać na świecie poza Tobą, drogi Jezu. I wtedy, co jest największym paradoksem, będę mądry! „
Fulton John Sheen urodził się 8 maja 1895 w El Paso.
Pochodził z rodziny średniozamożnych rolników, miał 3 braci. Od najmłodszych lat służył jako ministrant w miejscowym kościele. Rodzice byli bardzo religijni i wspólnie z dziećmi co wieczór odmawiali różaniec. Fulton po ukończeniu szkoły, obronieniu doktoratu i święceniach w 1919 roku wyjechał na prestiżowy uniwersytet w...
2020-07-17
Wiek XX łączy się z doświadczeniem licznych, toczących się w tym okresie wojen, wśród których miejsce szczególne zajęła I wojna światowa (1914-1918) Traktujemy ją dziś jako historię mocno oddaloną w czasie. Przysłoniła ją niewątpliwie straszniejsza od niej w skutkach II wojna światowa, która jest o wiele częściej opisywana w literaturze. Przyznam szczerze, że jeszcze nie czytałam żadnej książki obyczajowej, której akcja toczyłaby się podczas I wojny światowej. Dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po powyższą pozycję, chcąc wzbogacić swoje ubogie doświadczenie literackie i znikomą znajomość tego okresu w dziejach historii.
Piękną podróż w odległe czasy zaczynamy od 1901 roku, kiedy to poznajemy Kostię Orłowa przystojnego, bruneta biegającego z latawcem, skaczącego z klifów w zachodniej części Kurlandii, w Windawie gdzie przebywa u dziadków na wakacjach. Kostia dorastając śledzi zarówno balonowe loty, jak i powstawanie pierwszych konstrukcji szybowców. Marzy o tym, żeby konstruować latające maszyny.
Kilkaset kilometrów dalej, w Miodogórzu mieszka Stefania Odolańska- Fifi, blondynka o jasnej cerze i krągłych kształtach. Prowadzi wraz z tatą rosarium, tworząc niezwykłe odmiany róż.
Dwoje młodych ludzi, pochłoniętych swoimi pasjami marzeniami spotyka się, kiedy brat Fifi, Alfred przywozi przyjaciela Kostię do domu na wakacje. I tak oto wkraczamy w pierwszy wątek powieści, ten miłosny, aczkolwiek nie najważniejszy w książce. On jest dopełnieniem całości dodającym smaczku, kapitalnie wplecionym w czasy przedwojenne, jak i samą I wojnę światową.
Żebyście nie myśleli, że książka traktuje tylko o wojnie. O nie ! Autorka najpierw podążając krok w krok za obieżyświatem Kostią w ciekawy sposób opisuje 1911 rok, Wiedeń, Paryż i Warszawę. Bary, tancerki, tania anyżówka, kabarety, fordanserki w Paryżu, a z drugiej strony podział mieszkańców ze względu na pochodzenie, brak akceptacji mieszanych małżeństw, antycarskie demonstracje w Warszawie. Ciekawe spojrzenie na tamte czasy, wiele szczegółów zgodnych z faktami. Ubiór tamtejszych mieszkańców, codzienne życie, problemy i zainteresowania, które zakłóciła I wojna światowa.
Samego opisu działań wojennych w książce nie ma zbyt dużo i może tego troszkę mi tego brakował, ale z drugiej strony to nie jest iście historyczna powieść. Autorka bardziej skupiła się na odczuciach naszych bohaterów, na to, jaki wpływ miała wojna na zwykłych ludzi, jak sobie podczas niej radzili zarówno Fifi, broniąc dworku i rosarium, przed kolejnymi najeźdźcami, jak i Kostia szybujący w przestworzach, pokonujący setki kilometrów, myślący o udoskonaleniu kolejnej maszyny latającej.
Podsumowując uważam, że Pani Joanna wykonała kawał dobrej pracy. W powieści widać dokładne przygotowanie autorki pod względem historii lotnictwa; nazwiska, szczegóły, terminy lotnicze. Opis ówczesnych lat, miejscowości, mentalności ludzi, mody, ich zainteresowań. Ciekawe połączenie wątku obyczajowego, historycznego i miłosnego. Język który jest piękny, pomaga wczuć się w atmosferę, klimat tamtych czasów. Skupienie się na detalach, dodaje uroku powieści. Bohaterowie, którym autorka poświęca wiele uwagi, opisuje ich przeżycia, radości, rozterki, ból, tęsknotę, a przede wszystkim ich pasje, które dodają im siły do działania, energii do życia, pomagają przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu.
Koniec zadziwiający, bo albo sugerujący kontynuację powieści, albo autorka chce, abyśmy popuścili wodze swojej fantazji…
Polecam !
Dziękuję jeszcze raz Pani Joannie za egzemplarz do recenzji.
Wiek XX łączy się z doświadczeniem licznych, toczących się w tym okresie wojen, wśród których miejsce szczególne zajęła I wojna światowa (1914-1918) Traktujemy ją dziś jako historię mocno oddaloną w czasie. Przysłoniła ją niewątpliwie straszniejsza od niej w skutkach II wojna światowa, która jest o wiele częściej opisywana w literaturze. Przyznam szczerze, że jeszcze nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-23
Klaudia Neter, studentka z Wrocławia, samotna, piękna, mająca mnóstwo marzeń, a szczególnie jedno, które bardzo chce zrealizować. Otworzyć swój własny fitness club. W tym celu musi zdobyć, zarobić dość dużo pieniędzy. Nadarza się niezwykła okazja. Praca z ogłoszenia. Stażystka w firmie Skalski produkującej hełmy ochronne, w niedaleko położonej od Wrocławia Oławie. Klaudia długo się nie zastanawia. Nie ma nic do stracenia, a wręcz może dużo zyskać. Po wstępnej rozmowie kwalifikacyjnej, przystojny właściciel firmy, Marek zatrudnia Klaudię jako stażystkę. To trzecia z kolei stażystka w tej firmie. Weronika i Daria, poprzednie stażystki nie pracowały zbyt długo na tym stanowisku, w dodatku obie zginęły w dziwnych okolicznościach.
„Stażystka” to lekki thriller z nutką erotyzmu i wieloma tajemnicami w tle. Czyta się niezwykle szybko. Można powiedzieć lekkie czytadło na jedno popołudnie. Akcja książki toczy się dwutorowo. Z jednej strony Klaudia, jej przeżycia, wspomnienia, rozterki i dążenie do osiągnięcia celu, z drugiej Ewa, żona Marka, piękna, fascynująca kobieta, która skrywa dość ciekawe tajemnice. Autorka stworzyła trzy intrygujące portrety psychologiczne, bo oprócz Ewy i Klaudii jest przecież ON, Marek Skalski mąż Ewy i pracodawca Klaudii. Myślę, że to jest najlepszy atut tej powieści. Ogólnie powieść wciągająca, choć przewidywalna, zakończenie troszkę zaskakujące.
Pani Alicja poprzez swoją powieść uzmysławia jak wiele może zdarzyć się w naszym życiu, jakie jest ono nieprzewidywalne, jak skomplikowany jest nasz umysł i tak naprawdę do końca nikt z nas nie zna siebie i nie wie do czego jest zdolny, a także ile w życiu może znieść i jakie przeszkody pokonać.
Klaudia Neter, studentka z Wrocławia, samotna, piękna, mająca mnóstwo marzeń, a szczególnie jedno, które bardzo chce zrealizować. Otworzyć swój własny fitness club. W tym celu musi zdobyć, zarobić dość dużo pieniędzy. Nadarza się niezwykła okazja. Praca z ogłoszenia. Stażystka w firmie Skalski produkującej hełmy ochronne, w niedaleko położonej od Wrocławia Oławie. Klaudia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-05
Przemoc to nie tylko wykorzystywanie fizycznej przewagi nad drugim człowiekiem, zniewolenie, molestowanie seksualne i bicie. To także psychiczne znęcanie się w postaci obelg, upokorzeń, wyzwisk i urągania godności osobistej. Najczęściej przemocy domowej ulegają kobiety i dzieci jednak coraz częściej zdarza się jednak tak, że w rolę kata wciela się kobieta, a ofiarami stają się maluchy i mąż. Ofiary przemocy domowej niejednokrotnie nie wiedzą, czy zachowania i reakcje domowego sadysty mieszczą się w granicach „burzliwego związku”, czy to już jawna patologia. Wiele osób, które są molestowane psychicznie, upatruje winy w sobie, twierdząc, że same sprowokowały partnera do tak gwałtownej reakcji.
Przemoc psychiczna to jeden z modeli toksycznych związków, które ranią i niszczą nie tylko małżonków, ale także dzieci. W jaki sposób manifestuje się przemoc psychiczna w rodzinie?
Ten temat obszernie został poruszony w książce „Dlaczego nikt nie widzi, że umieram”, i to nie na zasadzie czystej, suchej teorii, ale przy pomocy świadectw, zwłaszcza kobiet, które były uwikłane w toksyczne relacje.
Alicja, Anka, Marta. Piękne kobiety, wszystkie wykształcone, poukładane życiowo, fajne babki, (Marta z wykształcenia pani psycholog), a dały się omotać jednemu facetowi, który robił z siebie ofiarę, zdobywał zaufanie i atakował.
Ania, Alicja, Ewelina- marketingowiec, germanistka, dziennikarka, one również przeżyły koszmar w swoich związkach.
Autorka dotarła do wielu kobiet i dwóch mężczyzn, którzy doświadczyli przemocy psychicznej w swoich związkach.
Trudne historie, każda inna, ale każda opowiada o tym, jak w podobny sposób niszczone są kolejne osoby. Brak wsparcia drugiej osoby, lęk przed samotnością, chęć bycia adorowanym, głód miłości, ciepłych słów powodował, że każda z nich traciła zdrowy rozsądek, instynkt, że może się coś złego wydarzyć.
Książka zawiera również ciekawe wypowiedzi psychologów, psychoterapeutów, które ujawniają mechanizm działania manipulatora, tego jak krok po kroku realizuje swój plan i osacza kolejną ofiarę, zarzuca sieć i owija nią powoli, tak aż ofiara zaczyna się dusić.
Czytając zauważyłam jeden podobny schemat, prawie każda z opisywanych postaci poznała swojego przyszłego partnera w sieci, poprzez portale społecznościowe. Daje to dużo do myślenia, jak niebezpieczne mogą być wirtualne znajomości, i jak daleko można zabrnąć poprzez takie kontakty, jak dać się omamić, że później przy spotkaniu w cztery oczy już nie widzi się pewnych dziwnych zachowań manipulatora. Człowiek potrafi się zauroczyć, nie widząc na oczy drugiej osoby.
Powyższa pozycja jest trudna w odbiorze, bo ciężko się czyta o ludzkim nieszczęściu, o zawikłanych, patologicznych relacjach, o tym, że w życiu może być aż tak źle, że człowiek potrafi tak bardzo skrzywdzić drugiego człowieka.
Książka może być wskazówką dla osób będących w podobnych związkach, że jednak dzieje się coś złego w moim życiu i mogę coś z tym zrobić, albo ostrzeżeniem dla tych, którzy kiedyś rozpoczną nowy związek, żeby w porę zapaliła im się czerwona lampka, że coś jest nie tak, że może jednak nie warto wiązać się właśnie z tym człowiekiem.
Przemoc to nie tylko wykorzystywanie fizycznej przewagi nad drugim człowiekiem, zniewolenie, molestowanie seksualne i bicie. To także psychiczne znęcanie się w postaci obelg, upokorzeń, wyzwisk i urągania godności osobistej. Najczęściej przemocy domowej ulegają kobiety i dzieci jednak coraz częściej zdarza się jednak tak, że w rolę kata wciela się kobieta, a ofiarami stają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-07
Tata i syn. Pan Sławomir i Grześ. Piękna relacja, wspaniały przekaz historyczny, lekcja na łonie natury. Ciekawe pytania dziecka, często śmieszne, ale logiczne, proste oraz mądre, cierpliwe odpowiedzi taty, często z ukrywanym uśmiechem na twarzy.
Wraz z rodziną Koprów podróżujemy od Biskupina, poprzez Ostrów Lednicki, Niemczę, Wawel, Płock i tak dalej, i tak dalej, śladami naszych przodków, Piastów. Z miasta do miasta, z zamku do zamku, z kościoła do kościoła, czujnym okiem śledzimy krok po kroku poczynania kolejno każdego księcia bądź króla. Poznajemy dokładnie, na ile to możliwe odważnego, mądrego Mieszka I, genialnego grubasa Bolesława Chrobrego, szczodrego i walecznego Bolesława Śmiałego, skrytego Władysława Hermana, który nie lubił rządzić, nerwowego, walecznego Krzywoustego, miernego polityka Konrada Mazowieckiego, pobożnego, dobrego władcę Henryka Brodatego i księcia cudaka, awanturnika Bolesława Rogatkę itd.
Każda podróż, każdy rozdział opatrzony jest zdjęciem, więc nie trzeba myszkować w internecie i sprawdzać jak wygląda miejsce, kościół lub zamek, o którym nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, a który opisuje autor.
Książka jest jednym wielkim wykładem historii, ale wykładem napisanym pięknym i przystępnym językiem, tak bardzo ciekawie, że gdyby w przeszłości moje lekcje historii wyglądały podobnie to byłby to mój ulubiony przedmiot szkolny. Jest w niej wiele ciekawostek, nowe spojrzenie i nowe fakty odnośnie dawnych wydarzeń historycznych, o których zupełnie inaczej kiedyś uczono w szkole. A wszystko napisane bardzo przystępnie, prosto tak, że dużo informacji zostaje w głowie.
Autor często używa słów „ rzekomo”, „prawdopodobnie” , bo przecież średniowieczna historia zawiera wiele niewiadomych. Historycy od wielu lat spierają się o przebieg niektórych wydarzeń, jak na przykład śmierć Stanisława ze Szczepanowa.
Pan Koper ukazuje w książce nie tylko walki, wojny itp. Opisuje jak wyglądało życie w odległych czasach: wygląd grodów, kościołów, opis ludzi, tego jak mieszkali i żyli, wychowania przyszłego władcy, ale również modę jaka panowała w tamtych czasach.
Książkę aż chce się czytać. Nie ma chwili nudy, bo co władca to inne problemy inne konflikty, wojny inne rządy. Intrygujące osobowości, czarne charaktery.
Czytałam o Piastach w książkach Ignacego Kraszewskiego „Dzieje Polski”, czytałam w nowoczesnej oprawie, czyli autorstwa Pani Elżbiety Cherezińskiej, a teraz kolejna odsłona, inne spojrzenie i jakże urzekające. Niby ta sama historia, te same czasy, a ja cały czas chcę czytać jeszcze więcej. Myślę, że jest to zarówno wpływ niesamowitej epoki, mrocznego, zagadkowego średniowiecza, nie do końca odkrytej, jak również kunszt literacki każdego z wyżej wymienionych autorów.
Polecam jak najbardziej, przecież warto poznawać historię Polski.
Tata i syn. Pan Sławomir i Grześ. Piękna relacja, wspaniały przekaz historyczny, lekcja na łonie natury. Ciekawe pytania dziecka, często śmieszne, ale logiczne, proste oraz mądre, cierpliwe odpowiedzi taty, często z ukrywanym uśmiechem na twarzy.
Wraz z rodziną Koprów podróżujemy od Biskupina, poprzez Ostrów Lednicki, Niemczę, Wawel, Płock i tak dalej, i tak dalej,...
2020-06-25
„Przeszłość tkwi w człowieku bardzo głęboko. Pozostawia blizny w psychice”
Zoe Bantley chaotyczna, bałaganiara, uzależniona od kawy, co zupełnie nie przeszkadza w tym, że jest świetnym psychologiem, konsultantem FBI w Sekcji Analiz Behawioralnych. Analizuje kolejne morderstwa, tworząc portret psychologiczny sprawcy. Już w dzieciństwie wykazywała ku temu zdolności i była bardziej zafascynowana, niż przerażona morderstwami, których dokonywał psychopata, w miejscowości Maynard, zamieszkiwanej przez Zoe i jej rodziców.
Dwie, trzy…. dziewczyny zamordowane w Chicago. Zamordowane, zabalsamowane i pozostawione w miejscach publicznych. W tej sprawie Tatum Gray i Zoe zostają oddelegowani do Chicago, aby pomóc tamtejszej jednostce FBI w schwytaniu psychopaty.
Akcja książki jest naprzemienna. Przeskakujemy z wątku na wątek, ale jest to zrobione w bardzo czytelny sposób. Nie idzie pogubić się w akcji. Obserwujemy poczynania Zoe i bieżące śledztwo, przemyślenia i poczynania psychopaty, jak również wydarzenia z 1997 roku, kiedy Zoe była nastolatką i próbowała wytropić seryjnego mordercę w miejscowości, którą zamieszkiwała.
Ciekawym zabiegiem, który zastosował autor jest wtrącenie zabawnego wątku kota i dziadka Tatuma o imieniu Marvin, którzy zamieszkują razem z agentem. Dziadek mimo że w podeszłym wieku, ma szalone pomysły, mnóstwo dziwnych zachowań, a kot jest fenomenalnym dopełnieniem całości. Można naprawdę uśmiać się czytając momenty poświęcone tym postaciom.
Książka trzyma w napięciu, ciężko się od niej oderwać. Rozdziały poświęcone mordercy są przerażające, przeszywają lękiem. Czyta się ją w zawrotnym tempie, tak bardzo wciąga i uzależnia. Polecam każdemu, to naprawdę dobry thriller.
„Przeszłość tkwi w człowieku bardzo głęboko. Pozostawia blizny w psychice”
Zoe Bantley chaotyczna, bałaganiara, uzależniona od kawy, co zupełnie nie przeszkadza w tym, że jest świetnym psychologiem, konsultantem FBI w Sekcji Analiz Behawioralnych. Analizuje kolejne morderstwa, tworząc portret psychologiczny sprawcy. Już w dzieciństwie wykazywała ku temu zdolności i była...
O powstaniu warszawskim książek jest wiele. Kilka z nich miałam przyjemność przeczytać, wszak historia, a szczególnie ta dotycząca II wojny światowej, to jeden z moich ulubionych okresów z dziejów Polski.
W niedawnym czasie przeglądając nowości wydawnicze ujrzałam „Siostry z powstania” wiedziałam, że choć ograniczyłam dość mocno kupno książek, to tym razem polegnę i kupię, tym bardziej, że nigdy jeszcze nie czytałam o siostrach zakonnych, które brały czynny udział w działaniach wojennych.
Ich oddanie w walce o wolność i drugiego człowieka jakoś wcześniej została przemilczana, a może po prostu pominięta. Może nie było zbyt wielu chętnych, aby zająć się i zgłębić powyższy temat.
„Siostry z powstania” to nie fikcja, nie wymysł autorki, to autentyczne historie dzielnych kobiet, walczących może nie orężem, ale pomagających rannym, opiekujących się nimi, modlących się walczących, rannych, zabitych, ukrywających Żydów, Powstańców. Historie kobiet, które z narażeniem życia zdobywały dzień w dzień pożywienie dla wielu osób.
W dodatku tak skromnych kobiet, które uważały, że to co robią, to nie heroizm, ale ich powinność i służba.
Autorka opisuje 24 zgromadzenia zakonne, które podczas powstania warszawskiego przebywały i działały na terenie Warszawy i okolic. Dzięki pomocy wielu współcześnie żyjących sióstr, archiwistek, historyczek dotarła do dokumentów, niepublikowanych wspomnień, kronik, notatek, pamiętników, które nareszcie mogą wzbogacić wiedzę, między innymi tych którzy fascynują się historią. Dodatkowo każdy rozdział opatrzony jest czarno-białymi fotografiami, adekwatnymi do opisywanego w nim zgromadzenia. Nie można również pominąć wyglądu okładki, która przykuwa oko. Młoda zakonnica, nazwana przez autorkę Wiktoria, która ma uosabiać historię setki walczących sióstr, które do dziś pozostają nieznane.
Dwadzieścia cztery rozdziały, to dwadzieścia cztery zgromadzenia , a wśród nich; Wizytki, Nazaretanki, Karmelitanki, Dominikanki, Samarytanki itd., itd…
Każdy rozdział to krótkie informacje o założycielu danego zakonu, historia zgromadzenia, jego charakter, rodzaj misji, a następnie przeżycia sióstr danego zakonu podczas wojny i samego powstania warszawskiego. Każdy rozdział zakończony jest bibliografią. Autorka dokładnie podaje skąd czerpała swoją wiedzę, jakimi źródłami się podpierała podczas pisania. Czytając miałam jedynie problem z topografią Warszawy, bo niestety niezbyt znam to miasto, a autorka operuje co chwilę innymi nazwami ulic. Ponadto w połowie książki odniosłam wrażenie, że historie zaczynają się powtarzać, ale w sumie jak inaczej opisać działania podczas powstania, kiedy wszystkie siostry walczyły o to samo i zmagały się z podobnymi problemami.
„Siostry z powstania” to książka napisana po to, by oddać cichy hołd bohaterkom i podziękować za ich oddanie i poświęcenie, bo na pewno gdyby nie ich postawa, ofiar wojennych byłoby więcej. To kawałek historii spisany na pięciuset stronicach, po to by przywrócić pamięć, a niektórych wręcz uświadomić, że również zakonnice brały udział w walce o wolność. To one niosły wiarę, nadzieję, miłość, tam gdzie był ból, rozpacz i śmierć
To powieść nie tylko o bohaterstwie ale i o człowieczeństwie. O wielkim bólu, dramacie wojny, złu okupanta, ale i o małych radościach, miłości do drugiego człowieka, nadziei na lepsze jutro.
Powieść, która porusza, wzrusza, że aż łzy płyną po policzkach, wprawia w zadumę, zmusza do przemyśleń nad tym, co dla nas w dzisiejszych czasach jest ważne,m jakie wartości wyznajemy. Ja i moja wygoda, moje prawa, mój egoizm, czy drugi człowiek, szczególnie ten, który potrzebuje pomocy, bez względu kim jest.
Polecam książka warta przeczytania !
O powstaniu warszawskim książek jest wiele. Kilka z nich miałam przyjemność przeczytać, wszak historia, a szczególnie ta dotycząca II wojny światowej, to jeden z moich ulubionych okresów z dziejów Polski.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW niedawnym czasie przeglądając nowości wydawnicze ujrzałam „Siostry z powstania” wiedziałam, że choć ograniczyłam dość mocno kupno książek, to tym razem polegnę i...