-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać22
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2018-01-04
2018-01-06
Fabularnie ten spinoff prezentuje się nieźle, zwłaszcza kiedy ze wstępu przechodzimy do właściwej treści - czyli kawałka z wczesnej młodości Kriss. Reszta już mniej robi wrażenie, zwłaszcza że nowa wersja twarzy de Valnor bije po oczach. Strasznie.
Mieliście kiedyś może wrażenie, że trafiła wam się dobrze przemyślana powieść, ale tak napisana, że męczyła niemiłosiernie? Tutaj się tak czułam. Jak dla mnie kreska jest naprawdę słaba. Na tyle, że psuje wrażenia z lektury.
Nie wiem dlaczego wybrano właśnie tego rysownika. Żeby pokazać fanom, dlaczego powinni doceniać Rosińskiego? Kriss jest karykaturą samej siebie. Twarze i sylwetki Valkirii wyszły wręcz groteskowo; w niczym nie przypominają uroczej dziewczyny w białej sukience, którą spotkał kiedyś Thorgal. Jest niekonsekwentnie nawet w szczegółach, które nie wymagają zbieżności stylów autorów rysunków: przykładowo matka Kriss w 30tym albumie była pokazana jako brunetka, tutaj jest blondynką. Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach.
Szczerze nie mam pojęcia, dlaczego managerzy tak dobrze sprzedającej się serii jak Thorgal (topka sprzedaży również na rodzimym rynku) nie zatrudnili dla "Kriss de Valnor" artysty, którego styl przypominałby styl Rosińskiego. Da się: np. kreska w spinoffie o Louve znacznie lepiej naśladuje starą kreskę Thorgali. Tutaj De Vita nawet nie próbuje.
Fabularnie ten spinoff prezentuje się nieźle, zwłaszcza kiedy ze wstępu przechodzimy do właściwej treści - czyli kawałka z wczesnej młodości Kriss. Reszta już mniej robi wrażenie, zwłaszcza że nowa wersja twarzy de Valnor bije po oczach. Strasznie.
Mieliście kiedyś może wrażenie, że trafiła wam się dobrze przemyślana powieść, ale tak napisana, że męczyła niemiłosiernie?...
2018-06-22
Absolutnie wspaniałe, chyba nawet moje najulubieńsze. Nawet rok nie minął, jak mnie naszło na ponowną lekturę, co mówi samo za siebie.
Przygarnięty przez mistrza wojownika Dajr Toariego, przybłęda Kintar powoli przyzwyczaił się do nowego dobrego życia w królewskiej szkole. Jako pierwszy uczeń zasłużył na szacunek zarówno samego mistrza, jak i wszystkich innych uczniów - starszych czy nowicjuszy... Za wyjątkiem Majon Thia, zupełnego świeżaka i arystokraty z wielkoksiążęcego domu. Jedna, za to bardzo nierówna bójka, ujawni mistrzowi Dajr Toariemu, kim stali się jego uczniowie, z których żaden nie odważył się wtrącić - bo nie wojownikami. Wojownik nie znęca się nad słabszymi, bez względu na otwartą pogardę, którą ci w swojej głupocie mogą mu okazywać. Wojownik nie pozostaje bierny. Dajr Kintar sam zrozumie swój błąd, a jego żal jest szczery. Tym lepiej dla niego, bo królewska szkoła wojowników odtąd spoczywa na jego barkach. To jemu przypadnie w udziale zawrócić jej uczniów, jeszcze niedawno równych rangą, ze złej drogi z powrotem na ścieżkę wojownika. Jak się okaże, nie tylko uczniów...
Styl Eleonory Ratkiewicz można kochać lub nie móc zdzierżyć, ale jest na tyle unikatowy, że ciężko przejść obok obojętnie. Jest gawędziarski, niekiedy trochę rozwlekły, ale dla mnie piękny. Po prostu.
Fanką narracji pierwszoosobowej nie jestem, wręcz przeciwnie - generalnie mnie ona odstrasza. Ale pani Ratkiewicz i to potrafi obrócić na swoją korzyść, bo Dajr Kintar to postać tak sympatyczna, żywa, że polubiłam go z miejsca. W Paradoksach humor, czy sytacyjny czy słowny, naprawdę mnie bawił. Nieraz się śmiałam, i to przy drugim czytaniu!
Tak jak w drugim wydanym u nas cyklu autorki, bohaterowie są wspaniali. Mają swoją przeszłość, która ich ukształtowała, unikalne charaktery i rozum - zwłaszcza to ostatnie cieszy, bo nierzadko bywało, że bohaterowie, których autor chciał uczynić inteligentnymi czy sprytnymi, albo wychodzą groteskowo, albo wszyscy pozostali wychodzą na tępaków. Nie u Eleonory Ratkiewicz. Kintar, Thia, Liah - fani charakternych postaci znajdą tu dużo radości.
Fabularnie powieść zamyka się w tym jednym tomie i podzielona jest na cztery części, cztery "paradoksy", w które życie wmanewrowało Kintara. Nie potrafię stwierdzić, która z pierwszych trzech była najlepsza. Dla mnie były idealne, naprawdę. Czwarta, niestety, cierpiała trochę na przesyt narracji nad akcją, ale swój urok też miała.
Przy Paradoksach Młodszego Patriarchy bawiłam się świetnie, i przy pierwszym, i przy drugim czytaniu. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wrócę do nich jeszcze nie raz. A jeśli zdarzy się cud i coś jeszcze od tej autorki pojawi się w kraju nad Wisłą, kupię w ciemno. Ah, okrucieństwo losu, naprawdę, że moja ulubiona autorka tworzy w języku, którego nie rozumiem... Dawno pożarłabym wszystko, co napisała.
Absolutnie wspaniałe, chyba nawet moje najulubieńsze. Nawet rok nie minął, jak mnie naszło na ponowną lekturę, co mówi samo za siebie.
Przygarnięty przez mistrza wojownika Dajr Toariego, przybłęda Kintar powoli przyzwyczaił się do nowego dobrego życia w królewskiej szkole. Jako pierwszy uczeń zasłużył na szacunek zarówno samego mistrza, jak i wszystkich innych uczniów -...
2018-06-19
2016-08-29
2016-08-29
2016-09-02
2018-04-29
2018-05-02
Jakbym mogła dać 11 gwiazdek, to bym dała. Jedna z najpiękniejszych opowieści jakie czytałam.
Jakbym mogła dać 11 gwiazdek, to bym dała. Jedna z najpiękniejszych opowieści jakie czytałam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-16
No. Kreska wróciła na poziom, fabuła naprawdę mocno ruszyła i całkiem dobrze to wyszło. Najlepszy tom serii.
Czemu ma taką relatywnie niską ocenę? Bo końcówka mówi: ciąg dalszy powinien nastąpić. Czy też raczej sequel, ileś lat później. Mam nadzieję, że rzeczywiście powstanie - może sięgnęłabym po niego, ale żadnych większych zapowiedzi od autorki nadal brak.
No. Kreska wróciła na poziom, fabuła naprawdę mocno ruszyła i całkiem dobrze to wyszło. Najlepszy tom serii.
Czemu ma taką relatywnie niską ocenę? Bo końcówka mówi: ciąg dalszy powinien nastąpić. Czy też raczej sequel, ileś lat później. Mam nadzieję, że rzeczywiście powstanie - może sięgnęłabym po niego, ale żadnych większych zapowiedzi od autorki nadal brak.
2018-05-11
2018-05-11
2018-11-25
Pan Gaiman w świetnej formie. Współczesna baśń, z jednej strony relatywnie krótka (170 stron), a jednak pełna i poruszająca.
Jeśli nie macie wiele czasu, ale chcecie zrozumieć ten "fenomen Gaimana", to Ocean będzie doskonałą książką. Fanom autora polecać nie muszę.
Pan Gaiman w świetnej formie. Współczesna baśń, z jednej strony relatywnie krótka (170 stron), a jednak pełna i poruszająca.
Jeśli nie macie wiele czasu, ale chcecie zrozumieć ten "fenomen Gaimana", to Ocean będzie doskonałą książką. Fanom autora polecać nie muszę.
2018-09-20
Lektura dwóch początkowych rozdziałów tego tomu (domknięcie pierwszego "rozdziału" historii) upewniła mnie, że chcę zbierać papierową Carciphonę. Kreska w scenach humorystycznych bywa przesadnie niechlujna, ale poza nimi trzyma poziom, a ewentualne drobne niedociągnięcia wynagradza wciągająca fabuła.
Niestety - na ile się orientuję - autorka tworzy powoli, a Yumegari wydaje jeszcze wolniej, do tego w nakładach, które szybko się rozchodzą (a na dodruk czeka się latami). W tym miejscu przerywam czytanie z nadzieją, że dożyję przynajmniej końca internetowej serializacji serii, by móc ją pochłonąć za jednym zamachem. Bo wciąga.
Mały update dla zainteresowanych: na stronie webkomiksu autorka poinformowała (w najczęściej zadawanych pytaniach), że planuje przynajmniej 15 tomów. Piąty, który jeszcze w zeszłym roku był w zapowiedziach Yumegari na czas bliżej nieokreślony, z planów na pierwsze półrocze 2019 zniknął. Przyszłość polskiego papierowego wydania jest więc niepewna, a szkoda.
Edit raz jeszcze: wszystko wskazuje, że polski wydawca Carciphony upadł. Cóż, zostaje mi wydanie anglojęzyczne, kiedyśtam. Szkoda.
Lektura dwóch początkowych rozdziałów tego tomu (domknięcie pierwszego "rozdziału" historii) upewniła mnie, że chcę zbierać papierową Carciphonę. Kreska w scenach humorystycznych bywa przesadnie niechlujna, ale poza nimi trzyma poziom, a ewentualne drobne niedociągnięcia wynagradza wciągająca fabuła.
Niestety - na ile się orientuję - autorka tworzy powoli, a Yumegari...
2018-09-16
Fabuła z dużym potencjałem. Akcja tomu dobra, rozplanowana, wreszcie w tworze mangopodobnym te rozdziały sklejono na papierze nie pod liczbę stron, a treść.
Kreska autorki w ostatnim rozdziale to cud-miód, to cieniowanie jest wspaniałe. Początek to jednak nieco inna sprawa - zdarzały się nieostre linie. No i postaci mają tendencję do wyglądania jak dzieci, co utrudnia chociażby przybliżenie ich wieku.
Fabuła z dużym potencjałem. Akcja tomu dobra, rozplanowana, wreszcie w tworze mangopodobnym te rozdziały sklejono na papierze nie pod liczbę stron, a treść.
Kreska autorki w ostatnim rozdziale to cud-miód, to cieniowanie jest wspaniałe. Początek to jednak nieco inna sprawa - zdarzały się nieostre linie. No i postaci mają tendencję do wyglądania jak dzieci, co utrudnia...
2018-08-16
Warto było sięgnąć po angielską wersję już dla samego tomu 7. Był genialny!
Oficjalnie jest to ostatni tom cyklu. The Nightrunner nie miał jednej długiej fabuły ciągnącej się przez wszystkie tomu, choć każdy następny opierał się na poprzednich. To zakończenie dobrze wpasowuje się w klimat - nie zostawia dręczących czytelnika pytań, ale i nie wyklucza sequeli. Sama autorka w posłowiu zaznaczyła, że nie przekreśla zupełnie możliwości powrotu do serii - jeśli znajdzie wenę na kolejne tomy jakości Stalking Darkness czy Shards of Time, doskonale. Jeśli nie, ujdzie tak, jak jest.
Angielskiego książkowego wydania nie zakupiłam (wyjątkowo wybrałam ebooka) ponieważ jest ono tak niespójne graficznie, że aż szkoda miejsca na półce. Gdyby natomiast jakieś polskie wydawnictwo zdecydowało się na wydanie, tym razem całości i porządnej jakości (choć staremu tłumaczeniu pierwszych dwóch nie mam nic do zarzucenia), brałabym.
Warto było sięgnąć po angielską wersję już dla samego tomu 7. Był genialny!
Oficjalnie jest to ostatni tom cyklu. The Nightrunner nie miał jednej długiej fabuły ciągnącej się przez wszystkie tomu, choć każdy następny opierał się na poprzednich. To zakończenie dobrze wpasowuje się w klimat - nie zostawia dręczących czytelnika pytań, ale i nie wyklucza sequeli. Sama autorka...
2018-12-03
Cholera, dawno nie trafiło mi się nic aż tak wciągającego. Rzuciłam wszystko jak leci, bo ten liczący ponad 600 stron magnes nie dawał mi spokoju. Już za sam ten fakt należy się pani Kossakowskiej wysoka ocena.
Już od Rudej Sfory wiedziałam, że kocham styl autorki. Tutaj to, co tak mnie zachwyciło w Sforze było mniej widoczne, ale opisy nadal robiły cholernie dobre wrażenie. Kossakowska naprawdę potrafi pisać sceny epickie. Finałowa bitwa to było coś. I nawet przekleństw nie za wiele, wbrew obawom.
Niestety, Siewca nie jest bez wad; archaniołowie, zwłaszcza na początku, zachowywali się strasznie infantylnie, docinali sobie bez powodu, no chyba że to miało pokazać ich cięte riposty. Z czasem jednak przywiązałam się i do nich. Do Michała, Gabrysia, Rafała i Razjela, to jest, bo pozostałych dwóch żywych archaniołów nie spotykamy ani razu. Nawet podczas powszechnej mobilizacji i wojny na całe Królestwo, ich jakby nie ma. I tę dziurę widać.
Jeżeli chodzi o postaci ważne, ale poboczne, jak Hazar czy Drago, pomogło mi wcześniejsze zaznajomienie się z Żarnami Niebios, dzięki czemu nie byli mi obcy.
Jest też Daimon. Nie powiedziałabym, że to jedyna centralna postać Siewcy, bo nie wszystko kręci się wokół niego, ale widzę, dlaczego to flagowy bohater cyklu. On i Drago to najlepiej wykreowani bohaterowie Siewcy, moim zdaniem. Może dlatego, że pani Kossakowska oszczędziła im upokorzenia w szczeniakich słownych przepychankach o nic.
Ostatecznie 9/10. Nie bez przyczyny wychowala się Siewcę jako klasyka polskiej fantasy. Wrażenie robi też fakt, że ten jeden tom to nieźle domknięta historia, na której można by i przygodę z cyklem zakończyć, jeżeli się chce. Ja nie chcę, więc czas na Zbieracza Burz.
Cholera, dawno nie trafiło mi się nic aż tak wciągającego. Rzuciłam wszystko jak leci, bo ten liczący ponad 600 stron magnes nie dawał mi spokoju. Już za sam ten fakt należy się pani Kossakowskiej wysoka ocena.
Już od Rudej Sfory wiedziałam, że kocham styl autorki. Tutaj to, co tak mnie zachwyciło w Sforze było mniej widoczne, ale opisy nadal robiły cholernie dobre...
2018-12-30
I to są TE Zastępy. Już sam fakt, że kończyłam do drugiej w nocy sporo znaczy.
Bramy Światłości jako całość sporo by zyskały, gdyby dłużące się i pozbawione większego wpływu na fabułę przygody drugiej połowy pierwszego tomu i większości drugiego skrócić i okroić z pięknych, ale w przesycie nużących opisów.
Bo tutaj wreszcie, od początku tomu, było to napięcie, intryga w Głębi rozpoczęta w pierwszym tomie, ale też "podróż wgłąb siebie" Daimona, Lucka i - jak się okazało - Serady. Tutaj akcja była wartka i wciągająca, chociaż początkowi pierwszego i końcówce drugiego tomu też mogę to przyznać - chociaż nie aż tak.
Naprawdę, naprawdę udana ksiazka. Nie ma co gdybać jak fajnie by było, gdyby pierwsze dwa tomy skondensować nieco, może w jeden - po prostu warto tutaj dotrzeć. I ten akurat tom może sobie wyglądać na szerszy od wszystkich poprzednich - to dobrze spożytkowane 650 stron fabuły. I całkiem możliwe, że definitywny koniec Zastępów, bo mógłby nim być, ale kto wie? Ja bym brała następne.
I to są TE Zastępy. Już sam fakt, że kończyłam do drugiej w nocy sporo znaczy.
Bramy Światłości jako całość sporo by zyskały, gdyby dłużące się i pozbawione większego wpływu na fabułę przygody drugiej połowy pierwszego tomu i większości drugiego skrócić i okroić z pięknych, ale w przesycie nużących opisów.
Bo tutaj wreszcie, od początku tomu, było to napięcie, intryga w...
2018-11-14
2018-01-05
William Adams, anglik, nawigator na holenderskim statku rozbija się z załogą u wybrzeży Japonii. Jest rok 1600, jedynymi Europejczykami na wyspach są jezuici, katolicy, których przywódca wiele by dał, by załogę rozbitków ukrzyżowano jako piratów. Adams ma jednak przewagę w postaci znajomości dział i strzelb, zabranych z jego statku, którymi Japończycy nie umieją się posłużyć. Jeden z daimyo, wysoko postawionych samurajów, pragnie przekonać go do swoich racji. A Adams pragnie tylko wrócić na morze i nie brać udziału w żadnych wojnach domowych...
Komiks jest wyjątkowo dobrze narysowany, w pełnym kolorze. Postaci są realistyczne, ich projekty wyraźne - nie mylą się ze sobą. Barwy dobrano odpowiednio do klimatu opowieści - są różnorodne, ale stonowane, bez jaskrawych, nierealistycznych czerwieni, żółci i zieleni. Mało onomatopej, co dziala tu na korzyść. Strona graficzna wypada świetnie.
Fabularnie moim zdaniem na poziomie. Większość historii widzimy z punktu widzenia Williama, z początku zagubionego i jednocześnie zirytowanego całą sytuacją. To jednak opowieść w równym stopniu o nim, jak i o samej Japonii.
William Adams został mistrzowsko wykreowany. Poznajemy twardego faceta, zaprawionego żeglarza, mającego swoją dumę, wartości i cele. Nie będzie nikomu stóp całował. Nie jest mimo to ignorantem - wie, że nieznajomość języka może go zgubić i wkłada wysiłek w jego naukę. Nie brak mu też determinacji i buty. Pada ofiarą politycznego zamieszania w obcym kraju, czuje się wrobiony i uwięziony. Potrafi pokazać pazury i odpłacać pięknym za nadobne. Z czasem natrafia na dylematy, które go przerastają, ale też uczy się dostrzegać piękne elementy kraju, do którego rzucił go los.
Kolejną gwiazdą komiksu jest nie kto inny, jak Ieyasu Tokugawa. To cwany polityk i intrygant, ale też idealista. Zdolny wykazać niezwykłą cierpliwość, nie bojący się głośnego wypowiadania swoich racji.
Wydanie świetne. Twarda oprawa, komiks szyty. Dobrej jakości papier, tłumaczenie bez zarzutów. Szumnie nazywany wydaniem zbiorczym nie przekracza jednak 120 stron, głupio byłoby więc wydać tomy oddzielne.
Komu polecam ten komiks? Fanom klimatów historycznych oraz tym, którzy cenią sobie dobrą grafikę. Znajomość przełomu okresu Sengoku/Edo w Japonii może pomóc zrozumieć treść, jak w moim przypadku, ale do pewnego stopnia spoileruje jednak zakończenie.
Podsumowując, zarówno rysunek, jak i tematyka w moim guście. Moim zadaniem, kawał fajnego komiksu.
William Adams, anglik, nawigator na holenderskim statku rozbija się z załogą u wybrzeży Japonii. Jest rok 1600, jedynymi Europejczykami na wyspach są jezuici, katolicy, których przywódca wiele by dał, by załogę rozbitków ukrzyżowano jako piratów. Adams ma jednak przewagę w postaci znajomości dział i strzelb, zabranych z jego statku, którymi Japończycy nie umieją się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nowa w klasie Saho za wszelką cenę pragnie wpasować się w środowisko, obawiając się prześladowań rówieśników. Bojąc się postawić, mimowolnie bierze udział w prześladowaniu klasowej dziwaczki, Yuugi, która śpi na lekcjach i nosi różne skarpetki. Dziewczyna ma jednak pewien sekret, ukrytą moc, związaną z nieco przerażającym pluszakiem, którego ze sobą nosi...
Yuugi Nanoka, ekscentryczna superbohaterka-licealistka, która słyszy głosy pluszaków. Bardziej obchodzi ją ich los, niż ich właścicieli, ale żeby je uratować, musi pomóc ludziom będącym przyczyną ich smutku. Trzeba przyznać, pomysł na bohaterkę jest oryginalny i całkiem dobrze wykonany.
Gorzej, niestety, prezentuje się dobudowana wokół niej historia.
Autorzy próbowali wpleść w fantastykę o licealistkach zbyt wiele poważnych tematów, takich jak przemoc w rodzinie, trauma czy samobójstwo. Ponadto, już na początku odniosłam niepokojące wrażenie, które tylko się pogłębiało w kolejnych częściach: w mandze wszechobecna była patologia.
Już pierwszy rozdział daje do myślenia, bowiem uczniowie normalnego z pozoru liceum potrafią fizycznie zaatakować swój cel i spowodować uszczerbek na zdrowiu, a nauczyciele zupełnie ignorują zarówno takie zachowanie, jak i 'drobnostki' typu rzucanie w dziewczynę kulkami z papieru na ich oczach. Więcej, na lekcji!
Wiele takich elementów zostało w późniejszych rozdziałach wyolbrzymionych i przerysowanych, przez co historia wygląda groteskowo, aczkolwiek czyta się przyjemnie. Do czasu, bo końcówka i zasadniczo główny wątek były już strasznie przekombinowane pod kątem psychologicznym. Czarne charaktery okazywały się nieodmiennie biednymi skrzywdzonymi ludźmi z problemami, którzy nie chcieli źle i tak dalej... Momentami wyglądało to wyjątkowo sztucznie.
Kreska porządna, ma swój styl. Rysownik woli cieniować tuszem, a użycie rastów jest minimalne i nienachalne. Projekty postaci wyraźne, nie myliły się ze sobą nawzajem. Najbardziej przypadła mi do gustu Yuugi Nanoka, zwłaszcza w tym jej uniformie superbohaterki. Pluszaki też były dopracowane w każdym calu.
Polskie wydanie jest świetne - powiększony format, kolorowe strony w środku tomu, 2 tomy zebrane w jeden, około 400 stronnicowy. Błędów w redakcji nie wypatrzyłam. Kawał dobrej roboty, wydawnictwo Waneko.
Doll Star: Wariant Mocy Słów to ciekawa pozycja, jak najbardziej odpowiednia na wieczór rozrywki, ale nie umiałam brać podejmowanych przez nią trudnych tematów na poważnie. Jako fantastyka - spoko. Jako thriller psychologiczny - po prostu nie.
Nowa w klasie Saho za wszelką cenę pragnie wpasować się w środowisko, obawiając się prześladowań rówieśników. Bojąc się postawić, mimowolnie bierze udział w prześladowaniu klasowej dziwaczki, Yuugi, która śpi na lekcjach i nosi różne skarpetki. Dziewczyna ma jednak pewien sekret, ukrytą moc, związaną z nieco przerażającym pluszakiem, którego ze sobą nosi...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toYuugi Nanoka,...