-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-12-10
2023-08-06
2022-12-31
„Prowadziłam dziennik, żeby któregoś dnia, kiedy Whitney Houston będzie już sławna, móc spojrzeć wstecz i przypomnieć:
- No dobrze, a pamiętasz, jak powiedziałaś że jest taka piosenka, którą chcesz nagrać?
Dokładnie tak powstała jej wersja „I’m Every Woman”.
Whitney zawsze miała pomysły, ale to ja musiałam o nich przypominać i starać się o ich realizację. W takich chwilach czułyśmy się sobie bliższe niż kiedykolwiek.”
Robin Crawford autorka książki „A song for you. Moje życie z Whitney Houston” to kobieta, która przeżyła z nią ponad dwadzieścia lat.
Były dla siebie wszystkim. Przyjaciółkami, współlokatorkami… kochankami. Były przykładem prawdziwych „partners in crime” (nie lubię polskiego tłumaczenia tego zwrotu, gdyż zupełnie nie oddaje ono jego znaczenia). Kiedy była jeszcze nastolatką, Robin postawiła sobie za cel wspiąć się ze swoją Whit na szczyt, zrealizować młodzieńcze plany, kochać ją i chronić do końca życia… ale dwadzieścia lat to długo, wszystko może się zmienić. Oczywiście nastolatki nie postrzegają tak życia, jest tylko tu i teraz.
Życie zmieniło się dla nich diametralnie kiedy Whitney stała się popularna. Jak to często bywa pojawiło się wielu ojców tego sukcesu…którzy „wiedzieli lepiej”. Robyn była odsuwana, ponieważ inni uważali, że szkodzi Whitney. Sama Robyn nie ukrywa, że wiele rzeczy mogła zrobić inaczej. Ale, czy tego chciały, czy nie, ich czas minął, a zakończenie tej tragicznej historii znamy wszyscy…
„Mknęłyśmy przez życie, nie mając nawet czasu na refleksję i rozmowę, choć powinniśmy taki moment dla siebie znaleźć. W pierwszych latach znajomości Nip i ja rozmawiałyśmy o wszystkim.”
Książka Robyn wywarła na mnie ogromne wrażenie. Odczarowała postać tej wielkiej diwy (chociaż sama Whitney nie lubiła tego określenia). Zawsze uwielbiałam jej piosenki, kocham ten głos, ale to co o niej wiedziałam pochodziło ze źródeł niezbyt wiarygodnych (czyt. z brukowców). Tutaj mamy relację z „pierwszej ręki”. Nie jest to tylko historia Whitney i Robin. To także historia ich rodzin, znajomych i pracowników. To świadectwo o Ameryce w czasie gdy prześladowania na tle rasowym były codziennością. O czasie kiedy nie można było kochać kogo się chciało. Kiedy nie było leku na AIDS. Kiedy musiały powstawać rządowe programy uświadamiające, że narkotyki to zło, bo było je można kupić właściwie wszędzie.
To historia o wielkiej miłości, ale także o wielkiej samotności. Tej najgorszej samotności, bo wśród ludzi. I o nauce najtrudniejszej walki, jaką jest walka o siebie.
Mam wrażenie, że książka Robyn Crawford jest jej próbą osobistego rozliczenia z przeszłością. Próbą „zamknięcia drzwi”, by móc otworzyć następne. Jej napisane było pewnie też podyktowane chęcią przedstawienia Witney taką jaka była naprawdę, taką, którą pokochała.
To bardzo osobista książka. Na pewno autorce było trudno ją pisać, ale mam nadzieję, że osiągnęła cel, który założyła.
Robyn, wszystkiego najlepszego na nowej drodze…
Natomiast jeśli chodzi o Whitney… I will still love you Nippy… 🖤❤️
To książka, która wyrwała mi serce…
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Prowadziłam dziennik, żeby któregoś dnia, kiedy Whitney Houston będzie już sławna, móc spojrzeć wstecz i przypomnieć:
- No dobrze, a pamiętasz, jak powiedziałaś że jest taka piosenka, którą chcesz nagrać?
Dokładnie tak powstała jej wersja „I’m Every Woman”.
Whitney zawsze miała pomysły, ale to ja musiałam o nich przypominać i starać się o ich realizację. W takich chwilach...
2022-12-01
„Kostka stała się ikoną dzięki swojej kontrfaktycznej funkcjonalności: czyniła możliwym coś, co wydawało się niemożliwe, przełamując wewnętrzny bezruch statycznej bryły.”
Nie znam człowieka, który nie wiedziałby jak wyglada przedmiot nazywamy Kostką Rubika. Jej istnienie we wszechświecie jest tak oczywiste, że pewnie niewielu zastanawiało się skąd pochodzi ta kolorowa zabawka i jaka jest geneza jej powstania. A przecież kostka, o której mowa, jest z nami stosunkowo krótko. Niemniej jednak, w swoim niedługim życiu zdążyła zrobić oszałamiającą karierę i, co więcej, nie wydaje się aby w najbliższych latach jej popularność miałaby się skurczyć. To jeden z przedmiotów, który popularnością przewyższa twórcę, który dał jej życie.
Więc kto to był Ernö Rubik?
„Istnieją dwa sposoby dokonywania zmian: albo znalezienie nowej odpowiedzi na stare pytanie, albo znalezienie nowego pytania, którego jeszcze nikt nigdy nie zadał. Trudno orzec co jest trudniejsze.”
„Rubik. Fascynująca historia najbardziej znanej łamigłówki świata” jest, w pełnym tego słowa znaczeniu, biografią. Biografią przedmiotu, którego twórcą jest Ernö Rubik, pochodzący z Węgier wykładowca akademicki, konstruktor i wynalazca od zawsze zafascynowany łamigłówkami. Jest to poniekąd także biografia twórcy sławnej układanki. Chociaż życie jego samego ujęte jest tu marginalnie, jakby tworzyło tylko tło dla głównego bohatera jakim jest kostka: pierwsze dziecko Rubika, któremu dał nazwisko, i które niewątpliwie określiło to jak będzie wyglądać dalsze życie jego ojca.
„Prostota jest o wiele bardziej tajemnicza od złożoności, sprawia bowiem wrażenie, że masz przed sobą wszystko, co powinieneś wiedzieć. Lecz tak nie jest. A potem zaczynamy sobie uświadamiać, że często to, co uważamy za proste, jest niezwykle złożone. Wówczas można zacząć pytać.”
Niezwykła to była lektura. Swoją niezwykłością dorównywała niemal swemu głównemu bohaterowi. Napisana lekko i przystępnie, ze sporą dawką ciepłego i niewymuszonego humoru. Bez dwóch zdań, autorstwa błyskotliwego człowieka, którego drugim imieniem jest skromność. Na pierwszy rzut oka prosta, jednak im dalej, wydawała się bardziej złożona.
Jeśli myślicie, że od razu po tej lekturze weźmiecie w dłonie kostkę i dołączycie do mistrzów układających ją w kilka sekund, to jesteście w błędzie.
Jeśli chcecie zrozumieć tę układankę, to zdecydowanie przybliży was ona do celu.
Lektura „Rubika” otwiera oczy na rzeczy, które uważamy za oczywiste.
Fajna i przystępna! Zdecydowanie lubię 👍
🟨🟧🟥⬜️🟦🟩
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Kostka stała się ikoną dzięki swojej kontrfaktycznej funkcjonalności: czyniła możliwym coś, co wydawało się niemożliwe, przełamując wewnętrzny bezruch statycznej bryły.”
Nie znam człowieka, który nie wiedziałby jak wyglada przedmiot nazywamy Kostką Rubika. Jej istnienie we wszechświecie jest tak oczywiste, że pewnie niewielu zastanawiało się skąd pochodzi ta kolorowa...
2022-08-25
2022-06-19
„Monarchia jest jak magnes, jej siła się nie wyczerpuje.”
Nowa książka autorstwa Marka Rybarczyka „Elżbieta II. Ostatnia taka królowa” to kolejny tytuł dotyczący najsłynniejszch ”royalsów” na świecie. Tutaj autor próbuje skoncentrować się na postaci królowej. Od roku 1952, kiedy przejęła koronę po swoim ojcu, aż do dnia dzisiejszego. Jako niezwykle charyzmatyczna osoba Elżbieta II stworzyła, jak sama ją określa, „Firmę”. Oczywiście dynastia istnieje od lat, ale to właśnie ta królowa odcisnęła na niej chyba największe piętno. Składało się na to wiele okoliczności i czynników, ale przede wszystkim uczynił to czas, podczas którego Elżbieta II pozostaje na tronie.
„Jej trwanie stało się symbolem ciągłości cywilizacji Zachodu, a losy jej rodziny zna niemal cały świat.”
Ten tytuł, tak jak i poprzedni „Elżbieta, Filip, Diana i Meghan. Zmierzch świata Windsorów” traktuje właściwie o tym samym. Bo cóż więcej można napisać na ten temat. Podczas lektury miałam wrażenie, że czytam po raz kolejny tę poprzednią książkę Rybarczyka. Oprócz zmienionego spisu treści i inaczej poukładanych poszczególnych informacji, nie różnią się one wcale. Dlatego poczułam się trochę oszukana. Tak sobie myślę, że najbardziej logiczną kontynuacją tej „serii” byłby na przykład tytuł „London Bridge is down”… szkoda tylko, że pewnie dostalibyśmy ponownie pakiet tych samych historii, być może z załączonym opisem królewskiego pogrzebu.
Bardzo uwierał mnie także styl w jakim ta książka jest napisana. Tak bardzo kolokwialny, aż do przesady, że kojarzy się z artykułami z brukowców.
Tak bardzo także widać (znowu) stronniczość autora, kiedy przed królową pada na kolana, a każdemu kto nie tańczy tak jak ona gra, wystawia niepochlebne laurki...
Czytałam już wiele tytułów na temat Windsorów, tych współczesnych i tych poprzednich także. W większości były to książki tłumaczone z wydań angielskich lub w oryginale. Każdy autor przemyca coś od siebie w takich publikacjach. Jeden jest zwolennikiem tej strony, a inny przeciwnej, ale nigdzie nie spotkałam się z taką stronniczością. To moje drugie spotkanie z lekturą Rybarczyka i chyba ostatnie, bo mam wrażenie, że od tego autora dostałam już wszystko, co jest w stanie mi zaoferować w tym temacie. Nie znaczy to, że przestanę czytać o ”Firmie”. Nie przestanę, ale będę wybierać inne tytuły.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Monarchia jest jak magnes, jej siła się nie wyczerpuje.”
Nowa książka autorstwa Marka Rybarczyka „Elżbieta II. Ostatnia taka królowa” to kolejny tytuł dotyczący najsłynniejszch ”royalsów” na świecie. Tutaj autor próbuje skoncentrować się na postaci królowej. Od roku 1952, kiedy przejęła koronę po swoim ojcu, aż do dnia dzisiejszego. Jako niezwykle charyzmatyczna osoba...
2021-07-25
„To dziwne jednak, jak o niej się nic nie wie. A wisi tam, gdzie Matejko, gdzie Brandt, Chełmoński.”
Słowa, które Antoni Bohdanowicz napisał w monografii poświęconej Annie Bilińskiej, swojej żonie, właściwi można odnieść w mniejszym lub większym stopniu do każdej z bohaterek tej książki. Wspomniana Bilińska-Bohdanowicz, Olga Boznańska, Maria Dulębianka, Alicja Halicka, Mela Muter, Aniela Pająkówna, Irena Reno oraz Zofia Stankiewiczówna, to Polki, których obrazy wiszą tuż obok największych dzieł światowego malarstwa. Czy wiemy o nich coś więcej? Odpowiedź, w większości przypadków, będzie niestety smutna. Nie wiemy albo nic, albo niewiele. Być może znane są nam same nazwiska, ale raczej nie potrafimy ich właściwie umiejscowić. Prócz znajomego brzmienia, nie mówią nam nic konkretnego. Kim były wspomniane kobiety, do czego dążyły i co potrafiły poświecić dla malarstwa, dla sztuki, to temat tej niezwykłej publikacji. Mówię „niezwykłej” ponieważ nie ma ona nic wspólnego z biografią, to... opowieść. Opowieść o nich, wspaniałych artystkach, o tych trudnych czasach, kiedy robiąca karierę kobieta nie była kimś zwyczajnym. O ludziach ich otaczających, a wielkich nazwisk jest tu ogrom. W końcu to opowieść o miastach. Przede wszystkim o Paryżu w czasach, kiedy był najpiękniejszy, a także o Krakowie, Zakopanem, Monachium, Warszawie...
„Wszystkie mają nie więcej niż dwadzieścia kilka lat, pochodzą z inteligentnych rodzin. Wyglądają dość podobnie, ubrane schludnie, zgodnie z obowiązującą modą dla niezamężnych panien. Włosy upięte jak najściślej, aby żaden kosmyk nie spadł przypadkiem na czoło. Suknie dzienne dopasowane, w ciemnych barwach, o wąskich rękawach, delikatnie zdobione koronką, sięgające wysoko pod szyję. (...)
Ale strój nie może być przeszkodą dla tych, które z determinacją nakłoniły ojców do opłacenia lekcji rysunku, uważanych z wiele osób za zbędne czy wręcz niewłaściwe dla panien na wydaniu.”
Książka Sylwii Zientek jest dla mnie odkryciem. Jest także pewnym wyrzutem sumienia, ponieważ jako osoba interesująca się malarstwem impresjonistycznym powinnam znać te historie. Świetnie przecież znam te, dziejące się tuż obok na paryskim Montmartre, znam wielkie nazwiska, biografie, wielokrotnie oglądałam tworzone wtedy obrazy. Natomiast niewiele wiedziałam o historiach z Montparnassu. Oczywiście, przed lekturą nie byłam całkowitym laikiem, ale moja wiedza była niewielka. Autorce udało się połączyć (w mojej głowie) te dwa światy i od teraz będą one tworzyć nierozerwalną całość.
Czytałam tę książkę długo. Przede wszystkim dlatego, że nie jest to czytadło, w którym przeskakujemy z rozdziału na rozdział. To książka, która na to nie zasługuje. Jest tak dopracowana, a w jej powstanie wniesiony jest taki ogrom pracy i miłości do sztuki, że grzechem byłoby zgłębiać tę lekturę bez odpowiedniej oprawy czy nastroju. Chciałoby się wyłapać wszystkie smaczki, a jest ich tu niezliczona ilość. Wszytkie powiązania i wszystkie niuanse. A do tego potrzeba czasu i skupienia.
Oprócz tego, że treść książki Sylwii Zientek jest niezwykle wartościowa, jest także przedstawiona czytelnikowi w pięknej formie. Twarda oprawa, gruby papier, wielka ilość zdjęć i reprodukcji tworzy z niej małe księgarskie dzieło sztuki.
„Artyści jak niemal nikt inny żyją „tu i teraz”, adorując swoją miłość do życia, bez poszukiwania odpowiedzi na pytanie, jaki sens ma istnienie, powtarzający się krąg życia, pętli przemian przyrody, narodzin i śmierci, ludzki los.”
Ta lektura spowodowała u mnie to, czym zawsze powinna skutkować dobra literatura. Chęć poszukiwania i zgłębiania tematu. „Polki na Montparnassie” pokazują tak wiele nowych ścieżek i niezwykłych tematów wymagających poznania, że już teraz wiem, że bez wątpienia będzie to „podróż” fascynująca. Tak jak fascynującą była ta, którą zafundowała mi ta lektura.
Polecam ją wszystkim, polecam na prezent dla kogoś lub, po prostu, dla siebie, do czytania, oglądania, do delektowania się literaturą w najlepszym wydaniu.
Mogę powiedzieć tylko, że w tym gatunku to najlepsza książka jaka trafiła mi się tego roku!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„To dziwne jednak, jak o niej się nic nie wie. A wisi tam, gdzie Matejko, gdzie Brandt, Chełmoński.”
Słowa, które Antoni Bohdanowicz napisał w monografii poświęconej Annie Bilińskiej, swojej żonie, właściwi można odnieść w mniejszym lub większym stopniu do każdej z bohaterek tej książki. Wspomniana Bilińska-Bohdanowicz, Olga Boznańska, Maria Dulębianka, Alicja Halicka,...
2021-01-27
„Wszystkie mądre polskie kozy,
- By je zliczyć, nie mam siły!
Na naradę się zebrały
I rzecz taką uchwaliły...”
Kto nie znałby tego cytatu?
Chyba nie ma w Polsce takiej osoby.
Kto zna życiorys autora tych słów?
Niewielu.
Kornel Makuszyński funkcjonuje w naszej świadomości jako ktoś, kto był, jest i będzie.
Pierwsze skojarzenie: Koziołek Matołek...później Adam Cisowski, Ewa Tyszowska, Basia, Małpka Fiki Miki...
Mariusz Urbanek przybliża nam postać jednego z „wielkiego tria” polskiej literatury dziecięcej. Bo przecież to właśnie Makuszyński, do spółki z Brzechwą i Tuwimem, dla polskich dzieci napisali właściwie wszystko.
Przedstawia on jednak tego pisarza wcale nie tylko jako autora książek dziecięcych i młodzieżowych. Równie mocno podkreśla jego twórczość dla dorosłych oraz, co dla wielu z nas będzie niespodzianką, jego codzienną działalność w prasie i teatrze. Bo Makuszyński, zanim stał się autorem pierwszego polskiego komiksu, był przede wszystkim znakomitym felietonistą, krytykiem teatralnym, autorem humoresek, społecznikiem i zapalonym brydżystą.
„Oto Kornel Makuszyński, już wtedy przygarbiony, idzie w dół Krupówek - wiadomo, że nie do kościoła na nieszpory, lecz do Karpowicza na codziennego brydża.”
Książka Urbanka to biografia wyważona. Widać, że autor starał się podejść bez emocji do osoby Makuszyńskiego. Co nie znaczy, że nie niesie emocji dla czytelnika. Można uśmiać się do łez podczas lektury kornelowych wierszyków, ale także doznać wzruszenia czytając opisy jego góralskiego pogrzebu.
Patronat medialny tego wydawnictwa objęło między innymi Muzeum Tatrzańskie, którego częścią jest Muzeum Kornela Makuszyńskiego, mieszczące się w domu pisarza, w zakopiańskiej willi Opolanka.
Bardzo polecam tę lekturę,a także wizytę w tym malutkim muzeum. Muzeum, które mieści się dwa kroki od słynnych Krupówek, bilet do niego kosztuje kilka złotych, a posiada niezwykły zbiór pamiątek po Makuszyńskim, który zainteresuje i dzieci, i dorosłych.
„Wszystkie mądre polskie kozy,
- By je zliczyć, nie mam siły!
Na naradę się zebrały
I rzecz taką uchwaliły...”
Kto nie znałby tego cytatu?
Chyba nie ma w Polsce takiej osoby.
Kto zna życiorys autora tych słów?
Niewielu.
Kornel Makuszyński funkcjonuje w naszej świadomości jako ktoś, kto był, jest i będzie.
Pierwsze skojarzenie: Koziołek Matołek...później Adam Cisowski,...
2020-04-27
„Gdy obraz był skończony, stali i patrzyli na niego.
- Jest doskonały - wyszeptała Anna.
- Nie jest doskonały, nie... nic nie jest dokładnie takie, jak sobie wyobrażamy... sądzę jednak, że jest skończony.
- Jest doskonały - szepnęła ponownie.”
Han van Meegeren, a właściwie Henricus Antonius Meegeren, znany przede wszystkim jako ten, który oszukał Göringa, urodził się po to, by zostać artystą, którego prace będą wisiały w najwspanialszych salach wystawowych na świecie. Niestety urodził się posiadając serce do wielkiego malarstwa, ale w czasach, kiedy Wielcy Mistrzowie już byli wielcy. Urodzony w 1889 roku Han obserwował upadek realizmu w sztuce, odwrót Gaugina od impresjonizmu w stronę naturalizmu. Powstawały wielkie dzieła Seurat’a oraz zupełnie niedocenionego wtedy Van Gogha, który malował słynne cyprysy w zakładzie dla obłąkanych. Był to rok, w którym Matisse wstąpił do klasy malarstwa, a dziewięcioletni Picasso, namalował swoje pierwsze dzieło „Le Picador”. Był to również rok zdecydowanie niewłaściwy na narodziny genialnego malarza, którym stał się Van Meegeren. Genialnego, pod wieloma względami...
Han już od dziecka chciał malować, jednak jego ojciec zdecydowanie tłumił pasję syna, twierdząc, że nie jest to zajęcie godne mężczyzny. Chłopiec jednak nie porzucił rysowania i wszystkie swoje pieniądze wydawał na papier i ołówki. Matka bardzo go w tym wspierała rozbudzając jego wyobraźnię. Właśnie po interwencji matki ojciec Hana ostatecznie zgodził się ,aby syn wstąpił na architekturę.
W wieku lat piętnastu Meegeren spotkał na swojej drodze człowieka, który jako pierwszy dostrzegł w nim wielki talent. Korteling nauczył go wiele, ale przede wszystkim nauczył go „tajemnej wiedzy” siedemnastowiecznych mistrzów, czyli technik przygotowania farb w sposób tradycyjny. W czasach kiedy tworzył Meegeren, szczelnie zakręcona tuba z gotową farbą była już wynalazkiem opatentowanym, niemniej jednak, znając późniejsze dokonania malarza, zdajemy sobie sprawę jak bardzo ta umiejętność zaważyła na jego życiu.
„Aby być wielkim, artysta musi malować nie to, co widać na powierzchni, ale to, co widzi w środku swego tematu.”
Okres studiów to dla Hana czas poznania wielkiego malarstwa. Studiował w sławnym Delf, mieście wielkiego mistrza Vermeera. Od zawsze podziwiany przez niego „Widok Delft”, miał niejako na wyciągnięcie ręki. Wolny czas spędzał ćwicząc techniki malarskie Rubensa, Rembrandta oraz uwielbianego Vermeera. Co niesamowite, robił to w czasie, kiedy Picasso malował „Panny z Awinionu”, aby obwieścić całemu światu, że wielkie malarstwo wkracza właśnie w okres zwany kubizmem.
Oprócz swoich malarskich rozrywek, Han odkrył także rozrywkowe życie, stał się nałogowym palaczem, nie stronił również od alkoholu. Po raz pierwszy się zakochał, a gdy okazało się, że owa miłość spodziewa się dziecka, poślubił ją. Niestety porzucił również studia wierząc, że jest w stanie zarobić na utrzymanie malowaniem. Jego obraz „Studium wnętrza St. Laurenskerk” zostało nagrodzone Złotym Medalem wyższej szkoły w Delft. Niestety na drodze Hana stanęła kobieta i niestety była ona żoną jednego z krytyków sztuki. Urażona duma zdradzonego męża nie pozwoliła mu, ani innym z jego środowiska nadal windować młodego Meegerena jako wielkiego malarza.
Han jednak szybko dostosował się do sytuacji. Już wcześniej sfałszował siebie samego, tworząc drugą wersję słynnego wnętrza katedry i sprzedając ją jako tę orginalną (chociaż podobno lepszą od pierwszej). Teraz wziął sobie za cel krytyków i udowodnienie im, że jest wielki i potrafi malować nie gorzej niż Wielcy Mistrzowie...
„Ostatecznie można powiedzieć, że ”Wieczerza w Emaus” van Meegerena jest w każdym calu tak dobra jak najlepszy obraz Veermera, a on sam był równie utalentowanym malarzem jak Mistrz.” - pisze o Meegerenie Moiseiwitsh.
Nie jest to moja pierwsza lektura dotycząca „duetu” Vermeer-Meegeren. Czasy, w których tworzył Vermeer nie są również moim ulubionym malarskim okresem. Zdecydowanie wolę okres, w którym tworzył Meegeren, a moimi ukochanymi mistrzami są impresjoniści. Zawsze po cichu uważałam, że „Kobieta czytająca nuty” ma wiele z owego impresjonizmu. Oczywiście nie jeśli chodzi o styl, ale o to nieuchwytne „coś” co sprawia, że malarstwo impresjonistyczne jest tak fascynujące. Podziwiając obraz nie możemy oprzeć się wrażeniu, że kobieta za chwilę odłoży kartę z nutami i z westchnieniem, trzymając się za brzuch (jest przecież w ciąży) wstanie od stołu i oddali się chwiejnym krokiem. Jest to również obraz całkowicie skopiowany z „Kobiety w niebieskim kaftanie” Vermeera, jednak tak inny w odbiorze. Moim zdaniem laika, to również najlepszy obraz Meegerena. Chociaż oczywiście wszyscy wiemy, że jego najlepszym obrazem jest „Wieczerza w Emaus”, ponieważ tak twierdzą krytycy...
Cokolwiek by o niej nie powiedzieć, historia Meegerena to historia fascynująca i co najciekawsze, zupełnie niedokończona. Co jeszcze przygotował dla nad ten genialny malarz...i nałogowy kłamca? W końcu nawet jego syn twierdził całkiem niedawno, że ojciec stworzył jeszcze kilka całkiem „autentycznych” Veermerów, które wiszą gdzieś w muzealnych salach...Czy będzie nam dane przeżyć największe zaskoczenie, albo największe rozczarowanie dotyczące świata sztuki? W końcu do dzisiaj niektórzy krytycy nie wierzą, że „Wieczerzę...” stworzył fałszerz.
„Spośród wszystkich Vermerów, które widziałem, żadnego nie da się porównać z Apostołami w Emaus, więc jeśli van Meegeren jest ich autorem, to wyrażam mu uznanie. Ten przypadek byłby wyjątkowy w historii malarstwa.”
Jean Decoen
„...jeśli...”
„Malowanie kopii nie jest dowodem artystycznego talentu. W całej swojej karierze nigdy nie namalowałem ani jednej kopii! (...) Namaluję oryginał. Nowy obraz w stylu Vermeera, który powinien być dla was wystarczającym dowodem.”
Han van Meegeren
„Gdy obraz był skończony, stali i patrzyli na niego.
- Jest doskonały - wyszeptała Anna.
- Nie jest doskonały, nie... nic nie jest dokładnie takie, jak sobie wyobrażamy... sądzę jednak, że jest skończony.
- Jest doskonały - szepnęła ponownie.”
Han van Meegeren, a właściwie Henricus Antonius Meegeren, znany przede wszystkim jako ten, który oszukał Göringa, urodził się po...
„Przeżyłem parę wstrząsów i wielkich problemów, ale świetnie się bawiłem i niczego nie żałuję. O rany, mówię jak Edith Piaf!”
Freddie Mercury
Cytat powyżej świetnie opisuje tę książkę, której właściwie nikomu przybliżać nie trzeba. Człowiek legenda, Great Pretender, Geniusz muzyczny...Człowiek, który jest u mnie na pierwszym „muzycznym” miejscu, a później długo nie ma nikogo. Teraz będę miała „kaca” przez tydzień, to książka, która złamała mi serce, tak jak łamie serce oglądanie koncertu z Budapesztu, jak słuchanie „Winter’s tale” z albumu „Made in Heaven”, tak jak każda inna książka opisująca legendę Queen i Freddiego.
Bardzo długo czekałam na wznowienie, przed nim, książka była dostępna tylko na aukcjach, oczywiście do kupienia w zabójczych cenach. Warto było czekać. Jeśli macie do wyboru tylko jeden tytuł opisujące życie Mercury’ego, to wybierzcie właśnie ten. Trzeba jednak wiedzieć, że dopiero razem z muzyczną biografią zespołu, napisaną przez Marka Blake’a „Queen. Królewska historia”. Opowieść tworzy znakomitą całość. Trochę to nietypowe, ponieważ obie książki zapisały różne osoby, ale w ten sposób dostaniemy szczegółową historię Queen, wszystkich jego członków, osób związanych z zespołem oraz wyczerpujący obraz muzycznej sceny tamtych lat.
„Każdy z nich był dokładnym przeciwieństwem pozostałych, cztery punkty na kompasie. Freddie...komponował na instrumentach klawiszowych i miał klasyczne wykształcenie. Bardzo skomplikowany facet. Brian był rockandrollowym gitarzystą i to on czerpał ze źródeł. Niesamowicie utalentowany. Roztrzepany. Skupiony. Zdobył dyplom z astronomii. John grał na basie. Ukończył elektronikę z wyróżnieniem. Roger, perkusista, miał dwa dyplomy. Byli chyba najinteligentniejszym zespołem w całej branży. I całkowicie różnymi osobowościami - jechaliśmy na lotnisko i jeden z nich stawał, drugi szedł w prawo, trzeci w lewo, a czwarty na wprost. Ale im to dawało niebywałą kreatywną moc. Gdy spotykali się po środku, ze wszystkimi tymi odgrywanymi partiami wokalnymi, efekt był niesamowity.”
„Przeżyłem parę wstrząsów i wielkich problemów, ale świetnie się bawiłem i niczego nie żałuję. O rany, mówię jak Edith Piaf!”
Freddie Mercury
Cytat powyżej świetnie opisuje tę książkę, której właściwie nikomu przybliżać nie trzeba. Człowiek legenda, Great Pretender, Geniusz muzyczny...Człowiek, który jest u mnie na pierwszym „muzycznym” miejscu, a później długo nie ma...
„Robiłam sukienki. Mogłabym równie dobrze robić coś innego. To był przypadek. To nie sukienki lubiłam, tylko pracę. Poświęciłam jej wszystko, nawet miłość. Praca pochłonęła moje życie”
Coco Chanel
Książka o najbardziej znanej, a jednocześnie najbardziej tajemniczej postaci ze świata mody.
Uwaga, nie jest to jednak klasyczna biografia. Są to spisane rozmowy Chanel z jej przyjacielem Paulem Morand na tematy bardzo różne. Opowiada tu o swoim dzieciństwie, o pierwszym sukcesie, o niepowodzeniach, o ludziach, którzy ją otaczali, o samotności, o miejscach...
Forma książki nie jest łatwa do czytania, to nie opowieść, ani wywiad rzeka. To raczej zbiór krótkich, ulotnych wrażeń, opowiastek, zebranych tematycznie w rozdziały.
Ponieważ Chanel to postać, której klasycznych biografii czytałam już kilka łatwo było mi się w tej książce odnaleźć. Zdecydowanie nie polecam osobom, które wcześniej nic na jej temat nie czytały. Dla takich osób polecam równie niezwykłą książkę „Coco Chanel: legenda i życie” Justine Picardie, jednak bardziej „usystematyzowaną” przez co łatwiejszą w odbiorze.
Wracając jednak do książki Moranda, dwadzieścia lat po jej napisaniu Karl Lagerfeld postanowił dodać do niej swoje ilustracje. Niewiarygodnie piękne, genialnie oddające klimat opowieści. Dodatkowo książka jest bardzo ładnie wydana. Szyta, na kredowym papierze, bardziej pasującym do albumu, ale pięknie na nim wyglądają ilustracje. Wielka szkoda, że wydawca nie dodał twardej oprawy z obwolutą.
Na pewno będę do niej wracać jeszcze nie raz, bo jest to nie tylko książka do czytania, również do oglądania i podziwiania.
„Robiłam sukienki. Mogłabym równie dobrze robić coś innego. To był przypadek. To nie sukienki lubiłam, tylko pracę. Poświęciłam jej wszystko, nawet miłość. Praca pochłonęła moje życie”
Coco Chanel
Książka o najbardziej znanej, a jednocześnie najbardziej tajemniczej postaci ze świata mody.
Uwaga, nie jest to jednak klasyczna biografia. Są to spisane rozmowy Chanel z jej...
„Nie powinniśmy ośmielać się oceniać tych, którzy szukają niebezpieczeństw w najwyższych górach świata, i żądać, by powiedzieli, jaki ma sens to, co robią. Gdy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, po prostu powinniśmy o nich pamiętać.”
Wanda Rutkiewicz
Cytat ten w pełni oddaje to jaka jest ta biografia, a właściwie opowieść o człowieku jakim był Jurek Kukuczka. Opowieść nie tylko o nim samym, ale także o ludziach z jego otoczenia, o ówczesnych problemach z jakimi musieli się zmagać organizatorzy górskich wypraw, aż wreszcie o samych Himalajach. Bardzo dokładnie tu opisanych, w większości słowami Jerzego Kukuczki. Przeczytamy tu wiele charakteryzacji poszczególnych szczytów i to nie tylko w tym oczywistym zestawieniu trudniejsza lub łatwiejsza, lecz również piękna i brzydka, przystępna i wredna.
Zdecydowanie na plus tej biografi przemawia fakt, że autorom udaje się nie oceniać. Starali się przekazać suche fakty, opisy wydarzeń bardziej lub mniej wiarygodne, takie, do jakich udało im się dotrzeć. Oczywiście zawsze jeśli chodzi o wyprawy wysokogórskie pojawia się taki temat jak moralność, w tej książce poświęcony jest jej właściwie cały rozdział. Pojawiają się pytania, okazuje się, że równie aktualne teraz co trzydzieści lat temu: „Czy zasady ‚wartości moralne ponad wszystko’ nie zastępuje przypadkiem nowa formuła ‚sukces ponad wszystko’(...) Czy na wysokości 8 tys metrów, gdy mózg ludzki przestaje normalnie działać, można mówić o etycznych wyborach, o człowieczeństwie?”
Biografia ta nie daje czytelnikowi odpowiedzi na te pytania, zostawia to pod rozwagę czytelnika.
Polecam bardzo tę pozycję, to bardzo dobra książka, nie tylko jeśli chodzi o osobę samego Kukuczki.
„Wiem tylko jedno - trzeba iść w górę”
Jerzy Kukuczka
„Nie powinniśmy ośmielać się oceniać tych, którzy szukają niebezpieczeństw w najwyższych górach świata, i żądać, by powiedzieli, jaki ma sens to, co robią. Gdy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, po prostu powinniśmy o nich pamiętać.”
Wanda Rutkiewicz
Cytat ten w pełni oddaje to jaka jest ta biografia, a właściwie opowieść o człowieku jakim był Jurek Kukuczka. Opowieść...
„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”
„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice” to najnowsza książka duetu Wojciech Fusek i Jerzy Porębski. Po zeszłorocznym, genialnym tytule jakim był „GOPR. Na każde wezwanie” nie miałam wątpliwości, że z niecierpliwością będę wyczekiwać na każdy następny jaki się pojawi. W tym najnowszym od pierwszego spojrzenia zaskoczył mnie tytuł. Bo skąd u licha wzięła się tam „szpada”…? Nazwisko Janusza Kurczaba było mi znane w kontekście przede wszystkim literackim. Górskim oczywiście także, ale jednak mniej, bo moja górska biblioteczka zaczynała się (do tej pory) od ery Kukuczka - Rutkiewicz, co okazało się wielkim błędem. Bo wystarczy cofnąć się tylko o krok od złotej ery polskiego himalaizmu i dostajemy takie historie jak te, przedstawione w najnowszej książce opisującej niezwykłe życie Jano Kurczaba.
„Kiblując w ścianie w Himalajach, gdzie cywilizacja nie brudzi światłem nieba, przy pięknej pogodzie oglądałem gwiazdy zawsze z fascynacją - przyznawał Kurczab. - Pewnie gdybym po takich astronomicznych seansach mógł wrócić do liceum, zostałbym astronomem, bardzo lubiłem ten przedmiot. Pochłonęłaby mnie nauka i nie poznałbym wielu wspaniałych ludzi w górach, nie popełnił błędów, które mnie zbudowały. Możliwość cofania się w czasie unicestwiłaby piękno życia, tak jak brak grawitacji zabiłby wspinanie.”
Fascynującym życiorysem Janusza Kurczaba można by obdzielić dwie, trzy… cztery osoby. Himalaista, sportowiec, olimpijczyk, pisarz, dziennikarz… wszystko co robił, robił z największym zaangażowaniem i z pasją, lecz jak to życiu często bywa, los również zabrał Kurczabowi wiele. Urodzony przed wojną, wychowany tylko przez matkę, kaleki w wyniku wypadku, kochający inaczej, często pomijany w odznaczeniach, zmuszony zawrócić, mając szczyt w zasięgu ręki… Cóż za życiowa niesprawiedliwość, że nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika, ani żadnego medalu olimpijskiego. Mimo to skromny, traktujący życie z pokorą, nauczyciel tych, których nazwiska wymieniamy, gdy mówimy o wielkim wspinaniu. Lojalny przyjaciel, lider narodowych wypraw w góry najwyższe, w końcu, pośmiertnie, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla rozwoju sportów wysokogórskich, za promowanie imienia Polski w świecie”.
Jaką to mrówczą pracę musieli zrobić autorzy tej książki, przez ile dokumentów, zdjęć, listów i zapisków musieli się przebić by powstał ten genialny tytuł? By jak najbardziej przybliżyć czytelnikom osobę Janusza Kurczaba. By zrobić to z należnym mu taktem i delikatnością. By ocalić to nazwisko od zapomnienia. By było wymieniane jednym tchem i na czele listy polskich najlepszych himalaistów… Tego nie wiem, mogę sobie tylko wyobrazić…
Wiem jednak, że przeczytałam „Kurczaba…” już jakiś czas temu. Nie wiedziałam jak ugryźć to, co chciałabym o niej napisać. Bo nie ma takiej ilości słów, które oddałyby w pełni to co w niej najlepsze. Wszystko jest najlepsze!
Bo to najlepsza, w moim prywatnym rankingu, książka przeczytana w 2023 roku!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”
więcej Pokaż mimo to„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice”...