Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Diabelska góra Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,4
Diabelska góra Lincoln Child, Doug...

Na półkach: , , , , ,

„Wraz z wiekiem przybywa nam zaszczytów i bogactw, a kiedy już chcemy się nimi nacieszyć, przychodzi Ojciec Czas i psuje nam ciało.”

Obrzydliwie bogaty i zabójczo przystojny Lucas Tappan proponuje Norze Kelly pracę przy wykopaliskach prowadzonych w amerykańskiej bazie wojskowej. Nora jednak początkowo odrzuca propozycję, ponieważ ma wrażenie, że ta praca zaprzepaści jej karierę. Wykopaliska są prowadzone w sławetnym Roswell, a Nora nie zamierza stać się „tą archeolożką od UFO”.
Życie jednak decyduje inaczej i w końcu Nora nie ma innego wyjścia. Zgadza się na kierowanie pracami, które sponsoruje Tappan.
Pierwszym odkryciem są dwa ciała, na pierwszy rzut oka - ofiary morderstwa. Wtedy do akcji wkracza FBI w osobie Corrie Swanson.
Ani Corrie, ani tym bardziej Nora, nie podejrzewają do czego może doprowadzić to, z pozoru nieistotne dla prowadzonych prac, odkrycie.

„-Servandae vitae mendacium - zacytował Tappan.
-Kłamstwa w służbie życia. Właśnie.”

„Diabelska góra” to trzeci tom z cyklu o przygodach archeolożki Nory Kelly i agentki FBI Corrie Swanson. Ostatnio to jeden z cykli, na którego kolejne tomy czekam z niecierpliwością. Bardzo go polubiłam. Co ciekawe chyba nie polubiłam go „za coś”, tylko „pomimo czegoś”…😉
W tym cyklu historie, wokół których opłata się fabuła, są często nieprawdopodobne, czasami, tak jak w „Diabelskiej górze” ocierają się o zdarzenia paranormalne. Ale całość jest spójna i ciekawa, a szybko prowadzona akcja pochłania uwagę stuprocentowo i nie pozwala się oderwać od lektury 😃
Ten cykl to znakomita odskocznia od rzeczywistości. Osobiście raczej nie lubię wątków paranormalnych, ale chociaż dwa poprzednie tomy bardzo mi się podobały i były bardziej „przyziemne” 😉, to właśnie ten uważam za najlepszy! 🤩 Być może dlatego, że jest to tom, w którym, jakby dla przeciwwagi, zdarzenia z życia osobistego obu bohaterek bardzo się rozwijają. A ja bardzo im kibicuję, w związku z czym, znowu, z niecierpliwością, czekam na kolejny tom 🤩
Nie mogłam się oderwać!
Przy okazji książek autorstwa tego duetu to chyba oczywiste, że literacko to klasa sama w sobie, w obrębie swojego gatunku. Fabularnie wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik. To tak klasycznie amerykańskie, takie zakorzenione w ideach gatunku! Jest o odwadze, o miłości, o tajemnicy, są niesamowite opisy dzikiej amerykańskiej przyrody, są szeryfowie, jest… UFO 😎👽🤠
Jest także staranne wydanie, genialna okładka i znakomite tłumaczenie 😍

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.

„Wraz z wiekiem przybywa nam zaszczytów i bogactw, a kiedy już chcemy się nimi nacieszyć, przychodzi Ojciec Czas i psuje nam ciało.”

Obrzydliwie bogaty i zabójczo przystojny Lucas Tappan proponuje Norze Kelly pracę przy wykopaliskach prowadzonych w amerykańskiej bazie wojskowej. Nora jednak początkowo odrzuca propozycję, ponieważ ma wrażenie, że ta praca zaprzepaści jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Świat handlarzy i przemytników dzieł sztuki, byłych oficerów wywiadu, ludzi żądnych pieniędzy i zdrajców ojczyzny jest dość zagmatwany.”

Na jednej z wysp archipelagu Seszeli tajemnicza, uzbrojona grupa napada na dom byłego oficera rosyjskiego wywiadu. Kradną ukryte tam bezcenne artefakty, między innymi fragment Bursztynowej Komnaty.
W Berlinie zostaje zamordowany antykwariusz. Dla wywiadu MI6 jest jasne, że obie sprawy się łączą. Ślady natomiast prowadza do Polski. Agentka Caroline Godlewski nawiązuje kontakt z Marcinem Łodyną, emerytowanym oficerem Agencji Wywiadu. Tak rozpoczyna się niebezpieczny pościg o niezwykle wysoką stawkę.

„…skarby wikingów, Bursztynowa Komnata, tajemnicza śmierć starego berlińskiego antykwariusza… O co tu chodzi? Gubię się w tym. Co to wszystko ma ze sobą wspólnego?”

„Ostatni azyl” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marcina Falińskiego. Teraz już wiem, że na pewno nie ostatnie, bo w tej powieści jest wszystko to, co uwielbiam. Zaginione dzieła sztuki, tajne dokumenty, pościgi, zagmatwane historie ludzkich losów, szalone zwroty akcji oraz piękne krajobrazy. Wszystko to, co nie pozwala na nudę podczas lektury.
„Ostatni azyl” to prawdziwy rollercoaster emocji. Akcja toczy się w tak skrajnie różnych miejscach, że czasami brak tchu od natłoku wrażeń. Początkowo lektura nie jest przez to łatwa, bo postaci również jest sporo. Dobrze jest więc na początku opanować emocje, by wgryźć się w fabułę, aby później dać się porwać tej niesamowitej akcji.
Cieszę się, że autor znalazł swoją własną drogę w gatunku jakim jest thriller szpiegowski, że wydeptuje świeże literackie ścieżki, kreuje nowe, jakże ciekawe światy.

Znakomite jest to, że na naszym rodzimym podwórku, mamy co najmniej kilku świetnych twórców tego poczytnego gatunku i każdy z nich proponuje coś innego. Każdy znalazł sposób by uchylić, niegdyś zamknięte dla zwykłych ludzi drzwi i choć trochę przybliżyć czytelnikowi tę owianą tajemnicą profesję, jaką jest praca w Agencji Wywiadu.

Aaaach, uwielbiam nerwowe przewracanie kartek pod koniec lektury i w tym przypadku tak właśnie było 🤩

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

„Świat handlarzy i przemytników dzieł sztuki, byłych oficerów wywiadu, ludzi żądnych pieniędzy i zdrajców ojczyzny jest dość zagmatwany.”

Na jednej z wysp archipelagu Seszeli tajemnicza, uzbrojona grupa napada na dom byłego oficera rosyjskiego wywiadu. Kradną ukryte tam bezcenne artefakty, między innymi fragment Bursztynowej Komnaty.
W Berlinie zostaje zamordowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„W ogólnym rozrachunku samotność staje się darem, który tylko uwypukla to, co podejrzewałam już wcześniej. Że chodzi o ten moment, kiedy cień wędruje po ścianie i zaspokaja nasze wszelkie potrzeby estetyczne.
Tylko tyle.”

„Dintojra” Sylwii Chutnik to zbiór jedenastu opowiadań. Każde z nich jest niczym wycinek z czyjegoś życia. Każde dotyka ludzkiej egzystencji w różnych jej aspektach. Bohaterami są zwykli ludzie, tacy jakich codziennie spotykamy w autobusie, w sklepie, w parku. A każdy z nich niesie swój niewidzialny krzyż, niezdolny do głośnego wołania o pomoc. Autorka dostrzega ludzi, którzy w swojej zwyczajności wydają się być przezroczyści. Opisuje ich ułomności i smutki, ale także te małe radości, które sprawiają, że warto żyć.

„Miasto przenika skórę. Działa nie jak ekskluzywny krem na zmarszczki, ale jak smoła pokrywająca dach. Zakleja pory, nie daje swobodnie oddychać.”

Lektura „Dintojry” była dla mnie lekturą trudną. Na pierwszy rzut oka to mała książeczka i kilkanaście niedługich opowiadań. Jednak jej przekaz emocjonalny jest tak ogromny, że nie mogłam czytać więcej niż jedno lub dwa dziennie. Właściwie każde z nich wymagało przemyślenia i każde skłaniało do pewnych refleksji. Poza tym Chutnik nie owija w bawełnę i jeśli trzeba to potrafi walić prawdy prosto z mostu, czym robi na czytelniku takie wrażenie, że trzeba przystanąć w lekturze i wziąć głęboki oddech przed kolejnym akapitem. Najczęściej staje w obronie tych wykluczonych i zapomnianych. Otwiera oczy. A to przecież jest cechą literatury przez wielkie „L”.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak.

„W ogólnym rozrachunku samotność staje się darem, który tylko uwypukla to, co podejrzewałam już wcześniej. Że chodzi o ten moment, kiedy cień wędruje po ścianie i zaspokaja nasze wszelkie potrzeby estetyczne.
Tylko tyle.”

„Dintojra” Sylwii Chutnik to zbiór jedenastu opowiadań. Każde z nich jest niczym wycinek z czyjegoś życia. Każde dotyka ludzkiej egzystencji w różnych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pamięci mordercy Pascal Engman, Johannes Selåker
Ocena 7,8
Pamięci mordercy Pascal Engman, Joha...

Na półkach: , , , , , ,

„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”

Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej kobiety. Szybko okazuje się, że nie jest to ofiara strzelaniny. Tomas odkrywa w toku dochodzenia, że do podobnych zbrodni dochodziło już w różnych częściach kraju. W tym samym czasie na ślad tych zbrodni trafia dziennikarka Vera Berg, a głównym podejrzanym staje się znany i popularny aktor Micael Bratt.

„Dotarł do rozstaju dróg.
Mógł wybrać to, co wydawało mu się właściwe, albo to co było właściwe.
Nie wiedział jednak, które jest które.”

Lato tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku w Szwecji, było czasem niezwykłym z wielu względów. Zlepek wyjątkowych zdarzeń i ekstremalnie wysokiej temperatury wyrył się w szwedzkiej świadomości narodowej. Na kanwie owych wydarzeń autorzy „Pamięci mordercy” postanowili oprzeć fabułę swojej powieści, z gatunku, który ze Szwecją związany jest jak żaden inny, mianowicie powieści kryminalnej.
Autorami „Pamięci mordercy” jest duet dziennikarzy śledczych, a ich dzieło niemałą, ponad sześćset stronicową „cegłą”.
Niemniej jednak czyta się ją jednym tchem! Linearna narracja, mnogość wątków i krótkie rozdziały sprzyjają wciągającej lekturze.
Jest to stuprocentowy skandynawski kryminał, nawiązujący do „starej szwedzkiej szkoły”, co w zalewie kryminałów tego gatunku, nie jest w dzisiejszej czytelniczej rzeczywistości takie oczywiste.
Pamiętam, jak wiele lat temu delektowałam się lekturą Trylogii Millenium, a zaraz później kultowego cyklu z Martinem Beckiem w roli głównej. Jak żałowałam, że nie obrałam innej kolejności tych lektur i jakie wrażenie na mnie wywarły oba te cykle. Tak teraz jestem zadowolona, że kultowy cykl autorstwa duetu Sjowall&Wahloo poznałam wcześniej niż „Pamięci mordercy”. Przede wszystkim dlatego, że powieść Engmana&Selakera, czerpie garściami z tej klasyki. Czułam się teleportowana do rzeczywistości Martina Becka, w gorące lato, kiedy Szwecja zamiera, a Szwedzi wyjeżdżają do swoich domków letniskowych… Ale nie jest to krajobraz sielankowy, lecz brudny, skorumpowany i duszny.
Szeroko przedstawione tło społeczno- obyczajowo-polityczne, tak charakterystyczne dla szwedzkich klasyków gatunku i tutaj gra pierwszoplanowe role, a samo śledztwo to tylko przyczynek do toczenia tych rozważań. Oczywiście policyjne dochodzenie kluczy, przestaje w martwych punktach i wiruje tak, że nawet ścigający mogą stać się ściąganymi.
Wszystko to sprawia, że „Pamięci mordercy” to tytuł obowiązkowy dla miłośników gatunku i dla tych, którzy chcieliby się z nim zapoznać.
A ja osobiście mam nadzieję, że już niedługo będzie mi dane zapoznać się z kolejnym tomem, bo zakończenie tego było… zarwałam noc!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”

Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

„Podobno prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy jedynie od jej interpretacji. Czyż nie?”

Miriam Macharow znika w dniu czwartej rocznicy swojego ślubu. Jej samochód zostaje odnaleziony pół roku później, na terenie opuszczonej fabryki, a w nim częściowo spalone zwłoki kobiety. Mąż Miriam jest pewien, że to ona i rozpoczyna przygotowania do pogrzebu. Jednak siostra Miriam, Adela, ma wątpliwości. Po emisji programu o osobach zaginionych, okazuje się, że ktoś widział Miriam w metrze…
Czy to możliwe, że Miriam żyje?”

„Okazuje się, że ludzie, nawet ci najbliżsi, potrafią mieć oblicza całkiem inne od naszych wyobrażeń.”

„Sześć powodów by umrzeć” to najnowsza powieść Marty Zaborowskiej. Mimo, że autorka ma już spory dorobek literacki, dla mnie było to pierwsze spotkanie z jej twórczością.
Kiedy na pierwszej stronie zauważyłam cytat słynnej wyliczanki z „Koszmaru z ulicy Wiązów”, pomyślałam sobie „mój klimat”, a po pierwszym rozdziale już szukałam innych tytułów autorstwa pani Marty 😉🤩
Ten thriller jest taki jaki być powinien. Niepokojący, zakręcony, wypełniony charakterystycznymi postaciami i wartką akcją.
I jeszcze coś, co zdarza mi się ostatnio rzadko… było to kilkukrotne poczucie irytacji 😉 Irytacji, bo autorka sprawnie, raz po raz, wyprowadzała mnie w pole i wodziła za nos 🤣 Serio! Zazwyczaj podczas lektury thrillerów, obieram jakiś „kierunek” w mojej głowie, mniej więcej do połowy wiem (albo wydaje mi się, że wiem) „kto i jak”, a później tylko potwierdzam swoje teorie. Tym razem było inaczej, co wywołało pewną czytelniczą złość (w najlepszym tego słowa znaczeniu) co, jestem tego pewna, spowoduje, że zapamiętam ten tytuł na długo. Dałam się zwodzić bohaterom, popłynęłam wraz z nurtem wydarzeń, a nielinearna narracja sprawiła całkowite zatracenie w lekturze! I zakończenie… tadaaam… nic nie powiem! 🤣😂

„Sześć powodów by umrzeć” zdecydowanie wpada na moją, raczej krótką, listę najlepszych thrillerów 🤩

Poza tym, chyba warto mieć chociaż jeden powód by umrzeć? Czyż nie?

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

„Podobno prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy jedynie od jej interpretacji. Czyż nie?”

Miriam Macharow znika w dniu czwartej rocznicy swojego ślubu. Jej samochód zostaje odnaleziony pół roku później, na terenie opuszczonej fabryki, a w nim częściowo spalone zwłoki kobiety. Mąż Miriam jest pewien, że to ona i rozpoczyna przygotowania do pogrzebu. Jednak siostra...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„28 stycznia „Selma” jest już 2000 mil morskich od Hobart. Do tej pory nie spotkali na swojej drodze żadnego statku, nad głowami nie przeleciał im żaden samolot. Najbliżsi ludzie żyją w którejś ze stacji polarnych, ale od pierwszej dzieli ich kilkaset kilometrów.”

Wyprawa na Antarktydę. Cel: Morze Rossa, Zatoka Wielorybów, Erebus. Jedenastu mężczyzn podejmuje wyzwanie dopłynięcia na jachcie Selma najdalej jak się da na południe. Zadanie jest niebezpieczne. Morze Rossa pozostaje zamarznięte przez jedenaście miesięcy w roku, a wtedy kiedy nie jest, wcale nie staje się wyjątkowo przyjazne żeglarzom. A trzeba jeszcze zdobyć Erebus - szczyt, na którym nie stanął jeszcze żaden Polak. I wrócić. Zanim morze znowu zamarznie na długie miesiące…

„Dodają sobie otuchy, patrząc na prognozę pogody na najbliższe dni. Ma być dobrze. Po chwili zastanowienia otucha nieco maleje.
Tutaj prognozy często się nie sprawdzają.”

Najnowsza książka Dominika Szczepańskiego „Selma. Jeszcze dalej niż południe” to reportaż podróżniczy. Oczywiście znałam nazwisko autora wcześniej, ale raczej kojarzyłam go z literatury górskiej, bo tak naprawdę, jeśli chodzi o ten gatunek, tylko po taką dotychczas sięgałam. Więc teraz, z jednej strony wiedziałam czego się spodziewać, ale z drugiej, ta tematyka była mi literacko zupełnie obca.

„Piątek trzynastego. Mroczna noc. Rozprasza ją tylko żółtopomarańczowy księżyc próbujący się przebić przez mgłę. Kiedy mu się to udaje, światło przeszkadza dwóm mężczyznom stojącym na dziobie. Starają się wypatrzeć napływający lód, a pomarszczona przez falę sylwetka księżyca doskonale go imituje.”

Ten reportaż jest opowieścią o żeglarskiej wyprawie na Antarktydę. O wyprawie, która nie ustępuje tym ekstremalnym, których celem jest zdobywanie najwyższych szczytów. A ludzie, którzy w niej uczestniczą są stawiani w nie mniej stresujących i niebezpiecznych sytuacjach jak ci, pokonujący lodowe ściany. Tygodniami walczą z pogodą, chorobą morską, sztormem, lodem, zimnem, brakiem snu i słodkiej wody. Stawiani przez los w sytuacjach, których nie da się nauczyć, muszą zawsze myśleć o wszystkich członkach załogi jak o jednym organizmie, co po tygodniach izolacji od normalnego świata, nie zawsze jest oczywiste. Wracają silniejsi, ale cena jaką płacą za tę siłę jest ogromna.

Zaskoczyła mnie lektura tej książki. Nie tyko ta niezwykła historia, właściwie opowieść, bo momentami czyta się to jak najlepszą powieść przygodową i książkę ciężko odłożyć na dłużej. Ale także niezliczona ilość zdjęć, przy których trzeba zatrzymać się na dłużej i jej piękne wydanie. Gruby papier, ciekawa grafika i nietypowy format, zbliżony do kwadratowego.

Wszelka żeglarska terminologia, która mi nie sprawiła problemu, bo mam jako takie pojęcie, jest przez autora wyjaśniona w tak przystępny sposób, że nawet laicy nie będą się czuli zagubieni i nie trzeba odrywać się od lektury, by szukać dodatkowych informacji w źródłach zewnętrznych.

Poza tym piękne… przepiękne opisy. Autor ma lekkie pióro i dar snucia opowieści, które, chociaż zdażyły się naprawdę, w jego wykonaniu nabierają literackich tonów i czyta się je jak najlepsze powieści.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

„28 stycznia „Selma” jest już 2000 mil morskich od Hobart. Do tej pory nie spotkali na swojej drodze żadnego statku, nad głowami nie przeleciał im żaden samolot. Najbliżsi ludzie żyją w którejś ze stacji polarnych, ale od pierwszej dzieli ich kilkaset kilometrów.”

Wyprawa na Antarktydę. Cel: Morze Rossa, Zatoka Wielorybów, Erebus. Jedenastu mężczyzn podejmuje wyzwanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Literatura to przecież nieład, zamęt. Podobnie jest ze światem, bo jak inaczej wytłumaczyć przemoc? Słowa nie powinny zawsze być we właściwym miejscu. Bo literatura jest właśnie tam, w strefie niepewności.”

Troje przyjaciół, Samir, Samuel i Nina. Klasyczny miłosny trójkąt. Ona zakochana w jednym z nich, ten drugi zakochany w niej. On usiłuje popełnić samobójstwo i tak oto ona zostaje jednak przy nim… A ten trzeci odchodzi. Robi spektakularną prawniczą karierę… opierając się na historii życia swojego dawnego kolegi. Po latach wszystko wychodzi na jaw. Czy jednak będzie można to wszystko odkręcić? Dostać drugą szansę od losu? Wrócić do korzeni?

„Jak mogła się tak bardzo co do niego pomylić? Czy człowiek może mieć nie dwie, ale pięć, sześć różnych twarzy?”

„Nasze życia wymyślone” Karine Tuil to powieść wydana w serii Collection nouvelle Wydawnictwa Nowe. Wszystkie książki wydane w tej serii to niewątpliwie wielkie, wielokrotnie nagradzane powieści. Nie inaczej jest także z tym tytułem. Pozornie prosta historia, traktująca o życiowych wyborach, najtrudniejszych z możliwych, ale także o zdradzie i kłamstwie. Czyli o wszystkim tym, co od lat roztrząsa wielka literatura. I od lat nie znajduje odpowiedzi na fundamentalne pytania, które stawia.
„Nasze życia wymyślone” to powieść bardzo aktualna. To powieść o zbrodni i karze dzisiejszych czasów. O poszukiwaniu siebie. O tym, że czasami, choćbyśmy bardzo chcieli, nie da się zwieść swojej natury. Przerobić się na kogoś, kim chcielibyśmy być. Pokochać kogoś na siłę. Udawać… jak długo można udawać?
To również powieść o kruchości życia. O tym, że może się ono odmienić w jednej chwilę. I że pozornie nieważne zdarzenie, może zmienić układ planet w galaktyce naszego życia.
Wszystko to, wielokrotnie już przerabiane w światowej literaturze, maglowanie na wszystkie sposoby i miksowane przez różne gatunki, u Karine Tuil brzmi zaskakująco świeżo.
„Nasze życia wymyślone” to niezwykle aktualna, współczesna powieść, która zaczyna się od miłości.
Czy marzenia o lepszym życiu mogą prowadzić do złych rzeczy? A gdzie wtedy jest miłość?

I jak zwykle, przy powieści z serii Collection nouvelle, rozpływam się nad starannością nie tylko doboru tytułów, ale także wydania i tłumaczenia.
Niezmiennie chapeau bas dla wydawnictwa!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nowe

„Literatura to przecież nieład, zamęt. Podobnie jest ze światem, bo jak inaczej wytłumaczyć przemoc? Słowa nie powinny zawsze być we właściwym miejscu. Bo literatura jest właśnie tam, w strefie niepewności.”

Troje przyjaciół, Samir, Samuel i Nina. Klasyczny miłosny trójkąt. Ona zakochana w jednym z nich, ten drugi zakochany w niej. On usiłuje popełnić samobójstwo i tak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice. Niezwykłe życie Janusza Kurczaba Wojciech Fusek, Jerzy Porębski
Ocena 7,1
Kurczab. Szpej... Wojciech Fusek, Jer...

Na półkach: , , , , , , ,

„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”

„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice” to najnowsza książka duetu Wojciech Fusek i Jerzy Porębski. Po zeszłorocznym, genialnym tytule jakim był „GOPR. Na każde wezwanie” nie miałam wątpliwości, że z niecierpliwością będę wyczekiwać na każdy następny jaki się pojawi. W tym najnowszym od pierwszego spojrzenia zaskoczył mnie tytuł. Bo skąd u licha wzięła się tam „szpada”…? Nazwisko Janusza Kurczaba było mi znane w kontekście przede wszystkim literackim. Górskim oczywiście także, ale jednak mniej, bo moja górska biblioteczka zaczynała się (do tej pory) od ery Kukuczka - Rutkiewicz, co okazało się wielkim błędem. Bo wystarczy cofnąć się tylko o krok od złotej ery polskiego himalaizmu i dostajemy takie historie jak te, przedstawione w najnowszej książce opisującej niezwykłe życie Jano Kurczaba.

„Kiblując w ścianie w Himalajach, gdzie cywilizacja nie brudzi światłem nieba, przy pięknej pogodzie oglądałem gwiazdy zawsze z fascynacją - przyznawał Kurczab. - Pewnie gdybym po takich astronomicznych seansach mógł wrócić do liceum, zostałbym astronomem, bardzo lubiłem ten przedmiot. Pochłonęłaby mnie nauka i nie poznałbym wielu wspaniałych ludzi w górach, nie popełnił błędów, które mnie zbudowały. Możliwość cofania się w czasie unicestwiłaby piękno życia, tak jak brak grawitacji zabiłby wspinanie.”

Fascynującym życiorysem Janusza Kurczaba można by obdzielić dwie, trzy… cztery osoby. Himalaista, sportowiec, olimpijczyk, pisarz, dziennikarz… wszystko co robił, robił z największym zaangażowaniem i z pasją, lecz jak to życiu często bywa, los również zabrał Kurczabowi wiele. Urodzony przed wojną, wychowany tylko przez matkę, kaleki w wyniku wypadku, kochający inaczej, często pomijany w odznaczeniach, zmuszony zawrócić, mając szczyt w zasięgu ręki… Cóż za życiowa niesprawiedliwość, że nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika, ani żadnego medalu olimpijskiego. Mimo to skromny, traktujący życie z pokorą, nauczyciel tych, których nazwiska wymieniamy, gdy mówimy o wielkim wspinaniu. Lojalny przyjaciel, lider narodowych wypraw w góry najwyższe, w końcu, pośmiertnie, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla rozwoju sportów wysokogórskich, za promowanie imienia Polski w świecie”.

Jaką to mrówczą pracę musieli zrobić autorzy tej książki, przez ile dokumentów, zdjęć, listów i zapisków musieli się przebić by powstał ten genialny tytuł? By jak najbardziej przybliżyć czytelnikom osobę Janusza Kurczaba. By zrobić to z należnym mu taktem i delikatnością. By ocalić to nazwisko od zapomnienia. By było wymieniane jednym tchem i na czele listy polskich najlepszych himalaistów… Tego nie wiem, mogę sobie tylko wyobrazić…
Wiem jednak, że przeczytałam „Kurczaba…” już jakiś czas temu. Nie wiedziałam jak ugryźć to, co chciałabym o niej napisać. Bo nie ma takiej ilości słów, które oddałyby w pełni to co w niej najlepsze. Wszystko jest najlepsze!
Bo to najlepsza, w moim prywatnym rankingu, książka przeczytana w 2023 roku!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.

„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”

„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”

🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić święta wraz ze swoją córką, która mieszka w Fort William w Szkocji. Jako prezent pożegnalny dostała od swoich kolegów bilet na przejazd pociągiem sypialnym. Ma więc nadzieję na wygodną i spokojną podróż. Wraz z Roz na londyńskiej stacji do pociągu wsiada młoda youtouberka wraz partnerem, emerytowana pani profesor z synem, nauczyciel z rodziną, grupa młodych ludzi, samotna kobieta, tajemniczy mężczyzna i… pasażer na gapę.
🚂 Niestety z powodu śnieżyc pociągi są opóźnione, a niektóre odwołane. Pociąg do Szkocji wyrusza, ale niestety dochodzi do wypadku i wykoleja się na pustkowiu. W tym samym czasie okazuje się że jedna z osób nie żyje ☠️ Morderca prawdopodobnie także znajduje się w pociągu…
Roz nie potrafi oprzeć się pokusie poprowadzenia swojego ostatniego śledztwa.

„To, że potrafimy coś znieść, nie oznacza, że nie odczuwamy cierpienia. Oznacza, że umiemy je przezwyciężyć.”

🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to druga po „Morderczej świątecznej grze” powieść Alexandry Benedict. Ubiegłoroczna bardzo mi się podobała, więc bez wahania przyjęłam propozycję otrzymania egzemplarza recenzenckiego.
🚂 Schemat jest podobny w obu powieściach, ale „Morderstwo…” porusza również wątki trudne, które na pierwszy rzut oka nie pasują do cosy crime, jakim w założeniu powinna być ta książka. Jednak dzięki temu, w mojej ocenie, zyskuje. Ciekawie wyszło to połączenie, pozornie lekkiego świątecznego kryminału, gdzie szyta grubymi nićmi intryga wywołuje nieustanny uśmiech na ustach czytelnika, ze skomplikowanym tematem trudnych relacji rodzinnych i próby ich naprawienia.

„Przesilenie zimowe, a zatem Boże Narodzenie, wiąże się ze śmiercią światła i obietnicą jego powrotu. Musimy wejrzeć w ciemność, by ujrzeć światło.”

🚂 Tak jak w ubiegłym roku lektura sprawiła mi niemałą radość. Wiele w niej „smaczków” i tych dosłownych, w opisach tradycyjnych świątecznych smakołyków, i tych w postaci zagadek z zakresu literatury i filmu związanych tematycznie z pociągami, co dostarcza czytelnikowi dodatkowej zabawy.
🚂 Historia kryminalna jest ciekawa, mimo że dość przewidywalna. Dla wprawnego czytelnika, nie sposób nie mieć skojarzeń z genialną powieścią autorstwa Agathy Christie „Morderstwo w Orient Expressie”. Nie jest to jednak kalka, to historia mocno zakorzeniona we współczesnych realiach z prawdziwymi „z krwi i kości” bohaterami, w tym z jednym wyjątkowym arystokratą, o cudownym imieniu Mousetache 🐈 😉
🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to, tak jak ubiegłoroczna „Świąteczna mordercza gra” książka wydana z niezwykłą starannością! Nie mogę się napatrzeć na tę znakomitą okładkę i rysunki pociągów na jej odwrocie. Aż szkoda zapakować w papier, by położyć pod choinką jako prezent 🎄🎁

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”

🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Każdy ma trochę inne wspomnienia związane ze sklepami spożywczymi w PRL. Dla jednych jest to drażliwy odgłos wózka przywożącego o świcie świeże mleko, dla innych zapas świeżego pieczywa dostarczanego do sklepu wprost z piekarni czy czas spędzony w wielogodzinnych kolejkach.”

„Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” autorstwa Wojciecha Przylipiaka to opowieść o latach kiedy pieniędzy było dużo, a towaru w sklepie jak na lekarstwo. Przynajmniej tak myślimy biorąc pierwszy raz tę książkę do rąk. Prawda jednak jest zupełnie inna! Owszem dotyczy czasów PRL. Zgadza się także, że główną osią tego reportażu jest często drażliwy i trudny w tamtych czasach temat zakupów. Ale to także (a może przede wszystkim) obszerne i wyczerpujące studium tego wszystkiego co wokół. „Zakupy w PRL” to rzecz również o architekturze, wzornictwie, reklamie, muzyce, literaturze i modzie tamtych lat.

Lektura tego arcyciekawego reportażu to (w moim przypadku) powrót do dziecięcych lat. Spacer od GS-u, gdzie chodziło się po mleko, czy śmietanę ze szklanymi zwrotnymi butelkami do piekarni, gdzie był jeden rodzaj chleba, ale takiego, że ślinka ciekła na sam zapach. Codzienne wyjście do kiosku po prasę, kiedy przy okazji, oglądało się co stoi za szybą. Przepiękne ekspozycje, zdecydowanie wyprzedzające swoje czasy, w Modzie Polskiej. Cepelie, gdzie w każdej pachniało jednakowo. Nowoczesne na tamte czasy domy handlowe. Pachnące kawą i czekoladą delikatesy… płonące lody w kawiarniach. Od święta Baltona i Pewex. Czasami także zakupy w Składnicy Harcerskiej - modele do sklejania lub czy chusta z lilijką do zuchowego mundurka. I wreszcie, jak dla mnie, wisienka na torcie, zakupy w KMPiK! Akurat autor opisuje ten, który tak świetnie znałam - koszaliński! To było zawsze przeżycie. Książki, prasa, serie znaczków… wszystko chciało się mieć!

„Zakupy w PRL” to książka, w której można zatonąć. Wspomnieć często zapomniane miejsca. Poczuć się jak wtedy, kiedy, może i czasami stało się w kolejce, ale było też pięknie! Budynki projektowali wielcy architekci, opakowania wielcy graficy, reklamy pisali poeci, chleb piekli mistrzowie, a czytało się prasę pachnącą papierem i farbą drukarską. Nie tonęliśmy w morzu plastiku, a podstawą komunikacji była rozmowa…

Tak wiem świat musi iść naprzód, ale miło jest powspominać, że wtedy też było pięknie!

„Zakupy w PRL” to pozycja wydana w sposób na jaki zasługuje jej treść, czyli wyjątkowo. Cudna okładka do patrzenia i macania (czyli z tych co lubię najbardziej), a w środku wprost niepoliczalna liczba zdjęć!

Szukacie czegoś fajnego na prezent? Oto ona!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Każdy ma trochę inne wspomnienia związane ze sklepami spożywczymi w PRL. Dla jednych jest to drażliwy odgłos wózka przywożącego o świcie świeże mleko, dla innych zapas świeżego pieczywa dostarczanego do sklepu wprost z piekarni czy czas spędzony w wielogodzinnych kolejkach.”

„Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” autorstwa Wojciecha Przylipiaka to opowieść o latach kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Znajdź swoje miejsce na ziemi, a będziesz szczęśliwym człowiekiem. Nie jest ważne, czy to rajska wyspa, zimowa Norwegia, zatłoczone miasto, osiedle przy lesie, czy mała chatka na wsi. Chodzi o to, by współgrało ono z nami.
Dawało poczucie, że jesteśmy u siebie w domu.”

Zoja przeprowadza się ze swoim synkiem, Antonem, do Norwegii. Zamieszkuje tam ze swoją babcią i razem prowadzą mały biznes - wynajmują domki turystom. Tam też układa swoje życie od nowa. Stara się zapomnieć o byłym mężu i zapewnić Antonowi jak najwiecej spokoju. Chłopiec jest nieuleczalnie chory, ale także wyjątkowo uzdolniony plastycznie.
W krótkim odstępie czasu do Zoi przyjeżdża dwóch gości i oboje wynajmują kwatery na dłuższy czas. Ponieważ to pora poza turystycznym sezonem, Zoja jest zadowolona z dodatkowego dochodu, ale okazuje się, każdy z jej gości zamiesza w jej, niemal już poukładanym, życiu…

„Jest coś magicznego w norweskich fiordach. Wcinają się w głąb lądu, tworząc niezwykle krajobrazy, wyraz potęgi natury. Strome zbocza gór wyrastających prosto z morza, w którym arktyczna woda lśni zimą wszystkimi odcieniami granatu aż po czerń, zapierają dech w piersi i zmuszają, by je podziwiać.”

„Njord. Niespokojny wiatr z północy” to lektura dla mnie niezwyczajna przede wszystkim dlatego, że nie należy do gatunków, po które sięgam najczęściej. Powieść obyczajowa trafia mi się do przeczytania dwa lub może trzy razy do roku. Nazwisko autorki również wcześniej nie było mi znane, ale po krótkim researchu zauważyłam, że Pani Joanna ma swoich wiernych czytelników.
Zaskoczyła mnie ta książka pozytywnie. Akcja toczy się wartko, a historia Zoi i jej genialnego synka wciąga niemiłosiernie. Przewracając kartkę za kartką kibicujemy bohaterom powieści, trzymamy za nich kciuki, żywimy wobec nich określone uczucia, co tylko świadczy o tym, że owi bohaterowie są znakomicie przez autorkę wykreowani. Fabuła miejscami zaskakuje świetnymi zwrotami (nie wiem dlaczego zawsze myślałam, że takie zabiegi są zarezerwowane dla innych gatunków). Wplecione w fabułę norweskie legendy dodają jej wiarygodności i kolorytu. Bardzo ten zabieg mnie jako czytelniczkę „kupił” (szczególnie po przeczytaniu posłowia od autorki, doceniam włożoną w powstanie tej powieści pracę).
A co w „Njordzie” najlepsze, to niezwykle, piękne i plastyczne opisy przyrody. Nie na tyle długie by znużyć czytelnika, ale tak sugestywne, że obrazy same same „przelatują” nam przed oczami. Jak zaczarowani, możemy poczuć mroźne ciepło zimowego słońca, albo ostry wiatr smagający twarz.
Minusy?… tak były (w moim odczuciu). Kilka razy uśmiechnęłam się pod nosem, bo były takie sytuacje w fabule, które miałyby małe szanse, by przytrafić się komuś w prawdziwym życiu. Albo kilka zwrotów w dialogach, które gdzieś mi tam „zazgrzytały”. Niemniej jednak to powieść i jako taka rządzi się swoimi prawami.
Autorce udało się „teleportować” mnie w norweską zimę, a że zimy (żadnej) nie znoszę, czoła chylę 😉
Trzeba również wspomnieć o starannym wydaniu, i pięknej, minimalistycznej okładce. Nie da się nie zauważyć, że „Njord” będzie wspaniałe wyglądał pod choinką 🎄🎁

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Mięta.

„Znajdź swoje miejsce na ziemi, a będziesz szczęśliwym człowiekiem. Nie jest ważne, czy to rajska wyspa, zimowa Norwegia, zatłoczone miasto, osiedle przy lesie, czy mała chatka na wsi. Chodzi o to, by współgrało ono z nami.
Dawało poczucie, że jesteśmy u siebie w domu.”

Zoja przeprowadza się ze swoim synkiem, Antonem, do Norwegii. Zamieszkuje tam ze swoją babcią i razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Pani komendant była zdecydowana rozpieprzyć w drobny mak ten bandycki proceder. Nie miała zamiaru dać tym bydlakom najmniejszych szans.”

Tuż po napaści Rosji na Ukrainę do Polski napływa coraz więcej uchodźców. Komisarz Aneta Nowak jest przekonana, że nie może się temu biernie przyglądać i aby pomóc,
najpierw wraz z kolegą z komendy wozi na granicę dary, a później wspomaga wolontariuszy działających przy rejestracji uchodźców na dworcu w Poznaniu. Jedna z rodzin trafia do mieszkania kolegi Anety - znanego nam z poprzednich tomów, Szymona Turka.
Kilka tygodni później do Poznania jedzie siostra dziewczyny, która zatrzymała się u Turka, a ten, ku swemu zdumieniu, chętne przystaje by również zamieszkała w jego mieszkaniu. Niestety Sonia nie dojeżdża do celu. Szymon, najpierw nieoficjalnie, zaczyna jej poszukiwania.
W tym samym czasie na autostradzie ginie tragicznie młoda Ukrainka, a druga zostaje znaleziona w lesie pobita.
Jak możemy się domyślić, początkowo osobne śledztwa, zbiegają się w jednym wspólnym punkcie.
Przed Anetą znowu skomplikowane śledztwo, które trudno pogodzić z „normalnym” życiem, które nasza bohaterka także pragnęłaby prowadzić.

„Człowiek ma swoją wytrzymałość. Jeśli przekroczy punkt krytyczny, nie jest w stanie wrócić do punktu wyjścia.”

„Ostatnia droga” to już piąty tom (!) cyklu z Anetą Nowak, który jest naturalnym przedłużeniem cyklu o milicjantach z Poznania.
Tak jak i w poprzednich, i tutaj Ryszard Ćwirlej stanął na wysokości zadania. Ta powieść jest nieco mniejsza objętościowo niż poprzednie, niemniej jednak jest równie wciągająca, ponieważ jak zwykle akcja toczy się wartko. Mamy tu ciekawe policyjne śledztwa, znakomicie skonstruowane postaci i świetną warstwę obyczajową, gdzie śledzimy losy naszych ulubionych bohaterów z komendy w Poznaniu i Szamotułach.
Wydarzenia są mocno zakorzenione w polskich realiach, mamy więc wrażenie, że mogłyby toczyć się tuż obok nas.
Akcja jest wartka, a jej częste zmiany miejsca nie pozwalają na znużenie.
Ryszard Ćwirlej przez wszystkie lata swojej obecności na naszym rodzimym kryminalnym „rynku” zbudował już swoje własne „imperium”. Przyzwyczaił czytelników do świetnie skonstruowanych powieści i na pewno ma wiernych fanów (w tym mnie), ponieważ jego nazwisko na okładce zawsze gwarantuje znakomity kryminał, niezależnie od tego, do którego ze stworzonych przez niego „światów” wejdziemy.

W stronę Wydawnictwa ślę ukłony za niezwykle spójne graficznie wydania każdego z cykli. Cieszą oko 🤩

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza. Współpraca reklamowa.

„Pani komendant była zdecydowana rozpieprzyć w drobny mak ten bandycki proceder. Nie miała zamiaru dać tym bydlakom najmniejszych szans.”

Tuż po napaści Rosji na Ukrainę do Polski napływa coraz więcej uchodźców. Komisarz Aneta Nowak jest przekonana, że nie może się temu biernie przyglądać i aby pomóc,
najpierw wraz z kolegą z komendy wozi na granicę dary, a później...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

„Być albo nie być nie jest kwestią kompromisu. Albo cię nie ma, albo jesteś.”

Akcja „Dystopii” rozpoczyna się bezpośrednio po wydarzeniach opisanych w poprzednim tomie. Agencja Wywiadu została rozwiązana. Wolski, Cichy, Leski i Winarska pozostają w areszcie, natomiast Sara, Monika i Maria mają zamiar ich z niego uwolnić. Początkowo bez planu, chwytają się każdej możliwej deski ratunku. Dzięki swojej determinacji i zaangażowaniu przyjaciół z różnych stron, ich planowana akcja nabiera rozpędu, co nie jest na rękę wicepremierowi Kaziurze. Angażuje on wszelkie możliwe środki by uciszyć, jak sam je nazywa, trzy „jaszczurki”.

„W Polsce zaczęło się gwałtowne polityczne przesilenie.”

„Dystopia” to najnowsze dzieło naszego rodzimego mistrza powieści szpiegowskiej. Jest zarówno tomem, który można potraktować jako postawienie kropki nad „i” w tym cyklu, jak i swoistym nowym otwarciem, ponieważ autor (na szczęście) nie zatrzaskuje drzwi za swoimi bohaterami. Myślę „na szczęście” ponieważ, po pierwsze, to genialny, mocno utrzymany w konwencji thrillera szpiegowskiego kawał literatury. Po drugie zaś, i teraz trochę prywaty, zbyt długo zwlekałam z lekturą powieści autorstwa Severskiego, żeby teraz rozstawać sie z bohaterami.
A bohaterowie są tu fantastyczni! Żywi, kolorowi, ludzie z krwi i kości, wrażliwi, mający rozterki i dylematy. Są tak prawdziwi i naturalni, że czytając „Dystopię” tak bardzo wchodzimy w ich świat, że miejscami czujemy sie jak uczestnicy akcji.
Wszystko to świadczy tylko o niezwykłym kunszcie pisarskim Pana Vincenta Severskiego. Mam wrażenie, że każde zdanie, określenie i słowo jest tu nieprzypadkowo, że zostało gruntownie przemyślane…
…ponieważ, w tle, które przecież (cały czas mocno trzyma mnie to wrażenie) mogłoby być inne, a nie jest, toczy się walka o dobra nadrzędne. O przywrócenie naszemu krajowi stabilizacji poprzez eliminację ludzi, których cele są zupełnie odwrotne. No i tytuł taki, a nie inny…okładka…
Przemyśleń po lekturze jest wiele… po to w końcu jest literatura, ta z najwyższej półki przede wszystkim.
Oczywiście są i mrożące krew w żyłach wartkie opisy akcji szpiegowskich, starcia wywiadów z różnych stron świata, czy opisy działań operacyjnych, co tylko dodaje tej powieści koloru.

Niechętnie, ale lubię być uczciwa, oddaję rację temu, co nazywa siebie mym współmałżonkiem (gadał dziad prawdę!), żeby czytać Severskiego już wiele lat temu… No, ale poza tym, w każdej innej kwestii rację mam ja i musicie uwierzyć mi na słowo 😉🤣🤭🙃

Powiedzieć „polecam” to za mało…
„Dystopia” to lektura obowiązkowa! Jestem pewna, że po jej lekturze, oglądanie wieczornych programów informacyjnych nie będzie już takie jak przedtem.

Za egzemplarz recenzencki jestem niezwykle wdzięczna Wydawnictwu Czarna Owca. Współpraca reklamowa.

„Być albo nie być nie jest kwestią kompromisu. Albo cię nie ma, albo jesteś.”

Akcja „Dystopii” rozpoczyna się bezpośrednio po wydarzeniach opisanych w poprzednim tomie. Agencja Wywiadu została rozwiązana. Wolski, Cichy, Leski i Winarska pozostają w areszcie, natomiast Sara, Monika i Maria mają zamiar ich z niego uwolnić. Początkowo bez planu, chwytają się każdej możliwej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać w szachy, co kto lubi.”

Elizabeth Best, emerytowana agentka wywiadu i szefowa nieformalnego czwartkowego klubu zbrodni, założonego przez grupę emerytów z osiedla dla seniorów Coopers Chase, dostaje list od człowieka, który nie żyje. Co do tego Elizabeth nie ma wątpliwości, bo sama czterdzieści lat temu znalazła jego ciało. Oczywiście wietrząc podstęp i jednocześnie czując w kościach zbliżającą się rozrywkę, wtajemnicza w sprawę swoich przyjaciół z osiedla. Jak zwykle wszyscy chętnie angażują się w śledztwo, którego droga do rozwiązania będzie usłana róż… yyy… trupami ☠️💀☠️🙃

„Uczę się, że czasem warto się zatrzymać i po prostu napić się wina z przyjaciółmi, i poplotkować, nawet jeśli dookoła trup ściele się gęsto. A ostatnio rzeczywiście się ściele.”

„Człowiek, który umarł dwa razy” to moje drugie spotkanie z literackim wydaniem Richarda Osmana. Kiedy zobaczyłam, że człowiek, którego niezwykle cenię jako wyjątkową osobowość telewizyjną, wydaje kryminał, wiedziałam że muszę go przeczytać. Już po lekturze pierwszego tomu zakochałam się w tym cyklu, polubiłam bohaterów, uzależniłam się od charakterystycznego poczucia humoru i wiedziałam, że chcę więcej! 🤩 Druga część mnie nie rozczarowała. I mogę nawet powiedzieć, że jest lepsza (w warstwie kryminalnej) od pierwszej. Gangsterzy szaleją, oficerowie wywiadu przepychają się z policją, broń jest cały czas odbezpieczona, a nasi emeryci robią swoje, we właściwym tempie… bo przecież zawsze jest odpowiednia chwila na filiżankę herbaty i ciastko. 🍰☕️
„Człowiek, który umarł dwa razy” to niewątpliwie pełnowymiarowy kryminał, ale to jednocześnie książka, która otula nas niczym ciepły koc w jesienny wieczór. Pełna jest życiowych prawd, które, podane tutaj w wersji light, nie uwierają czytelnika. Podczas lektury nie sposób powstrzymać wybuchów śmiechu, szczególnie jeśli angielska rzeczywistość nie jest nam obca, bo Osman ma niezwykły dar obserwacji otoczenia. Bywa, że jest to także śmiech przez łzy, bo lektura wywołuje skrajne emocje i na pewno, czy tego chcemy, czy nie, skłania do refleksji.
Oprócz tego, że autor jest doskonałym obserwatorem, potrafi także pisać. Jego bohaterowie są niezwykle wyraziści, każdy z nich jest inny, wyjątkowy i każdy bez wyjątku ma wszelkie zalety i przywary niczym prawdziwy człowiek, co Osman uwypukla. Bo czyż gangster nie może być romantykiem, a z pozoru ideał miewać wady?
Czekam teraz na trzeci tom, który ma się ukazać pod tytułem „Kula, która chybiła”, bo członkowie czwartkowego klubu zbrodni z Coopers Chase wcale nie są gotowi na emeryturę, chociaż partyjka szachów i filiżanka herbaty nikomu jeszcze nie zaszkodziła. 😉

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora. Współpraca reklamowa.

„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Uczeń jednego z wrocławskich techników popełnia samobójstwo. Policja umarza sprawę. Jednak kiedy kilka dni później brat Szymona Dąbrowskiego - Tomek, decyduje się na podobny krok, prokuratura wszczyna śledztwo. Prowadzi je komisarz zmagający się z trudną zawodową przeszłością i jego nowy partner, młody i ambitny policjant. Sprawa, która początkowo wydaje się być łatwa do wytłumaczenia, powoli zatacza coraz szersze kręgi.

„Myślisz, że ci wszyscy zabójcy, których łapiemy, żałują swoich czynów? Część może tak, ale większość ma w dupie to, co czują bliscy ofiar.”

Najnowsza powieść Piotra Kościelnego nie jest kryminałem w pełnym tego słowa znaczeniu. Właściwie to trudno mi ją przyporządkować do jakiegoś konkretnego gatunku. „Szymek” to raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Piszę „obyczajowa”, bo to ta warstwa zdominowała fabułę. A główny temat powieści jest trudny z wielu powodów. Już samo samobójstwo młodego chłopaka przytłacza czytelnika od pierwszych stron. Wszystko co następuje później tylko w nas wzmaga depresyjne uczucia. Bo „Szymek” to opowieść o bólu. I to nie o tym „najprostszym”, który łatwo zagłuszyć garścią pigułek, tylko o bólu istnienia. O bólu, który zdominował życie, nad którym nie można zapanować i który niszczy nas od środka. Każdy bohater tej historii niesie w sobie jakiś ból, który jego życie sprowadza tylko do egzystencji… a niektórzy nie potrafią żyć z tym dalej.
Co mi się w tej powieści podobało to znakomicie przedstawione realia wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Tytułowy Szymek to mój rówieśnik i to właśnie z nim najbardziej mi było „po drodze” w tej fabule. Może ja miałam nieco łatwiejszy start w dorosłość, ale doskonale pamietam młodzieżowe subkultury, szalejące bezrobocie i zmiany, z którymi nie wszystkim było dane nadążyć. Dla mnie osobiście to było jak powrót do przeszłości, a historię Szymka poznawałam tak, jakbym czytała o koledze z czasów szkoły średniej.
Natomiast znalazło się tu także kilka (jak dla mnie) mankamentów.
Pierwszy to styl autora. Zawsze i w każdej książce przeszkadzają mi krótkie zdania. Nie znam innych tytułów Kościelnego, być może tutaj taki styl opowiadania miał uwypuklić i odrzeć z „literackości” temat… jeśli tak, to się udało. Ja jednak zdecydowanie wolę, by powieść była „literaturą” i zawsze doceniam potoczyste opisy.
Drugi to taki, że nie sposób nie było domyślić się rozwiązania. Właściwie układałam te literackie puzzle zawsze krok przed narratorem, a w powieści, nawet takiej tylko z wątkiem kryminalnym, to niedopuszczalne. Również drugi poboczny wątek nie należał do skomplikowanych.
I ostatnie - zakończenie. Nawet nie wiem czy chcę o nim mówić (jedyne co chcę to zapomnieć ostatni akapit)… Autor tak wszystko dokładnie opisał, że nie zostawił nawet grama przestrzeni dla wyobraźni czytelnika. Tak, jakby to była powieść opisująca prawdziwą historię…

Podsumowując, raczej nie sięgnę po inne powieści Piotra Kościelnego. Za mało tu było dla mnie „przestrzeni”, brakowało miejsca dla wyobraźni, czy małych niedopowiedzeń, które zmusiłyby mój umysł do pracy. Niemniej jednak dostałam solidne (takie „rzemieślnicze”) opowiadanie na trudny temat (nie jeden), umieszczone w genialnie scharakteryzowanych latach dziewięćdziesiątych.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Uczeń jednego z wrocławskich techników popełnia samobójstwo. Policja umarza sprawę. Jednak kiedy kilka dni później brat Szymona Dąbrowskiego - Tomek, decyduje się na podobny krok, prokuratura wszczyna śledztwo. Prowadzi je komisarz zmagający się z trudną zawodową przeszłością i jego nowy partner, młody i ambitny policjant. Sprawa, która początkowo wydaje się być łatwa do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Zło zostaje na zawsze złem, nie da się go przerobić na dobro.”

Komisarz Laura Wilk prowadzi śledztwo w sprawie brutalnych zabójstw nastolatek. To, że wśród śledczych wydziału kryminalnego, w którym pracuje brakuje chęci współpracy, nie pomaga w dochodzeniu. Laura, zwana Wilczycą, jest samotną kobietą całkowicie oddaną pracy. Prywatnie spotyka się z policyjnym psychologiem Maciejem Lesieckim. Ten otrzymuje intratne zlecenie odnalezienia ciała zaginionej przed laty nastolatki. Mimo natłoku zajęć Wilczyca postanawia pomóc w tym nieoficjalnym śledztwie. Tym samym oboje popadają w kłopoty większe niż mogli to sobie wyobrazić…

„Los bywa złośliwy i rzadko daje nam to, czego chcemy.”

„Poszukiwacz zwłok” to najnowsza powieść cenionego przez wielu czytelników Mieczysława Gorzki. Dla mnie to było to pierwsze spotkanie z tym pisarzem (wiem - wstyd 🫣😉), ale dzięki temu była to ogromna czytelnicza niespodzianka. Nowa powieść, nowe nazwisko… polubię, nie polubię…😉 Trzy inne tytuły już od dłuższego czasu stały na mojej półce, więc to właśnie „Poszukiwacz zwłok” miał „zadecydować” czy czytam dalej, czy zwalniam miejsce na półkach (miejsce jest potrzebne, a właściwie wszystkie książki tego autora to niezłe cegiełki 😜).
No i właśnie zdarzyło się tutaj to „coś”, co się często nie zdarza, kiedy po pierwszym akapicie wiesz, że to jest to na co czekałeś, a po pierwszym rozdziale szukasz co ten facet jeszcze napisał, a czego, być może, jeszcze nie masz 🔥🤣

Najnowsza powieść Mieczysława Gorzki to powieść kryminalna (taki jest przypisek przy tytule) i taka też jest. Gęsta, mroczna atmosfera, momentami nawet brutalna i brudna. Z fabułą, może nie nazbyt oryginalną, ale zdecydowanie w konwencji gatunku. Wartka fabuła, kiedy kartki przewracają się same, czasami na chwilę zwalnia, byśmy mogli lepiej poznać bohaterów powieści. Historia opowiedziana częściowo w retrospekcjach sprawia, że mózg czytelnika pracuje na najwyższych obrotach od pierwszej do ostatniej strony.
WOW.

Wielki plus za kilka literackich i filmowych „smaczków”… tak, tak, także uwielbiam Janusza Christę. I tym samym czuję się stuprocentowo kupiona 🧡💚💛

Ale wracam do „Poszukiwacza zwłok”…
Lubię takie kryminały. Właśnie takie jak ten. Napisane w odpowiednim rytmie, który nie męczy. Wyważone. Z ciekawymi bohaterami. I takie, które zapowiadają początek (być może) fajnego cyklu, bo wątków, które można pociągnięć dalej było tam jeszcze co najmniej kilka.

Tak więc po lekturze już wiem, że ten autor nie zaoszczędzi mi miejsca w mojej biblioteczce (albo może nawet będzie mu trzeba trochę dodać 😉).
Zdaję sobie sprawę, że fanom autora „Poszukiwacza zwłok” specjalnie nie trzeba polecać, a tym którzy jeszcze nie zaczęli przygody z jego książkami zaświadczam, że to znakomity tytuł na początek! 🤩

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

„Zło zostaje na zawsze złem, nie da się go przerobić na dobro.”

Komisarz Laura Wilk prowadzi śledztwo w sprawie brutalnych zabójstw nastolatek. To, że wśród śledczych wydziału kryminalnego, w którym pracuje brakuje chęci współpracy, nie pomaga w dochodzeniu. Laura, zwana Wilczycą, jest samotną kobietą całkowicie oddaną pracy. Prywatnie spotyka się z policyjnym psychologiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Jak znaleźć bezpieczną dziurę, mógłby uczyć wszystkich szpak z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Na gniazdo upodobał sobie wlew paliwa do jednego z bombowców eksponowanych na dziedzińcu.”

„Atlas dziur i szczelin” zdecydowanie można nazwać książką niezwykłą.
🌆 Po pierwsze, nie jest to pozycja mainstreamowa.
🏙️ Po drugie, opowiada o rzeczach najzwyklejszych na świecie
🌃Po trzecie, autor odwalił robotę za wiekszą cześć społeczeństwa, a mianowicie otworzył oczy, spojrzał na to co nas otacza i podał nam to wszystko na tacy…

„Park Świętokrzyski to prostokąt zieleni i ubitej gleby wciśnięty w połacie betonu tak szczelnie, że ostatni kret zmarł bądź uciekł stamtąd jakieś pół wieku temu.”

Nie mogę się nadziwić, jak wielkie zrobiła na mnie wrażenie ta, z pozoru, zwyczajna książeczka. Może stało się tak dlatego, że byłam przygotowana raczej na lekturę czegoś w rodzaju klasycznego atlasu, czy przewodnika po gatunkach fauny i flory zamieszkujących nasze miasta. Otrzymałam natomiast tętniącą życiem opowieść o ptakach, o roślinach, zwierzętach, w końcu o nas - ludziach i o tym co jest naszą największą dumą, czyli o miastach, które stworzyliśmy, nie oglądając się na tych, którzy byli tu przed nami. Wszystko to okraszone jest sporą dawką inteligentnego żartu, pięknych ilustracji, o których nie sposób nie wspomnieć i ogromem fachowego słownictwa, podanego w sposób, który nie uwiera jak ten z podręcznika od biologii 😉

„Na Dworcu Centralnym postanawia spędzić zimę rusałka admirał. Dziwny motyl, który przybywa do Polski znad Morza Śródziemnego. Ten z dworca, zamiast wrócić do Afryki Północnej, jak wielu jego pobratymców, wybiera zakamarek za szybą. Admirały można było oglądać jeszcze w październiku, uganiające się nad kwitnącymi rabatami wzdłuż pasażu Szymborskiej i przesiadające w miejscach, gdzie podróżni nielegalnie oddają mocz.”

„Atlas dziur i szczelin” to książka, którą każdy poznać powinien. Mieszkańcy miast, bo już nigdy nie spojrzą na wyłom w murze w ten sam sposób. Młodzież, bo uważam że na pewnym etapie powinna być to lektura obowiązkowa, gdyż jako jedna z niewielu w kanonie lektur powodowałaby otwarcie oczu na to co nas otacza tu i teraz, a nie tylko na przykurzone maksymy sprzed wieków. Powinien przeczytać ją także każdy kandydat na wójta, burmistrza, starostę czy prezydenta miasta…pani z wydziału architektury, nauczyciele i wszyscy, którzy niby wiedzą, że świat jest nie tylko nasz, ale jakoś na chwilę o tym zapomnieli.
Ja natomiast doceniłam, że w mieście już nie mieszkam, ale też dzięki tej lekturze zauważyłam gatunki, które, pomimo pięknych miejsc wkoło, jakby lubią być blisko ludzi. Nietoperze sypiające pod okapem dachu, mewę, która często sprawdza czy nie zostało coś w kociej misce, czy wróble, które założyły gniazdo w pękniętej elewacji…
Afirmacja życia, to to, czym epatuje ta książka od pierwszej do ostatniej strony!

Oprócz tego wszystkiego „Atlas dziur i szczelin” jest pięknie wydany. W nieco mniejszym niż klasyczny formacie, wspomnianymi wyżej ilustracjami oraz na miłym dla oka i dłoni papierze. Perełka 🤩

Po lekturze już nigdy nie spojrzycie na otoczenie tym samym wzrokiem! Polecam!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak.

„Jak znaleźć bezpieczną dziurę, mógłby uczyć wszystkich szpak z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Na gniazdo upodobał sobie wlew paliwa do jednego z bombowców eksponowanych na dziedzińcu.”

„Atlas dziur i szczelin” zdecydowanie można nazwać książką niezwykłą.
🌆 Po pierwsze, nie jest to pozycja mainstreamowa.
🏙️ Po drugie, opowiada o rzeczach najzwyklejszych na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ogon skorpiona Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,3
Ogon skorpiona Lincoln Child, Doug...

Na półkach: , , , , ,

„To miejsce przypominało jej przyczepę kempingową, w której mieszkała z matką w Medicine Creek. Panowała tam taka sama atmosfera samotności, straconych nadziei, wieloletniego upadku i zmarnowanych szans, które prześlizgnęły się jak piasek przez palce.”

Agentka Corrie Swanson zostaje oddelegowana do wyjaśnienia sprawy zmumifikowanych zwłok znalezionych w piwnicy jednego z budynków opuszczonego miasta w nowym Meksyku. Na pierwszy rzut oka nieskomplikowana sprawa, szybko przybiera zupełnie inny obrót, kiedy przy zwłokach, Corrie wraz z Norą, którą agentka poprosiła o pomoc, odnajdują bezcenny złoty krzyż.
Wymarła górnicza osada zdaje się mieć więcej tajemnic. Przyjazd Corrie staje się, kamyczkiem, który trącony przeistacza się w prawdziwą lawinę wydarzeń.

„Straciwszy szacunek do wszystkiego innego ludzie czczą teraz tylko złoto.”

„Ogon skorpiona” to drugi tom z cyklu. Już pierwszy bardzo mi się podobał, ale ten podoba mi się jeszcze bardziej. Nie chodzi tu o samą główną historię, która w obu książkach jest świetna, tylko o wszystkie poboczne wątki, które nabierają tempa właśnie w drugim tomie i sprawiają, że nabieramy apetytu na więcej i więcej.
W tym tomie poznajemy nowych bohaterów, a historie tych, których już spotkaliśmy, udaje nam się zgłębić.
Klimat tej powieści jest fantastyczny. Atmosfera opuszczonego amerykańskiego miasteczka tak duszna i gęsta, że czasami strach spojrzeć przez ramię 😉
Historia także jest świetna! Zaczyna się mocno kryminalnie, a później niczym rollercoaster mknie łańcuchem zdarzeń tak szybko, że ciężko złapać oddech 🤩
Fabuła „Ogona skorpiona” jest wybuchową mieszanką kryminału, thrillera, sensacji i powieści przygodowej 💥🔥💥Duet Preston i Child to w końcu eksperci od utrzymywania ekstremalnego napięcia 😉🔥
Zdecydowanie czekam na kolejne tomy. Uwielbiam takie cykle, w których obok świetnych historii stanowiących niejako ich trzon, toczy się normalne życie bohaterów, z którymi już zdążyłam się zaprzyjaźnić 😊
Mocno polecam! Nie ma nudy!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Agora.

„To miejsce przypominało jej przyczepę kempingową, w której mieszkała z matką w Medicine Creek. Panowała tam taka sama atmosfera samotności, straconych nadziei, wieloletniego upadku i zmarnowanych szans, które prześlizgnęły się jak piasek przez palce.”

Agentka Corrie Swanson zostaje oddelegowana do wyjaśnienia sprawy zmumifikowanych zwłok znalezionych w piwnicy jednego z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Siódmy koci żywot Beata Dębska, Eugeniusz Dębski
Ocena 6,9
Siódmy koci żywot Beata Dębska, Eugen...

Na półkach: , , , , ,

„Mówią, że koty żyją na tyle długo, żeby się wpleść w ludzkie życie i wkraść w serce, i na tyle krótko, żeby je złamać swoim odejściem.”

Ktoś zabija Jovana, Serba mieszkającego od lat w Polsce. Jest tylko jeden świadek tego zabójstwa - kotka Sheila. To ona postanawia odnaleźć mordercę. Pomoże jej w tym policjantka Magda, która także szuka tego niebezpiecznego człowieka, a Sheilę przygarnia do siebie, bo Jovan nie miał żadnych krewnych, którzy zechcieliby wziąć kota. Szybko okazuje się, że razem stworzą one całkiem zgrany duet…

„Podobno koty mają siedem, a nawet dziewięć żyć, ale jak Piksel umarł, to już go więcej nie widziałam… A Jovan? Może zaraz wstanie, otrzepie się, zastrzeże uszami i otworzy drzwi balkonowe, wołając „kici, kici, kici”?

🐈 „Siódmy koci żywot” to moje kolejne spotkanie z twórczością duetu Beaty i Eugeniusza Dębskich. Już po pierwszej lekturze wiedziałam, że na tym się nie skończy, a teraz wiem, że nie skończy się na pewno! Ten tytuł to osobna książka, nie należy do cyklu z Tomkiem Winklerem, chociaż luźno do niej nawiązuje - miód na me serce, bo pojawia się tutaj moja ulubiona babcia Roma 🤩
To lekki kryminał, przy którym, z jednej strony, trudno utrzymać powagę, ponieważ aż skrzy się od celnego żartu i komediowych scenek, a z drugiej, to dopracowana kryminalna historia, w której trup ściele się gęsto.
Fajnym i zdecydowanie niecodziennym zabiegiem było stworzenie kociego bohatera jako jednej z głównych postaci. Dzięki temu możemy śledzić akcję z dwóch perspektyw - dwu i czteronożnej - bo przecież te dwa spojrzenia są zupełnie różne i zdecydowanie mają różne priorytety 😉
To wszystko nadaje lekturze tej książce lekkości. Powoduje, że „Siódmy koci żywot”, jest świetnym przerywnikiem wśród tytułów cięższego kalibru, a jednocześnie cały czas to kryminał pełną gębą.

🐈‍⬛Dodatkowo, jak zwykle u tego duetu - fenomenalna warstwa językowa, spójna akcja i ciekawi bohaterowie.
Ta książka czyta się sama i zdecydowanie należy do tych nieodkładalnych! Jestem pewna, że będzie biła tego lata rekordy popularności podczas wakacyjnych wyjazdów 🤩

🐈🐈‍⬛ Jak to w Wydawnictwie Agora - staranne wydanie i świetna okładka - Sheila jak żywa 😉 🐈🐈‍⬛

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.

„Mówią, że koty żyją na tyle długo, żeby się wpleść w ludzkie życie i wkraść w serce, i na tyle krótko, żeby je złamać swoim odejściem.”

Ktoś zabija Jovana, Serba mieszkającego od lat w Polsce. Jest tylko jeden świadek tego zabójstwa - kotka Sheila. To ona postanawia odnaleźć mordercę. Pomoże jej w tym policjantka Magda, która także szuka tego niebezpiecznego człowieka, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Gdy w końcu zdawało mi się, że wychodzę na prostą, że już nie potrzebuję szklanki przezroczystego płynu, aby wstać z łóżka, i dwóch kolejnych, żeby uśmiechać się do ludzi, zadzwonił telefon z Polski. Wtedy powróciły do mnie te głosy w głowie… Podpowiadały, by wyjść na przeciw śmierci i raz na zawsze zakończyć wszystko…”

Astrid Rosenthal ma zeznawać na procesie przeciwko zbrodniarzowi wojennemu. Teraz jest ona wielka filmową gwiazdą, ale jest także jedną z niewielu łomżyńskich Żydówek, które przeżyły wojnę. Jej zeznania będą kluczowe dla sprawy, ale Astrid musi się cofnąć w swych wspomnieniach do czasów przedwojennych. Kobieta opowiada o ludziach, których spotkała na swojej drodze od momentu ucieczki z getta i o tym jak poznała oficera SS Waltera Schmidta. Od tej pory ścieżki tych dwojga będą się nieustannie przecinać, aż do tego finałowego dnia w sądzie…
Przed samą rozprawą Astrid otrzymuje tajemniczą przesyłkę, która okazuje się być książką podarowaną jej przez rodziców z okazji osiemnastych urodzin. Książką, której Astrid nie trzymała w rękach od wielu lat…

„Wykonywałam utwory, które zaledwie kilka lat temu moja żydowska matka śpiewała swojej publiczności, w czasach, gdy język, w którym śpiewano piosenki, był jeszcze bez znaczenia…”

Akcja „Złodziejki listów” toczy się dwutorowo. Na pierwszym planie obserwujemy oczywiście Astrid i jej wojenne życie. Najpierw ucieczka z Łomży, czasy warszawskie, ciężkie chwile Powstania, aż do emigracji, która zaprowadziła ją do Stanów Zjednoczonych.
Drugi plan, toczy się w tle tych wydarzeń. We współczesnej Warszawie. Młoda dziewczyna odnajduje w domu, który za wszelką cenę stara się wyremontować paczkę wojennych listów. Niestety, pisane są po niemiecku, więc Zosia musi znaleźć tłumacza. Nieoczekiwanie w progu jej domu pojawia się młody (i przystojny) mężczyzna i proponuje dziewczynie bajońską sumę za owe listy…
Oczywiście te dwie historie u finału powieści zbiegną się razem i dopiero wtedy dowiemy się co łączy wszystkich jej bohaterów.

Nie pamiętam kiedy jakaś książka wywoła we mnie tyle skrajnych emocji co „Złodziejka listów”.
Może zacznę od tego co mnie boli. Przez wszystkie strony tej książki, aż skręcało mnie od nieustannej myśli, jak bardzo naiwna jest ta historia. A raczej historie, bo zarówno ta z przeszłości jak i teraźniejsza prześcigają się w ilości wprost nieprawdopodobnych zdarzeń i zdumiewających zbiegów okoliczności…
Niemniej jednak, co było dla mnie totalnie zaskakujące, obie te opowieści wciągnęły mnie tak, że nie potrafiłam odłożyć książki przed poznaniem zakończenia… które okazało się równie nieprawdopodobne jak wszystko co wcześniej…
Ale…
Ale autorka ma dar lekkości pióra. Była w stanie zatrzymać mnie przy lekturze i zainteresować na tyle bym nie rzuciła „Złodziejki listów” w kąt (a zdarza mi się to dość często). Świetnie to jest napisane! Historie płyną, każda swoim rytmem, w każdej mamy kilka zwrotów akcji, które nadają jej dynamiki, a finał… Jestem pewna, że zaprze dech w piersiach miłośniczkom tego gatunku.
Ponieważ „Złodziejka listów” to dla mnie zdecydowanie niecodzienna lektura, traktuję ją jako odskocznię i jako taka sprawdziła się bardzo dobrze. Gdybym tylko mogła zapomnieć, że nie jestem pensjonarką, albo choć trochę przymknąć oko na tę naiwność…Niestety tego nie potrafię, ale talent doceniam i tę lekkość opowiadania!
Za to brawa!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Filia.

„Gdy w końcu zdawało mi się, że wychodzę na prostą, że już nie potrzebuję szklanki przezroczystego płynu, aby wstać z łóżka, i dwóch kolejnych, żeby uśmiechać się do ludzi, zadzwonił telefon z Polski. Wtedy powróciły do mnie te głosy w głowie… Podpowiadały, by wyjść na przeciw śmierci i raz na zawsze zakończyć wszystko…”

Astrid Rosenthal ma zeznawać na procesie przeciwko...

więcej Pokaż mimo to