-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2021-01-18
2018-05-12
Bardzo trudno jest mi ocenić tę książkę, gdyż robiąc to, oceniam poniekąd człowieka, dzięki któremu powstała. Na początku dodam więc, że moje uwagi i ocena nie dotyczy samej historii pana Andrzeja, ale jedynie książki i formy, w jakiej została napisana.
Jest to historia człowieka, który za sprawą wstawiennictwa Boga uwolnił się z długoletniego nałogu narkomanii. Historia równie niesamowita, co prawdopodobna... Wierzę że Bóg może dać nam siłę i uzdrowić nas, chociaż nie wiedziałam, że Jego oddziaływanie może być tak silne. A jednak, zastanowiwszy się, przypomniałam sobie inną książkę, historię Ani Golędzinowskiej, która także pokonała narkomanię dzięki wierze w Boga. Miałam w życiu okres, gdy pomagałam w poradni dla osób uzależnionych. Spotkałam tam dziewczynę, która pod wpływem niebiorącego chłopaka odnalazła się w kościele zielonoświątkowców. Wiem więc, że wiara w przypadku osób walczących z nałogiem bywa ostatnią deską ratunku- a szczęśliwe zakończenia w przypadku ludzi uzależnionych od twardych narkotyków to zaledwie kilka procent. Te doświadczenia z wolontariatu sprawiły, że wierzę w historię pana Andrzeja Sowy i szczerze mu gratuluję. A kim jest sam Autor?
Wychował się w niedużym mieście i już w wieku piętnastu lat zaczął eksperymentować z narkotykami. Część osób zna go jako lidera grupy Maria Nefeli, niestety ja jestem o kilka lat za młoda, by pamiętać tamte czasy. Życie miał bogate jeśli chodzi o różnego rodzaju "zakazane przygody", jednak ta droga zaprowadziła go na sam dół- opis upadku tego człowieka jest doprawdy przejmujący i gdybym nie widziała takich rzeczy, mogłabym im nie dać wiary... Obraz szczura siedzącego na gnijącej od środka nodze człowieka pogrążonego w narkomańskim letargu jest chyba wystarczająco wymowny. Mówi się, że "trzeba znaleźć się na dnie, by się odbić"- myślę że jest to prawda, choć to dno dla każdego z ludzi jest inne.
W książce, w której Andrzej Sowa dzieli się z nami swoim świadectwem uzdrowienia, oprócz Boga znajdziecie przede wszystkim Człowieka z jego wszystkimi ułomnościami, którego nie mnie oceniać. Trzeba mieć dużą odwagę, by opisać swoją- tak trudną- przeszłość. Zarówno wielbiciele "Dzieci z dworca Zoo" jak i ci, którzy szukają w książce jakiegoś sensownego zakończenia będą zadowoleni. Ja ze swojej strony mogę jedynie polecić.
Bardzo trudno jest mi ocenić tę książkę, gdyż robiąc to, oceniam poniekąd człowieka, dzięki któremu powstała. Na początku dodam więc, że moje uwagi i ocena nie dotyczy samej historii pana Andrzeja, ale jedynie książki i formy, w jakiej została napisana.
Jest to historia człowieka, który za sprawą wstawiennictwa Boga uwolnił się z długoletniego nałogu narkomanii. Historia...
2020-05-24
Przeczytałam już wiele książek o piekle obozów koncentracyjnych, a jednak za każdym razem opis tego, co tam się działo, robi na mnie wstrząsające wrażanie. Tutaj dodatkowo mamy głównego bohatera, Autora i narratora w jednym, który trafił do Auschwitz w wieku dwunastu lat. Obozowa rzeczywistość z perspektywy dziecka jest czasem straszniejsza, lecz momentami miałam wrażenie, że ci młodzi ludzie musieli być niezwykle silni. Na pewno jest to jedna z książek związanych z tą tematyką, jakie zapamiętam- a przeczytałam ich dużo. Takie książki po prostu trzeba czytać, by świadectwo prawdy o okrucieństwie zrodzonym z chorych poglądów szaleńca z kompleksami nie odeszło wraz z pokoleniem naszych dziadków.
Ze swojej strony polecam, jak najbardziej.
Przeczytałam już wiele książek o piekle obozów koncentracyjnych, a jednak za każdym razem opis tego, co tam się działo, robi na mnie wstrząsające wrażanie. Tutaj dodatkowo mamy głównego bohatera, Autora i narratora w jednym, który trafił do Auschwitz w wieku dwunastu lat. Obozowa rzeczywistość z perspektywy dziecka jest czasem straszniejsza, lecz momentami miałam wrażenie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2005
2019-06-28
Dorota Sumińska to marka sama w sobie dla wszystkich, którzy kochają zwierzęta. Sięgając po "Balią przez Amazonię" wiedziałam, że będzie to książka podróżnicza, ale opisy azjatyckich podróży znałam już w wykonaniu tej Autorki z książki "Dalej na czterech łapach". Tym razem pani Dorota zabiera nas do Ameryki południowej, szlakiem wzdłuż Amazonki. Książkę czyta się szybko, jednak starałam się nią delektować, by nie umknął mi żaden szczegół. Najbardziej interesowały mnie amazońskie ptaki- w tym papugi i tukan, małpy duże i małe, oraz także słodkowodne delfiny- inie. Pani Sumińska jak zawsze zawarła dużą dawkę ciekawostek dotyczących ludzi, miejsc, które odwiedziła, a także- jak wspominałam- najróżniejszych zwierząt. Swojego czasu czytałam książkę A. Fiedlera "Ryby śpiewają w Ukajali"- klimat Amazonii zawarty w "Balią przez Amazonkę" dotyczył m/w tych samych rejonów. Jednak o ile Fiedler koncentrował się na obyczajach ludzi, plemion itp., dla pani Doroty najważniejsze są jak zawsze zwierzęta.
Jedno mnie zasmuciło- o czym już w prawdzie wiedziałam, ale nie wiedział, że jest to proces aż tak postępujący i widoczny. Chodzi mi o degradację selwy, wycinanie lasów deszczowych.
Polecam, książkę czyta się błyskawicznie, jest także opatrzona ciekawymi fotografiami.
Dorota Sumińska to marka sama w sobie dla wszystkich, którzy kochają zwierzęta. Sięgając po "Balią przez Amazonię" wiedziałam, że będzie to książka podróżnicza, ale opisy azjatyckich podróży znałam już w wykonaniu tej Autorki z książki "Dalej na czterech łapach". Tym razem pani Dorota zabiera nas do Ameryki południowej, szlakiem wzdłuż Amazonki. Książkę czyta się szybko,...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07
Jaka była Amy Winehouse? My, jej zwolennicy lub wręcz przeciwnie, możemy ocenić Amy wyłącznie poprzez Jej twórczość (lub- jak co niektórzy próbują robić- przez plotki wyczytane w brukowcach). Oczywiście, na pewno nie była kobietą bez wad, ale nie była także taką skandalistką, jaką próbowała zrobić z Niej prasa brytyjska. Najlepiej chyba na pytanie, jakie postawiłam na początku, mógłby odpowiedzieć... Jej ojciec (lub matka). Ta książka jest właśnie biografią Amy Winehouse napisaną przez Mitcha, Jej ojca. Jako czytelnik który wie, jakie relacje łączyły Autora z bohaterką, muszę pochwalić Pana Winehouse za to, że niespecjalnie wybielał tutaj Amy- otwarcie pisał o jej problemach, uzależnieniach, o sytuacjach, kiedy dzwoniła w środku nocy... Książka ta wydaje mi się dla ojca Amy pewnego rodzaju katharsis, pożegnaniem ze swoją wyjątkową córką, choć być może niektórzy powiedziliby, że książka pisana przez rodzica nie może być obiektywna. Ale czy o to chodzi w biografiach? O obiektywizm? Mnie te bezbarwne, pisane bez emocji biografie zwyczajnie nużą- czego nie mogę zarzucić książce "Amy, moja córka". Tę biografię przeczytałam niczym powieść o wyjątkowej osobie. Co więcej- choć przed śmiercią Amy nie byłam Jej fanką, po przeczytaniu tej książki przesłuchałam Jej płyty, które akurat miała bliska mi osoba- i trafiły do mnie. Zupełnie inaczej spojrzałam na twórczość artystki.
Pozycję tę polecę więc nie tylko fanom Amy Winehouse (choć dla nich jest to "lektura obowiązkowa"), ale wszystkim, którzy chcą zrozumieć fenomen artystki, z jednej strony uwikłanej w straszne problemy ze sobą samą, a z drugiej- obdarzonej wielkim głosem i talentem.
Edit: Zainteresowana tematem Amy Winehouse, obejrzałam jeszcze dwie inne biografie artystki. W obydwu z nich ojciec Amy pokazywany był jako osoba, która kontrolowała Amy, nie tylko jeśli chodzi o jej uzależnienia- to on zajmował się karierą córki. Kiedy dowiedziałam się o organizowaniu koncertów, podczas gdy Amy nie była w stanie normalnie egzystować, ciężko mi było pozytywnie spojrzeć na Jej ojca (także w innych momentach). Nasunęło mi to myśl- czy biografia ta nie powstała "na fali" skandalu, którym była śmierć Amy? Czy jej własny ojciec mógłby posunąć się do tego, żeby dla mamony napisać biografię córki, która dopiero co umarła?
Ciężko jest znaleźć na to odpowiedź- nie mniej polecam tę książkę jako jedną z publikacji o Amy Winehouse- ale na pewno nie jedyną.
Jaka była Amy Winehouse? My, jej zwolennicy lub wręcz przeciwnie, możemy ocenić Amy wyłącznie poprzez Jej twórczość (lub- jak co niektórzy próbują robić- przez plotki wyczytane w brukowcach). Oczywiście, na pewno nie była kobietą bez wad, ale nie była także taką skandalistką, jaką próbowała zrobić z Niej prasa brytyjska. Najlepiej chyba na pytanie, jakie postawiłam na...
więcej mniej Pokaż mimo to2011
1999
1998-07
2019-04-05
Pani Dorota kocha zwierzęta i pięknie o nich pisze. Tylko ci, którzy również kochają naszych Braci Mniejszych, zrozumieją to, ile musiała kosztować Autorkę ta podróż w przeszłość- pisanie nie tylko o bliskich ludziach, którzy odeszli, ale także o każdym zwierzęciu, jakie było w Jej domu- a nie było ich mało. Dzięki tej książce po raz drugi miałam okazję poznać niesamowitą kobietę, jaką jest pani Dorota Sumińska. Chciałabym poznać Ją w realu. "Autobiografia..." to książka opisująca losy pani Dorotyn i jej najbliższych- tych ludzkich, i nie tylko. Mam taki sam stosunek do zwierząt jak Autorka, więc czytanie o wszystkich psach, kotach a także przedstawicielach innych gatunków było dla mnie samą przyjemnością. Zdumiewające jest to, jak wiele o nas mówią nasi Bracia Mniejsi. W książce tej, oprócz wielu historii o ludziach i zwierzętach, Autorka zawarła także wiele życiowych prawd, pięknie ujęła pewne- zdawałoby się- oczywiste rzeczy. Oczywiste w tym sensie, że takie być powinny, niestety rzeczywistość często pokazuje, że jest inaczej...
"Moim zdaniem, Bóg dał nam zwierzęta jako sprawdzian człowieczeństwa. Skoro dane nam było dowiedzieć się, co jest dobre, a co złe, możemy wybierać."
Ciężko jest nie zgodzić się z tym cytatem.
Miłośnicy zwierząt przeczytają tę książkę delektując się nią.
Muszę jednak dodać, że młodsza siostra "Autobiografii..." zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie (co nie znaczy że jest lepsza- po prostu czytałam ją podczas gdy moja ukochana suczka ciężko chorowała, a słowa Pani Doroty działały na moje serce kojąco).
Pani Dorota kocha zwierzęta i pięknie o nich pisze. Tylko ci, którzy również kochają naszych Braci Mniejszych, zrozumieją to, ile musiała kosztować Autorkę ta podróż w przeszłość- pisanie nie tylko o bliskich ludziach, którzy odeszli, ale także o każdym zwierzęciu, jakie było w Jej domu- a nie było ich mało. Dzięki tej książce po raz drugi miałam okazję poznać niesamowitą...
więcej mniej Pokaż mimo to2006
2006-10
Książka zbyt cienka i zawierjąca zbyt mało prac, by nazwać ją prawdziwym "albumem", a z drugiej strony- jak na biografię zbyt mało tutaj informacji o prywatnym życiu Artysty. Wydanie to jest raczej przeglądem przez twórcze życie Salvadora Dali, z podaniem okoliczności powstania poszczególnych dzieł, a także próbą analizy obrazów. Same obrazy- kilka najbardziej znanych, choć nie wszystkie, oraz różne inne- z różnych okresów twórczości, są przedstawione w formie miniatur.
Jako że Dali należy do moich ulubionych artystów, czytałam jego biografię oraz oglądałam albumy z reprodukcjami obrazów w większym formacie, tak więc to wydanie może nie zrobiło na mnie wrażenia, ale nie twierdzę, że jest złe- w sam raz, by zaznajomić się z surrealizmem i zdecydować, czy ma się ochotę na więcej.
Książka zbyt cienka i zawierjąca zbyt mało prac, by nazwać ją prawdziwym "albumem", a z drugiej strony- jak na biografię zbyt mało tutaj informacji o prywatnym życiu Artysty. Wydanie to jest raczej przeglądem przez twórcze życie Salvadora Dali, z podaniem okoliczności powstania poszczególnych dzieł, a także próbą analizy obrazów. Same obrazy- kilka najbardziej znanych, choć...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03
Niesamowita relacja Polki, która przeżyła Oświęcim. Młoda dziewczyna, z dobrego domu, wykształcona, trafia najpierw na Pawiak, a następnie- do obozu koncentracyjnego. Zważywszy na pochodzenie Pani Krystyny, znamienne jest, jak dobrze daje sobie radę w realiach obozowych, jednocześnie nie tracąc swoich priorytetów i próbujac pomagać koleżankom w gorszej sytuacji. Ogromny szacunek dla Autorki za to, że po przeżyciu tego horroru zdecydowała się podzielić swoimi przeżyciami. Wydawałoby się, że książek opisujących życie w obozach powstało już tak dużo, że znamy ten temat- nic bardziej mylnego! Przyjrzyjmy się każdej historii z osobna- przecież każda książka opisuje los innego człowieka, ktory urodził w tym nieszczęśliwym okresie, gdy życie było tak łatwo stracić. Książki o holocauście trzeba czytać- coraz mniej wśród nas jest ludzi, którzy pamiętają II wojnę światową- kto więc, jeżeli nie my, przekaże prawdę o tym co się działo? A my znamy ją jedynie z książek, część z nas z opowiadań dziadków czy innych ludzi którzy przeżyli tamten okres. O tej tragedii, do której doprowdził jeden szaleniec, nie wolno zapomnieć!
Obóz we wspomnieniach Pani Krystyny pokazany jest od podszewki- poznajemy legendarną (w złym tego słowa znaczeniu) "piękną Irmę", Niemkę chodzącą z celofanowym pejczem i szczującą psem więźniów (została skazana na śmierć kilka lat po wojnie za zbrodnie przeciwko ludzkości), oraz inne postaci, które żyły naprawdę, dzięki czemu książka jest jeszcze bardziej przerażająca, prawdziwa. Z drugiej strony Pani Krystyna pokazuje, jak ludzie przystosowują się do życia w trudnych, ekstremalnych warunkach- nawet w obozach, jak się okazuje, były historie miłosne, pomagające zapomnieć o koszmarnej rzeczywistości. Pokazuje tych, którzy się poddali- tzw "muzułmanów"- wychudzonych do granic możliwości, oszołomionych okrucieństwem wśród którego żyją, chorych. Książka ta jest wręcz do bólu prawdziwa- odarta z jakiekolwiek cenzury, ukazuje cały brud, smród i zgniliznę moralną takich miejsc, zezwierzęcenie na linii kat- ofiara- wszystko to ujęte jest w niesamowicie realistyczny sposób.
Takie książki trzeba czytać żeby nie zapomnieć. Jesteśmy to winni naszym przodkom i ich pokoleniu. A przede wszystkim- nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, ile bólu kosztowało Autorkę napisanie wspomnień z obozu- przejść, które zostawiły na Niej ślad na całe życie. Ile siły trzeba mieć w sobie, by po pobycie w obozie koncentracyjnym żyć normalnie, śmiać się? Mam nadzieję, że życie Pani Krystyny po wojnie było szczęśliwe- przez Jej wspomnienia ukazała mi się jako kobieta wyjątkowa, a przy tym- wyjątkowo silna psychicznie.
Niesamowita relacja Polki, która przeżyła Oświęcim. Młoda dziewczyna, z dobrego domu, wykształcona, trafia najpierw na Pawiak, a następnie- do obozu koncentracyjnego. Zważywszy na pochodzenie Pani Krystyny, znamienne jest, jak dobrze daje sobie radę w realiach obozowych, jednocześnie nie tracąc swoich priorytetów i próbujac pomagać koleżankom w gorszej sytuacji. Ogromny...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-04
Długo czekałam, żeby przeczytać tę książkę. Po lekturze, nie ujmując oczywistej wartości tego dokumentu, muszę jednak przyznać, iż czuję się odrobinę zawiedziona formą, w jakiej zostały spisane wspomnienia. Bynajmniej nie jest to jednak wina Autorki, która pierwotnie własnym nakładem wydała swoje wspomnienia pt. "Echoes From Auschwitz: Dr. Mengele's Twins, The Story of Eva and Miriam Mozes" ("Echa Auschwitz: bliźnięta doktora Mengele. Historia Evy i Miriam Mozes"). Wydanie, które powstało we współpracy z Lisą Rojany Buccieri jest skierowane do młodych czytelników (nieprzypadkowo współautorka jest autorką książek dla dzieci). Wyjaśnia to wiele rzeczy, które wydawały mi się trochę dziwne w książce o takiej tematyce. Dużo jest tutaj ogólników, brakuje naprawdę drastycznych scen i można odnieść wrażenie, że wszystko przedstawione jest z perspektywy dziecka (owszem, Eva Mozes była dzieckiem będąc więźniarką Auschwitz, ale jej późniejsza działalność jest dowodem na to, że w pełni rozumiała to, co się dzieje). Brakowało mi nakreślenia ogólnej sytuacji w obozie- treść wspomnień koncentrowała się dookoła bliźniaczek Mozes. O samym Mengele było zaledwie kilka zdań: był to mężczyzna przystojny itp. Brakowało zupełnie opisów eksperymentów, jakich dopuszczali się naziści na bliźniakach- więcej chyba mówią zawarte w książce fotografie, przedstawiające wychudzone do skóry i kości dzieci. Nie chcę umniejszać rozmiaru tragedii, jaką był Holocaust, w tym głośno znana działalność Mengele- jednak Eva i Miriam miały "dużo szczęścia w nieszczęściu". Nie wyszły z obozu całkiem bez szwanku- to było niemożliwe, jednak przeżyły, w tym jedna z nich z problemami układu moczowego z którymi musiała się borykać przez resztę życia. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie uważam, że jest to zła książka, ale nie oddaje w pełni grozy obozów zagłady. Na pewno miał tu znaczenie fakt, że "dzieci Mengelego" miały w obozie dodatkowe przywileje- nie głodowały, miały lepsze warunki zakwaterowania- przy młodym wieku bohaterki i narratorki w jednym daje to nieco inny obraz Auschwitz, niż ten, do którego przywykliśmy. Po przemyśleniu myślę, że może to być właśnie plusem tej książki- z tego względu, iż jest to dokument. Jednak w porównaniu z literaturą obozową, z jaką dotąd się spotykałam, te wspomnienia czytało się nieco dziwnie.
Podsumowując, nie mogę dać więcej niż 6 na 10 gwiazdek. Są tematy, których nie wolno spłycać tak, by znalazły szersze grono odbiorców. Muszę jednak przyznać, że książkę tę czyta się bardzo szybko i w pewnym sensie jest wyjątkowa- właśnie przez to lżejsze nieco przedstawienie tematu holocaustu. Może być to plusem tej biografii, gdyż o II Wojnie Światowej trzeba pamiętać, a pozycję takie jak ta dla młodzieży i początkujących mogą wzbudzić zainteresowanie historią.
Długo czekałam, żeby przeczytać tę książkę. Po lekturze, nie ujmując oczywistej wartości tego dokumentu, muszę jednak przyznać, iż czuję się odrobinę zawiedziona formą, w jakiej zostały spisane wspomnienia. Bynajmniej nie jest to jednak wina Autorki, która pierwotnie własnym nakładem wydała swoje wspomnienia pt. "Echoes From Auschwitz: Dr. Mengele's Twins, The Story of Eva...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01
Zapiski Niemki, ukrywającej się wraz z pozostałymi dawnymi lokatorami w ruinach kamienicy podczas bombardowania Berlina oraz po pojawieniu się tam Rosjan. Czytając tę książkę, pierwszy raz miałam okazję spojrzeć z drugiej strony (tej niemieckiej) na okropne żniwo, jakie zbiera każda wojna- dotąd żałowałam tylko nas, Polaków, lecz po lekturze "Kobiety w Berlinie" zmieniłam zdanie i wiem już, że rownież niemieccy cywile zapłacili dużą cenę za wybujałe ambicje ich przywódcy- Adolfa Hitlera . Wydawałoby się to oczywiste, jednak ten aspekt historii zwykłych Niemców-cywili, którzy nawet nie popierali Hitlera, jakoś został przemilczany, o wiele więcej można przeczytać o Niemcu-naziście, kacie. Niemiec- ofiara, jest to nowe spojrzenie na ten naród. A czy w bilansie II Wojny Światowej kobiety, dzieci i młodzi chłopcy, siłą wcielani do wojska, nie są ofiarami?
Druga Wojna Światowa pozostawiła po sobie zniszczenie, głód, ból, śmierć, i to zarówno u nas, jak i u najeźdźców, którzy przecenili własne siły. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cenę za całe zło zapłacili zwyczajni ludzie- starsi, kobiety, dzieci (opisy gwałtów dokonywanych przez bolszewików do dziś są obecne w mej pamięci- była to cena, jaką zapłaciły niemieckie kobiety.) Dlatego zawsze będę twierdzić, że wojna jest najgorszym rozwiązaniem, bez względu na to, jakie są ku niej pobudki.
Ta książka pozwoliła mi też spojrzeć na Niemców jako na naród przegrany (nie tylko jeśli chodzi o wynik wojny)- i nie był to przyjemny widok, choć- rzecz jasna- ich wybory, doprowadzenie do władzy Hitlera było bezpośrednią przyczyną takiego właśnie obrotu spraw. Polecam tym, których interesuje tematyka II W. Ś. i innym- książka jest naprawdę ciekawa i warta uwagi.
Zapiski Niemki, ukrywającej się wraz z pozostałymi dawnymi lokatorami w ruinach kamienicy podczas bombardowania Berlina oraz po pojawieniu się tam Rosjan. Czytając tę książkę, pierwszy raz miałam okazję spojrzeć z drugiej strony (tej niemieckiej) na okropne żniwo, jakie zbiera każda wojna- dotąd żałowałam tylko nas, Polaków, lecz po lekturze "Kobiety w Berlinie"...
więcej mniej Pokaż mimo to1997-11
Pamiętam, że będąc jeszcze dzieckiem już słyszałam o tej książce- czytali ją moi Rodzice i ich znajomi. Była to w Polsce pierwsza książka o narkomanii, tak drastycznie opisująca to uzależnienie. Sama pierwszy raz czytałam "My, dzieci z dworca ZOO" w wieku m/w lat 16-stu.
Książka ta jest wynikiem wywiadu z dziś już legendarną narkomanką, swoistą ikoną- Christiane F. Wiem, że w późniejszych latach sama Feldsherow chwyciła za pióro, pisząc jeszcze kilka książek, których tematem przewodnim było uzależnienie od narkotyków, żadna z nich jednak nie stała sie tak znana jak "My, dzieci z dworca zoo".
Sama książka opowiada o życiu dziewczyny z Berlina zachodniego w czasach przed zburzeniem muru berlińskiego, pochodzącej z rozbitej rodziny, mieszkającej w jednym z wielkich blokowisk. Rodzina bohaterki nie jest może idealna, ale też nie można nazwać jej patologiczną (pracująca matka, ojczym, młodsza siotra). Dość szczegółowo opisane jest dzieciństwo Christiane, być może sama F. próbowała znaleźć w swej przeszłości coś, co tłumaczyłoby, dlaczego sięgnęła po narkotyki. Najbardziej uderzające jest to, że Christiane popadła w uzależnienie w wieku tak młodym- miała zaledwie 13 czy 14 lat (a niektóre jej koleżanki- jak choćby Babsi- w chwili śmierci miała lat 11 i była już narkomanką po przejściach- gazety nazywały ją wówczas "najmłodszą ofiarą heroiny w Berlinie zachodnim"). Lektura szokująca poprzez prawdziwość tego, co zostało utrwalone na kartkach książki- nie tylko sam zapis, opowieści i historie różnych, przeplatających się młodych życiorysów, naznaczonych piętnem uzależnienia od heroiny. Zarówno kilkunastoletnie dziewczynki, jak i chłopcy, nie mają oporów by sprzedawać na ulicy swoje ciała- w tym środowisku jest to wręcz normalne, bo trzeba "skołować na działkę". Oczywiście postaciami pierwszoplanowymi jest cały czas Christiane i jej chłopak Detlef, także uzależniony, ale poznajemy także losy wielu znajomych Christiane.
W tej książce dużo jest smutku, najgorszego "syfu" tego świata jaki można sobie wyobrazić, śmierci. Całości obrazu dopełniają zdjęcia uzależnionych od heroiny znajomych narratorki- z kartek patrzą na nas umęczone, blade, wychudzone twarze o dużych, smutnych oczach- zdjecia te (przepraszam za porównanie) skojarzyły mi się z fotografiami ofiar obozów koncentracyjnych- różnica jest taka, że kraty i druty otaczające tych młodych ludzi znajdowały się w ich głowach... Książka ta jest znakomitym dokumentem i w dzisiejszych czasach powinna być lekturą szkolną w starszych klasach szkół ponadpodstawowych, ze względu na szerzące się zagrożenia (narkotyki, prostytucja nieletnich). Ponadto jestem przekonana, że taką lekturą na pewno zainteresowałaby się większość uczniów.
Czytając opowieść Christiane, nie wolno nam zapomnieć, że "My, dzieci z dworca zoo" powstały w latach 70-tych. Były to czasy kiedy nie znano jeszcze wirusa HIV i- w konsekwencji- AIDS, zagrożenie stanowily jedynie choroby takie jak kiła, żółtaczka wszczepienna itp. Dzisiaj sytuacja się zmieniła i narkomani narażeni są na szereg chorób, o których w latach 70-tych nie mieli pojęcia. Podsumowujac, "My, dzieci z dworca zoo" są bardzo dobrą książką o życiu ludzi skazanych na ćpanie. Myślę, że dzisiaj mogłaby być jeszcze bardziej drastyczna.
Dodam od siebie to, czego w książce nie ma- czyli ciąg dalszy. O losach Christiane F. ponownie przeczytałam m/w w 2005 roku w jednej z polskich gazet. Po ponad 20-stu latach Christiane wróciła do Berlina i znów popadła w uzależnienie (za pewne nie od razu...). Została zarażona wirusem HIV, a w końcu umarła. Jest to w sprzeczności z happy endem, jaki zafundowała nam książka, pokazuje też smutną prawdę- heroina naznacza swoje ofiary piętnem uzależnienia na całe życie, a pozorna pewność siebie bywa zgubna. Jest także "swiatełko w tunelu", Detlef- były chłopak narratorki i głównej bohaterki równocześnie, po tych 20-stu latach żyje normalnie, nie bierze- pracuje jako kierowca autobusu w Berlinie.
Co sprawia, że jedni potrafią wygrać z demonem uzależnienia, a inni nie? Czy to kwestia wyłącznie silnej woli, czy czegoś jeszcze? Wiele razy zadawałam sobie to pytanie...
Pamiętam, że będąc jeszcze dzieckiem już słyszałam o tej książce- czytali ją moi Rodzice i ich znajomi. Była to w Polsce pierwsza książka o narkomanii, tak drastycznie opisująca to uzależnienie. Sama pierwszy raz czytałam "My, dzieci z dworca ZOO" w wieku m/w lat 16-stu.
Książka ta jest wynikiem wywiadu z dziś już legendarną narkomanką, swoistą ikoną- Christiane F. Wiem,...
Czytałam wiele książek z tzw. literatury obozowej i dotyczącej II W. Ś. i najbardziej cenię relacje z pierwszej ręki. Tej książce także nie można odmówić realizmu, jednak- na szczęście dla Autorki- z Nią samą życie obeszło się łagodniej, niż z innymi Żydami podczas okupacji. Cała książka to relacja z życia w getcie, z dodatkiem powojennych losów Ireny. Autorka wspomina dodatkowo młodzieńczą miłość. Być może to moja subiektywna opinia, ale we wspomnieniach Pani Ireny z getta brakowało mi jakiejś grozy, ukazania odrobiny własnych uczuć, choć wiem, że nie mogę oceniać kogoś, kto przeżył takie piekło.
Dla mnie największym szokiem był teren, jaki zajmowało getto- wstyd przyznać, ale nigdy dokładnie się nie zastanawiałam, jak duże ono było.
Można przeczytać, ale są lepsze książki o tematyce holokaustu.
Czytałam wiele książek z tzw. literatury obozowej i dotyczącej II W. Ś. i najbardziej cenię relacje z pierwszej ręki. Tej książce także nie można odmówić realizmu, jednak- na szczęście dla Autorki- z Nią samą życie obeszło się łagodniej, niż z innymi Żydami podczas okupacji. Cała książka to relacja z życia w getcie, z dodatkiem powojennych losów Ireny. Autorka wspomina...
więcej Pokaż mimo to