-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2021-01-18
2021-01-05
Przyznaję, że reportaże zawarte w tym zbiorze są bardzo mocne- osobiście dwa razy musiałam odłożyć książkę, żeby ochłonąć. Nie jest to jednak bynajmniej ich minus, proszę mnie źle nie zrozumieć- to ja nie byłam przygotowana na tak mocny przekaz. Justyna Kopińska jest rewelacyjną dziennikarką bezkompromisową, dokładną w docieraniu do źródeł prawdy, mającą odwagę pisać o sprawach, które dla wielu są niewygodne. Intelektualnie nie czuję się na siłach oceniać Jej, mogę jedynie podziwiać. Reportaże, które tutaj zebrała, mają wspólny mianownik: zło obecne w życiu opisywanych ludzi. Czasem przedstawione z pozycji ofiary, czasem kata. Nie sposób czytać tego zbioru bez emocji. Dla mnie na pewno jest to odkrycie (choć wiem że zbyt późno zabrałam się za czytanie reportaży Pani Kopińskiej). Na półce czekają dwa, wcześniej wydane zbiory, które zamierzam przeczytać jeszcze w tym roku.
Emocje po lekturze jeszcze nie opadły, proszę więc wybaczyć mi lekko chaotyczną wypowiedź. Na pewno są tutaj poruszane sprawy, o których nie powinno się milczeć, choć mówienie czy pisanie o nich wiąże się z ryzykiem. Podziwiam ludzi pokroju Pani Justyny Kopińskiej, choć nie znam drugiego takiego dziennikarza.
Polecam, choć przez prawdę i osobę Autorki ta książka broni się sama. I dziękuję Pani Justyno za otworzenie oczu na niektóre rzeczy.
Przyznaję, że reportaże zawarte w tym zbiorze są bardzo mocne- osobiście dwa razy musiałam odłożyć książkę, żeby ochłonąć. Nie jest to jednak bynajmniej ich minus, proszę mnie źle nie zrozumieć- to ja nie byłam przygotowana na tak mocny przekaz. Justyna Kopińska jest rewelacyjną dziennikarką bezkompromisową, dokładną w docieraniu do źródeł prawdy, mającą odwagę pisać o...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-31
"Medaliony" to niewielki zbiór opowiadań, które łączy wyjątkowo trudna i ważna tematyka: II Wojna Światowa. Każdą z historii można przyrównać do pośmiertnego medalionu, rozbitego przez esesmańskie bomby i strzały.
"Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych trumnach swych umarłych."
Niesamowite, jak tak niewielki zbiór oddaje grozę II W.Ś.. Każde opowiadanie jest odrębnym świadectwem holocaustu, strach pomyśleć, ile historii pozostało pogrzebanych wraz z ich autorami... Walka o "czystość rasową" pochłonęła milion istnień ludzkich. Jednak garstka ocalonych nie pozwala zapomnieć o tej zbrodni przeciwko ludzkości- "Medaliony" bowiem są literaturą faktu, do której to książki Zofia Nałkowska zbierała materiały z rozmów z ludźmi, którzy przeżyli piekło holokaustu (są też historie o ludziach którzy w opowiadaniu życie tracą- np. "Dwojra Zielona"- tutaj za pewne musiała opowiadać osoba trzecia).
Czytałam wiele książek o tematyce II W.Ś., lepszych i gorszych, za każdym razem jednak temat ten budzi we mnie strach i rozpaczliwą nadzieję, by coś takiego już nigdy się nie powtórzyło. Do historii przeszło powiedzenie: "Ludzie ludziom zgotowali ten los"- cytat z książki Z. Nałkowskiej. Chyba to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające.
Tych, którzy nie czytali "Medalionów" (lub czytali je dawno temu jako lekturę szkolną), gorąco namawiam do zapoznania się z tym krótkim- a jak bardzo treściwym- zbiorem ludzkich historii.
"Zaledwie kilkanaście stroniczek prozy jedynej w swojej ostatecznej ascezie. Prozy o dniu zwykłym szalonego koszmaru. O mechanizmach mordowania człowieka i o zabijaniu jego nadziei.(...)".
"Medaliony" to niewielki zbiór opowiadań, które łączy wyjątkowo trudna i ważna tematyka: II Wojna Światowa. Każdą z historii można przyrównać do pośmiertnego medalionu, rozbitego przez esesmańskie bomby i strzały.
"Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych...
2018-05-12
Bardzo trudno jest mi ocenić tę książkę, gdyż robiąc to, oceniam poniekąd człowieka, dzięki któremu powstała. Na początku dodam więc, że moje uwagi i ocena nie dotyczy samej historii pana Andrzeja, ale jedynie książki i formy, w jakiej została napisana.
Jest to historia człowieka, który za sprawą wstawiennictwa Boga uwolnił się z długoletniego nałogu narkomanii. Historia równie niesamowita, co prawdopodobna... Wierzę że Bóg może dać nam siłę i uzdrowić nas, chociaż nie wiedziałam, że Jego oddziaływanie może być tak silne. A jednak, zastanowiwszy się, przypomniałam sobie inną książkę, historię Ani Golędzinowskiej, która także pokonała narkomanię dzięki wierze w Boga. Miałam w życiu okres, gdy pomagałam w poradni dla osób uzależnionych. Spotkałam tam dziewczynę, która pod wpływem niebiorącego chłopaka odnalazła się w kościele zielonoświątkowców. Wiem więc, że wiara w przypadku osób walczących z nałogiem bywa ostatnią deską ratunku- a szczęśliwe zakończenia w przypadku ludzi uzależnionych od twardych narkotyków to zaledwie kilka procent. Te doświadczenia z wolontariatu sprawiły, że wierzę w historię pana Andrzeja Sowy i szczerze mu gratuluję. A kim jest sam Autor?
Wychował się w niedużym mieście i już w wieku piętnastu lat zaczął eksperymentować z narkotykami. Część osób zna go jako lidera grupy Maria Nefeli, niestety ja jestem o kilka lat za młoda, by pamiętać tamte czasy. Życie miał bogate jeśli chodzi o różnego rodzaju "zakazane przygody", jednak ta droga zaprowadziła go na sam dół- opis upadku tego człowieka jest doprawdy przejmujący i gdybym nie widziała takich rzeczy, mogłabym im nie dać wiary... Obraz szczura siedzącego na gnijącej od środka nodze człowieka pogrążonego w narkomańskim letargu jest chyba wystarczająco wymowny. Mówi się, że "trzeba znaleźć się na dnie, by się odbić"- myślę że jest to prawda, choć to dno dla każdego z ludzi jest inne.
W książce, w której Andrzej Sowa dzieli się z nami swoim świadectwem uzdrowienia, oprócz Boga znajdziecie przede wszystkim Człowieka z jego wszystkimi ułomnościami, którego nie mnie oceniać. Trzeba mieć dużą odwagę, by opisać swoją- tak trudną- przeszłość. Zarówno wielbiciele "Dzieci z dworca Zoo" jak i ci, którzy szukają w książce jakiegoś sensownego zakończenia będą zadowoleni. Ja ze swojej strony mogę jedynie polecić.
Bardzo trudno jest mi ocenić tę książkę, gdyż robiąc to, oceniam poniekąd człowieka, dzięki któremu powstała. Na początku dodam więc, że moje uwagi i ocena nie dotyczy samej historii pana Andrzeja, ale jedynie książki i formy, w jakiej została napisana.
Jest to historia człowieka, który za sprawą wstawiennictwa Boga uwolnił się z długoletniego nałogu narkomanii. Historia...
2020-05-24
Przeczytałam już wiele książek o piekle obozów koncentracyjnych, a jednak za każdym razem opis tego, co tam się działo, robi na mnie wstrząsające wrażanie. Tutaj dodatkowo mamy głównego bohatera, Autora i narratora w jednym, który trafił do Auschwitz w wieku dwunastu lat. Obozowa rzeczywistość z perspektywy dziecka jest czasem straszniejsza, lecz momentami miałam wrażenie, że ci młodzi ludzie musieli być niezwykle silni. Na pewno jest to jedna z książek związanych z tą tematyką, jakie zapamiętam- a przeczytałam ich dużo. Takie książki po prostu trzeba czytać, by świadectwo prawdy o okrucieństwie zrodzonym z chorych poglądów szaleńca z kompleksami nie odeszło wraz z pokoleniem naszych dziadków.
Ze swojej strony polecam, jak najbardziej.
Przeczytałam już wiele książek o piekle obozów koncentracyjnych, a jednak za każdym razem opis tego, co tam się działo, robi na mnie wstrząsające wrażanie. Tutaj dodatkowo mamy głównego bohatera, Autora i narratora w jednym, który trafił do Auschwitz w wieku dwunastu lat. Obozowa rzeczywistość z perspektywy dziecka jest czasem straszniejsza, lecz momentami miałam wrażenie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-03
Nie wiem co takiego Katarzyna Grochola ma w sobie, że jej książki zawsze poprawiają mi samopoczucie. Może chodzi tutaj o podejście do życia? Nie chodzi mi o humor na zasadzie "ale było śmiesznie", ale o humor sytuacyjny, który poprawia nastrój.
W "Trochę większym poniedziałku" mamy zbiór felietonów Autorki, które były publikowane na łamach czasopisma "Uroda" pod koniec lat 90-tych i na początku obecnego wieku. Z czytaniem nie spieszyłam się. Codziennie czytałam maksymalnie trzy felietony, aby pozostawić sobie czas na refleksję. A tych miałam sporo. Katarzyna Grochola pisze o swoim życiu, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu itd. Uwielbiam tę kobietę- jawi mi się jako osoba niesamowicie pozytywna, ciepła, serdeczna, kochająca zwierzęta i życie w każdym aspekcie, umiejącą cieszyć się małymi rzeczami- a to wielka sztuka. Z drugiej strony jest do siebie bardzo zdyntansowana- bez żadnych oporów opisuje kobiece dylematy, które wszystkie znamy, jednak przedstawione w odpowiedni sposób są zabawne. Smaku lekturze dodawał właśnie ten styl, tak charakterystyczny dla Grocholi.
Nie wiem co takiego Katarzyna Grochola ma w sobie, że jej książki zawsze poprawiają mi samopoczucie. Może chodzi tutaj o podejście do życia? Nie chodzi mi o humor na zasadzie "ale było śmiesznie", ale o humor sytuacyjny, który poprawia nastrój.
W "Trochę większym poniedziałku" mamy zbiór felietonów Autorki, które były publikowane na łamach czasopisma "Uroda" pod koniec lat...
2018-06-08
Sięgając po tę książkę spodziewałam się zbioru felietonów, może jakichś złotych myśli, wspomnień... i ogólnie czegoś równie oryginalnego, tak jak swojego czasu za osobę oryginalną postrzegałam Kasię Nosowską. Pierwsza uwaga jaka mi się nasuwa- przy czytaniu lektury nie da się nie zauważyć że latka lecą, a ludzie zmieniają. Trzeba przyznać, że pani Kasia nie robi z siebie gwiazdy w tej książce, jednak... może gdyby robiła, książka ta dłużej pozostałaby w mojej pamięci? To nie chodzi o to, że jest zła- jest momentami zabawna, samokrytyczna (może aż za bardzo), jednak brakuje w niej czegoś, co pozwoli zapamiętać ją na dłużej. No, chyba że mają to być puste kartki wypełnione kolorowymi "gryzmołami", pełniące tak jakby rolę zapychaczy... I tutaj wcale nie chodzi o to, że chciałabym, żeby książka "A ja żem jej powiedziała" była dłuższa, przeciwnie, dłuższą mogłabym odłożyć na półkę "do dokończenia" (na świętej Dygdy- jak to mawia bliska mi osoba). Owszem, bywa zabawnie, pani Kasia stwierdza oczywiste, znane wszystkim kobietom prawdy, jednak oprócz tego czegoś mi tutaj zabrakło.
Jestem trochę zła na siebie że nie podobało mi się tak, jak powinno. Może warto dodać, że w ogóle raczej nie przepadam za felietonami i literaturą tego typu? Za to zza samej książki zobaczyłam Kasię Nosowską- normalną kobietę, z problemami i bolączkami takimi samymi jak większość kobiet, która nie boi się o tym mówić. Z wielu powodów, nie tylko z sympatii do wokalistki którą swojego czasu lubiłam, jest mi bardzo przykro, że książka nie pozostawiła we mnie jakiegoś miejsca na refleksję. Zastanawiam się czy nastały czasy, gdy wszyscy znani i mniej znani będą łapać za pióro?
Jako że nie chcę więcej zaszkodzić tej pozycji, dodam jeszcze tylko, że niewątpliwym plusem jest to, że książkę tę czyta się naprawdę bardzo szybko. Nie będę polecać, nie będę zniechęcać (choć te wypełniacze, na które zmarnowano wiele drzew, denerwują mnie i czuję się przez nie oszukana). Oceńcie- bądź nie- sami.
Sięgając po tę książkę spodziewałam się zbioru felietonów, może jakichś złotych myśli, wspomnień... i ogólnie czegoś równie oryginalnego, tak jak swojego czasu za osobę oryginalną postrzegałam Kasię Nosowską. Pierwsza uwaga jaka mi się nasuwa- przy czytaniu lektury nie da się nie zauważyć że latka lecą, a ludzie zmieniają. Trzeba przyznać, że pani Kasia nie robi z siebie...
więcej mniej Pokaż mimo to2005
2019-06-28
Dorota Sumińska to marka sama w sobie dla wszystkich, którzy kochają zwierzęta. Sięgając po "Balią przez Amazonię" wiedziałam, że będzie to książka podróżnicza, ale opisy azjatyckich podróży znałam już w wykonaniu tej Autorki z książki "Dalej na czterech łapach". Tym razem pani Dorota zabiera nas do Ameryki południowej, szlakiem wzdłuż Amazonki. Książkę czyta się szybko, jednak starałam się nią delektować, by nie umknął mi żaden szczegół. Najbardziej interesowały mnie amazońskie ptaki- w tym papugi i tukan, małpy duże i małe, oraz także słodkowodne delfiny- inie. Pani Sumińska jak zawsze zawarła dużą dawkę ciekawostek dotyczących ludzi, miejsc, które odwiedziła, a także- jak wspominałam- najróżniejszych zwierząt. Swojego czasu czytałam książkę A. Fiedlera "Ryby śpiewają w Ukajali"- klimat Amazonii zawarty w "Balią przez Amazonkę" dotyczył m/w tych samych rejonów. Jednak o ile Fiedler koncentrował się na obyczajach ludzi, plemion itp., dla pani Doroty najważniejsze są jak zawsze zwierzęta.
Jedno mnie zasmuciło- o czym już w prawdzie wiedziałam, ale nie wiedział, że jest to proces aż tak postępujący i widoczny. Chodzi mi o degradację selwy, wycinanie lasów deszczowych.
Polecam, książkę czyta się błyskawicznie, jest także opatrzona ciekawymi fotografiami.
Dorota Sumińska to marka sama w sobie dla wszystkich, którzy kochają zwierzęta. Sięgając po "Balią przez Amazonię" wiedziałam, że będzie to książka podróżnicza, ale opisy azjatyckich podróży znałam już w wykonaniu tej Autorki z książki "Dalej na czterech łapach". Tym razem pani Dorota zabiera nas do Ameryki południowej, szlakiem wzdłuż Amazonki. Książkę czyta się szybko,...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07
Jaka była Amy Winehouse? My, jej zwolennicy lub wręcz przeciwnie, możemy ocenić Amy wyłącznie poprzez Jej twórczość (lub- jak co niektórzy próbują robić- przez plotki wyczytane w brukowcach). Oczywiście, na pewno nie była kobietą bez wad, ale nie była także taką skandalistką, jaką próbowała zrobić z Niej prasa brytyjska. Najlepiej chyba na pytanie, jakie postawiłam na początku, mógłby odpowiedzieć... Jej ojciec (lub matka). Ta książka jest właśnie biografią Amy Winehouse napisaną przez Mitcha, Jej ojca. Jako czytelnik który wie, jakie relacje łączyły Autora z bohaterką, muszę pochwalić Pana Winehouse za to, że niespecjalnie wybielał tutaj Amy- otwarcie pisał o jej problemach, uzależnieniach, o sytuacjach, kiedy dzwoniła w środku nocy... Książka ta wydaje mi się dla ojca Amy pewnego rodzaju katharsis, pożegnaniem ze swoją wyjątkową córką, choć być może niektórzy powiedziliby, że książka pisana przez rodzica nie może być obiektywna. Ale czy o to chodzi w biografiach? O obiektywizm? Mnie te bezbarwne, pisane bez emocji biografie zwyczajnie nużą- czego nie mogę zarzucić książce "Amy, moja córka". Tę biografię przeczytałam niczym powieść o wyjątkowej osobie. Co więcej- choć przed śmiercią Amy nie byłam Jej fanką, po przeczytaniu tej książki przesłuchałam Jej płyty, które akurat miała bliska mi osoba- i trafiły do mnie. Zupełnie inaczej spojrzałam na twórczość artystki.
Pozycję tę polecę więc nie tylko fanom Amy Winehouse (choć dla nich jest to "lektura obowiązkowa"), ale wszystkim, którzy chcą zrozumieć fenomen artystki, z jednej strony uwikłanej w straszne problemy ze sobą samą, a z drugiej- obdarzonej wielkim głosem i talentem.
Edit: Zainteresowana tematem Amy Winehouse, obejrzałam jeszcze dwie inne biografie artystki. W obydwu z nich ojciec Amy pokazywany był jako osoba, która kontrolowała Amy, nie tylko jeśli chodzi o jej uzależnienia- to on zajmował się karierą córki. Kiedy dowiedziałam się o organizowaniu koncertów, podczas gdy Amy nie była w stanie normalnie egzystować, ciężko mi było pozytywnie spojrzeć na Jej ojca (także w innych momentach). Nasunęło mi to myśl- czy biografia ta nie powstała "na fali" skandalu, którym była śmierć Amy? Czy jej własny ojciec mógłby posunąć się do tego, żeby dla mamony napisać biografię córki, która dopiero co umarła?
Ciężko jest znaleźć na to odpowiedź- nie mniej polecam tę książkę jako jedną z publikacji o Amy Winehouse- ale na pewno nie jedyną.
Jaka była Amy Winehouse? My, jej zwolennicy lub wręcz przeciwnie, możemy ocenić Amy wyłącznie poprzez Jej twórczość (lub- jak co niektórzy próbują robić- przez plotki wyczytane w brukowcach). Oczywiście, na pewno nie była kobietą bez wad, ale nie była także taką skandalistką, jaką próbowała zrobić z Niej prasa brytyjska. Najlepiej chyba na pytanie, jakie postawiłam na...
więcej mniej Pokaż mimo to2011
1999
1998-07
Czytałam wiele książek z tzw. literatury obozowej i dotyczącej II W. Ś. i najbardziej cenię relacje z pierwszej ręki. Tej książce także nie można odmówić realizmu, jednak- na szczęście dla Autorki- z Nią samą życie obeszło się łagodniej, niż z innymi Żydami podczas okupacji. Cała książka to relacja z życia w getcie, z dodatkiem powojennych losów Ireny. Autorka wspomina dodatkowo młodzieńczą miłość. Być może to moja subiektywna opinia, ale we wspomnieniach Pani Ireny z getta brakowało mi jakiejś grozy, ukazania odrobiny własnych uczuć, choć wiem, że nie mogę oceniać kogoś, kto przeżył takie piekło.
Dla mnie największym szokiem był teren, jaki zajmowało getto- wstyd przyznać, ale nigdy dokładnie się nie zastanawiałam, jak duże ono było.
Można przeczytać, ale są lepsze książki o tematyce holokaustu.
Czytałam wiele książek z tzw. literatury obozowej i dotyczącej II W. Ś. i najbardziej cenię relacje z pierwszej ręki. Tej książce także nie można odmówić realizmu, jednak- na szczęście dla Autorki- z Nią samą życie obeszło się łagodniej, niż z innymi Żydami podczas okupacji. Cała książka to relacja z życia w getcie, z dodatkiem powojennych losów Ireny. Autorka wspomina...
więcej Pokaż mimo to