-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać410
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2015-10-10
2015-03
Niesamowita relacja Polki, która przeżyła Oświęcim. Młoda dziewczyna, z dobrego domu, wykształcona, trafia najpierw na Pawiak, a następnie- do obozu koncentracyjnego. Zważywszy na pochodzenie Pani Krystyny, znamienne jest, jak dobrze daje sobie radę w realiach obozowych, jednocześnie nie tracąc swoich priorytetów i próbujac pomagać koleżankom w gorszej sytuacji. Ogromny szacunek dla Autorki za to, że po przeżyciu tego horroru zdecydowała się podzielić swoimi przeżyciami. Wydawałoby się, że książek opisujących życie w obozach powstało już tak dużo, że znamy ten temat- nic bardziej mylnego! Przyjrzyjmy się każdej historii z osobna- przecież każda książka opisuje los innego człowieka, ktory urodził w tym nieszczęśliwym okresie, gdy życie było tak łatwo stracić. Książki o holocauście trzeba czytać- coraz mniej wśród nas jest ludzi, którzy pamiętają II wojnę światową- kto więc, jeżeli nie my, przekaże prawdę o tym co się działo? A my znamy ją jedynie z książek, część z nas z opowiadań dziadków czy innych ludzi którzy przeżyli tamten okres. O tej tragedii, do której doprowdził jeden szaleniec, nie wolno zapomnieć!
Obóz we wspomnieniach Pani Krystyny pokazany jest od podszewki- poznajemy legendarną (w złym tego słowa znaczeniu) "piękną Irmę", Niemkę chodzącą z celofanowym pejczem i szczującą psem więźniów (została skazana na śmierć kilka lat po wojnie za zbrodnie przeciwko ludzkości), oraz inne postaci, które żyły naprawdę, dzięki czemu książka jest jeszcze bardziej przerażająca, prawdziwa. Z drugiej strony Pani Krystyna pokazuje, jak ludzie przystosowują się do życia w trudnych, ekstremalnych warunkach- nawet w obozach, jak się okazuje, były historie miłosne, pomagające zapomnieć o koszmarnej rzeczywistości. Pokazuje tych, którzy się poddali- tzw "muzułmanów"- wychudzonych do granic możliwości, oszołomionych okrucieństwem wśród którego żyją, chorych. Książka ta jest wręcz do bólu prawdziwa- odarta z jakiekolwiek cenzury, ukazuje cały brud, smród i zgniliznę moralną takich miejsc, zezwierzęcenie na linii kat- ofiara- wszystko to ujęte jest w niesamowicie realistyczny sposób.
Takie książki trzeba czytać żeby nie zapomnieć. Jesteśmy to winni naszym przodkom i ich pokoleniu. A przede wszystkim- nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, ile bólu kosztowało Autorkę napisanie wspomnień z obozu- przejść, które zostawiły na Niej ślad na całe życie. Ile siły trzeba mieć w sobie, by po pobycie w obozie koncentracyjnym żyć normalnie, śmiać się? Mam nadzieję, że życie Pani Krystyny po wojnie było szczęśliwe- przez Jej wspomnienia ukazała mi się jako kobieta wyjątkowa, a przy tym- wyjątkowo silna psychicznie.
Niesamowita relacja Polki, która przeżyła Oświęcim. Młoda dziewczyna, z dobrego domu, wykształcona, trafia najpierw na Pawiak, a następnie- do obozu koncentracyjnego. Zważywszy na pochodzenie Pani Krystyny, znamienne jest, jak dobrze daje sobie radę w realiach obozowych, jednocześnie nie tracąc swoich priorytetów i próbujac pomagać koleżankom w gorszej sytuacji. Ogromny...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11
Najbardziej kompetentne i zarazem właściwie obecnie jedyne czasopismo poswięcone w całości ptakom egzotycznym. Nr 5/2015 od razu zwrócił moją uwagę artykułem na temat kanarków kędzierzawych północnoholenderskich, które w zeszłym roku kupiłam i zaczynam hodować. Ciekawy jest także artykuł o marketingowym podejściu do hodowli- w końcu wszyscy hodowcy mają "nadwyżki hodowlane" (ptaki własnej hodowli, których nie zamierzają sobie zostawiać) i czasem problem jest ze sprzedażą ich w dobre ręce (choć, bądźmy szczerzy, nie dla każdego akurat to jest priorytetem). Tymczasem Autor proponuje całkiem niekonwencjonalne rozwiązania wyhodowania krzyżówek- dokładnie czerwonych turkotów, czyli kanarków harceńskich, skrzyżowanych z kanarkami czerwonymi (które należą do grupy kanarków kolorowych). Miałoby to na celu podnieść atrakcyjność sprzedawanych ptaków, ale z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że hodowcy z dłuższym stażem mogliby sceptycznie podejść do pomysłu- nie byłyby to prawdziwe kanarki harceńskie, z charakterystyczną dla nich melodią śpiewu. Ciężko więc byłoby reklamować je sloganem "czerwone turkoty"- i to bez względu na to, które z rodziców byłoby ojcem, a które ojcem- wd badań które dotąd zostały opublikowane, kanarki dziedziczą predyspozycje do melodii śpiewu w proporcji 2:3 od matki i tylko 1:3 od ojca. Jednak najczęściej to właśnie ojciec uczy młode samczyki pierwszych tur- lub tzw "nauczyciel". Rzecz jest jak najbardziej wykonalna, ale czyste czerwone harceny uzyskalibyśmy dopiero po kilku sezonach hodowli i selekcji hodowlanej (a o tym już Autor nie wspomina, przedstawiajac pomysł nie na polepszenie czy uatrakcyjnienie rasy, a na szbką sprzedaż wyhodowanych ptaków).
Ponadto jak zwykle w czasopiśmie znajdziemy piękne zdjęcia papug i rady dla ich hodowców (w tym numerze artykuły o rozelli czarnogłowej, księżniczce słonecznej i rudosterce krótkodziobej), oraz opisy innych egzotycznych ptaków (pekińczyk, pawie, bażanty, gołębie egzotyczne). Pomocny jest dział "chorobowy", gdzie możemy się dowiedzieć jak zapobiegać chorobom naszych ptaków, oraz co robić w przypadkach różnych schorzeń (choć nic nie zastąpi weterynarza o specjalizacji chorób ptasich, gdy mamy do czynienia z poważną chorobą, wymagającą leczenia czy jakichkolwiek zabiegów). Niestety przeciętny weterynarz o leczeniu ptaków egzotycznych nie ma pojęcia i bywa, że nawet się tego nie podejmuje. Dodatkową zaletą gazety jest wkładka pośrodku, gdzie czytelnicy mogą zamieszczać swoje ogłoszenia.
Jak najbardziej polecam miłośnikom i hodowcom ptakow egzotycznych. Jak już na początku wspominałam, obecnie jest to jedyne czasopismo o takiej tematyce i można jedynie cieszyć się, że prezentuje tak wysoki poziom. Osobiście od kilku lat prenumeruję "Nową Exotę", i mam całe roczniki tej gazety. Często wracam do starszych numerów, gdyż w tych gazetach zawarta jest kopalnia wiedzy- to są wąskie aspekty hodowli różnych gatunków papug, astryldów, kanarków i innych hodowanych przez nas ptaków.
Najbardziej kompetentne i zarazem właściwie obecnie jedyne czasopismo poswięcone w całości ptakom egzotycznym. Nr 5/2015 od razu zwrócił moją uwagę artykułem na temat kanarków kędzierzawych północnoholenderskich, które w zeszłym roku kupiłam i zaczynam hodować. Ciekawy jest także artykuł o marketingowym podejściu do hodowli- w końcu wszyscy hodowcy mają "nadwyżki...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-07
Dalsza część losów związku Any i Christiana. Nieco bajkowa historia, ale dzięki temu każda z nas może uwierzyć, że gdzieś-tam czeka na nią "książe na białym koniu" (i oby nie uwierzyla, że każdego faceta "z przeszłością" da się "nawrócić" ;) ).
Opisywana tutaj (wd niektórych irytująca) "wewnętrzna bogini" Anastazii moim zdaniem jest elementem humorystycznym, i osobiście mnie akurat się by podobała, gdyby nie te powtórzenia... Jeśli jestem już przy języku książki, ponoć dużo stracił przy nieumiejętnym przekładzie- no cóż, szkoda. Słownictwo Any ulega zmianie wraz z rozwojem akcji (dość szybkim, jak na dwa m-ce...) z "Święty Barnabo" (co było zabawne) na "o kurwa" (co ma chyba pokazać że dziewczę już takie niewinne nie jest...). Osobiście chętnie przeczytałabym to w oryginale i wtedy myślę, że osąd n.t. języka ksiązki mógłby być obiektywny (zły przekład może popsuć najlepszą powieść).
Pomimo częściowego wyjaśnienia tajemnic Christiana pierwsza część bardziej mi się podobała... Moment, gdy wyznaje Anie swój pociąg do kobiet podobnych do jego biologicznej matki był dla mnie chyba najbardziej szokujący (akurat tego się nie spodziewałam). Wd mnie to poważny problem psychologiczny (kompleks Edypa), tutaj potraktowany bardzo lekko, pomimo wizyty u dr. Flynna (a pisarka albo nie zna się na psychologii, albo chciała dodać pikanterii- co jej się udało- dla mnie osobiście nieco niesmaczne).
Pora na część trzecią. I choć akurat tę, drugą część, trochę (szczególnie początek) "wymęczyłam" momentami znudzona, jest w tej książce coś takiego, że jak już się po nią sięgnie, nie można się oderwać... Która z nas nie chciałaby tak słodkiego i ekscytującego (pomimo wszystko) życia?
Dalsza część losów związku Any i Christiana. Nieco bajkowa historia, ale dzięki temu każda z nas może uwierzyć, że gdzieś-tam czeka na nią "książe na białym koniu" (i oby nie uwierzyla, że każdego faceta "z przeszłością" da się "nawrócić" ;) ).
Opisywana tutaj (wd niektórych irytująca) "wewnętrzna bogini" Anastazii moim zdaniem jest elementem humorystycznym, i osobiście...
2015-12-02
Tom drugi "Akademii wampirów" podobał mi się jeszcze bardziej, niż pierwszy. Rose niewątpliwie zmieniła się, z resztą zmiana w jej osobowości następuje również w trakcie czytania "W szponach mrozu". Bardzo podobał mi się wstęp, w którym dziewczyna pisze o sobie- bez rozczulania się czy dziecinnych zagrywek, do których czasem uciekała się w pierwszej części. Oczywiście najbardziej ukształtują naszą bohaterkę wydarzenia finałowe...
Na korzyść książki przemawia także sceneria- luksusowy kurort, z dala od akademii. Poznajemy tam też nowe, ciekawe postaci- Adriana, moroja z królewskiego rodu, władającego, tak jak Lissa, mocą ducha. Jest to niewątpliwie ciekawa postać i mam wrażenie, że spotkamy się z lordem Iwaszkowem w dalszych tomach. Lissa w tej części pojawia się nieco rzadziej- przeżywa swoją pierwszą prawdziwą miłość i to uczucie pochłania ją całkowicie. Rose zmaga się ze swoim uczuciem do Dymitra a poczuciem obowiązku- powoli zaczyna przeważać w niej to drugie, i szuka pocieszenia w ramionach szkolnego kolegi, choć sama przed sobą nawet nie oszukuje się, że to jest w porządku. Na początku książku już pojawia się także matka Rose, z którą dziewczyna dotąd nie miała zbyt rodzinnych kontaktów- ich relacja była chłodna. Czy to się zmieni?
Ogólnie- dałam 7 gwiazdek, a książka mogłaby otrzymać 8 gdyby...
Właśnie, tu jest pies pogrzebany. Zauważyłam, że Autorka nie jest konsekwentna w tym, co pisze. W części pierwszej wyraźnie było napisane, że wampiry stając się strzygami, wyrzekają się magii. Tymczasem z tomie drugim Izajasz, przywódca strzyg, swobodnie "używa wpływu". Drugą rzeczą, którą zauważyłam, jest coraz większe podobieństwo cyklu do "Domu Nocy" P.C.Cast, ale czy Autorka pokieruje akcją i fabułą w podobny sposób, odkryję, czytając następne tomy.
Miłośnikom książek tego typu na pewno polecam :).
Tom drugi "Akademii wampirów" podobał mi się jeszcze bardziej, niż pierwszy. Rose niewątpliwie zmieniła się, z resztą zmiana w jej osobowości następuje również w trakcie czytania "W szponach mrozu". Bardzo podobał mi się wstęp, w którym dziewczyna pisze o sobie- bez rozczulania się czy dziecinnych zagrywek, do których czasem uciekała się w pierwszej części. Oczywiście...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10
Pomysł na intrygę, jaki powstał w głowie pani Link, jest doprawdy genialny. Kolejna historia rozgrywająca się w miasteczku Swansea i okolicach (nazwa tej miejscowości pojawia się także w innych powieściach Ch.Link, co pozwala podejrzewać, że Autorka ma jakiś związek z tym miejscem). Niestety, czytanie momentami mi sie dłużyło- być może poprzez niektóre przydługie fragmenty, mające na celu wprowadzenie Czytelnika w akcję (?). Bohaterowie także nie umieli wzbudzić mojej sympatii- albo dziwni, albo zamknięci w sobie i zakłamani, do tego dwie męskie szuje- wszyscy wydawało mi się jacyś tacy płascy.
Okrutna zbrodnia, jakiej dokonał Ryan, nie pozwala zrozumieć motywów postępowania tego człowieka, którego nic nie tłumaczy, nawet strach przed poniesiem konsekwencji swojego czynu. Porwanie Vanessy, żony Matthew, dla okupu, i nie zdradzenie miejsca jej pobytu ze strachu przed poniesieniem konsekwencji to szczyt tchórzostwa i niestety, przez to postać Ryana, pomimo jego skruchy, do końca wydawała mi się odrażająca. Koniec końców, i tak trafia on do więzienia za zupełnie inne przestepstwo i tutaj aż zgrzytałam zębami, bo jeszcze mógł coś zrobić. Nie zrobił nic, skazując na niewyobrażalne katusze nie tylko jedną duszę...
Właściwa akcja zaczyna się kilka lat później, kiedy poznajemy Jennę- reporterkę miejscowej gazety, oraz jej przyjaciółkę i szefową w jednym- Alexię z mężem Kenem. Dzięki Alexii, Jenna poznaje Matthew- mężczyznę, który jakiś czas temu stracił żonę, po której zaginął wszelki ślad. Mężczyzna, choć chciałby zerwać z przeszłością, nie potrafi prawdziwie związać się z Jenną, dopóki nie wyjaśni się, co zdarzyło się z jego żoną. Człowiek ten pozostał uwięziony w przeszłości, co nie pozwala mu normalnie żyć (gdyż niewiedza jest najgorsza). Jennę, z początku bardzo wyrozumiałą (szczerze mówiąc, podziwiałam ją, że potrafi związać się z mężczyzną dźwigającym tak olbrzymie brzemię- w dodatku swojej byłej(?) żony- z drugiej strony jest to dopiero początek znajomosci, i jeszcze nie wiadomo, w jakim kierunku to zmierza).
Z drugiej strony jest Nora, kobieta, która przyjęła pod swój dach Ryana po wyjściu z więzienia. Przyznam od razu, że jej postać mnie denerwowała- naiwna, słaba i chyba bardzo zakompleksiona kobietka, próbująca "nawrócić" Ryana. O wiele bardziej spodobała mi się "ex" Ryana, Debbie, której energiczna postawa i zdecydowanie w chwili, gdy przeżywała osobistą tragedię, pozwoliło mi spojrzeć z sympatią na tę postać, która z początku nie była przedstawiona z najlepszej strony. Z kolei sam Mattthew nie jawi mi się jako jakaś szczególnie ciekawa postać- przybity tragedią, ma prawo być przygaszony, ale dlaczego mam wrażenie, że jego sylwetka została niedopracowana? Człowiek ma wiele uczuć, nie tylko żałobę, a tutaj pokazanie tego bohatera przez pryzmat tego uczucia znacznie spłyciło jego wyrazistość. Bywa, że w czasie żałoby mamy gorsze i lepsze dni, szczególnie tak długiej, i to wszystko jest ludzkie- nie ma się za co biczować.
Polecam miłośnikom Pani Link, a także tym, którym nie przeszkadza nieco rozwleczona akcja (przy czym podkreślę tutaj, że pomimo ogólnego tempa rozwoju akcji, Czytelnik nie raz będzie zaskoczony).
Pomysł na intrygę, jaki powstał w głowie pani Link, jest doprawdy genialny. Kolejna historia rozgrywająca się w miasteczku Swansea i okolicach (nazwa tej miejscowości pojawia się także w innych powieściach Ch.Link, co pozwala podejrzewać, że Autorka ma jakiś związek z tym miejscem). Niestety, czytanie momentami mi sie dłużyło- być może poprzez niektóre przydługie fragmenty,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02
Znakomity kryminał, wciągający od pierwszej do ostatniej strony. Pełen "ślepych uliczek", tropów, na które Czytelnik sam by nie wpadł- fabuła jest naprawdę świetnie skonstruowana.
Honor Gillette jest młodą wdową po zmarłym policjancie, wychowującą samotnie 4-ro letnią córeczkę. Ich życie od śmierci męża Honor i ojca Emily przebiega dość jednostajnie, zupełnie jakby utknęlo w martwym punkcie. Ten poranek, kiedy w pobliżu domu Emily dostrzega rannego mężczyznę i biegnie zawiadomić o tym Honor, zmieni wszystko w dotychczasowym życiu głównej bohaterki.
Sandra Brown stworzyła doskonałą intrygę. Historię, gdzie ludzie, których pozornie znamy dobrze i dlugo, okazują się mieć swoje drugie oblicze, a ci, których najmniej o to by się podejrzewało, mają swoje alter ego. Książka nie raz i nie dwa razy zaskoczy czytelnika, choć wątek główny- relacje pomiędzy Honor a mężczyzną, który jest oskarżony o zabicie kilku osób, może po zakończeniu wydać się dość sztampowy (czego jednak podczas lektury jakoś się nie zauważa). W książce jest momentami aż duszno od emocji- mamy tutaj wątek romantyczny, akcję, trzymającą w napięciu, sylwetki bohaterów- szczegolnie tych złych- nakreślone są ze sporym rozmachem (choć przyznam, że zabrakło mi uzasadnienia takiej dwulicowości pewnych bohaterów- o ile jeszcze w przypadku Bukmachera mogę zrozumieć motywy postępowania, to juz w przypadku innych postaci, jakby zabrakło mi kawałka układanki). Jednak są to niuanse, które w nie przeszkadzaly mi w odbiorze historii, być może dlatego, że w książce naprawdę dużo dzieje.
Ze swojej strony mogę jedynie polecić tę pozycję.
Znakomity kryminał, wciągający od pierwszej do ostatniej strony. Pełen "ślepych uliczek", tropów, na które Czytelnik sam by nie wpadł- fabuła jest naprawdę świetnie skonstruowana.
Honor Gillette jest młodą wdową po zmarłym policjancie, wychowującą samotnie 4-ro letnią córeczkę. Ich życie od śmierci męża Honor i ojca Emily przebiega dość jednostajnie, zupełnie jakby utknęlo...
2015-07
Tytuł nieprzypadkowy, gdyż w ciągu tych dwóch zimowych tygodni, w kalendarzu zaznaczone są daty imienin kilku członków rodziny Borejko oraz ludzi których- jak zawsze- pełno jest dookoła nich. Pierwszoplanowe role przypadły Laurze i Róży, czyli Tygryskowi i Pyzie, nastoletnim już córkom Gabrysi. Tygrys właśnie wkracza w "trudny wiek", natomiast łagodna i sympatyczna Róża ma swoje własne problemy i rozterki wieku nastoletniego, a nawet- pierwsze miłości. W tym ostatnim aspekcie życia Róży, młodsza siostrzyczka usiłuje jej dość skutecznie namieszać...
W tle, rzecz jasna, pojawiają się bohaterowie dobrze znani z poprzednich części Jeżycjady. Pomimo mijających lat (pierwsze części Jeżycjady czytałam w wieku dziewczęcym, w latach dziewięćdziesiątych), rodzina Borejków wciąż ma dla mnie swój niepowtarzalny urok. Wszystko, nawet poważne problemy, są do przeżycia i pokazane z optymistycznej strony. Dlatego uwielbiam cały cykl za to, że pozwala "pożyć" ciepłem płynącym z każdej z jego części. W "Imieninach" klimat jest równie sympatyczny i pozytywny, jak w innych powieściach Pani Małgorzaty Musierowicz, jest tylko jedna wada- czyta się tę książkę stanowczo zbyt szybko!
Tytuł nieprzypadkowy, gdyż w ciągu tych dwóch zimowych tygodni, w kalendarzu zaznaczone są daty imienin kilku członków rodziny Borejko oraz ludzi których- jak zawsze- pełno jest dookoła nich. Pierwszoplanowe role przypadły Laurze i Róży, czyli Tygryskowi i Pyzie, nastoletnim już córkom Gabrysi. Tygrys właśnie wkracza w "trudny wiek", natomiast łagodna i sympatyczna Róża ma...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-21
Pierwsza książka Jarosława S. "Masy", pierwszego świadka koronnego w procesach przeciwko przestępczości zorganizowanej. Wiele słyszałam o samym Masie, jak i o pobudkach, które nim kierowały- byłam ciekawa, jak wygląda ta opowieść z pierwszej ręki, opowiedziana publicznie. Co w tej książce może dziwić? Fakt, że Masa, jako świadek koronny, według rozpowszechnionych dotąd wyobrażeń, powinien być odcięty od swojego dawnego środowiska (w końcu sprzedał tych, z którymi kiedyś "latał"- słynne hasło "milion za głowę Masy" też krążyło...). Po drugie- powinien odczuwać- przynajmniej publicznie- skruchę, tymczasem w tej książce, po którą sięgnęłam z czystej ciekawości, ciągle czytam o nawiązaniach do "słodkich, gangsterskich czasów", kiedy mamona płynęła jak manna z nieba, laski były na skinęcie palca, a on i chłopaki z jego grupy-trzęśli połową "miasta" a przy tym byli przystojni, bogaci- jednym słowem-nie było dziewczyny, która by się im oparła. Im dłużej czytałam (chcąc w końcu dotrzeć do tytułowych "kobiet mafii"), tym bardziej byłam zniesmaczona samozachwytem Masy nad sobą (i to po wszystkim co zrobił- jeśli gangster, to też nawalił, sprzedając kolegów- tym bardziej nie rozumiałam powodów tego samozadowolenia...), opisami imprez z jakimiś dziewczętami na jedną noc, które często "robiły to" przymuszane (wizją utraty pracy chociażby), opisami jego stanu majątkowego, tego, co miał i mógł- i tak do znudzenia (nawet dziennikarz i współautor- Artur Górski- nie dawał rady naprowadzać ex-gangstera na właściwy tor opowieści, która ma charakter rozmowy). W końcu pojawiły się ONE- "kobiety mafii"- dwie, może trzy, którym poświęcono po aż jednym rozdziale i kilka o których wspominałam się jak o bohaterach trzeciego planu. Monika S., była żona Słowika (ponoć jednego z najgorszych wrogów Masy) i Inka, ta sama, która wystawiła Jacka Dębskiego, ministra sportu, na strzał. Oceniać tych pań nie będę, gdyż nie mnie to pisane. Za to Masie wyraźnie zaimponowały "życiową zaradnością"- jak to określił. Cóż, zwał, jak zwał. Były też małe wzmianki o znacznie ciekawszych postaciach- choćby pewnej Półce, która po śmierci męża, członka włoskiej mafii, zajęła jego miejsce w jej szeregach (i to gdzieś na samej "górze"). Jednak wd pana Sokołowskiego nie była to na tyle ciekawa postać, by opowiedzieć o niej więcej- podejrzewam , że w tej opowieści zabrakłoby miejsca dla jego osoby.
Co mnie dziwi w tej książce? To, że Masa, po tym kiedy sprzedał dawnych kompanów, "skazał" siebie na status świadka koronnego, co ponoć wiąże się z odosobnieniem, zerwaniem z dawnym życiem itp. nie odczuwa żadnej skruchy. W stosunku do nikogo. Co dziwniejsze, w tej książce co i raz spotykamy dawnych znajomych Jarosława S.- a to na grillu, a to na wódeczce na działce... Wnioski? Że ta głośna sprawa z "pierwszym świadkiem koronnym" to jeden wielki kit.
Chciałam z początku przeczytać także inną książkę Masy: "O pieniądzach polskiej mafii", ale jeśli tutaj jest tyle przechwałek, niedomówień, i jak podejrzewam- przekłamań, to co dopiero w książce o temacie, jakim są pieniądze? I to bardzo duże pieniądze? Tak więc raczej sobie odpuszczę dalszą lekturę.
Jeszcze kilka słów n.t. samego tytułu. Jak wiadomo, losy kobiet czyta się chętniej niż mężczyzn (Panowie wybaczcie), szczególnie, jeśli mężczyźni tutaj nie są szczególnie ciekawymi postaciami, natomiast ich kobiety- owiane pewną mgiełką tajemnicy, niektórym kojarzą się z żonami i kochankami gangsterów z filmów amerykańskich. Ale nie zapominajmny, że u nas jest Polska. Te nasze "Kobiety mafii" są tutaj jedynie wabikiem dla potencjalnego czytelnika, gdyż o nic samych jest bardzo mało (bo chyba ciężko nazwać "kobietą mafii" prostytutkę z podrzędnej agencji czy barmankę, która "w obowiązku" ma świadczenie usług seksualnych "szefowi" i jego kolegom? Czy dziewczęta biorące udział w konkursach Miss Polski (w których warunkiem udziału była zgoda na seks)? Wszystkie te kobiety zostały przedstawione w sposób niezbyt ciekawy, gdybym miała je oceniać przez pryzmat książki, nie wzbudziłby mojej sympatii, ani nawet zainteresowania (a może chodzi o to, że ci nasi gangsterzy też jacyś tacy niezbyt ciekawi? Chciałoby się dodać: "bo to Polska, nie elegancja Francja"- jak można usłyszeć w jednym hip-hop-owym "kawałku"). Wiele razy, czytając te "słodkie wspomnienia gangstera" czułam się zniesmaczona, jeśli nie zbrukana, i nie odniosłam wrażenia, by Jarosław S., pomimo upływu lat i pewnych negatywnych przeżyć, zmądrzał... Choć ile z tego, co napisane jest w książce, a ile wydarzyło się w istocie jest prawdą, wie pewnie sam "Masa"- a może już i jemu rzeczywistość pomieszała się z przerośniętym ego, rzucającym cień na wspomnienia?
Kilka razy zmieniałam ilość "gwiazdek"- począwszy od 7-dmiu prosto po lekturze, po kilku dniach i przemyśleniu książki jako całości- do ledwie trzech. Wypadałoby więc dać gdzies po środku- czyli 5 na 10 gwiazdek. A dodatkowy punkt za to, że książka momentami mnie bawiła pewnym niezamierzonym humorem sytuacyjnym...
Pierwsza książka Jarosława S. "Masy", pierwszego świadka koronnego w procesach przeciwko przestępczości zorganizowanej. Wiele słyszałam o samym Masie, jak i o pobudkach, które nim kierowały- byłam ciekawa, jak wygląda ta opowieść z pierwszej ręki, opowiedziana publicznie. Co w tej książce może dziwić? Fakt, że Masa, jako świadek koronny, według rozpowszechnionych dotąd...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-27
W tej części "Akademii wampirów" akcja nabiera tempa stopniowo. Książka zaczyna się od wizyty Lissy, Rose i kilku innych morojów oraz dampirów na dworze królowej Tatiany, która- jak się okaże- ma własne plany względem Lissy. Czy księżniczka okaże się pokorna i podatna na wpływy? A może, w postępowaniu Królowej, kryje się jakiś haczyk? Co będzie, jeśli w przyszłości Lissa- nieświadoma planów wobec swojej osoby, postanowi obrać własną drogę?
Z Rose od samego początku dzieją się dziwne rzeczy. Ma "omamy", zmienne nastroje. Będzie to miało swoje konsekwencje, ma także przyczynę, przez ktorą z naszą bohaterką nie zawsze jest najlepiej.
Miałam nadzieję, że w tym tomie "będzie więcej Adriana", ale oprócz opisów jego treningow z Lissą i pewnego incydentu pod koniec książki, jest go stanowczo za mało... Chwilami odnosiłam wrażenie, jakby pani Mead zabrakło koncepcji na rozwinięcie jego wyrazistej postaci, która przecież temperament ma bujny i pokierowanie takim bohaterem wymaga skupienia się na nim- a póki co, jest on drugo-, jeśli nie trzecio-planowy. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach lorda Iwaszkowa poznamy lepiej, gdyż niewątpliwie wzbudził moją sympatię.
Rose i Dymitr... Obydwoje w końcu przestają bronić się przed uczuciem, które ich łączy- ale dlaczego wiedziałam, że jeśli udalo się im znaleźć- przynajmniej w planach- jakieś rozwiązanie na przyszłość, coś bedzie nie tak? Koniec jednakże wbił mnie w fotel, tego się nie spodziewałam, do końca myślałam, że to pomyłka...
Następna sprawa- relacje Rose i Lissy. Szczerze mowiąc, Wasylisa Dragomir wydaje mi się coraz bardziej mdłą postacią- może jest to kontrast przy innych, ciekawszych charakterologicznie bohaterach (jak choćby Christian, jej chłopak). Jednak mam też wrażenie, że także tutaj- tak jak w przypadku Adriana, Autorka mogłaby "nie spłaszczać" tak hojnie obdarzonej przecież rozmaitymi przymiotami postaci (gdyż Lissa w żadnym wypadku nie jest przeciętna, a można by to pokazać wyraźniej- choć i tutaj mam przeczucie, że chwile Dragomirówny dopiero nadejdą). Póki co, wzajemne relacje dziewczyn ulegają rozluźnieniu, Rose, przytłoczona tym, co się z nią dzieje, wręcz czasem specjalnie unika Lissy... (Z drugiej strony to, ze Lissa odgadła uczucia Rose względem Dimki dopiero pod koniec tego tomu, nieco dyskredytuje ją jako przyjaciółkę. Tym bardziej, ze już w pierwszym tomie zauważyła, że Dymitr jest bardzo przystojny- pozostaje przypuszczać, że później zbyt pochłonęły Lissę jej własne sprawy i pierwsza miłość...).
Jak juz pisałam, zakończenie po prostu mnie zaszokowało. Czy wybrałabym tak samo, jak Roza (udzielilo mi się :D )? Niewątpliwie stawia wszystko na jedną kartę, i co mnie dziwi- nikt nie próbuje dziewczynie wytłumaczyć, że jej postępowanie- według zasad logiki- nie tylko nie ma żadnego sensu, a jedynie może narazić ją samą na wielkie niebezpieczeństwo... Ale ja nie jestem dampirem, jak jej matka, choć relacja obu pań- choć z każdym tomem sie poprawia- daleka jest od normalnych stosunków matki z córką, a szkoda, gdyż, jak podejrzewam, Janine nie tylko zrozumiałaby problemy córki, to jeszcze mogłaby okazać się całkiem niezłą przyjaciółką (sęk w tym, że nie każda matka umie przyjaźnić się z własną córką).
Po "Pocałunku cienia", miałam zrobić sobie małą przerwę w czytaniu Akademii, ale już tego samego wieczora sięgnęłam po "Przysięgę krwi"- nastepną część... Co mówi chyba samo za siebie.
W tej części "Akademii wampirów" akcja nabiera tempa stopniowo. Książka zaczyna się od wizyty Lissy, Rose i kilku innych morojów oraz dampirów na dworze królowej Tatiany, która- jak się okaże- ma własne plany względem Lissy. Czy księżniczka okaże się pokorna i podatna na wpływy? A może, w postępowaniu Królowej, kryje się jakiś haczyk? Co będzie, jeśli w przyszłości Lissa-...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07
Ostatni tom "Rodziny Casteel" jest retrospekcją do czasów młodości Leigh van Voreen, matki Heaven. Możemy w nim poznać dokładne dzieje i zrozumieć, dlaczego historia potoczyła się tak, dlaczego- co wiemy z poprzednich części- Leigh, będąc w ciąży, uciekła z domu. Wszystkiego dowiadujemy się z prowadzonego przez nią pamiętnika, w którym dziewczyna opisuje wszystkie ważne dla niej wydarzenia i towarzyszące im emocje.
W tej części możemy zauważyć, że matka Leigh- Jillian, jest wyjątkowo egoistyczną kobietą, skupioną wyłącznie na sobie i swojej urodzie. Dla Leigh, to co się dzieje po rozwodzie rodziców i poślubieniu przez matkę młodszego Tony'ego Tattertona, jest początkiem gehenny. Leigh z matką przenoszą się do posiadłości młodego męża Farthingale Mannor, w prawdzie pięknej, ale też pełenej tajemnic i sprawiającej, że dziewczyna czuje się osamotniona- jedyną pociechą jest mały braciszek Tony'ego, Troy, z ktorym chętnie spędza czas. Z czasem małżeństwo matki przestaje być tak idealne, jak Jillian van Voreen sobie wymarzyła, potrzeby młodego męża zaczynają ją denerwować. Jesteśmy świadkiem, jak perfidną kobietą staje się Jillian, chcąc zatrzymać Tony'ego przy sobie. Sama nie chcąc spełniać "obowiązków małżeńskich" w jego rece wpycha własną córkę- co, jak wiemy z poprzednich części, będzie początkiem całej lawiny nieszczęć. Żeby jednak nie psuć Wam przyjemnosci czytania tej jednej z ciekawszych części cyklu "Rodzina Casteel", resztą pozostawię niedopowiedzoną. Mnie książka podobała się bardzo, choć rzecz jasna, nie każdemu pasuje styl pisania V. C. Andrews. Mamy tutaj ulubione przez Autorkę tematy- wykorzystywanie seksualne, niewinność nastoletnich dziewczyn (co mnie jednak dziwi, gdyż w wieku kilkunastu lat, w XX wieku, już każda młoda dziewczyna wie co jest słuszne, a o nie- a to, że czasem się pogubi, to już inna sprawa i chyba na tym należałoby się skupić). Pomimo pewnych uwag, jakie zostawię dla siebie (dotyczą one raczej całej twórczości V.C Andrews), polecam tę książkę jako dopełnienie cyklu "Rodzina Casteel"- wiele jest tutaj wyjaśnione z perspektywy samej Leigh (skutki tych wydarzeń dosiegną także jej córkę- Heaven-Leigh Casteel). Książka ta pozwala nam lepiej zrozumieć motywy postępowania Leigh- ucieczkę z domu, związanie się z Lukiem Casteel'em, przeprowadzkę do jego rodzinnego domu w "Górach Strachu"- wcześniej Czytelnik nie wiedział, co mogło skłonić piękną, bogatą i z wielkimi perspektywami na szczęśliwe życie dziewczynę do ucieczki z ledwo co poznanym chłopakiem. Po tej lekturze jestem osobiście w stanie o wiele bardziej zrozumieć postępowanie matki Heaven. .
Ostatni tom "Rodziny Casteel" jest retrospekcją do czasów młodości Leigh van Voreen, matki Heaven. Możemy w nim poznać dokładne dzieje i zrozumieć, dlaczego historia potoczyła się tak, dlaczego- co wiemy z poprzednich części- Leigh, będąc w ciąży, uciekła z domu. Wszystkiego dowiadujemy się z prowadzonego przez nią pamiętnika, w którym dziewczyna opisuje wszystkie ważne dla...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03
Heaven wydaje się w końcu znaleźć szczęście- jest żoną Logana, nawet w jakiś sposob ułożyła stosunki z siostrą Fanny. Opiekuje się Drakiem, ma także córkę-Annie (imię nadane na część babci), która przyjaźni się (czy tylko?) z synem Fanny, Lukiem juniorem. I gdy wszystko wygląda w miarę dobrze (pomijając ekscesy niepoprawnej- łagodnie mówiąc- Fanny), rodzina Stonewellów jedzie na przyjęcie urodzinowe Fanny, gdzie siostry znow zaczynają się kłócić. W drodze powrotnej samochód ulega wypadkowi, z którego żywa wychodzi jedynie Annie, jest jednak sparaliżowana i zrozpaczona utratą oboojga rodziców.
W tym momencie- jak za dotknięcie czarodziejskiej różdżki- w życie kolejnej potomkini Leigh Van Voreen, babki Annie, wkracza Tony Tatherton- wpływowy i charyzmatyczny potentat finansowy, oferując pooc w rehabilitacji Annie. Warunek jest jeden- dziewczyna musi się przeprowadzić do Farthy, rodowej siedziby rodziny, gdyż "tam uzyska najlepszą opiekę". Annie, nie znając przeszłości swojej matki z okresu, gdy Heaven mieszkała w Farthy, decyduje się wyjechać- w końcu od małego razem z Lukiem wyobrażali sobie to miejsce jako piękny pałac, z zadbanymi ogrodami, pełnymi romantycznych zakątków... "Zabawa w Farthy" była ich ulubionym sposobem spędzania czasu.
Jaka okaże się rzeczywistość? Czy Tony, o którym Heaven w ogóle nie wspominała, okaże się miły? I dlaczego właśnie matka nic nie mówiła Annie o tym, że mieszkała kiedyś w Farthy?
Odpowiedź na te pytania będzie dla Annie wstrząsem...
Czy decydując się na wyjazd, dziewczyna dobrze robi? Dowiecie się czytając "Bramy raju".
Heaven wydaje się w końcu znaleźć szczęście- jest żoną Logana, nawet w jakiś sposob ułożyła stosunki z siostrą Fanny. Opiekuje się Drakiem, ma także córkę-Annie (imię nadane na część babci), która przyjaźni się (czy tylko?) z synem Fanny, Lukiem juniorem. I gdy wszystko wygląda w miarę dobrze (pomijając ekscesy niepoprawnej- łagodnie mówiąc- Fanny), rodzina Stonewellów...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-01
Kolorowanka w wersji kieszonkowej- bez trudu zmieści się nawet w niedużej torebce (plus mała kosmetyczka z przyborami ;) ). Wzory do kolorowania są rozmaite, od mandali, poprzez kwiaty, zwierzęta, oraz różne esy-floresy. Jedyne, co może odrobinę przeszkadzać, to mały rozmiar kolorowanych wzorów, ale zaa to szczegóły nie są specjalnie drobne. Z resztą- w końcu jest to wydanie kieszonkowe.
Osobiście noszę tę ksiązeczkę często w torebce- pomaga mi w poczekalni u dentysty, przed ważnym egzaminem, czy gdziekolwiek indziej.
Kolorowanka w wersji kieszonkowej- bez trudu zmieści się nawet w niedużej torebce (plus mała kosmetyczka z przyborami ;) ). Wzory do kolorowania są rozmaite, od mandali, poprzez kwiaty, zwierzęta, oraz różne esy-floresy. Jedyne, co może odrobinę przeszkadzać, to mały rozmiar kolorowanych wzorów, ale zaa to szczegóły nie są specjalnie drobne. Z resztą- w końcu jest to...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-11
Pierwsza "kolorowanka dla dorosłych", jaka wpadła w moje ręce. Przyznam od razu, że spodobało mi się to zajęcie, dlatego w niedługim czasie pojawiły się jeszcze inne.
"Tajemny ogród" ma bardzo ciekawe wzory do pokolorowania, niestety- momentami są one zbyt drobne (wymagają bardzo cienkiej kreski), a papier w tej książce... cóż, nie należy do najlepszych- jest cienki i przy malowaniu flamastrami tusz przebija na drugą stronę- ale jest to jedyna uwaga z mojej strony pod adresem tej "kolorowanki". Książka to niedociagnięcie nadrabia przepięknymi, typowo angielskimi obrazkami do wypełnienia kolorem- piękne ogrody, chatki z płotkami i drzewami wokół, bukiety, motyle...
Pierwsza "kolorowanka dla dorosłych", jaka wpadła w moje ręce. Przyznam od razu, że spodobało mi się to zajęcie, dlatego w niedługim czasie pojawiły się jeszcze inne.
"Tajemny ogród" ma bardzo ciekawe wzory do pokolorowania, niestety- momentami są one zbyt drobne (wymagają bardzo cienkiej kreski), a papier w tej książce... cóż, nie należy do najlepszych- jest cienki i przy...
2015-11-25
Lektura przydatna dla osób interesujących się dziedzicznością cech- genetyką. Nie jest to lektura przydatna jedynie dla tych, którzy uczą się biologii na wyższej uczelni i w ostatnich klasach liceum o profilu biol.-chem., chociaż być może przy opracowywaniu niektórych tematów będzie niewątpliwie przydatnym dodatkiem. Nie jest to typowe opracowanie naukowe, stanowi dodatek do wiedzy, którą już trzeba posiadać- zawarte w książce tabele pokazują, jakie cechy u człowieka mają charakter dominujący, a jakie recesywny (chodzi o kolor włosów, oczu itp). To może się wydać najciekawsze dla czytelnika.
Książka osobiście pozwoliła mi się dowiedzieć, jak to możliwe, że mam grupę krwi inną niż obydwoje rodzice- co do tej pory było dla mnie nie do uwierzenia ;) (kopia genu na moją grupę krwi ma po prostu charakter recesywny.
Niewątpliwie przydatna dla hodowców różnych zwierząt, choć jedynie pobieżnie porusza temat dziedziczności cech u zwierząt hodowlanych, pozwala zapoznać się z podstawami genetyki (nie mniej, żeby zrozumieć o czym mowa, należy znać przynajmniej pojęcie dziedziczenia cech o charakterze dominującym czy recesywnym oraz dwa podstawowe prawa Mendla).
Polecam osobom chcącym zgłębić swoje początki nauki praw dziedziczenia, czyli genetyki. Jednak uprzedzam, że dla całkowitego amatora nie wszystko tutaj może być zrozumiałe (jeśli nie odłoży on tej pozycji ze zniechęceniem).
Lektura przydatna dla osób interesujących się dziedzicznością cech- genetyką. Nie jest to lektura przydatna jedynie dla tych, którzy uczą się biologii na wyższej uczelni i w ostatnich klasach liceum o profilu biol.-chem., chociaż być może przy opracowywaniu niektórych tematów będzie niewątpliwie przydatnym dodatkiem. Nie jest to typowe opracowanie naukowe, stanowi dodatek...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-14
2015-12-15
Książka ta zawiera ogólne zasady stosowania diety zaproponowanej przez Autorkę- od wyjaśnienia, jakich pokarmów powinniśmy unikać i dlaczego, po tabelki z wykresami pokazującymi, jak szybko można stracić określoną ilość kilogramów, po przepisy zapronowane przez Haylie Pomroy.
Według mnie dieta ta jest dość restrykcyjna- żadnych soków owocowych (za pewne ze względu na obecność fruktozy), pszenicy, kukurydzy, nabiału, soi, cukru rafinowanego (w żadnej postaci), kofeiny, alkoholu, owoców suszonych, słodzików, ani nawet beztłuszczowej i według innych "dietetycznej" żywności- zalecane są wyłącznie produkty, które zaproponowała Autorka. Przyznam, że mnie by takie zadanie przerosło, i naprawdę musiałabym się "zawziąć", by stosować się do tych zaleceń... Jednak napis na okładce mówi sam za siebie- "10 kg w 28 dni"- a myśle, że póki co aż tyle chudnąć nie muszę...
Zastanawia mnie jednak, czy ludzie stosujący dietę pani Pomroy, powinni robić to bez konsultacji z lekarzem (najlepiej gastrologiem czy dietetykiem, ale nawet lekarz rodzinny, znający nasz stan zdrowia, może mieć dużo ważnych uwag)- i moja odpowiedź brzmi- w żadnym wypadku nie. Przy tak restrukcyjnych dietach niezbędna jest porada u lekarza prowadzącego (lub dietetyka, a w zależności od schorzeń, jakie posiadamy, także z innymi lekarzami) oraz wykonanie badań krwi (morfologia, cukier, wątroba itp) czy innych zleconych przez lekarza. Uważam bowiem, że tak silna dieta może być zbyt obciążająca dla przeciętnego organizmu.
Książka ta zawiera ogólne zasady stosowania diety zaproponowanej przez Autorkę- od wyjaśnienia, jakich pokarmów powinniśmy unikać i dlaczego, po tabelki z wykresami pokazującymi, jak szybko można stracić określoną ilość kilogramów, po przepisy zapronowane przez Haylie Pomroy.
Według mnie dieta ta jest dość restrykcyjna- żadnych soków owocowych (za pewne ze względu na...
2015-12-16
Marek Harny pisze od ponad 40-stu lat. W dodatku pisze dobrze, żeby nie powiedzieć- bardzo dobrze (z innymi jego powieściami dotąd niestety nie miałam przyjemności się spotkać). Dlaczego więc nie jest w krajowej czołówce? Tego nie wiem ani ja, ani wydawca książki p.t."Wolontariuszka"... Warsztat niemal doskonały, fabuła powieści niebanalna i ogromnie wciągająca (w pierwszej chwili, sięgając po tę książkę, chciałam ją jedynie przejrzeć- zanim się obejrzałam, byłam na 50-tej stronie). Postaci są skonstruowane tak prawdziwie, że momentami zastanawiałam się, czy nie jest to historia oparta na prawdziwych wydarzeniach. Również to samo można powiedzieć o samej historii- jest do bólu prawdziwa, bez żadnego przerysowania, uwypuklania któregoś z wątków (choć książka porusza wiele tematów, i żadne z nich nie są łatwe ani płytkie). Poruszane są trudne tematy: wiary, narkomanii, bezdomności, alkoholizmu, walki o prawa rodzicielskie, polskiego prawa które nie jest doskonałe, ośrodków pomocy ludziom którzy tego najbardziej potrzebują i jeszcze kilka innych, równie ważnych kwestii (jak choćby wojna domowa w Sudanie- oczywiście część z tych wątków są to jedynie wątki poboczne, główny nacisk Autor kładzie na nasze, polskie problemy).
Na tym tle rozkwita historia miłości Agnieszki i Michała- młodych ludzi pozornie z kompletnie dwóch różnych światów. Agnieszka- pozornie idealistka z "dobrego domu", maturzystka planująca studia, chcąca być wolontariuszką w ośrodku dla narkomanów i Michał- wychowawca z ośrodka, ojciec nieślubnego dziecka, karany, wychowanek Domu Dziecka, a także człowiek, mający w przeszłości problemy z używkami, skazany na ponowną odsiakę... Pomiędzy dwojgiem tak pozornie różnych ludzi zaczyna się coś dziać. Jednak czy pomimo przeszkód, jakie napotka ich miłość w szarej rzeczywistości, pokonają to, co złe, i będą umieli "spotkać się w pół drogi"? Czy znajdą swoja przystań?
Książka ta jest ciekawym przykładem pokazania psychiki zwykłego człowieka- gdyż nasi bohaterowie są ludźmi, jakich spotykamy codziennie, tak samo jak bohaterowie drugoplanowi- będący jednoccześnie narratorem Szymon, matka Agnieszki.
Warto przeczytać, naprawdę warto. I nawet nie potrafię w jednym zdaniu napisać dlaczego- niemniej gorąco polecam! Książka na pewno nie płytka, a pozostawiająca w Czytelniku wiele refleksji nad życiem.
Marek Harny pisze od ponad 40-stu lat. W dodatku pisze dobrze, żeby nie powiedzieć- bardzo dobrze (z innymi jego powieściami dotąd niestety nie miałam przyjemności się spotkać). Dlaczego więc nie jest w krajowej czołówce? Tego nie wiem ani ja, ani wydawca książki p.t."Wolontariuszka"... Warsztat niemal doskonały, fabuła powieści niebanalna i ogromnie wciągająca (w pierwszej...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-22
2015-12-23
Sylwetki 101 najsłynniejszych postaci, które swoim życiem wniosły znaczący dorobek dla dziedzictwa kulturowego Polski i świata. Są tutaj zarówno opisy życia, jak i dokonań postaci, takich jak wybrani królowie Polski, politycy, fiolozofowie, naukowcy i inni, których nie sposób pominąć w kształtowaniu dziejów świata na przestrzeni ostatnich 10-11 wieków.
Książka ta mogłaby przypominać wiele innych, podobnych, gdyby nie interesujący sposób pisania o bohaterach wydarzeń, które kiedyś miały miejsce. Nie są to bynajmniej suche, biograficzne fakty i daty, jakie możemy znaleźć choćby w "Encyklopedii" (której znaczenia bynajmniej nie umniejszam). Tutaj są po prostu opisane fakty, które w "Encyklopedii" z pewnością zostałyby pominięte (np wzajemne stosunki Władysława Jagiełło i jego żony Jadwigi- a jest to tylko jeden z przykładów). Miłośnikow historii gorąco namawiam do przeczytania tej pozycji.
Sylwetki 101 najsłynniejszych postaci, które swoim życiem wniosły znaczący dorobek dla dziedzictwa kulturowego Polski i świata. Są tutaj zarówno opisy życia, jak i dokonań postaci, takich jak wybrani królowie Polski, politycy, fiolozofowie, naukowcy i inni, których nie sposób pominąć w kształtowaniu dziejów świata na przestrzeni ostatnich 10-11 wieków.
Książka ta mogłaby...
Książka ta budzi wśród Czytelników najróżniejsze emocje, jak z resztą widać z zamieszczonych opinii. Właściwie każdy ma coś do zarzucenia, ale... czyta! Czy nie o to chodzi?
Anastazję (Anę) poznajemy w chwili kiedy ma za chwilę ukończyć collage i wybrać studia (w USA jest nieco inny system szkolnictwa). Jest dziewczyną raczej nieśmiałą, nieświadomą własnej urody, i nie bardzo wie, co chce robić w życiu. Z kolei Christian Grey to- w wieku 26 lat- potentat finansowy, prezes firmy zajmującej się dość szeroką dzialalnoscią, bajecznie bogaty i przy tym przystojny. Ma jednak nie do końca poprawne relacje damsko-męskie- nie uznaje normalnych związków, jedyna forma bliskości, jaka go interesuje, opiera się na opracowanym przez niego kontrakcie, na zgodę w zabawach w stylu sado-macho.
Pierwsze spotkanie Any i Christiana wypada zupelnie przypadkowo, następne sa już natomiast wyreżyserowane przez Greya, który chce lepiej poznać Anę. Jak potoczy sie ta znajomość, tak- pozornie- dwóch różnych osobowości?
Ja część pierwszą "połknęłam" szybko, pomimo irytujacych mnie niekiedy zachowań Any (przychodzą mi same niezbyt literackie okreslenia, moze poprzestanę na "chciałabym, ale boje się"- co jednak w pelni nie oddaje przesłania). Ostatecznie, gdyby nie cielęce wręcz zauroczenie Christanem, żadna normalna kobieta, dodajmy tutaj- dziewica, nie poszłaby na warunki opisane w "kontrakcie". No chyba, że to ja jestem z innej bajki, lub-cóż- z innej epoki...
Nieco irytujacy jest na pewno zdziecinnialy język, jakim posługuje się główna bohaterka (choc ponoć w dużej mierze jest to także wina tlumaczenia). I o ile w to jestem w stanie uwierzyć, to "wewnetrzną boginię", pojawiającą się na co drugiej stronie, muszę uznać za fakt... Zastanawiałam się momentami, dlaczego wydawca nie zwrócił Autorce uwagi na zbyt częste powtórzenia pewnych sformułowań? (Nie wspomnę już o tym, że takie szukanie w sobie "drugiej siebie" zakrawa mi na schizofrenię ;) ).
Pomimo tego debiut uważam za udany- niby wszyscy krytykują, wytykają niedoskonałości- ale sięgają po "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Mnie osobiscie książka się podobała- wręcz nie mogłam się oderwać :).
Książka ta budzi wśród Czytelników najróżniejsze emocje, jak z resztą widać z zamieszczonych opinii. Właściwie każdy ma coś do zarzucenia, ale... czyta! Czy nie o to chodzi?
więcej Pokaż mimo toAnastazję (Anę) poznajemy w chwili kiedy ma za chwilę ukończyć collage i wybrać studia (w USA jest nieco inny system szkolnictwa). Jest dziewczyną raczej nieśmiałą, nieświadomą własnej urody, i nie...