Biblioteczka
2023-06-23
2015-11-01
2023-05-15
2016-06-23
"TO LUDZIE DEPRAWUJĄ BOGÓW.”
kiedyś plemiona słowiańskie składały Światowidowi krwawe ofiary z chrześcijańskich misjonarzy. Na przebłaganie i ku Jego wiecznej chwale. Ale Światowid umarł. W samotności i zapomnieniu. Zapłonęły stosy heretyków. W imię Jezusa. Na przebłaganie i ku Jego wiecznej chwale. Dziś świszczą kule, wybuchają bomby, słychać krzyki islamskich fundamentalistów: „Allahu Akbar”, płacz i jęki konających ofiar. Na przebłaganie i ku Jego wiecznej chwale.
Czy właśnie tego chcą od nas Bogowie? Czy to raczej ta ukryta w nas bestia, wiecznie złakniona ludzkiej krwi? To ludzie deprawują Bogów. Bogów skazanych na długą agonię w samotności.
czy zdarza wam się czasami, po lekturze jakiejś książki, przeżywać wewnętrzny konflikt między Czytelnikiem, a ukrytym w was Fanem?
„Samotność Bogów” jest niezwykle interesującą powieścią. Dobrze napisaną. Błyskotliwą. Mądrą - tą rzadko ostatnio spotykaną w literackim świecie Mądrością Uniwersalną.
A jednak nie jest to książka dla mnie. Nie wpasowuje się w moją prywatną fandomską definicję „dobrej literatury”. Nie wiem… może to ta konwencja baśni? Podobno nikt nie jest za stary na baśnie, jednak ja uważam, że jestem. Nie ten wiek, czy nie ta wrażliwość?
niemniej, gorąco polecam tę niezwykłą lekturę. O gustach się nie dyskutuje, ale walory literackie i moralne są wartościami uniwersalnymi (a przynajmniej powinny takie być).
"TO LUDZIE DEPRAWUJĄ BOGÓW.”
kiedyś plemiona słowiańskie składały Światowidowi krwawe ofiary z chrześcijańskich misjonarzy. Na przebłaganie i ku Jego wiecznej chwale. Ale Światowid umarł. W samotności i zapomnieniu. Zapłonęły stosy heretyków. W imię Jezusa. Na przebłaganie i ku Jego wiecznej chwale. Dziś świszczą kule, wybuchają bomby, słychać krzyki islamskich...
2023-03-28
2022-12-12
2022-11-09
2017-04-24
2021-01-29
2022-09-28
2022-08-09
2022-06-06
2017-11-06
2017-11-19
ZJEŁCZAŁY NEKTAR Z PRZYWIĘDŁEGO KWIATU PAPROCI
zachęcona pozytywną opinią przyjaciółki, z początkiem listopada postanowiłam przejść przyspieszony kurs na szeptuchę. W tym celu udałam się do Bielin, ludowego serca współczesnego słowiańskiego Królestwa Polskiego, gdzie miałam się uczyć u samej Baby Jagi. W tym czasie praktyki u tej samej szeptuchy rozpoczęła Gosława Brzózka, więc tak się jakoś złożyło, że została moim przewodnikiem po słowiańskim (pół)światku.
Czym zasłużyłam sobie na tak zapalczywy gniew słowiańskich bogów, aby karali mnie jej wątpliwym towarzystwem?! Nie zrozumcie mnie źle… Gosia jest całkiem sympatyczną idiotką i gdybym miała spędzić z nią jeden weekend, pewnie mogłoby się obyć i bez krwawych ofiar. Ba, mogłybyśmy się nawet całkiem znośnie bawić. Ale na dłuższą metę jej towarzystwo jest niczym tortura w najgłębszym kręgu piekła. Głupiutka jak ameba, emocjonalne niedorozwinięta, bywała niekiedy całkiem zabawna, zdecydowanie częściej jednak wściekle irytująca.
W tym miejscu muszę przyznać, że choć Gosia (w przeciwieństwie do mnie!) nie była zainteresowana niczym, co miało słowiańskie korzenie, cierpliwie opowiadała mi o kulturze i wierzeniach naszych pradziadów. Starała się, jak mogła. Chwilami, jak na mój gust, aż za bardzo. Swoim pedagogicznym tonem nierzadko wyprowadzał mnie z równowagi. Niemal fizycznie poczułam, jak intelektualnie cofam się do wieku przedszkolnego. Być może był to jej świadomy zamysł, bym mogła się z nią zrównać…? "To jest krowa. Krowa jest ssakiem. Ma cztery nogi i daje mleko. A to Marzanna. Marzanna jest boginką. Albo raczej demonem. Topi się ją na pożegnanie zimy. I puszcza wianki. A to jest Mieszko. Mieszko… MIESZKO. ♥ ♥ ♥". (I tak dalej, i tym podobne…).
No tak… Bo musicie wiedzieć, że Gosia, poza intelektualnym i emocjonalnym niedorozwojem, cierpi również na syndrom starej panny. W czasie, kiedy ja usilnie próbowałam zgłębić wiedzę o zawodzie szeptuchy, słowiańskich wierzeniach i demonologii, ona na gwałt szukała męża. A jak już znalazła odpowiedniego kandydata (czytaj: pierwszego Polanina na sterydach, jaki jej się nawinął po przyjeździe do wsi), była zbyt zajęta pierdzeniem serduszkami, żeby skupić się na nauce, czy choćby własnym przeznaczeniu.
podczas swoich pierwszych wędrówek w towarzystwie Gosławy przypadkiem zawędrowałyśmy do fabryki Lukrowanych Serduszek im. Katarzyny Bereniki Miszczuk. Jest to chyba największa konkurencja dla Fabryki Czekolady Willy’ego Wonka. Gosia była wniebowzięta. Wreszcie znalazła sposób, by dać upust swojemu zachwytowi do twardych ramion i umięśnionej klatki piersiowej Mieszka. Ja czułam się zniesmaczona. Kocham słodkości, ale nawet dla mnie było w tym za dużo cukru. Stanowczo za dużo. Po wszystkim, nawet ziółka Baby Jagi nie pomogły.
krótko po przyjeździe do Bielin moja przewodniczka dowiedziała się, że nie jest normalną studentką medycyny (co mnie wcale nie zaskoczyło – normalni studenci medycyny znają choć podstawy medycyny naturalnej). Ma swoje Przeznaczenie, które musi się wypełnić. Z początku nawet trochę mi się jej żal zrobiło. Oto najczystszej wody idiotka, która nie tylko nie wierzy w bogów, ale też nic prawie nie wie na ich temat, w najbliższych dniach będzie musiała stawić im czoło, a także ich demonicznym wysłannikom. Ale jak tu nie zobojętnieć na los kogoś, kto sam nie bardzo się przejmuje swoim Przeznaczeniem? Podczas, kiedy Baba Jaga wraz z Mieszkiem, dwoili się i trioli, żeby utrzymać niebogę przy życiu, jej jedynym zmartwieniem były majtki z Hello Kitty po promocyjnej cenie, których nie udało się jej nabyć, a jedynym sensem życia twardy brzuch Mieszka. W końcu chyba nawet Szeptucha musiała postawić na niej krzyżyk, gdyż zamiast zamknąć ignorantkę w pokoju pełnym opasłych tomiszczy o skutecznych metodach obrony przed strzygami i wąpierzami ta… dała jej urlop. A ponieważ jedynie Gosia była oficjalną praktyką Szeptuchy, również i ja dostałam na ten czas wolne. Wolne od wiedzy, po którą tam pojechałam, ale nie od Gosi. O Wszechwładny Świętowicie, za co mnie tak karzesz?!
w czasie, kiedy moja lepka od cukru przewodniczka wzdychała do swojego rycerza na białym koniu, uciekała przed kleszczami i popełniała jedną gafę za drugą, ja pozwalałam myślom swobodnie brykać po sobie tylko znanych terenach. Wówczas w mojej głowie rodziły się pytania. Jak to się stało, że w państwie, w którym tak dalece poważa się szeptuchy, iż każda absolwentka medycyny, aby móc zostać lekarzem musi odbyć obowiązkowe praktyki w tym zawodzie, Gosia przebrnęła przez wszystkie etapy nauki bez podstawowej wiedzy o właściwościach leczniczych ziół? Ile średnio zarabia szeptucha, bo widząc, na co mogła sobie pozwolić jej praktykantka bez praktyki, być może powinnam rozważyć zmianę zawodu? Po co nieśmiertelnym bogom kwiat paproci? W jaki sposób zmienić on może układ sił w boskim świecie? Jeżeli paproć zakwita średnio co 1000 lat i zawsze objawia się tym, którym przeznaczone jest zerwać kwiat, to co się stało z kwiatami paproci zakwitłymi w poprzednich latach? Gosia niestety nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytać (co mnie wcale nie zdziwiło). A może nawet się nad nimi nie zastanawiała? Zbyt zajęta podziwianiem fizycznych walorów swojego lubego i chwaleniem się figami z Hallo Kitty czy piżamą w misie, z rzadka raczyła mnie od niechcenia luźnymi anegdotkami ze świata słowiańskich zabobonów, unikając udzielania bardziej szczegółowych wyjaśnień.
i tak mijały nam dni. Ona kleiła się do Mieszka i zasypywała go swoimi lukrowanymi serduszkami. On udawał niedostępnego. Demony z całej okolicy szykowały się na pyszną potrawkę z naszych trucheł. Bogowie chodzili zirytowanie, że akurat w rękach takiej ignorantki leżą losy ich przyszłej władzy i potęgi. A ja plułam sobie w brodę, że nie zdecydowałam się jednak na praktyki u Welesa. On przynajmniej jest bogiem. I przypomina mi Lokiego. Jest nawet jeszcze lepszy, bo słowiański. ♥
czekałam i czekałam, ale nic się nie wydarzyło. Gosia poszła z Mieszkiem w krzaki, szukając kwiatu paproci. Do tej pory nie wrócili. Za jakiś czas mam się z nią spotkać ponownie. I przysięgam na wszystkich bogów słowiańskiej ziemi, że jeśli do tego czasu choć odrobinę nie zmądrzeje, osobiście przyniosę Welesowi jej głowę nabitą na pal.
reasumując… Pojechałam do Bielin, aby dowiedzieć się więcej o naszych narodowych korzeniach, a nie odkryłam niczego poza tym, o czym rozpisuje się cioteczka Wiki. Chciałam też nieco odpocząć, zabawić się i to jedno do pewnego stopnia się udało. Gdyby tylko Gosia zasłużyła sobie na miano homo sapiens. I gdyby na każdym kroku nie częstowała mnie mdlącymi wyrobami z fabryki pani Miszczuk. Gdyby…
jest jednak jedno wyraziste wspomnienie z tamtych długich wieczorów w towarzystwie Gosławy, jakie na trwałe wyryło się w mojej pamięci. Skarb, który ktoś skrzętnie schował przede mną. Ale ja go odkryłam! To silne pragnienie dalszego poznawania naszego dziedzictwa kulturowego. Kwiat paproci, dający wieczne życie słowiańskim bogom. Niepowtarzalny klejnot, który jednak najwidoczniej jest solą w oku współcześnie nam panujących. Zdaje się to potwierdzać polski system nauczania, który przez wszystkie lata nauki próbuje je stłamsić, zatrzeć wszelkie ślady istnienia Śwętowita, Mokoszy, Welesa, ubożąt, płanetników. Nocy Kupały i Jarych Godów (nawet słowniczek Worda większości z nich nie zna!). Ktoś Nas okradł. Brutalnie wyrwał z serc ogromną część Naszej tożsamości narodowej i zakopał wystarczająco głęboko, by prawie nikomu nie chciało się jej szukać. I choćby z tego tylko względu warto, by każdy z Nas choć rozważył spotkanie z Gosią. Aby posłuchać o tym wszystkim, cośmy stracili na własne życzenie. I aby wybrać się w świąteczną noc na Łysą Górę i odszukać ukryty w gąszczu kwiat paproci. Wprawdzie być może wolelibyście mądrzejszego, bardziej ogarniętego przewodnika, który nie zatruwałby Wam żył swoimi lukrowanymi serduszkami. Ale bez laku…
PS: Jeżeli uważacie, że w moich wspomnieniach ze stażu u Szeptuchy za dużo jest wzmianek o majtkach z Hallo Kitty, to musielibyście posłuchać Gosławy.
ZJEŁCZAŁY NEKTAR Z PRZYWIĘDŁEGO KWIATU PAPROCI
zachęcona pozytywną opinią przyjaciółki, z początkiem listopada postanowiłam przejść przyspieszony kurs na szeptuchę. W tym celu udałam się do Bielin, ludowego serca współczesnego słowiańskiego Królestwa Polskiego, gdzie miałam się uczyć u samej Baby Jagi. W tym czasie praktyki u tej samej szeptuchy rozpoczęła Gosława Brzózka,...
2017-12-17
2020-02-02
pani Katarzyno, nie można było tak od razu? 😉
irytującą słodką idiotkę Gosławę zastąpiła zdecydowanie mądrzejsza i zadziorna Jaga. A umięśnioną klatę bucowatego Mieszka - cherlawy, ale za co uroczy, szczery i dobrotliwy Mszczuj. Zamiast majtek z Hallo Kitty, wiecznie mokrych za sprawą muskułów naszego pierwszego władcy, mamy jeszcze więcej słowiańskich demonów i emocjonujących przygód. I od razu całą historię czyta się jakby szybciej i przyjemniej.
co prawda, spodziewałam się po Jadze nieco więcej charakterku. Troszkę też zawodzi fakt, że kolejna szaptucha zbyt wiele spraw powierza w ogniste ręce Swarnego Boga. Chciałabym kiedyś zobaczyć, jak nasza bohaterka sama daje sobie radę z rozwiązaniem najtrudniejszych problemów Bielin. W końcu to szeptucha, mądra baba. Stać ją na to. Trochę więcej wiary w kobiecą mądrość i siłę, pani Katarzyno!
no, ale Jaga to na szczęście nie Gosia. A Swarożyc... ❤️ Gdyby tak jeszcze Jarogniewa miała kiedyś sposobność obcować i z Welesem... Ech, rozmarzyłam się. 😍
pani Katarzyno, nie można było tak od razu? 😉
irytującą słodką idiotkę Gosławę zastąpiła zdecydowanie mądrzejsza i zadziorna Jaga. A umięśnioną klatę bucowatego Mieszka - cherlawy, ale za co uroczy, szczery i dobrotliwy Mszczuj. Zamiast majtek z Hallo Kitty, wiecznie mokrych za sprawą muskułów naszego pierwszego władcy, mamy jeszcze więcej słowiańskich demonów i...
2018-04-09
2018-03-07
2019-02-10
„Ktokolwiek będziesz w nowogródzkiej stronie,
Do Płużyn ciemnego boru
Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie,
Byś się przypatrzył jezioru.
Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona […]”
…a nad Świtezi wody, gdy zmrok zapadnie, niejeden śmiałek posłyszeć może i zgiełk walczących, i szloch niewieści, i dzwonów bicie na trwogę! Z odmętów wody dochodzą ciche szlochy dziewicze i pogłos odmawianych pacierzy. Nieraz śród wody ogień, dym bucha gęsty. Zaś w oddali, „przy świetle księżyca, snuje się para znikomych cieni: jest to z młodzieńcem dziewica. Ona po srebrnym pląsa jeziorze, On pod ty jęczy modrzewiem. Któż jest młodzieniec? – strzelcem był w borze. A kto dziewczyna? – ja nie wiem”. Nieopodal, tam, gdzie do jeziora wpadają rzeki, blask księżyca odbija się w gładkim licu kamienia, co kształt przybrał dwóch ludzkich postaci. Kim byli? Czym zawinili? Trudno mnie pytać. Dalej, gdzie kończą się gaje, stoi stara cerkiew, obok dzwonnica i chruśniak malinowy, a w nim mogiły. Tam też dojrzeć można w noc ciemną, jak wrota cerkwi się odmykają, grom trzaska z nieba, same się mogiły ruszają, straszydła wychodzą z grobów.
Jeśliś śmiałek i Boga nosisz w sercu, być może uda Ci się usłyszeć tragiczne dzieje mieszkańców tamtejszych nowogródzkich ziem z ust nadobnej Świtezianki. Jeśli jedna trwoga obleka cienkim całunem duszę Twoją, odłóż tę księgę i idź z Bogiem, w spokoju ducha dożywając swych wiosen.
„Czucie i wiara silniej mówią do mnie,
Niż mędrca szkiełko i oko”.
to bodajże najbardziej znany i najważniejszy cytat w całym zbiorze. Manifest polskiego romantyzmu. Bla bla bla… Dla mnie to brzmi przede wszystkim jak opis narzędzia zbrodni, którym zaszlachtowano dorobek literacki Mickiewicza. Czytywałam Edgara Alana Poe. Czytywałam Adasia. I zachodziłam w głowę, dlaczego tak wielu polskich Czytelników rozpływa się nad twórczością amerykańskiego poety, zaś polskiego wieszcza narodu w najlepszym razie tolerują. Ta sama epoka. Ta sama tematyka. Ten sam niepokojący nastrój tajemnicy i grozy. Co więc mogło pójść nie tak? Myślałam i myślałam, aż końcu przed oczyma duszy mojej rozbłysnął neonowy szyld z hasłem: Polski System Edukacji. Edgar miał to szczęście, że za sprawą nieposkromionej siły polskiej ignorancji do systemu nie trafił. To pozwoliło polskim Czytelnikom nie tylko sięgnąć po jego dzieła z własnej, nieprzymuszonej woli, ale też nie analizować ich a przeżywać. Bo „czucie i wiara” to klucz do zrozumienia i pokochania utworów romantycznych. Je się nie czyta, je się przeżywa. Mickiewicz, jako prawdziwy bohater romantyczny, nie tylko z Marylką nie miał tyle szczęścia, ale i z Polską całą. Nie wystarczy bowiem, że trafił do systemu, ale stał się też czołowym przedstawicielem swojej epoki na maturze z polskiego. Klucz! To on stanowi obecnie narzędzie postrzegania twórczości Mickiewicza. Analiza, analiza, analiza. Aby zinterpretować „czucie i wiarę” wykorzystano „mędrca szkiełko i oko”. To już nie jest zwykłe szlachtowanie, to profanacja zwłok!
A tak przyjemnie czytałoby się o rusałkach, duchach i upiorach błąkających się nad brzegami sinej Świtezi wody… Ech…
osobiście lekturę gorąco polecam. Bez polonistycznych uprzedzeń, za to z otwartym sercem i wyobraźnią. Bo warto.
Mickiewicza można kochać. Szanować. Nie trawić. Ale nie znać, to już wstyd. Serio.
„Ktokolwiek będziesz w nowogródzkiej stronie,
więcej Pokaż mimo toDo Płużyn ciemnego boru
Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie,
Byś się przypatrzył jezioru.
Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona […]”
…a nad Świtezi wody, gdy zmrok zapadnie, niejeden śmiałek posłyszeć może i zgiełk walczących, i szloch niewieści, i dzwonów bicie na trwogę! Z odmętów wody dochodzą ciche szlochy dziewicze i...