Biblioteczka
2013-11-03
2013-11-04
2015-08-30
2015-10-03
eh… Sama już nie wiem, co myśleć o serii „Monument 14”. Z jednej strony książki te wciągają i niezmiernie szybko się je czyta. Z drugiej zaś permanentny brak jakichkolwiek opisów męczy mnie chyba bardziej jeszcze niż gdyby pani Laybourne poszła w tej materii za przykładem Tolkiena czy Umberto Eco.
niezaprzeczalnym PLUSEM tej części jest wprowadzenie drugiego narratora. Tym bardziej, że Dean zaczynał już powoli grać mi na nerwach tymi swoimi EMOcjami i miłosnymi zawirowaniami bez wirów. Narracja Alexa wnosi nieco świeżego powietrza do zasnutej chemikaliami atmosfery Monumentu 14.
ogromnym MINUSEM natomiast są wszelkie wątki miłosne. W najlepszym razie są one zbędne, a już z pewnością zupełnie przez Autorkę nieprzemyślane. I tak boleśnie płytkie. Sceny seksu między dwojgiem nastolatków, w odciętym od świata supermarkecie, kiedy na świecie szaleje apokalipsa też jakoś nie wydają mi się niezbędnie konieczne do zrozumienia sensu fabuły. Fajnie by było, gdyby zamiast obmyślać scenki mizania się szesnastolatka ze swoją starszą (?) koleżanką, pani Laybourne pogłowiła się trochę nad charakterami bohaterów i ich wewnętrznymi przemianami. Może wtedy małe dzieci nie zachowywałyby się jak dojrzali dorośli i z taką łatwością nie przechodziły do porządku dziennego w sprawach, które nawet niektórym dorosłym wydają się nie do pokonania. Ale, w sumie ,po co? Grunt, że jest seks. I plucie lukrowanymi serduszkami.
reasumując… Nadal polecam głównie miłośnikom niewymagających historii postapokaliptycznych. Pozostali nie znajdą bowiem w tej serii niczego, czego już by kiedyś nie czytali. A po co sięgać po wielokrotnie odgrzewany kotlet?
PS.
PLUSIK za Batiste, który, jak się okazało, jest w połowie Koreańczykiem. ♥
(jak niewiele mi potrzeba, żeby się zakochać!)
eh… Sama już nie wiem, co myśleć o serii „Monument 14”. Z jednej strony książki te wciągają i niezmiernie szybko się je czyta. Z drugiej zaś permanentny brak jakichkolwiek opisów męczy mnie chyba bardziej jeszcze niż gdyby pani Laybourne poszła w tej materii za przykładem Tolkiena czy Umberto Eco.
niezaprzeczalnym PLUSEM tej części jest wprowadzenie drugiego narratora. Tym...
2015-10-17
2012-07-07
2015-11-08
2012-08-12
2015-01-01
Ech.
Gdyby było mniej Frey'a a więcej archaniołków, mniej lukrowanych miłosnych serduszek a więcej scen batalistycznych (w tworzeniu których pani Kossakowska jest akurat nad wyraz nieprzeciętna - kiedy skrzydlaci idą do boju pod dowództwem Wodza Zastępów, serduszko na moment jakoś tak szybciej pompuje krew. ♥), mniej Hiji a więcej Drop.
Może wtedy książka by zachwyciła. A tak, była jedynie... całkiem sympatyczna. Wystarczająco dobrze napisana, by nie zanudzić człowieka na śmierć. Wystarczająco długa, by polubić niektórych jej bohaterów. Ale jakaś taka bez polotu. I duszy.
Ech.
Gdyby było mniej Frey'a a więcej archaniołków, mniej lukrowanych miłosnych serduszek a więcej scen batalistycznych (w tworzeniu których pani Kossakowska jest akurat nad wyraz nieprzeciętna - kiedy skrzydlaci idą do boju pod dowództwem Wodza Zastępów, serduszko na moment jakoś tak szybciej pompuje krew. ♥), mniej Hiji a więcej Drop.
Może wtedy książka by zachwyciła. A...
2016-02-26
2011-06-01
2011-07-19
2016-01-23
12 graczy. Z 12 starożytnych ludów. 6 dziewczyn. 6 chłopców. Wszyscy mają powyżej 13 lat. Ale nie więcej, jak 20 lat.
3 Klucze do odnalezienia.
1 zwycięzca.
Oto Endgame.
nie dajcie się zwieść, opis książki jest bodajże jedynym wciągającym jej fragmentem.
bogowie, kosmici, Ludzie Niebios (jak zwał, tak zwał – jeden pies) wybrali sobie dzieciaki do walki o przyszłość ludzkości. Już sam ten fakt dowodzi, że albo są nieziemsko okrutni, więc nie warto ich słuchać, albo mają nie po kolei w głowach… i nie warto ich słuchać. Cóż, nasi bohaterowie jednak posłuchali. I tak powstało niespełna 500 stron o Niczym (A to dopiero początek!).
Endgame to historia o dwóch Autorach, którzy pragnęli zostać Pisarzami, ale Ludzie Niebios odmówili im talentu. Postanowili więc, że zamiast Literatury napiszą Bestseller. Ucieszyli się bardzo, gdyż zadanie to okazało się dziecinnie proste. Nie potrzeba do tego żadnego talentu.
Należało jedynie zebrać kilka najbardziej popularnych ostatnio w literaturze młodzieżowej motywów - jak brutalna gra na śmierć i życie („Igrzyska śmierci”), kosmici („Piąta fala”), czy Armagedon (całe multum utworów). A następnie wpuścić na arenę bandę wyszkolonych nastoletnich zabójców. Kazać im coś tam szukać, a przy okazji się pozabijać. Proste? Jak rysowanie ślaczków w zerówce.
Autorzy trochę się przestraszyli, kiedy przyszło im tworzyć charakterystyki bohaterów. Ale to również okazało się zaskakująco łatwym zadaniem. Przecież pochodzą z Ameryki – Matki wszelkich stereotypów i Ojca rasistów. Wystarczyło, że każdy gracz będzie pochodził z innej, równie egzotycznej części świata i zachowa wszystkie przynależne swojej nacji stereotypy. I tak, w książce spotkać możemy, m.in. obrzydliwie bogatego Żyda, żądnego krwi sadystycznego Mongoła, japońskiego Ninja, Australijkę śpiącą pod gołym niebem z psem dingo, nastoletnią hinduską żonę i matkę, czy wywodzącego się z rodziny mafijnej Peruwiańczyka (dlaczego nie Włocha, albo Meksykanina?). I kilku innych jeszcze dziwaków. Aż się zdziwiłam, kiedy Chińczyk nie okazał się pracownikiem fabryki butów czy akumulatorów.
No, i nie zapominajmy o Amerykance. Szlachetnej, mądrej, wrażliwej Amerykance! Jedynej, którą Endgame nie bawi. Jedynej, która nie chce zabijać. JEDYNEJ… (jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, kto po trzech tomach nic nieznaczącego bełkotu zwycięży całe Endgame).
jeśli dodać do tego trochę metafizycznego bełgotu typu: „Prosty okrąg. Nic na zewnątrz. Nic wewnątrz. […] Wszystko i nic. […] Nie wszystko. Nie nic.”;
dużo liczb z mnóstwem cyfr po przecinku;
wszystkie alfabety znane światu;
kilka bezsensownych rysunków;
do tego usunąć ze słownika redakcji słowo „justowanie tekstu”;
MrugMrug
upstrzyć treść odnośnikami do stron internetowych;
DYGOTMrug
i koniecznie
Mrug
tworzyć całe ciągi
tekstu
DYGOTDYGOTMrug
w ten
MrugMrugDYGOTMrug
sposób;
na koniec przekonać naiwnych Czytelników, że czytając książkę sami mogą brać udział w grze, w której do wygrania jest 3 000 000 $,
…to otrzymamy receptę na prawdziwy Bestseller.
książkę o niczym.
Stereotypową. I przewidywalną do bólu.
Oto Endgame!
Usłyszałeś Wezwanie?
To zagraj. Jeśli chcesz.
Ja nie polecam.
To, PA!
12 graczy. Z 12 starożytnych ludów. 6 dziewczyn. 6 chłopców. Wszyscy mają powyżej 13 lat. Ale nie więcej, jak 20 lat.
3 Klucze do odnalezienia.
1 zwycięzca.
Oto Endgame.
nie dajcie się zwieść, opis książki jest bodajże jedynym wciągającym jej fragmentem.
bogowie, kosmici, Ludzie Niebios (jak zwał, tak zwał – jeden pies) wybrali sobie dzieciaki do walki o przyszłość...
2011-08-02
2023-04-07
2016-07-05
2010-01-22
2023-03-05
2008
co tu dużo mówić? Klasyczna postapokaliptyczna młodzieżówka. Literaturą to bym tego nie nazwała, jednak lektura dostarcza sporo (niezrozumiałej) przyjemności, a to też się liczy. Co prawda wszystko to już gdzieś kiedyś było, ale komu to przeszkadza? Jeśli nie lubisz długich opisów świata przedstawionego, ta książka jest wręcz stworzona dla Ciebie! Cechuje ją bowiem niemal całkowity ich brak. Jakichkolwiek. Zbudowana głównie na dialogach i krótkich relacjach, z bohaterami obdarzonymi skromnie po jednej, dwóch głównych cechach charakteru, nie obciąża zbytnio zafrasowanego życiem codziennym umysłu młodego Czytelnika. Polecam zwłaszcza w okresie sprawdzianów i kartkówek, w celu wyłączenia mózgu na krótki odpoczynek.
czym różni się ta seria od tryliona jej podobnych? Aż chciałoby się rzec: NICZYM. A jednak jest kilka cech jakie ją wyróżniają, a które, moim zdaniem, przemawiają na jej korzyść.
Po pierwsze: GŁÓWNY BOHATER i jednocześnie NARRATOR (czemuż mnie to nie dziwi?). Tak dla odmiany - płci męskiej. Po raz pierwszy więc nie zostałam wprowadzona do chorego umysłu doskonałej w każdym calu acz nieco zakompleksionej nastolatki, której wielkość ego jest odwrotnie proporcjonalna do obwodu talii. Hurra! Mamy za to nastolatka. Całkiem sympatycznego. Niedoskonałego. Z poczuciem humoru. Dystansem do świata. I młodszym bratem. Jak dla mnie, to niezwykle przyjemna odmiana.
Po drugie: LICZBA BOHATERÓW. Jest nieparzysta. Wiecie, co to oznacza? Że nie wszyscy od razu dadzą się ponieść nastoletnim uniesieniom w jakże romantycznej scenerii konającej cywilizacji. Hurra! Hurra!
Po trzecie (i ostatnie): WIEK BOHATERÓW. Maluchy. Są urocze. I, jak to maluchy mają w zwyczaju, nie wdają się w romanse. Hurra! Hurra! Hurra! Kolejna przyjemna odmiana.
Plus braterska miłość. Trochę ckliwie, ale bez lukrowanych serduszek.
reasumując… Jeśli potrzebujesz przyjemnej lektury, nad którą nie trzeba zbytnio silić mózgu (właściwie to w ogóle), jesteś wrogiem opisów, lubisz postapokaliptyczne historie i nie przeszkadza Ci czytanie ciągle jednej i tej samej historii, ze zmienionymi jedynie imionami bohaterów, z czystym sercem mogę polecić Ci „Monument 14”.
Każdy inny sięga po tę książkę na własną odpowiedzialność!
mykam czytać kolejną część. Guilty pleasure?
co tu dużo mówić? Klasyczna postapokaliptyczna młodzieżówka. Literaturą to bym tego nie nazwała, jednak lektura dostarcza sporo (niezrozumiałej) przyjemności, a to też się liczy. Co prawda wszystko to już gdzieś kiedyś było, ale komu to przeszkadza? Jeśli nie lubisz długich opisów świata przedstawionego, ta książka jest wręcz stworzona dla Ciebie! Cechuje ją bowiem niemal...
więcej Pokaż mimo to