Biblioteczka
2023-11-27
2015-04-06
2015-04-08
2023-10-23
2015-04-14
2015-04-16
2015-04-05
2023-10-04
2015-05-21
2015-05-02
2015-05-25
2023-09-22
2015-07-02
2015-07-06
pomysłowa? Ależ i owszem. Oryginalna? Nie da się zaprzeczyć. Innowacyjna? Do pewnego stopnia. Odważna? To zależy. Zabawna? Czasami. Ciekawa? Chwilami.
pan Żurawiecki ma wszelkie predyspozycje do tego, by napisać kiedyś Coś naprawdę dobrego. Momentami wydawało mi się nawet, że to właśnie "Ja, czyli 66 moich miłości" jest tym Czymś. Tylko, że już kilka stron dalej czekało na mnie Srogie Rozczarowanie, które gorączkowo przekonywało do weryfikacji mojego osądu. I tak przez całą książkę. Są w niej bowiem fragmenty, które mogą wywołać u Czytelnika szczery a w pełni uzasadniony zachwyt. Myśli sobie wówczas: "To jest genialne!". Innym znów razem Czytelnik chwyta się z głowę z gorzkim przeświadczeniem: "I takie coś wydano drukiem?! Matko! Ile jeszcze stron do końca?". Jak bowiem wielu już przede mną pisało, książka jest strasznie nierówna - zarówno w swej formie, wymowie, jak i treści. Jak gdyby Autor posiadał doskonały pomysł i odpowiedni warsztat, tylko gdzieś po drodze zagubił chęci i dostateczną motywację, by całość doszlifować. Tak, że w ostatecznym rozrachunku, - jak wspomina Algoforos - nie jestem w stanie nawet stwierdzić, czy książka mnie zachwyciła, czy może jednak pozostawiła po sobie jedynie mętny posmak zażenowania.
czy polecam? Czemuż by nie. Choćby dla samego języka i lekkości pióra pana Żurawieckiego warto sięgnąć po tę książkę. Nawet jeśli się nie spodoba, jest to pozycja raczej na jeden wieczór, więc Czytelnik nie powinien odczuć większego żalu za bezpowrotnie utraconym czasem. A w kategorii Ciekawostki Literackiej, może się okazać swojego rodzaju geniuszem!
moja ocena:
5/10 ...czyli gdzieś pomiędzy Szmirą a Arcydziełem.
pomysłowa? Ależ i owszem. Oryginalna? Nie da się zaprzeczyć. Innowacyjna? Do pewnego stopnia. Odważna? To zależy. Zabawna? Czasami. Ciekawa? Chwilami.
pan Żurawiecki ma wszelkie predyspozycje do tego, by napisać kiedyś Coś naprawdę dobrego. Momentami wydawało mi się nawet, że to właśnie "Ja, czyli 66 moich miłości" jest tym Czymś. Tylko, że już kilka stron dalej czekało na...
2015-07-12
2015-07-15
2015-07-31
Zhuang Xiang Ciao, młoda Chinka, przyjeżdża na rok do Londynu uczyć się angielskiego. Tutaj poznaje starszego od siebie o ponad dwadzieścia lat Anglika, który szybko staje się dla niej przewodnikiem po zupełnie obcym świecie Zachodu i lekarstwem na samotność.
książka podzielona została na kolejne miesiące pobytu Z. w angielskiej stolicy. Te z kolei na niewielkie rozdzialiki rozpoczynające się zawsze od nowo poznanego przez naszą bohaterkę słówka ze słownika. Cała kompozycja sprawia, że historię czyta się szybko i z niezobowiązującą przyjemnością. Prawdziwy problem zaczyna się przy języku. Publikacja miała przedstawiać historię Z. z perspektywy jej kiepskiego angielskiego. W wyniku czego Czytelnik zostaje poczęstowany całą masą zdań przypominających azjatyckie krzaczki przepuszczone przez Google Translate. Oryginale? Owszem. Zabawne? Czasami. Ale przy ponad 300 stronach tekstu dość jednak męczące.
podobno miała to być "romantyczna komedia o parze kochanków, którzy próbują porozumieć się ze sobą dwoma różnymi językami". Aż chce się rzec za Radkiem Kotarskim: "Nic bardziej mylnego!".
Przede wszystkim, nie jest to komedia. Owszem, zdarzają się co zabawniejsze fragmenty, wynikające głównie z braku rozeznania Z. w języku angielskim i europejskiej kulturze. Niemniej, w rzeczywistości koło komedii to nawet nie stało. Historia przypomina w dużym stopniu strukturę wielu koreańskich dram - zaczyna się lekko, zabawnie i przyjemnie, by już po chwili zaserwować Odbiorcy prawdziwy dramatyczny koktajl Mołotowa, po którym nie ma już co zbierać. Nasza bohaterka z początku wydaje się kruchym, zagubionym, zabawnym w swojej inności przybyszem z obcej planety CHINY. Jednak zderzenie dwóch zupełnie różnych światów nie zawsze budzi śmiech i zakłopotanie. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi Miłość.
Po drugie, cała opowieść niewiele ma wspólnego z romantyczną historią miłosną. Owszem, główny wątek oscyluje wokół relacji On + Ona. Tyle, że ma on na celu głównie ukazania różnic dwóch tak odległych od siebie galaktyk. W dodatku dla Xiaolu Guo różnice pomiędzy Wschodem a Zachodem, Azją a Europą, Chinami a Anglią, to za mało. Autorka postanowiła pójść o krok dalej i zrobić z naszych bohaterów prawdziwe skrajności. Z. zatem nie tylko jest Chinką w Anglii, ale pochodzącą z prowincji wieśniaczką zagubioną w jednym z największych i najgłośniejszych miast Europy. Nie wystarczy też, by zakochała się w Europejczyku. Koniecznie musiał to być podstarzały ex-anarchista o niepewnej orientacji. Co wyniknie z tego wybuchowego połączenia? Dowiedzie się sami, zagłębiając w lekturze.
Ostatecznie też, wcale nie próbują porozumieć się w dwóch różnych językach a w jednym. Zaś wszelkie nieporozumienia między nimi wynikają z różnic kulturowych i kiepskiej znajomości angielskiego Z. No, ale nie czepiajmy się już tak szczegółów.
czy zatem polecam? Raczej tak. Choć głównie tym, którzy chcieliby zobaczyć, jak wyglądać może zderzenie dwóch odrębnych światów - kultury chińskiej i angielskiej (choć warto przy tym pamiętać, że nasi bohaterowie nie stanowią całkiem reprezentatywnych przykładów tychże). Jeżeli natomiast komuś marzy się romantyczna historia pod znakiem chińsko-angielskim, może się srodze rozczarować.
Zhuang Xiang Ciao, młoda Chinka, przyjeżdża na rok do Londynu uczyć się angielskiego. Tutaj poznaje starszego od siebie o ponad dwadzieścia lat Anglika, który szybko staje się dla niej przewodnikiem po zupełnie obcym świecie Zachodu i lekarstwem na samotność.
książka podzielona została na kolejne miesiące pobytu Z. w angielskiej stolicy. Te z kolei na niewielkie...
2015-08-28
2015-09-05
2015-08-29
„Byłem twardszy niż Dante. Myślę, że próbowałem przed nim ukryć tę surowość, bo chciałem, żeby mnie lubił. Ale teraz już wiedział. Że byłem twardy. I może to było okej. Może mógł to polubić – to, że byłem taki twardy, tak samo jak ja lubiłem to, że on taki nie był”.
Zakochałam się. ♥
Zakochałam się w stylu pana Saenza. W tym, w jak prosty sposób potrafi mówić o trudnych sprawach.
Zakochałam się w Arystotelesie i Dantem. W ich niebanalności. W tej ich niezwykłej przyjaźni. I w ich rozmowach, które niekiedy bawiły, innym razem wzruszały, a zawsze skłaniały do refleksji.
Zakochałam się w tej książce. I teraz już wiem, że musi zagościć na stałe w mojej prywatnej Bibliotece.
https://www.youtube.com/watch?v=JrcYPTRcSX0
Gorąco polecam!
„Byłem twardszy niż Dante. Myślę, że próbowałem przed nim ukryć tę surowość, bo chciałem, żeby mnie lubił. Ale teraz już wiedział. Że byłem twardy. I może to było okej. Może mógł to polubić – to, że byłem taki twardy, tak samo jak ja lubiłem to, że on taki nie był”.
więcej Pokaż mimo toZakochałam się. ♥
Zakochałam się w stylu pana Saenza. W tym, w jak prosty sposób potrafi mówić o trudnych...