Zakończenie trzeciego tomu cyklu „Powiernik światła” Brenta Weeksa zostawia czytelnika w dosyć niewyraźnym punkcie fabuły, gdzie więcej pojawia się nowych wątków i pytań niż odpowiedzi na te już nawarstwione. Wziąwszy pod uwagę, iż pisarz nadal ma na ich odpowiedzenie dosyć obszerne dwa tomy cyklu, nie uważam tej akurat kwestii za problematyczną. To jednak, co przyniosły nam ostatnie rozdziały, naprawdę mocno miesza w fabule, a wątek Kipa, którego początkowo uznałam za irytującego, staje się coraz ciekawszy (podoba mi sposób, w jaki autor miesza w relacjach pomiędzy bohaterami, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę Kipa i Karis).
Ponieważ "Okaleczone oko" stanowi sam środek serii, niemal wszystko, na co chciałabym zwrócić uwagę, może stanowić spoiler, z ostateczną ocenę wstrzymam się więc do kolejnych tomów. Jak na razie jednak powiem tylko, że tutaj fabuła odrobinę zwalnia tempa, umożliwiając czytelnikowi lepsze zapoznanie się z tłumem bohaterów pojawiających się na kartach powieści, nie tracąc przy tym nawet odrobinę na jakości.
Ocena 6/10 to jak sama nazwa mówi dobra ocena, ale patrząc na średnią tej książki, to sporo poniżej. Wydaje mi się, że seria byłaby zdecydowanie lepiej przeze mnie oceniona, gdyby nie fakt, że w tym samym roku przeczytałem takie sztosy jak Koło Czasu i Miecz Prawdy. Pierwsza sprawa to dosyć typowy system 'od zera do młodego bohatera'. To samo oczywiście było w dwóch przeze mnie wspomnianych cyklach, ale czytałem je szybciej, więc nie byłem jeszcze przesycony.
Druga sprawa to trochę za mało opisów świata wykreowanego przez autora, kiedyś jak byłem młodszy to denerwowałem się podczas czytania dziesięciu stron opisu jednego przypadkowego drzewa, teraz mi tego brakuje.
Ogólnie poza tym seria bardzo dobra, na razie jestem na 4 części, ocena tyczy się pierwszej, resztę oceniłbym przynajmniej 1 punkt wyżej.