-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-01-13
Po prostu uwielbiam wszystko co jest związane z banitą z Sherwoodzkiego lasu!
Choć nie! Wróć! Nie lubię tych nowych kinowych adaptacji, szczególnie tej Guya Ritchie.
Odkąd widziałem w latach 80tych pierwszy odcinek Robina z Sherwood, przepadałem dla niego. Ta pozycja to świetna gratka dla takich zatraceńców jak ja, choć jest bardziej sielankowa i komediowa.
Polecam!
Po prostu uwielbiam wszystko co jest związane z banitą z Sherwoodzkiego lasu!
Choć nie! Wróć! Nie lubię tych nowych kinowych adaptacji, szczególnie tej Guya Ritchie.
Odkąd widziałem w latach 80tych pierwszy odcinek Robina z Sherwood, przepadałem dla niego. Ta pozycja to świetna gratka dla takich zatraceńców jak ja, choć jest bardziej sielankowa i komediowa.
Polecam!
Bardzo wzruszająca i wartościowa pozycja, która może uruchomić w nas pokłady empatii. Takie powinny być lektóry szkolne, bo nie da się przejść obojętnie obok losów bohatera, zostają na trwałe w głowie, i niech tylko jedna osoba na dziesięć, po jej przeczytaniu będzie lepiej traktować "swojego" Charliego Gordona, to już będzie coś.
Bardzo wzruszająca i wartościowa pozycja, która może uruchomić w nas pokłady empatii. Takie powinny być lektóry szkolne, bo nie da się przejść obojętnie obok losów bohatera, zostają na trwałe w głowie, i niech tylko jedna osoba na dziesięć, po jej przeczytaniu będzie lepiej traktować "swojego" Charliego Gordona, to już będzie coś.
Pokaż mimo to
Autor na pierwszych stronach swojej książki pisze, że Giro to coś więcej niż wyścig, że same artykuły o wyścigu, na łamach włoskich gazet, prześcigały się w niesamowitych opisach ówczesnych herosów, często te artykuły były tak wspaniałe że mogłyby być początkiem nowego gatunku literackiego.
Więc szkoda że autor nie znalazł kilku najlepszych, i po prostu ich nie przetłumaczył. Książka jakby pusta w środku, mimo że opisująca naprawdę niesamowite fakty!
Po prostu czyta się to mechanicznie, pamiętam że od początku ostrzyłem sobie zęby na rozdział o Pantanim, ale skończył się, zanim się porządnie umościłem w hamaku. Naprawdę więcej frajdy mam ze słuchania naszych komentatorów Jarońskiego, Probosza i Baranowskiego, i wyłapywania tych smaczków które często nam podstawiają pod nos.
Możliwe że niepotrzebnie ustawiłem tej książce poprzeczkę bardzo wysoko, możliwe też że "książka kolarska" taka właśnie taka powinna być, że przy ogromie faktów, musi trochę "lecieć po łebkach"
Ja jednak wolałbym mniej, ale za to czegoś bardziej chwytliwego.
Autor na pierwszych stronach swojej książki pisze, że Giro to coś więcej niż wyścig, że same artykuły o wyścigu, na łamach włoskich gazet, prześcigały się w niesamowitych opisach ówczesnych herosów, często te artykuły były tak wspaniałe że mogłyby być początkiem nowego gatunku literackiego.
Więc szkoda że autor nie znalazł kilku najlepszych, i po prostu ich nie...
A więc gdzie te diabły, gdzie te hucuły? Zostałem trochę zrobiony w konia, tytułem i baśniową okładką. W ogóle to kolejna średnia pozycja o moim ulubionym miejscu na ziemi.
A więc gdzie te diabły, gdzie te hucuły? Zostałem trochę zrobiony w konia, tytułem i baśniową okładką. W ogóle to kolejna średnia pozycja o moim ulubionym miejscu na ziemi.
Pokaż mimo to
To druga po rewelacyjnej Katharsis, książka Macieja Siembiedy z którą miałem randevous, i znowu było świetnie! Może minimalnie słabsza niż wspomniana wyżej, ale Kołysanka to naprawdę wyśmienita intryga, która rozgrywa się na mojej Opolszczyźnie, autor bardzo umiejętnie wkomponował wątki historyczne, dał im drugie życie.
A tak w ogóle, to mimo że jestem z regionu, nie miałem pojęcia o pałacu w Kopicach, dzięki książce zrobiłem mały research, i muszę przyznać że gdyby ten pałac odnowić, to ten w Mosznej się chowa!
Polecam!
To druga po rewelacyjnej Katharsis, książka Macieja Siembiedy z którą miałem randevous, i znowu było świetnie! Może minimalnie słabsza niż wspomniana wyżej, ale Kołysanka to naprawdę wyśmienita intryga, która rozgrywa się na mojej Opolszczyźnie, autor bardzo umiejętnie wkomponował wątki historyczne, dał im drugie życie.
A tak w ogóle, to mimo że jestem z regionu, nie miałem...
To już siódma książka Twardocha z którą miałem schadzkę. I znowu było kapitalnie! Zauważyłem też że jego książki zbudowane są według pewnego Twardochowego klucza, czyli bohater Ślązak, najczęściej z Plichowic, czasy wojen światowych, nasz bohater jest w te tryby wielkiej historii rzucony i przez nie zmielony, i raczej nie ma happyendu. A przy okazji swych powieści Szczepan ma okazję(k.. dwa razy okazja) dokopać swoim najwierniejszym czytelnikom, czyli Polakom, zawsze te szpileczki. Ba! Dostało się nawet Kapuścińskiemu w posłowiu😉. Więc ja bym zapytał, Szczepanie, znalazłem w Chołodzie ślady Opowiadań Kołymskich, Archipelagu Gułag i Sołżenicyna A nawet Koperskiego, ale w życiu nie przyszło mi do głowy że będziesz czerpał inspirację z Epoki Lodowcowej, serio ?!😅
Nie jest to moim zdaniem książka lepsza niż jego wcześniejsza rewelacyjna "Pokora", ale uwielbiam takie historie, "książka drogi", "powieść łotrzykowska", "reportaż" w jednym, naprawdę trzyma poziom, i co jest u Twardocha nowum, czasem nawet można się pośmiać! 8/10
A na koniec cytat z książki 😉
"... przecież jak mąż nie jebie, to dusza w nim pleśnieje i kurczy się, a po co komu mąż o duszy spleśniałej i skurczonej..."
To już siódma książka Twardocha z którą miałem schadzkę. I znowu było kapitalnie! Zauważyłem też że jego książki zbudowane są według pewnego Twardochowego klucza, czyli bohater Ślązak, najczęściej z Plichowic, czasy wojen światowych, nasz bohater jest w te tryby wielkiej historii rzucony i przez nie zmielony, i raczej nie ma happyendu. A przy okazji swych powieści Szczepan...
więcej mniej Pokaż mimo to
Akurat gdy piszę tę namiastkę opinii, w radio leci Personal Jesus Depeche Mode🤔😅 piosenka bardzo adekwatna do Fabryki Absolutu.
Gdybym wierzył jeszcze w ludzkość, napisałbym że książka ta, to świetna przestroga przed wszelkiego rodzaju fanatykami religijnymi, ale nie wierzę, więc napiszę tylko że spędziłem przyjemnie czas z tą lekturą.
"Każdy jest jak najlepiej usposobiony do ludzkości, ale do pojedynczego człowieka to już nie. Ludzkość zbawię, ale ciebie, bracie, zabiję. A to niedobrze wasza wielebność. Świat będzie zły, dopuki ludzie nie zaczną wierzyć w ludzi." (A jakże w nich wierzyć?)
Akurat gdy piszę tę namiastkę opinii, w radio leci Personal Jesus Depeche Mode🤔😅 piosenka bardzo adekwatna do Fabryki Absolutu.
Gdybym wierzył jeszcze w ludzkość, napisałbym że książka ta, to świetna przestroga przed wszelkiego rodzaju fanatykami religijnymi, ale nie wierzę, więc napiszę tylko że spędziłem przyjemnie czas z tą lekturą.
"Każdy jest jak najlepiej...
Nazywam się T. I nie jestem alkoholikiem, ja tylko z alkoholem romansuję.
Jestem jaki jestem, I tego się nie zmieni
Szeregowy żołnierz największej armii Ziemi, hej!
Nie jestem alkoholikiem ale byłem/jestem świetnym na niego materiałem, a nie wszedłem jeszcze w ten syf chyba tylko dlatego że miewam kace giganty, ja naprawdę umieram z ryjem nad sedesem. Oraz dlatego, że po prostu nie mógłbym, nie umiałbym tego zrobić najbliższej rodzinie. Byłem świadkiem jak alkohol niszczył rodziny sąsiadów czy znajomych, szczególnie w czasach gdy kto w Polsce nie pił, ten był wywrotowcem, świadomie uszczuplającym dochody państwa bezideowcem. Picie było wtedy cool, i nic nie pomagał program telewizyjny ku przestrodze pt. Wódko Pozwól Żyć.
Czytałem wcześniej dwie książki o problemie alkoholizmu, genialną Moskwa-Pietuszki Jarofiejewa i średnią Pod Mocnym Aniołem Pilcha, a sam HALT umieściłbym między nimi, bo to książka dobra, choć dla mnie to była czytelnicza sinusoida... nudno, ciekawie, nudno, ciekawie... Nudno gdy w grę wchodziły te wszystkie fazy, etapy picia i z tego picia wychodzenia. Ciekawie, gdy autor opisywał losy swoje czy towarzyszy odwyku, Prezesa, Krytyka i innych, bo opowiadanie o ludziach jest mi dużo bliższe niż jakieś silenie się na liryczne metafory, od których się roi, choć czasem są bardzo trafne, (kilka razy robiłem zdjęcie strony, by jeszcze kiedyś do niej wrócić) a czasami odnosi się wrażenie że to tylko wypełniacze.
Za pomoc w pisaniu opinii dziękuję Kazikowi Staszewskiemu 😉😂
Nazywam się T. I nie jestem alkoholikiem, ja tylko z alkoholem romansuję.
Jestem jaki jestem, I tego się nie zmieni
Szeregowy żołnierz największej armii Ziemi, hej!
Nie jestem alkoholikiem ale byłem/jestem świetnym na niego materiałem, a nie wszedłem jeszcze w ten syf chyba tylko dlatego że miewam kace giganty, ja naprawdę umieram z ryjem nad sedesem. Oraz dlatego, że po...
Chyba jedyną wadą tej książki jest to, że jest za krótka?
Zazwyczaj nowa książka to dla mnie ziemia nieznana, nie wiem czego się można po niej spodziewać, i tak było tym razem, poza jednym, wiedziałem że będzie to książka bardzo dobra. Bo po pierwsze czytałem już Otę Pavla, jego rewelacyjną "Śmierć Pięknych Saren", a po drugie polecił mi ją sam Mariusz Szczygieł, a on zawsze poleca dobrze. A w ogóle to wstyd się przyznać, ale myślałem hmmm "Bajka o Rasce", że Raska to imię żeńskie, a to przecież słynny Jiri, skoczek narciarski, ileż to razy po słabych skokach naszych południowych sąsiadów, do tegoż nazwiska nawiązywał pan Szaranowicz, że obecnie Czesi nie odnoszą takich sukcesów, ale mieli w historii wybitnych skoczków, jak Raska, Parma, Sakala...
Polecam bo czyta się z wielką przyjemnością, świetna, napisana w niepowtarzalnym stylu.
Chyba jedyną wadą tej książki jest to, że jest za krótka?
Zazwyczaj nowa książka to dla mnie ziemia nieznana, nie wiem czego się można po niej spodziewać, i tak było tym razem, poza jednym, wiedziałem że będzie to książka bardzo dobra. Bo po pierwsze czytałem już Otę Pavla, jego rewelacyjną "Śmierć Pięknych Saren", a po drugie polecił mi ją sam Mariusz Szczygieł, a on...
Kolejny głaz do kościelnego ogródka, i kolejny dowód na to, że największymi potworami są ludzie.
Brak słów, ręce opadają, nie sposób ogarnąć tego rozumem, bo to nawet nie ma jakichś (debilnych bo debilnych, ale) ideologicznych podstaw, tam nie było wojny. Tam po prostu zabierano rodzicom dzieci, wsadzano do obskórnych budynków bez odpowiednich warunków sanitarnych, głodzono je, bito, gwałcono, odzierano z człowieczenstwa i zabijano... a to wszystko w imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Oczywiście po latach, gdy ponad połowa tych dzieci już nie żyje, rząd Kanady wypłacił im śmieszne odszkodowania, kościół spadł jak zwykle na cztery łapy.
Kolejny głaz do kościelnego ogródka, i kolejny dowód na to, że największymi potworami są ludzie.
Brak słów, ręce opadają, nie sposób ogarnąć tego rozumem, bo to nawet nie ma jakichś (debilnych bo debilnych, ale) ideologicznych podstaw, tam nie było wojny. Tam po prostu zabierano rodzicom dzieci, wsadzano do obskórnych budynków bez odpowiednich warunków sanitarnych, głodzono...
Co za wspaniała książka!
Dla mnie to chyba literackie zaskoczenie dekady, w ogóle się nie spodziewałem, że ta niepozorna trzystustronnicowa książeczka, ma w sobie taki ładunek informacji i emocji.
Sam jestem z Opolszczyzny, ale nigdy po śląsku nie mówiłem, dla mnie to był obciach, albo kiepski szpan, a ślazacy których znałem, w większości wydawali mi się troglodytami, z jednym celem, skończyć szkołę na miernych i wyjechać do rajchu, a później przyjeżdżać na weekendy i szpanować swoimi golfami "1.3 gówno" pod dyskotekami w Większycach, Twardawie czy Pietni. (nie, nie zazdrościłem im, miałem kadeta😜). Choć podziwiałem ich za pożądek, ich wioski wyglądały lepiej, to oczywiście nie znaczy że u nas był syf, tylko że jak u nas się zamiatało w sobotę podwórko, u nich się dodatkowo nożykami wyciągało trawę i mech z pomiędzy kostki brukowej . Wkurzało mnie jak mama słuchała koncertu życzeń Radia Opole, do dziś nieraz przypomni mi się:"Nasz farosz to je fojny chop, niech nom żyję wiela lot..." Oraz te dwujęzyczne nazwy miejscowości, autor trafnie je wypunktował. Słyszałem też opowieści, że ślązak w Niemczech, ma się bardziej za Niemca niż sami Niemcy, i nie daj Boże trafić na takiego sztygara, bo jak się dowie żeś Polok, to cię zgnoi jak szmatę.
Ale ta książka sprawiła, że uświadomiłem sobie... Nic sobie nie uświadomiłem, to byli troglodyci! Mieli w życi Sienkiewicza i Mickiewicza, ale Goethego czy Manna też nie czytali, oni nieraz nie umieli napisać smsa(serio). Nie umieli napisać SMSa, a patrzyli na ciebie z wyższością bo mieli audi!? Mimo wszystko ta niechęć do nich, nie przeszkodziła mi w kibicowaniu Górnikowi, czy jeździć na Odrę Wodzisław, ah te krupnioki z grilla! Tylko że ci ślązacy z górnego Śląska, to jakby całkiem inna kategoria wagowa. Na pewno myślałem o nich ciepłej.
Tak naprawdę od 25 lat patrzę na to z dystansem, bo życie nauczyło mnie, że zazwyczaj mało co jest czarne i białe, a przede wszystkim, wszystko gdzieś ma swoją przyczynę. A ta książka pokazuje przyczyny i skutki, pokazuje przede wszystkim, że to Polska więcej, dużo więcej, zawdzięcza Górnemu Śląskowi, niż Górny Śląsk Polsce.
Co za wspaniała książka!
Dla mnie to chyba literackie zaskoczenie dekady, w ogóle się nie spodziewałem, że ta niepozorna trzystustronnicowa książeczka, ma w sobie taki ładunek informacji i emocji.
Sam jestem z Opolszczyzny, ale nigdy po śląsku nie mówiłem, dla mnie to był obciach, albo kiepski szpan, a ślazacy których znałem, w większości wydawali mi się troglodytami, z...
Przekręt po rosyjsku.
I choć akcja powieści to czasy odległe od naszych już dwa wieki, nic w naturze ludzkiej się nie zmieniło, wystarczy spryt i znajomość prawa, a raczej nieścisłości w tym prawie zawartych. Świetna, napisana z humorem książka, której już sam tytuł intrygował mnie od lat.
Przekręt po rosyjsku.
I choć akcja powieści to czasy odległe od naszych już dwa wieki, nic w naturze ludzkiej się nie zmieniło, wystarczy spryt i znajomość prawa, a raczej nieścisłości w tym prawie zawartych. Świetna, napisana z humorem książka, której już sam tytuł intrygował mnie od lat.
2021-05-01
Bo wszystkie Ryśki, to porządne chłopy!
Po latach czytania książek "Kapu", on sam urósł w moich oczach do miana nie tylko reportera, pisarza, podróżnika etc. Ale i bohatera, człowieka z marmuru, posągu!
I oto pojawiła się książka która miałaby ten posąg zburzyć! Broniłem się przed nią, jawiła mi się jako takie ptaszysko które zawisło nad jego pomnikiem, i możliwe że wyrwie ten pomnik z cokołu, bo to że go obesra, to raczej pewne.
Ale na szczęście nic takiego się nie stało. Ba! Ryszard Kapuściński jeszcze bardziej zyskuje w moich oczach, bo dzięki tej książce staje się bardziej ludzki. Zawsze troszczył się o najbiedniejszych, i stawał po ich stronie, był ich adwokatem. Gdy gdzieś wybuchał konflikt, stada reporterów okupowały ambasady, koczowały pod parlamentami, a Rysiek szedł porozmawiać ze zwykłymi ludźmi, z szeregowym żołnierzem, kobietą piekącą podpłomyki(Angola-Jeszcze Jeden Dzień Życia). Przedzierał się przez dżunglę z partyzantami w Paragwaju...
To że był komunistą wiedziałem z jego książek, to że lubił kolorować, puszczać do nas oko, wiedziałem z jego książek.
Jedyną rzeczą za którą miałbym do Pana Ryszarda żal, jest to że w amerykańskim przekładzie Szachinszacha, wyrzucił wszystkie fragmenty dotyczące udziału CIA w obaleniu Mosaddegha, przestraszył się? On który w Angoli chwycił za broń?!
Wielkie ukłony w stronę Pana Domosławskiego, tytaniczna praca!
Bo wszystkie Ryśki, to porządne chłopy!
Po latach czytania książek "Kapu", on sam urósł w moich oczach do miana nie tylko reportera, pisarza, podróżnika etc. Ale i bohatera, człowieka z marmuru, posągu!
I oto pojawiła się książka która miałaby ten posąg zburzyć! Broniłem się przed nią, jawiła mi się jako takie ptaszysko które zawisło nad jego pomnikiem, i możliwe że...
2021-03-11
Z tym komiksem wiąże się zabawna historia. Jako młody chłopak we wczesnych latach 90tych, o seksie mogłem się dowiedzieć czegokolwiek chyba tylko od kolegów, bo ksiądz był w porządku😜 mówił tylko o polityce i jak żyć.
Mój tata kupił mi ten komiks na dworcu w Kędzierzynie-Koźlu, gdy wracał zmęczony (i pewnie po kilku piwach) z pracy.
Prawdopodobne przekartkował go pobieżnie, zobaczył jakieś stwory, rycerzy itp. I uznał że mi się spodoba, nie mylił się. Pewnie nie miał pojęcia że to jeden z pierwszych komiksów dla dorosłych, może nawet nie wiedział że są komiksy nie dla dzieci.
A dla mnie to była kopalnia wiedzy o kobiecym ciele, bo w środku była mała bomba która została zdetonowana w mojej głowie i podbrzuszu.
Czytałem go niedawno, i wspomnienia wróciły, choć sam komiks oceniam na 7 plus 1 za nostalgiczne wspomnienia. 😅
Z tym komiksem wiąże się zabawna historia. Jako młody chłopak we wczesnych latach 90tych, o seksie mogłem się dowiedzieć czegokolwiek chyba tylko od kolegów, bo ksiądz był w porządku😜 mówił tylko o polityce i jak żyć.
Mój tata kupił mi ten komiks na dworcu w Kędzierzynie-Koźlu, gdy wracał zmęczony (i pewnie po kilku piwach) z pracy.
Prawdopodobne przekartkował go pobieżnie,...
2017-12-02
Noc była czarna jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego Pana, jak polityka angielskiego ministra...
Sergiusz Piasecki to geniusz!
W tej satyrycznej mini powieści dał upust swojej nienawiści do komuny, Związku Radzieckiego i Stalina, wyśmiewa ich na potęgę, ale często jest to śmiech przez łzy, szczególnie pod koniec. Książka mimo wszystko nie studzi moich rusofilskich sympatii, nie wypacza mojego wizerunku Rosjanina, jest mi ich po prostu żal. A ci pałający nienawiścią do Rosjan, fakt, ta książka mogła by być im wodą na młyn, tylko że to stado szowinistów nie czyta. Niedawno byłem w Rosji, i nie radzę z nimi rozmawiać o polityce i historii, oni do dziś myślą że nas oswobodzili, ale gdy im powiesz że to oni nas napadli we wrześniu 1939, to pukają się głowy, mówiąc że to polska propaganda, można nawet dostać po mordzie. Dla nich IIWŚ zaczęła się w 1941r. I nosi nazwę Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Szanuję Piaseckiego już za to że się odważył tak bardzo zadrwić, czasem aż za mocno, ale gdzieś tam z tyłu głowy kołatało że to się mogło, lub nawet wydarzyło naprawdę, i Sergiusz wcale nie przesadził, ale czy Stalin nie przesadzał wysyłając na Sybir 5 milionów ludzi, zamiast "tylko" czterech i pół? (dla ewentualnych rusofobów, to był sarkazm)
Rewelacyjna satyra, z wielkim ludzkim dramatem w tle.
Noc była czarna jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego Pana, jak polityka angielskiego ministra...
Sergiusz Piasecki to geniusz!
W tej satyrycznej mini powieści dał upust swojej nienawiści do komuny, Związku Radzieckiego i Stalina, wyśmiewa ich na potęgę, ale często jest to śmiech przez łzy, szczególnie pod koniec. Książka mimo wszystko nie studzi moich rusofilskich...
Powiadają że fantasy i baśniowość wtopione w czasy historyczne, to przyrost formy nad treścią, pójście przez autora na łatwiznę, bo ma gotowe tło, i tylko domaluje kilka postaci, bo większość już ma, i doprawi szczyptą legędy. No ale są i tacy co powiadają że ziemia jest płaska, a Jezus mieszkał w Ameryce Północnej. Pamiętam jaki zajarany byłem każdą minutą spędzoną z trylogią Husycką Sapkowskiego, jak fantastyka i historia piękne się tam razem przeplatały, i tym razem było podobnie. Książkę dosłownie połknąłem, wydała mi się bardzo oryginalna, ciekawa i mądra, mądra mądrością ludową. Szkoda że w książce nie było więcej Złego Człowieka, bo bardzo polubiłem tę postać. Powiadają że można go czasem spotkać w Bieszczadach, jak ćmi fajkę pod bukiem. Ale raczej z nim nie pogadasz. Choć swego czasu lubił mówić...
"Przyroda to jednak kurwa jest. Nie pojmuję jak można było napisać w świętych księgach, że Bóg stworzył świat i wiedział, że to było dobre. Chuj tam dobre. Każdy każdego żre i nic nie ma, tylko strach, choroba i zdychanie. U stóp Pańskiego tronu musi być słychać nie anielskie pienia, tylko jeden pełen bólu skowyt. Nie ma wytchnienia, nie ma w przyrodzie szabasu, ani niedzieli. No, jeśli tę machinę śmierci wprawił w ruch Bóg, to albo nie jest on Bogiem, tylko diabłem, albo jest do cna pojebany. Natura to jest świątynia szatana."
Powiedział zły człowiek, po czym pociągnął długi łyk okowity z cynowego kubka.
Powiadają że fantasy i baśniowość wtopione w czasy historyczne, to przyrost formy nad treścią, pójście przez autora na łatwiznę, bo ma gotowe tło, i tylko domaluje kilka postaci, bo większość już ma, i doprawi szczyptą legędy. No ale są i tacy co powiadają że ziemia jest płaska, a Jezus mieszkał w Ameryce Północnej. Pamiętam jaki zajarany byłem każdą minutą spędzoną z...
więcej mniej Pokaż mimo toTen czarny segregator z wszystkimi książkami o Geralcie, to najwspanialszy prezent jaki dostałem w życiu (dzięki kochanie!)
Ten czarny segregator z wszystkimi książkami o Geralcie, to najwspanialszy prezent jaki dostałem w życiu (dzięki kochanie!)
Pokaż mimo to2014-11-22
REWELACJA !!!
Przy "Spalonym" Andrzeja Iwana, książka Wojtka Kowalczyka (całkiem niezła) wydaje się wspomnieniami ministranta z pielgrzymki do Częstochowy! A człowiek zdaje sobie sprawę że tylko tracił czas przy "Pod Mocnym Aniołem" Jest w niej wszystko, od piłkarskich prześmiesznych wspomnień, po zwierzenia człowieka przegranego, alkoholika, hazardzisty, niedoszłego samobójcy, który naprawdę ma już wszystkiego dosyć, i jest mu obojętne czy tą książką komuś zaszkodzi czy nie. Nie próbuje się wybielać, wmawiać nam że jego życie to pokłosie trudnego dorastania w Nowej Hucie, jest jaki jest, kawał skurwysyna, który jednak nigdy nie odmówi kumplom w potrzebie.
Ta biografia jest dla mnie czymś wyjątkowym.
REWELACJA !!!
Przy "Spalonym" Andrzeja Iwana, książka Wojtka Kowalczyka (całkiem niezła) wydaje się wspomnieniami ministranta z pielgrzymki do Częstochowy! A człowiek zdaje sobie sprawę że tylko tracił czas przy "Pod Mocnym Aniołem" Jest w niej wszystko, od piłkarskich prześmiesznych wspomnień, po zwierzenia człowieka przegranego, alkoholika, hazardzisty, niedoszłego...
2015-09-24
Książka która miała wstrząsnąć polskim futbolem - dobry marketingowy żart!
Ale po kolei, spodziewałem się naprawdę czegoś dużego kalibru, bo Wujo to niezwykle barwna postać, to dzięki niemu jako 13 latek przeżywałem niesamowity barceloński turniej, Kowalczyk był moim idolem na boisku, a Janusz na ławce trenerskiej, więc zawsze miałem dla niego duży szacunek i sentyment, jednak po lekturze tej książki wszystko się rozsypało!
Narcyzm do kwadratu poparty mówieniem o sobie w trzeciej osobie: "Jebnęliśmy flachę, wydymałem panienkę, a na drugi dzień moja drużyna wyruchała tych frajerów w kakao, kto to uczynił jak nie Wujo?!" "na Wuja leciała każda" itp.
Czytałem kilka książek o tematyce piłkarskiej, i w każdej z nich było śmieszniej i "grubiej" nie chodzi o wulgaryzmy, w odpowiednich momentach są nawet wskazane, przecież to nie pielgrzymka, tylko drużyna piłkarska.
Iwan, Szamo, Kowal są to biografie o niebo lepsze, ba! Iwana to majstersztyk, za tymi książkami stał jednak Krzysiek Stanowski który to zebrał do kupy, i przedstawił w odpowiedni sposób, jest tam śmiesznie i ciekawie, tutaj nie było Stana, był pan Ofiara, może to jego wina, może Wójta który relacjonował na bani, może przez te chlanie i trepanacje czaszki, pamięta tylko strzępy?
Niestety najlepszy fragment książki, to krótkie wywiady na koniec z Kowalczykiem i Hajtą, oraz okres Wójcika w samoobronie.
Myślę że ten materiał można było dopracować, poczekać, przemyśleć, kilka wątków rozwinąć (bo nie wierzę że np. okres Wójcika z reprezentacją zajął raptem cztery strony). Wyszło jak wyszło, szkoda.
Książka która miała wstrząsnąć polskim futbolem - dobry marketingowy żart!
Ale po kolei, spodziewałem się naprawdę czegoś dużego kalibru, bo Wujo to niezwykle barwna postać, to dzięki niemu jako 13 latek przeżywałem niesamowity barceloński turniej, Kowalczyk był moim idolem na boisku, a Janusz na ławce trenerskiej, więc zawsze miałem dla niego duży szacunek i sentyment,...
To jest niesamowite!
...Ale Pan Wiesław Myśliwski o wypasaniu krów, zagubionym bucie czy o tańczeniu tanga, umie pisać ciekawiej niż większość twórców opisujących: bitwy, morderstwa, intrygi, afery szpiegowskie, gangi, ucieczki z więzienia, podróże, kosmos, podróże w kosmos, wspinaczki w Himalajach... Ba, a nawet lepiej od autorów książek z "Auschwitz" w tytule 😈
To jest dar, który ma tylko garstka pisarzy, tak przykuwać uwagę czytelnika. Myśliwski mnie znowu oczarował, i sam nie wiem dlaczego tak późno wróciłem do tego autora? Przecież jego "Traktat o Łuskaniu Fasoli" tak bardzo mi się podobał, to chyba do dziś najmądrzejsza książka jaką czytałem. Widnokrąg ma podobną strukturę, ale nie jest aż tak chronologicznie poukładaną powiescią jak Traktat. Mamy tu pełno dygresji, od których zaczynają się zupełnie nowe opowieści, co też jest świetnym zabiegiem, bo czujemy jakby te słowa były kierowane tylko do nas, jakby Piotr u schyłku swojego życia opowiadał nam co przeżył.
Cieszę się że mogłem znowu dać jakiejś książce "dyszkę"
To jest niesamowite!
więcej Pokaż mimo to...Ale Pan Wiesław Myśliwski o wypasaniu krów, zagubionym bucie czy o tańczeniu tanga, umie pisać ciekawiej niż większość twórców opisujących: bitwy, morderstwa, intrygi, afery szpiegowskie, gangi, ucieczki z więzienia, podróże, kosmos, podróże w kosmos, wspinaczki w Himalajach... Ba, a nawet lepiej od autorów książek z "Auschwitz" w tytule 😈
To jest...