Polski pisarz i publicysta. Urodził się i spędził młodość na terenie dzisiejszej Białorusi. Jako młody chłopak obracał się w środowisku drobnych złodziei i włamywaczy. W niepodległej Polsce Piasecki pracował dla wywiadu RP, nie porzucając wszakże działalności kryminalnej. Szybko wpadł też w nałóg narkotyczny, co pociągnęło za sobą kolejne napady rozbójnicze w celu zdobycia pieniędzy na zakup kokainy. Takie życie musiało doprowadzić go za kratki. Został skazany na 15 lat więzienia, "odsiedział" 11 lat, z czego 2 lata w izolatce. Został ułaskawiony wskutek zabiegań znanych polskich pisarzy, którzy docenili jego twórczość literacką. Dopiero podczas odbywania tej kary nauczył się literackiej polszczyzny czytając Biblię i tygodnik "Wiadomości literackie". W 1937 roku prezydent RP, Ignacy Mościcki ułaskawił Sergiusza Piaseckiego. W czasie II wojny światowej działał w AK. Po wojnie wyjechał z Polski. Najpierw przybył do Włoch. Ostatecznie osiedlił się w Anglii. Zmarł w Londynie. Wybrane dzieła autora: "Piąty etap" (Towarzystwo Wydawnicze "Rój", 1938),"Trylogia złodziejska": "Jabłuszko", "Spojrzę ja w okno...", "Nikt nie da nam zbawienia..." (pierwsze wydanie: Instytut Literacki w Rzymie, 1946-1947),"Zapiski oficera Armii Czerwonej" (Gryf Publications, 1957),"Wieża Babel" (I-II tom, Polska Fundacja Kulturalna 1964).
Żona: Jadwiga Waszkiewicz (1942-12.09.1964, jego śmierć),syn Władysław (ur. 17.06.1944).
A marzenia dla ludzi są największą wartością. Są bogactwem duszy. Są złotem, perłami, muzyką i barwą życia. Z marzeń rodzą się bajki, a z ni...
A marzenia dla ludzi są największą wartością. Są bogactwem duszy. Są złotem, perłami, muzyką i barwą życia. Z marzeń rodzą się bajki, a z nich wielkie czyny powstają. One tworzą sztukę, kulturę. Z nich rodzą się bohaterowie. I miłość z nich wyrasta.
Każdą kolejną książkę Sergiusza Piaseckiego biorę do ręki z coraz większym smutkiem - a to dlatego, że do odkrycia zostały mi już naprawdę pojedyncze sztuki z niewielkiego przecież dorobku tego autora.
Przez większość perypetii Romana Zabawy zdobywałem się na kilka chłodnych słów wobec tej akurat pozycji w dorobku Piaseckiego - niemniej finałowa scena na białoruskich bagnach dosłownie wbiła mnie w fotel. Powiem więc tak: to nie jest "Niedźwiedzica", ale to wciąż Piasecki.
Alez fajnie sie to czyta! Czuc powiew swiezosci, czuc autentyzm opisywanych sytuacji i awanturniczych zdarzen.
Fabula gna, nibym ta dorozka, zaprzegnieta w dwa spienione konie, dziko pedzone w czarna noc soczystym uderzeniem bata przez Joszke, Zyda. Ku melinie. Ku granicy. Na wschod.
"Klawo! Morowo! Prima sort!" smieja sie chlopaki, podskakujac na wybojach, czujac zimny dotyk parabellum w dloni, za pazucha. A nad wszystkim swieci, czuwa Wielka Niedzwiedzica.
Z poczatku ciezko mi sie bylo przyzwyczaic do prostego, czesto gwarowego jezyka - i, co tu ukrywac, dosc archaicznego dzisiaj - potem poplynalem nurtem zawadiackich przygod Wladka.
A znajac biogram autora, az sie cisnie na usta pytanie:
- Gdzie sie podzialy, te niegdychsiejsze chlopy?
No wlasnie, gdzie?