-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel11
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Robert Thurston raczej bez emocji snuje "podróż" przez wieki polowań na czarownice, więc nie jest lektura "wciągająca", którą czyta się jak powieść. Ale słowo "beznamiętnie" jest tu kluczowe. Bo łatwo epatować opisem tortur, którym poddawane były kobiety oskarżone o czary, jednak "suche fakty" bywają nie mniej przerażające. A tych w "Polowaniach na czarownice" jest aż (miejscami) za dużo.
Straszne!
...i nie myśl Polaku drogi, ze nasi przodkowie byli bez winy...
Tolerancję to my mieliśmy, i nadal mamy jedynie na sztandarach i od święta...
Robert Thurston raczej bez emocji snuje "podróż" przez wieki polowań na czarownice, więc nie jest lektura "wciągająca", którą czyta się jak powieść. Ale słowo "beznamiętnie" jest tu kluczowe. Bo łatwo epatować opisem tortur, którym poddawane były kobiety oskarżone o czary, jednak "suche fakty" bywają nie mniej przerażające. A tych w "Polowaniach na czarownice" jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dzieje Polski", czyli Mistrz Wincenty Kadłubek znalazł godnego kontynuatora w osobie prof. Andrzeja Nowaka.
Niestety, nie można dziś zapytać prof. Jerzego Wyrozumskiego czy prof. Henryka Łowmiańskiego, wybitnych znawców polskiego średniowiecza, co sądzą o tej książce, bo nie żyją, a duchów jeszcze nie potrafię wywoływać. Szkoda (że nie można zapytać, z duchami lepiej ostrożnie).
"Dzieje Polski" idealnie wpisują się w tworzenie "nowej narracji historycznej", której Nowak jest gorącym orędownikiem, czego zresztą nie ukrywa. Jest więc jego książka przesiąknięta ideologią prawicową, która czasami, pamiętając, że "jesteśmy" w Średniowieczu, brzmi naiwnie, a niekiedy wręcz prostacko; jak w zdaniu odnoszącym się do "powrotu pogaństwa" po śmierci Mieszka II: "Pogańska tożsamość mieszkańców państwa Bolesława i dwóch Mieszków nie miała na pewno tego ciężaru bogactwa kulturowego, jaki zdobędzie po wiekach polska sarmacka tożsamość". Pewno, że nie miała, bo niby kiedy miała ją zdobyć?
Jest jeszcze o gusłach, porównanie do voodoo, i taka oto złota myśl Nowaka: "na pewno bardzo istotny element tej tradycji (pogańskiej), tej tożsamości stanowiło bezwzględne poniżenie kobiet, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa".
To już historyczne kłamstwo! Tak oto pisał Tertulian, jeden z tzw. ojców Kościoła: "Wyrok Boga na waszą płeć trwa do dziś: wina musi z konieczności trwać także. Jesteście wrotami diabła". Na Tertuliana powoływali się księża skazując na stos kobiety.
Poganie tego nie wymyślili.
Nie ma nic gorszego niż historia pisana w imię ideologii!
"Dzieje Polski", czyli Mistrz Wincenty Kadłubek znalazł godnego kontynuatora w osobie prof. Andrzeja Nowaka.
Niestety, nie można dziś zapytać prof. Jerzego Wyrozumskiego czy prof. Henryka Łowmiańskiego, wybitnych znawców polskiego średniowiecza, co sądzą o tej książce, bo nie żyją, a duchów jeszcze nie potrafię wywoływać. Szkoda (że nie można zapytać, z duchami lepiej...
W przeciwieństwie do filmu Davida Lean'a w powieści Pierre'a Boulle'a nie ma "dobrego" zakończenia. Z resztą, film to absolutne arcydzieło (Alec Guinness w roli pułkownik Nicholsona - chapeau bas!), książka "Most na rzece Kwai" co najwyżej dobra.
Co do "dobrego" zakończenia...
Okrucieństwa, których dopuszczali się Japończycy podczas II Wojny Światowej przewyższały nawet niemieckie, a to sztuka nie lada. "Jakoś tak się stało", że większości oprawców nigdy nie skazano.
W przeciwieństwie do filmu Davida Lean'a w powieści Pierre'a Boulle'a nie ma "dobrego" zakończenia. Z resztą, film to absolutne arcydzieło (Alec Guinness w roli pułkownik Nicholsona - chapeau bas!), książka "Most na rzece Kwai" co najwyżej dobra.
Co do "dobrego" zakończenia...
Okrucieństwa, których dopuszczali się Japończycy podczas II Wojny Światowej przewyższały...
Nigdy nie mówił o sobie, że jest historykiem, lecz eseistą; bo historyk, jak powszechnie wiadomo opisuje co się wydarzyło, pozostawiając interpretację faktów czytelnikowi, a eseista może sobie pozwolić na wyciąganie z tych faktów własnych wniosków. Tak przynajmniej było. Bo dziś tzw. "polityka historyczna" sprawia, że granica między opisem wydarzeń z przeszłości, a przedstawianie własnych tez na tychże kanwie mocno się zatarła. Przykładem wydawane od 2014 roku "Dzieje Polski" prof. Andrzeja Nowaka. Gdyby mógł (choć jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, więc kto wie), to genealogię pewnych braci zacząłby od Piasta...
Paweł Jasienica otwarcie przyznawał, że daje czytelnikom własną wersję polskich dziejów; trzymając się faktów, wyciągał wnioski. Trudne, często niepopularne jak choćby konflikt między królem Bolesławem Szczodrym i bp. Stanisławem (w "Kronice Anonima" jest napisane wprost, dwukrotnie, "biskup-zdrajca". Warto porównać odpowiedni fragment "Trzech kronikarzy" i wspomnianych "Dziejów Polski" i zobaczyć, jak Nowak się wije, jakich figur stylistycznych używa, jak dobiera fragmenty kościelnych panegiryków na cześć Stanisława, by udowodnić... jaki to z niego był święty i jak to na pierwszym miejscu stawiał dobro Polski. Urocze to i zabawne. To znaczy byłoby takie, gdyby to pisał kleryk jako zadanie domowe).
Z Pawłem Jasienicą niekoniecznie trzeba się zgadzać, ale bez wątpienia trzeba znać!
Nigdy nie mówił o sobie, że jest historykiem, lecz eseistą; bo historyk, jak powszechnie wiadomo opisuje co się wydarzyło, pozostawiając interpretację faktów czytelnikowi, a eseista może sobie pozwolić na wyciąganie z tych faktów własnych wniosków. Tak przynajmniej było. Bo dziś tzw. "polityka historyczna" sprawia, że granica między opisem wydarzeń z przeszłości, a...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jedna z najbardziej mrocznych powieści, jakie w swoim dość długim życiu czytałem.
Wstrząsająca...
Ludzie od zarania dziejów toczyli wojny. Taki truizm. Jak się nauczyli pływać, czyli budować tratwy, łodzie czy okręty, to z lądu przenieśli się na rzeki, jeziora, morza i oceany. Przez niemal trzy tysiące lat, choć postęp w technologi, czyli jak skutecznie uśmiercić przeciwnika następował nieubłaganie, bitwy morskie wyglądały zawsze podobnie. Od trier po okręty liniowe przeciwnik był widoczny, występował "z otwartą przyłbicą". Nawet słabszy mógł wybrać: uciec, poddać się lub walczyć z nikłą nadzieją na zwycięstwo za to z wysoką na chwałę. Owszem, okrucieństwo było na porządku dziennym, ale w większości przypadków załogi statków czy okrętów miały jakąś szansę. Wszystko zmieniły okręty podwodne...
Nicholas Monsarrat w "Okrutnym morzu" pisze o tej zmianie. Nie ma już Temistoklesa czy Nelsona, jest Karl Dönitz.
Strach to odczucie dominujące. Strach mi towarzyszył przez całą lekturę powieści, więc co musieli czuć w większości bezimienni bohaterowie atlantyckich konwojów? Jasne, ginęli też marynarze "po drugiej stronie", ale nie mam dla Niemców cienia współczucia. Podczas pierwszej wojny światowej była "Lusitania" na początku II - "Athenia". Czarnobrody przy zbrodniarzach Dönitza to niemal wymarzony narzeczony dla córki!
Śmierć przychodziła spod wody. Bez ostrzeżenia. Bez szans dla bezbronnych statków. Bez szans dla załóg.
Morze jest okrutne, ale tak naprawdę okrutni są ludzie...
PS.
A Karl Dönitz, zbrodniarz nad zbrodniarze dożył niemal dziewięćdziesięciu lat. Ot ironia losu. Chichot historii...
Jedna z najbardziej mrocznych powieści, jakie w swoim dość długim życiu czytałem.
Wstrząsająca...
Ludzie od zarania dziejów toczyli wojny. Taki truizm. Jak się nauczyli pływać, czyli budować tratwy, łodzie czy okręty, to z lądu przenieśli się na rzeki, jeziora, morza i oceany. Przez niemal trzy tysiące lat, choć postęp w technologi, czyli jak skutecznie uśmiercić...
To trochę przewodnik po południowej Francji, bo większość miejsc, które opisuje Aubrey Burl w "Heretykach" można zobaczyć, dotknąć, poczuć. Fakt, ruiny, ale robią wrażenie. W wielu łatwo sobie wyobrazić, jak musiały wyglądać w czasach świetności...
Chciałbym dodać, że do dziś wśród ruin słychać krzyk mordowanych ludzi, ale tak nie jest. Przynajmniej ja nie słyszałem, kiedy tam byłem. Dominuje cisza...
"Heretycy" z podtytułem "Krucjata przeciw Albigensom" to dla mnie jeden z rozdziałów historii Kościoła Katolickiego pt. "niemal dwa tysiące lat przemocy, zbrodni, itp., itd.". Bezkarność oprawców zdumiewa. Kościół milczy, święci nadal są świętymi.
Kościół milczy, a nawet... uważa się za prześladowany, szczególnie ostatnio w Polsce. Hipokryzja niewiarygodna...
To trochę przewodnik po południowej Francji, bo większość miejsc, które opisuje Aubrey Burl w "Heretykach" można zobaczyć, dotknąć, poczuć. Fakt, ruiny, ale robią wrażenie. W wielu łatwo sobie wyobrazić, jak musiały wyglądać w czasach świetności...
Chciałbym dodać, że do dziś wśród ruin słychać krzyk mordowanych ludzi, ale tak nie jest. Przynajmniej ja nie słyszałem,...
Jest w Paryżu taki kościół, bazylika Saint-Denis. Uznawany za pierwszą budowlę wzniesioną (przebudowaną) w stylu gotyckim. Gra świateł, kiedy przez witraże wpadają do środka promienie słońca jest przecudowna...
Katedry gotyckie to dla mnie szczyt szczytów architektury. Człowiek może i wznosi coraz wyższe budowle, ale czy wspanialsze? Tam każdy detal ma swoje miejsce, od pinakli po gargulce.
"Katedra Marii Panny w Paryżu" powinna mi się więc podobać. W końcu "traktuje" o jednej z katedr.
A tymczasem...
Toż to kicz potworny.
Trzech facetów "startuje" do jednej dziewczyny, ot i cała akcja (spłycając nieco).
Powieść dla "pensjonarek" (nie ubliżając nikomu, nawet nie wiem, co znaczy to słowo, tak się kiedyś mówiło).
Lepszy, o zgrozo co piszę, był musical "Notre-Dame de Paris". "Belle", w której to piosence trzech facetów śpiewa, jak to kocha Esmeraldę, kicz do kwadratu, ale jakże pięknie zaśpiewany (Garou, Lavoie, Fiori).
Daję jednak 6 gwiazdek, bo oby badziewne książki tak były pisane, jak pisał Wiktor Hugo.
PS.
Katedra, jak większość gotyckich katedr we Francji nazywa się Notre-Dame, a nie żadna Maria Panna! Jakby się miała nazywać Maria Panna, to by tak ją nazwali, a nie wymyślali Notre Dame. W Reims, w Chartres, Amiens - wszędzie Notre Dame.
Jest w Paryżu taki kościół, bazylika Saint-Denis. Uznawany za pierwszą budowlę wzniesioną (przebudowaną) w stylu gotyckim. Gra świateł, kiedy przez witraże wpadają do środka promienie słońca jest przecudowna...
Katedry gotyckie to dla mnie szczyt szczytów architektury. Człowiek może i wznosi coraz wyższe budowle, ale czy wspanialsze? Tam każdy detal ma swoje miejsce, od...
"Chytre próby zwodzenia, którymi chronią się oni przy przesłuchaniu" - to o Waldensach, jeden z rozdziałów...
Albo,
"Przewrotność Żydów",
lub
"Czarownicy, wróżbici i zaklinacze duchów"...
Daję temu dziełu osiem gwiazdek, bo książka jest zaiste rewelacyjna.
Otóż.
Choć napisana na początku wieku XIV., śmiem twierdzić, że w kościele katolickim ten swoisty podręcznik funkcjonuje do dziś (no, może co do czarownic podejście się trochę zmieniło, ale dajcie im trochę więcej władzy. Kościołowi, nie czarownicom, stosy znów zapłoną).
Piszę te słowa z ironią, zdając sobie sprawę, że ta ironia brzmi tragicznie, bo za słowami "Podręcznika" Bernarda Gui kryją się tysiące ofiar Inkwizycji. A im do śmiechu nie było.
Skala cierpień zadawanych ludziom w XIV i w XX wieku w imię ideologi różni się jedynie - skalą...
Dziś, po tragedii Holocaustu, oczywiście kołem się nie łamie, bo i po co...
Ale...
Bernarda Gui nie był pierwszy, pierwszy to "spisał". Katolicy, protestanci, a po nich komuniści czy naziści czerpali z jego dzieła (mniej czy bardziej świadomie) inspirację.
I tak jest do dziś.
Bo...
Słońce jakby znów zaczyna się ruszać...
Rok, dwa i wmówią nam, że to Słońce właśnie obraca się wokół Ziemi, na której życie, jak wiadomo, "zrodził Bóg" mniej więcej 6 tysięcy lat temu...
"Księga Inkwizycji" to dzieło, które przeczytać powinien każdy, komu się wydaje, że żyje 700 lat później...
"Chytre próby zwodzenia, którymi chronią się oni przy przesłuchaniu" - to o Waldensach, jeden z rozdziałów...
Albo,
"Przewrotność Żydów",
lub
"Czarownicy, wróżbici i zaklinacze duchów"...
Daję temu dziełu osiem gwiazdek, bo książka jest zaiste rewelacyjna.
Otóż.
Choć napisana na początku wieku XIV., śmiem twierdzić, że w kościele katolickim ten swoisty podręcznik...
Najpierw była książka "Dunkierka" Hugh Sebag-Montefiore, później film Christophera Nolana. Musiałem raz jeszcze sięgnąć po książkę, bo myślałem, że może coś przeoczyłem!
Z kim w filmie walczą Brytyjczycy i Francuzi (ci ostatni z resztą pojawiają się - niestety - jedynie w tle)? Z nieprzyjacielem. Kto zacz? Hmm... NAZWA NACJI NIE PADA ANI RAZU (chyba, że na jakiś czas ogłuchłem). Wróg pozostaje mityczny do końca.
ZGROZA! A najdziwniejsze jest to, że nie natknąłem się w żadnej recenzji na to fundamentalne pytanie - kim jest wróg?!
Hugh Sebag-Montefiore w przeciwieństwie do Nolana zbrodnie Niemców opisuje "po imieniu" i po latach mówi ponownie: "mordercy z Wehrmachtu nie zostali osądzeni", bo jeśli ktoś myślał, że Niemcy zachowywali się jak barbarzyńcy tylko wobec państw Europy Środkowo-wschodniej to jest w błędzie. Im nie robiło różnicy, czy jeńcem jest Polak czy Anglik. Może skala była inna, albo... Brytyjczykom udało się przedostać przez Kanał, a z Polski pierwsze ewakuowały się władze. Z Francji, nawiasem mówiąc, choć już inne - także...
Najpierw była książka "Dunkierka" Hugh Sebag-Montefiore, później film Christophera Nolana. Musiałem raz jeszcze sięgnąć po książkę, bo myślałem, że może coś przeoczyłem!
Z kim w filmie walczą Brytyjczycy i Francuzi (ci ostatni z resztą pojawiają się - niestety - jedynie w tle)? Z nieprzyjacielem. Kto zacz? Hmm... NAZWA NACJI NIE PADA ANI RAZU (chyba, że na jakiś czas...
Piątek trzynastego, czyli dzień pechowy, przynajmniej uznawany za feralny w większości krajów europejskich. Czy na pewno dlatego, że to właśnie w piątek 13 października roku 1307 aresztowano Templariuszy? Czy to po prostu jeden z mitów, który przypisany jest do zakonu? Mitów jakich wiele, począwszy od tajemnicy powstania Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, nagłego i szybkiego rozwoju, po jeszcze gwałtowniejszy upadek.
Co oznacza pieczęć – dwóch jeźdźców na jednym koniu?
Co się stało z flotą zakonu?
O co tak naprawdę chodziło z Baphometem (przedstawienie dziwacznej głowy można i dziś spotkać w ruinach komandorii i zamków Templariuszy)?
I wreszcie – dlaczego właśnie Portugalia, kraj gdzie zakon de facto przetrwał (przekształcony w Zakon Rycerzy Chrystusa) rozpoczęła erę wielkich odkryć?
Na te, i wiele innych pytań Malcolm Barber w „Templariuszach” nie udziela odpowiedzi. Bo pewnie prawidłowych nikt nigdy nie znajdzie, jeśli w ogóle gdzieś są. Ale i bez rozstrzygnięcia kwestii, ile prawdy jest w legendzie, „Templariusze” to znakomita dzieło o tych „historycznych” dziejach zakonu.
I jeszcze lepszy przewodnik!
Przewodnik po miejscach, w których ślady Templariuszy; zamki, komandorie, kościoły; przetrwały do dziś. Dzięki tej książce, informacjom w niej zawartym, mapkom zobaczyłem kilkanaście miejsc we Francji, Hiszpanii czy Portugalii, które nie znajdują się na turystycznych szlakach, często nie ma ich w „zwykłych” przewodnikach. Dopóki Europa stoi otworem przed nami – koniecznie (do Syrii niestety nie zdążyłem).
PS.
Czytelnikom "wychowanym" na "Kodzie Leonarda da Vinci" czy szukającym wcześniej wiedzy o zakonie w książce "Święty Graal, święta krew" "Templariuszami" Barbera mogą być zawiedzeni.
PPS.
No tak, jest jeszcze tajemnica skarbu, ale tę wyjaśnił Zbigniew Nienacki w książce „Pan Samochodzik i Skarb Templariuszy”. Co by nie mówić o Nienackim, że postać kontrowersyjna, że „ubek” itd., pisać książki dla młodzieży potrafił. A właściwie – uczyć zamiłowania do historii.
Piątek trzynastego, czyli dzień pechowy, przynajmniej uznawany za feralny w większości krajów europejskich. Czy na pewno dlatego, że to właśnie w piątek 13 października roku 1307 aresztowano Templariuszy? Czy to po prostu jeden z mitów, który przypisany jest do zakonu? Mitów jakich wiele, począwszy od tajemnicy powstania Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona,...
więcej mniej Pokaż mimo to
16 października 2016 roku bp Jean-Marc Eychenne odprawił mszę u stóp twierdzy Montségur, w miejscu którym 16 marca 1244, po dziesięciomiesięcznym oblężeniu i zdobyciu zamku, spalono na stosie 200 jego obrońców i mieszkańców. Katarów, którzy odmówili wyparcia się swej wiary, uznanej za przez kościół rzymskokatolicki za heretycką. "Władza religijna i władza polityczna powinny być bezwzględnie rozdzielone, jeśli chce się szanować wolność, nietykalność i sumienie każdego" – powiedział biskup Eychenn. Dodał, że wielu ludzi we Francji uważa, iż "dzisiejsi katolicy są tacy sami jak ci, którzy prześladowali tamtych chrześcijan"…
Trzeba było 772 lat, by k t o k o l w i e k przeprosił za zbrodnie kościoła (ale także, nie ma co się oszukiwać, władców Francji) wobec katarów, których jedyną winą był fakt, że różnili się wiarą od katolików.
Straszne!
Krucjaty przeciwko katarom to było nie tylko ludobójstwo. Mordując, niejako przy okazji obrócono w ruinę najbardziej cywilizowaną części ówczesnej Europy, czyli Langwedocję…
I kiedy dziś biskup Eychenn mówi, że wielu ludzi uważa, że ”katolicy są tacy sami jak ci, którzy prześladowali tamtych chrześcijan" to ja dodaję – nie tylko we Francji tak uważają. Patrząc, co wokół się dzieje…
Szkoda słów...
„Katarzy” Barbera Malcolma to książka znakomita. Powinna być lekturą obowiązkową dla wszystkich wierzących, bez względu na religię, jaką wyznają, choć obawiam się, niestety, że wielu i dziś powiedziałoby – tak trzeba…
16 października 2016 roku bp Jean-Marc Eychenne odprawił mszę u stóp twierdzy Montségur, w miejscu którym 16 marca 1244, po dziesięciomiesięcznym oblężeniu i zdobyciu zamku, spalono na stosie 200 jego obrońców i mieszkańców. Katarów, którzy odmówili wyparcia się swej wiary, uznanej za przez kościół rzymskokatolicki za heretycką. "Władza religijna i władza polityczna powinny...
więcej mniej Pokaż mimo to
Postać Cesarza, dla mnie, poza kategoriami!
"Rozmyślania" Marka Aureliusza to „rzecz” absolutna pod każdym względem; można czytać od deski do deski, można na wyrywki - rozdziałami, akapitami lub pojedyncze zdania.
Czemóż, więc, ach, czemu, o Osobie tak wyjątkowej, o której można napisać kilka biografii, skupiając się w każdej na jednym wątku: cesarz-wódz, cesarz-filozof, cesarz—prawodawca powstała książka tak bezbarwna, nijaka-taka, a na dodatek, co jest zbrodnią dla każdego autora największą - nudna?
„Marek Aureliusz” Pierre’a Grimal’a to biografia dla czytelników-masochistów lub dla tych, którzy wierzą, że „może się coś jeszcze wydarzy”. W przypadku biografii próżna to nadzieja.
Postać Cesarza, dla mnie, poza kategoriami!
"Rozmyślania" Marka Aureliusza to „rzecz” absolutna pod każdym względem; można czytać od deski do deski, można na wyrywki - rozdziałami, akapitami lub pojedyncze zdania.
Czemóż, więc, ach, czemu, o Osobie tak wyjątkowej, o której można napisać kilka biografii, skupiając się w każdej na jednym wątku: cesarz-wódz,...
Wybitny wódz, ale poza tym: tyran, mierny polityk, megaloman i pozer. Aż dziw, że jego legenda trwa do dziś; szczególnie w Polsce, dla której nie zrobił literalnie nic (Księstwo Warszawskie było krajem na pokaz, by wyciągnąć pieniądze i „żołnierza”). A i Francji się dziwię, bo przecież Napoleon wciągnął ją w szereg przegranych, niepotrzebnych wojen, po których zostały nazwy pyrrusowych zwycięstw i jednej ostatecznej klęski.
„Okropności wojny” Francisca Goi budzą zgrozę i dziś. Czy w innych krajach, do których zawędrowali żołnierze cesarza było inaczej? Niestety, Saint-Domingue nie miała własnego Goi, bo zapewne jeszcze straszniejsze obrazy wojen napoleońskich mógłby światu objawić. Choć z drugiej strony, kogo to dziś rusza? Świat, jak wiadomo, rządzi się własnymi prawami, więc dzisiaj we Francji uroczystości państwowe odbywają się pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu, symbolem pychy i próżności małego człowieka…
Jedno koniecznie trzeba powiedzieć o „Napoleonie” Andrzeja Zahorskiego – profesor A. Zahorski wybitnym historykiem był.
Wybitny wódz, ale poza tym: tyran, mierny polityk, megaloman i pozer. Aż dziw, że jego legenda trwa do dziś; szczególnie w Polsce, dla której nie zrobił literalnie nic (Księstwo Warszawskie było krajem na pokaz, by wyciągnąć pieniądze i „żołnierza”). A i Francji się dziwię, bo przecież Napoleon wciągnął ją w szereg przegranych, niepotrzebnych wojen, po których zostały nazwy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pozazdrościł sławy Aleksandrowi Wielkiemu…
W sumie na zgubę swoją, ludności kilku krain, za to na chwałę Imperium i, w jakimś sensie, przyszłości, czyli także nas, żyjących tu i teraz.
Podobnie jak Aleksander Macedoński Cezar nie stronił od okrucieństwa, liczba osób, które wymordował lub sprzedał w niewolę szła w setki tysięcy; ale powiedzmy to otwarcie, czasy były takie a nie inne, mord czy wręcz bestialstwo na porządku dziennym, a Galowie (czy szerzej – Celtowie), Germanie itd., to nie łagodni mieszkańcy wioski chronionej przez Asteriks z Obeliksem, lecz plemiona, które parły przez lata przed siebie, wyrzynając po drodze kogo się dało. Jasne, że zamiarem Cezara nie było niesienie do Galii kaganka oświaty, budowanie dróg, mostów i akweduktów, by poprawić warunki życia ludności tubylczej, tylko podbój tych ziem na sławę Rzymu i swój zysk. Różnica miedzy nim, a innym wielkim wodzem starożytności, czyli Aleksandrem była taka, że Macedonii (czy szerzej – Grecji) kraje, które podbił Aleksander nie zagrażały, a plemiona celtyckie Rzymowi – tak.
„Cezar” Gerarda Waltera to poza bezbarwnym początkiem („nic się Panie nie dzieje”) biografia napisana świetnie. Warto…
Pozazdrościł sławy Aleksandrowi Wielkiemu…
W sumie na zgubę swoją, ludności kilku krain, za to na chwałę Imperium i, w jakimś sensie, przyszłości, czyli także nas, żyjących tu i teraz.
Podobnie jak Aleksander Macedoński Cezar nie stronił od okrucieństwa, liczba osób, które wymordował lub sprzedał w niewolę szła w setki tysięcy; ale powiedzmy to otwarcie, czasy...
Chciał chłopina zwiedzać świat, a że biur podróży nie było, to założył własne „Alexander Travel” i wyruszył na wędrówkę. Zabrał kilku kumpli, tak na wszelki wypadek, wszak czasy niepewne, a i ludy tubylcze, nie wiedzieć czemu mało gościnne. Widać nikt im nie powiedział, że na turystyce można zarobić.
Tyran? – i owszem.
Egotysta? – jak najbardziej.
Megaloman? – zaprzeczyć trudno.
Co jednak nie zmienia faktu, że zapisał się w Historii, choć przecież tak naprawdę nie pozostawił po sobie nic trwałego poza własną legendą…
"Aleksander Wielki" Peter Greena to biografia świetnie napisana. Jedna z lepszych książek, które ukazały się w serii PIW "Biografie sławnych ludzi". Film "Aleksander" Olivera Stone'a to przy niej bajka dla nierozgarniętych (i jeszcze ten fircykowaty Colin Farrell w roli tytułowej. Przez niemal cały film obnosi się z jedną, "wk...ą" miną; podobnie jak pewien prezydent, pewnego Środkowoeuropejskiego państwa).
Chciał chłopina zwiedzać świat, a że biur podróży nie było, to założył własne „Alexander Travel” i wyruszył na wędrówkę. Zabrał kilku kumpli, tak na wszelki wypadek, wszak czasy niepewne, a i ludy tubylcze, nie wiedzieć czemu mało gościnne. Widać nikt im nie powiedział, że na turystyce można zarobić.
Tyran? – i owszem.
Egotysta? – jak najbardziej.
Megaloman? – zaprzeczyć...
"Sierpień czternastego" to niby powieść o zagładzie rosyjskiej armii w bitwie pod Tannenbergiem. Niby...
W większym stopniu to opowieść o upadku państwa na skutek rzędów nieudaczników i miernot; i o tym, jak jeden sprytny facet, dla którego cel uświęcał środki, potrafił wykorzystać swoje pięć minut i dziejową sytuację, by z niewielką pomocą przyjaciół, manipulacji i za obce pieniądze przejąć władzę, która akurat znalazła się na ulicy. Czy tak stać się musiało? Sołżenicyn odpowiada, że nie; do "sierpnia czternastego" nie musiało dojść, jeśliby powiodły się choćby reformy Piotra Stołypina. Na nasze, polskiego społeczeństwa szczęście, a na nieszczęście carskiej Rosji Stołypin został zamordowany, a reformy się nie powiodły (swoją drogą autor bardzo krytycznie pisze o polskim ziemiaństwie. Nie bez podstawy, wystarczy poczytać, jak w II Rzeczpospolitej arystokracja m.in. blokowała wszelkie próby przeprowadzenia reformy rolnej. Na tzw. Kresach po 1918 roku był największy poziom ubóstwa, najwięcej analfabetów, najmniej dróg w całym kraju - ale to inna opowieść).
"Sierpień czternastego" to nie jest najlepsza książka Aleksandra Sołżenicyna. Ale warto ją przeczytać, bo aż roi się w niej od mniejszych i większych "smaczków" (wejście Rosjan do pruskiej wsi)...
"Sierpień czternastego" to niby powieść o zagładzie rosyjskiej armii w bitwie pod Tannenbergiem. Niby...
W większym stopniu to opowieść o upadku państwa na skutek rzędów nieudaczników i miernot; i o tym, jak jeden sprytny facet, dla którego cel uświęcał środki, potrafił wykorzystać swoje pięć minut i dziejową sytuację, by z niewielką pomocą przyjaciół, manipulacji i...
27 października roku 1147, po blisko czteromiesięcznym oblężeniu, Lizbona wreszcie padła. Zakończyło się 400-letnie panowanie Maurów w tym mieście. W dziejach rekonkwisty to ledwie epizod, wszak trwała od trzystu lat i miała potrwać następnych trzysta; w historii Portugalii wydarzenie ważne, bo w końcu to stolica kraju. Jednak tak naprawdę zdobycie Lizbony, patrząc na Europę jako całość, to był sukces nie lada, bo… jedyny trwały. W dwustuletnich „dziejach wypraw krzyżowych” (licząc od pierwszej krucjaty do upadku Akki) fortuna niejednokrotnie sprzyjała krzyżowcom, ale ten jeden raz, tylko ten raz się od nich nie odwróciła.
Zagadką pozostaje, jakim cudem król Alfons I Zdobywca przekonał Anglików, Szkotów, Normanów, Flamandów itd., by miast płynąć w nieznane ku Ziemi Świętej, gdzie wokół piaski, upał, a powietrze niezdrowe poszukali sławy, bijąc Maurów w zielonej Portugalii. Jakoś jednak tego dokonał, na swą i swego królestwa pomyślność, a już przypadkowo - pomyślnie wpływając na los wielu krzyżowców; bowiem dla większości innych, którzy ruszyli w drogę do Ziemi Świętej razem z królem Francji Ludwikiem VII czy niemieckim cesarzem Konradem III, uczestnicząc w II wyprawie krzyżowej, była to droga w jedną stronę…
„Dzieje wypraw krzyżowych” Stevena Runcimana – KONIECZNIE.
PS.
Może gdyby nie wyprawy krzyżowe w Europie nie byłoby katedr? Ale tego się nie dowiemy…
27 października roku 1147, po blisko czteromiesięcznym oblężeniu, Lizbona wreszcie padła. Zakończyło się 400-letnie panowanie Maurów w tym mieście. W dziejach rekonkwisty to ledwie epizod, wszak trwała od trzystu lat i miała potrwać następnych trzysta; w historii Portugalii wydarzenie ważne, bo w końcu to stolica kraju. Jednak tak naprawdę zdobycie Lizbony, patrząc na...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Upadek Konstantynopola", czyli dzieje pychy i zadufania chrześcijan (zarówno katolików, jak i prawosławnych), dla których nieistotny dogmat jest ważniejszy niż wspólny wróg, co prowadzi do klęski. Ale 1453 rok jest pewną cezurą, droga Bizancjum po równi pochyłej zaczęła się znacznie wcześniej, właściwie od śmierci cesarza Justyniana. Czy coś mogło ją powstrzymać? Może...
Steven Runciman był historykiem wybitnym, a przy tym potrafił ciekawie swoją wiedze przekazywać, jego książki to opowieści, a nie wykłady... Koniecznie trzeba czytać...
"Upadek Konstantynopola", czyli dzieje pychy i zadufania chrześcijan (zarówno katolików, jak i prawosławnych), dla których nieistotny dogmat jest ważniejszy niż wspólny wróg, co prowadzi do klęski. Ale 1453 rok jest pewną cezurą, droga Bizancjum po równi pochyłej zaczęła się znacznie wcześniej, właściwie od śmierci cesarza Justyniana. Czy coś mogło ją powstrzymać? Może... ...
więcej mniej Pokaż mimo toDawno już w "serii "ceramowskiej", czyli w serii Rodowody Cywilizacji nie ukazało się coś tak słabego. "Apacze" to rzecz nieciekawa, przegadana, zawierająca mnóstwo nieistotnych szczegółów, a już co wzbudza zgrozę, w polskim wydaniu (bo nie wiem jak w oryginale) nie ma map, więc jak ktoś nie zna pogranicza amerykańsko-meksykańskiego, to męczy się dodatkowo. Bez wątpienia Edwin Sweeney dokonał wręcz benedyktyńskiego mozołu, by wiedzę zgromadzić, tylko ja się pytam - po co? Trzeba jeszcze umieć interesująco ją sprzedać czytelnikowi.
Dawno już w "serii "ceramowskiej", czyli w serii Rodowody Cywilizacji nie ukazało się coś tak słabego. "Apacze" to rzecz nieciekawa, przegadana, zawierająca mnóstwo nieistotnych szczegółów, a już co wzbudza zgrozę, w polskim wydaniu (bo nie wiem jak w oryginale) nie ma map, więc jak ktoś nie zna pogranicza amerykańsko-meksykańskiego, to męczy się dodatkowo. Bez wątpienia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lektura w sam raz na dziś...
Tytuł nieco zwodniczy, bo "Czarna śmierć" to nie tylko opis zarazy, która spustoszyła Europę w XIV wieku, zarazy tak właśnie zwanej, ale i innych, nawiedzających kontynent po wiek XVIII. Te następne epidemie przynajmniej są znane, wywołała je dżuma. Ale pierwsza? Dla uproszczenia także nazywa się tę chorobę dżumą, ale objawy się nie zgadzają. Przynajmniej nie wszystkie. A już w jednym lekarze są zgodni - nawet dżuma nie pochłania tak wielu ofiar (dla przypomnienia, zmarła jedna trzecia mieszkańców Europy).
Czym więc była "czarna śmierć"?
Ha!
Odpowiedzi w książce nie ma, ale i tak warto ją przeczytać, umilając sobie czas aż dopadnie nas koranowirus...
Tytułem puenty: raz jeden jedyny Bóg spojrzał na nas łaskawym okiem. Czarna śmierć na ówczesne ziemie polskie nie dotarła, może więc stąd taki skok cywilizacyjny za czasów Kazimierza Wielkiego?
Lektura w sam raz na dziś...
więcej Pokaż mimo toTytuł nieco zwodniczy, bo "Czarna śmierć" to nie tylko opis zarazy, która spustoszyła Europę w XIV wieku, zarazy tak właśnie zwanej, ale i innych, nawiedzających kontynent po wiek XVIII. Te następne epidemie przynajmniej są znane, wywołała je dżuma. Ale pierwsza? Dla uproszczenia także nazywa się tę chorobę dżumą, ale objawy się nie...