Pierwsza zdrada Zachodu. 1920 - zapomniany appeasement Andrzej Nowak (historyk) 7,9
ocenił(a) na 92 tyg. temu 53/2023
Jest poczatek marca 2022 roku. Rosjanie stoją pod Kijowem, Ukraina toczy paniczną walkę o swoje istnienie, a do Berlina jedzie Sergiej Ławrow, gdzie zostaje przyjęty z honorami. Tam na rozmowie z Olafem Scholzem uzgadniają warunki znaczego wzrostu wymiany handlowej oraz zajmują stanowisko, że Ukraina powinna przyjąć rosyjskie warunki, bo świat potrzebuje pokoju. Fantastyka? Może i tak, ale takie wydarzenia miały miejsce sto lat temu i ich ofiarą była Rzeczpospolita.
Appeasement, czyli po angielsku zaspokajanie. To określenie zostało spopularyzowane dzięki premierowi Zjednoczonego Królestwa Neville’owi Chamberlaine’owi i jego polityce „ugłaskiwania” hitlerowskich Niemiec. Najpierw pozwolono na Anschluss Austrii, a potem bez mrugnięcia okiem oddano Niemcom czeski Kraj Sudetów, co skończyło się kompletnym rozbiorem Czechosłowacji i wojną, która wybuchła rok po haniebnym Monachium.
Andrzej Nowak nie zgadza się, że to Chamberlain wymyślił politykę ustępstw za wszelką cenę (cenę którą oczywiście poniosą mieszkańcy terenów o których mowa, a nie dumny Albion) totalitarnym reżimom. Prekursorem tego typu strategii miałby być premier Wielkiej Brytanii w latach 1916-1922 David Lloyd George.
Walijczyk uważał od początku, że Polska powinna być wdzięczna Aliantom za to, że w ogóle powróciła na mapę Europy. Polska była pod każdym względem opisywana jako zacofany kraj w którym żyją na wpół dzicy ludzie niezdolni do prowadzenia nowoczesnego państwa. Najlepiej odda ten tok myślenia cytat premiera Związku Południowej Afryki Jana Christiana Smutsa o mieszkańcach Polski: „Przecież to są kafirzy!”. Trzeba wiedzieć, że kafir w żargonie kolonialnym znaczył mniej więcej tyle co dziś rasistowsko nacechowane angielskie słowo na literę „n” kierowane w kierunku osób czarnoskórych.
Genialny pomysł na terytorium Polski miał Edgar Vincent D’Abernon, jeden z członków Misji Międzysojuszniczej w Polsce podczas wojny z bolszewikami: „Polska jest oczywiście idealnym krajem do toczenia w nim wojen. Nie znam żadnego europejskiego generała, w szczególności generała kawalerii, któremu nie ciekłaby ślinka podczas rozpatrywania tego kraju [jako teatru działań wojennych]. [...] Wydaje mi się, istotnie, że o ile Liga Narodów nie sprawdzi się całkowicie w swym obecnym kształcie, to można by, poprzez niewielką zmianę jej obecnego statutu, ustanowić Polskę areną do rozstrzygania konfliktów przez toczenie [na jej terenie] zastępczych walk przez wybrane oddziały ze skonfliktowanych krajów”. Polska areną rozstrzygania sporów pomiędzy zwaśnionymi krajami. Czy to nie świetny pomysł na zagospodarowanie bezwartościowym krajem i jego mieszkańcami? Nie powinna dziwić inna opinia D’Abernona w której twierdził, że wszystko na wschód od Niemiec to „barachło” i „niewolnicy”...
Nie był to odosobniony głos, ale jeden z wielu i co najbardziej szokujące nie najbardziej zajadły w stosunku do Polski. Na jednego z największych wrogów Polski uchodzi urodzony na terenie Polski, Lewis Namier (a właściwie Ludwik Bernstein Niemirowski). Urodzony w zaborze rosyjskim w rodzinie żydowskiej, ale stanowczo opowiadającej się za polskością. Ojciec Namiera zmienił nazwisko z Bernstein na Niemirowski, ponieważ uważał się za Polaka i mocno angażował się polskie sprawy. Ludwik w 1906 wyemigrował z Polski i w 1913 otrzymał brytyjskie obywatelstwo. Tam zmienił nazwisko na Namier i rozpoczął zajadłą walkę z odradzjącą się Polską. Do końca nie wiadomo dlaczego młody urzędnik stał się jednym z największych wrogów Polski. Możliwe, że miał na to wpływ antysemicki występek, którego ofiarą był Niemirowski. Zmieniło go to do tego stopnia, że jeszcze w młodzieńczych latach jego największym idolem był Józef Piłsudski, a kilka lat później uczynił wiele, żeby Polska przestała istnieć. Jego ojciec do tego stopnia był zbulwersowany jego zachowaniem, że w pewnym momencie wydziedziczył syna. Namier z ogromną przyjemnością upokarzał przy każdej możliwej okazji Romana Dmowskiego. To była bardzo nierówna walka dla Polaka.
Namier piastował dość niskie stanowisko, ale znalazł idealną drogę bezpośrednio do ucha Lloyda Gorge’a za pośrednictwem innego polonofoba Philipa Kerra, prywatnego sekretarza premiera. Dzięki temu został jednym z głównych ekspertów rządu Jego Królewskiej Mości ds. Europy Środkowo-Wschodniej. Polacy w raportach Kerra byli określani jako największe zagrożenie dla pokoju w Europie, a polski niepohamowany imperializm miał w końcu doprowadzić do tragedii. Swoje raporty konstruował w ten sposób, żeby podkreślić także, że Polacy są skrajnie nieprzychylni osobie premiera Zjednoczonego Królestwa oraz są chorobliwymi antysemitami uciskającymi Żydów (standard, aktualny też sto lat później...)
Appeasement anno Domini 1920 miał zaspokoić apetyty Lenina i Trockiego kosztem Polski i innych krajów Europy Środkowej. Niestety w Anglosaskich głowach nie mieściło się, że ogień rewolucji nie zakończyłby się na Polsce, a byłby dopiero deserem przed daniem głównym, czyli wybuchem rewolucji w Niemczech, sercu przemysłowym Europy. Rewolucja nie miała mieć granic, co dobitnie widać na godle ZSRR z 1923 roku.
Na początku sierpnia 1920 roku, kiedy ważyły się losy Europy David Lloyd George przyjął w Londynie delegację Sowiecką z Kamieniewem na czele w celu rozpoczęcia współpracy gospodarczej pomiędzy państwami. Na tym spotkaniu premier wystosował ultimatum, że Polska powinna przyjąć warunki bolszewików, czyli de facto dać się zbolszewizować. W końcu jakiś prymitywny lud pół-koczowniczy nie jest w stanie o sobie decydować. Decydować mogą tylko wielkie mocarstwa, a panowie Kremla, jacy by nie byli, to reprezentanci dumnego mocarstwa. Kogo tam obchodzi mała Polska. Komu ona jest potrzebna? ...
Trzeba być sprawiedliwym i oddać, że były też osoby, które dostrzegały zagrożenie ze strony komunistycznej rewolucji. Dostrzegali to chociażby George Curzon i Winston Churchill, którzy byli wrogo nastawieni do bolszewików. Niestety obydwaj członkowie gabinetu Lloyda George’a byli sprytnie rozgrywani przez animozje z przeszłości przez premiera i nie połączyli swoich sił. Innym wyłamującym się z ogólnego nurtu appeasementu był brytyjskie wysłannik Horace Rumbold, który alarmował w swoich raportach o ciężkiej sytuacji Polski oraz zagrożeniu bokszewizmem. Niestety jego raporty w najlepszej możliwości były bagatelizowane, a w najgorszej nawet nie trafiały na biurko premiera...
Może z powodu tych sił, które przysięgły się przeciw Polsce sformułowanie cud nad Wisłą jest adekwatne. Polska była dopiero co zlepionym z trzech zaborów krajem, wyniszczonym długą wojną toczoną na jej terytorium. Jakby tego było mało została rzucona na pożarcie bolszewickiej nawale. A mimo to przetrwaliśmy na przekór wszystkim i obroniliśmy świat przed ideą wszechświatowej rewolucji proletariatu.
W tym miejscu trzeba szukać genezy braku zaufania naczelnika Józefa Piłsudskiego do zachodnich sojuszników, co oddaje chociażby następujący cytat: „Zachód jest parszywieńki”. Piłsudski uczulał swojego następcę na czele dyplomacji Józefa Becka, żeby uważał z kontaktami z Zachodem. Niestety wygląda na to, że Beck nie był zbyt uważnym słuchaczem i postawił wszystko na jedną kartę. I boleśnie dla Polaków (przecież nie dla siebie) przelicytował...
***
Andrzej Nowak wykonał tytaniczną pracę przekopując się przez brytyjskie, francuskie, rosyjskie i amerykańskie archiwa, czego owocem jest ta książka, która niszczy mit wiernych Polsce sojuszników z Ententy.
Tytuł książki może się wydawać na pierwszy rzut oka za mocny i z góry założoną tezą, ale po lekturze trzeba stwierdzić, że nie ma w tym ani grama przesady. Polska została rzucona na pożarcie, a swoje zwycięstwo zawdzięcza w pierwszej kolejności sobie, a w drugiej Węgrom oraz Francji. Trzeba oddać, że Francja zachowywała się o wiele bardziej honorowo od Brytyjczyków i wysłała liczną misję wojskową, która okazała się pomocna na miejscu. Natomiast Węgrzy wysłali nam broń w najbardziej krytycznym momencie, gdy angielscy dokerzy blokowali pomoc „reakcyjnej” Polsce w walce z ojczyzną robotników i strajkowali przeciwko pomaganiu. Podobnie zachowali się niemieccy pracownicy w porcie Gdańsku, którzy odmówili rozładowywania transportów do Polski. Transporty także blokowała Czechosłowacja. Dlatego pamiętajmy kto okazał się przyjacielem w naszej najczarniejszej godzinie. „Nie wiemy, co uczyni Koalicja, my musimy być gotowi, aby stanąć po stronie Polski. Los Polski jest naszym losem” — tak kwitowało sytuację węgierskie narodowo-chrzecijańskie pismo „Uj Nemzedék” („Nowe Pokolenie”) w dobie bolszewickiej nawały.
***
Celem autora nie jest podważanie naszego związania sojuszniczego z Zachodem, bo nie mamy w zasadzie innego wyjścia. Lat 1919-20 i aktualnej sytuacji nie da się w żaden sposób porównać do dzisiaj, ponieważ Polska jest dziś zbyt ważnym graczem na arenie międzynarodowej, ale warto mieć na uwadze historię i podchodzić z pewną rezerwą do sojuszników, którzy są od nas daleko.