Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2018-01-05
2017-07-05
"Baśnie barda Beedle'a" chciałam przeczytać jeszcze za czasów istnienia jedynie głównych książek o Harry'm Potterze - wystarczyła jedna wzmianka, by zapragnąć poznania magicznych bajek dla czarownic i czarodziejów.
Żałuję odrobinę, że książeczka jest cienka i zawiera tylko pięć baśni: "Czarodziej i skaczący garnek", "Fontanna Szczęśliwego Losu", "Włochate serce czarodzieja", "Czara Mara i jej gdaczący pieniek", no i oczywiście "Opowieść o trzech braciach", które podbiła nawet mugolskie serca :D
Na co należy się przygotować, to przede wszystkim na baśń "Włochate serce czarodzieja". Wbrew pozorom - jak można by sądzić po innych, tak przecież milusińskich opowieściach Beedle'a - to jedno opowiadanie jest wręcz groteskowe i przywodzi na myśl pierwowzory baśni braci Grimm.
Każde z opowiadań jest opatrzone komentarzem Albusa Dumbledore'a, a niektóre drobne wątki wytłumaczone przez samą J.K. Rowling, co pomaga zrozumieć morały niesione przez opowiadania, a także poznać głębiej świat czarodziejów i czarownic.
Nie zaskoczę chyba nikogo jeśli powiem, że moim faworytem pozostała baśń "Opowieść o trzech braciach", niemniej jednak pozostałe bajki również zasługują na uwagę :)
"Baśnie barda Beedle'a" chciałam przeczytać jeszcze za czasów istnienia jedynie głównych książek o Harry'm Potterze - wystarczyła jedna wzmianka, by zapragnąć poznania magicznych bajek dla czarownic i czarodziejów.
Żałuję odrobinę, że książeczka jest cienka i zawiera tylko pięć baśni: "Czarodziej i skaczący garnek", "Fontanna Szczęśliwego Losu", "Włochate serce...
2022-03-05
Jakkolwiek by to źle nie brzmiało, zawsze lubiłam tematykę IIWŚ. Ciężko mi było jednak dobrać dla siebie odpowiednie lektury do czytania.
"Bestia z Buchenwaldu" to chyba najciekawsza powieść dotycząca IIWŚ, jaką czytałam. Jest nie tylko połączeniem historii oraz opisu faktów, ale i swojego rodzaju biografią Ilse Koch, zbrodniarki niemieckiej.
Niezwykle podobało mi się to, że powieść opisywana była z jej perspektywy, jakby to ona sama pisała tę książkę. Natomiast sam styl autora sprawił, że historia Ilse Koch pochłonęła mnie bez reszty - byłam w stanie wyobrazić sobie, że opisywane przez pana Maxa Czornyja uczucia i emocje naprawdę należały do samej Ilse; mogłam bardzo dokładnie to sobie wyobrazić.
Sama powieść jest oczywiście przerażająca, zwłaszcza dlatego, iż oparta jest na faktach. Kiedy czytamy horror albo kryminał, w którym zbrodniarz torturuje swoją ofiarę, czujemy komfort, bo wiemy, że to fikcja - ale tutaj opisywane wydarzenia miały miejsce naprawdę i samo wyobrażanie sobie abażurów z ludzkiej skóry oraz wszystkiego tego, co opisywane było w książce - wprawia człowieka w dreszcz.
Autor nie szczędzi szczegółów, choć wierzę, że w niektórych momentach hamował się przy opisywaniu tych strasznych rzeczy. Jeśli ktoś ma słabe nerwy, to nie polecam czytać tej książki z uwagi na opisy stosowania przemocy wobec więźniów obozu. Niemniej lektura ta to uzupełnienie wiedzy na temat jednej z najbardziej okrutnych zbrodniarek tego świata.
Jakkolwiek by to źle nie brzmiało, zawsze lubiłam tematykę IIWŚ. Ciężko mi było jednak dobrać dla siebie odpowiednie lektury do czytania.
"Bestia z Buchenwaldu" to chyba najciekawsza powieść dotycząca IIWŚ, jaką czytałam. Jest nie tylko połączeniem historii oraz opisu faktów, ale i swojego rodzaju biografią Ilse Koch, zbrodniarki niemieckiej.
Niezwykle podobało mi się...
2011
Czwarty z kolei tom "Zwiadowców" moim zdaniem był odrobinę ciężki. Oczywiście styl pisania Flanagana się nie zmienił - nadal czytało się bardzo przyjemnie, ale ze względu na bardzo rozległe i szczegółowe opisy bitwy przeciwko Temudżeinom, stało się ono odrobinkę cięższe.
Najbardziej wzruszający moment w książce to spotkanie Halta i Willa - kiedy czytelnik uświadamia sobie, jak potężna więź łączy tę dwójkę. Natomiast miłym odzwierciedleniem tego - zabawne i humorystyczne przekomarzanie się Halta oraz Eraka :D
Czwarty z kolei tom "Zwiadowców" moim zdaniem był odrobinę ciężki. Oczywiście styl pisania Flanagana się nie zmienił - nadal czytało się bardzo przyjemnie, ale ze względu na bardzo rozległe i szczegółowe opisy bitwy przeciwko Temudżeinom, stało się ono odrobinkę cięższe.
Najbardziej wzruszający moment w książce to spotkanie Halta i Willa - kiedy czytelnik uświadamia sobie,...
2017-05-24
Bomba.
Prawdziwe arcydzieło.
Kocham i nienawidzę jednocześnie...
Ale do rzeczy!
Fakt faktem, że tak, jak nie przepadałam za Vin w drugim tomie, tak w trzecim pod tym względem nic się nie zmieniło, przynajmniej dopóki nie dotarłam do plus-minus 650 strony. Wydarzenia opisane w tym tomie urzekły mnie, przeraziły i zafascynowały, ponieważ zakończenia mogłam się właściwie spodziewać, ale i tak tego nie zrobiłam. Bardzo długo nie mogłam zrozumieć, kto w tej części jest autorem fragmentów "pamiętnika" zapisywanych kursywą, choć miałam swoje przypuszczenia - i pozostawałam przy nich do samego końca.
Cóż, chociaż ten jeden raz odgadłam plany Sandersona! :D
Poza tym jednak akcja została poprowadzona tak zmyślnie, opisana jak zwykle w tak świetnym stylu, że nie mogłam wyjść z podziwu dla talentu i pomysłowości autora. A gdyby tego było mało, zakończenie trylogii Zrodzonego z Mgły zostało tak dobrze przemyślane, że sprawia wrażenie... teoretycznie możliwego.
Naprawdę, niesamowita trylogia!
Bomba.
Prawdziwe arcydzieło.
Kocham i nienawidzę jednocześnie...
Ale do rzeczy!
Fakt faktem, że tak, jak nie przepadałam za Vin w drugim tomie, tak w trzecim pod tym względem nic się nie zmieniło, przynajmniej dopóki nie dotarłam do plus-minus 650 strony. Wydarzenia opisane w tym tomie urzekły mnie, przeraziły i zafascynowały, ponieważ zakończenia mogłam się właściwie...
2022-09-09
"Cesarz Nihon-Ja" to chyba mój ulubiony tom z serii "Zwiadowcy". Najdłuższy i najlepszy. Być może mam też na uwadze to, że zwyczajnie uwielbiam Japonię, a przedstawiony w tym tomie kraj - Nihon-Ja - jest po prostu Japonią, przez co moja ocena tym bardziej rośnie w górę.
Warto jednak również napomknąć o cesarzu Nihon-Ja, którego po prostu nie da się kochać. A przyjaźń oraz miłość, które narodziły się między nim i Horace'em były w tej serii równie pięknym wątkiem, co więź łącząca Halta i Willa :)
"Cesarz Nihon-Ja" to chyba mój ulubiony tom z serii "Zwiadowcy". Najdłuższy i najlepszy. Być może mam też na uwadze to, że zwyczajnie uwielbiam Japonię, a przedstawiony w tym tomie kraj - Nihon-Ja - jest po prostu Japonią, przez co moja ocena tym bardziej rośnie w górę.
Warto jednak również napomknąć o cesarzu Nihon-Ja, którego po prostu nie da się kochać. A przyjaźń oraz...
2018-07-17
Wszędzie i wszystkim trąbię na temat tego, jak bardzo uwielbiam książki Sandersona Brandona, i to chyba naprawdę nigdy się nie zmieni.
Fakt faktem, że "Cienie tożsamości" czytałam praktycznie miesiącami, wracając do nich tylko wtedy kiedy miałam na to wenę, ale mimo wszystko mam usprawiedliwienie – chociaż trylogia "Zrodzonego z Mgły" zakorzeniła się głęboko w moim sercu, jej kontynuacja w postaci kolejnej trylogii trochę mnie zdystansowała. Nadal czyta się przyjemnie, nadal jest tu znajomy Sandersonowy humor i wspaniałe postaci, ale mimo wszystko najadłam się pierwszymi trzema tomami. Moim zdaniem Sanderson mógł na tym poprzestać i zakończyć historię. Choć fakt faktem, fabuła "Stopu prawa" i "Cieni tożsamości" (jak również, za pewne [bo jeszcze nie przeczytałam] "Żałobnych opasek") jest bardzo ciekawa + jak zawsze powalają zakończenia. Oczywiście, można to uważać za zupełnie nową trylogię, ale kurcze, za dużo już się tutaj dzieje, i to nie tak dużo, żeby być ciekawym, ale takie "dużo" przekraczające pewne granice.
No ale wciąż książki Brandona są godne polecenia, bo chyba nie ma bardziej ciekawych, oryginalnych fabuł, nietuzinkowych bohaterów i wspaniale opisanej akcji ♥.
Wszędzie i wszystkim trąbię na temat tego, jak bardzo uwielbiam książki Sandersona Brandona, i to chyba naprawdę nigdy się nie zmieni.
Fakt faktem, że "Cienie tożsamości" czytałam praktycznie miesiącami, wracając do nich tylko wtedy kiedy miałam na to wenę, ale mimo wszystko mam usprawiedliwienie – chociaż trylogia "Zrodzonego z Mgły" zakorzeniła się głęboko w moim sercu,...
2018-01-18
,,- To miejsce, Danielu, jest tajemnicą i miejscem świętym. Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią. Za każdym razem, gdy książka trafia w kolejce ręce, za każdym razem, gdy ktoś wodzi po jej stronach wzrokiem, z każdym nowym czytelnikiem jej duch odradza się i staje się silniejszy. (...) W księgarni sprzedajemy i kupujemy książki, ale w rzeczywistości one nie mają właściciela. Każda, którą tu widzisz, była czyimś najlepszym przyjacielem. A teraz te książki mają tylko nas, Danielu."
Oto najpiękniejsza i najbardziej poruszająca powieść o miłości do książek, jaką widział świat. To swoistego rodzaju biblia każdego z nas – pasjonatów literatury wszelakiej maści.
To powieść o nas samych.
Historia zaczyna się, kiedy ojciec głównego bohatera, 10-letniego wówczas Daniela, zaprowadza go na Cmentarz Zapomnianych Książek. Już sama nazwa brzmi niezwykle – przywodzi mi na myśl Hogwarcki „Dział Ksiąg Zakazanych” czy też księgarnię z „Niekończącej się opowieści”, z której to Bastian skradł niezwykłą księgę. Z ów Cmentarza, wypełnionego tysiącami labiryntów i korytarzy pełnych regałów z książkami, Daniel ma za zadanie wybrać sobie jedną jedyną, którą „zaadoptuje” - którą otoczy opieką i troską, i zadba o to, aby nie została nigdy zapomniana. Chłopiec wybiera „Cień wiatru” autorstwa nieznanego mu Juliana Caraxa. Od tego tak niepozornego incydentu zaczyna się jego – nasza – przygoda.
Zafascynowany powieścią, Daniel pragnie przeczytać inne książki Caraxa. To, czego się dowiaduje, jest nader zaskakujące i intrygujące, gdyż okazuje się, że pewien nieznajomy mężczyzna od lat zdobywa powieści Caraxa i... pali je. A egzemplarz „Cienia wiatru”, posiadany teraz przez Daniela, jest jednym z ostatnich, na które poluje. Od tego właśnie momentu Daniel rozpaczliwie pragnie poznać historię Juliana i dowiedzieć się, dlaczego ktoś tak żarliwie pragnie zniszczyć jego powieści.
Carlos Ruiz Zafón w swoim „Cieniu wiatru” w niezwykły i bardzo poruszający sposób przedstawia wiele elementów naszego świata i życia: przede wszystkim los książek, każdych, nieważne jakiego gatunku i jakiej treści. Bardzo spodobało mi się, że autor traktuje tu książki nie tylko jako „drzwi do innego świata”, ale jako coś bardziej ludzkiego; coś, co posiada uczucia i emocje, co jest praktycznie jak inny człowiek, który pragnie opowiedzieć nam swoją historię. „Póki nas ktoś pamięta, wciąż żyjemy” - nawet jeśli nie w świecie materialnym, to w umysłach i w sercach.
W powieści poruszane są również inne, równie subtelne tematy, z którymi mamy do czynienia już częściej, w wielu innych książkach – mianowicie, temat dorastania, dojrzewania, rodzących się między ludźmi uczuć i namiętności. Dzięki temu, że Daniela poznajemy w wieku dziesięciu lat, trwamy przy nim w okresie tego dorastania i wraz z nim przeżywamy każdą burzę emocji, każde zafascynowanie.
Jednak nie tylko Daniel zasługuje na uwagę – tutaj każdy odgrywa ważną rolę i każdy zapada nam w pamięci, szczególnie Fermin, który wbrew pozorom jest niesłychanie oddanym i wiernym romantykiem, a także ojciec Daniela, Nuria, Miquel (co za cudowna postać!), czy Barcelo.
Carlos Ruiz Zafón doskonale włada językiem i stylem pisania. Opanowuje nasze serca i umysły, owija nas sobie wokół palca i raz po raz a to wzbudza w nas lawinę gniewu i zazdrości, a to wycisza i zadowala, a to znów wrzuca w ognie piekielne namiętnej nienawiści do takich postaci jak na przykład Fumero. Jeśli zaś chodzi o tajemniczego Juliana Caraxa, postać ta praktycznie natychmiast wzbudza w nas sympatię, szczególnie z czasem, kiedy powoli dowiadujemy się więcej o jego życiu i twórczości. Osobiście, bardzo chciałabym przeczytać książki „jego autorstwa”, szczególnie „Czerwony dom”.
„Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafón z pewnością stał się dla mnie dokładnie tym samym, czym „Cień wiatru” Juliana Caraxa stał się dla Daniela, i myślę, że w podobnej sytuacji są miliony innych czytelników, którzy mają tę lekturę za sobą. Nie jestem w stanie wyrazić słowami, jak brutalnie ta książka wybiła w moim sercu dziurę, jak głęboko się w nie wryła, aby zagnieździć się tam już na zawsze – bo z całą pewnością nie znajdę na świecie piękniejszej powieści niż „Cień wiatru”.
Teraz pragnę przeczytać wszystkie powieści Zafóna. Całe szczęście, że mam łatwiej niż Daniel, i są one ogólnodostępne...
Choć, szczerze mówiąc, nie zdziwiłabym się wcale, gdyby jakiś antyfan czytania wyczuł zagrożenie w „Cieniu wiatru” Carlosa i postanowił spalić jego książki (no, roboty miałby z tym co niemiara), gdyż są one pewnego rodzaju kwintesencją życia pasjonatów literatury. To, co czujemy względem książek, jest w tej powieści opisane w tak zrozumiały i niemal poetycki sposób, że nawet największym antagonistom drgnęłoby serce (nie wspominając już o tym, co ta książka robi z nami!).
Podsumowując!...
Ha! Ani mi się śni! :D Jeśli ktoś zerknął tu na koniec, żeby zobaczyć, jakie jest podsumowanie moich wypocin, to odsyłam na górę, o! Nie ma tak łatwo, całe moje podsumowanie znajduje się bowiem wyżej :D
,,- To miejsce, Danielu, jest tajemnicą i miejscem świętym. Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią. Za każdym razem, gdy książka trafia w kolejce ręce, za każdym razem, gdy ktoś wodzi po jej stronach...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01-20
2017-03-25
Świetna książka, naprawdę. Wciąga od samego początku i nie pozwala się oderwać od niej, choćby się firanki w kuchni paliły. Niesamowity pomysł na świat przedstawiony w powieści, wspaniale wykreowani bohaterowie, świetnie przemyślana fabuła, doskonale opisana akcja - czytając, po prostu nie ma opcji, żeby człowiek choć przez moment pomyślał, że się nudzi. A kiedy już skończy czytać, dziwi się, że na zewnątrz nie rosną skałopąki, nigdzie nie widać rycerzy, a w telewizji nie zapowiadają żadnej Arcyburzy... :)
Świetna książka, naprawdę. Wciąga od samego początku i nie pozwala się oderwać od niej, choćby się firanki w kuchni paliły. Niesamowity pomysł na świat przedstawiony w powieści, wspaniale wykreowani bohaterowie, świetnie przemyślana fabuła, doskonale opisana akcja - czytając, po prostu nie ma opcji, żeby człowiek choć przez moment pomyślał, że się nudzi. A kiedy już skończy...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-10
Jest to moja pierwsza książka tej autorki i czuję się ogromnie usatysfakcjonowana. Lektura bardzo mnie wciągnęła, czytało mi się płynnie i przyjemnie - może nie z zapartym tchem, ale z całą pewnością z dużym zainteresowaniem. Podobał mi się świat przedstawiony oraz bohaterowie. Zdecydowanie polecam i sama osobiście z pewnością sięgnę po inne powieści pani Miszczuk.
Jest to moja pierwsza książka tej autorki i czuję się ogromnie usatysfakcjonowana. Lektura bardzo mnie wciągnęła, czytało mi się płynnie i przyjemnie - może nie z zapartym tchem, ale z całą pewnością z dużym zainteresowaniem. Podobał mi się świat przedstawiony oraz bohaterowie. Zdecydowanie polecam i sama osobiście z pewnością sięgnę po inne powieści pani Miszczuk.
Pokaż mimo to2020-03-26
2018-11-07
Rewelacja - cóż więcej powiedzieć? Można by się długo rozwodzić nad fenomenem tej powieści, nad niezwykle rozmyślnie rozwiniętym wątkiem, połączeniem fabuły pierwszego tomu z drugim, nad wyjątkowością bohaterów oraz ich relacji, nad otaczających ich światem oraz wierzeniami.
Numer jeden wśród romansów fantasy połączonych z akcją!
Rewelacja - cóż więcej powiedzieć? Można by się długo rozwodzić nad fenomenem tej powieści, nad niezwykle rozmyślnie rozwiniętym wątkiem, połączeniem fabuły pierwszego tomu z drugim, nad wyjątkowością bohaterów oraz ich relacji, nad otaczających ich światem oraz wierzeniami.
Numer jeden wśród romansów fantasy połączonych z akcją!
2018-11-14
Niesamowita, wciągająca i zapierająca dech w piersiach powieść! Trzeci tom "Dworu cierni i róż" znacznie przewyższa wcześniejsze dwa, nie tylko bogactwem treści, ale i emocjami, jakimi jest przepełniona.
Wprost oderwać się nie idzie!
Niesamowita, wciągająca i zapierająca dech w piersiach powieść! Trzeci tom "Dworu cierni i róż" znacznie przewyższa wcześniejsze dwa, nie tylko bogactwem treści, ale i emocjami, jakimi jest przepełniona.
Wprost oderwać się nie idzie!
2023-01-16
2017-07-05
"Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" to nic innego jak podręcznik dla każdego fana magicznego świata Harry'ego Pottera. Zawiera nie tylko opisy 81 stworzeń, ale również wyjaśnienie, które stworzenia uważane są za istoty magiczne, a które za zwierzęta.
Czyta się niemalże jak podręcznik, ale także i tego dodatku nie opuszcza humor. Nie wspominając już o tym, że takich rzeczy człowiek uczy się z o wiele większą przyjemnością, niż tych naszych, mugolskich :D
"Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" to nic innego jak podręcznik dla każdego fana magicznego świata Harry'ego Pottera. Zawiera nie tylko opisy 81 stworzeń, ale również wyjaśnienie, które stworzenia uważane są za istoty magiczne, a które za zwierzęta.
Czyta się niemalże jak podręcznik, ale także i tego dodatku nie opuszcza humor. Nie wspominając już o tym, że takich...
2020-12-10
2022-08-12
Nareszcie coś ciekawego. "Jaga" kompletnie mnie nie porwała i jedyne, co w niej doceniałam to słowiański klimat. "Gniewa" ma w końcu fabułę, ciekawe wątki, fajnie rozwinięte, przyjemni bohaterowie, cudowny słowiański klimat i (nareszcie) rzetelne opisy obrządków, sporą dawkę mitologii słowiańskiej - ma wszystko, czego mi brakowało w "Jadze". Aż miło było wrócić do tej serii.
Nareszcie coś ciekawego. "Jaga" kompletnie mnie nie porwała i jedyne, co w niej doceniałam to słowiański klimat. "Gniewa" ma w końcu fabułę, ciekawe wątki, fajnie rozwinięte, przyjemni bohaterowie, cudowny słowiański klimat i (nareszcie) rzetelne opisy obrządków, sporą dawkę mitologii słowiańskiej - ma wszystko, czego mi brakowało w "Jadze". Aż miło było wrócić do tej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kupując książkę, nie do końca wiedziałam, czego tak naprawdę mogę się po niej spodziewać. Przyciągnął mnie do niej tytuł, a opis jeszcze bardziej zachęcił. Czy wyobrażałam sobie to jako coś w rodzaju podręcznika? Owszem. Ale z pownością nie sądziłam, że zawarty w nim tekst będzie poniekąd... humorystyczny.
Teraz myślę, że gdyby wszystkie szkolne podręczniki pisał Edward Brooke-Hitching, nikt by nie narzekał na naukę.
"Atlas lądów niebyłych" pełen jest opisów przede wszystkim wysp - nie ma w tym jednak nic dziwnego, naturalnie. Żeglarze często mylili czy to góry lodowcowe, fatamorgany, czy nawet skupiska chmur za wyspy. Jedni popełniali właśnie tego typu omyłki, inni błędnie obliczali współrzędne i opisywali wyspę już "istniejącą" i nazwaną, ale byli też tacy, którzy wyspy dosłownie wymyślali, a trzeba przyznać, że wyobraźnię mieli przy tym niekiedy większą niż Lovecraft czy King. I tu nadmienić mogę dla przykładu niejakiego George'a Psalmanazara, który nie dość, że wymyślił wyspę Formoza, to na dodatek uważał się za jej mieszkańca, a także specjalnie wymyślił religię Formozan, ich obrzędy i rytuały, a także stworzył alfabet formozański.
"Atlas..." pełen jest niezwykle ciekawych historii, między innymi o człowieku, który w całkiem interesujący (choć o bardzo groteskowych skutkach) sposób zarobił krocie dzięki swoim kłamstwom; o odnalezieniu wyspy zamieszkiwanej przez Gigantów Patagońskich (których istnienie rzeczywiście potwierdzono), czy też mit o wyspie Wak-Wak, na której rosło drzewo o tej samej nazwie, rodzące człekokształtne owoce.
Oczywiście, nie zabrakło tu najpopularniejszych legend: o zaginionej Atlantydzie, o El Dorado, a także o Raju na Ziemi. Znalazło się również miejsce dla "Zatopionego miasta Wineta" - znajdującego się niegdyś w okolicach dzisiejszej Polski.
Książka pełna jest barwnych ilustracji, będących fragmentami map bądź rycinami czy szkicami tworzonymi przez żeglarzy, mnóstwa map (oczywiście), a także zdjęciami niektórych bohaterów, o których mowa w rodziałach. W kazdym rozdziale (każdy poświęcony innemu mitycznemu miejscu) autor podaje współrzędne oraz ewentualnie inne nazwy, pod którymi znana była wyspa.
"Atlas lądów niebyłych" zawiera jednak nie tylko opis nieistniejących miejsc, ale także mini-bestiariusze. Barwne małe ilustracje przedstawiające stwory zarówno morskie jak i lądowe opatrzone są krótkimi opisami, a przy niektórych również miejscem występowania.
Trochę szkoda, że rozdziały nie są ułożone alfabetycznie, ale to znowuż nie przeszkadza aż tak bardzo. W każdym razie, serdecznie polecam "Atlas lądów niebyłych" nie tylko fanom geografii i historii, ale też czytelnikom, którzy - tak jak ja - są nastawieni bardziej na fabularne książki. Ponieważ, nawet jeśli to typ podręcznikowy, potrafi niesamowicie wciągnąć i zainteresować!
Kupując książkę, nie do końca wiedziałam, czego tak naprawdę mogę się po niej spodziewać. Przyciągnął mnie do niej tytuł, a opis jeszcze bardziej zachęcił. Czy wyobrażałam sobie to jako coś w rodzaju podręcznika? Owszem. Ale z pownością nie sądziłam, że zawarty w nim tekst będzie poniekąd... humorystyczny.
więcej Pokaż mimo toTeraz myślę, że gdyby wszystkie szkolne podręczniki pisał Edward...