-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-03
2018-04
To moja pierwsza książka tego autora i z całą pewnością nie ostatnia. Podobał mi się klimat powieści. Spokojny, ascetyczny, pełen niedopowiedzeń. Jednocześnie jakoś dziwnie pociągający, hipnotyzujący niekiedy. I bardzo, bardzo japoński. W tym, co pisze Ishiguro, czuć przepaść kulturową. Niektóre zjawiska wydają się całkiem obce, nie do końca zrozumiałe.
Główną bohaterką powieści jest Etsuko - matka dwóch córek, Japonka, która wyemigrowała do Anglii. Spotykamy ją w niezwykle dramatycznym momencie swojego życia, kiedy spogląda w przeszłość i wspomina wydarzenia ze starego kraju. Pejzaż w tle jest ledwo zarysowany. Dramaty pozostają jedynie w strefie domyśleń. Japonia, zrujnowana po II Wojnie Światowej. Tragedie poszczególnych ludzi, całego narodu. Konflikty moralne, rodzące się pomiędzy starym a młodym pokoleniem. Ciekawe, jak często nasuwają mi się skojarzenia z drzeworytem japońskim. Widzę tu bardzo dużo analogii w sposobie przedstawiania rzeczywistości. Istotną rolę odgrywa pusta przestrzeń - przestrzeń tego, co niewypowiedziane.
Wsłuchujemy się w opowieść o przyjaciółce bohaterki - Sachiko. Jest to postać niejednoznaczna, nieco kontrowersyjna, a jednak nie dająca się zaszufladkować bądź poddać prostej ocenie. Jej losy dziwnie współgrają z historią Etsuko, dopełniają całą historię. Wystrzegałabym się jednak prostych analogii. Na takie w twórczości Ishiguro nie ma miejsca. I chyba głównie z tego powodu jego dzieło tak bardzo przypadło mi do gustu. Czytelnik może układać w swojej głowie puzzle poszczególnych zdarzeń, składać je w różne kombinacje, bardziej lub mniej prawdopodobne.
Na koniec dodam, że tytuł książki od razu narzuca skojarzenia ze starymi fotografiami w kolorze sepii. Takie jest właśnie wspominanie przeszłości - niektóre zdarzenia pozostają ostre, inne okazują się wyblakłe, ledwo widoczne. Trudno odróżnić to, co miało miejsce, od tego, co wyobrażone. I jeśli ktoś lubi podobne scenerie, to powinien sięgnąć po książkę Ishiguro koniecznie.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
To moja pierwsza książka tego autora i z całą pewnością nie ostatnia. Podobał mi się klimat powieści. Spokojny, ascetyczny, pełen niedopowiedzeń. Jednocześnie jakoś dziwnie pociągający, hipnotyzujący niekiedy. I bardzo, bardzo japoński. W tym, co pisze Ishiguro, czuć przepaść kulturową. Niektóre zjawiska wydają się całkiem obce, nie do końca zrozumiałe.
Główną bohaterką...
2018-12-22
Hard science fiction na najwyższym poziomie. Peter Watts nie zawodzi, jego wizja wciąga, niepokoi, daje do myślenia. Dla każdego fana dobrej fantastyki to pozycja absolutnie obowiązkowa.
Hard science fiction na najwyższym poziomie. Peter Watts nie zawodzi, jego wizja wciąga, niepokoi, daje do myślenia. Dla każdego fana dobrej fantastyki to pozycja absolutnie obowiązkowa.
Pokaż mimo to2018-07
Wydawać by się mogło, że trudno o równie często wałkowany temat. Spotkania z ufoludami - ileż to już książek na ten temat napisano, jakie ilości filmów nakręcono? Banał nad banały! A jednak zdarzają się w każdym gatunku perełki, które rzucają nowe światło na stare motywy, ożywiają je.
Peter Watts stworzył spójną, niebanalną wizję pierwszego kontaktu. Dla czytelnika przebrnięcie przez nią może okazać się trudne, lecz cierpiwi zostaną sowicie nagrodzeni. Otrzymają bowiem inspirującą refleksję nad ludzką kondycją i psychologią widzenia... także nad ślepotą naszego gatunku. Czy nasze niedoskonałe zmysły będą w stanie zbadać obce, nieznane istoty, czy okażą się przeszkodą w ich poznaniu?
"Ślepowidzenie" przypomina momentami film science fiction z najwyższej półki. Nie chodzi mi oczywiście o dzieła, w których poczciwi kosmonauci gaworzą do ledwo co poznanych obcych roślinek "oj tyś, tyś, śliczniutkaś" (wiadomo, że zostają później przez te przyjaźnie wyglądające kreatury pogryzieni), inni z kolei zamieniają się w zombie (tak, nie darzę wielką miłością "Prometeusza", przykro mi). Raczej pierwsza część "Obcego" przychodzi mi na myśl - klasyka suspensu i niedopowiedzenia.
Polecam z czytym sumieniem, choć głównie miłośnikom science fiction. Tym, co z gatunkiem niewiele wspólnego mają, proponowałabym na początek coś lżejszego, mniej skomplikowanego.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
Wydawać by się mogło, że trudno o równie często wałkowany temat. Spotkania z ufoludami - ileż to już książek na ten temat napisano, jakie ilości filmów nakręcono? Banał nad banały! A jednak zdarzają się w każdym gatunku perełki, które rzucają nowe światło na stare motywy, ożywiają je.
Peter Watts stworzył spójną, niebanalną wizję pierwszego kontaktu. Dla czytelnika...
2018-01
2018-01
2018-01
Kiedy w oko me wpadł intrygujący tytuł "Człowiek tygrys", nie mogłam się oprzeć. Przeczytałam opis. Zrozumiałam, że przepadłam z kretesem. Dobrze, może na początku zbytnio podobne mi się to pisanie wydało do Marqueza i do jego "Kroniki zapowiedzianej śmierci". Później jednak magiczna rzeczywistość powieści zawładnęła mną na tyle, że podobieństwa stały się zupełnie nieistotne.
Powieść Eki Kurniwana roztacza przed czytelnikiem wizję świata, w którym rzeczywistość i magia przeplatają się z sobą. Pod skórą codzienności tętni to, co nieokreślone, nienazwane, tajemnicze. Może to jest przyczyną, dla której podobne książki dosłownie połyka się w jeden dzień. Ja je w każdym razie uwielbiam i życzę sobie, by ich było jak najwięcej.
Kiedy w oko me wpadł intrygujący tytuł "Człowiek tygrys", nie mogłam się oprzeć. Przeczytałam opis. Zrozumiałam, że przepadłam z kretesem. Dobrze, może na początku zbytnio podobne mi się to pisanie wydało do Marqueza i do jego "Kroniki zapowiedzianej śmierci". Później jednak magiczna rzeczywistość powieści zawładnęła mną na tyle, że podobieństwa stały się zupełnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01
Nie będę ukrywać, że z książek przeczytanych w tym miesiącu (roku, dziesięcioleciu, życiu...), ta pozycja napawa mnie największą dumą. Czytelnik, który sięga po tę powieść, może czuć się zagubiony - wrzucony do świata, którym rządzą dziwne, niezrozumiałe reguły. Niczym średniowieczny chłop, który trafia do naszych czasów i za nim nie kuma, co jest grane. A jednak obcowanie z podobną rzeczywistością sprawiło mi niemałą przyjemność (znajoma osoba nazwała to masochizmem).
Obejdzie się bez stwierdzenia "Czytałum, czytałum, a nic nie zrozumiałum". Mój umysł generował w trakcie lektury pewne wyobrażenia, które były bardziej lub mniej bliskie założeniom autora (mniej niż bardziej). To jednak okazało się przepiękne (i równie masochistyczne)! Doświadczenie świata zbudowanego od podstaw, całkowicie autonomicznego.
Wspomniany świat jest tak cudownie inny od naszego, że całkowicie broni się przed spoilerami. Mogłabym opowiedzieć całą książkę, a i tak nie odpowiedziałabym niczego. Takiego dzieła trzeba doświadczyć samemu. Samemu przetrawić i wchłonąć.
Nie będę ukrywać, że z książek przeczytanych w tym miesiącu (roku, dziesięcioleciu, życiu...), ta pozycja napawa mnie największą dumą. Czytelnik, który sięga po tę powieść, może czuć się zagubiony - wrzucony do świata, którym rządzą dziwne, niezrozumiałe reguły. Niczym średniowieczny chłop, który trafia do naszych czasów i za nim nie kuma, co jest grane. A jednak obcowanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01
To pierwsza powieść Joanny Bator, którą miałam przyjemność przeczytać, i na pewno nie ostatnia. Chyba rzadko jakakolwiek lektura wypełnia mnie porównywalnym spokojem. Miałam wrażenie, że podobną harmonię odnaleźć można w grafikach japońskich mistrzów, takich jak Hokusai. Tym samym czułam autentyczność inspiracji sztuką i filozofią Japonii. Świetny prezent zrobiony samej sobie.
To pierwsza powieść Joanny Bator, którą miałam przyjemność przeczytać, i na pewno nie ostatnia. Chyba rzadko jakakolwiek lektura wypełnia mnie porównywalnym spokojem. Miałam wrażenie, że podobną harmonię odnaleźć można w grafikach japońskich mistrzów, takich jak Hokusai. Tym samym czułam autentyczność inspiracji sztuką i filozofią Japonii. Świetny prezent zrobiony samej sobie.
Pokaż mimo to2018-01
Ostatnia część trylogii MaddAddam, tak samo jak poprzednie, wywołała we mnie mieszane uczucia. Raz byłam pochłonięta nimi w całości. Innym razem marzyłam, żeby tylko dobrnąć do końca. Atwood stworzyła bardzo ciekawą wizję apokalipsy, w moim odczuciu oryginalną, niepodobną do tego, z czym się wcześniej zetknęłam. Trochę z przymrużeniem oka, odrobinę obrzydliwą. Zamknięcie całej historii uświadomiło mi jednak, że mocno zżyłam się z bohaterami. Emocje były, smutek był. Nawet łezka popłynęła.
Nie żałuję, że dobrnęłam do końca.
Ostatnia część trylogii MaddAddam, tak samo jak poprzednie, wywołała we mnie mieszane uczucia. Raz byłam pochłonięta nimi w całości. Innym razem marzyłam, żeby tylko dobrnąć do końca. Atwood stworzyła bardzo ciekawą wizję apokalipsy, w moim odczuciu oryginalną, niepodobną do tego, z czym się wcześniej zetknęłam. Trochę z przymrużeniem oka, odrobinę obrzydliwą. Zamknięcie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01
"Morze" to dość trudna książka. Nie dajcie się zwieść jej mizernym rozmiarom! To pozycja, która lubi niespieszne czytanie. Utkana z obrazów. To, co minęło, przeplata się z teraźniejszością. Powraca pytanie o to, jak funkcjonuje nasza pamięć, jak jest zawodna, co jest prawdziwe, a co tylko wyobrażone. Bardzo przypominało mi to "Poczucie kresu" Juliana Barnesa. Obie książki równie efemeryczne i inspirujące. Obie warte przeczytania.
"Morze" to dość trudna książka. Nie dajcie się zwieść jej mizernym rozmiarom! To pozycja, która lubi niespieszne czytanie. Utkana z obrazów. To, co minęło, przeplata się z teraźniejszością. Powraca pytanie o to, jak funkcjonuje nasza pamięć, jak jest zawodna, co jest prawdziwe, a co tylko wyobrażone. Bardzo przypominało mi to "Poczucie kresu" Juliana Barnesa. Obie książki...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01
2018-01
2018-01
2018-02
Niezwykle rzadko jakaś lektura sprawia, że śmieję się na głos, żeby zaraz potem popaść w smutek za utraconym dzieciństwem. Zaprawdę powiadam wam, jest to podróż melancholijna, wędrówka do dni, kiedy wszystko jest prostsze, ale zarazem wyraźniejsze. Ten świat ma posmak baśni, chociaż baśni, nad którą wisi piętno wojny i zagłady. Żałuję, że "Jak spotkałem się z rybami" nie wywarło już później na mnie takiego wrażenia. Nie mam w sobie głębokiego zrozumienia dla wędkarstwa, być może to było główną przeszkodą. Momenty były, ale niestety tylko momenty.
Niezwykle rzadko jakaś lektura sprawia, że śmieję się na głos, żeby zaraz potem popaść w smutek za utraconym dzieciństwem. Zaprawdę powiadam wam, jest to podróż melancholijna, wędrówka do dni, kiedy wszystko jest prostsze, ale zarazem wyraźniejsze. Ten świat ma posmak baśni, chociaż baśni, nad którą wisi piętno wojny i zagłady. Żałuję, że "Jak spotkałem się z rybami"...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02
To była trudna lektura. Dopiero 100 ostatnich stron wciągnęło mnie naprawdę mocno. Mimo, iż lubię książki, których akcja rozwija się niespieszne, w tym przypadku nuda była dość znaczącym odczuciem. Warto jednak zaznaczyć, że obraz Indii, który przedstawia nam autorka, jest zupełnie inny niż ten, ukazany chociażby w "Shantaram". Kraj położony w cieniu Kanczendzongi to miejsce, w którym pod skorupą porządku kastowego kipi gniew. Jest to terytorium, gdzie ciągle czuć piętno odciśnięte przez wieloletnie rządy Imperium Brytyjskiego. Wszechobecny kompleks wobec przyjezdnych oraz wrogość wobec nich idą tu ramię w ramię. W takim kraju bohaterowie są smutni, samotni, bez szans na poprawę własnego losu.
Na pewno po książkę powinni sięgnąć wszyscy miłośnicy Indii i indyjskiej literatury.
To była trudna lektura. Dopiero 100 ostatnich stron wciągnęło mnie naprawdę mocno. Mimo, iż lubię książki, których akcja rozwija się niespieszne, w tym przypadku nuda była dość znaczącym odczuciem. Warto jednak zaznaczyć, że obraz Indii, który przedstawia nam autorka, jest zupełnie inny niż ten, ukazany chociażby w "Shantaram". Kraj położony w cieniu Kanczendzongi to...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02
Gdy zagłębiam się w tematyce rybnej, przed oczyma staje mi zawsze ostatnia scena z "Arizona dream", a w uszach rozbrzmiewa "In the death car". Nastrój ten udzielił mi się w pierwszej chwili, kiedy wkroczyłam w świat stworzony przez autora "Legendy o samobójstwie". Subtelność surowych obrazów. Elegancki, ale prosty język. W pewnym momencie poczucie zagubienia, kiedy opowiedziane historie przestają do siebie pasować. Zniechęcenie, chęć odłożenia książki na bok. Układanka różnych emocji, od zachwytu do obrzydzenia. Nie wiem, czy poleciłabym tę książkę każdemu. Na pewno warto po nią sięgnąć, przy okazji zapoznając się z historią jej powstania.
Gdy zagłębiam się w tematyce rybnej, przed oczyma staje mi zawsze ostatnia scena z "Arizona dream", a w uszach rozbrzmiewa "In the death car". Nastrój ten udzielił mi się w pierwszej chwili, kiedy wkroczyłam w świat stworzony przez autora "Legendy o samobójstwie". Subtelność surowych obrazów. Elegancki, ale prosty język. W pewnym momencie poczucie zagubienia, kiedy...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02
"Smok Griaule" zrobił na mnie niesamowite wrażenie, wciągnął i pochłonął bez reszty. Pod kątem budowy przypominał mi nieco "Atlas chmur" (do Davida Mitchella mam słabość, przyznać muszę). Tam również historie różnych postaci rozwijały się na przestrzeni czasu, splatając w pewien sposób ze sobą. Wspólnym mianownikiem okazywały się emocje i namiętności, które bohaterami targały, ich niedoskonałości i wady. Błądzili i byli skazani na popełnianie tych samych błędów.
Podczas lektury "Smoka Griaule" wielokrotnie zadawałam sobie pytanie - kim lub czym jest tytułowy bohater oraz jak można określić jego wzajemne powiązania z pozostałymi istotami? Jednoznacznego rozwiązania nie ma i to jest we wspomnianej lekturze najpiękniejsze. Można doszukiwać się odniesień religijnych, filozoficznych, szukać odpowiedzi na dylematy etyczne. Do tak bogatej literacko i znaczeniowo lektury można powrócić wielokrotnie.
"Smok Griaule" zrobił na mnie niesamowite wrażenie, wciągnął i pochłonął bez reszty. Pod kątem budowy przypominał mi nieco "Atlas chmur" (do Davida Mitchella mam słabość, przyznać muszę). Tam również historie różnych postaci rozwijały się na przestrzeni czasu, splatając w pewien sposób ze sobą. Wspólnym mianownikiem okazywały się emocje i namiętności, które bohaterami...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02
Często podczas lektury Lema odzywa się we mnie współczucie dla tłumaczy jego prozy na języki obce. Jednocześnie cieszę się, że polski jest moim językiem rodzimym i mogę czytać mistrza w oryginale. Przykro mi, nie jestem w stanie nie zachwycać się kunsztem literackim Lema. Po prostu, jak ma nie zachwycać, jak zachwyca? We wspominanym "Pamiętniku znalezionym w wannie" dostrzeżemy niewątpliwie parodię ówczesnego systemu komunistycznego, a bohater gubi się w bebechach gigantycznego molocha. Powieść jest tak skonstruowana, że czytelnik doświadcza dezorientacji i poczucia zagubienia razem z głównym bohaterem. Pamiętacie Dom, który czyni szalonym z "Dwunastu prac Asteriksa"? To mój ulubiony fragment powyższej kreskówki i po raz kolejny przyszedł mi na myśl, kiedy czytałam Lema. Niestety w "Pamiętniku znalezionym w wannie" systemu nie da się w tak prosty sposób wywieść w pole.
Czytając powyższą książkę cały czas miałam z tyłu głowy Gombrowicza. Siedział tam, wiercił się i nie dawał spokoju. I do tej pory nęka mnie to okrutnie, ile Gombrowicza jest w Lemie.
Nurtujące, frapujące, intrygujące i inspirujące pisarstwo.
Często podczas lektury Lema odzywa się we mnie współczucie dla tłumaczy jego prozy na języki obce. Jednocześnie cieszę się, że polski jest moim językiem rodzimym i mogę czytać mistrza w oryginale. Przykro mi, nie jestem w stanie nie zachwycać się kunsztem literackim Lema. Po prostu, jak ma nie zachwycać, jak zachwyca? We wspominanym "Pamiętniku znalezionym w wannie"...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02
"Koniec wieczności" to ciekawa pozycja. Jestem zadowolona, że po nią sięgnęłam, bo zaintrygowała mnie stworzona przez autora koncepcja Wieczności - miejsca, które dzięki specjalnym komputerowym wyliczeniom kontroluje się ludzkość w różnych epokach. Cieszę się również, że nie zraził mnie wątek romantyczny, z pozoru wyjątkowo toporny, oraz irytujący momentami główny bohater, ponieważ ostatecznie czułam się zaskoczona (chociaż może nie powinnam przez wgląd na tytuł).
Zachwycona może nie byłam niesamowicie, ale wielbicielom science fiction polecać będę.
"Koniec wieczności" to ciekawa pozycja. Jestem zadowolona, że po nią sięgnęłam, bo zaintrygowała mnie stworzona przez autora koncepcja Wieczności - miejsca, które dzięki specjalnym komputerowym wyliczeniom kontroluje się ludzkość w różnych epokach. Cieszę się również, że nie zraził mnie wątek romantyczny, z pozoru wyjątkowo toporny, oraz irytujący momentami główny bohater,...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Pociągi…” ukazują losy młodego człowieka, wkraczającego w dorosłość w czasie wojny. Młodzieniec snuje historię pierwszych kroków w ogrodzie miłości, poczynań naznaczonych niepowodzeniem. Opowiada o środowisku, w którym przyszło mu pracować. Są tam bardzo ciekawe indywidua - zwiadowca, hodujący rysie polskie i żywiący do swych gołębi najgorętsze uczucia, dyżurny Całusek, który odciska na pupie koleżanki całą gamę pieczątek kolejowych. Z pewnością wspomniane motywy są tym, co najczęściej pojawia się, kiedy czytelnik wspomina książkę. Warto jednak zwrócić uwagę, że żart i ironia Hrabala niosą z sobą swoistą, często gorzką refleksję nad światem, pogrążonym w wojnie (“Trzeba było siedzieć w domu na dupie”). Co jeszcze zapada w pamięć? Te rozbite pociągi i samoloty, a nade wszystko wizja zwierząt - umęczonych, stłoczonych w wagonach kolejowych, tak bardzo ludzkich w swoich cierpieniu. I końcówka. Obecnie powiedzielibyśmy, że końcówka wymiata. Tak, wymiata.
“Postrzyżyny” to opowieść, utkana z prostych, ale bardzo poetyckich obrazów. Widzimy je oczyma głównej bohaterki - pięknej kobiety, obdarzonej niesamowicie bujnymi włosami. Postać ta jawi się niczym archetyp kobiecości, zmysłowej i nieposkromionej. Potwierdza to sposobem, w jaki spożywa posiłki (przyzwoita kobieta tak nie je - powtarza jej mąż), jeździ na rowerze, czy smakuje życie. Podobno Hrabala zainspirował “awiacyjny styl Chagalla” i faktycznie, kiedy spoglądam na obrazy malarza, widzę przed oczyma piękność z “Postrzyżyn”.
Gwoli ścisłości, historia toczy się w starym browarze, a bohaterami są wspomniana wyżej Maria, jej mąż oraz wkraczający na scenę, ekscentryczny wujaszek. W tle tętni życiem małe czeskie miasteczko. Spokojne, senne obrazy. Podobny oniryczny wymiar ma zresztą zapadająca mocno w pamięć scena świniobicia, w swojej malowniczości przywodząca na myśl atawistyczny rytuał.
Być może styl Hrabala, płynący niekiedy niczym strumień świadomości, może czasem zmęczyć. Całkiem prawdopodobne, że niektórych czytelników jego historie znudzą. Nie mogę jednak nie docenić piękna i oryginalności jego prozy.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
“Pociągi…” ukazują losy młodego człowieka, wkraczającego w dorosłość w czasie wojny. Młodzieniec snuje historię pierwszych kroków w ogrodzie miłości, poczynań naznaczonych niepowodzeniem. Opowiada o środowisku, w którym przyszło mu pracować. Są tam bardzo ciekawe indywidua - zwiadowca, hodujący rysie polskie i żywiący do swych gołębi najgorętsze uczucia, dyżurny Całusek,...
więcej Pokaż mimo to