-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński6
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać9
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-01-02
2023-07-10
2023-06-26
2023-06
2023-02-07
2022-05-20
Odnoszę wrażenie, że ta powieść jest jak długa podróż. Czasem fascynuje, szczególnie kiedy dostrzega się jakiś piękny pejzaż za oknem, lecz niekiedy równie mocno nuży i pragnie się, żeby dobiegła końca. Taka jest zresztą wędrówka Jana Krausa, towarzyszącego 99-letniemu Wenzelowi Winterbergowi w wędrówce po śladach historii.
To świadectwo czasów, gdy podróżowało się koleją, a nie autobusową komunikacją zastępczą. Czasy, które odeszły daleko w przeszłość, a których niezbyt pięknie wyglądający trup musiał trafić do jednej z niegdysiejszych spopielarni. Możemy sięgnąć do starego, czerwonego bedekera, jeśli zapragniemy go ożywić, lecz wszystko to oczywiście daremne trudy.
Z bohaterami, nakreślonymi przez Jaroslava Rudiša, czytelnik oswaja się powoli, ale z czasem docenia subtelną więź, nawiązującą się pomiędzy postaciami, zdawałoby się, tak odmiennymi. Zaś motyw Lenki, pierwszej kobiety na Księżycu, porusza bardzo, do samego końca.
"Ostatnia podróż Winterberga" to subtelna, pełna niuansów proza, której nieobca jest również kpina i żart. To spojrzenie na życie z perspektywy człowieka, którego podróż dobiega już końca. Wizja przeszłości, nabierająca kształtów i kolorów. Napady Historii.
Czy warto po tę książkę sięgnąć? Nawet jeśli monologi głównego bohatera niekiedy przerażają swoją długością i przyjdzie się w nich zagubić, odpowiedź pozostaje twierdząca. Tak, warto. Oczywiście.
Odnoszę wrażenie, że ta powieść jest jak długa podróż. Czasem fascynuje, szczególnie kiedy dostrzega się jakiś piękny pejzaż za oknem, lecz niekiedy równie mocno nuży i pragnie się, żeby dobiegła końca. Taka jest zresztą wędrówka Jana Krausa, towarzyszącego 99-letniemu Wenzelowi Winterbergowi w wędrówce po śladach historii.
To świadectwo czasów, gdy podróżowało się koleją,...
2018-03
“Pociągi…” ukazują losy młodego człowieka, wkraczającego w dorosłość w czasie wojny. Młodzieniec snuje historię pierwszych kroków w ogrodzie miłości, poczynań naznaczonych niepowodzeniem. Opowiada o środowisku, w którym przyszło mu pracować. Są tam bardzo ciekawe indywidua - zwiadowca, hodujący rysie polskie i żywiący do swych gołębi najgorętsze uczucia, dyżurny Całusek, który odciska na pupie koleżanki całą gamę pieczątek kolejowych. Z pewnością wspomniane motywy są tym, co najczęściej pojawia się, kiedy czytelnik wspomina książkę. Warto jednak zwrócić uwagę, że żart i ironia Hrabala niosą z sobą swoistą, często gorzką refleksję nad światem, pogrążonym w wojnie (“Trzeba było siedzieć w domu na dupie”). Co jeszcze zapada w pamięć? Te rozbite pociągi i samoloty, a nade wszystko wizja zwierząt - umęczonych, stłoczonych w wagonach kolejowych, tak bardzo ludzkich w swoich cierpieniu. I końcówka. Obecnie powiedzielibyśmy, że końcówka wymiata. Tak, wymiata.
“Postrzyżyny” to opowieść, utkana z prostych, ale bardzo poetyckich obrazów. Widzimy je oczyma głównej bohaterki - pięknej kobiety, obdarzonej niesamowicie bujnymi włosami. Postać ta jawi się niczym archetyp kobiecości, zmysłowej i nieposkromionej. Potwierdza to sposobem, w jaki spożywa posiłki (przyzwoita kobieta tak nie je - powtarza jej mąż), jeździ na rowerze, czy smakuje życie. Podobno Hrabala zainspirował “awiacyjny styl Chagalla” i faktycznie, kiedy spoglądam na obrazy malarza, widzę przed oczyma piękność z “Postrzyżyn”.
Gwoli ścisłości, historia toczy się w starym browarze, a bohaterami są wspomniana wyżej Maria, jej mąż oraz wkraczający na scenę, ekscentryczny wujaszek. W tle tętni życiem małe czeskie miasteczko. Spokojne, senne obrazy. Podobny oniryczny wymiar ma zresztą zapadająca mocno w pamięć scena świniobicia, w swojej malowniczości przywodząca na myśl atawistyczny rytuał.
Być może styl Hrabala, płynący niekiedy niczym strumień świadomości, może czasem zmęczyć. Całkiem prawdopodobne, że niektórych czytelników jego historie znudzą. Nie mogę jednak nie docenić piękna i oryginalności jego prozy.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
“Pociągi…” ukazują losy młodego człowieka, wkraczającego w dorosłość w czasie wojny. Młodzieniec snuje historię pierwszych kroków w ogrodzie miłości, poczynań naznaczonych niepowodzeniem. Opowiada o środowisku, w którym przyszło mu pracować. Są tam bardzo ciekawe indywidua - zwiadowca, hodujący rysie polskie i żywiący do swych gołębi najgorętsze uczucia, dyżurny Całusek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-28
2021-06
RUCH JEST WSZYSTKIM
Zdarzyło mi się już niegdyś trafiać na lektury, które uderzały w drugie tempo. Początkowo jakiś pierwiastek w nich mnie odrzucał, rozczarowywał wręcz. W pewien sposób nie dawały mi one jednak spokoju, drążyły głęboko umysł. Po jakimś czasie mogłam dodać je do grona swoich ulubionych pozycji, do których chętnie myślami powracam. Zwyciężały! Tak było chociażby z "Czasem Czerwonych Gór" Petry Hůlovej, a jak będzie z jej najnowszą pozycją - "Krótką historią Ruchu"?
Czeska autorka, nie stroniąca od kontrowersyjnych tematów, tym razem serwuje nam ciekawą dystopię. Przenosimy się do świata, w którym nastąpiło odwrócenie ról. Tu, moi mili, rządzą panie i to one władają nie tylko kobiecym, ale i męskim pożądaniem. Główna bohaterka tej opowieści - Vera wytrwale służy sprawie. Święcie wierzy w to, iż Instytut rządzi, radzi i nigdy jej nie zdradzi.
Hůlová umiejętnie balansuje na pograniczu kiczu i tandety. Już na dzień dobry prowadzi nas w progi przybytku, zbudowanego na terenie dawnych zakładów mięsnych. Tutaj właśnie nasza bohaterka uczy swoich klientów poprawnego masturbowania się przy nagich zdjęciach podstarzałych modelek. Nie muszę chyba dodawać, iż tworzy to atmosferę ociekającą wręcz płynami ustrojowymi i wydzielinami. Brzmi z lekka obrzydliwie, lecz ma ponoć służyć temu, by samcze umysły dostrzegły prawdziwe, wewnętrzne piękno kobiet.
W ogniu krytyki znajdują się także kobiety - te, które nadal cenią sobie zakazane w jasnoczasie kosmetyki bądź operacje plastyczne. Znamienny jest ten wyrazisty podział na "przed" i "po": ciemnoczas oraz okres, w który wprowadziła ludzkość dzielna rewolucjonistka Rita. Nic dziwnego, że wierząca ślepo w ideały Ruchu Vera to postać trochę niedorobiona, kanciata i koślawa. Być może nie żywimy do niej specjalnej niechęci, ale jeszcze trudniej ją polubić.
Najgorsza dla jednostek ze świata Hůlovej okazuje się samotność. Wprawdzie są one skazane na egzystencję w grupie, zbiorowości, jednak brak makijażu na twarzy wcale nie uwalnia od noszenia "masek". Wręcz przeciwnie, tym bardziej trzeba się pilnować, zachowywać pozory. Z tego powodu wyprawa, w jaką zabiera nas czeska autorka, nie będzie przeprawą łatwą, lekką i przyjemną.
Temat poruszany przez Hůlovą nie jest oczywiście żadnym novum. Z pewnością "Krótka historia Ruchu" wypada pozytywnie na tle takich historii jak "Siła" Naomi Alderman. Świat wykreowany przez pisarkę pozostaje spójny, widać konsekwencję w jego budowaniu. Podoba mi się również przewrotność tej prozy.
Nie ukrywam niestety, iż relacja główniej bohaterki wydawała mi się momentami zbyt monotonna i nużąca. To nie jest książka, która uwiedzie wszystkich czytelników. Ja ciągle czekam na odpowiedź, czy z czasem mnie zachwyci, czy może o niej zapomnę.
RUCH JEST WSZYSTKIM
Zdarzyło mi się już niegdyś trafiać na lektury, które uderzały w drugie tempo. Początkowo jakiś pierwiastek w nich mnie odrzucał, rozczarowywał wręcz. W pewien sposób nie dawały mi one jednak spokoju, drążyły głęboko umysł. Po jakimś czasie mogłam dodać je do grona swoich ulubionych pozycji, do których chętnie myślami powracam. Zwyciężały! Tak było...
2021-04
W SAMO POŁUDNIE
"Im bardziej pospolita i banalna jest zbrodnia, tym trudniej ją wykryć." - podobną zgrabnie brzmiącą sentencję znajdziecie oczywiście w "Przygodach Sherlocka Holmesa". Czy młody detektyw Tomáš Volf, zmagający się ze swoją pierwszą poważną sprawą, dojdzie do podobnych wniosków? Kim okaże się Południca, mordująca młode kobiety niczym słowiański demon w środku upalnego dnia?
Zanim przejdę do książki Jiříego Březiny, pozwolę sobie na parę słów wstępu. Nie jestem miłośniczką kryminałów, cenię jednak bardzo prozę naszych południowych sąsiadów. Liczyłam więc, że spotkanie z "Południcą" okaże się ciekawą przygodą. I nie zawiodłam się! Cóż,chyba każdego czytelnika czeka moment, gdy trzeba poszerzyć swoje czytelnicze horyzonty i sięgnąć po pomijany gatunek. Tym bardziej, że czas podobnym wyzwaniom służy, zaś moje planszówkowe serce mocniej zabiło dla gry "Detektyw".
Przenieśmy się jednak do czeskiego blokowiska, tonącego w nieznośnym skwarze letniego dnia. Nieliczni przechodnie przemykają pomiędzy betonowymi klockami niczym cienie, nieświadomi czającego się w pobliżu niebezpieczeństwa. Ów klimat uśpionego upałem miasta to największy atut powieści. Wszystko tu szare, nijakie, lekko przytłaczające. Działania policji również daleko odbiegają od standardów, do jakich przyzwyczaili nas policjanci w amerykańskich serialach kryminalnych.
Dwójka młodych śledczych o całkowicie odmiennych charakterach to jednak wyjątkowo sympatyczna para. Ich pozorne niedopasowanie sprawia, że akcja staje się bardziej dynamiczna i nieprzewidywalna. Wprawdzie brak doświadczenia obu funkcjonariuszy niejednokrotnie zaważy na śledztwie, lecz dzięki zaangażowaniu w sprawę z pewnością zaskarbią sobie oni sympatię czytelników.
Mroczniejszą, przejmującą nutę wnosi do powieści historia Marty - niepełnosprawnej intelektualnie kobiety, wychowanej w domu dziecka i przez całe swoje życie poszukującej zrozumienia i bliskości. Wprowadza nas ona świat w ludzkiej znieczulicy, obojętności i okrucieństwa, prowokując do zastanowienia się nad źródłem wszechobecnego zła. Czy niektórzy rodzą się potworami, a być może to społeczeństwo ich w takowych zbrodniarzy przeobraża?
Wątek śledztwa i opowieść Marty nierozerwalnie splatają się ze sobą, zaś czytelnik otrzymuje sprawnie napisaną, klimatyczną historię, która przybrać może dość nieprzewidywalny obrót. Nie cierpię sztampowych, przesłodzonych happy endów, a tego całe szczęście mi oszczędzono. I dlatego po czeski kryminał pewnie nie jeden jeszcze raz sięgnę.
W SAMO POŁUDNIE
"Im bardziej pospolita i banalna jest zbrodnia, tym trudniej ją wykryć." - podobną zgrabnie brzmiącą sentencję znajdziecie oczywiście w "Przygodach Sherlocka Holmesa". Czy młody detektyw Tomáš Volf, zmagający się ze swoją pierwszą poważną sprawą, dojdzie do podobnych wniosków? Kim okaże się Południca, mordująca młode kobiety niczym słowiański demon w środku...
2020-07-24
Obawiałam się sięgnąć po "Babcie", gdyż spodziewałam się książki w styku "Ostatniej arystokratki", a taki rodzaj humoru mnie mocno męczy. Całe szczęście pozytywnie się zaskoczyłam! Šabach pisze prosto, lecz jego dowcip pozostaje integralnym składnikiem stworzonego świata - krainy pełniej wspomnień, gdzie smutek miesza się z radością i ma słodko-gorzki posmak. Jednym słowem, ta zabawna historia jest niczym dobrze wypieczone ciasto, gdzie wszystkie składniki zostały odpowiednio wymieszane. Mam wrażenie, że na kolejne pozycje autora jeszcze nieraz się skuszę.
Obawiałam się sięgnąć po "Babcie", gdyż spodziewałam się książki w styku "Ostatniej arystokratki", a taki rodzaj humoru mnie mocno męczy. Całe szczęście pozytywnie się zaskoczyłam! Šabach pisze prosto, lecz jego dowcip pozostaje integralnym składnikiem stworzonego świata - krainy pełniej wspomnień, gdzie smutek miesza się z radością i ma słodko-gorzki posmak. Jednym słowem,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-16
2018-02
Niezwykle rzadko jakaś lektura sprawia, że śmieję się na głos, żeby zaraz potem popaść w smutek za utraconym dzieciństwem. Zaprawdę powiadam wam, jest to podróż melancholijna, wędrówka do dni, kiedy wszystko jest prostsze, ale zarazem wyraźniejsze. Ten świat ma posmak baśni, chociaż baśni, nad którą wisi piętno wojny i zagłady. Żałuję, że "Jak spotkałem się z rybami" nie wywarło już później na mnie takiego wrażenia. Nie mam w sobie głębokiego zrozumienia dla wędkarstwa, być może to było główną przeszkodą. Momenty były, ale niestety tylko momenty.
Niezwykle rzadko jakaś lektura sprawia, że śmieję się na głos, żeby zaraz potem popaść w smutek za utraconym dzieciństwem. Zaprawdę powiadam wam, jest to podróż melancholijna, wędrówka do dni, kiedy wszystko jest prostsze, ale zarazem wyraźniejsze. Ten świat ma posmak baśni, chociaż baśni, nad którą wisi piętno wojny i zagłady. Żałuję, że "Jak spotkałem się z rybami"...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03
“Inwazja jaszczurów” - Karel Čapek
“Ale wracam do siebie. Chcę się w kiblu schować
Zapomniałem, że kazali je onegdaj pozamykać
Więc ofiary potencjalne widać jak na dłoni
Ofiarę taką waran łatwo dogoni
To jest coś jak z potopem. Teraz nie ma możliwości
Aby się opamiętać. Był czas w przeszłości”
To fragment “Inwazji waranów” Kazika, którego zainspirowała powyższa książka o bardzo zbliżonym tytule.
Jak wyglądałby nasz świat, gdyby nagle okazało się, że nie jesteśmy jedyną tak wysoko rozwiniętą formą życia na naszej planecie? Co by było, gdybyśmy u wybrzeża małej wysepki odnaleźli rozumne jaszczury? Čapek wyjaśnia motywy, które skłoniły go do napisania książki: “Bo przecież to prawda: nie możemy wykluczyć ewentualności, że w sprzyjających warunkach inny rodzaj życia, inny gatunek istot żyjących aniżeli człowiek, mógł stać się motorem rozwoju kulturalnego. Człowiek, z całą swoją cywilizacją i kulturą, z całą swoją historią, rozwinął się z rodziny ssaków; ale można by równie dobrze przyjąć, że podobna energia ewolucji mogła uskrzydlić rozwój innego gatunku istot żywych. Nie jest wykluczone, że w pewnych warunkach pszczoły czy mrówki mogły osiągnąć tak wysoki stopień rozwoju inteligencji, że ich zdolność stworzenia cywilizacji nie byłaby mniejsza niż nasza”.
“Inwazja jaszczurów” to, mimo wszystko, książka o ludziach. Los jaszczurów to nic innego tylko nasza własna historia, widziana w krzywym zwierciadle. Čapek przemyca w swoim dziele wiele odniesień do ówczesnej sytuacji społecznej, ekonomicznej, kulturalnej. Posługuje się w tym celu formami, takimi jak sprawozdanie, depesza czy fragmenty artykułów, wzięte z gazet. Wkłada w usta ówczesnych sław słowa, których oczywiście nie wypowiedziały, tak jak rzekoma wypowiedź Mae West o bohaterach powieści, jaszczurach: “Nie mają zupełnie sex-appealu. I dlatego też nie mają duszy”. Podobnych smaczków jest o wiele więcej, jak chociażby komunistyczna odezwa do towarzyszy płazów.
Nie zapominajmy oczywiście, że książka powstała w roku 1935. Czuć tu atmosferę lęku przed globalnym konfliktem. Sam Čapek zresztą wspomina: “Nie mogę wprawdzie odwrócić groźby, która zawisła nad ludzką cywilizacją, ale nie mogę też jej nie dostrzegać i nie myśleć o niej prawie bez przerwy”. Książka “Inwazja jaszczurów” okazuje się wizjonerska. Niestety. Tak, jak wcześniej “Wojna światów” Wellsa.
“Inwazja jaszczurów” to bardzo bogata znaczeniowo lektura. Warto po nią sięgnąć, żeby zasmakować swoistego czeskiego humoru, zatopić się w bogactwie odniesień kulturalnych i społecznych. Powyższa książka Čapka, podobnie jak “Fabryka absolutu” przepełniona jest gorzką mądrością. Pisarz jest humanistą, stawiającym człowieka w centrum uwagi, a dobro istoty ludzkiej na pierwszym miejscu. I chyba z tego powodu lektura nie straciła nic ze swojej aktualności.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
“Inwazja jaszczurów” - Karel Čapek
“Ale wracam do siebie. Chcę się w kiblu schować
Zapomniałem, że kazali je onegdaj pozamykać
Więc ofiary potencjalne widać jak na dłoni
Ofiarę taką waran łatwo dogoni
To jest coś jak z potopem. Teraz nie ma możliwości
Aby się opamiętać. Był czas w przeszłości”
To fragment “Inwazji waranów” Kazika, którego zainspirowała powyższa...
2018-04
Lubię czeską literaturę, naprawdę lubię. W zasadzie trudno mi wymienić jakąś pozycję, która by mnie zawiodła. Zaraz... to jest właśnie ta pozycja.
Początek był obiecujący, ale z czasem całość zrobiła się strasznie nudna i monotonna. Problem z podobną literaturą jest taki, że może człowieka śmieszyć i wtedy jest super. Gorzej jak dany humor do czytelnika nie przemawia. W takim wypadku nic już podobnej książki nie ratuje.
A może lekkość "Ostatniej arystokratki" po prostu mnie przytłoczyła.
Lubię czeską literaturę, naprawdę lubię. W zasadzie trudno mi wymienić jakąś pozycję, która by mnie zawiodła. Zaraz... to jest właśnie ta pozycja.
Początek był obiecujący, ale z czasem całość zrobiła się strasznie nudna i monotonna. Problem z podobną literaturą jest taki, że może człowieka śmieszyć i wtedy jest super. Gorzej jak dany humor do czytelnika nie przemawia. W...
2018-05
To moja pierwsza powieść Jaroslava Rudiša i z całą pewnością nie ostatnia. Jest bowiem w historii czeskiego autora jakaś lekkość, połączenie humoru i absurdu, który kocham najbardziej, a który charakteryzuje literaturę naszych południowych sąsiadów. Nawet jeśli nie uznaję "Grandhotelu" za dzieło wybitne, nadzwyczaj oryginalne, to jednak ujął on me czytelnicze serce.
Tytułowy hotel to miejsce z pogranicza snu i rzeczywistości. Zamieszkują go indywidua ekscentryczne, nietuzinkowe. Można rzecz - nieco pokraczne, wręcz przerysowane. Przewodnikiem po sekretach położonej w chmurach, futurystycznej budowli jest bezimienny Fleischman - nieporadny, pełen lęków trzydziestolatek, którego największą namiętnością pozostaje wpatrywanie się w niebo i obserwacja obłoków. Swoje spostrzeżenia na temat stanu pogody skrupulatnie notuje, tworząc tym samym bardzo precyzyjny i dokładny dziennik i zyskując miano dziwaka.
W opozycji do głównego bohatera i narratora zbudowano postać jego opiekuna, Jegra - miłośnika cielesnych uciech oraz piłki nożnej. Jowialny szowinista, skupiony bez reszty na materialnym aspekcie rzeczywistości, nie jest jednak indywiduum na wskroś antypatycznym. Wręcz przeciwnie, powyższa para doskonale się uzupełnia, a ich dyskusje dostarczyć mogą czytelnikowi niemałej rozrywki.
W powieści Rudiša ważną rolę odgrywają również kobiety, przede wszystkim psychoterapeutka Fleischmana. To jej bohater opowiada historię dzieciństwa oraz zwierza się z trudnych do przezwyciężenia lęków. Wszystko okraszone absurdalnym humorem, ale takim, który pozwala patrzeć na postacie z życzliwym uśmiechem. Dotyczy to również przyjaciółek głównego bohatera, jego pierwszych fascynacji miłosnych.
Czytając “Grandhotel”, trudno mi było odpędzić natrętne skojarzenia z prozą Hrabala, a przede wszystkim z “Pociągami pod specjalnym nadzorem”. Powieść Rudiša to dla mnie historia o dojrzewaniu (bohater, mimo iż ma na karku trzydziestkę, pozostaje pod wieloma względami nieopierzonym młodzieniaszkiem), poznawaniu samego siebie i wkraczaniu w świat doznań miłosnych. To opowieść o przekraczaniu własnych granic i wyzbywaniu się starych lęków.
Nie oglądałam niestety filmu na podstawie powieści, jednak w trakcie lektury raz po raz widziałam przed oczami kadry z “Grand Budapest Hotel”. Sądzę, że opowieści bardzo pasowałaby podobna stylistyka - subtelna, absurdalna, nieco oniryczna. W trakcie czytania włączałam w głowie przycisk “Play” i odtwarzałam poszczególne kadry w tonacji dzieła Wesa Andersona. Książka zyskiwała dzięki temu zabiegowi sporo ekscentryczności i nietuzinkowości.
Podsumowując, “Grandhotel” nie jest być może dziełem wybitnym, niezwykle oryginalnym. Stanowi jednak wyjątkowo przyjemną lekturę, pozwalającą oderwać się od rzeczywistości. To rozrywka na bardzo przyzwoitym poziomie, nie pozostawiająca czytelnika z poczuciem straconego czasu.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
To moja pierwsza powieść Jaroslava Rudiša i z całą pewnością nie ostatnia. Jest bowiem w historii czeskiego autora jakaś lekkość, połączenie humoru i absurdu, który kocham najbardziej, a który charakteryzuje literaturę naszych południowych sąsiadów. Nawet jeśli nie uznaję "Grandhotelu" za dzieło wybitne, nadzwyczaj oryginalne, to jednak ujął on me czytelnicze...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07
Trudno sobie wyobrazić lepszy tytuł dla książki. Palinka to mocny, owocowy trunek, uderzający szybko do głowy, upajający od pierwszego łyku. Słowo, które stanowi idealną klarmę, spinającą krótkie formy Matěja Hořavy. Opowiadania są bowiem tak gęste, treściwe, jakby przed czytelnikiem postawiono do skosztowania mocną, słodką wódkę – trunek, co prowokuje do wspomnień, wywołuje duchy przeszłości.
Zjawy z minionego życia, nawiedzające głównego bohatera – uciekającego przed przeszłością nauczyciela, pojawiają się w jego myślach na każdym kroku. Starzy przyjaciele, wspomnienia z czasów szkolnych, kobiety, które niegdyś kochał. Pozostawiają po sobie wyrwę, jakiej nie sposób wypełnić. Poczucie straty, przemijania okaże się bardzo dotkliwym uczuciem, udzielającym się również czytelnikowi.
„Palinka” dzięki sugestywności i zmysłowości obrazów przeistacza się w utwór bardzo poetycki, naznaczony lirycznym piętnem tęsknoty. Pełno w nim zapachów, smaków, barw – niezwykłe bogactwo wrażeń, które przenosi czytelnika wprost do odległej rumuńskiej wioski. Nie są to jednak ulotne, efemeryczne wizje impresjonistów. Swą cielesną zmysłowością przywodzą mi na myśl malarstwo Gaugina, choćby jedne z jego kluczowych dzieł „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?”, bądź „Wizję po kazaniu”.
Nieodłącznym składnikiem opowieści snutej przez głównego bohatera pozostaje lęk, samotność, nawracające wizje śmierci. Niczym przejrzały owoc, z którego produkuje się słodki, alkoholowy trunek, a który od samego początku naznaczony zostaje piętnem rozkładu. Swoiste memento mori kryjące się w pięknie przyrody.
Wspomniałam już o tym, że na „Palinkę” składają się bardzo krótkie, poetyckie i malownicze opowiadania. Czasem można się w nich pogubić, niekiedy mogą one zdezorientować lubiącego porządek czytelnika. Są to jednak obrazy, do których wypada wielokrotnie powracać, delektować się nimi. Podobnej prozy nie da się bowiem streścić, trzeba ją doświadczać i przeżywać za każdym razem, kiedy zasiada się do lektury.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
Trudno sobie wyobrazić lepszy tytuł dla książki. Palinka to mocny, owocowy trunek, uderzający szybko do głowy, upajający od pierwszego łyku. Słowo, które stanowi idealną klarmę, spinającą krótkie formy Matěja Hořavy. Opowiadania są bowiem tak gęste, treściwe, jakby przed czytelnikiem postawiono do skosztowania mocną, słodką wódkę – trunek, co prowokuje do wspomnień,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08
Bardzo dojrzała i mądra proza. Przenikliwie o kobietach pisze Hůlová, kreśli portrety subtelne, lecz bardzo wyraziste, zapadające mocno w pamięć. Chwilami niełatwa jest to opowieść, bo też trudne okazuje się życie pośród mongolskich stepów oraz w Mieście. Szczególnie ciekawy zabieg to przedstawienie tych samych zdarzeń z punktu widzenia różnych bohaterek. Dzięki niemu postacie stają się bardziej wielowymiarowe, niejednoznaczne. Język "Czasu Czerwonych Gór" pozostaje prosty, surowy, lecz w swej prostocie niezwykle poetycki. Wymagająca lektura, z którą warto się zmierzyć.
Bardzo dojrzała i mądra proza. Przenikliwie o kobietach pisze Hůlová, kreśli portrety subtelne, lecz bardzo wyraziste, zapadające mocno w pamięć. Chwilami niełatwa jest to opowieść, bo też trudne okazuje się życie pośród mongolskich stepów oraz w Mieście. Szczególnie ciekawy zabieg to przedstawienie tych samych zdarzeń z punktu widzenia różnych bohaterek. Dzięki niemu...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10
Całkiem możliwe, że sięgnęłam po tę książkę w niezbyt dobrym momencie. Równie prawdopodobne, że miałam wobec niej zbyt wygórowane oczekiwania (nagrody, ach te nagrody!). Zaznaczam wszakże, że moje chwilowe znużenie podobnymi tematami może wpłynąć na osąd powyższego dzieła.
Historia jest niezła, wciągająca. Mamy głównego bohatera - młodego chłopca, z którym nie sposób nie sympatyzować, a z którym wyruszamy w podróż w trudną dorosłość. Całość opowiedziana w sposób oszczędny, pozbawiony taniego sentymentalizmu.
Niestety odniosłam wrażenie, że wszystko już kiedyś było - paskudne, brudne i przygnębiające miejsce. Ludzie bez nadziei na lepsze jutro. Poszukiwania utraconej matki. Nawet to podskórnie przeczuwane przeze mnie zakończenie.
Odradzać nie będę - zresztą to bardzo krótka pozycja na jeden wieczór, lecz sama muszę zdecydowanie przenieść się w inne literackie rejony.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
Całkiem możliwe, że sięgnęłam po tę książkę w niezbyt dobrym momencie. Równie prawdopodobne, że miałam wobec niej zbyt wygórowane oczekiwania (nagrody, ach te nagrody!). Zaznaczam wszakże, że moje chwilowe znużenie podobnymi tematami może wpłynąć na osąd powyższego dzieła.
Historia jest niezła, wciągająca. Mamy głównego bohatera - młodego chłopca, z którym nie sposób nie...
2018-12-21
Obawiam się, że nie potrafię ocenić tej książki. Mogłabym równie dobrze dać jej najniższą, jak i najwyższą notę. Z jestem strony opowiadania czeskiego pisarza są intrygujące, niepowtarzalne, jednak ogrom przemocy, zboczeń wszelakich, a także chaosu okazał się dla mnie zbyt wielki. Gwałcenie wszystkiego, co się rusza, rozbijanie główek niemowląt... Przeczytałam i więcej nie wrócę. Może i miażdżąca, wnikliwa krytyka naszej cywilizacji tu jest, ale nie mam ochoty w jej bebechach grzebać.
Obawiam się, że nie potrafię ocenić tej książki. Mogłabym równie dobrze dać jej najniższą, jak i najwyższą notę. Z jestem strony opowiadania czeskiego pisarza są intrygujące, niepowtarzalne, jednak ogrom przemocy, zboczeń wszelakich, a także chaosu okazał się dla mnie zbyt wielki. Gwałcenie wszystkiego, co się rusza, rozbijanie główek niemowląt... Przeczytałam i więcej nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
W takcie lektury "Zmęczenia materiału" przyszła mi na myśl "Dziewczynka z zapałkami" i powyższe skojarzenia nadal mnie nie opuszczają. Dziewczynka, którą widzą wszyscy, ale równocześnie której nie widzi nikt. Tak samo jest uchodźcami z Syrii.
Wydawać by się mogło, że w XXI wieku naszymi czynami kierować powinna empatia i szacunek dla drugiego człowieka. Wszelkie ustalenia i normy społeczne, jakimi powinniśmy kierować się na co dzień, przegrywają w konfrontacji z rzeczywistością.
Šindelka nie moralizuje jednak, lecz zwraca uwagę na przerażającą samotność dwóch chłopców, walczących o przetrwanie. Pokazuje ich walkę o zachowanie życia.
"Zmęczenie materiału" to powieść, która budzi dyskomfort, lęk i gniew. Powieść, która stawia dużo pytań, ale nie daje żadnych odpowiedzi.
W takcie lektury "Zmęczenia materiału" przyszła mi na myśl "Dziewczynka z zapałkami" i powyższe skojarzenia nadal mnie nie opuszczają. Dziewczynka, którą widzą wszyscy, ale równocześnie której nie widzi nikt. Tak samo jest uchodźcami z Syrii.
więcej Pokaż mimo toWydawać by się mogło, że w XXI wieku naszymi czynami kierować powinna empatia i szacunek dla drugiego człowieka. Wszelkie ustalenia...