Biblioteczka
2018-07-28
2018-06-11
Mimo iż debiut prozatorski Hanksa przez większość portali, pism i innych dostarczycieli recenzji został uznany za odkrycie i nie sposób było natrafić na choćby jedną negatywną opinię, po przeczytaniu całości pozostawia pewien niesmak. Część tekstów - i myślę, że nie jestem w tym przekonaniu osamotniony - nie powinna ujrzeć światła dziennego (chociażby: "Oto refleksje mojego serca", "Zatrzymajcie się u nas", czy kończące zbiór: "Miejskie sprawy. Wasza Ewangelistka Esperanza" oraz "Steve Wong jest doskonały"). W kontrze wobec tego co powyżej, muszę przyznać, że są w tym zbiorze dwie perełki. Dla mnie są nimi następujące po sobie "Witaj na Marsie" oraz "Miesiąc na ulicy Greene". Te dwa teksty z powodzeniem mogłyby się stać częścią obszerniejszej historii i najlepiej prezentują potencjał autora. Co do reszty - jak wyżej. Myślę, że z publikacją pisarskich szlifów Hanksa zwyczajnie się pospieszono. Tak czy inaczej, dobrze będzie śledzić jego dalsze poczynania w tej dziedzinie.
Mimo iż debiut prozatorski Hanksa przez większość portali, pism i innych dostarczycieli recenzji został uznany za odkrycie i nie sposób było natrafić na choćby jedną negatywną opinię, po przeczytaniu całości pozostawia pewien niesmak. Część tekstów - i myślę, że nie jestem w tym przekonaniu osamotniony - nie powinna ujrzeć światła dziennego (chociażby: "Oto refleksje...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04-14
Oto najciekawsze książkowe odkrycie, jakiego dokonałem od czasu przypadkowego natknięcia się na prozę Ishiguro wiele lat temu ("Okruchy dnia"). Niech nikogo nie zmyli dość pretensjonalna, typowa dla romansideł oprawa graficzna tejże książki. Rzecz jest bowiem o australijskim żołnierzu, który na skutek wojennych perypetii trafia do japońskiego obozu jenieckiego, gdzie, poddawany katorżniczej pracy, bierze udział w budowie Linii Kolejowej z Syjamu do Birmy. Powieść traktuje o traumie wojennej, relacjach międzyludzkich, miłości, słowem: o prawdach uniwersalnych.
To pierwsza książka Flanagana jaką przeczytałem i z pewnością nie ostatnia. Gorąco polecam!
Oto najciekawsze książkowe odkrycie, jakiego dokonałem od czasu przypadkowego natknięcia się na prozę Ishiguro wiele lat temu ("Okruchy dnia"). Niech nikogo nie zmyli dość pretensjonalna, typowa dla romansideł oprawa graficzna tejże książki. Rzecz jest bowiem o australijskim żołnierzu, który na skutek wojennych perypetii trafia do japońskiego obozu jenieckiego, gdzie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-18
"Dziewczyna z poczty" jest niezwykle trudno dostępną pozycją wydawniczą (której wznowienia najprawdopodobniej już w Polsce nie będzie, jak usłyszałem od przedstawicielstwa W.A.B.), lecz choć dotarcie do niej wymaga pewnej dozy wysiłku oraz wytrwałości, zdecydowanie warta jest przeczytania. Unikalność tej książki opiera się na języku, jakim operuje autor oraz na obumarłej już, a zachowanej na kartach książki, obyczajowości ludzi ubiegłego stulecia. Dziwne, że twórczość Zweiga nie przyjęła się w kraju, w którym bez problemów można zakupić Manna, czy Kunderę, a których styl wydaje się blednąć w zestawieniu z austriackim pisarzem.
"Dziewczyna z poczty" jest przemianowaną na realistyczną modłę historią kopciuszka. Urzędniczka pocztowa otrzymuje zaproszenie na pobyt w Alpach od opływającej w luksusy ciotki. Przez krótki pobyt w kurorcie górskim zaznaje wszystkich, nieznanych jej dotąd uciech życia. Na tym jednak - niejako wbrew Disneyowskiej bajce - nie kończy się historia młodej Austriaczki. Musi stawić czoła traumie wynikającej z bolesnego powrotu na stare śmieci; trafia bowiem z blasku reflektorów wprost do zatęchłej, zapomnianej przez Boga wiochy i nie wie co ze sobą począć. Tak w skrócie prezentuje się fabuła tejże książki, która okraszona jest, modnym w tamtym czasie, pogłębionym psychologizmem postaci. Na porządku dziennym są tu zatem wewnętrzne dialogi bohaterów. Pikanterii dodaje fakt, iż książka ta nie została przez Zweiga ukończona. W moim odczuciu jest to kawał naprawdę dobrej powieści, a przy tym rodzaj ciekawostki literaturoznawczej.
"Dziewczyna z poczty" jest niezwykle trudno dostępną pozycją wydawniczą (której wznowienia najprawdopodobniej już w Polsce nie będzie, jak usłyszałem od przedstawicielstwa W.A.B.), lecz choć dotarcie do niej wymaga pewnej dozy wysiłku oraz wytrwałości, zdecydowanie warta jest przeczytania. Unikalność tej książki opiera się na języku, jakim operuje autor oraz na obumarłej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-22
2016-11-24
2018-04-28
Po "Człowieka z wysokiego zamku" sięgnąłem wiedziony sentymentem, a konkretnie bardzo dobrym wspomnieniem "Blade Runner'a".
Zasadniczy koncept fabularny oraz renoma, czy raczej mit, jakim owiany jest autor, nakazywał sądzić, że mamy tu do czynienia z dobrą, ba, nawet znakomitą historią.
Jest alternatywny obraz dziejów powojennych: ład świata zależy od zwycięskich Państw Osi, jest kilku, wywodzących się z różnych kultur bohaterów, jest fascynacja kosmologią, sporo filozoficznych "rozkmin" (znane nam z "Łowcy" pytania o kondycję ludzką etc.).
Tym bardziej więc dziwi końcowe uczucie rozczarowania. W moim odczuciu książka ta nie jest najlepiej zbalansowana dramaturgicznie. Za dużo w niej Księgi Przmemian i psychodelicznych wynurzeń nt. energii kształtu, zaś sam ogląd świata alternatywnego, jakby wyjęty z podręcznika historii. Mam tu na myśli wszędobylskich, absurdalnie fanatycznych nazistów, niezdolnych do wypowiadania się inaczej, jak poprzez opętańczy Hitlerowski krzyk, rodem z Chaplinowskiej komedii. Do tego irytujące, zbyt częste zasięganie rad wyroczni, bez których żaden z bohaterów nie jest zdolny do jakiegokolwiek czynu..
Po "Człowieka z wysokiego zamku" sięgnąłem wiedziony sentymentem, a konkretnie bardzo dobrym wspomnieniem "Blade Runner'a".
Zasadniczy koncept fabularny oraz renoma, czy raczej mit, jakim owiany jest autor, nakazywał sądzić, że mamy tu do czynienia z dobrą, ba, nawet znakomitą historią.
Jest alternatywny obraz dziejów powojennych: ład świata zależy od zwycięskich Państw...
2018-04-11
Książka Matthews'a całkiem przyjemnie wypełniała mi wolne od pracy chwile, choć zabrakło w niej czegoś, co jest miarą wielkich książek. Inną sprawą jest, czy książka z gatunku szpiegowskiego może pretendować do tej kategorii.. Tak czy inaczej, autor całkiem sprawnie balansuje między Cobenowskim polotem w opisie akcji oraz prezentacji postaci, a zdystansowanym, surowym opisem wywiadowczych działań z prozy le Carre. Całość sprawia przyzwoite wrażenie. Przyjemnie było wrócić do klimatów znanych z zimnowojennych przepychanek. USA vs. Związek Radziecki, wyścig zbrojeń oraz wojna o dostęp do informacji. Moc tej książki w dużej mierze bazuje na sentymencie samych czytelników. Niczym szczególnym nie zaskakuje, jest sprawnym powieleniem znanego większości schematu.
Książka Matthews'a całkiem przyjemnie wypełniała mi wolne od pracy chwile, choć zabrakło w niej czegoś, co jest miarą wielkich książek. Inną sprawą jest, czy książka z gatunku szpiegowskiego może pretendować do tej kategorii.. Tak czy inaczej, autor całkiem sprawnie balansuje między Cobenowskim polotem w opisie akcji oraz prezentacji postaci, a zdystansowanym, surowym...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-14
"Czasami kłamię" bazuje na rozwiązaniach typowych dla thrillera i powieści sensacyjnej. Z tą różnicą, że w miejsce nadającej dynamiki narracji równoległej pojawia się manipulacja chronologią. Bohaterka ulega wypadkowi i leży przykuta do szpitalnego łóżka. O tym jak i dlaczego dowiadujemy się dzięki przeplatającym się i podanym fragmentarycznie relacjom z dzieciństwa oraz kilku dni poprzedzających wypadek.
Całokształt sprawia naprawdę dobre wrażenie, z podkreśleniem słowa "dobre". Książka nęci poznaniem prawdy i w sposób całkiem przyjemny zabiera kilka godzin życia, a zatem spełnia funkcję książki czysto relaksacyjnej.
"Czasami kłamię" bazuje na rozwiązaniach typowych dla thrillera i powieści sensacyjnej. Z tą różnicą, że w miejsce nadającej dynamiki narracji równoległej pojawia się manipulacja chronologią. Bohaterka ulega wypadkowi i leży przykuta do szpitalnego łóżka. O tym jak i dlaczego dowiadujemy się dzięki przeplatającym się i podanym fragmentarycznie relacjom z dzieciństwa oraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-17
2017-11-17
Oto książka, bez której można by się spokojnie obejść.
Kilka ciekawych, choć nierewolucyjnych spostrzeżeń, krzepiąca zachęta podjęcia prób pisarskich bez oglądania się na niepochlebne opinie innych, oraz parę nieznanych not biograficznych (konieczność opuszczenia kraju przez wzgląd na niechęć rodzimych środowisk literackich).
Jest to pozycja przybliżająca fanom postać autora - nic więcej.
Oto książka, bez której można by się spokojnie obejść.
Kilka ciekawych, choć nierewolucyjnych spostrzeżeń, krzepiąca zachęta podjęcia prób pisarskich bez oglądania się na niepochlebne opinie innych, oraz parę nieznanych not biograficznych (konieczność opuszczenia kraju przez wzgląd na niechęć rodzimych środowisk literackich).
Jest to pozycja przybliżająca fanom postać...
2018-01-27
"Sztuka to szept historii, który wzbija się ponad zgiełk czasu".
Nie jest to książka biograficzna sensu stricto, a raczej impresja odatorska, próba wejścia w skórę i umysł, nade wszystko umysł, rosyjskiego kompozytora Dymitrija Shostakovica, którego władza komunistyczna systematycznie
poddawała ekstremalnemu zastraszaniu oraz długoletniemu procesowi degradacji duszy. Czytelnik zostaje zaznajomiony, nie tyle z podstawowymi notami biograficznymi (podawanymi zresztą wbrew chronologii), co z funkcjonowaniem sowieckiego tworu państwowego oraz jego aparatu przymusu. Cytując autora: rzecz jest o narodzie "skąpanym w słońcu stalinowskiej konstytucji".
Gorąco polecam tę pełną bólu, ale też pewnych subtelnych wzniosłości podróż po świecie, w którym nie ma łatwych wyborów ani jednoznacznych odpowiedzi, a raczej: gdzie istnieje jedna właściwa odpowiedź i jeden wybór - ten podyktowany przez dyktatora.
"Sztuka to szept historii, który wzbija się ponad zgiełk czasu".
Nie jest to książka biograficzna sensu stricto, a raczej impresja odatorska, próba wejścia w skórę i umysł, nade wszystko umysł, rosyjskiego kompozytora Dymitrija Shostakovica, którego władza komunistyczna systematycznie
poddawała ekstremalnemu zastraszaniu oraz długoletniemu procesowi degradacji duszy....
2018-01-24
Czystą przyjemnością było wrócić do bohaterów, z którymi miałem okazję zapoznać się lata temu, gdy chorobliwie wręcz sięgałem po kolejne części cyklu z Myronem Boliterem.
Nie wiem czy jest sens porównywać tę książkę do wcześniejszych dokonań Cobena.
Każdy wychodzący spod jego pióra tytuł to w końcu całkowicie pochłaniająca atrakcja na kilka godzin i nie inaczej jest w przypadku "W domu".
Czystą przyjemnością było wrócić do bohaterów, z którymi miałem okazję zapoznać się lata temu, gdy chorobliwie wręcz sięgałem po kolejne części cyklu z Myronem Boliterem.
Nie wiem czy jest sens porównywać tę książkę do wcześniejszych dokonań Cobena.
Każdy wychodzący spod jego pióra tytuł to w końcu całkowicie pochłaniająca atrakcja na kilka godzin i nie inaczej jest w...
Pierwsze 15-20 stron nieco zawodzi. Dopiero później książka zaczynać ujawniać znany nałogowcom kryminałów powiew oczekiwanej grozy i nieprzespanych nocy. Z biegiem kolejnych stron Kepler zaczyna bardzo sprawnie wodzić czytelnika za nos, tylko czasem pozwalając na odwrócenie uwagi i odłożenie książki. Nerwowe przerzucanie stron w oczekiwaniu na kolejne ruchy śledczych i posunięć złoczyńcy - gwarantowane w opisie książki - faktycznie mają miejsce. Sceny mordów są imponujące, a ostateczne rozwiązanie zaskakujące, jak na kryminał przystało. Niestety autorowi zabrakło umiaru w samej końcówce książki. Odniosłtem wrażenie, że precyzyjnie konstruowana od początku intryga nieco rozeszła się w szwach pod wpływem chęci zbudowania jeszcze większego dramatyzmu. Niepotrzebnie. W ogólnym rozrachunku Kepler, po którego sięgnąłem po raz pierwszy, urósł w moich oczach i zajął wysokie miejsce wśród autorów kryminałów, natomiast sama książka zasługuje na solidne 7/10.
Pierwsze 15-20 stron nieco zawodzi. Dopiero później książka zaczynać ujawniać znany nałogowcom kryminałów powiew oczekiwanej grozy i nieprzespanych nocy. Z biegiem kolejnych stron Kepler zaczyna bardzo sprawnie wodzić czytelnika za nos, tylko czasem pozwalając na odwrócenie uwagi i odłożenie książki. Nerwowe przerzucanie stron w oczekiwaniu na kolejne ruchy śledczych i...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-22
2017-07-10
Oto powieść wybitna.
Po raz pierwszy zetknąłem się z tak fenomenalną w formie i treści próbą przeanalizowania ludzkiej osobowości (rozumianej nie w liczbie pojedynczej, lecz w całej ich masie). Rzecz jest bowiem o jaźni. O tym, jak postrzegamy siebie samych, jak spośród tysięcy możliwych wersji "ja" wybieramy tę jedną (jeśli kiedykolwiek możemy się zdecydować na "tylko" jedną), wreszcie o złudnym wyobrażeniu naszej wewnętrznej spójności.
Pozycja obowiązkowa.
PS. Wilk należy do tego grona lektur, które cechują się olbrzymią zawartością wszelakich idei oraz rozważań natury filozoficznej, i które stają się bliższe wraz z kolejną lekturą, zatem powroty są jak najbardziej wskazane.
Oto powieść wybitna.
Po raz pierwszy zetknąłem się z tak fenomenalną w formie i treści próbą przeanalizowania ludzkiej osobowości (rozumianej nie w liczbie pojedynczej, lecz w całej ich masie). Rzecz jest bowiem o jaźni. O tym, jak postrzegamy siebie samych, jak spośród tysięcy możliwych wersji "ja" wybieramy tę jedną (jeśli kiedykolwiek możemy się zdecydować na...
2017-07-17
Poruszająca historia życia Andreasa Eggera - z jednej strony troglodyty, z drugiej wrażliwca o pojemnym sercu.
Ta książka uwodzi swą prostotą i minimalizmem.
Zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji pisarskich ostatnich lat.
Poruszająca historia życia Andreasa Eggera - z jednej strony troglodyty, z drugiej wrażliwca o pojemnym sercu.
Ta książka uwodzi swą prostotą i minimalizmem.
Zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji pisarskich ostatnich lat.
2017-06-17
Powstrzymywałem się od oceniania tej książki "na gorąco", by dać sobie czas do refleksji i właściwego jej przetrawienia, oraz by przygotować się na nadejście tych sensów, które docierają niekiedy z wyraźną opieszałością. Jakiś czas minął, a ja spostrzegłem, iż żadne nie nadeszły..
Nie wiem, czy to wina lawiny innych tekstów, po które sięgałem od czasu jej ukończenia, czy też raczej kwestia natłoku zajęć. Z lektury "Kobiety na schodach" pozostały w mojej pamięci jedynie refleksy (na wzór tych świetlnych, które drażnią oczy w środkach komunikacji). Jakkolwiek nie czytałem "Lektora", ale doskonale znam film, i dostrzegam w "Kobiecie na schodach" wtórność. Ten sam motyw: on, ona, uczucie, któremu nie dane było się spełnić w czasie, który zdawał się najwłaściwszy, frustracja, gorycz odrzuconej miłości, chęć poradzenia sobie z natłokiem emocji itd. Zgodzę się, że jest to temat pojemny, a wyrzucanie autorowi, że przecież "to już było" byłoby truizmem (wszak wszystko już było), ale w tym przypadku chodzi o brak świeżego spojrzenia. Jest to książka z gatunku tych "życiowych", ale nie odkrywających nieznanego.
Powstrzymywałem się od oceniania tej książki "na gorąco", by dać sobie czas do refleksji i właściwego jej przetrawienia, oraz by przygotować się na nadejście tych sensów, które docierają niekiedy z wyraźną opieszałością. Jakiś czas minął, a ja spostrzegłem, iż żadne nie nadeszły..
Nie wiem, czy to wina lawiny innych tekstów, po które sięgałem od czasu jej ukończenia, czy...
2017-06-28
Najsłabszym elementem tej książki, a raczej wywiadu rzeki, jest postać Eweliny Pietrowiak. Od osoby przeprowadzającej wywiad oczekiwałbym większej wnikliwości, niestrudzonego drążenia tematów, które faktycznie byłyby nurtujące, wszak rozmowa toczona jest z pisarzem, a nie celebrytą, który braki merytoryczne wyrównuje paplaniem o tym i owym (przeważnie o wszystkim i o niczym). Pytania przez nią zadawane są błahe - zbyt błahe! W wielu momentach po prostu chybione (po co pytać Pilcha o to, jakiemu klubowi kibicuje?!) W efekcie ledwie 20% treści tej książki byłoby, w moim mniemaniu,
warte wydrukowania, nie więcej. Być może całość miała właśnie sprawiać wrażenie błahej, niezobowiązującej rozmowy, w trakcie której jedynie "zahacza się" o ważkie tematy.. pytanie tylko, po co takie zapisywać? Gdyby autorka zdystansowała się wobec tekstu i dokonała rzetelnej selekcji treści, materiału starczyło by akurat na pokaźny artykuł w pismaku, ale, na Boga, nie na książkę!
Najsłabszym elementem tej książki, a raczej wywiadu rzeki, jest postać Eweliny Pietrowiak. Od osoby przeprowadzającej wywiad oczekiwałbym większej wnikliwości, niestrudzonego drążenia tematów, które faktycznie byłyby nurtujące, wszak rozmowa toczona jest z pisarzem, a nie celebrytą, który braki merytoryczne wyrównuje paplaniem o tym i owym (przeważnie o wszystkim i o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po lekturze stu stron straciłem cierpliwość. Przeskoczyłem o prawie drugie tyle w poszukiwaniu czegokolwiek, co zrekompensowałoby poczucie straconego czasu. Nic nie znalazłszy, wystawiłem tytuł na sprzedaż.
Po lekturze stu stron straciłem cierpliwość. Przeskoczyłem o prawie drugie tyle w poszukiwaniu czegokolwiek, co zrekompensowałoby poczucie straconego czasu. Nic nie znalazłszy, wystawiłem tytuł na sprzedaż.
Pokaż mimo to