-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2017
2017
2018-05
Okładka tej pokaźnej powieści mówi: "MORFINA. Warszawa 1939: kobiety, narkotyki i zdrada". Hasło chwytliwe i obiecujące, a co ważniejsze - faktycznie znajdujące swoje odbicie w samej fabule. Ale oprócz Warszawy, kobiet, narkotyków i zdrady Twardoch oferuje tu o wiele, wiele więcej dobrego.
Bohaterem powieści jest Konstanty Willeman, w połowie Polak, a w połowie Niemiec, który wraz z żoną i małym synkiem mieszkają w centrum Warszawy, do której to właśnie wtargnęła wojna. Konstanty jest modny, mógłby z łatwością dziś być autorem popularnego konta na Instagramie! Wie, do jakich kawiarni chodzić, z kim rozmawiać, gdzie pić i wstrzykiwać sobie morfinę. Ma ulubioną prostytutkę, ma samochód, ma wdzięk i polot. Ma też niestety kryzys osobowości - jak nietrudno sobie wyobrazić, być żołnierzem o polsko-niemieckiej krwi w czasie II wojny światowej to nie lada wyzwanie. Najważniejszym pytaniem zatem, które Kostek będzie sobie przez bieg całej powieści zadawać, jest: "Kim jestem?"
Choć już sam niejednoznaczny bohater i ciekawe tło historyczne mnie kupują, dorzucić do tego należy genialną narrację. Twardoch pisze tak, że widzę i słyszę oczyma wyobraźni, jak ten gorączkowo stukał w klawisze klawiatury, znak za znakiem, słowo za słowem - bez najmniejszego wysiłku, bo słowa i zdania po prostu tutaj płyną. A czytelnik razem z nimi. Twardoch ma zwyczajnie kapitalny "flow".
Inny aspekt narracji, za który biję brawo, to tajemnicza narratorka, która często przejmuje relacjonowanie wydarzeń, lub dorzuca do opowieści swoje trzy grosze. Kim ona jest, nikt nie wie - z pewnością jednak sprawia, że powieść ma wyjątkowy smaczek. Jej uwagi są wnikliwe, czasem zabawne, ironiczne, a innym razem powiewają nawet grozą - bo jej wiedza zdaje się dotykać wielu więcej wymiarów, niż wiedza zwykłego śmiertelnika. Zna przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. Bez tego dodatkowego głosu "Morfina" nie byłaby tak dobra.
"Morfina" dotyka tak wielu aspektów, że nie sposób omówić ich w jednym blogowym poście. To powieść z krwi i kości, gruba, ale wciągająca. I intensywna. O, tak. Choć bardzo mi się podobała, po kilkudziesięciu stronach za każdym razem ją odkładałam - żeby ochłonąć, bo już za dużo mi było tego rollercoastera. Jestem przekonana, że któregoś dnia do tej książki wrócę. Nie tylko dla dobrego, żywego języka, świetnie skonstruowanych bohaterów, egzystencjalnych pytań, bujnych opisów wojennej Warszawy czy wgniatającego w fotel zakończenia - wrócę do niej również dlatego, że czytając ją, ma się wrażenie, że ogląda się nieziemsko wciągający serial i paradoksalnie chciałoby się zasmakować kiedyś takiego rock'n'rolla, jakiego doświadcza Kostek. To chyba mówi samo za siebie?
Okładka tej pokaźnej powieści mówi: "MORFINA. Warszawa 1939: kobiety, narkotyki i zdrada". Hasło chwytliwe i obiecujące, a co ważniejsze - faktycznie znajdujące swoje odbicie w samej fabule. Ale oprócz Warszawy, kobiet, narkotyków i zdrady Twardoch oferuje tu o wiele, wiele więcej dobrego.
Bohaterem powieści jest Konstanty Willeman, w połowie Polak, a w połowie Niemiec,...
2018-05
Kiedy pierwszy raz przeczytałam opis niedawno wydanej w Polsce powieści Domenica Starnone "Psikus", pomyślałam, że może to być całkiem w porządku czytadło, choć nie do końca w moim klimacie - głównym bohaterem bowiem jest Daniele Mallarico, 75-latek, który wraca do miasta swojej młodości, by zająć się wnuczkiem. Potem spojrzałam na okładkę i mój entuzjazm doszczętnie opadł - grafik zdecydowanie się tutaj nie popisał. Dość spontanicznie jednak pewnej soboty zabrałam ze sobą tę właśnie książkę do pociągu i szybko okazało się, że dałam się zwieść i po raz kolejny powinnam sobie powtórzyć "Nie oceniaj książki po okładce". Patrząc na oprawę i opis z tyłu książki, nigdy nie pomyślałabym, że będzie to tak dobra powieść.
"Psikus" to kolejna powieść autora dość znanych, jak mi się wydaje, w Polsce "Sznurówek", który podobno jest mężem popularnej Elena Ferrante ("Genialna przyjaciółka"). W tej książce pisarz bierze na warsztat sylwetkę artysty w podeszłym wieku, który niechętnie godzi się pomóc swojej córce w opiece nad 4-letnim Mariem, kiedy ta wraz z mężem wybierze się na konferencję naukową w innym mieście. Wyrwany ze znajomej sobie rzeczywistości, schorowany i niepocieszony perspektywą niańćzenia wnuka, mężczyzna przybywa do Neapolu, by na kilka dni ponownie zamieszkać w domu swojego dzieciństwa i młodości.
Daniele prędko zauważa, że jego córka nie jest szczęśliwa w małżeństwie, jego zięć go drażni, a mały Mario wydaje się być ciągle wychwalany pod słońce, wskutek czego jest dogłębnie przekonany o swoim geniuszu. Artysta czuje jednak obowiązek bycia wszystkim tym, czym ma być "dziadek" - musi zatem również zachwycać się tym, że Mario potrafi obsługiwać telewizor, wie jak użyć kuchenki gazowej, czy gdzie znaleźć w domu apteczkę. Gdzieś w głębi duszy przeszkadza mu jednak pyszałkowatość małego chłopca. Irytacja narasta w miarę tego, jak malec zakłóca spokój Daniele przy pracy - a chodzi o ilustracje do jednego z opowiadań Henry'ego Jamesa. Wydawca nie jest zadowolony z postępów, a co gorsza - nawet Mario wypala, że rysunki dziadka są ciemne i brzydkie.
Zamknięci w mieszkaniu, dorosły mężczyzna i malec próbują odnaleźć nić porozumienia. Wszystko dookoła przypomina jednak Daniele o jego przeszłości - "duchy" zamieszkujące dom i jego okolice podsuwają mu obrazy biednego dzieciństwa, ojca pijaka, ambicji, pierwszej miłości, rozczarowań. Czas spędzony w Neapolu to dla artysty moment zmierzenia się z osiągnięciami swojego życia, a może właściwie ich brakiem czy niedostatkiem. To również moment refleksji na temat więzów krwi, rodziny, a także wszystkich skomplikowanych relacji i mechanizmów nimi rządzących.
Starnone ciekawie zestawił dwie kontrastujące postacie - młodziutki i niezwykle pewien siebie Mario oraz mężczyzna w podeszłym wieku targany wątpliwościami, niską samooceną, dręczony ciągłym poszukiwaniem zapewnienia, że czegoś jest wart, że jakoś przysłużył się temu światu. To również intrygujące zderzenie dziecięcej szczerości, która nieraz rani, i taktu nabytego w drodze życiowego doświadczenia.
Nie sądziłam, że historia opowiedziana z perspektywy starszej osoby aż tak mnie zaciekawi - a jednak. Była to lektura świeża i intrygująca. Na pochwałę zasługuje też bardzo dobry język powieści (a zatem również praca tłumacza), który dodaje historii lekkości, ale i refleksyjnej nuty tam, gdzie potrzeba. Kawał dobrej prozy.
Kiedy pierwszy raz przeczytałam opis niedawno wydanej w Polsce powieści Domenica Starnone "Psikus", pomyślałam, że może to być całkiem w porządku czytadło, choć nie do końca w moim klimacie - głównym bohaterem bowiem jest Daniele Mallarico, 75-latek, który wraca do miasta swojej młodości, by zająć się wnuczkiem. Potem spojrzałam na okładkę i mój entuzjazm doszczętnie opadł...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08
2017-07-05
2017-06-07
2017-05
2017-02-27
2017-06-03
2017-03-04
"Łowcy głów" to moje pierwsze zetknięcie z norweskim pisarzem Jo Nesbo, jednak udane na tyle, żebym była przekonana, że kupię jeszcze niejedną książkę tego autora. Zachęcona niewielkimi rozmiarami tomu (odrobinę ponad dwieście stron) i lekką tematyką, wybrałam "Łowców głów" jako czytadło do autobusu. I o ile często irytuję się na szwankującą i wiecznie spóźnioną komunikację w moim mieście, tym razem kilkanaście minut opóźnienia prawie umknęło mojej uwadze. Bo prawda jest taka, że kiedy już zaczęłam czytać, trudno było się oderwać.
Jeśli spodziewacie się typowego Nesbowskiego kryminału w stylu sławnego cyklu z Harrym Holem, to się rozczarujecie. W "Łowcach głów" nie mamy do czynienia z policjantem, a raczej z jego kompletnym przeciwieństwem, ponieważ Roger Brown, główny bohater, poza tym, że pracuje jako headhunter, to dorabia sobie z zacięciem jako złodziej cennych obrazów. Udało mu się dobrze w życiu ustawić, ma niezwykle atrakcyjną żonę, a także dobrze płatną pracę, w której jest bezkonkurencyjny. Wydaje się druzgocząco pewny siebie, właściwie arogancki. Ciężko powiedzieć na początku lektury, czy da się go lubić czy nie. Niemniej jednak, jest na tyle charyzmatyczny, by odcisnąć się choć trochę w pamięci czytelnika. Jego życie jest idealne tylko na pierwszy rzut oka. Bardzo szybko na jaw wychodzi coraz więcej drzazg - kradzież obrazów nie jest dla Rogera hobby; jest koniecznością. Kilkukrotnie za duży luksusowy dom sam się nie utrzyma, galeria sztuki, którą prowadzi żona Rogera, nie przynosi zysków, a trzeba przecież zachować (przynajmniej) złudzenie idylli, pić drogiego szampana i nosić ubrania od projektantów. Wszystko po to, żeby zamaskować jeszcze głębszy problem - wór pełen kompleksów sięgających aż czasów dzieciństwa.
Ciekawie jest od samego początku. Dla mnie bardzo interesujące okazały się sceny, w których obserwujemy Rogera w pracy - widać, że ten człowiek naprawdę jest profesjonalistą w swoim fachu i wie, jak sterować ludźmi. Akcja książki rusza z kopyta jednak dopiero w momencie, kiedy Roger postanawia podjąć się największego dotychczas ryzyka w swojej "dorywczej pracy" złodzieja obrazów. Dramat, który rozegra się zaraz w życiu głównego bohatera, sięga kilku płaszczyzn. I choć fabuła w większości opiera się na schematach powieści sensacyjnej, to w "Łowcach głów" znajdziemy też drobne motywy psychologiczne, które napędzają szaleńcze wydarzenia. Tempo jest ogromnie szybkie, Nesbo nie zostawia czytelnikowi właściwie ani chwili na oddech. Ledwie pomyślisz, że coś się wyjaśniło, okazuje się, że jest zupełnie inaczej.
Mnogość zwrotów akcji można właściwie uznać zarówno za plus, jak i minus. Biorąc pod uwagę zwięzłość książki, powiedziałabym, że jest ich trochę za dużo. Choć rzeczywiście nie pozwalają czytelnikowi odebrać się od lektury, to momentami wprowadzają też uczucie taniości. Chwilami pomysły Browna poziomem realizmu przypominają komiks o superbohaterze, a co któryś rozdział można by spokojnie zatytułować "Zabili go i uciekł". Nie zmienia to faktu, że Nesbo dobrze wie, jak skonstruować ciekawą historię, budować napięcie i przyspieszać tempo do granic możliwości.
"Łowcy głów" to książka, która dosłownie pożarła kilka godzin mojego życia. Polecam ją jako czasoumilacz do pociągu albo tramwaju - czyta się ją lekko, szybko, a przy okazji nie jest boleśnie płytka.
"Łowcy głów" to moje pierwsze zetknięcie z norweskim pisarzem Jo Nesbo, jednak udane na tyle, żebym była przekonana, że kupię jeszcze niejedną książkę tego autora. Zachęcona niewielkimi rozmiarami tomu (odrobinę ponad dwieście stron) i lekką tematyką, wybrałam "Łowców głów" jako czytadło do autobusu. I o ile często irytuję się na szwankującą i wiecznie spóźnioną komunikację...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02
2016-12-31
Z naszym rodzimym rynkiem wydawniczym jestem nieco na bakier. Postanowiłam sobie, że w tym roku sięgnę po książki choć kilku polskich autorów i na pierwszy ogień wybrałam Remigiusza Mroza, którego wszyscy dookoła tak chwalą. Pamiętając o moim rozczarowaniu innym polskim pisarskim "objawieniem", czyli Katarzyną Bondą, starałam się nie nastawiać na zbyt wiele. Ale kiedy autor ma na swoim koncie tyle zachwytów, co Mróz, ciężko jest nie spodziewać się po nim czegoś naprawdę dobrego. Tak czy inaczej, zaczęłam czytać "Kasację", oczekując jedynie naprawdę dobrej rozrywki.
"Kasacja" to pierwsza część obszerniejszego cyklu o Chyłce i Zordonie, dwójce prawników pracujących w cenionej warszawskiej kancelarii. Powieść oscyluje w granicach thrillera czy kryminału prawniczego, choć tak naprawdę samemu zabójstwu Mróz nie poświęcił zbyt wiele uwagi. Na prowadzenie wysuwa się świat wielkomiejskiej "kancy" i relacji między jej pracownikami, a także główna intryga obracająca się wokoło przestępczego światka, nakręcanego przez człowieka, którego wszyscy się boją, ale którego nikt poza jego świtą nie zna, ani nie potrafi namierzyć -Siwowłosego. Pracujący nad sprawą oskarżonego o podwójne zabójstwo Piotra Langera, Chyłka i jej podopieczny Kordian aka Zordon zostają wciągnięci w machinę sterowaną przez prawą rękę Siwowłosego, Gorzyma. Szybko okazuje się, że są tylko trybikami tej wielkiej maszyny i muszą grać tak, jak im zagrają.
Fabuła jest wartka, co kilkadziesiąt stron pojawia się jakiś zwrot akcji, który sprawia, że ciężko jest odłożyć książkę, nie zastanawiając się, co będzie dalej albo nie bojąc się o los głównych bohaterów. Śledztwo jest ciekawe o tyle, że jest prowadzone przez dwójkę prawników, a nie policjantów, co z pewnością jest powiewem świeżości w dziedzinie kryminałów. Poza tym nie zaskakuje specjalnie oryginalnością.
Bardzo dużą rolę w "Kasacji" odgrywają główni bohaterzy. Joanna Chyłka to doświadczona prawniczka, świetna w swojej profesji i twardo stąpająca po ziemi. Kordian Oryński dopiero zaczyna swoją karierę w Kancelarii Żelazny & McVay, jest pełen zapału, ale tak naprawdę niewielkie ma pojęcie o tym, co oznacza praca w warszawskim korpo. Ciekawy jest kontrast pomiędzy Chyłką a Zordonem - tutaj to kobieta jest tą mocniejszą stroną, to ona dyktuje warunki i co rusz wytyka swojemu aplikantowi brak męskości. Pali Marlboro i śmieje się z cienkich Davidoffów Oryńskiego; pochłania soczyste żeberka, kiedy Kordian zamawia łososia. Duet ten z pewnością jednak nie został nakreślony idealnie, bo o ile chwilami te znaczące różnice pomiędzy głównymi bohaterami są dużą zaletą powieści, to często zostaję niepotrzebnie wyolbrzmione. W efekcie Chyłka bywa irytująca i przerysowana, a Kordian wydaje się zupełnie bez wyrazu. Być może kolejne części cyklu powiedzą coś więcej o młodym prawniku - ale jeśli nie, to duża szkoda, bo ginie on zupełnie w cieniu swojej mentorki.
Mróz jest bardzo młodym pisarzem i odbija się to na sposobie, w jaki pisze. Spodziewałam się po "Kasacji" dużo bardziej mrocznej i poważnej atmosfery, a okazało się, że styl autora jest wyjątkowo lekki, żeby nie powiedzieć - licealny. Narracja sprawia wrażenie, że mogła zostać poprowadzona przez kogokolwiek, nie czuje się tu wprawnego pióra. Z drugiej strony natomiast Mróz posługuje się językiem odpowiednim dla ludzi, o których pisze - młodych, wyzwolnych, często wulgarnych. Dialogi są dzięki temu naturalne, czasem zabawne. Pewnie nie każdemu przypadnie do gustu spora liczba zapożyczeń z angielskiego, ale moim zdaniem dobrze oddaje to naturę dzisiejszego mówionego polskiego. Koniec końców, na pewno Mrozowi poszło lepiej niż opiewanej przez wielu Katarzynie Bondzie, której sztucznych dialogów czasem nie da się czytać.
Pomimo paru mankamentów, "Kasacja" spełnia swoje zadanie. Miała to być lekka historia z kryminalnym smaczkiem i tak było. Miała to być książka, którą połyka się w dwa wieczory, dla czystej rozrywki - i tak było. Dlatego też wystawiam solidne cztery i dam Mrozowi jeszcze niejedną szansę.
Z naszym rodzimym rynkiem wydawniczym jestem nieco na bakier. Postanowiłam sobie, że w tym roku sięgnę po książki choć kilku polskich autorów i na pierwszy ogień wybrałam Remigiusza Mroza, którego wszyscy dookoła tak chwalą. Pamiętając o moim rozczarowaniu innym polskim pisarskim "objawieniem", czyli Katarzyną Bondą, starałam się nie nastawiać na zbyt wiele. Ale kiedy autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-03
Jestem pod ogromnym wrażeniem. „Pestki” to zbiór bardzo krótkich historyjek, scen, które składają się na życie narratorki - to kolekcja słów, które usłyszała ona od innych, a które zostały w niej i próbowały ją ukształtować. Wiele podobnych słów słyszałam ja sama, i z całą pewnością masa innych dziewcząt, kobiet. Warto zastanowić się jednak nad siłą tych niekiedy „wyświechtanych” powiedzonek. Anna Ciarkowska pisze o nich krótko, poetycko, ale i prawdziwie, trafnie. Ja to kupuję.
Jestem pod ogromnym wrażeniem. „Pestki” to zbiór bardzo krótkich historyjek, scen, które składają się na życie narratorki - to kolekcja słów, które usłyszała ona od innych, a które zostały w niej i próbowały ją ukształtować. Wiele podobnych słów słyszałam ja sama, i z całą pewnością masa innych dziewcząt, kobiet. Warto zastanowić się jednak nad siłą tych niekiedy...
więcej Pokaż mimo to