Rozmyślania Marek Aureliusz 7,9
![Rozmyślania](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/5025000/5025189/996847-352x500.jpg)
ocenił(a) na 71 dzień temu Zawsze bardzo imponują mi ludzie, którzy nie będąc zawodowymi myślicielami, przy nawale codziennych obowiązków, mają czas i ochotę na głębokie refleksje na tematy ponadczasowe. Tak jak Aureliusz – przez całe swe niezbyt długie życie zajęty wojowaniem i cesarzowaniem – pisał sobie ten zbiór myśli układających się w credo stoika - społecznika.
Trudno wymądrzać się na tekstem, o którym napisano już więcej tomów niż fraz stworzonych przez samego Marka. Wydaje mi się, że teksty te nie były tworzone z myślą o ich publikacji. Takie są pełne powtórzeń, nieuporządkowania i spontaniczności, że chyba pisane były z doraźnej potrzeby serca, pod wpływem nagłego impulsu i głównie dla siebie. Jednak, jak donoszą źródła Autor całą swoją postawą życiową wykazał niezwykłą spójność swoich poglądów w życiu i w piśmie. Cała ars vivendi według MA to działania prospołeczne, ku pomocy ogółowi ludzkiemu, dla wzmocnienia więzi i ogólnej kondycji społeczeństwa. Przy tym przy zachowaniu wewnętrznego spokoju, surowych zasad i świadomości, że naturalny porządek świata góruje nad doraźnymi namiętnościami, że wszystko przemija i życie pojedynczego człowieka – długie czy krótkie, z jego żądzami i pragnieniami nic nie jest warte.
Gdyby ten tekst nakarmił mnie kiedy byłam około szesnastki-siedemnastki, pewnie do dziś uznawałabym go za jedno z moich najważniejszych objawień. Jednak w tamtych prehistorycznych czasach w moim sercu gościły dwa żywioły: nieśmiertelna Dezyderata z tym jej: „przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech i pamiętaj jaki spokój można znaleźć w ciszy…” (taki Aureliusz w pigułce dla uboższych duchem),a z drugiej strony pieśń Michała Bajora: „Ach, życie rozpal, ogrzej duszę mą, bo skona, do stu, do dwustu, do tysiąca, do miliona, wsłuchaj się w duszy mojej prośby natarczywe: Chcę mieć gorączkę! Give me fever!”
I tak do dziś mi zostało, że z jednej strony po Aureliuszowemu - wszystko mija, nie warto oddawać się błahostkom i tonąć w zaspokajaniu żądz wszelakich, jednak z drugiej – co warte jest życie bez chwilki szaleństwa? Mamy tylko w cnocie i codziennym trudzie oczekiwać śmierci – i to jak Autor pisze – z takim samym uczuciem jak oczekujemy na narodziny dziecka? Mamy z jednakowym spokojem patrzeć na śmierć starca i chłopca, bo to bez znaczenia i nie ma co płakać nad nieistniejącą przyszłością, której młodzieniec już nie przeżyje? Ale jak tu nie płakać nad straconymi możliwościami długiego życia, dziećmi, których on już nie spłodzi, dobrych dzieł, których nie wykona, miłości, której nikomu nie da?
Ciekawi mnie, czemu przy całym tym dystansie do doczesności, wybór Autora padł na działalność społeczną i pomoc ludziom? Skoro liczy się tylko teraźniejszość, która mija, a przeszłość już nie istnieje, to po co w ogóle coś robić? Dobrze, że został zachowany jaki taki balans między egzystencjalnym nihilizmem a dobrym – zgodnym z naturą życiem.
Ta natura i jej prawa to też bałamutny temat, bo dla jednych naturą ludzką jest modlitwa dla innych gromadzenie majątku a jeszcze dla innych kopulacja i zaspokajanie innych potrzeb biologicznych. Niby nie ma wątpliwości, co MA miał na myśli, jednak pojęcie „naturalne prawa” jest nieostre i wynika z niego mnóstwo nieporozumień.
W rozważaniach o śmierci i przemijaniu, świadomie lub nie, zawarł Marek sporą znajomość praw fizyki i biologii. Po śmierci ciało rozsypuje się w pył, karmi sobą inne organizmy, nie umiera więc do końca a zmienia postać. Obieg materii to naprawdę piękny zwornik między duchowym memento „z prochu jesteś i w proch się obrócisz” a nadzieją, że życie jest wieczną przemianą.