-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-06-27
2022-01-29
No cóż, ci, którzy mnie obserwują dłuższy czas, wiedzą, że nawet przy tych słabszych książkach staram się znaleźć pozytywne strony, i nie dawać najniższej oceny. W przypadku "After. Płomień pod moją skórą" nie widzę innej oceny, niż 1/10. To moje pierwsza "jedynka" w ocenach na LC od bardzo długiego czasu. W tej książce jest tak dużo wad, że nie widzę innej możliwości. Już wyjaśniam swoją ocenę. I od razu przepraszam, bo będą spoilery.
Główni bohaterowie są bardzo źle napisani. Ich nie da się w ogóle lubić, ani się z nimi utożsamiać. Tessa mnie ciągle irytowała - mówiła co innego, a robiła coś przeciwnego, co postanowiła. Tym, co przelało u mnie czarę goryczy, było to, jak potraktowała Noah, swojego wieloletniego chłopaka. Ciągle mu kłamała, łamała obietnice, że nie będzie spotykać się z Hardinem, ba, nawet wolała jechać do domu Landona i Hardina, bo była tam awantura, kompletnie nie związana z nią, niż być z Noah, który dla niej przyjechał kilka godzin, żeby tylko spędzić z nią weekend, bo mieszkają daleko od siebie (ona studiowała, on chodził do liceum, nie wiedzieli się dłuższy czas). Jeśli chodzi o mnie, gdyby była jakaś krytyczna sytuacja u moich najbliższych, rodziny czy znajomych, nie zawahałabym się, i pojechała do nich, i pewnie poprosiłabym swojego narzeczonego, żeby ze mną pojechał. A jeśli chodziłoby o takiego buca jak Hardin, to olałabym go, serio. U Tessy były inne priorytety, wiem, inaczej akcja tej "książki" by nie poszła do przodu. A już to, jak ostatecznie Noah został potraktowany... Brak mi słów. Tessa była po prostu straszną zołzą, co więcej, wolała winić wszystkich wokół za to, co zrobiła, niż przyznać się do błędu. Zdradziłam Noah? To wina Hardina, powiedziałaby Tessa. Dziewczyno, sama dążyłaś do tego, żeby być ciągle w towarzystwie Hardina, i sama zdecydowałaś o tym, że zrobisz to i owo z nim! Nikt cię siłą nie zaciągnął do łóżka Hardina! Nawet jeśli Noah był nudny, to zasłużył na lepsze potraktowanie przy ewentualnym rozstaniu niż to, co dostał. Tessa niby jest wykreowana jako kujonka i rozsądna dziewczyna, ale ja tego nie zauważyłam. Ona była tak naiwna i bezmyślna, że aż po prostu wkurzałam się podczas czytania. Nie uczyła się w ogóle na swoich błędach, przez cały czas robiła to samo, mimo postanowienia, że będzie inaczej. Jak taką osobę można polubić?
A co do Hardina - naprawdę dziewczyny lubią taki typ faceta? Z rozdwojeniem jaźni (raz jest miły do bólu, żeby potem bardzo chamsko i bez szacunku potraktować dziewczynę)? Z problemem alkoholowym? Z kimś, kto nie potrafi w zdrowy sposób rozładować gniewu, tylko albo pije albo bije kogoś z błahego powodu? Który jest psem ogrodnika? Który jest manipulatorem ("Chcę się zmienić dla Ciebie", mówił do Tessy, Typowy tekst takiego kogoś. Zmienić się można dla siebie, nie dla kogoś)? Jest agresywny? Który wini wszystkich wokół, a nie siebie, za swoje zachowanie? Który wszystkich traktuje jak wrogów? Który nie rozmawia, tylko woli iść do łózka, żeby uniknąć trudnych tematów? Który raz mówi, że kocha, a potem nagle wspomina, że nienawidzi? Każda zdrowo myśląca dziewczyna czy kobieta unikałaby takiego typa. Z podkreśleniem na "zdrowo myśląca".
Aha, a co z fabułą? Nic szczególnego - schodzą się, rozstają, schodzą się, rozstają, schodzą się, rozstają, i tak przez kilkaset stron. Aż za którymś razem miałam tego dosyć. Bo ile razy można?! I nie jestem tu ironiczna, bo fabuła pierwszej części "After" to głównie spotkania Tessy i Hardina kłótnia o byle co, rozstanie, postanowienie o tym, że nie będą się widzieć, po czym parę stron dalej następuje ten sam schemat. Litości...
A, zapomniałabym o dwóch moich ulubionych momentach z tej pozycji. Pierwszy, że Tessa musi nauczyć się oddychać przez nos przy nurkowaniu, bo głupio, że nadal go musi zatykać (co ona, syrena lub Aquawomen?), a drugi, kiedy Tessa myśli, że dobrze, że mama nauczyła ją, jak postępować z mężczyznami, żeby nie dać im wejść sobie na głowę (serio ona w to wierzyła????)
"After. Płomień pod moją skórą" to zwykły bubel czytelniczy. Tym razem na serio szkoda mi drzew, które poszły na papier, żeby "to" wydać. Jeśli chcecie przeczytać naprawdę dobry romans ze schematem bad boy i zwyczajna-niezwyczajna dziewczyna, to całym sercem polecam "Układ" Elle Kennedy. Tam coś się dzieje, i bohaterowie są o wiele ciekawsi niż Tessa i Hardin. Bo, serio, są o wiele lepsze książki o miłości dla nastolatek czy "młodych dorosłych" niż "After". Tylko z mniej spektakularną reklamą, a szkoda... I wiem, że nie jestem w grupie docelowej, jednak jeśli coś takiego czytają nastolatki, to współczuję im. Bo one będą uważały, że taki buc jak Hardin to ideał...
I dziwnie mi się to pisze, ale zdecydowanie wolałabym jeszcze raz przeczytać jakąś część z trylogii o Greyu niż "After". Bo w Greyu przynajmniej można było się czasem zaśmiać (z Wewnętrznej Bogini Anastasii, moja ulubienica), a tu tylko ściska się zęby z irytacji.
Kto może, niech omija szerokim łukiem. Ja następnych części nie będę czytać, mimo takiego zakończenia.
No cóż, ci, którzy mnie obserwują dłuższy czas, wiedzą, że nawet przy tych słabszych książkach staram się znaleźć pozytywne strony, i nie dawać najniższej oceny. W przypadku "After. Płomień pod moją skórą" nie widzę innej oceny, niż 1/10. To moje pierwsza "jedynka" w ocenach na LC od bardzo długiego czasu. W tej książce jest tak dużo wad, że nie widzę innej możliwości. Już...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-22
Postaram się, aby opinia była krótka, ale nie obiecuję, że mi się to uda.
Nie udało mi się przeczytać nawet połowy tej powieści, mimo ogromnych chęci. Przepraszam, ale nie mogłam przetrawić tych płaskich bohaterów oraz historię, która prawie że o śmieszność zahacza - kilkunastoletnia dziewczynka, która ucieka od domowej przemocy i MOPS się tym nie zainteresuje, a w wieku 26 lat jest bizneswoman pokroju Zuckerberga czy Gatesa, że stać ją na własne mieszkanie oraz kupno lokalu do wynajęcia? Nie, na moją prawie ćwierćwieczną głowę taka fabuła nie przejdzie.
Za naiwnie, zbyt banalnie - trafiłoby to w mój gust czytelniczy jakieś 10 lat temu, obecnie takie powieści raczej mnie zniesmaczają niż ciekawią.
Postaram się, aby opinia była krótka, ale nie obiecuję, że mi się to uda.
Nie udało mi się przeczytać nawet połowy tej powieści, mimo ogromnych chęci. Przepraszam, ale nie mogłam przetrawić tych płaskich bohaterów oraz historię, która prawie że o śmieszność zahacza - kilkunastoletnia dziewczynka, która ucieka od domowej przemocy i MOPS się tym nie zainteresuje, a w wieku 26...
2021-07-25
Moje myśli podczas czytania tej książki? "Ple, ple, ple, a walizka w Skierniewicach".
Nie jestem osobą bardzo religijną, a w książce aż roi się od tematów Boga, cudów, objawień i wierzeń... Tego było dla mnie za dużo. Prawie na każdej stronie. Aż nabawiłam się czytelniczej zgagi, serio.
Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Dobrze, mogłam przewidzieć, że Coelho lubi pisać o religii, ale tu przeszedł samego siebie.
Zdecydowanie nie dla mnie.
Moje myśli podczas czytania tej książki? "Ple, ple, ple, a walizka w Skierniewicach".
Nie jestem osobą bardzo religijną, a w książce aż roi się od tematów Boga, cudów, objawień i wierzeń... Tego było dla mnie za dużo. Prawie na każdej stronie. Aż nabawiłam się czytelniczej zgagi, serio.
Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Dobrze, mogłam przewidzieć, że Coelho lubi...
2020-09-27
Zacznę może od zalet "Zgiń, kochanie", bo ta książka ma ją tylko jedną. Jaką? Okładkę.
Jeśli chodzi o resztę, to, niestety, największe zastrzeżenie ma się do treści. Czytałam, czytałam, próbowałam znaleźć w fabule coś, co ma jakikolwiek sens. I nie udało mi się. "Zgiń, kochanie" to jest tego rodzaju powieść, przy której pojawia się w głowie jedno pytanie - "właściwie po co ona powstała?". Aha, jeszcze można pomyśleć o tym, że "Szkoda papieru". Monologi wewnętrzne głównej bohaterki prędzej czytelnika wkurzą niż zainteresują. Może i to króciutka książka, ale czyta się to wszystko opornie. A szkoda, ponieważ zapowiadało się na pozycję pełną tematów tabu odnośnie macierzyństwa.
'Zgiń, kochanie" to książka, przy której odczuwa się ulgę po zakończeniu lektury. Ulgę, że więcej stron nie powstało.
Zacznę może od zalet "Zgiń, kochanie", bo ta książka ma ją tylko jedną. Jaką? Okładkę.
Jeśli chodzi o resztę, to, niestety, największe zastrzeżenie ma się do treści. Czytałam, czytałam, próbowałam znaleźć w fabule coś, co ma jakikolwiek sens. I nie udało mi się. "Zgiń, kochanie" to jest tego rodzaju powieść, przy której pojawia się w głowie jedno pytanie - "właściwie...
2020-08-25
2020-04-04
"Jedna z najważniejszych książek ostatnich lat", głosi napis na okładce. Śmiechu warte.
Jestem mocno rozczarowana "Normalnymi ludźmi". Nastawiłam się na mocny głos mojego pokolenia w literaturze (autorka jest z tego samego rocznika, co ja) oraz na bardzo dobrą pozycję - brałam pod uwagę opinie i recenzje osób, które cenię na LC czy w blogosferze. Wiecie, co tak naprawdę dostałam? Poza straconym czasem? Nudną i, miejscami, głupią opowieść. Tak, inaczej tego nie mogę określić. Rozumiem, że poznajemy bohaterów, kiedy chodzą do liceum, i mają fiu bździu w głowie, dlatego podejmują głupie decyzje (można niektóre wybaczyć, to młody wiek), ale żeby tak cały czas?! Wraz z upływem lat Connell i Marianne niczego się nie uczą, nadal popełniają te same błędy, nadal zachowują się tak, jakby byli w liceum. Żadne z nich się nie rozwija, niczego nie doświadcza, i cały, cały czas robią to samo. Podczas czytania "Normalnych ludzi" nie mogłam uwierzyć, że mam do czynienia z tak irytującymi i papierowymi postaciami, które w trakcie akcji kompletnie się nie zmieniają. Doceniam książki, w których autor nie boi się doświadczać swojego bohatera, i dzięki temu postać żyje, zmienia się, i staje się dzięki temu autentyczna. U Sally Rooney tego czegoś nie ma. Może i Connell i Marianne mają dwójkę z przodu, i powoli zbliżają się do trójki, ale ja w nich nie widzę nic interesującego czy inspirującego. Wiem, że w dzisiejszych czasach mając dwadzieścia parę lat nie wszyscy są dojrzali i odpowiedzialni, ale autorka przeszła samą siebie. A fabuła? Tak naprawdę opiera się na tym, że "chcę, ale nie chcę, a tak naprawdę, kurczę, sam/a nie wiem, o co mi chodzi". Kurczę, w pewnym momencie ściskałam zęby z irytacji, ponieważ rozwinięcia fabuły oraz rozmowy bohaterów były po prostu głupie. Nielogiczne. Wyrwane nie wiadomo skąd.
Tak naprawdę nie wiem, co takiego chciała pokazać autorka. Próbowałam dojrzeć to między wierszami, ale nie doszłam do żadnych logicznych wniosków. Nie przemówili do mnie bohaterowie, nie ujęła mnie ich historia, prędzej wkurzyła. Mocno wkurzyła.
"Normalni ludzie" nie jest książką zasługującą na taką kampanię marketingową. Nudna, bez polotu, i irytująca. Aż mi przykro, kiedy to piszę, ponieważ liczyłam na coś innego.
"Jedna z najważniejszych książek ostatnich lat", głosi napis na okładce. Śmiechu warte.
Jestem mocno rozczarowana "Normalnymi ludźmi". Nastawiłam się na mocny głos mojego pokolenia w literaturze (autorka jest z tego samego rocznika, co ja) oraz na bardzo dobrą pozycję - brałam pod uwagę opinie i recenzje osób, które cenię na LC czy w blogosferze. Wiecie, co tak naprawdę...
2019-03-07
"Namiętność", która równie szybko się wypala, jak chęć skończenia tej powieści.
Od początku ledwo mogłam się oderwać, bo był naprawdę ciekawy - w końcu mowa o Napoleonie i Wenecji - ale potem, wraz z dalszą lekturą, następowało coraz większe rozczarowanie. Nie, ta historia kompletnie do mnie nie dotarła. I wraz z odłożeniem książki na półkę, nie zawracam sobie głowy, o czym ona była. Jedyne, co będę pamiętała, to o zmarnowanym potencjale - tytułowa namiętność, która pochłania bohaterów, za szybko się skończyła, przez co zakończenie totalnie oderwało się od całości.
To nie to, co Tygrysy lubią najbardziej.
"Namiętność", która równie szybko się wypala, jak chęć skończenia tej powieści.
Od początku ledwo mogłam się oderwać, bo był naprawdę ciekawy - w końcu mowa o Napoleonie i Wenecji - ale potem, wraz z dalszą lekturą, następowało coraz większe rozczarowanie. Nie, ta historia kompletnie do mnie nie dotarła. I wraz z odłożeniem książki na półkę, nie zawracam sobie głowy, o...
2018-11-13
Szału nie ma. Totalnie żadnego szału. Zdecydowanie więcej emocji można znaleźć w serialu BBC opartym na opowiadaniach o ojcu Brownie, który osobiście polecam. Tę książkę, jak trafnie zauważyła tu inna użytkowniczka, przeczytacie, i szybko o niej zapomnicie, ba, nawet nie będzie Was ciągnęło do tego, aby sięgnąć po kolejne tomy. Cóż, jak naczytało się Sherlocka Holmesa czy Herculesa Poirota, to ojciec Brown to taki blady się przy nich wydaje.
Chociaż wiem, skąd wzięła się inspiracja do postaci Don Matteo czy naszego rodzimego Ojca Mateusza :-)
Szału nie ma. Totalnie żadnego szału. Zdecydowanie więcej emocji można znaleźć w serialu BBC opartym na opowiadaniach o ojcu Brownie, który osobiście polecam. Tę książkę, jak trafnie zauważyła tu inna użytkowniczka, przeczytacie, i szybko o niej zapomnicie, ba, nawet nie będzie Was ciągnęło do tego, aby sięgnąć po kolejne tomy. Cóż, jak naczytało się Sherlocka Holmesa czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-14
Wyrosłam z powieści gotyckich i gotyckopodobnych. Jak nic, 'Trzynasta opowieść' tylko mi to wyraźnie pokazała.
Ech, miałam duże oczekiwania wobec tej książki - chciałam porywającej opowieści i tajemnicą, która sprawi, że za nic nie oderwę się od lektury. W rzeczywistości była pomysłowa historia, ale ten sposób opowiadania tylko mnie zniechęcał. Powiedziałabym wręcz, że zanudzał - narratorka nie wydawała mi się ani trochę fascynująca. Pasjonatka książek bez żadnej osobowości, aż nie chcę mi się wierzyć, że coś takiego piszę. 'Trzynastą opowieść' czytałam na zasadzie 'byle przejść', ponieważ chciałam dać jej kolejne szanse. I nic, po prostu już nie interesują mnie opowieści z krypty, rodem z XIX-wiecznej Anglii.
Jakbym kilka lat temu to czytała, na pewno bym była zachwycona. Dziś wolę historie namacalne, o szarej rzeczywistości, bez duchów, tajemnic starego domu czy dziwnych bohaterów. 'Trzynasta opowieść' zostaje odłożona na półkę bez większych emocji z mojej strony.
Wyrosłam z powieści gotyckich i gotyckopodobnych. Jak nic, 'Trzynasta opowieść' tylko mi to wyraźnie pokazała.
Ech, miałam duże oczekiwania wobec tej książki - chciałam porywającej opowieści i tajemnicą, która sprawi, że za nic nie oderwę się od lektury. W rzeczywistości była pomysłowa historia, ale ten sposób opowiadania tylko mnie zniechęcał. Powiedziałabym wręcz, że...
2018-06-03
Jeżeli tytułowe bohaterki są silne, to ja jestem Wonder Woman.
Styl, w jakim została napisana powieść, męczy. I to strasznie. Podczas lektury nagle zapomina się, o czym się czytało, ponieważ zostajemy bombardowani tyloma informacjami, że nie w sposób to ogarnąć. Ja już nie chcę męczyć się przy czytaniu - namęczyłam się na studiach, teraz cenię przyjemność z lektury. 'Trzy silne kobiety' tego mi nie dały.
Jeżeli tytułowe bohaterki są silne, to ja jestem Wonder Woman.
Styl, w jakim została napisana powieść, męczy. I to strasznie. Podczas lektury nagle zapomina się, o czym się czytało, ponieważ zostajemy bombardowani tyloma informacjami, że nie w sposób to ogarnąć. Ja już nie chcę męczyć się przy czytaniu - namęczyłam się na studiach, teraz cenię przyjemność z lektury. 'Trzy...
2017-12-05
Tak bardzo mnie intrygowała ta książka. Jak widać, niepotrzebnie.
Intrygujący wątek został zmarnowany - coś, co powinno przyciągnąć uwagę czytelnika, czyli uczucie między katem i ofiarą, zostaje przedstawione w sposób wręcz przynudzający. Jakoś nie czułam napięcia czy zainteresowania 'co dalej', tylko pomalutku, be większych emocji, przewracałam kartki, wręcz mechanicznie. Nie tego oczekiwałam po powieści, w której pojawia się miłość między tytułowymi bohaterami, jeszcze w czasie II wojny światowej. Właśnie, główny wątek miłosny - cukierkowy, odrealniony... A końcówka? Mi wydawała się śmieszna.
Nie tego się spodziewałam.
Tak bardzo mnie intrygowała ta książka. Jak widać, niepotrzebnie.
Intrygujący wątek został zmarnowany - coś, co powinno przyciągnąć uwagę czytelnika, czyli uczucie między katem i ofiarą, zostaje przedstawione w sposób wręcz przynudzający. Jakoś nie czułam napięcia czy zainteresowania 'co dalej', tylko pomalutku, be większych emocji, przewracałam kartki, wręcz mechanicznie....
2014-01-20
Miałam wrażenie, że akcja tej powieści jest jak chód ślimaka - minie naprawdę duuuużo czasu, zanim naprawdę coś się poruszy. Czytałam przez dłuższy czas, a nawet nie dotarłam do 1/4 objętości tej pozycji. Może w wyniku sesji zimowej;-), albo tego, że sporo oczekiwałam po Orhanie Pamuku - w końcu jest laureatem Nagrody Nobla. Na razie temu panu mówię NIE.
Miałam wrażenie, że akcja tej powieści jest jak chód ślimaka - minie naprawdę duuuużo czasu, zanim naprawdę coś się poruszy. Czytałam przez dłuższy czas, a nawet nie dotarłam do 1/4 objętości tej pozycji. Może w wyniku sesji zimowej;-), albo tego, że sporo oczekiwałam po Orhanie Pamuku - w końcu jest laureatem Nagrody Nobla. Na razie temu panu mówię NIE.
Pokaż mimo to2015-07-20
Zacytuję w tej opinii pewnego pisarza, który w kwestionariuszu KSIĄŻEK na pytanie, którego autora wspomina jako duże rozczarowanie czytelnicze odpowiedział, że na Orhana Pamuka "więcej się nie da nabrać". I to chyba najlepsze określenie moich uczuć odnośnie 'Nowego życia'. I nic więcej nie ma do dodania.
Zacytuję w tej opinii pewnego pisarza, który w kwestionariuszu KSIĄŻEK na pytanie, którego autora wspomina jako duże rozczarowanie czytelnicze odpowiedział, że na Orhana Pamuka "więcej się nie da nabrać". I to chyba najlepsze określenie moich uczuć odnośnie 'Nowego życia'. I nic więcej nie ma do dodania.
Pokaż mimo to2017-08-01
Wielbiciele serialu 'Pingwiny z Madagaskaru' będą na pewno wiedzieli, o co mi chodzi, ale już wyjaśniam. W jednym odcinku miała miejsce rozmowa króla Juliana z foką, która nie lubi mięsa i kompletnie nie wie, co zrobić ze sobą: czy być sobą czy taką, jaką chce natura. No to co lemurzy król jej mówi w ramach porady? Opowiada, czego to on nie zrobił, co mu sprawiło radość i dodał, że kto inny by chciał zrobić wszystkie te rzeczy, jak nie on? Jeśli myślicie podobnie jak foka, że chodzi o samoakceptację, życie według swoich zasad, a nie porządkowanie się innym, to się mylicie, bo najlepszą radą od króla Juliana jest jedno: że najlepiej jest być królem. A nie wiadomo, dlaczego tamto Wam do głowy przyszło.
Kiedy czytałam 'Współczesną boginię', to miałam właśnie takie wrażenie: że autorka niby chce pokazać, że wiara w siebie, samoakceptacja oraz pogodzenie się z przeszłością pozwolą prowadzić lepsze życie, ale tak naprawdę chce powiedzieć, że najlepiej jest być nią. Jak dla mnie nie jest to dobra zachęta do czytania dalej. Niby Regina Brett pisze w podobny sposób, ale Regina ma coś w sobie, że kiedy czyta się jej książki, to naprawdę inspirują i dają do myślenia. Roxana Bowgen tylko kopiuje w nadziei, że będzie podobnie. Nie jest.
Co do życiorysu autorki to, szczerze pisząc, poznawałam historie innych kobiet, głównie tych z sąsiedztwa i okolicy, i one bardziej mnie urzekły, bo były bliskie mojej rzeczywistości, a nie amerykańskiej.
Ja współczesną boginią? Niech tak będzie, ale nie w oparciu o życie i rady Roxany Bowgen. I znowu dałam się nabrać reklamie, o ja naiwna.
Wielbiciele serialu 'Pingwiny z Madagaskaru' będą na pewno wiedzieli, o co mi chodzi, ale już wyjaśniam. W jednym odcinku miała miejsce rozmowa króla Juliana z foką, która nie lubi mięsa i kompletnie nie wie, co zrobić ze sobą: czy być sobą czy taką, jaką chce natura. No to co lemurzy król jej mówi w ramach porady? Opowiada, czego to on nie zrobił, co mu sprawiło radość i...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-08
Miałam tę książkę w ręku na Warszawskich Targach Książki 2017 i na serio zastanawiałam się, czy kupić. I teraz wiem, że dobrze zrobiłam, odkładając 'Magię olewania' z powrotem na miejsce na wystawie.
Jedyne, co na pewno uznaję za dobre w tej pozycji, to śliczny odcień niebieskiego na okładce. A zawarte rady? Zdecydowana większość to nic odkrywczego. Wiecie, asertywność, pewność siebie, samopoznanie, samoświadomość oraz wiele innych mądrych słów z innych poradników autorka zastąpiła wyrazem 'olewać'. I w ten sposób po prostu opakowała znane rzeczy w inny papier ozdobny.
Jakie mam luźne refleksje po lekturze 'Magii olewania'? Jeśli masz wyrobioną pozycję w społeczeństwie, rodzinie, miejscu pracy oraz w swojej głowie, to możesz olewać, co zechcesz, i nikt się nie obrazi. W przeciwnym razie po zastosowaniu się do tych rad wyjdzie się na zołzę (lub chama, ale autorka pisała z myślą o kobietach). Lepiej poczytać odpowiednie artykuły psychologiczne w Internecie niż tę książkę. Nawet, jeśli ma ona być jakąś ironiczną prowokacją czy coś.
Miałam tę książkę w ręku na Warszawskich Targach Książki 2017 i na serio zastanawiałam się, czy kupić. I teraz wiem, że dobrze zrobiłam, odkładając 'Magię olewania' z powrotem na miejsce na wystawie.
Jedyne, co na pewno uznaję za dobre w tej pozycji, to śliczny odcień niebieskiego na okładce. A zawarte rady? Zdecydowana większość to nic odkrywczego. Wiecie, asertywność,...
2017-03-07
Zamiast przedstawiać swoje odczucia po przeczytaniu tego 'coś', to coś Wam tu opiszę.
Zwykle, kiedy brałam do ręki 'Drugie życie Bree Tanner' (za długi tytuł, w porównaniu z zawartością), to nagle, po lekturze kilku stron, zawsze coś odwracało moją uwagę od treści. Czy to widok z okna, czy uzmysłowienie sobie, że trzeba posprzątać lub pozmywać... Tak, takie drobiazgi są o niebo lepsze od tej książki. Aż żałuję drzew, które poszły na papier.
Zamiast przedstawiać swoje odczucia po przeczytaniu tego 'coś', to coś Wam tu opiszę.
Zwykle, kiedy brałam do ręki 'Drugie życie Bree Tanner' (za długi tytuł, w porównaniu z zawartością), to nagle, po lekturze kilku stron, zawsze coś odwracało moją uwagę od treści. Czy to widok z okna, czy uzmysłowienie sobie, że trzeba posprzątać lub pozmywać... Tak, takie drobiazgi są o...
2017-02-28
Bełkot. Nie będę używała eufemizmów. Dla mnie ta książka jest jednym, dużym bełkotem. Wiem, że proza poetycka rządzi się swoimi prawami, ale gdyby 'Nakarmić kamień' zawierał w sobie jakiś klucz w zrozumieniu tej opowieści, to byłabym zadowolona. A tak - mimo że lubię eksperymenty literackie - kompletnie nic z tego nie zrozumiałam. A nie ukrywam, że próbowałam. Widać, nie znam się na wyższej literaturze.
Cóż, nie jestem aż tak oczytana, aby docenić bełkot zawarty w 'Nakarmić kamień'.
Bełkot. Nie będę używała eufemizmów. Dla mnie ta książka jest jednym, dużym bełkotem. Wiem, że proza poetycka rządzi się swoimi prawami, ale gdyby 'Nakarmić kamień' zawierał w sobie jakiś klucz w zrozumieniu tej opowieści, to byłabym zadowolona. A tak - mimo że lubię eksperymenty literackie - kompletnie nic z tego nie zrozumiałam. A nie ukrywam, że próbowałam. Widać, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-15
I tak to jest, kiedy za powieść przeznaczoną dla młodszych czytelników bierze się dorosła kobieta, która pochłaniała w dzieciństwie i latach nastoletnich serię o Harrym Potterze. Nie idzie jej to czytanie, po prostu.
Widzę po ocenach na LC, że 'Mała księżniczka' to cudowna książka, która towarzyszyła wielu pokoleniom, i sprawiła, że zaczęły w ogóle sięgać po literaturę. Przyznam się szczerze - jakbym jako dziewczynka sięgnęła po 'Małą księżniczkę', to pewnie nie zachęciłoby mnie to do poznawania innych tytułów. Ba, pewnie bym się zniechęciła na amen. Lubię XIX wiek, lubię powieści powstałe w tym okresie, ale pani Burnett tylko mnie wynudziła. Chyba mało dziecka i tej naiwności we mnie zostało, jak widać.
Swojej córce (o ile takową będę miała) prędzej dam do czytania 'Harry'ego Pottera' niż 'Małą księżniczkę'. Oceny nie wystawiam, ponieważ wiem, że ta książka ma dla wielu ogromne znaczenie sentymentalne, i nie będę tego psuć swoimi odczuciami. Tak, stara baba bierze się za dziecięcą klasykę, he, he ;-)
I tak to jest, kiedy za powieść przeznaczoną dla młodszych czytelników bierze się dorosła kobieta, która pochłaniała w dzieciństwie i latach nastoletnich serię o Harrym Potterze. Nie idzie jej to czytanie, po prostu.
Widzę po ocenach na LC, że 'Mała księżniczka' to cudowna książka, która towarzyszyła wielu pokoleniom, i sprawiła, że zaczęły w ogóle sięgać po literaturę....
2017-01-08
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Sięgnęłam po 'Biurwę', ponieważ sama pracuję w takim miejscu, co główna bohaterka, i, przyznam się szczerze, że im więcej czytałam, tym czułam się bardziej... zniesmaczona? Zażenowana? Zdziwiona? Nie potrafię tego określić.
Początkowo przyjęłam założenie, że autorka sięgnęłam po stereotypowe wyobrażenie urzędniczki ('Nie da się!', 'Niech mi pan głowy nie zawraca!', 'Jestem zajęta, nie mogę tego załatwić!' i inne tego typu zdania), ale kiedy dowiedziałam się, że niektóre historie są zaczerpnięte ze wspomnień byłych pracownic Mordorów, to troszkę inaczej spojrzałam na całość.
Mój ostateczny wniosek po przeczytaniu 'Biurwy'? Zależy od tego, kim jesteś. Jeżeli jesteś zwykłym petentem i do urzędów chodzisz, bo koniecznie musisz coś załatwić, to spodoba Ci się historia, sposób opowiadania oraz powiesz 'kurczę, no takie są nasze polskie urzędniczki, jak bum cyk-cyk!'. Natomiast jeśli pracujesz w urzędzie lub instytucji podobnego typu, to odbiór 'Biurwy' będzie zależał od Twoich zawodowych doświadczeń. Jak osobiście bym nie polecała tej książki. Nie trafia do mnie zwłaszcza ten język i narracja - zbyt stereotypowe. Obym nigdy w taką Biurwę się nie zmieniła.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Sięgnęłam po 'Biurwę', ponieważ sama pracuję w takim miejscu, co główna bohaterka, i, przyznam się szczerze, że im więcej czytałam, tym czułam się bardziej... zniesmaczona? Zażenowana? Zdziwiona? Nie potrafię tego określić.
Początkowo przyjęłam założenie, że autorka sięgnęłam po stereotypowe wyobrażenie urzędniczki ('Nie da...
No cóż, innej oceny dać nie mogłam. "Bezdomna" to opowieść-zlepek stereotypów (znak rozpoznawczy Katarzyny Michalak) oraz przykład na to, co powstaje, kiedy autor odpowiednio się nie przygotuje do pisania. Jeśli chce się pisać na trudne tematy, z którymi nie ma się do czynienia na co dzień, to NALEŻY dowiedzieć się czegoś na ten temat z odpowiednich źródeł, a nie korzystać z wyobraźni czy dawnych filmów. Tak, piję to o szkodliwym wizerunku osoby z chorobą dwubiegunową.
Nie liczyłam na coś wybitnego, raczej odmóżdżającego po trudnym tygodniu pracy, ale nie spodziewałam się tak złej powieści. "Bezdomną" radzę unikać szerokim łukiem. Chyba że jesteście masochstami czytelniczymi.
No cóż, innej oceny dać nie mogłam. "Bezdomna" to opowieść-zlepek stereotypów (znak rozpoznawczy Katarzyny Michalak) oraz przykład na to, co powstaje, kiedy autor odpowiednio się nie przygotuje do pisania. Jeśli chce się pisać na trudne tematy, z którymi nie ma się do czynienia na co dzień, to NALEŻY dowiedzieć się czegoś na ten temat z odpowiednich źródeł, a nie korzystać...
więcej Pokaż mimo to