Małe życie

- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- A Little Life
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2016-04-27
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-04-27
- Liczba stron:
- 816
- Czas czytania
- 13 godz. 36 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328026483
- Tłumacz:
- Jolanta Kozak
- Tagi:
- przyjaźń homoseksualizm ból choroba kalectwo Nowy Jork samookaleczenie Jolanta Kozak Booker
- Inne
Książka nagrodzona tytułem Książki Roku 2016 lubimyczytać.pl w kategorii Literatura piękna.
Poruszający obraz dojrzewania, sukcesu, traumy i przyjaźni. Najgłośniejsza amerykańska powieść 2015 roku, która wzbudziła falę zachwytu, a zarazem gorącą dyskusję wśród krytyków i czytelników.
Pochodząca z Hawajów amerykańska pisarka opisuje kilkadziesiąt lat z życia czterech przyjaciół. Bohaterów powieści poznajemy w chwili, gdy kończą studia i przenoszą się do Nowego Jorku. Przetrwanie, nie mówiąc już o sukcesie, w jednym z najwspanialszych miast świata nie jest łatwe, lecz szczęście wydaje się im sprzyjać. Pełen temperamentu JB jest malarzem i z czasem zaczyna brylować w kręgach nowojorskiej bohemy. Malcolm zostaje uznanym architektem, a Willem robi błyskotliwą karierę aktorską. Najbardziej tajemniczy z nich, Jude, przejawia wybitny talent matematyczny, a jako prawnik również odnosi sukces za sukcesem. W przeciwieństwie do przyjaciół nigdy jednak nie wspomina o swojej przeszłości ani o rodzinie, choć poważne problemy zdrowotne i emocjonalne wskazują na to, że w jego życiu wydarzyło się coś, o czym nie potrafi zapomnieć.
Willem, Malcolm i JB stopniowo odkrywać będą straszną prawdę, która kładzie się cieniem na całym życiu przyjaciela. Nieuchronnie nadchodzi dla nich czas trudnej próby empatii i dojrzałości. Co będą gotowi poświęcić, by ratować Jude’a, pogrążającego się w mroku? Oto poruszająca do głębi opowieść o życiu w wielkim mieście, które daje szansę na zapomnienie o przeszłości, oraz o życiu w bólu, który nie pozwala zapomnieć. To proza, która w całym swoim pięknie opisuje doświadczenie zła, granice ludzkiej wytrzymałości i tyranię pamięci.
Powieść Małe życie w Ameryce i w Anglii odniosła ogromny sukces wśród krytyków i czytelników – trafiła do finału Nagrody Bookera i National Book Award, otrzymała prestiżową Kirkus Prize, znalazła się na czele rankingów najlepszych powieści 2015 roku sporządzonych przez najważniejsze tytuły prasowe, rozgłośnie radiowe i portale internetowe (m.in. The New York Times, The Washington Post, The Wall Street Journal, The Guardian, The BuzzFeed, The Goodreads, Oprah). Prawa do opublikowania powieści dotychczas sprzedano do dwudziestu krajów.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Hej, Jude!
Pomyśl trzy rzeczy, które robisz lepiej niż ktokolwiek. Trudne, prawda? W taki razie, pomyśl trzy rzeczy, które robisz dobrze. Albo chociaż trzy rzeczy, które lubisz w sobie… Z pozoru zadanie wydaje się dość łatwe. Gdy jednak chcielibyśmy odpowiedzieć naprawdę szczerze, okaże się, że braknie nam pomysłu. Żaden nie będzie wystarczająco dobry. Bo w żadnej rzeczy nie będziemy mogli być tak naprawdę najlepsi. Jeśli jednak to samo pytanie zadamy osobie lub osobom, które nas kochają, zapewniam Was, że będą znali odpowiedzi. Wszystko bowiem zależy od perspektywy, od postrzegania przez nas świata i stopnia odczuwania sensu własnego życia.
„Małe życie” jest historią czterech przyjaciół, którzy kończą studia i stają przed próbą tworzenia swojego dorosłego życia. Malcom zostaje uznanym architektem. JB rozpoczyna swoją świetną karierę malarza. Willem zostaje światowej sławy aktorem. A Jude robi błyskotliwą karierę prawniczą. Poznajemy ich, gdy to wszystko dopiero próbują osiągnąć i towarzyszymy im przez ponad czterdzieści lat. Świat, który autorka przedstawia w początkach książki, gdzie Willem i Jude wynajmują tanie i maleńkie mieszkanie na Lispenard Street, znacznie różni się od świata z końca powieści, choć udaje się autorce zamknąć go w klamrze. Czytelnikowi sporo czasu zajmuje aż dotrze do tych ważnych informacji i do sedna fabuły. Trudne, ale dość sielskie życie przyjaciół, po kilkudziesięciu (a może nawet kilkuset) stronach, zaczyna skupiać się w końcu na jednym głównym bohaterze. Jest nim Jude, któremu, podobnie jak temu z piosenki Beatlesów, wszyscy przyjaciele i bliscy tłumaczą trud i sens życia. Mniej więcej nieco przed połową, powieść zaczyna mocno przyciągać, ściskać, elektryzować i naprawdę pochłaniać. W miarę jak otrzymujemy coraz to nowe informacje o dawnym życiu Jude’a, układamy fakty jak puzzle i zostajemy schwytani przez sieć uprzędzoną z zaciekawienia i niedowierzania. Ogrom – to właśnie nas pochłania. Niezwykle inteligentny, dobry Jude, skrywa niewyobrażane tajemnice o sobie samym, które, oczywiście poza jego obecnym stanem zdrowia (głównie problemami z chodzeniem),stanowią o jego obniżonym poczuciu wartości.
Nie zdradzę Wam oczywiście o jakim ogromie tragedii z życia Jude’a mówimy (jedno niedowierzanie rodzi kolejne – wielki szok i ogromny smutek). Nie zdradzę Wam również tych cudownych, szczęśliwych momentów, którymi w późniejszym życiu Jude jest obdarzany. Ale powiem Wam tylko tyle – jest to zdecydowanie zbyt wiele, jak na jednego człowieka. Dlatego właśnie powieść tak przyciąga i czujemy tak mocny żal czy tak mocno przeżywamy jego radość. To zdecydowanie skomplikowana postać, która dzięki rozłożonej na 800 stron akcji, została idealnie psychologicznie zarysowana. Na koniec umiemy go naprawdę poczuć, a nawet zrozumieć.
Jest to piękna powieść o sensie życia, o poczuciu własnej wartości, radzeniu sobie w smutku, bólu, chorobie i szczęściu. Tu nic nie jest proste – tak samo niedola, jak i szczęśliwy los. Jest to wspaniały portret relacji rodzicielskiej, problemów dorastania. Jest to opowieść zarówno o samotności, jak i przyjaźni – o miłości i śmierci. W efekcie tak wielkoobjętościowej fabuły, dotykamy tajemnicy życia i niezwykłości faktu, że każdy z nas jest odrębną, wspaniała jednostką i posiada swój własny cel. Sens życia można odnaleźć w rzeczach wielu. Mi jednak najbardziej spodobały się słowa Willema: Ja wiem, że moje życie ma sens, ponieważ jestem dobrym przyjacielem. Kocham moich przyjaciół, troszczę się o nich i mam wrażenie, że ich uszczęśliwiam.
Kiedy tak wielkich rozmiarów książka odnosi tak duży rozgłos i sukces, zawsze zastanawiam się dlaczego jest tak duża. Czy nie jest zbyt nudna, przegadana, męcząca w swoim odbiorze? Zawsze odrobinę w nią z tego powodu wątpię. Z „Małym życiem” było dość podobnie, lecz to, co odczuwałam przy pierwszych kilkudziesięciu stronach, przy tej dwustustronicowej końcówce stało się żalem, że koniec się zbliża. Hanya Yanagihara stworzyła wspaniałą powieś, o przekroju życia przez kilkadziesiąt lat, która w moim odczuciu te kolejnej kilkadziesiąt lat (i więcej) powinna przetrwać). „Małe życie” szokuje, boli i pochłania bez reszty. Tnie głęboko i mocno, jak nóż – aż do bólu, aż poczuje się naprawdę.
Monika Samitowska-Adamczyk
Oceny
Książka na półkach
- 17 427
- 16 290
- 4 629
- 1 283
- 1 134
- 186
- 174
- 112
- 108
- 99
OPINIE i DYSKUSJE
Teraz gdy już ochłonęłam po jej przeczytaniu, mogę powiedzieć, że jest to książka dla ludzi którzy lubią się wzruszać. Mocno przeżywałam koleje losu Jude"a i płakałam. Oczywiście chętnie przeczytam jeszcze raz, tym bardziej że ją sobie kupiłam. Cudowna
Teraz gdy już ochłonęłam po jej przeczytaniu, mogę powiedzieć, że jest to książka dla ludzi którzy lubią się wzruszać. Mocno przeżywałam koleje losu Jude"a i płakałam. Oczywiście chętnie przeczytam jeszcze raz, tym bardziej że ją sobie kupiłam. Cudowna
Pokaż mimo toBardzo wzruszająca ksiazka, porusza wiele tematów poglądowych.
Bardzo wzruszająca ksiazka, porusza wiele tematów poglądowych.
Pokaż mimo toPrzerysowana fabuła , ale może to czemuś miało służyć.
Przerysowana fabuła , ale może to czemuś miało służyć.
Pokaż mimo toNie rozumiem zachwytu nad tą książka. Pierwszy raz sięgnęłam po nią w 2017 roku, po ok. 100 stronach poddałam się. Wróciłam do niej (po 6 latach!) i szczerze powiedziawszy - zmęczyłam ją. Przeczytałam trafne określenie opisujące głównego bohatera, gdyby miał w ziemię uderzyć meteoryt na pewno uderzyłby w Jude! Spotkały go chyba największe nieszczęścia świata, aż niemożliwe... Niektóre fragmenty książki okazały się tylko ciekawe, raczej przez większość książki się brnie, byleby jak najszybciej ją skończy. Szczerze? Nie polecam.
Nie rozumiem zachwytu nad tą książka. Pierwszy raz sięgnęłam po nią w 2017 roku, po ok. 100 stronach poddałam się. Wróciłam do niej (po 6 latach!) i szczerze powiedziawszy - zmęczyłam ją. Przeczytałam trafne określenie opisujące głównego bohatera, gdyby miał w ziemię uderzyć meteoryt na pewno uderzyłby w Jude! Spotkały go chyba największe nieszczęścia świata, aż...
więcej Pokaż mimo toPiękny język opisujący tragiczne historie bohaterów. Jedna z książek życia, która złamała mi serce.
#Willem
Piękny język opisujący tragiczne historie bohaterów. Jedna z książek życia, która złamała mi serce.
Pokaż mimo to#Willem
Ależ mi ciężko ocenić tę książkę.. początek nie zapowiada niczego dobrego. Środek chwilami wbija w fotel, pojawiają się emocje, ostatnie części znów trudno się czyta, bo już za dużo tego wszystkiego, mam wrażenie, że wciąż to samo i czuję, że nie mogę doczekać się końca omijając po kilka wersów..
Moim zdaniem książka jest za długa, przez to wałkowane są po kilka razy te same przemyślenia i zaczyna nużyć. Z drugiej strony napisana jest naprawdę dobrze i doceniam pracę autorki
Ależ mi ciężko ocenić tę książkę.. początek nie zapowiada niczego dobrego. Środek chwilami wbija w fotel, pojawiają się emocje, ostatnie części znów trudno się czyta, bo już za dużo tego wszystkiego, mam wrażenie, że wciąż to samo i czuję, że nie mogę doczekać się końca omijając po kilka wersów..
więcej Pokaż mimo toMoim zdaniem książka jest za długa, przez to wałkowane są po kilka razy te...
Nie, nie, nie... To wszystko nie tak! Skuszony hasłem: "Najgłośniejsza amerykańska powieść 2015 roku" stwierdzam, że chyba był to rok w Ameryce cichy i przegadany... Przykro to mówić, ale najmocniejszym punktem książki jest dla mnie chyba jej okładka... Tym bardziej dziwi mnie laur "Książki roku 2016" dla tej pozycji i tak wysoka ocena.
Po pierwsze - jak na miłośnika urbanistyki przystało - "Małe życie" zaintrygowało mnie miejscem akcji. O Nowym Jorku, poza niewiele czytelnikowi mówiącymi nazwami ulic, wspomina się niewiele; o tyle mało, że nie da się odbudować kolorów tego miasta, nie da się poczuć jego wyjątkowej przecież atmosfery... (Nie wiemy nawet, czy pojawiające się co i rusz taksówki przypominają te ze znanych nam z Nowego Jorku zdjęć, czy nie.)
Po drugie - przegadanie. Może i nie jestem wytrawnym czytelnikiem powieści, ale wydaje mi się, że tę historię można by odchudzić o dobre 300 stron, oszczędzając czytelnikowi czasu i brnięcia przez te same, powtarzające się opisy.
Po trzecie - główny bohater. Z początku zapowiadało się nawet ciekawie: ot, czwórka ambitnych i utalentowanych przyjaciół, Nowy Jork; potem na plan pierwszy wysuwa się najbardziej ułomny z nich - Jude - i to o nim okazuje się być cała ta historia. Oczywiście - daleki jestem od stwierdzenia, że sama ułomność Jude'a czyni go mniej wartym uwagi od Willema, JB i Malcolma, ale sposób jego zachowania - to, jak odrzuca wszystkich dokoła siebie, ich pomoc - sprawia, że nie mogę wykrzesać w sobie ani krztyny sympatii do tego człowieka. Szkoda mi go, tak zwyczajnie, po ludzku, z powodu tego, co przeżył w dzieciństwie; dalsze natomiast jego cierpienia są w sporej mierze dziełem jego własnej woli.
Po czwarte - relacje między bohaterami. W wielu miejscach wieje od nich sztucznością... Szanowany profesor prawa adoptujący dorosłego, problematycznego studenta? Dorośli faceci - nie tylko geje, ale i heteroseksualni - powtarzający sobie co chwilę: "Kocham Cię" i całujący się lub okazujący uczucia w inny sposób? Niezbyt to bliskie prawdopodobieństwu i autentyczności...
Skłamałbym, gdybym powiedział, że "Małe życie" nie trzyma w napięciu. Trochę trzyma, ale jest to napięcie zdecydowanie złe, na zasadzie: "Co główny bohater, którego, mimo szczerych chęci, polubić nie sposób, jest jeszcze w stanie zepsuć w swoim życiu?"; napięcie to przeplatało się u mnie z myśleniem o tym, czy daleko jeszcze do końca i łudzeniem się, że być może jednak wydarzy się coś, co sprawi, że nagle zmienię zdanie. Nie zmieniłem.
"Małe życie" zdecydowanie okazało się dla mnie rozczarowaniem. Tym z Was, którzy jeszcze po nie nie sięgnęli, nie polecam. Niezbyt może będę w tym odradzaniu nachalny, ale poddaję tylko pod rozwagę, czy nie macie może pod ręką ciekawszych pozycji wartych czasu niezbędnego do przebrnięcia przez ośmiusetstronicowe tomisko...
Nie, nie, nie... To wszystko nie tak! Skuszony hasłem: "Najgłośniejsza amerykańska powieść 2015 roku" stwierdzam, że chyba był to rok w Ameryce cichy i przegadany... Przykro to mówić, ale najmocniejszym punktem książki jest dla mnie chyba jej okładka... Tym bardziej dziwi mnie laur "Książki roku 2016" dla tej pozycji i tak wysoka ocena.
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze - jak na miłośnika...
Nie, nie, nie... To wszystko nie tak! Skuszony hasłem: "Najgłośniejsza amerykańska powieść 2015 roku" stwierdzam, że chyba był to rok w Ameryce cichy i przegadany... Przykro to mówić, ale najmocniejszym punktem książki jest dla mnie chyba jej okładka... Tym bardziej dziwi mnie laur "Książki roku 2016" dla tej pozycji i tak wysoka ocena.
Po pierwsze - jak na miłośnika urbanistyki przystało - "Małe życie" zaintrygowało mnie miejscem akcji. O Nowym Jorku, poza niewiele czytelnikowi mówiącymi nazwami ulic, wspomina się niewiele; o tyle mało, że nie da się odbudować kolorów tego miasta, nie da się poczuć jego wyjątkowej przecież atmosfery... (Nie wiemy nawet, czy pojawiające się co i rusz taksówki przypominają te ze znanych nam z Nowego Jorku zdjęć, czy nie.)
Po drugie - przegadanie. Może i nie jestem wytrawnym czytelnikiem powieści, ale wydaje mi się, że tę historię można by odchudzić o dobre 300 stron, oszczędzając czytelnikowi czasu i brnięcia przez te same, powtarzające się opisy.
Po trzecie - główny bohater. Z początku zapowiadało się nawet ciekawie: ot, czwórka ambitnych i utalentowanych przyjaciół, Nowy Jork; potem na plan pierwszy wysuwa się najbardziej ułomny z nich - Jude - i to o nim okazuje się być cała ta historia. Oczywiście - daleki jestem od stwierdzenia, że sama ułomność Jude'a czyni go mniej wartym uwagi od Willema, JB i Malcolma, ale sposób jego zachowania - to, jak odrzuca wszystkich dokoła siebie, ich pomoc - sprawia, że nie mogę wykrzesać w sobie ani krztyny sympatii do tego człowieka. Szkoda mi go, tak zwyczajnie, po ludzku, z powodu tego, co przeżył w dzieciństwie; dalsze natomiast jego cierpienia są w sporej mierze dziełem jego własnej woli.
Po czwarte - relacje między bohaterami. W wielu miejscach wieje od nich sztucznością... Szanowany profesor prawa adoptujący dorosłego, problematycznego studenta? Dorośli faceci - nie tylko geje, ale i heteroseksualni - powtarzający sobie co chwilę: "Kocham Cię" i całujący się lub okazujący uczucia w inny sposób? Niezbyt to bliskie prawdopodobieństwu i autentyczności...
Skłamałbym, gdybym powiedział, że "Małe życie" nie trzyma w napięciu. Trochę trzyma, ale jest to napięcie zdecydowanie złe, na zasadzie: "Co główny bohater, którego, mimo szczerych chęci, polubić nie sposób, jest jeszcze w stanie zepsuć w swoim życiu?"; napięcie to przeplatało się u mnie z myśleniem o tym, czy daleko jeszcze do końca i łudzeniem się, że być może jednak wydarzy się coś, co sprawi, że nagle zmienię zdanie. Nie zmieniłem.
"Małe życie" zdecydowanie okazało się dla mnie rozczarowaniem. Tym z Was, którzy jeszcze po nie nie sięgnęli, nie polecam. Niezbyt może będę w tym odradzaniu nachalny, ale poddaję tylko pod rozwagę, czy nie macie może pod ręką ciekawszych pozycji wartych czasu niezbędnego do przebrnięcia przez ośmiusetstronicowe tomisko...
Nie, nie, nie... To wszystko nie tak! Skuszony hasłem: "Najgłośniejsza amerykańska powieść 2015 roku" stwierdzam, że chyba był to rok w Ameryce cichy i przegadany... Przykro to mówić, ale najmocniejszym punktem książki jest dla mnie chyba jej okładka... Tym bardziej dziwi mnie laur "Książki roku 2016" dla tej pozycji i tak wysoka ocena.
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze - jak na miłośnika...
Moje drugie podejście również zakończone fiaskiem. Za długa i nie wiadomo o czym. Nie polecam.
Moje drugie podejście również zakończone fiaskiem. Za długa i nie wiadomo o czym. Nie polecam.
Pokaż mimo to"Najgłośniejsza amerykańska powieść roku!", "Największe wydarzenie literackie 2015 roku!" - itede, itepe głoszą napisy na okładce "Małego życia". Książka Yanagihary wpadła w moje ręce kilka lat temu, jednak nie zdecydowałem się jej przeczytać. Termin w bibliotece minął i musiałem tytuł oddać. W sierpniu postanowiłem zrobić drugie podejście, które było tym razem udane. Mimo wszystko trochę szkoda mi tego ogromu czasu przeznaczonego na lekturę ponadośmiusetstronicowej powieści. Spodziewałem się czegoś na miarę "Wierzyliśmy jak nikt", a dostałem... Cóż... Hioba i romantyczne cierpienie w pigułce.
Pierwsze 150 stron było istną torturą. Kiedy książkę odkładałem, nie miałem ochoty do niej wracać. Fabuła pierwszej połowy opiera się w zasadzie na tym, że bohaterowie (dla "urozmaicenia" w różnej konfiguracji) chodzą z miejsca A do miejsca B, z miejsca B do miejsca C... Rozpaczają, spotykają się, umawiają, rozstają. No większego gniota jeszcze nie czytałem. Do dalszego czytania (czy raczej męczenia) "Małego życia" zachęcała mnie relacja znajomej, która mówiła, że druga połowa książki jest o wiele lepsza.
No więc brnąłem dalej, ale z perspektywy czasu chyba żałuję. Im bliżej końca byłem, tym bardziej chciałem czytanie zakończyć. Miałem wrażenie, że przez "Małe życie" stanąłem czytelniczo w miejscu. Proza Yanagihary mnie męczyła, nudziła, wkurzała.
Przede wszystkim autorce nie wychodzi dobrze pisanie o zwykłej, szarej, mało interesującej codzienności. Problemem jest chyba to, że przedstawia ją nazbyt realistycznie. Wszystko jest okropnie nudne. Kiedy na tapet wkraczają smutniejsze i poważniejsze wątki, jak np. bóle atakujące Jude'a czy sprawa Hemminga - brata Willema, jest trochę lepiej, ale dalej to nie to. Po około 150. stronie poziom nudy rzeczywiście maleje, ale nieznacznie. W przypadku krótszej książki (maks. 500 stronicowej) byłoby to do wybaczenia, ale "Małe życie" jest kobyłą - liczy ponad 800 stron. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego Yanagihara zdecydowała się napisać tak długą powieść. To, co chciała poruszyć, można opisać na liczbie stron o minimum połowie mniejszej.
Kiedy byłem coraz bliżej zakończenia, autorka próbowała co prawda bombardować czytelnika przejmująco smutnymi wydarzeniami, nad którymi (przynajmniej wg jej założenia),powinienem płakać, ale było zupełnie inaczej. Czytałem o smutkach i tragediach, ale też radościach, z przerażającą obojętnością. Nie myślałem o niczym innym, tylko żeby "Małe życie" w końcu skończyć i więcej do niego nie wracać. A to bardzo dziwne, bo mnie łatwo wzruszyć.
Książka Yanagihary jest przede wszystkim o cierpieniu. I to chyba stanowi główny problem powieści. Akcja jest zwyczajnie zbyt widowiskowa, zbyt sztuczna, napompowana do granic możliwości. Zgodzę się, że smutek jest chwytliwy, ale nie w takich ilościach. Przez to patrzę na historię (szczególnie życie Jude'a) jak na coś nierealistycznego. Gdzieś musi być jakiś limit dramatyzowania. Wiele (z założenia) smutnych wątków jest zwyczajnie niepotrzebnych. Za dużo w tym wszystkim zbiegów okoliczności.
Z tym cierpieniem i smuceniem się jest trochę tak jak z wojną u Ukrainie. Na początku każdy był w szoku, chciał wiedzieć wszystko, interesował się, pomagał. Ale w pewnym momencie trzeba było się odciąć. Z jednej strony byliśmy bombardowani za dużą liczbą informacji, nie dało się tego wytrzymać psychicznie. A z drugiej przestawaliśmy o tym czytać, bo zauważyliśmy coś strasznego. Mianowicie jak łatwo jest się uniewrażliwić na czyjeś cierpienie. I tak jest z "Małym życiem". Na początku, kiedy poznajemy historię Jude'a, nawet mu współczujemy, gula w gardle rośnie. Ale w pewnym momencie mamy po prostu dość. Bo ile zła może znieść jedna osoba? Wydaje się, że jest jakiś limit, który przez autorkę został znacząco przekroczony.
Nie mogę jednak zarzucić Yanagiharze braku szacunku. Porusza wiele problemów, takich jak depresja, gwałt, molestowanie dzieci czy zaburzenia odżywiania, ale robi to umiejętnie. Nie gloryfikuje, nie promuje, ale pisze o tym w odpowiednim tonie. Więc "Ufff!", chociaż tyle ;).
Od autorki czytałem też "Ludzi na drzewach", którzy są debiutem, ale jednocześnie wydają mi się być bardziej dojrzałą książką niż "Małe życie". A przynajmniej wzbudzającą o wiele ciekawsze i głębsze przemyślenia. Bo "Małe życie" też poruszyło jakieś struny, ale bardzo nieliczne i niezwykle pobieżnie.
Kolejnym problemem, który widzę w powieści Yanagihary, są kreacje bohaterów i bohaterek. Mam wrażenie, że postaci się nie rozwijają. Poznajemy ich jako dwudziestokilkulatków studiujących w college'u. Na przestrzeni rozdziałów rzekomo przybywa im lat, niektórzy mają ich ponad sześćdziesiąt, ale mimo to czyta się o nich, jakby dalej byli tamtymi młodymi ludźmi. Są jak nastolatkowie zaklęci w ciałach o wiele starszych ludzi. Jednostajni, nie zmieniający się za bardzo. Nie czyta się o nich z ciekawością.
Lekturę "Małego życia" w końcu mam za sobą. Raczej nie będę wracał do tego tytułu. Mam zwyczajnie dość. Chcę ruszyć dalej z innymi książkami. Yanagihara mnie, niestety, okropnie zmęczyła i zniechęciła.
"Najgłośniejsza amerykańska powieść roku!", "Największe wydarzenie literackie 2015 roku!" - itede, itepe głoszą napisy na okładce "Małego życia". Książka Yanagihary wpadła w moje ręce kilka lat temu, jednak nie zdecydowałem się jej przeczytać. Termin w bibliotece minął i musiałem tytuł oddać. W sierpniu postanowiłem zrobić drugie podejście, które było tym razem udane. Mimo...
więcej Pokaż mimo to