-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2018-01-13
2017-09-21
2017-06-09
2017-06-13
2016-11-13
2016-06-23
2016-01-16
Siedemnastoletnia Paige jest "dziewczyną, której chłopak nie żyje". Nienawidzi pełnych współczucia spojrzeń jakimi obdarzają ją nie tylko koledzy z klasy, ale i dorośli. Nienawidzi łatki, jaka do niej przylgnęła. Owszem, jest niezwykle rozbita po śmierci chłopaka, jednak czas, jaki spędzili ze sobą to zaledwie kilka miesięcy. Od momentu jego śmierci minęło znacznie więcej... Paige musi więc radzić sobie nie tylko z własną żałobą, lecz również "tym spojrzeniem". Chcąc wreszcie zacząć żyć własnym życiem spisuje listę. Znajdują się na niej rzeczy, które robi każda przeciętna siedemnastolatka, ale dla naszej bohaterki to ogromny krok.
Paige zaczyna wzdychać do Ryana - przesympatycznego, a jednocześnie przystojnego kolegi. Nie jest jedyna - chłopak, szczególnie po tym jak rozstał się z dziewczyną stał się obiektem westchnień tłumów. Nasza bohaterka wie jednak o nim coś więcej, pamięta dokładnie moment, w którym przykuł jej uwagę. Nie może być bardziej szczęśliwa, kiedy na zajęciach z literatury ląduje w jednej ławce właśnie z Ryanem. Szczęście nie trwa jednak długo - za niesforne zachowanie obiekt jej westchnień zostaje eksportowany do pierwszej ławki, a jego miejsce zajmuje Max - nerd w okularach. Co więcej, jest on kuzynem Ryana i pozostają w przyjacielskich stosunkach. Nasza bohaterka stopniowo coraz lepiej dogaduje się z chłopcami i odkrywa, że rodzinne powiązania to nie jedyny powód, dla którego chce spędzać czas z Ryanem.
Gdybym miała określić "Początek mnie i Ciebie" jednym słowem, powiedziałabym, że książka jest "niepozorna". Kompletnie nie przekonuje mnie okładka - gdybym zobaczyłam ją w księgarni, z pewnością przeszłabym obok niej obojętnie. I wiecie co? Popełniłabym ogromny błąd, ponieważ powieść Emery Lord jest po prostu genialna. Ani okładka, ani opis nie przygotowała mnie na tak dobrą historię. Książka opowiada o zaczynaniu od początku, na przekór wszelkim przeciwnościom. Uczy, że nawet po najbardziej bolesnej stracie możemy się podnieść. Bohaterka boryka się nie tylko ze śmiercią ukochanego. Ona dosłownie staje się "dziewczyną, której chłopak nie żyje", tak jakby właśnie to miało ją definiować.
Niesamowicie polubiłam Paige. To naprawdę rzeczywista postać. Jej zachowania są naturalne, za wszelką cenę stara się nie wzbudzać litości, jednak nie sposób jej nie współczuć. Bohaterka ma również świetne koleżanki - każda z nich jest niezależną, kompletnie odmienną osobą. Wszystkie jednak gotowe są wspierać się nawzajem za wszelką cenę. Polubiłam również Ryana, bo oprócz wyglądu zewnętrznego, ma też do zaoferowania dobre serce. Moim kompletnym faworytem został jednak Max. Wreszcie bohater, którego zawsze mi brakuje. Chłopak kochający seriale Science-fiction, który dla rozrywki bierze udział w olimpiadach wiedzy. Jednocześnie ma niesamowite poczucie humoru, a nawet okulary i T-shirt z fantastycznym motywem nie jest w stanie odebrać mu uroku. To zdecydowanie moja ulubiona męska postać od bardzo długiego czasu.
Nawet nie wiem, kiedy dotarłam do końca historii (tym bardziej, że czytałam na czytniku, a wtedy nie zauważa się biegu stron). Jest nieziemsko wciągająca, a zakończenie to wisienka na torcie. Jest po prostu piękne, nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się wzruszyłam. Polecam gorąco!
Siedemnastoletnia Paige jest "dziewczyną, której chłopak nie żyje". Nienawidzi pełnych współczucia spojrzeń jakimi obdarzają ją nie tylko koledzy z klasy, ale i dorośli. Nienawidzi łatki, jaka do niej przylgnęła. Owszem, jest niezwykle rozbita po śmierci chłopaka, jednak czas, jaki spędzili ze sobą to zaledwie kilka miesięcy. Od momentu jego śmierci minęło znacznie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-03
2015-09-27
Zdawać by się mogło, że dystopijny szał powoli przemija. Po kinowym sukcesie "Igrzysk śmierci", powieści tego typu opanowały półki księgarni. Ciężko było jednak trafić na naprawdę wartościową historię, kiedy było ich tak wiele. Sporej części czytelników (mnie również) historie te nieco obrzydły - głównie dlatego, że trafialiśmy na nudne i podobne do siebie powieści. Minęło jednak trochę czasu i muszę przyznać, że powoli na nowo odkrywam ten gatunek, trafiając na prawdziwe perełki. A "Plaga samobójców" jest jedną z nich.
Młodzi ludzie masowo popełniają samobójstwa. Rodzice nastolatków nie mają pojęcia, jak radzić sobie z problemem. Chcąc za wszelką cenę uchronić swoje pociechy godzą się na "Program", stworzony przez władze, który ma na celu przeciwdziałanie epidemii. Młodzież jest bacznie obserwowana i poddawana ankietom. Każde podejrzane zachowanie - odnotowywane. Ci, którzy zdają się być blisko załamania nerwowego, trafiają do specjalnych ośrodków, w których pozbawia się ich samobójczych myśli, lecz również... większości wspomnień.
Epidemia nie ominęła rodziny Solane. Jej brat jest jednym z nastolatków, którzy popełnili samobójstwo. Tragedia odcisnęła na niej swoje piętno, jednak dziewczyna radzi sobie całkiem nieźle. Ma najlepszego przyjaciela, ukochanego chłopaka i plany. Do czasu.
Koncepcja powieści Suzanne Young jest naprawdę nietypowa - nie byłam sobie w stanie wyobrazić, w jaki sposób autorce uda się połączyć samobójstwa i dystopię. Taki mix mógł wypaść albo bardzo źle, albo bardzo dobrze. Jak się okazało - historia jest spójna, logiczna i naprawdę wciągająca! "Plaga samobójców" niesamowicie mnie wciągnęłam i pochłonęłam ją w jeden weekend. Choć jestem świeżo po lekturze, już teraz mogę stwierdzić, że ta historia na stałe zapisze się w Top 3 moich ulubionych dystopii! Dlaczego polubiłam tę historię tak bardzo? Poniżej znajdziecie 3 najważniejsze powody.
Całość recenzji: http://betterversionofthetruth.blogspot.com/2015/10/plaga-samobojcow-suzanne-young.html
Zdawać by się mogło, że dystopijny szał powoli przemija. Po kinowym sukcesie "Igrzysk śmierci", powieści tego typu opanowały półki księgarni. Ciężko było jednak trafić na naprawdę wartościową historię, kiedy było ich tak wiele. Sporej części czytelników (mnie również) historie te nieco obrzydły - głównie dlatego, że trafialiśmy na nudne i podobne do siebie powieści. Minęło...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-05-23
„Idealna chemia” to jedna z moich ukochanych powieści. Czytam ją dość dawno, jeszcze zanim na rynku pojawiło się tyle powieści New Adult. Minęło jednak tyle czasu, że zapomniałam o kontynuacji tej książki. Tym bardziej, że zdaje się ona być zamkniętą historią. Kiedy jednak zobaczyłam w zapowiedziach „Prawo przyciągania”, okazało się, że powieść ta opowiada o losach kolejnego z braci Fuentes – Carlosa.
Nasz bohater przyjeżdża do Ameryki z Meksyku. Ląduje w maleńkim mieszkanku brata, co niezwykle go irytuje. Aleks stał się bowiem wszystkim tym, czym Carlos być nie chce – jest potulny, poukładany i oddany swojej dziewczynie. Nastolatek nieustannie łamie więc zasady narzucane przez brata – chce się bawić, imprezować i spotykać z dziewczynami.
Kiera jest kompletnym przeciwieństwem Carlosa. Dziewczyna niedawno rozstała się z chłopakiem, jednak nawet nie sprawia, że staje się mniej uprzejma i poukładana. Bohaterka bardzo stara się zawsze postępować tak, jak chcieliby tego jej rodzice. Ma jednak pewien drażniący problem – nie może poradzić sobie z jąkaniem. Kiedy Carlos zamieszkuje w jej domu, dziewczyna stara się być wsparciem nie tylko dla niego, lecz również swoich rodziców, którzy zdecydowali się przyjąć po swój dach kompletnie obcego nastolatka. Nie jest to jednak takie proste, ponieważ Carlos zdaje się starać ze wszystkich sił, aby żaden z domowników go nie polubił.
Historia utrzymana jest w klimacie „Idealnego chemii”. Choć byłam pewna, że nic nie jest w stanie przebić pierwszej części, to muszę przyznać, że byłam w błędzie - „Prawo przyciągania” to książka równie dobra. Duża dawka dobrego humoru (bo Elkeles ma poczucie humoru bardzo specyficzne, ale akurat do mnie trafia) miesza się tutaj z wątkiem miłosnym, którego nie sposób nie śledzić z zapartym tchem. Całości dopełnia szczypta sensacji, bo musicie wiedzie, że Latynoska Krew, którą pamiętamy z poprzedniego tomu, pojawia się i tutaj.
Carlos jest świetną postacią – równie udaną, jak jego brat. Zbuntowany nastolatek ma swój własny światopogląd i za nic w świecie nie chce słuchać głosu rozsądku. Gdzieś w tym wszystkim możemy jednak dostrzec jego młodzieńczą wrażliwość, dzięki czemu postać ta zamiast irytacji czytelnika, wzbudza ogromną sympatię. Kiara z kolei, to grzeczna dziewczynka w wersji beta. Jest szarą myszką, ale zamiast zapinanych pod szyję sweterków, wybiera za duże przybrudzone t-shirty wywołując w mojej głowie przezabawne obrazy. Jej dobroć jest wręcz porażająca – nie straszne jej nieprzyjemne słowa, czy krzywa spojrzenia rówieśników. Co więcej, jest powalająco szczera, nawet w stosunku do rodziców i spraw damsko-męskich. Szczerze uwielbiam Kiarę za to, że jest tak nietuzinkowa.
Ciężko opisać twórczość Elkeles w taki sposób, abyście mogli zrozumieć, jak bardzo mi się podoba. Głównie dlatego, że „Prawo przyciągania” wydawać się może historią bardzo schematyczną – mroczny, latynoski przystojniak i dziewczyna z dobrego domu. Kiedy jednak dowiadujemy się więcej o bohaterach, szybko zauważamy, że ta powieść jest naprawdę niezwykła. Nie sposób nie polubić bohaterów i nie sposób nie dać się wciągnąć tej historii. Polecam wam więc bardzo gorąco tę książkę, a sama czekam na historię kolejnego członka rodu Fuentes.
„Idealna chemia” to jedna z moich ukochanych powieści. Czytam ją dość dawno, jeszcze zanim na rynku pojawiło się tyle powieści New Adult. Minęło jednak tyle czasu, że zapomniałam o kontynuacji tej książki. Tym bardziej, że zdaje się ona być zamkniętą historią. Kiedy jednak zobaczyłam w zapowiedziach „Prawo przyciągania”, okazało się, że powieść ta opowiada o losach...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-17
2015-05-01
2015-04-29
2015-04-15
2014-12-08
2014-09-20
2014-09-05
2014-06-15
Są takie serie, w których zakochuję się od pierwszego zaczytania. Nie tyle nie dostrzegam ich wad, co stają się kompletnie nieistotne, bo lektura sprawia mi kupę frajdy. I tak właśnie było z "Rywalkami" - I tom serii kompletnie mnie oczarował i dosłownie go pochłonęłam. Całe szczęście, bo wyczekiwałam premiery tej książki z niecierpliwością, a okładka zachwyciłam mnie tak bardzo, żeby byłam gotowa czytać ją w oryginale. Ku mojej (i pewnie wielu z Was) radości, wydawnictwo Jaguar zdecydowało się wydać tę serię, a my możemy się cieszyć polskojęzyczną wersją w pięknych oryginalnych okładkach.
America wraz z pięcioma dziewczętami w dalszym ciągu pozostaje w grze. Młode damy rywalizują o koroną i księcia Maxona. Jest to coraz trudniejsze, ponieważ młody książę okazał się być wrażliwym, sympatycznym i pełnym ciepła mężczyzną. Nasza bohaterka pozostaje jednak niezdecydowana, choć żywi do niego silne uczucia, sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana. W pałacu pojawił się bowiem Aspen, chłopak, który złamał jej serce tuż przed przybyciem do pałacu. Teraz jest jedynym z żołnierzy, więc dziewczyna nieustannie go spotyka. Szybko staje się jasne, że książę Maxon nie jest jedynym, który będzie musiał dokonać wyboru...
Oj, Americo... Choć darzę Cię ogromną sympatią, zaczynasz mnie irytować! Jak pewnie sami doskonale wiecie urok Maxona jest nie do odparcia. Nasz bohaterka w dalszym ciągu się jednak waha się, kombinuje i rozmyśla. Życie w pałacu ewidentnie przypadło jej do gustu, a miedzy nią a Maxonem nie sposób nie zauważyć chemii. O co więc chodzi? Cóż, "Rywalki" to seria to dość prostej fabule, jednak czyta się ją tak świetnie, że przedłużenie historii na trzy tomy było strzałem w dziesiątkę. To jednak w sumie jakieś 1000 stron, a czymś je przecież trzeba wypełnić. A to, że raz na dziesięć stron krzyczę do książki "Co Ty robisz?!" to nawet lepiej - ważne, że wywołuje jakieś emocje :)
Maxon w dalszym ciągu jest ideałem. Aspen nie jest dla niego absolutnie żadną konkurencją, ale szczerze mówiąc podejrzewam, że takie właśnie było zamierzenie autorki. Teraz przynajmniej po zakończeniu całej serii wszyscy będziemy zadowoleni. W większości powieści połowa czytelników po zakończeniu lektury oburza się i zarzuca bohaterom, że dokonali złego wyboru, a tutaj? Jest tylko jedna słuszna decyzja i wszyscy doskonale wiemy jaka! Spodziewam się również, że jeszcze przed rozpoczęciem lektury bylibyśmy w stanie przewidzieć zakończenie całej trylogii, ale kto wie? Może autorka nas wszystkich zaskoczy?
Wydaje mi się, że gdyby sama miała napisać książkę, byłaby dokładnie taka, jak seria Kiery Cass. Klimat "Elity" nie odstaje od "Rywalek". Autorka posługuje się lekkim, niezobowiązującym językiem i zdawać by się mogło, że nie jest istotne o czym pisze - gdyby tłumaczyła nam sposób działania zaawansowanych maszyn rolniczych, czytałoby się go równie przyjemnie. Pisze jednak o tym, co dziewczyny lubią najbardziej - pałac, drogie suknie, wykwintne jedzenie, cudowny książę i romantyczna miłość - czego chcieć więcej?
Niezależnie od tego, co zrobiliby bohaterowie "Elity", ta książka jest skazana na sukces. To pełna uroku seria i choć II tom jest nieco słabszy od pierwszego absolutnie nie żałuję, że po niego sięgnęłam. Mało tego, liczę, że to właśnie III część - "Jedyna" - będzie najbardziej udana. Myślę, że tych, którzy mają już za sobą lekturę "Rywalek", nie trzeba długo namawiać do sięgnięcia po "Elitę". Natomiast Ci, którzy w dalszy ciągu nie zapoznali się z serią gorąco namawiam do nadrobienia zaległości!
Są takie serie, w których zakochuję się od pierwszego zaczytania. Nie tyle nie dostrzegam ich wad, co stają się kompletnie nieistotne, bo lektura sprawia mi kupę frajdy. I tak właśnie było z "Rywalkami" - I tom serii kompletnie mnie oczarował i dosłownie go pochłonęłam. Całe szczęście, bo wyczekiwałam premiery tej książki z niecierpliwością, a okładka zachwyciłam mnie tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-28
Opis "Hopeless" nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. Ot, zwykła obyczajówka, która, o zgrozo, może okazać pół-komedią. Opinie o książce, zwiastowały jednak coś zupełnie odmiennego - poruszający dramat, po którym wyleję morze łez. Jak się okazało, moje obawy były kompletnie nieuzasadnione i gdybym właśnie przez nie zrezygnowała z tego tytułu, ominęłaby mnie znakomita lektura. A opis? Wierzcie mi, prawdziwe piękno tej historii to tajemnica, którą stopniowo odkrywamy w powieści. Gdyby tekst z tyłu okładki informował nas o czym naprawdę opowiada "Hopeless" odebrałoby nam to cały element zaskoczenia.
Życie Sky zacznie różni się od życia jej rówieśniczek. Dziewczyna ma właśnie rozpocząć naukę w nowej szkole. Typowe? Jest jednak drobna różnica - do tej pory pobierała ona naukę w domu. Dzięki uporowi i pomocy przyjaciółki z sąsiedztwa, Six, udaje jej się namówić mamę, aby wreszcie wyraziła zgodę na udział córki w prawdziwych lekcjach. Sęk w tym, że Six akurat teraz zamierza wziąć udział w wymianie uczniowskiej. W szkole nie będzie więc nikogo, kto pomógłby Sky się zaklimatyzować. Na domiar złego, choć nasza bohaterka nie zna praktycznie nikogo, już od początku cieszy się bardzo złą sławą. Dzięki osobliwemu charakterowi swojej przyjaciółki, Sky również zyskała opinię dziewczyny lekkich obyczajów, a to zdecydowanie nie pomaga przy zawieraniu nowych znajomości.
Jest też on - wystarczająco mroczny, aby szybko domyślić się, jak jest ważny. Holdera i Sky łączy jedno - zła reputacja. Choć dziewczyna również mierzy się z przypiętą jej łatką, bardzo łatwo jest w stanie uwierzyć w plotki. Jednak gdzieś między tym wszystkim, naszą dwójkę ciągnie do siebie bardziej niż ktokolwiek się tego spodziewał. I jak się okazuje nie jest to spowodowane zwykłą młodzieńczą fascynacją.
New Adult to podobno gatunek przeznaczony dla młodych ludzi w wieku ok.18-25 lat. Z moich obserwacji wynika jednak, że książki te przeznaczone są dla masochistów, którzy uwielbiają płakać przy lekturze, a tuż po niej - narzekać na złamane serce. Sprawdziło się to w przypadku choćby "Morza Spokoju" czy "Tak blisko..." i sprawdza się też przy "Hopeless". Ta ostatnia nie ustępuje poprzedniczkom - myślę, że na stałe zapisze się w mojej pamięci jako jednak z ulubionych książek gatunku, bo tak się składa, że do wspomnianej wyżej grupy czytelników-masochistów sama należę :)
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam okładkę polskiego wydania, byłam pewna, że nie jest jeszcze skończona, a tytuł zostanie przetłumaczony. Nie mam absolutnie żadnego problemu z anglojęzycznymi tytułami, wręcz przeciwnie, jednak w tym wypadku zabieg był dla mnie nieco niezrozumiały. Jak się oczywiście okazało - nie miałam racji. W tytule drzemie ogromna moc, jest ściśle związany z fabułą, a jakakolwiek próba zmienienia go, odebrałaby powieści cząstkę piękna. Jestem więc zachwycona, że wydawnictwo postanowiło pozostawić go bez zmian.
"Hopeless" toczy się wokół romansu głównych bohaterów, lecz również wokół ich przeżyć z przeszłości. Romans jest świetny i naprawdę realistyczny, jednak przeszłość okazuje się tak poruszająca, że to właśnie na niej skupiamy się najbardziej. Jedyne, do czego można by się przyczepić to fakt, że czytelnik nieco zbyt szybko jest w stanie rozgryźć zagadkę przeszłości Sky. Książka stopniowo odkrywa przed nami jej wspomnienia, a ja nieco żałuję, że autorka nie potrzymała nas w niepewności troszkę dłużej.
Jest jeszcze jedna kwestia, o której muszę wspomnieć. Kreacja postaci Sky i Holdera jest oczywiście świetna, jednak tego się spodziewałam. Zaskoczył mnie jednak fakt z jaką precyzją autorka ukształtowała charaktery postaci drugoplanowych. Weźmy choćby dwójkę najlepszych przyjaciół głównej bohaterki - są bardzo wyraziści, nietypowi i z całą pewnością zapadają w pamięć. W dodatku dokładają dużą dawkę dobrego humoru tej (w zasadzie smutnej) powieści.
"Hopeless" to cudowna lektura. Jedna z tych, których nie jesteśmy w stanie odłożyć. Warto jednak pamiętać, że paczka (no może karton) chusteczek to absolutna niezbędność. Gorąco polecam!
Opis "Hopeless" nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. Ot, zwykła obyczajówka, która, o zgrozo, może okazać pół-komedią. Opinie o książce, zwiastowały jednak coś zupełnie odmiennego - poruszający dramat, po którym wyleję morze łez. Jak się okazało, moje obawy były kompletnie nieuzasadnione i gdybym właśnie przez nie zrezygnowała z tego tytułu, ominęłaby mnie znakomita...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-20
"Rywalki" to fenomen. Książka stała się sławna w naszym kraju jeszcze przed premierą. Oczywistym jest, że nie bez znaczenia jest tutaj okładka - to jedna z ładniejszych (o ile nie najładniejsza), jaką widziałam. Jest jednak coś więcej... "Rywalki" skupiają się na tym, za czym większość dziewczyn przepada, nawet jeśli wstydzi się przyznać. Sukienki, zamek, Książę i wielka przygoda - czego chcieć więcej?
Eliminacje mają na celu wyłonienie żony dla księcia Maxona. To coś w stylu realisty show dla księżniczek. Co ciekawe, mimo, że mówimy tutaj o księciu, który szuka księżniczki i ich pałacowych perypetiach, akcja toczy się w przyszłości, a książka to dystopia w wersji light. Jednak, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, "Rywalki" to przecudowna i wciągająca lektura!
America Singer, w przeciwieństwie do większości dziewcząt w jej wieku, wcale nie ma ochoty na udział w Eliminacjach. Dziewczyna jest zakochana po uszy w Aspenie (chłopaku, z którym związek nie jest jej pisany, z uwagi na pochodzenie). Romans z księciem zdecydowanie jej nie interesuje, jednak po namowach najbliższych godzi się wysłać swoje zgłoszenie i... zostaje zakwalifikowana do udziału w Eliminacjach. W pałacu czeka na nią mnóstwo pięknych sukien, pyszne jedzenie i... Książę, który wcale nie jest tak zły, jak się spodziewała.
"Rywalki" wciągają już od pierwszych stron. Książka ma w sobie to "coś", czego nie można opisać słowami. Coś co pozwala nam się rozkoszować lekturą, bez zwracania uwagi na jakiekolwiek mankamenty. Że niby schematycznie? Nieważne! Czyta się tak cudownie, że książki nie sposób odłożyć. Ja zarwałam dla niej sporą cześć nocy i wcale nie żałuję. Jedyne co mnie rozczarowuje, to, że nie mogę sięgnąć po kolejną część już teraz. Jednak i na to nie powinnam narzekać, ponieważ doszły mnie słuchy, że premiera została przyspieszona, a dalsze przygody Americi poznamy już w maju.
Powieść kręci się wokół wątku miłosnego. Ale za to jakiego! Romans jest tutaj cu-do-wny! Pełen magi i po prostu przeuroczy. America to świetna bohaterka i bardzo ją polubiłam. Jest realistyczna, racjonalna - ot, dziewczyna, z którą chętnie bym się zaprzyjaźniła. Maxon z kolei to wymarzony Książę rodem z Disneyowskiej opowieści. Jest szarmancki, przystojny i niezwykle ciepły. Aspen to dla niego żadna konkurencja! Podejrzewam jednak, że autorka celowe wykreowała obu bohaterów w ten sposób - skoro wszystkie czytelniczki, będą kibicowały Jego Książęcej Mości, nigdy nie będzie rozczarowany, kiedy America dokona ostatecznego wyboru :)
Od dawna czekałam na "Rywalki" i postawiłam im poprzeczkę naprawdę wysoko. Książka mnie jednak nie zawiodła - to przeurocza opowieść, którą z czystym sumieniem mogę Wam gorąco polecić. Jak dla mnie to jedna z lepszych książek tego roku i z przyjemnością postawię ją na półce z ulubionymi lekturami!
http://betterversionofthetruth.blogspot.com
"Rywalki" to fenomen. Książka stała się sławna w naszym kraju jeszcze przed premierą. Oczywistym jest, że nie bez znaczenia jest tutaj okładka - to jedna z ładniejszych (o ile nie najładniejsza), jaką widziałam. Jest jednak coś więcej... "Rywalki" skupiają się na tym, za czym większość dziewczyn przepada, nawet jeśli wstydzi się przyznać. Sukienki, zamek, Książę i wielka...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mam czytelniczy kryzys. Ostatnio z dystansem sięgam po większość tytułów, chyba raczej z rozpędu, niż dlatego, że faktycznie mam na nie ochotę. Nawet mój niezawodny instynkt książkoholika nie wyczuwa ostatnio ciekawych powieści. W końcu mamy już połowę listopada, a ja raptem jednej książce dałam 10 gwiazdek. Aż wreszcie... serce zabiło mi szybciej! W plebiscycie na najlepszą książkę prowadzonym na portalu Goodreads wpadł mi w oko tytuł, który po prostu musiał być genialny. Przed Wami "Co mnie zmieniło na zawsze"!
Na wstępie muszę wspomnieć, że strasznie mi szkoda oryginalnej okładki. Zawsze wolałam metaforyczne grafiki niż dość banalne twarze na okładce. Nie do końca pasuje mi również tytuł - wydaje się dość długi i po prostu brzmi dziwnie. Nic jednak nie było w stanie zepsuć mojego pozytywnego nastawienia.
Nastoletnia Eden właśnie rozpoczyna liceum. Ma jedną, jedyną najlepszą przyjaciółkę i ciężko powiedzieć, że dziewczyny gdziekolwiek przynależą. Ale to nic. Mają siebie nawzajem i nawet, jeśli nie są najpopularniejszymi dziewczynami w szkole, to i tak na swój sposób są szczęśliwe. Eden ma również starszego brata, z którym łączy ją bardzo silna więź. A on z kolei ma najlepszego przyjaciela, który od wielu lat jest niemalże częścią rodziny. Spędza bardzo dużo czasu (w tym noce) w domu swojego kumpla, a dla Eden jest bohaterem, w którym chyba nawet skrycie się trochę podkochuje. Aż do pewnej nocy, kiedy Kevin niespodziewanie pojawia się w jej pokoju...
Wiele jest powieści, które opowiadają o molestowaniu i gwałcie. To trudny, jednak ważny temat, (niestety) nawet dla rówieśników głównej bohaterki. Ważne jest, abyśmy wiedzieli, że trzeba o tym mówić. Eden wie. Jednak, kiedy ma okazję, jeżyk staje jej w gardle. A my, czytelnicy, zaczynamy naprawdę rozumieć, że być może wyznanie prawdy jest dla ofiary o wiele, wiele trudniejsze niż wydawać by się mogło postronnemu obserwatorowi.
"Co mnie zmieniło na zawsze" to obraz autodestrukcji inteligentnej i sympatycznej dziewczyny, która na naszych oczach bardzo się zmienia. Zmienia się w kogoś, kim wcale nie chce być i naprawdę ciężko się na to patrzy. Jednak jakkolwiek nielogiczne decyzje podejmuje, ja i tak w pewnym stopniu ją rozumiem. Amber Smith świetnie nakreśliła psychologiczny portret bohaterki, której świat legł w gruzach, a ona potrafi jedynie coraz głębiej się zapadać.
Ciężko jest mi przypomnieć sobie, kiedy ostatnio uroniłam łzę na książce. Tutaj "uronić" to raczej lekkie niedomówienie. Bo nawet jeżeli nie wzruszy Was pierwsza scena, nawet jeśli powstrzymacie łzy podczas dramatów w środku powieści, to musielibyście mieć serce z kamienia, aby pozostać obojętni na zakończenie tej historii.
Oprócz dramatu jest tutaj też miłość. Uczucie niesamowicie piękne i na tyle silne, na ile to w ogóle możliwej w tego typu opowieści. On, jest o wiele bardziej wyrozumiały niż to przewidujemy, wręcz idealny. Nawet w złe dni jest światełkiem w tunelu i chyba przez to jeszcze trudniej pogodzić nam się z faktem, że Eden już nigdy nie będzie uroczą nastolatką, która mogłaby cieszyć się z trzymania za rękę i dzielić z przyjaciółką sekretem dotyczącym pierwszego pocałunku.
Ta powieść stanie na mojej półce z ulubionymi, najbardziej wzruszającymi historiami, tuż obok "Gwiazd naszych wina", "Wszystkich jasnych miejsc" i "Morza spokoju". Myślę, że każdy powinien przeczytać tę książkę, niezależnie od wieku. Gwarantuję, że tej karuzeli uczuć długo nie zapomnicie.
Mam czytelniczy kryzys. Ostatnio z dystansem sięgam po większość tytułów, chyba raczej z rozpędu, niż dlatego, że faktycznie mam na nie ochotę. Nawet mój niezawodny instynkt książkoholika nie wyczuwa ostatnio ciekawych powieści. W końcu mamy już połowę listopada, a ja raptem jednej książce dałam 10 gwiazdek. Aż wreszcie... serce zabiło mi szybciej! W plebiscycie na...
więcej Pokaż mimo to