-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać287
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2017-07-10
2017-09-21
2017-06-09
2015-10-29
2016-02-04
2015-09-01
2015-08-17
2015-07-14
2014-07-30
2014-07-21
Pierwszy tom "Trylogii Bez Tchu" zrobił na mnie ogromne wrażenie. Z pozoru banalna historia, okazała się być intrygującą powieścią z mocno zarysowaną fabułą i wyrazistymi bohaterami. Losy Mii i Gabe'a śledziłam z wypiekami na twarzy. Na "Gorączkę ciała" czekałam więc bardzo niecierpliwie - opis zwiastował równie ciekawą powieść, a co do stylu autorki również mogłam być spokojna, w końcu w I części pokazała, że naprawdę potrafi pisać.
"Trylogia Bez Tchu" opisuje losy trójki przyjaciół. W pierwszej części bliżej poznaliśmy Gabe'a, w drugiej natomiast głównym bohaterem jest Jace - brat Mii. Do tej pory dał się nam poznać jako opiekuńczy i nieco zaborczy w stosunku do swojej siostry. Jak się okazuje, zachowuje się tak nie tylko w stosunku do rodziny... Na przyjęciu na cześć swoich przyjaciół Jace spotyka niezwykłą kobietę. Mimo że pracuje w cateringu i nie jest wystrojona jak reszta dam na imprezie, przykuwa uwagę chłopaka. Tak bardzo, że ma ochotę zachować ją tylko dla siebie. Choć zazwyczaj wybiera randki i romanse w trójkącie, razem ze swoim przyjacielem, Ashem, tym razem jest inaczej. Inna jest też Bethany - w niczym nie przypomina dziewczyn na jedną noc, z którymi zazwyczaj się spotykają. Mimo zahamowań, Jace i Ash spędzają noc z dziewczyną, jednak tym razem jest inaczej. Jace wyraźnie daje do zrozumienia, że chciałby zachować dziewczynę dla siebie i wcale nie ma zamiaru kończyć tej znajomości o poranku. Czy przyjaźń mężczyzn przetrwa taką próbę? Czy po takim początku Jace i Beth mają szansę stworzyć udany związek?
"Gorączka ciała" opowiada o naprawdę nietuzinkowej parze. Beth to bezdomna dziewczyna, która niesie ze sobą wstrząsającą historię. Walczy każdego dnia, jednak nic nie wskazuje na to, żeby jej sytuacja była w stanie się polepszyć. Jace natomiast jest już na końcu swojej drogi - choć nie miał łatwego życia udało mu się wyjść na prostą. Mia, czyli jego priorytet, jest bezpieczna, firma funkcjonuje znakomicie, jednak czegoś mu brakuje. Uczucie tych dwojga jest naprawdę niezwykłe, a droga do szczęścia - wyjątkowo wyboista. Dzięki temu historia jest nie tylko romantyczna, lecz również wzruszająca.
Spodziewałam się, że właśnie ten tom okaże się najlepszy - z opisu na okładce wydaje się najbardziej interesujący. Faktem jest, że właśnie tutaj znajdziemy najwięcej akcji i najbardziej dramatyczne histori. Muszę jednak przyznać, że to bohaterowie pierwszego tomu bardziej przypadli mi do gustu. Tutaj również Mia i Gabe odgrywają ogromną rolę. W powieści pojawiają się bardzo często, z tym, że ta pierwsza swoim urokiem przyćmiewa inne postaci z książki, włączając w to Bethany. Co za tym idzie, w związku Beth i Jace'a zabrakło tego ognia, do którego przyzwyczaili nas bohaterowie poprzedniej części.
Jeżeli chodzi o styl autorki, Maya Banks trzyma poziom. Posługuje się prostym językiem, jednak bez trudu wciąga czytelnika. Oprócz głównego wątku - romansu - mamy tutaj całkiem sporo pobocznych. Nie bez znaczenia jest zarówno przeszłość Bethany, jak i Jace'a, lecz również pozostali bohaterowie serii - Mia, Gabe i Ash. Mnogość wydarzeń nie pozwala nam się nudzić.
"Gorączka ciała" to romans, który wychodzi poza szablon gatunku. Myślę, że może spodobać się szerokiej grupie odbiorców. Jeżeli zaś chodzi o fanów Banks - dla nich to pozycja absolutnie obowiązkowa! Z niecierpliwością oczekuję ostatniej części trylogii i bardzo chętnie poznam historią trzeciego z przyjaciół.
Pierwszy tom "Trylogii Bez Tchu" zrobił na mnie ogromne wrażenie. Z pozoru banalna historia, okazała się być intrygującą powieścią z mocno zarysowaną fabułą i wyrazistymi bohaterami. Losy Mii i Gabe'a śledziłam z wypiekami na twarzy. Na "Gorączkę ciała" czekałam więc bardzo niecierpliwie - opis zwiastował równie ciekawą powieść, a co do stylu autorki również mogłam być...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-15
Są takie książki, które zachwycają nas jeszcze przed wydaniem. Takie, których recenzje czytamy na zagranicznych portalach i z uporem maniaka wyczekujemy, żeby ich tytuł pojawił się w zapowiedziach któregoś z polskich wydawnictw. Właśnie takim tytułem jest dla mnie "Piękna katastrofa". Oszalałam na punkcie tej książki dość dawno, zanim jeszcze przyszedł szał na powieści New Adult. Kiedy wreszcie "Beautiful Disaster" ukazało się nam z polską okładką byłam zachwycona (no, może pomijając pierwowzór oprawy graficznej i przesuwanie daty premiery). Wreszcie, po kilku pocztowych komplikacjach (tak, im bardziej czekam, tym bardziej książka nie może dotrzeć), pachnąca nowość wpadła w moje ręce! Czy okazała się warta czekania?
Abby robi wszystko, aby wykreować się na idealną grzeczną dziewczynkę. Z pozoru poukładana dziewczyna ma jednak w sobie ogień, który wcale nie tak łatwo ujarzmić. Zaciągnięta przez przyjaciółkę na nielegalną walkę, poznaje Travisa. Chłopak przedstawia dokładnie i idealnie wszystko, czego Abby chce unikać i przed czym ucieka. Jednak oprócz niebezpieczeństwa, które w nim drzemie, jest coś jeszcze. Przyciąganie, którego nie da się uniknąć. Wbrew pozorom, zdrowemu rozsądkowi i głosom najbliższych zaczynają spędzać razem czas i coraz lepiej się dogadują. Po przegranym zakładzie, Abby, w ramach dotrzymania słowa, godzi się zamieszkać z Travisem i... zostają przyjaciółmi.
Wobec "Pięknej Katastrofy" miałam gigantyczne wymagania. Nastawiłam się na wręcz idealnie wpasowującą się w mój gust książkę, a takie nastawienie najczęściej kończy się... katastrofą. Szybko okazało się jednak, że powieść jest niezwykle wciągająca. Zanim spostrzegłam upływ stron byłam już w połowie i razem z główną bohaterką zakochiwałam się w Travisie. Co tu dużo mówić - książka ma w sobie to coś. Znacie powieści, w których, po przeczytaniu nie jesteście w stanie stwierdzić, czy była dobrze napisana, bo tak bardzo wciągnęliście się w losy bohaterów, że kompletnie nie zwracaliście uwagi na język? To jedna z nich!
"Piękna Katastrofa" to klasyczne New Adult. Jest z pozoru grzeczna dziewczyna, która skrywa mroczną tajemnicę i bad boy, którego powinna unikać. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, ponieważ historia, która powinna być przewidywalna, okazała się tak wciągająca, że absolutnie odmówiłam snu, jedzenia i wszystkich innych niezbędnych do życia czynności, byleby tylko szybciej poznać zakończenie. Nie zrozumcie mnie źle - wiem, że ta książka nie jest idealna. Ma zapewne sporo wady, jak choćby schematyczność, ale ja mam je kompletnie gdzieś.
Polubiłam Abby i jej imprezową stronę. Ma swoje tajemnice, jednak wcale nie są tak banalne jak choćby wypadek samochodowy. Dziewczyna ma dużo ciekawszą i bardziej skomplikowaną historię. Najmocniejszym punktem jest jednak Travis - idealny zły chłopiec. Ma ten power, to czego najczęściej brakuje książkowych postaciom. Nie wystarczy, aby pokryć ciało dwudziestolatka tatuażami. Takiego bohatera jak Travis próbowało stworzyć wiele autorek, jednak McGuire udało się to idealnie.
"Piękna Katastrofa" w pełni sprostała moim (wygórowanym) oczekiwaniom. Szybka akcja, wciągająca fabuła i bohaterowie, którym aż chce się kibicować sprawiają, że książka stała się jedną z moich ulubionych. Powieść z powodzeniem możemy postawić obok takich hitów jak "Morze spokoju", "Hopeless" czy "Dziesięć płytkich wdechów" - fani gatunku na pewno się nie zawiodą!
Są takie książki, które zachwycają nas jeszcze przed wydaniem. Takie, których recenzje czytamy na zagranicznych portalach i z uporem maniaka wyczekujemy, żeby ich tytuł pojawił się w zapowiedziach któregoś z polskich wydawnictw. Właśnie takim tytułem jest dla mnie "Piękna katastrofa". Oszalałam na punkcie tej książki dość dawno, zanim jeszcze przyszedł szał na powieści New...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-12
Nie ma nic lepszego niż kontrowersyjna lektura. Możemy ją chwalić, możemy krytykować - nieważne! Najważniejsze, że książka wzbudza emocje... A jeśli opinii jest naprawdę dużo, nawet tych negatywnych, każda książka ma szanse stać się bestsellerem. Przykład? "50 twarzy Greya" - wszyscy odradzają, ale liczba czytelników stale rośnie. "Klub Julietty" osiągnął szczyty kontrowersyjności - negatywne opinie pojawiły się jeszcze zanim ktokolwiek ją przeczytał. Pod zapowiedzią tej książki nie zabrakło negatywnych (niekiedy wręcz obraźliwych) komentarzy. Pamiętajmy jednak o jednym: aby krytykować (lub chwalić) jakąkolwiek książkę, musimy ją najpierw przeczytać. I tak właśnie zrobiłam.
Catherine to studentka filmoznawstwa. Dobrze czuje się na studiach, ma chłopaka i najlepszą przyjaciółkę, jednak ciągle czegoś jej brakuje. Skrycie wzdycha do jednego z przystojnych wykładowców. Fascynacja stopniowo przeradza się w obsesję, a dziewczyna traci kontakt z rzeczywistością. I wtedy właśnie wkracza piękna Annie, która zmierza wciągnąć naszą bohaterkę do świata, o którym nawet nie śniła. Świat bogatych, wpływowych ludzi, którzy zrobią wszystko, aby spędzić czas z pięknymi młodymi dziewczynami. Jednak wszystko ma swoją cenę.
Sięgając po "Klub Julietty" byłam neutralnie nastawiona. Już dawno przestałam brać na poważnie krytyczne opinie, bo rzadko kiedy okazują się prawdziwe. Nazwisko autorki również mnie nie zraża - nie zdziwiłabym się, gdyby napisał ją ghostwriter, a Grey umieszczona została na okładce dla rozgłosu. W dodatku muszę przyznać, że powieść prezentuje się naprawdę imponująco. Wydawnictwo postawiło na prostotę i to okazało się strzałem w 10! Na umieszczonej obok okładce nie zupełnie to widać, jednak okładka ma piękny kolor, bardziej żywy, coś w stylu neonowej mięty.
Sięgając po tę książkę kompletnie nie wiedziałam na co się nastawiać, a jednak... byłam zaskoczona. Nie chodzi nawet o intensywność tej powieści. Raczej o fakt, że mniej więcej połowę stron wypełniają przemyślenia głównej bohaterki. Przedziwne wewnętrzne monologi, raz ciekawe, raz mniej, kompletnie zbiły mnie z tropu. Cathrine stopniowo traci kontakt z rzeczywistością, a my nie jesteśmy w stanie odgadnąć, czy to co opisuje to jeszcze prawdziwy świat, czy już wymysły w jej głowie. Co więcej, książka wcale nie została napisana prostym językiem. Autorka posługuję się bogatym słownictwem, wielokrotnie nawiązuje do literatury klasycznej i ambitnego kina. Szczerze mówią, spodziewałam się banalnej fabuły, a to kompletnie mnie zaskoczyło!
Choć "Klub Julietty" niejednokrotnie mnie zaskoczył, nie mogę uznać tej książki za literackie objawienie roku. Czego zabrakło? Przede wszystkim tytułowego klubu. Pojawia się pod koniec książki i zdecydowanie na zbyt krótko, skoro tytuł sugeruje, że to przede wszystkim w nim toczyć się będzie akcja. Oprócz tego, choć okładka ostrzega, abyśmy wyzbyli się zahamowań i przygotowali, że nic nas nie zaszokuje, mnie się nie udało. Niektóre ze scen po prostu mnie zniesmaczyły, choć obiecałam sobie, że tak się nie stanie.
"Klub Julietty" to lektura dla dorosłych i odważnych czytelników. Jeżeli o mnie chodzi książka jest nieco za mocna, ale to raczej indywidualna kwestia. Nie żałuję jednak, że po nią sięgnęłam - wreszcie przekonałam się o co tyle szumu.
Nie ma nic lepszego niż kontrowersyjna lektura. Możemy ją chwalić, możemy krytykować - nieważne! Najważniejsze, że książka wzbudza emocje... A jeśli opinii jest naprawdę dużo, nawet tych negatywnych, każda książka ma szanse stać się bestsellerem. Przykład? "50 twarzy Greya" - wszyscy odradzają, ale liczba czytelników stale rośnie. "Klub Julietty" osiągnął szczyty...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-09
"Szaleństwo zmysłów" wyróżnia się na tle powieści, które goszczą na półkach księgarni od czasów sukcesów "50 twarzy Greya". Mnie zachęciła już okładka - czysta, przejrzysta (wreszcie nie czarna!) i przykuwająca wzrok, mimo swej prostoty. Opis okładki być może nie odbiega zbytnio od schematu, do którego przywykliśmy, jednak jest w nim coś zachęcającego. Po tej powieści oczekiwałam naprawdę sporo i... historia w pełni sprostała moim oczekiwaniom.
Akacja jest mocno powiązana z branżą hotelarską. Trylogia "Bez tchu" opowiada o losach trójki najlepszych przyjaciół - Gabe, Jace i Ash wspólnie prowadzą firmę, lecz również spędzają wolny czas. Wszystkie trzy części kręcą się wokół tych samych bohaterów, jednak w I części główną rolę gra Gabe, w kolejnej - Jace, natomiast w ostatniej - Ash.
Mia to siostra Jace'a. Dziewczyna skończyła już studia, jednak w dalszym ciągu nie wiem, "co będzie robić, gdy dorośnie". Na szczęście ma brata, która jest współwłaścicielem dobrze prosperującej firmy, więc nie musi się martwić o pieniądze. Na co dzień pracuje na pół etatu w cukierni, co nie tylko pozwala jej zabić czas, lecz również daje dobrą wymówkę, aby jeszcze przez jakiś czas nie podejmować decyzji dotyczących przyszłości. Wszystko zmienia się, gdy po pewnym spotkaniu z Gabem. Nieoczekiwana propozycja sprawia, że dziewczyna godzi się na propozycje nie tylko pracy, lecz również nietypowego związku. I właśnie wtedy zaczynają się komplikacje...
Jednym z mocniejszych aspektów książki jest relacja bohaterów. I nie mam tu na myśli jedynie kontaktów pomiędzy Mia i Gabem, lecz również bardzo silne uczucie, jakim darzą się nawzajem trzej panowie, braterską miłość Jace'a, a nawet niezwykłą troskliwość, z którą Ash traktuje siostrę przyjaciela. Kontakty międzyludzkie są zdecydowanie mocną stroną autorki, a żadna z relacji między bohaterami nie została pominięta. Choć wydawać się to może dość skomplikowane, zapewniam Was, że mimo wszystko powieść nie jest chaotyczna - po prostu postacie mają mocno skomplikowane charaktery. I z całą pewnością jest to zaleta!
Nie można jednak zapominać, że jest to romans, więc właśnie wątek miłosny wysuwa się na pierwszy plan. Związek Mii i Gabe'a zdawać się może dość banalny, jednak daleko mu od utartych schematów. Choć umowa między bohaterami nie jest dla czytelnika żadnym zaskoczeniem, to sposób w jaki rozwinęła się da znajomość - już tak. Prawdziwy dramat rozpoczyna się dopiero wtedy, kiedy spodziewany się, że nic już nas nie zdziwi. Muszę przyznać, że Maya Banks naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła.
Autorce nie zabrakło lekkości w opowiadaniu nam tej historii. Z wypiekami na twarzy poznawałam losy Mii i Gabe'a, a dzięki przyjemnemu stylowi Banks nie chciałam jej odłożyć nawet na chwilę. Mocne charaktery bohaterów, wartka akcja i prosty język sprawiły, że "Szaleństwo zmysłów" okazało się naprawdę świetną lekturą. W dodatku wszystko wskazuje na to, że kolejny tom, który ma pojawić się w księgarniach już za miesiąc, będzie jeszcze lepszy - już nie mogę się doczekać. Polecam!
"Szaleństwo zmysłów" wyróżnia się na tle powieści, które goszczą na półkach księgarni od czasów sukcesów "50 twarzy Greya". Mnie zachęciła już okładka - czysta, przejrzysta (wreszcie nie czarna!) i przykuwająca wzrok, mimo swej prostoty. Opis okładki być może nie odbiega zbytnio od schematu, do którego przywykliśmy, jednak jest w nim coś zachęcającego. Po tej powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Taniec cieni" to jednak z książek, która zainteresowała mnie jeszcze przed premierą. Na jednym z (polskich!) blogów zauważyłam okładkę i... przepadłam! Całości dopełniał fakt, że akcja rozgrywa się w akademii baletowej. Czyli po pierwsze jest oryginalnie, a po drugie - klimatycznie. Nie ukrywam, że również nawiązanie do "Czarnego Łabędzia" odegrało tutaj istotną rolę. To jeden z moich ulubionych filmów, a Aronofsky od zawsze robił na mnie wrażenie. Miałam więc wszelkie podstawy, aby spodziewać się po "Tańcu cieni" bardzo interesującej historii. Czy miałam rację?
Vanessa rozpoczyna właśnie naukę w szkole baletowej w Nowym Jorku. To bardzo prestiżowa placówka, a dziewczyna kocha taniec. Nie jest to jednak jedyny z powodów, przez który tak mocno zależało jej aby dostać się do Akademii. Vanessa podąża śladami starszej siostry, Margaret. Kilka lat wcześniej ona również uczęszczała do tej szkoły. Szło jej znakomicie, po czym... przepadła. Margaret po prostu zaginęła. Choć niektóry twierdzą, że na pewno leży już gdzieś martwa, Vanessa w to nie wierzy. Jest przekonana, że jej siostra żyje i za wszelką cenę chce ją odnaleźć.
To jednak dopiero początek przygód dziewczyny. Nowa szkoła oznacza nowe otoczenie, a co za tym idzie zupełnie nowych przyjaciół i nowych wrogów. Vanessa poznaje paczkę znajomych i szybko odnajduje z nimi wspólny język. Chłopak, który przykuł jej uwagę zdaje się odwzajemniać zainteresowanie dziewczyny. Wszystko idzie wręcz znakomicie, gdyby nie niepokojące zachowania niektórych uczniów i nauczycieli Akademii, które spędzają dziewczynie sen z powiek. Najgorszy jest Justin - chłopak, który rozpoczął naukę wraz z Margaret i właśnie wrócił po przerwie w nauce...
"Taniec cieni" to lektura, składająca się z tajemnic i przypuszczań. Nic tutaj nie jest pewne, a fabuła przedstawiana zostaje w taki sposób, że nie jesteśmy w stanie odgadnąć zakończenia. Choć oprócz wątku głównego znajdujemy kilka pobocznych, czytelnikowi bardzo trudno jest połączyć je w jedną całość. Autorka daje nam podpowiedzi, jednak na tyle niejasne, abyśmy nie byli w stanie rozwikłać zagadki. Lubię tajemnicę, lubię zaskoczenia i baaardzo mi się to spodobało.
Spodziewałam się, że ta powieść okaże się romansem paranormalnym z wątkiem baletowym w tle. Nie mogłam być w większym błędzie! Powieść to nic innego jak bardzo dobry, młodzieżowy thriller. Wątek miłosny co prawda występuje w powieści, jednak nie odgrywa w niej głównej roli. Nie jest również przesłodzony - uczuciom Vanessy daleko od romantycznych westchnień. Zamiast bezkrytycyzmu wobec ukochanego, dziewczyna spogląda na niego trzeźwym okiem, a czytelnik, razem z nią, zastanawia się nad każdą decyzją.
Vanessa jest fantastyczną bohaterką. Skupiona na swoim celu, gotowa do wyrzeczeń, aby go osiągnąć. Charakter dziewczyny świetnie wpasował się w klimat Nowojorskiej Akademii Baletowej, a ja (chcąc, niechcąc) bardzo ją polubiłam. Zaintrygowali mnie również pozostali bohaterowie. Nie można tu jednak mówić o sympatii, skoro do samego zakończenia nie miałam pewności kto kłamie, a kto mówi prawdę. Z pewnością mogę ich uznać za ciekawych - zarówno tych, który sprawili wrażenie sympatycznych, jak i tych, którzy mrozili krew w żyłach.
"Taniec cieni" to bardzo ciekawa i rozbudowana powieść. Polubiła zarówno główną bohaterkę, jak i klimat Nowojorskiej Akademii. Cieszę się, że wreszcie trafiłam na powieść, która skupia się na wątkach paranormalnych, jednak nie kręci jedynie wokół romansu. Polecam!
"Taniec cieni" to jednak z książek, która zainteresowała mnie jeszcze przed premierą. Na jednym z (polskich!) blogów zauważyłam okładkę i... przepadłam! Całości dopełniał fakt, że akcja rozgrywa się w akademii baletowej. Czyli po pierwsze jest oryginalnie, a po drugie - klimatycznie. Nie ukrywam, że również nawiązanie do "Czarnego Łabędzia" odegrało tutaj istotną rolę. To...
więcej Pokaż mimo to