-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2017-11-05
2016-06-11
2016-06-02
2016-03-26
2016-03-10
2016-03-06
2016-03-30
2015-12-22
2015-10-08
2015-05-07
2015-05-06
2014-11-05
2015-04-01
2015-02-27
2015-03-27
2014-12-20
2014-12-25
"Tak blisko..." należy do moich najnajnajulubieńszych książek. Serio. Historia naprawdę mnie porwała i z utęsknieniem czekałam na kontynuację. Niestety - nie doczekałam się. "Tak krucho" nie jest opisem dalszych losów bohaterów, a jedynie tą samą opowieścią, tyle, że z punktu widzenia chłopaka. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się sięgnąć po tak skonstruowaną powieść (choć z tego co zauważyłam, jest ich na rynku coraz więcej). Dla Tammary Webber postanowiłam jednak zrobić wyjątek - uwielbiam Lucasa i Jacqueline, a poprzednią część czytałam dość dawno. W najgorszym wypadku odświeżę sobie ich historię, pomyślałam. Czy było warto?
Książka sprawdza się głównie dlatego, że do tej pory Lucas dał się nam poznać jako bardzo tajemnicza osoba. Nie zdradzał zbyt wiele o swojej przeszłości, choć i znając ją dość ogólnikowo możemy się domyślać, że była naprawdę traumatyczna. Teraz jest on narratorem, więc chcąc, nie chcą bohater zmuszony jest wreszcie otworzyć się przed czytelnikami. Na szczęście nie traci przy tym swojego magnetycznego uroku! Lucas pozostaje cudownym, ambitnym młodym człowiekiem, w którym tragiczna przeszłość nie zabiła ambicji. Poza tym jest idealnym chłopakiem, a na jego zachowanie w stosunku do Jacqueline aż miło się patrzy. I chyba właśnie to jest powodem sukcesu tej serii - Webber nie daje nam innego wyboru niż polubić Lucasa.
W dalszym ciągu pozostaję jednak przy swoich zdaniu - powielanie tej samej historii nie jest strzałem w dziesiątkę. Dużo ciekawiej czytało mi się te fragmenty powieści, które nie pojawiły się w poprzedniej części. Sytuacja wyglądałaby pewnie zupełnie inaczej, gdybym to właśnie "Tak krucho" przeczytała najpierw. Tak niesamowicie wzruszająca historia o miłości opowiedziana z punktu widzenia faceta? Biorę w ciemno!
Mimo wszystkich zarzutów nie żałuję, że sięgnęłam po "Tak krucho". Niektóre wątki faktycznie są tutaj opowiedziane ponownie, jednak z punktu widzenia Lucasa nie wyglądają już tak samo. Dodatkowo poznajemy jego historię, z czasu zanim został studentem. To miłe uzupełnienie, choć nie ukrywam, że chętnie przeczytałabym powieść, która opowiada dalsze losy bohaterów.
"Tak blisko..." należy do moich najnajnajulubieńszych książek. Serio. Historia naprawdę mnie porwała i z utęsknieniem czekałam na kontynuację. Niestety - nie doczekałam się. "Tak krucho" nie jest opisem dalszych losów bohaterów, a jedynie tą samą opowieścią, tyle, że z punktu widzenia chłopaka. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się sięgnąć po tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-07
2014-09-20
2014-08-21
Po kryminały sięgam bardzo rzadko. Na dobrą sprawę, jestem w stanie przypomnieć sobie tylko jedną książkę z tego gatunku, którą przeczytałam. Szukanie mordercy, opisy zakrwawionych zwłok, przesłuchiwanie światków - to po prostu nie dla mnie. Najgorsze są jednak te, w których winnego jesteśmy w stanie wskazać już po kilku stronach lektury, jednak bohaterowie książki zdają się być ślepi i głusi.
Zdarzają się jednak wyjątki. "Miłość i medycyna (sądowa)" jest z pewnością jednym z nich. Już na pierwszy rzut oka widać, że zagadka kryminalna, nie będzie jedynym wątkiem z tej książce. Porównanie do "Bridget Jones", które widnieje na okładce może i jest nietypowe, ale spełnia swoją rolę - przekonuje mnie, że w powieści znajdę mnóstwo zabawnych sytuacji. I właśnie nadzieja na lekturę przepełnioną dobrym humorem oraz zainteresowanie, jakie wzbudziła we mnie postać studentki medycyny sądowej okazały się wystarczającym powodem, aby sięgnąć po tę książkę!
Alice Allevi nie jest wzorową studentką. Wręcz przeciwnie - jeśli nie weźmie się poważnie za siebie czeka ją powtarzanie roku, a tego chyba każdy chciałby uniknąć. Naszą bohaterkę poznajemy w dniu popełnienia strasznego zabójstwa. Kiedy Alice, wraz ze swoim przełożonym i znajomą z roku, przybywa na miejsce zbrodni okazuje się, że... znała ofiarę. Giulia Valenti była piękną młodą dziewczyną, na którą Allevi poznała przypadkiem, podczas wybierania sukienki na wieczorne przyjęcie. Przyjęcie, z którego musiała wyjść i udać się na miejsce śmierci Giulii. Nic więc dziwnego, że nasza bohaterka bardzo osobiście traktuje tę sprawę. I ma własną teorię na temat jej rozwiązania.
"Miłość i medycyna (sądowa)" okazała się być lekturą znakomicie pasującą do mojego gustu czytelniczego. Bo pierwsze bardzo polubiłam główną bohaterkę. Dziewczyna jest jedną, wielką niezdarą. Ciągle pakuje się w tarapaty i w większości z własnej winy. Jest nierozważna i nieodpowiedzialna. Jednocześnie to niesamowicie inteligentna i wrażliwa postać. Wszystko przeżywa ze zdwojoną siłą, a sprawy zawodowe traktuje bardzo osobiście (choć oczywiście nie powinna). Ten zlepek kompletnie nie pasujących do siebie cech sprawia, że praktycznie każda czytelniczka będzie się w stanie z nią utożsamiać. Pamiętacie dlaczego tak lubimy Bridget Jones? Bo nie jest idealna! Ma mnóstwo wad, dzięki którym każda z nas wypada na jej tle całkiem nieźle. I podobnie jest z Alice Allevi.
Dzięki temu, że spora część fabuły skupia się na życiu głównej bohaterki, nawet kiepska zagadka kryminalna nie byłaby chyba w stanie zepsuć mi przyjemności z lektury. Muszę jednak przyznać, że i po tym względem autorka mnie nie zawiodła. Zupełnie inaczej potraktowałabym choćby sprawę zabójstwa jakiegoś nudnego polityka. Giulia okazała się być jednak bardzo ciekawa, a jej historia naprawdę mnie zainteresowała. Co więcej - muszę przyznać, że nie udało mi się przewidzieć odpowiedzi na pytanie "kto zabił?". Przy końcu powieści okazało się, że moje przypuszczenia były kompletnie niesłuszne!
Ostatnią rzeczą, która sprawiła, że szczerze pokochała tę książkę było miejsce akcji. Każdy z nas, ma taki kraj, który darzy bezwarunkową miłością. W moim przypadku są to Włochy. Uwielbiam w nich wszystko - krajobrazy, pogodę, jedzenie, zabytki, ludzi... Tak więc umieszczenie akcji we Włoszech (oczywiście nic w tym dziwnego z uwagi na pochodzenie autorki) było przysłowiową wisienką na torcie. Ach! Zapomniałabym o jeszcze jednym - wątek miłosny. Jak nie trudno się domyśleć i on tutaj występuje. Miłość i Włochy (i trup) - chyba nie muszę dodawać nic więcej?
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy czytelnicy podzielą mój zachwyt wobec tej powieści. Miłośnicy zimnokrwistych kryminału mogą nawet poczuć się zawiedzeni. Ja jednak niesłychanie pokochałam Alice i z przyjemnością poznam kolejne tomy serii.
Po kryminały sięgam bardzo rzadko. Na dobrą sprawę, jestem w stanie przypomnieć sobie tylko jedną książkę z tego gatunku, którą przeczytałam. Szukanie mordercy, opisy zakrwawionych zwłok, przesłuchiwanie światków - to po prostu nie dla mnie. Najgorsze są jednak te, w których winnego jesteśmy w stanie wskazać już po kilku stronach lektury, jednak bohaterowie książki zdają...
więcej mniej Pokaż mimo to
Autor "Goodbye days" Jeff Zentner to mi znany z zaledwie jednej, ale za to świetnej książki. Napisał "Króla węży" - książkę, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Oczywiście, kiedy tylko nadarzyła się okazja sięgnęłam po kolejną powieść autora.
Śmierć i strata to jeden z najczęściej pojawiających się tematów w literaturze. Autor podszedł jednak do tematu zupełnie inaczej. W tym przypadku poznajemy historię nastoletniego Carvera, który próbuje poradzić sobie ze stratą trójki najlepszych przyjaciół, którzy właśnie zginęli w wypadku. Co więcej, chłopak obwinia się o ich śmierć, ponieważ tuż przed wypadkiem wysłał do kolegów smsa.
Mocną stronę tej książki jest z całą pewnością świetny pomysł. niejednokrotnie zdarzyło mi się sięgać po powieści opowiadające o osobach, które próbowały radzić sobie ze stratą ukochanej osoby, jednak przeważnie był to chłopak, dziewczyna, mąż, czy żona. Tutaj główny bohater traci wszystkich najlepszych przyjaciół jednocześnie. Traci swoją codzienność w szkole, wszystkie wieczorne wyjścia i rytuały oraz możliwość powierzenia najgłębszych sekretów. Komu powiedzieć, co tak naprawdę czujesz, skoro wszyscy, który by to zrozumieli odeszli?
Brzmi nieźle, prawda? Niestety są też wady. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Carver obwinia się za śmierć kolegów. Ludzie w żałobie bardzo często działają przecież nielogicznie i we wszystkim doszukują się swojej winy, kiedy są naprawdę zrozpaczeni. Przedziwne jest jednak obwinianie Carvera przez kogokolwiek z otoczenia, a proces sądowy to już istny absurd...
I jeśli mam być całkiem szczera to niesamowicie wkurzała mnie ta książka, głównie dlatego, że była tak bardzo nierówna. Z jednej strony świetny pomysł na fabułę, a z drugiej dziwaczny pomysł z rozprawą. Po lekturze "Króla węży" spodziewałam się, że i ta powieść okaże się fenomenalna, ale tak nie jest - jest zaledwie niezła.
Autor "Goodbye days" Jeff Zentner to mi znany z zaledwie jednej, ale za to świetnej książki. Napisał "Króla węży" - książkę, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Oczywiście, kiedy tylko nadarzyła się okazja sięgnęłam po kolejną powieść autora.
więcej Pokaż mimo toŚmierć i strata to jeden z najczęściej pojawiających się tematów w literaturze. Autor podszedł jednak do tematu zupełnie...