-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać13
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2017-11-01
2015-12-24
2015-11-15
2015-06-17
2015-05-08
2015-03-17
2015-03-07
2014-11-26
2014-06-13
2014-03-10
2013-09-28
2013-11-27
2013-11-02
2012-10-10
Morderstwo? Wypadek? Samobójstwo? Jedno jest pewne - Katelyn nie żyje. Umarła w własnej wannie. Okazuje się, że nawet w tak małym i spokojnym mieście jak Port Gamble mogą dziać się rzeczy, o których nawet nam się nie śniło. Śmierć nastolatki to dopiero początek lawiny przerażających wydarzeń. Wszystkie fakty przez tyle lat zakopywane pod dywan już za chwilę ujrzą światło dziennie. Bohaterki powieść, bliżniaczki, Hayley i Taylor wiedzą, że oficjalne stanowisko policji w sprawie śmierci ich koleżanki mija się z prawdą. Niestety nie są w stanie wytłumaczyć skąd to wiedzą, więc rozpoczynają śledztwo na własną rękę...
Klimatyczne miasteczko Port Gamble poznajemy z pomocą trzecioosobowego, wszechwiedzącego narratora. Z całą pewnością narrację uznać możemy za udaną. Narrator zgrabnie przeskakuje w czasie, pokazuje nam fragmenty przeszłości, by już za chwilę wrócić do aktualnych wydarzeń. Nie wprowadza jednak zamieszania, nie sposób się zgubić, a wręcz przeciwnie. W odpowiednich momentach przenosimy się 10 lat wstecz, czy też choćby do umysłu jednego z bohaterów, co w efekcie daje nam spójną całość.
Autor posługuje się dobrym językiem, czyta się świetnie, gdyby nie jeden mały defekt. Powieść skierowana jest do młodzieży, jednak widać, że Olsen traktuje swoich odbiorców z szacunkiem. Kiedy jednak w grę wchodzi młodzieżowy slang, niestety nie popisał się. Pozwólcie, że podeprę się przykładami:
"Qrcze!", "Nie zasługuje na takie zdissowanie", "nie lubię :(". Takie przerywniki w połączeniu z wyznaniem jednej z bohaterek, iż zerwała z chłopakiem, bo miała ograniczone fundusze (musiała wybrać albo prezent dla niego albo sukienka dla siebie) powodowały u mnie jedynie zgrzytanie zębami. Nastolatki, po śmierci koleżanki uznały również, że najlepszym sposobem, aby uczcić jej pamięć jest wpis na facebooku. Dramat. Na szczęście, większość tego typu cudów znajduje się na początku powieści, więc resztę można czytać bez większego zgorszenia. :)
Dwie główne bohaterki - Hayley i Taylor - to bliźniaczki, takie same a zarazem zupełnie inne. Różnice i podobieństwa ich charakterów oraz więź łącząca nastolatki dodała wyrazu całej powieści. Wbrew pozorom, obok śmierci Katelyn, wątek tajemnicy skrywanej przez bliźniaczki jest co najmniej równie ważny. Nie tylko one zostały sprawnie zarysowane. W powieści poznajemy dużą ilość postaci - koleżanki zmarłej Katelyn, ich rodzeństwo i rodziców - jednak nie mieszają się one ze sobą. Kilka postać zasługuje na większą uwagę, inne na mniejszą, jednak z całą pewnością na uwagę.
Sam wątek kryminalny jest w porządku. Nie wiem czy istnieje jakikolwiek sposób, aby wyróżniał się na tle innych. Jedno jest pewne - w powieści nie mamy do czynienia z umyślnym wprowadzaniem czytelnika w błąd. Chodzi o to, że nie jesteśmy celowo naprowadzani, aby myśleć, że mordercą jest ktoś kto nim nie jest, następnie kolejny etc. To najgorsza krzywda jaką autor może zrobić swojemu dziełu i muszę przyznać, że dzięki takim zabiegom, przez dłuższy czas kryminałów unikałam jak ognia. Tutaj na szczęście tego nie ma i tyle. Panie Olsen chwała Ci za to. Warto również dodać, że historia (oczywiście, jedynie w pewnym stopniu) oparta jest na wydarzeniach autentycznych.
Po przeczytaniu "Zazdrości" mam ochotę na więcej młodzieżowych kryminałów. Nie spodziewałam się, że książka będzie zła, a mimo to, jestem pozytywnie zaskoczona. Polecam Wam tę pozycje jeśli lubicie młodzieżówki. Nieważne, czy paranormalne, czy romanse, może i Wy będziecie tak miło zaskoczeni? Od siebie mogę dodać, że pozostałe premiery tej jesieni mają wysoko ustawioną poprzeczkę.
Ocena: 9/10
Morderstwo? Wypadek? Samobójstwo? Jedno jest pewne - Katelyn nie żyje. Umarła w własnej wannie. Okazuje się, że nawet w tak małym i spokojnym mieście jak Port Gamble mogą dziać się rzeczy, o których nawet nam się nie śniło. Śmierć nastolatki to dopiero początek lawiny przerażających wydarzeń. Wszystkie fakty przez tyle lat zakopywane pod dywan już za chwilę ujrzą światło...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-26
2012-08-12
Lotnisko. On - wsiada do samolotu. Ona - gna przez całe miasto, a w ostatniej chwili udaje jej się go zatrzymać. Znane? Pewnie, że znane! Jest też wersja alternatywna - Ona i On zamieniają się miejscami. Nic dziwnego, że lotniska kojarzyć z mogą z łzawymi scenami miłosnymi. "Serce w chmurach" wprowadza nas jednak, razem z dwójką głównych bohaterów na pokład samolotu. Razem z Hadley i Olivierem możemy poczuć łaskotanie w brzuchu towarzyszące pierwszemu spotkaniu, ponieważ powieść pozwala nam śledzić całą ich 24-godzinną znajomość.
Po "Sercu w chmurach" spodziewałam się, że będzie to zwyczajna powieść dla młodzieży. Jednak, o ile faktycznie skierowana jest dla młodych ludzi, to z całą pewnością nie można nazwać jej "zwyczajną". Ale, ale... od początku. Okładka jest magiczna! Zdjęcie zamieszczone przeze mnie jest zdecydowanie za małe, żebyście mogli ją dokładnie obejrzeć. Chodzi o to, że oprócz zwykłego obrazka miłego dla oka, ma ona znaczenie metaforyczne. Dwójka ludzi, w tłumie tak pędzącym, że aż trudnym do uchwycenia wzrokiem. "Rozstępująca się" obok nich podłoga, której każda część wskazuje ma zatrzymaną w bezruchu parę. Cudo! Jeśli kiedyś napiszę książkę z pewnością będę poszukiwać namiarów na tego grafika...
Zabawne jest to, że w książce wszystko jest minimalistyczne. Czas - tylko 24 godziny. Bohaterowie - w zasadzie tylko dwójka. Co prawda, zdarzają się też poboczni - choćby rodzice Hadley - jednak główni są na tyle absorbujący, że nie potrzeba niczego więcej. Oba charaktery są świetne. Z dziewczyną chętnie bym się zaprzyjaźniła, a chłopak z całą pewnością by mnie zauroczył. Co najważniejsze, między parą czuć chemię. Ich spotkanie jest na tyle wiarygodne, że byłabym w stanie uwierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia. Autorce udało się udowodnić, że więcej nie znaczy lepiej. W ciągu ledwie dwustustronnicowej powieści zdążyłam przywiązać się do bohaterów, niejednokrotnie roześmiać, czy też ocierać ukradkiem łezkę wzruszenia...
Powieść czyta się wręcz błyskawicznie. Nie tylko dlatego, że jest cieniutka, ale również dobrze napisana. Autorka posługuje się sprawnym językiem, który świetnie się czyta. Mimo, że akcja rozgrywa w tracie zaledwie jednej doby, to nie ma czasu na nudę. Na okładce doczytałam się, że Jennifer E. Smith studiowała "kreatywne pisanie" i to chyba czuć. W powieści widać, że nie była "pisana na kolanie", a autorka miała coś to przekazania - i udało się. Jak widać można pisać książki dla nastolatek, lekkim językiem, a jednocześnie zachować styl i wyróżnić się na tle tego, co spotyka się w księgarniach.
"Serce w chmurach" to ciekawa, dobra książka, po którą sięgnąć może każdy, niezależnie od tego, ile ma lat (fakt z życia wzięty: aktualnie czyta ją babcia mojego chłopaka!). Polecam więc każdemu, kto ma ochotę pozytywnie spędzić jeden z ostatnich wakacyjnych wieczorów. Ja z pewnością będę ją miło wspominać i niejednokrotnie do niej wrócę.
Ocena: 8/10
Lotnisko. On - wsiada do samolotu. Ona - gna przez całe miasto, a w ostatniej chwili udaje jej się go zatrzymać. Znane? Pewnie, że znane! Jest też wersja alternatywna - Ona i On zamieniają się miejscami. Nic dziwnego, że lotniska kojarzyć z mogą z łzawymi scenami miłosnymi. "Serce w chmurach" wprowadza nas jednak, razem z dwójką głównych bohaterów na pokład samolotu. Razem...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-27
Życie Milesa nie należy do najciekawszych. Wszystko zmienia się, kiedy przenosi się do szkoły z internatem. Nowi przyjaciele, wrogowie, a przede wszystkim... Alaska. Chłopak szybko zdaje sobie sprawę, że jego codzienność w niczym nie będzie przypominać tej, którą znał do tej pory.
Jeżeli podejrzewacie, że jest to historia o banalnej miłości nastolatków mogę Was uspokoić - nic bardziej mylnego. Nie znajdziecie tutaj romantycznych randek i słodkich spojrzeń w oczy. Relacja Milesa z Alaską jest dużo bardziej skomplikowana - jak z resztą wszystkich bohaterów tej opowieści. Green posiada niezwykłą umiejętność kreowania złożonych, rzeczywistych charakterów.
Choć Miles jest teoretycznie głównym bohaterem, to Alaska przykuwa uwagę czytelnika. Jej autodestrukcja wysuwa się na pierwszy plan bardzo szybko i sprawia, że razem z przyjaciółmi dziewczyny bardzo chcemy, aby udało się ją ocalić. Może rozwiązanie zagadkowej historii dziewczyny zajmuje chłopcom trochę za długo, nie mniej jednak uparcie trzymałam kciuki, że ta historia ma jeszcze szanse na happy end. Ale czy kochalibyśmy Greena równie mocno, gdyby jego powieści kończyły się słowami "...i żyli długo i szczęśliwie"?
Jeżeli obawiacie się, że ta opowieść przypominać Wam będzie kultowe "Gwiazd naszych wina", mogę zaręczyć, że nie widzę powtarzalności w historiach Greena. W "Gwiazd naszych wina", a autor podcina nam nogi już na starcie, a przez fabułę możemy jedynie "pełznąć", a oczekiwanie na nieuniknione jest gorsze, niż to, co naprawdę nadchodzi. W "Szukając Alaski" natomiast, Green przez chwilę pozwala nam wierzyć, że to po prostu jakaś obyczajowa opowieść dla młodzieży, a kiedy uśpi naszą czujność, daje nam w twarz swoim sposobem poprowadzenia fabuły. Boleśnie.
Nie muszę chyba nawet pisać, że polecam Wam tę książkę. To cudowna historia, a Green z każdą kolejną powieścią zyskuje w moich oczach. Nie mam mu nie do zarzucenia oprócz faktu, że moim skromnym zdaniem, napisał zbyt mało powieści!
Życie Milesa nie należy do najciekawszych. Wszystko zmienia się, kiedy przenosi się do szkoły z internatem. Nowi przyjaciele, wrogowie, a przede wszystkim... Alaska. Chłopak szybko zdaje sobie sprawę, że jego codzienność w niczym nie będzie przypominać tej, którą znał do tej pory.
więcej Pokaż mimo toJeżeli podejrzewacie, że jest to historia o banalnej miłości nastolatków mogę Was uspokoić -...