rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Z Natashą Preston znamy się całkiem nieźle. Do tej pory przeczytałam trzy jej książki - Uwięzione oraz dwa tomy serii Silence. Wszystkie książki okazały się znakomite. Choć tematyka była zróżnicowana, łączyło je jedno - to kawał świetnej literatury. To, że sięgnęłam po Skrzywdzoną nie było więc żadnym zaskoczeniem. Po trzech dobrych książkach, po Natashę Preston sięgam w ciemno.

Wydawać by się mogło, że życie Scarlett układa się całkiem nieźle. Ma kochającą rodzinę, przyjaciół, a w szkole właśnie pojawia się chłopak, który zwraca na nią szczególną uwagę. Mimo wszystko, gdzieś z tyłu głowy dziewczyny nieustannie pojawia się myśl o przeszłości. Przeszłości, której nie potrafi sobie przypomnieć i zna ją jedynie z opowieści rodziców. Czy jednak warto wywoływać wspomnienia, które z pewnością okażą się bolesne?

Myślałam, że wiem, o tym będzie ta książka. Nie chcę zdradzać zbyt wiele nawet z własnych podejrzeń, jednak mogę powiedzieć Wam jedno - nawet w połowie nie udało mi się rozgryźć, jak potoczy się fabuła i w jaki sposób główna bohaterka, zgodnie z tytułem, została Skrzywdzona.

Czytając tę powieść poznajemy równolegle dwie historie. Jedna to aktualne życie Scarlett, jej przyjaciół i rodziny. Druga, to przeszłość, która razem z dziewczyną stopniowo odkrywamy. Z czasem obie tej historie zlewają się w jedną, dramatyczną całość i prowadzą to zaskakującego rozwikłania wszystkich zagadek.

Skrzywdzona jest dokładnie taka, jak się spodziewałam - szokująca, mocna i pełna zwrotów akcji. Choć Preston jest autorką książek skierowanych przede wszystkim do młodzieży, to nie liczcie na lekką, słodką opowiastkę - w tym przypadku nawet dorośli mogą dostać gęsiej skórki. Z drugiej strony książka napisana jest lekkim językiem, czyta się ją bardzo szybko i pod tym kątem nawet najbardziej wybredni czytelnicy nie powinni narzekać.

Myślę, że fanów autorki nie trzeba długo namawiać, aby sięgnęli po tę książkę. Jeśli jednak nie znacie jeszcze Preston, gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po jej książki - czy Skrzywdzoną, czy choćby którąś z poprzednich. Wszystkie są świetne, poruszają trudne tematy i warto mieć je w swojej domowej biblioteczce.

Z Natashą Preston znamy się całkiem nieźle. Do tej pory przeczytałam trzy jej książki - Uwięzione oraz dwa tomy serii Silence. Wszystkie książki okazały się znakomite. Choć tematyka była zróżnicowana, łączyło je jedno - to kawał świetnej literatury. To, że sięgnęłam po Skrzywdzoną nie było więc żadnym zaskoczeniem. Po trzech dobrych książkach, po Natashę Preston sięgam w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki First Love James Patterson, Emily Raymond
Ocena 7,1
First Love James Patterson, Em...

Na półkach: , , ,

Macie czasami ochotę uciec? Zwyczajnie zostawić wszystko, co na co dzień nie daje nam spokoju, wziąć ze sobą najlepszego przyjaciela i zwiać. Axi również zna to uczucie - codzienność kompletnie ją przytłacza. W przeciwieństwie do większości z nas, dziewczyna nie pozostawia jednak ucieczki w świecie marzeń, a faktycznie pakuje walizki i bierze nogi za pas.

Podróż, która ma być z pozoru dobrą zabawą, okazuje się zmieniającą życie wyprawą. Najlepszy przyjaciel Axi, Robinson, jest w rzeczywistości, kimś jeszcze więcej. Nadużywający alkoholu ojciec i matka, która porzuciła własną córkę szybko stają się jedynie tłem nowego życia nastolatki, którym jest podróż. Wraz z Robinsonem u boku nasza bohaterka przeżywa podróż swojego życia. Czeka na nich mnóstwo przygód, zabawnych historii, a nawet naginanie przepisów. Dla grzecznej dziewczynki, jaką jest Axi to naprawdę coś wielkiego!

"First love" zdawała mi się lekką młodzieżówką, raczej zabawną, niż poruszającą. Jestem jednak pozytywnie zaskoczona, ponieważ powieść okazała się czymś więcej. Nie jest jedną z historii, które zapomina się tuż po odłożeniu książki na półkę. Im bliżej poznawałam bohaterów, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to coś więcej niż lekka historyjka dla nastolatków.

Całości dopełnia świetne wydanie - ta książka to nie tylko tekst, a również ilustracje, mające imitować zdjęcia z podróży Axi i Robinsona. Choć teoretycznie wyrosłam już z książek z obrazkami, to w dobie kiedy wszystko fotografujemy, a instagram i facebook są nieodzowną częścią naszego życia, zdjęcia wycieczki wpasowują się w tę historię naprawdę znakomici!

Dużym plusem, oprócz ciekawych bohaterów i łączącej ich relacji, jest sama podróż. Kto z nas nie chciałby wziąć udziały w takiej wyprawie? Biorąc pod uwagę, że naprawdę niewielu będzie miało okazję faktycznie wybrać się w taką wycieczkę, fajnie jest przynajmniej podczas lektury wybrać się w podróż.

Reasumując, "First Love" to naprawdę dobra powieść dla młodzieży. Oprócz zabawnych perypetii naszych bohaterów, ma też dla czytelnika nieco bardziej refleksyjną stronę. Idealna lektura na wakacje!

Macie czasami ochotę uciec? Zwyczajnie zostawić wszystko, co na co dzień nie daje nam spokoju, wziąć ze sobą najlepszego przyjaciela i zwiać. Axi również zna to uczucie - codzienność kompletnie ją przytłacza. W przeciwieństwie do większości z nas, dziewczyna nie pozostawia jednak ucieczki w świecie marzeń, a faktycznie pakuje walizki i bierze nogi za pas.

Podróż, która ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na początku tego roku miałam okazję przeczytać pierwszy tom serii "Silence" Natashy Preston i bardzo podobała mi się ta historia. Książka zarobiła ode mnie mocną ósemkę i pewnym było, że sięgnę po kontynuację. Miałam jednak pewne obawy - Silence było jak dla mnie zamkniętą historią z dobrym zakończeniem, a takich zazwyczaj lepiej nie ruszać. Kontynuacja bardzo często psuje dobre wrażenie, jakie wywarła powieść i pozostawia niesmak. Nie byłabym jednak sobą, gdybym zdecydowała się nie poznać dalszych losów Oakley i Cole'a.

Po traumatycznych wydarzeniach, jakie poznaliśmy w Silence zdawać by się mogło, że spotka nas już nic gorszego. A jednak na główną bohaterkę czeka kolejny dramat - musi raz jeszcze stawić czoła przeszłości i stanąć twarzą w twarz ze swoimi oprawcami. To z kolei wiąże się z powrotem do Anglii i ponownym spotkaniem z Colem. Czy uczucie, które łączyło tę dwójkę ta się jeszcze odzyskać?

Lubię sięgać po kontynuacje powieści kiedy nie ukazują się zbyt długi okres czasu po premierze pierwszej części. Czytam naprawdę dużo i bardzo często powieści mieszają mi się ze sobą, szczególnie rok czy dwa po premierze. W przypadku Broken Silence nie miałam tego problemu. Bardzo szybko przypomniałam sobie niemalże całą fabułę, choć sama nie wiem czy to dlatego, że niedawno czytałam Silence, czy dlatego, że bohaterowie zrobili na mnie tak duże wrażenie.

Oakley jest teraz zupełnie inną osobą. Nie tylko dlatego, że odzyskała wreszcie głos, lecz również dlatego, że nabrała odwagi. W dalszym ciągu wzbudza jednak współczucie, a jej historia poruszyłaby nawet tych, którzy mają serce z kamienia. W tej części jeszcze więcej dowiadujemy się o jej traumatycznych przeżyciach, znamy coraz więcej szczegółów, a cała historia staje się jeszcze bardziej straszna. Na szczęście jest też Cole, który pozostaje równie pozytywny, jak chłopak sprzed czterech lat.

Choć w dalszym ciągu uważam, że Silence mogłoby pozostać pojedynczą powieścią, to cieszę się, że zdecydowałam się sięgnąć po kontynuację. To równie udana powieść jak jej poprzedniczka, a Ci, którzy lubią w powieściach uronić łezkę czy dwie, nie powinni poczuć się zawiedzeni.

Na początku tego roku miałam okazję przeczytać pierwszy tom serii "Silence" Natashy Preston i bardzo podobała mi się ta historia. Książka zarobiła ode mnie mocną ósemkę i pewnym było, że sięgnę po kontynuację. Miałam jednak pewne obawy - Silence było jak dla mnie zamkniętą historią z dobrym zakończeniem, a takich zazwyczaj lepiej nie ruszać. Kontynuacja bardzo często psuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

James jest przykładnym politykiem - ma kochającą żonę i urocze dzieci. To jednak obrazek, który bardzo szybko zostaje zburzony jednym oskarżeniem. Kiedy asystentka twierdzi, że James ją zgwałcił, cały układny przez lata świat sypie się niczym domek z kart. Mężczyzna przyznaje się do romansu, co już burzy jego wizerunek przykładnego męża, jednak nie przyznaje się do gwałtu. Która z wersji jest prawdziwa - Jamesa czy jego asystentki?

Sophie nie wierzy w winę męża. A może po prostu nie chce uwierzyć? Mężczyzna, którego kocha niemal całe życie nie mógłby przecież dopuścić się czegoś tak okrutnego. Nie mógłby nawet wypowiedzieć tak obraźliwych słów w stosunku do kobiety. Sophie jest ofiarą w tej historii - nawet jeśli jej mąż zostanie oczyszczony z zarzutów, życie już nigdy nie będzie takie, jak do tej pory.

Jest jeszcze Kate - to ona ma w sądzie udowodnić winę Jamesa, o której jest święcie przekonana. Pewność nie wynika jednak jedynie z wiary w wersję wydarzeń opowiedzianą przez asystentkę mężczyzny. Kate ma prywatne powody, aby być pewną, że faktycznie zgwałcił młodą kobietą. Ta historia ma zdecydowanie więcej niż jedno dno, a nasza bohaterka zrobi wszystko, a prawda ujrzała światło dzienne.

"Anatomia skandalu" to typowa serialowa historia. Przypomina wieloodcinkowe ekranizacje z najwyższej półki i jestem przekonana, że świetnie wypadłaby na małym ekranie. Kto wie, może jeszcze uda nam się ją obejrzeć? Wszystko dzięki temu, że jest tu mnóstwo tajemnic i powiązań, a książka niemalże w każdym rozdziale nas zaskakuje. Zwrotów akcji jest tu całe mnóstwo i nawet kiedy jesteśmy przekonani, że przewidzieliśmy zakończenie, czeka na nas niejedna niespodzianka.

Powieść czyta się bardzo dobrze, jest napisana przystępnym językiem i nie zanudza czytelnika nieistotnymi szczegółami. Dobrze wypadają tu również bohaterowie - są solidnie skonstruowani i możemy zrozumieć ich punkt widzenia . Wiemy jak tę historię postrzega Sophie i Kate, a nawet sam James czy jego sekretarka. Dzięki temu powieść staje się wielowymiarowa.

Polecam "Anatomię skandalu" w szczególności tym, którzy lubią skandale i tajemnice w powieściach. Myślę, że ta historia to coś w sam raz dla Was.

James jest przykładnym politykiem - ma kochającą żonę i urocze dzieci. To jednak obrazek, który bardzo szybko zostaje zburzony jednym oskarżeniem. Kiedy asystentka twierdzi, że James ją zgwałcił, cały układny przez lata świat sypie się niczym domek z kart. Mężczyzna przyznaje się do romansu, co już burzy jego wizerunek przykładnego męża, jednak nie przyznaje się do gwałtu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kiedy June dowiaduje się o śmierci Delii, jest zdruzgotana. Choć ostatnio kompletnie nie utrzymywały kontaktu, to przecież nie tak dawno były najlepszymi przyjaciółkami. A potem... wszystko się popsuło, June i Delia z dnia na dzień straciły całą swoją zażyłość. Dziś ta druga nie żyje, w dodatku popełniła samobójstwo, więc już za późno by cokolwiek naprawić. A może... Wcale nie jest za późno?

Choć rzadko mi się to zdarza, w tym przypadku muszę się przyznać - do lektury "Pięknych samobójczyń" nakłoniła mnie piękna okładka. Jest prosta, estetyczna, a jednak zdaje się skrywać jakieś metaforyczne znaczenie. Z kolei opis tej historii zwiastował coś naprawdę tajemniczego. Koniec końców kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, a i tak byłam zaskoczona. 

Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy wszyscy dowiadują się o śmierci Delii. Poprzez retrospekcje June dowiadujemy się nieco o tajemniczej przyjaciółce, by już za chwilę razem z bohaterką próbować rozwiązać zagadkę samobójstwa. Problem w tym, że akcja jest bardzo nierówna. W jednej chwili gna na złamanie karku, by już za chwilę nieco nudzić czytelnika. Tak właśnie było ze mną - zaczęło się świetnie, jednak kilka razy musiałam odłożyć powieść, bo traciłam ochotę na lekturę.

Największą zaletą "Pięknych samobójczyń" jest element zaskoczenia, nawet jeśli momentami ziewałam, to zdarzały się również chwile, w których aż przecierałam oczy ze zdumienia. Większość zdarzeń i relacji między bohaterami nie sposób opisać inaczej niż jako "dziwne". Ale być może takie właśnie było zamierzenie autorki? Stworzyć thriller, który po prostu... zaskakuje pod każdym względem?

"Piękna samobójczynie" to bardzo nierówna książka - momentami bardzo mi się podobała, momentami nie. Jest dość specyficzna, więc ciężko ją ocenić. Być może Wam spodoba się bardziej?

Kiedy June dowiaduje się o śmierci Delii, jest zdruzgotana. Choć ostatnio kompletnie nie utrzymywały kontaktu, to przecież nie tak dawno były najlepszymi przyjaciółkami. A potem... wszystko się popsuło, June i Delia z dnia na dzień straciły całą swoją zażyłość. Dziś ta druga nie żyje, w dodatku popełniła samobójstwo, więc już za późno by cokolwiek naprawić. A może... Wcale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Co powinna zrobić kobieta, która nie ma wrodzonego talentu, a chce osiągnąć sukces?

Molly pogodziła się z tym, że nie zostanie sławną sportsmenką, geniuszem matematycznym, ani wybitną aktorką. Coś z tyłu głowy podpowiada jej jednak, że gdzieś czeka coś jeszcze, a ona sama przeznaczona jest do wielkich rzeczy. Powtarza to sobie cały czas. Kiedy nie śpi po nocach, wykonując marne fuchy, z całych sił wierzy, że będzie warto. Bloom jest bystra i zdeterminowana, żeby zrobić karierę i wieeeelkie pieniądze.

O Molly Bloom usłyszałam, dzięki zapowiedzi filmu. Jak to niezwykle często bywa, okazało się, że film powstał na podstawie powieści, a ja nie byłabym sobą, gdybym w pierwszej kolejności nie sięgnęła po książkę. Film poszedł więc w odstawkę (przynajmniej na razie), a ja spędziłam kilka przyjemnych wieczorów w towarzystwie pokera w wersji książkowej. I wiecie co? Było warto.

"Gra o wszystko" nieco przypomina mi książkę/film "Diabeł ubiera się u Prady". Tutaj zamiast luksusowych torebek mamy karty, jednak schemat jest dość podobny. Molly również wzbudza sympatię, szybko dopasowując się do świata, który do niedawna był jej kompletnie obcy i... świetnie się tam odnajduje. Z drugiej strony to trochę "Fight Club" z nielegalnymi rozgrywkami. Czy może być coś bardziej przekonywującego niż takie połączenie?

Aż trudno uwierzyć, że taka historia mogła wydarzyć się naprawdę. Z ogromną przyjemnością wraz z Molly wkraczałam w świat sławnych i bogatych i poznawałam ich przedziwne zwyczaje. Pojawienie się w książce takich nazwisk jak diCaprio, czy Maguire tylko dodawało jej pikanterii. Z jednej strony można mieć wrażenie, że czytamy biografie, jednak z drugiej - to po prostu bardzo dobra lektura rozrywkowa. Jest napisana lekkim językiem, akcja nie nuży czytelnika (a przecież tak zwykle bywa w biografiach.

Cieszę się, że zdecydowałam w pierwszej kolejności sięgnąć to "Grę o wszystko" w wersji książkowej. Jeszcze bardziej, że już wkrótce będę mogła porównać ją z ekranizacją. Jeśli film w dalszym ciągu jeszcze przed Wami, to polecam zrobić to samo. Na tę chwilę mogę powiedzieć jedno - powieść Molly Bloom jest świetna!

Co powinna zrobić kobieta, która nie ma wrodzonego talentu, a chce osiągnąć sukces?

Molly pogodziła się z tym, że nie zostanie sławną sportsmenką, geniuszem matematycznym, ani wybitną aktorką. Coś z tyłu głowy podpowiada jej jednak, że gdzieś czeka coś jeszcze, a ona sama przeznaczona jest do wielkich rzeczy. Powtarza to sobie cały czas. Kiedy nie śpi po nocach, wykonując...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Co byś zrobił gdyby twoje fundusze były nieograniczone? Gdybyś mógł kupić sobie jacht każdego popołudnia jak zwykłą zachciankę? Gdybyś mógł na obiad jeść ostrygi z szafranem, a jeśli w sklepie traktowali by Cię źle, to mógłbyś go po prostu wykupić? Podobno mając nieograniczone środki jesteś mniej szczęśliwy, niż dostając za miesiąc pensję za którą jest się w stanie kupić sobie drobne przyjemności, wyjechać raz w roku na wakacje i żyć w spokoju. Chyba coś w tym jest...

Główny bohater tej książki pierwszy milion zarobił w wieku 23 lat. Jest najbogatszym żyjącym Amerykaninem i żywym dowodem na to, że pieniądze to nie wszystko. Jean Paul Getty był pięciokrotnie żonaty, jednak każda jego miłość kończyła się wraz z nadejściem rodzinnej codzienności. Domowe ognisko nie sprawiało, że był szczęśliwy, wręcz przeciwnie. Skłonność do zdrad i imprezowania szybko doprowadza przecież do rozpadu każdego małżeństwa. Nietrudno się domyślić że skoro nie obeszły go dzieci, to wnuki również nie były oczkiem w głowie. Mało który z ludzi nie chciałby jednak zapłacić okupu za porwanie własnego wnuka, szczególnie kiedy wydatek to dla niego kropla w morzu gotówki.

"Wszystkie pieniądze świata", podobnie jak recenzowana niedawno "Gra o wszystko", wpadły w moje ręce głównie za sprawą ekranizacji. Obie powieści postanowiłam przeczytać przed obejrzeniem filmu, także ominęła mnie wizyta w kinie, za to domowa biblioteczka wzbogaciła się o dwa nowe tytuły. Jednak o ile książkę Molly Bloom przeczytałam bardzo szybko, o tyle "Wszystkie pieniądze świata" szły mi dośc opornie.

Sama historia jest naprawdę ciekawa i podejrzewam, że będzie z niej niezły film. Problemem była dla mnie mnogość dat i różnych wydarzeń, które sprawiały, że momentami czułam, jakbym czytała podręcznik do historii. Wszystkie poboczne elementy doprowadziły do tego, że gubiłam główny wątek i skupiałam się na nieistotnych szczegółach. A szkoda, po szczerze mówiąc liczyłam, że autor nieco bardziej skupi się na motywie porwania. W rzeczywistości to zaledwie jeden z elementów złożonej historii rodu.

"Wszystkie pieniądze świata" nie są napisane lekkim językiem i wymagają skupienia, żeby w pełni cieszyć się lekturą. Historia jest ciekawa, jednak sama powieść mogłaby być nieco bardziej wciągająca. Decyzja należy do Was, być może książka przypadnie Wam do gustu bardziej niż mnie...

Co byś zrobił gdyby twoje fundusze były nieograniczone? Gdybyś mógł kupić sobie jacht każdego popołudnia jak zwykłą zachciankę? Gdybyś mógł na obiad jeść ostrygi z szafranem, a jeśli w sklepie traktowali by Cię źle, to mógłbyś go po prostu wykupić? Podobno mając nieograniczone środki jesteś mniej szczęśliwy, niż dostając za miesiąc pensję za którą jest się w stanie kupić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

To miał być dzień jak wszystkie inne. Niektórzy obudzili się podekscytowani, inni - załamani, że to kolejny dzień w szkole, a jeszcze inni i tak wybierali się na wagary. Koniec końców żadne plany nie doszły do skutku. Kiedy uczniowie próbowali opuścić aulę po nudnym, porannym apelu, okazało się, że to niemożliwe - drzwi są zamknięte. I może nie byłoby w tym nic tragicznego, gdyby nie fakt, że tej samej auli, wśród nich, jest rozgoryczony chłopak trzymający pistolet.

Powieści o strzelaninach w szkole było wiele. Równie wiele filmowych historii o tej samej tematyce. Wydaje mi się jednak, że ten temat nie został w pełni wyczerpany, ponieważ autorzy książek i reżyserzy filmowi co i rusz zaskakują nas nowymi opowieściami o skrzywdzonych młodych ludziach, którzy decydują się na ostateczny i desperacki krok. "Chłopak, który bał się być sam" to właśnie jedna z takich historii. Opisuje losy tytułowego chłopaka, lecz również mnóstwa innych bohaterów, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w tej samej sali i przeżyć najbardziej tragiczne minuty w swoim życiu.

Dobra powieść nie musi się opowiadać historii, która toczy się latami. Czasami wystarczą 24 godziny, a czasami - tylko jedna. Oczywiście pod warunkiem, że są wystarczająco intensywne, a wydarzenia, które dzieją się w tym czasie opowiadają historię, która nie pozwoli czytelnikowi zmrużyć oka przez najbliższy tydzień. Właśnie taką historię jest "Chłopak, który bał się być sam".

Czterech narratorów, jeden dzień i naładowany pistolet - tak w skrócie można opisać tę powieść. Posiada ogromny ładunek emocjonalny i to chyba jej największa zaleta. Jest stosunkowo krótka, liczy nieco mniej niż 300 stron, ale w tym przypadku to dobrze. Gdyby tak krótka akcja została rozciągnięta na kilkaset stron, mogłoby stać się to nieco nużące. Kolejnym plusem jest różnorodność bohaterów. Historię poznajemy z czterech punktów widzenia, a każda z postaci, oprócz innego spojrzenia na tragedię, która właśnie rozgrywa się w auli, ma też do opowiedzenia swoją historię.

Mimo stosunkowo ciężkiej tematyki, książkę czyta się szybko. Została napisana przystępnym językiem, najprawdopodobniej dlatego, że skierowana jest głównie do młodego czytelnika. To dobra książka, z której można wyciągnąć wiele mądrego. Mówiąc w skrócie - polecam po nią sięgnąć, ponieważ naprawdę warto.

To miał być dzień jak wszystkie inne. Niektórzy obudzili się podekscytowani, inni - załamani, że to kolejny dzień w szkole, a jeszcze inni i tak wybierali się na wagary. Koniec końców żadne plany nie doszły do skutku. Kiedy uczniowie próbowali opuścić aulę po nudnym, porannym apelu, okazało się, że to niemożliwe - drzwi są zamknięte. I może nie byłoby w tym nic tragicznego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Eve nie ma lekkiego życia. Jest reporterką kryminalną, więc śmierć to jej codzienność. Nienormowany czas pracy i opieka nad chorym ojcem sprawiają, że dziewczyna kompletnie nie ma czasu dla siebie, ani życia prywatnego. Kiedy w mieście giną kolejni ludzie, Eve stara się trzymać rękę na pulsie - to może być jej przepustka do kariery. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że te morderstwa są inne, a ona sama nie jest już jedynie obserwatorem, lecz pionkiem w chorej grze mordercy. Czy uda się jej wyjść z tego cało?

"Martwa jesteś piękna" to książka, która obraca się wokół dość typowego schematu - próby zrozumienia i pojmania psychopatycznego seryjnego zabójcy. Na szczęście, choć motyw jest dość typowy, to chyba najbardziej uniwersalny, a Belina Bauer wykreowała na tych fundamentach solidną historię.

Akcja od początku toczy się stosunkowo szybko. Trup ściele się gęsto, a czytelnik nie ma nawet chwili na nudę. Wydarzenia są realistycznie przedstawione, a zagadka tajemniczego mordercy niezmiernie interesująca. To wszystko sprawia, że "Martwa jesteś piękna" jest być może nie najbardziej odkrywczym, jednak znakomicie skonstruowanym thrillerem.

Choć mnóstwo tu krwi i śmierci, książka jest dość... lekka. Mnóstwo tutaj dialogów, mnóstwo się dzieje, a całość napisana jest dość lekkim językiem. Autorka nie zapomina też o pokazaniu nam punktu widzenia mordercy i jego osobowości, co nadaje powieści realizmu.

Eve jest świetną bohaterką. To silna i niezależna kobieta, która kupiła mnie już podczas jednej z pierwszych scen (dla wtajemniczonych - chodzi o samotny nocny powrót do domu). Jest inteligenta, zdeterminowana i, choć wykonuje zawód, który nie cieszy się powszechnym szacunkiem, wie, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Troskliwe podejście i opieka, która otacza ojca sprawia, że nie sposób nie darzyć jej sympatią. Dobra główna bohaterka bywa kluczem do sukcesu i tak tez było chyba w tym przypadku.

Po zaskakującym zakończeniu jestem już pewna - ta książka to świetna, porywająca lektura, idealna na długie zimowe wieczory. Może spodobać się zarówno fanom klasycznych thrillerów, jak i tym, którzy zazwyczaj nie gustują w tego typu książkach. Kto wie, może i dla Was okaże się pozytywnym zaskoczeniem?

Eve nie ma lekkiego życia. Jest reporterką kryminalną, więc śmierć to jej codzienność. Nienormowany czas pracy i opieka nad chorym ojcem sprawiają, że dziewczyna kompletnie nie ma czasu dla siebie, ani życia prywatnego. Kiedy w mieście giną kolejni ludzie, Eve stara się trzymać rękę na pulsie - to może być jej przepustka do kariery. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Natasha Preston to autorka powieści dla młodzieży, która nie boi się ciężkich tematów. Miałam już styczność z jej twórczością podczas lektury powieści "Uwięzione" - wstrząsającej historii o porwaniu. Byłam więc pewna, że i "Silence" okaże się książką niełatwą, jednak z pewnością wartą uwagi. I miałam racje.

Oakley nie mówi. Nie jest fizycznie chora, jednak od wielu lat nie odzywa się do nikogo. Dlaczego? to wie tylko ona sama. Z oczywistych więc powodów nie jest najpopularniejszą osobą w szkole, a jej kontakty z rówieśnikami ograniczają się do brata i przyjaciela z dzieciństwa. Cole, bo tak ma na imię jej kolega, jest prawdziwym wspraciem. Chętnie spędza czas z Oakley i jej milczenie zdaje się niezbyt mu przeszkadzać - prowadzi dialogi z bohaterką, a za odpowiedź wystarcza mu skinienie głowy. To prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi, który codziennie broni dziewczynę przed prześladowcami.

Nic więc dziwnego, że z czasem przywiązanie Oakley do Cole'a przeradza się w coś więcej. Chłopak jest niemalże idealny - czuły, troskliwy i w dodatku przystojny. Nasza bohaterka nie wie jednak jak miałaby się do niego zbliżyć skoro nie jest w stanie nawet się odezwać. A jeśli się przełamie i powie choć słowo lub choćby odpisze na smsa zaczną się pytania, a wtedy będzie musiała wyznać prawdę o tym, co ją spotkało. A co jeśli nikt nie uwierzy? A co jeśli to się powtórzy?

"Silence" to jednocześnie piękna, jak i okropna historia. Zachwyca, ale z drugiej strony wzbudza odrazę. I to chyba właśnie jest jej główną zaletą - wywołuje masę emocji, od wzruszenia, poprzez zachwyt, a na oburzeniu kończąc. Domyślałam się, że Oakley skrywa mroczną tajemnicę, jednak zakończenie i tak mnie zaskoczyło - kiedy wszystkie sekrety wychodzą na jaw jest naprawdę strasznie!

Muszę przyznać, ze "Silence" bardzo mi się podobało. Książkę czyta się świetnie, praktycznie "pochłonęłam" ją jednym tchem. Nie sposób jednak nie zwrócić uwagi na pewne wady, przez które ocenę musiałam nieco obniżyć. Po pierwsze - milczenie Oakley jest potraktowane odrobinę po macoszemu. Nie ma nawet wzmianki o próbnie mówienia/krzyku kiedy dziewczyna jest sama, czy choćby pod prysznicem. Nie wiemy czy próbuje mówić, nawet dla samej siebie, a przecież milczy już od wielu lat. Po drugie - postać Cole'a jest jednak zbyt idealna. Owszem, wspaniale czyta się o jego zaangażowaniu, czułości i jednak to wszystko jest zbyt nierealne. Jak może czuć, coś do dziewczyny, z którą praktycznie nie ma kontaktu (nie licząc kontaktów fizycznych).

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o drobnych wadach. Niemniej jednak "Silence" uważam za świetną powieść, na którą zdecydowanie warto zwrócić uwagę. Jeśli nie boicie się trudnych tematów, a lubicie dobrą literaturą to powieść idealna dla Was!

Natasha Preston to autorka powieści dla młodzieży, która nie boi się ciężkich tematów. Miałam już styczność z jej twórczością podczas lektury powieści "Uwięzione" - wstrząsającej historii o porwaniu. Byłam więc pewna, że i "Silence" okaże się książką niełatwą, jednak z pewnością wartą uwagi. I miałam racje.

Oakley nie mówi. Nie jest fizycznie chora, jednak od wielu lat nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Choć Sandra Nowaczyk ma zaledwie 17 lat to już teraz może pochwalić się dużo większym z dorobkiem pisarskim niż niejeden autor średnim wieku.Udało jej się wydać w bardzo krótkim czasie aż dwie książki w dodatku w poważnym, liczącym się na rynku wydawnictwie. Ja również miałam okazję spotkać się z jej twórczością podczas lektury debiutu autorki - powieści "Friendzone". Nie przepadam za polskimi autorami, jednak tym razem z przyjemnością zapoznałam się z kolejną książką autorki.

Sparks postanawia ze sobą skończyć. Ma dość życia, świata i uważa że nie zostało jej nic, co mogłoby zmienić decyzję. Tuż przed krokiem ostatecznym spotka dziewczynę która prosi, aby dała jej 24 godziny. W ciągu tych godzin chce zmienić wszystko i sprawić, że Sparks znajdzie powód , aby zostać.

"Friendzone" było powieścią romantyczną i niezobowiązująca. "Fake it" to kompletnie inna bajka. Jest poważna, smutna i o wiele bardziej dojrzała. Sama nie wiem czy wolę autorkę w lekkim młodzieżowym wydaniu, czy jako z powieścią która zostawia mnie z pustką w głowie. Z pewnością poprzednią książkę Nowaczyk czytało się o wiele łatwiej i szybciej. Jeżeli zaś chodzi o tę historię, to nie mogę uwierzyć że wyszła na spod ręki 17 latki. Skoro już teraz tworzy takie historie, to co będzie za dziesięć, piętnaście lat?

Historia opowiada o losach dwóch dziewcząt. Praktycznie nie poznajemy żadnych innych postaci, co najwyżej poprzez opowieści naszych Bohaterek. Nie oznacza to jednak że historia jest nudna. Mamy tutaj mnóstwo dialogów, opisów i przede wszystkim emocji. Historia jest mocno dramatyczna, opisuje problemy nastolatków z gatunku tych bardziej poważnych. To zupełnie inna bajka niz zastanawianie się, co założyć na wieczorną imprezę.

Kolejną powieść Aleksandra Nowaczyk udowodniła że jest autorką uniwersalną, pełną nowych pomysłów i jeszcze nie jedno nam pokaże. Będę śledzić jej dalszą, karierę trzymam kciuki, aby nie porzuciła, bo pisania mam przeczucie że zostać jedną z najbardziej poczytnych polskich pisarek.

Choć Sandra Nowaczyk ma zaledwie 17 lat to już teraz może pochwalić się dużo większym z dorobkiem pisarskim niż niejeden autor średnim wieku.Udało jej się wydać w bardzo krótkim czasie aż dwie książki w dodatku w poważnym, liczącym się na rynku wydawnictwie. Ja również miałam okazję spotkać się z jej twórczością podczas lektury debiutu autorki - powieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niewiele europejskich książek ukazuje się na polskim rynku. Mam taką własną teorię, że jeśli jakaś już się trafi, to są bardzo duże szanse, że okaże się dobra. Myślę po prostu, że wydawcy nie zdecydowaliby się inwestować w kiepską powieść, szczególnie, kiedy nazwisko autora jest kompletnie nieznane. W przypadku "Spektrum" tak właśnie jest - spodziewałam się świetnej książki i muszę przyznać, że się nie zawiodłam.

Na naszym rynku pełno jest skandynawskich książek, są to jednak głównie kryminały. Książkę Nanny Foss określono jako science fiction, to jednak coś znacznie więcej - część obyczajowa tej powieści również jest bardzo rozbudowana. Historia wciąga od pierwszych stron, kiedy to porywają nas relacje między wyjątkowo oryginalnymi postaciami.

Nastoletnia Emilia ma tylko dwójkę przyjaciół - braci Albana i Linusa. Pozostałe dzieciaki w szkole nie są do niej zbyt pozytywnie nastawione, szczególnie jeden z popularnych chłopaków, który wręcz uwziął się na naszą bohaterkę. Kiedy do klasy Trafia dwójka nowych uczniów - Noa i Pi - wszystko wskazuje na to, że paczka Emi wkrótce się powiększy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Noa to chłopak, którego dziewczyna widywała w snach. Jest pewna, że to on, ponieważ po przebudzeniu rysowała jego portret. Z czasem zamiast odpowiedzi, nasi bohaterowie mają jedynie coraz więcej pytań. Coś łączy całą grupę i za wszelką cenę muszą odkryć co.

"Leonidy" to naprawdę pokaźne tomisko. Całość liczy niemalże 600 stron i naprawdę robi wrażenie. Nie dajcie się jednak zniechęcić - czcionka jest stosunkowo duża, język bardzo przystępny, a powieść czyta się bardzo szybko. Zanim zdążyłam zauważyć, byłam już na 400 stronie i w mgnieniu oka pochłonęłam całą historię.

Powodów, dla których ta książka jest fenomenem jest całe mnóstwo. Jest zabawna i wzruszająca. Pokazuje nam, jak ważna wśród młodych ludzi jest przyjaźń i akceptacja. Ma rzeczywistych bohaterów, pełnych wad i zalet, z którymi można się utożsamiać. Jednocześnie czytelnik próbuje znaleźć odpowiedź na te same pytania, które zadają sobie bohaterowie - kim są i co ich łączy. Szybko polubiłam Emi i jej przyjaciół - to bardzo interesujące charaktery.

Wszystko to sprawiło, że "Leoindy" oceniam jako świetną powieść dla młodzieży, ale nie tylko. Myślę, że przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy szukają czegoś nowego i świeżego. Jednocześnie ta książka może okazać się świetnym prezentem na święta. Pamiętajcie, książki najłatwiej pakuje się w papier ozdobny, bo są prostokątne :)

Niewiele europejskich książek ukazuje się na polskim rynku. Mam taką własną teorię, że jeśli jakaś już się trafi, to są bardzo duże szanse, że okaże się dobra. Myślę po prostu, że wydawcy nie zdecydowaliby się inwestować w kiepską powieść, szczególnie, kiedy nazwisko autora jest kompletnie nieznane. W przypadku "Spektrum" tak właśnie jest - spodziewałam się świetnej książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Charlotte już w dzieciństwie widziała rzeczy, których nikt nie powinien oglądać. Na oczach jej i jej siostry została zamordowana matka dziewcząt. Same cudem uszły z życiem, a trauma z przeszłości zostanie z nimi już na zawsze. Charlotte poznajemy jako dorosłą już kobietę, z pozoru niezależną i pewną siebie prawniczkę. Seria niefortunnych zdarzeń zaprowadza naszą bohaterkę do szkolnych korytarzy, a tam zostaje świadkiem strzelaniny. Jako bezpośredni świadek zdarzenia bardzo mocno angażuje się z sprawę, która jest o wiele bardziej skomplikowana niż zdawać by się mogło na pierwszy rzut oka.

Kelly Luce nie traktuje swoich czytelników zbyt łagodnie - już w pierwszej scenie jesteśmy świadkami brutalnej zbrodni, a napastnicy atakują kobietę i dzieci, przez co obraz jest jeszcze bardziej drastyczny. W jednej z kolejnych scen, wraz z Charlotte przenosimy się niemal trzydzieści lat w przód, gdzie... czeka na nas kolejna zbrodnia. Wszystko dzieje się bardzo szybko i drastycznie. Czytelnik od początku zostaje wrzucony na głęboką wody i za nim zdąży choćby zapamiętać imiona głównych bohaterów jest świadkiem kilku morderstw.

Książka to bardzo opasłe tomisko - liczy niemalże 600 stron. Wydaje mi się jednak nieco "przegadana". Z jednej strony musimy się dość mocno skupić na lekturze. Jest tutaj mnóstwo domysłów, niedopowiedzianych opisów i niepewności. Z drugiej strony bacznie doszukujemy się wskazówek, a mnóstwo z serwowanych nam informacji jest zwyczajnie... nieistotne. Koniec końców męczymy się z lekturą, która przecież powinna być przyjemnością.

Jeżeli chodzi wątki kryminalne - wypadają całkiem nieźle. Jeżeli chodzi o zabójstwo matki głównej bohaterki, jak dla mnie, zostało opisane nieco zbyt brutalnie, jednak to raczej kwestia preferencji czytelnika, a nie wada książki. Bardzo ciekawie wypada natomiast zbrodnia, która dzieje się w czasach obecnych. Muszę przyznać, że to właśnie ten wątek najbardziej mnie wciągnął i to dzięki niemu tak szybko pochłonęłam lekturę.

"Dobra córka" to całkiem niezły i wciągający thriller. Nawet jeśli w niektórych momentach miałam ochotę odłożyć książkę, to cieszę się, że tego nie zrobiłam - zakończenie naprawdę jest warte poznania.

Charlotte już w dzieciństwie widziała rzeczy, których nikt nie powinien oglądać. Na oczach jej i jej siostry została zamordowana matka dziewcząt. Same cudem uszły z życiem, a trauma z przeszłości zostanie z nimi już na zawsze. Charlotte poznajemy jako dorosłą już kobietę, z pozoru niezależną i pewną siebie prawniczkę. Seria niefortunnych zdarzeń zaprowadza naszą bohaterkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nora zawodowo zajmuje się odnajdywaniem ludzi. Nawet tych, którzy znalezieni być nie chcą. Zazwyczaj nie bierze spraw zbyt osobiście. W tym przypadku może być ciężko - zaginioną jest jej własna córka. Lata temu Nora urodziła dziewczynkę i oddała ją do adopcji. Nigdy nie planowała jej odnaleźć jednak teraz najwidoczniej będzie zmuszona.

"Nieobecna" to dość nietypowy thriller. Poznajemy bohaterkę, która na pierwszy rzut oka wcale nie chce być przez nas polubiona. Nora jest twarda, zamknięta w sobie i nie przejawia zbytniego zainteresowania... w zasadzie czymkolwiek. Z czasem jednak odkrywamy, że skorupa, pod którą się ukrywa ma jakieś szczeliny. Weźmy choćby ogromne uczucie, które łączy Norę z jej psiakiem - nawet największa twardzielka ma swoje słabości.

Jak nietrudno się domyślić, mur, który wybudowała wokół siebie główna bohaterka jest odzwierciedleniem jej traumatycznych przeżyć z przeszłości. Kilkanaście lat temu Nora ledwo uszła z życiem,a jej poczucie własnej wartości legło w gruzach. To jednak wojowniczka - przeżyła i wszystko wskazuje na to, że w przypadku tej kobiety sprawdza się przysłowie "co Cię nie zabije, to Cię wzmocni". Jej córka, choć nie dorastała z matką, to ma bardzo podobny charakter - aż ciągnie ją do kłopotów. Nastolatka, choć kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy, pakuje się w aferę na krajową skalę i zadziera z ludźmi, od których powinna trzymać się, jak najdalej. Uratować ją może jedynie Nora, która już raz uszła z życiem z tak trudnej sytuacji.

Teoretycznie całość brzmi nieźle, prawda? W rzeczywistości jednak nie jest aż tak kolorowo. Choć opis zapowiada znakomitą lekturę, a czytelnik nie może narzekać na brak akcji czuje lekkie znużenie. Mnogość wydarzeń nie sprawia, że powieść staje się dla nas bardziej wciągająca i choć współczujemy głównej bohaterce nieszczęść, które ją dotknęły, to i tak nie potrafimy się z nią utożsamić. Aż wreszcie docieramy do zakończenia, które powinno nas zaskoczyć, a w rzeczywistości okazuje się... lekko absurdalne.

Na wystawach księgarni jest całe mnóstwo thrillerów - to chyba najpopularniejszy gatunek w tym roku. Sama coraz chętniej po nie sięgam i zdarza mi się trafiać na naprawdę znakomite. Niestety "Nieobecna" nie jest jednym z nich. Książkę określiła bym jako typowego średniaka - nie jest najgorsza, jednak na rynku jest całe mnóstwo ciekawszych pozycji.

Nora zawodowo zajmuje się odnajdywaniem ludzi. Nawet tych, którzy znalezieni być nie chcą. Zazwyczaj nie bierze spraw zbyt osobiście. W tym przypadku może być ciężko - zaginioną jest jej własna córka. Lata temu Nora urodziła dziewczynkę i oddała ją do adopcji. Nigdy nie planowała jej odnaleźć jednak teraz najwidoczniej będzie zmuszona.

"Nieobecna" to dość nietypowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Autor "Goodbye days" Jeff Zentner to mi znany z zaledwie jednej, ale za to świetnej książki. Napisał "Króla węży" - książkę, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Oczywiście, kiedy tylko nadarzyła się okazja sięgnęłam po kolejną powieść autora.

Śmierć i strata to jeden z najczęściej pojawiających się tematów w literaturze. Autor podszedł jednak do tematu zupełnie inaczej. W tym przypadku poznajemy historię nastoletniego Carvera, który próbuje poradzić sobie ze stratą trójki najlepszych przyjaciół, którzy właśnie zginęli w wypadku. Co więcej, chłopak obwinia się o ich śmierć, ponieważ tuż przed wypadkiem wysłał do kolegów smsa.

Mocną stronę tej książki jest z całą pewnością świetny pomysł. niejednokrotnie zdarzyło mi się sięgać po powieści opowiadające o osobach, które próbowały radzić sobie ze stratą ukochanej osoby, jednak przeważnie był to chłopak, dziewczyna, mąż, czy żona. Tutaj główny bohater traci wszystkich najlepszych przyjaciół jednocześnie. Traci swoją codzienność w szkole, wszystkie wieczorne wyjścia i rytuały oraz możliwość powierzenia najgłębszych sekretów. Komu powiedzieć, co tak naprawdę czujesz, skoro wszyscy, który by to zrozumieli odeszli?

Brzmi nieźle, prawda? Niestety są też wady. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Carver obwinia się za śmierć kolegów. Ludzie w żałobie bardzo często działają przecież nielogicznie i we wszystkim doszukują się swojej winy, kiedy są naprawdę zrozpaczeni. Przedziwne jest jednak obwinianie Carvera przez kogokolwiek z otoczenia, a proces sądowy to już istny absurd...

I jeśli mam być całkiem szczera to niesamowicie wkurzała mnie ta książka, głównie dlatego, że była tak bardzo nierówna. Z jednej strony świetny pomysł na fabułę, a z drugiej dziwaczny pomysł z rozprawą. Po lekturze "Króla węży" spodziewałam się, że i ta powieść okaże się fenomenalna, ale tak nie jest - jest zaledwie niezła.

Autor "Goodbye days" Jeff Zentner to mi znany z zaledwie jednej, ale za to świetnej książki. Napisał "Króla węży" - książkę, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Oczywiście, kiedy tylko nadarzyła się okazja sięgnęłam po kolejną powieść autora.

Śmierć i strata to jeden z najczęściej pojawiających się tematów w literaturze. Autor podszedł jednak do tematu zupełnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To już druga część opowieści o perypetiach Rosie i Nate'a. Jak dowiedzieliśmy się w poprzedniej części Rosie jest młodą mamą. Jej uroczy synek, DJ, to owoc poprzedniego związku. Josh, jego ojciec, nie należy jednak do najbardziej odpowiedzialnych facetów i problem sprawia mu nie tylko płacenie alimentów na czas, ale nawet dotrzymywanie słowa danego synowi odnoście obiecanych mu spotkań. Zarówno DJ, jak i jego mama są bardzo delikatni, a ostatnie czego im trzeba to złamane serce po raz kolejny.

Ta powieść jest trochę współczesną historią o Kopciuszku. Główna bohaterka została mocno skrzywdzona przez los, jednak stara się z uśmiechem na ustach patrzeć w przyszłość. Nagle pojawia się on - idealny rycerz na białym rumaku. Jest przystojny i szarmancki, a w dodatku nie przeszkadza mu bagaż doświadczeń dziewczyny.

Wydaje mi się, że te dwie części mogłyby być jedną książką, tym bardziej, że "Czas próby" ma stosunkowo niewiele stron. Nie ukrywam jednak, że tę część czyta się ciekawiej, ale tak jest chyba zawsze - najwięcej frajdy mam przy czytanie w momencie, kiedy akcja na dobre się rozkręci.

Druga część "Zdobyć Rosie" jest równie urocza jak pierwsza. Całość kręci się oczywiście wokół romansu, ale trudno się dziwić - ten gatunek rządzi się swoimi prawa. Podoba mi się jednak to, jak przedstawiony został wątek samotnej matki. Uczucie Rosie do syna jest ogromne i miło patrzy się na ich relacje.

Tak jak większość powieści Kirsty Moseley, ta również jest po prostu lekkim romansem. Jednak w swojej kategorii książka wypada naprawdę znakomicie - jest urocza, wciągająca i czyta się ją z przyjemnością.

To już druga część opowieści o perypetiach Rosie i Nate'a. Jak dowiedzieliśmy się w poprzedniej części Rosie jest młodą mamą. Jej uroczy synek, DJ, to owoc poprzedniego związku. Josh, jego ojciec, nie należy jednak do najbardziej odpowiedzialnych facetów i problem sprawia mu nie tylko płacenie alimentów na czas, ale nawet dotrzymywanie słowa danego synowi odnoście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Estelle Maskame to fenomen na rynku wydawniczym. Młodziutka autorka ma zaledwie 20 lat, jednak na koncie już cztery powieści. Pierwsze trzy należą do serii DIMILY uwielbianej przez (szczególnie nastoletnie) czytelniczki na całym świecie. Ja również, z czystej ciekawości postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom i... całkowicie przepadłam. Mimo wad, książka miała jedną, ogromną zaletę - była piekielnie wciągająca. Oczywiście nie mogłam odmówić sobie sięgnięcia po kontynuację i tak też, z wypiekami na twarzy, przeczytałam całą trylogię.


Dani i Jaden to rodzeństwo, które przeszło traumę, kiedy ich rodzice zginęli w wypadku. Jeszcze niedawno mieli pełną rodzinę, teraz mieszkają z dziadkami, pogrążeni w żałobie. Kenzie była ich najlepszą przyjaciółką, a dla Jadena nawet czymś więcej niż tylko przyjaciółką. Kiedy jednak świat rodzeństwa legł w gruzach, nasza przerażona bohaterka również się odsunęła.

Kenzie też problematyczną przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć. Trauma sprzed kilku lat sprawiła, że rodzina nastolatki po dziś dzień nie może się pozbierać. Niestety nie udźwignęła bagażu swoich przyjaciół i w najtrudniejszych chwilach nie mogli liczyć na jej wsparcie. Teraz ma okropne wyrzuty sumienia i za wszelką cenę chce wynagrodzić przyjaciołom swoje zachowanie.

Historia jest o tyle ciekawa, że nie skupia się jedynie na romansie. Mamy tutaj zarówno trudne relacje między przyjaciółkami, jak i dwie rodziny z problemami, a nawet wątek prawie kryminalny. Każdy z bohaterów ma wyraźnie zarysowany charakter, postacie są bardzo dobrze wykreowane i to zdecydowanie mocna strona tej historii.

Jest dokładnie tak, jak się spodziewałam - być może "Wróć, jeśli masz odwagę" nie jest literaturą najwyższych lotów, jednak zapewnia masę rozrywki i jest naprawdę wciągająca. Z przyjemnością poznawałam Kenzie, Dani i Jadena. Muszę przyznać, że tych bohaterów uważam za o wiele lepiej wykreowanych niż znanych nam z DIMILY.

Estelle Maskame to fenomen na rynku wydawniczym. Młodziutka autorka ma zaledwie 20 lat, jednak na koncie już cztery powieści. Pierwsze trzy należą do serii DIMILY uwielbianej przez (szczególnie nastoletnie) czytelniczki na całym świecie. Ja również, z czystej ciekawości postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom i... całkowicie przepadłam. Mimo wad, książka miała jedną, ogromną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Eliza jest samotniczką. Lady Konstelacja jest najjaśniejszą gwiazdą. Nasza bohaterka to jedna z bardziej znanych rysowniczek internetowych komiksów. Ma rzesze fanów, nawet w własnej szkole. Tysiące czytelników z niecierpliwością oczekują, aż Lady Konstelacja wrzuci do internetu kolejne plansze. Brzmi świetnie? Może i tak, ale nasza bohaterka nie pokazała i wcale nie zamierza pokazać twarzy. Bycie anonimową daje jej poczucie bezpieczeństwa.

Eliza nie ma przyjaciół, przynajmniej takich, których spotykałaby codziennie w szkole. Pozostaje jednak w stałych kontaktach z dwójką internetowych znajomych. To jedni z nielicznych, którzy znają jej prawdziwą tożsamość. Wśród rówieśników w szkole jest niezauważalna, nie przywiązuje wagi ani do swojego ubioru, ani tego, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Aż do momentu gdy w klasie pojawia się nowy zaskakujący uczeń - mimo budowy futbolisty, Wallace nie zamierza być gwiazdą. Chłopak ma inne problemy - nie jest w stanie mówić, gdy otacza go zbyt wiele osób, choćby w szkole. Okazuje się jednak, że czasami nie trzeba wypowiadać żadnych słów, żeby narodziło się uczucie.

W tej książce jest magia. Nie chodzi tu o nadprzyrodzone zjawiska, które pojawiają się w komiksach Elizy. Chodzi o naszych niezwykłych bohaterów i relację między nimi. Oboje są ujmujący, czarujący, a ich spotkania po prostu urocze. Autorce udało wydobyć się chyba wszystko, co możliwe z relacji między dwojgiem ludzi. Wielki ukłon w jej stronę - tak nie wiele jest pięknych, ale naprawdę realistycznych par w książkach.

Uważam, że bardzo ciekawie wypadło również podwójne życie głównej bohaterki. Co prawda ostatnio coraz częściej trafiam na książki, gdzie główna bohaterka ma internetowe alter ego (choćby recenzowana niedawno #niewidzialna), ale tutaj wysuwamy się na zupełnie inny level. Internetowy komiks, tak popularny, że nasza bohaterka może ufundować sobie dzięki niemu studia? Tego jeszcze nie było!

Choć "Wymyśliłam Cię" wspominam bardzo miło, to "Eliza i jej potwory" jest książką bez wątpienia lepszą. Może to akurat odczucie subiektywne, być może część z Was się ze mną nie zgodzi, ale to historia jest przecież tak urocza. Jest jednocześnie smutna i zabawna, ale co najważniejsze - wciąga jak jasna cholera. Polecam!

Eliza jest samotniczką. Lady Konstelacja jest najjaśniejszą gwiazdą. Nasza bohaterka to jedna z bardziej znanych rysowniczek internetowych komiksów. Ma rzesze fanów, nawet w własnej szkole. Tysiące czytelników z niecierpliwością oczekują, aż Lady Konstelacja wrzuci do internetu kolejne plansze. Brzmi świetnie? Może i tak, ale nasza bohaterka nie pokazała i wcale nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Vicky Decker to typowa szara myszka. Jej najgorszym dramatem jest wyprowadzka najlepszej przyjaciółki - teraz nie odzywa się do dosłownie do nikogo. Vicky jest chorobliwie nieśmiała i jakikolwiek kontakt z innym człowiekiem doprowadza ją niemalże do histerii. Jenna była jedyną osobą, z którą mogła normalnie spędzać czas, a teraz, kiedy jej zabrakło, czuje się, jakby straciła rękę.

Jenna za to radzi sobie świetnie. Ma nowych przyjaciół, poznała uroczego chłopaka. Telefony do Vicky stają się coraz rzadsze, coraz częściej przerywa połączenia pod byle pretekstem. Nasza bohaterka jest coraz bardziej samotna. Chcąc pokazać, że tak naprawdę świetnie daje sobie radę zaczyna publikować przerobione w Photoshopie zdjęcia na Instagramie. Tworzy konto @Observi, a #samotność zdobywa coraz to więcej internetowych fanów.

Observi podoba się wszystkim, ma mnóstwo obserwujących, a Vicky nie może wyjść z podziwu, że w kilka dni tak wiele osób zachwyciło się jej internetowym alter-ego. Stopniowo okazuje się, że konto, które miało być lekkim oderwaniem od rzeczywistości dominuje życie dziewczyny. Cały jej świat uzależnia się od profilu Observi.

#niewidzialna to historia samotnej i niezrozumiałej nastolatki, osadzona w realiach mediów społecznościowych. Jest bardzo na czasie, co odgrywa specyficzną rolę. Warto zauważyć, że w dzisiejszych czasach posiadanie konta na każdym niemalże portalu społecznościowym i wrzucanie ogromnej ilości kolorowych zdjęć nie jest jednoznaczne z idealnym życiem, nawet jeżeli tak nam się wydaje.

Choć na początku ta opowieść sprawiała wrażenie nieco nudnawej i typowej, z czasem zrozumiałam, jaką ma w sobie moc. Autorka pokazuje, jak dużą siłę przekazu mają media społecznościowe. I, choć wokół tak dużo mówi się o negatywnych wzorcach, jak cudownie można wykorzystać moc internetu, żeby stworzyć coś dobrego.

Ze zwyczajnej książki, #niewidzialna stała się dla mnie powieścią, która w jednej z końcowych scen doprowadza do łez. Z zaskoczeniem muszą przyznać, że #niewidzialna to świetna powieść dla młodzieży, która z pewnością zachwyci również dorosłych. Co więcej może być bardzo pomocna w zrozumieniu świata, który dla starszych czytelników jest zupełnie obcy.

Vicky Decker to typowa szara myszka. Jej najgorszym dramatem jest wyprowadzka najlepszej przyjaciółki - teraz nie odzywa się do dosłownie do nikogo. Vicky jest chorobliwie nieśmiała i jakikolwiek kontakt z innym człowiekiem doprowadza ją niemalże do histerii. Jenna była jedyną osobą, z którą mogła normalnie spędzać czas, a teraz, kiedy jej zabrakło, czuje się, jakby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ciężko trafić na dobre romansidło. Jesień jest idealną porą na taką lekturę - kiedy za oknem zimno i szaro, a nam nic się nie chce. Ostatnio robiłam nawet kilka podejść, ale jakość ciężko jest znaleźć lekki, niezobowiązujący, a jednocześnie dobry romans. Są jednak autorki, na które zawsze mogę liczyć - jedną z nich jest właśnie Kirsty Moseley

W "Zdobyć Rosie" spotykamy bohaterów, których już znamy Annę i Ashtona. To właśnie o nich opowiadała powieść "Nic do stracenia". Bardzo polubiłam tę historię, jak chyba każdą, która wyszła spod ręki Kirsty Moseley. Z przyjemnością sięgnęłam więc również po "Zdobyć Rosie" - lubiana autorka i nowi główni bohaterowie? Czego chcieć więcej w deszczowe jesienne popołudnie!

Mamy więc Nate'a, który jest najlepszym przyjacielem Ashtona. Jest też okropnym podrywaczem, a jego stosunek do kobiet jest dość rozwiązły. Mamy też Rosie, najlepszą przyjaciółkę Anny, bardzo delikatną, piękną dziewczynę. Rosie nie szuka mężczyzny, a tym bardziej przygodnego romansu. Podrywy Nate'a jednak nieco ją bawią. Choć ta dwójka ma zupełnie inne podejście do życia i miłości, to ku zaskoczeniu przyjaciół nawiązuje się między nimi nić porozumienia.

Kirsty Moseley po raz kolejny mnie nie zawiodła. Powieści dla kobiet rządzą się swoimi prawami, nie oznacza to jednak, że wszystkie są kiepskie. A w tym przypadku to naprawdę urocza, pełna ciepła lektura. Z przyjemnością poznawałam perypetie bohaterów, a książka bardzo mnie wciągnęła - pochłonęłam ją w dwa dni.

Bohaterowie tej historii są sympatyczni, a czytelnik, chcąc, nie chcąc zaczyna kibicować im, aby wszystko się udało. Fabuła jest akurat w tym wypadku dość typowa - przystojny podrywacz i skromna dziewczyna. A jednak książka ma w sobie "to coś", co sprawia, że czyta się ją z ogromną przyjemnością. Jest kilka zwrotów akcji, nieoczekiwanych sytuacji i miłosnych zawirowań. Mówiąc krótko - jestem na tak i po raz kolejny nie zawiodłam się na autorce. Polecam!

Ciężko trafić na dobre romansidło. Jesień jest idealną porą na taką lekturę - kiedy za oknem zimno i szaro, a nam nic się nie chce. Ostatnio robiłam nawet kilka podejść, ale jakość ciężko jest znaleźć lekki, niezobowiązujący, a jednocześnie dobry romans. Są jednak autorki, na które zawsze mogę liczyć - jedną z nich jest właśnie Kirsty Moseley

W "Zdobyć Rosie" spotykamy...

więcej Pokaż mimo to