-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2017-06-09
2017-06-13
2017-01-15
2013-05-05
2013-07-18
Maggie Stiefvater, mimo młodego wieku, ma na koncie mnóstwo popularnych tytułów. W Polsce znana jest przede wszystkim z Trylogii "Wilki z Mercy Falls". Choć serię tę mam jeszcze przed sobą, pokochałam autorkę dzięki powieści "Wyścig Śmierci", która na stałe zapisała się w moim sercu, a z czasem mam niej coraz większy sentyment. "Król Kruków" przykuł moją uwagę jeszcze przed premierą - przypadkiem znalazłam go na goodreads i razem z Abigail uparcie trzymałyśmy kciuki, aby książka została wydana również w naszym kraju. Kiedy wreszcie ukazała się zapowiedź, wiedziałam jedno - "Król Kruków" to najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera tego roku!
Wszystkie kobiety w rodzinie Blue to wróżki, oprócz... niej samej. Kiedy dziewczyna jest w pokoju, każde medium widzi wyraźniej, jednak sama nie potrafi nic zdziałać. Zdaniem matki i ciotek przyszłość nastolatki jest jasna - zabije miłość swojego życia. Dziewczyna postanowiła więc unikać wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej. Jednak los uparcie pacha ją w stronę chłopców z krukami, akurat kiedy słyszy drugą część przepowiedni: w tym roku się zakocha.
Chłopcy z krukami to uczniowie Aglionby, elitarnej szkoły dla młodych mężczyzn. Poznajemy Gansey'a , Adama, Ronana, a także Noah i Declana. Bardzo szybko możemy się jednak domyślić, że to ten pierwszy jest tutaj spoiwem i to właśnie on stworzył paczkę. Seria przypadkowych zdarzeń doprowadza do ich spotkania z Blue. Jednak, wbrew temu, czego się spodziewałam, autorka zaserwowała nam dużo bardziej skomplikowane relacje. Nie mam tu oczywistego romansu między bohaterami i nic nie jest banalne. Dzięki temu całość staje się nieprzewidywalna, a postacie żyją swoim życiem, zupełnie nie zwracając uwagi na przewidywania czytelnika.
W powieści występuje dość spora liczba bohaterów i to tych pierwszoplanowych, istotnych. Maggie Stiefvater poradziła sobie jednak znakomicie i nie sposób ich ze sobą pomylić. Każdy bohater ma własny, specyficzny charakter, każdy posiada własną historię, problemy i kieruje się innymi pobudkami, nawet jeśli cel mają ten sam - obudzić linie mocy. Trudno jest mi nawet wybrać swoją ulubioną postać, książka jest napisana w taki sposób, że nie przyszło mi do głowy kwestionowanie wyborów bohaterów. Traktowałam ich raczej jak prawdziwych ludzi. Jestem pełna podziwu, nie łatwo jest przecież stworzyć postacie tak rzeczywiste, jakby miały za chwilę stanąć obok mnie.
Nawet nie wiem kiedy pokochałam tę opowieść tak bardzo, że stała się jedną z moich ulubionych książek. Ma wszystko czego oczekuję od powieści. Jest tajemnica, której rozwikłanie trwa 500, a mimo to nie nudzi czytelnika. Jest oryginalność, bo przecież magicznych opowieści jest na rynku całe mnóstwo i choć wydaje się, że było już wszystko, autorce udało się wprowadzić powiew świeżości. Jest wątek miłosny, ale nie banalny i oczywisty, a przede wszystkim nie przyspieszony, jak to zazwyczaj bywa. Raczej zaskakujący, ciekawy i piękny. Jest jeszcze coś, przez co moja skromna osoba ma przeogromną słabość do tejże lektury - kruki. Do wszystkich opowieści, w których te ptaki odgrywają kluczową rolę nigdy nie trzeba mnie długo przekonywać (patrz: mój nick, czy choćby uwielbienie do Nevermore). Całości doprawił fragment uwielbianego przeze mnie "Kruka" Edgara Allana Poe, zamieszczony przed prologiem. Czy ta historia została napisana specjalnie dla mnie?! ;)
Język autorki urzekł mnie już w "Wyścigu Śmierci", a i tym razem nie jestem rozczarowana. Stiefvater pisze w specyficzny sposób i tak też prowadzi akcje. Wszystko dzieje się pozornie niespiesznie, fabuła rozwija stopniowo... a jednak. Warto czytać między wierszami i myśleć, tylko wtedy rozwinięcie akcji nie wbije nas w fotel. Na powieść warto spojrzeć z perspektywy czasu, ochłonąć. Ja, pisząc to po kilku dniach od skończenia lektury, wiem jedno: kocham "Króla Kruków"!
Cóż więcej mogę powiedzieć? To opowieść znakomita, zaskakująca i nietuzinkowa, którą gorąco polecam każdemu z Was. Nie widzę w niej nic, do czego mogłabym się przyczepić. Doszłam również do trzech, bardzo ważnych wniosków. Primo: "Drżenie" czeka na mojej półce już o wiele za długo. Secundo: Uroboros miał naprawdę mocne wejście (ciekawe, jak z pozostałymi pozycjami?). Tertio: kocham "Króla Kruków" (tak, tak, wiem, że to już pisałam, ale nie zaszkodzi powtórzyć, w razie, gdyby ktoś nie zauważył).
Polecam!!!
Maggie Stiefvater, mimo młodego wieku, ma na koncie mnóstwo popularnych tytułów. W Polsce znana jest przede wszystkim z Trylogii "Wilki z Mercy Falls". Choć serię tę mam jeszcze przed sobą, pokochałam autorkę dzięki powieści "Wyścig Śmierci", która na stałe zapisała się w moim sercu, a z czasem mam niej coraz większy sentyment. "Król Kruków" przykuł moją uwagę jeszcze przed...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-14
Druga część "Nevermore", od kiedy tylko pojawiła się w zapowiedziach, była najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą 2012 r. Niestety, było nam jakoś nie po drodze, a za lekturę zabrałam się dopiero w tym tygodniu, oczekując świetnej powieści na miarę pierwszego tomu. Czy "Cienie" sprostały tak wysoko postawionej poprzeczce?
Varen w dalszym ciągu przebywa w krainie snów, a Isobel nie dając za wygraną próbuje sprowadzić go do rzeczywistego świata. Na tym właśnie skupia się powieść - zdesperowana dziewczyna decyduje się na dramatyczne rozwiązanie. Mimo wyrzutów sumienia, które dręczą ją po pamiętnej nocy Halloween, postanawia raz jeszcze okłamać rodziców i namówić na podróż do Baltimore, rzekomo z uwagi na zainteresowanie tamtejszym uniwersytetem. W rzeczywistości, ma nadzieję, że uda jej się spotkać z Reynoldsem - ostatnią nadzieją na odnalezienie Varena i swoistym łącznikiem między światami...
W "Cieniach" Isobel gra pierwsze skrzypce, głównie z uwagi na fakt, że Varena po prostu... nie ma. Muszę przyznać, że przy każdym rozdziale liczyłam, że jednak się pojawi, w końcu to jedna z moich ulubionych postaci literackich. Skupienie się głównie na cheerleaderce zadziwiająco zbliża do niej czytelnika. Sama, zamiast tak jak w poprzednim tomie kwestionować decyzje bohaterki, wczułam się w jej postać i uparcie kibicowałam, aby udało się jej odnaleźć ukochanego, a nawet po cichu liczyłam na happy end. Całkowicie zapomniałam o wszystkich jej cechach, które mnie jeszcze niedawno drażniły, aby w końcu niesamowicie polubić bohaterkę doceniając jej upór i wolę walki o zielonookiego gota.
Pozostałych postaci (oprócz Gwen i ojca Isobel) już tutaj niewiele. Za to wielbiciele Noków powinni być zachwyceni - w tej części lepiej poznajemy Pinfeathersa, a nawet dowiadujemy się nieco o przerażającym Scrimshaw. Na plus zaliczam też rozwinięcie historii Lilith. Postać została wprowadzona do powieści dużo wcześniej, jednak tutaj dowiadujemy się o niej nieco więcej. Powiązanie Lilith z żydowską mitologią również oceniam na plus - z surrealistycznej postaci stała się bowiem rzeczywistym zagrożeniem, którego obawiano się od wieków. Isobel (a my wraz z nią) poznała również jej historię, zdolności oraz dowiedziała się do czego jest zdolna. Zabawne, bo myślałam, że w literaturze było już wszystko i nic mnie nie zdziwi, ale kobieta-demon z żydowskich wierzeń? Tego się nie spodziewałam! Jeśli chcecie dowiedzieć się o tej postaci więcej, odsyłam tutaj.
Druga część cyklu "Nevermore" to w dalszym ciągu cudowna lektura, genialnie napisana i niesamowicie wciągająca. Nie jest to powieść, co do której nie mam żadnych zastrzeżeń (Dlaczego tak mało Varena? Jak można zakończyć książkę w takim momencie?!), a mimo to w pełni zasługuje na 10 gwiazdek, a kontynuacji wyczekiwać będę z zapartym tchem.
Druga część "Nevermore", od kiedy tylko pojawiła się w zapowiedziach, była najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą 2012 r. Niestety, było nam jakoś nie po drodze, a za lekturę zabrałam się dopiero w tym tygodniu, oczekując świetnej powieści na miarę pierwszego tomu. Czy "Cienie" sprostały tak wysoko postawionej poprzeczce?
Varen w dalszym ciągu przebywa w krainie...
2013-02-08
2012-04-12
2012-05-10
2012-07-22
2012-10-04
Connor to zły chłopiec. Dokładnie taki, jakiego w każdym młodzieżowym romansie zwykła dziewczyna zmieniłaby w porządnego, po czym żyliby długo i szczęśliwe. Ale w świecie Connora nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenia i drugą szansę. Zostanie rozczłonkowany, bo przecież bardziej przysłuży się społeczeństwu w kawałkach niż w całości. Nikt nie będzie próbował zrozumieć, że to nie jest zły, a zagubiony dzieciak...
Risa gra na fortepianie. Dobrze. Nie wybitnie, a dobrze. W chorym społeczeństwie, w jakim przyszło jej się urodzić, to, że jest dobra nie jest wystarczającym powodem, by pozostawić ją przy życiu. Risa nie zrobiła nic złego. Oprócz tego, drobnego błędu podczas gry. Ot, takiego, po którym rodzice pocieszaliby Was, a koledzy nawet nie zauważyli. Mimo to powinna zostać podzielona.
Levi cały życie wiedział, że zostanie podzielony i był z tego dumy. W chorym społeczeństwie istnieje chora religia, która mówi, że co dziesiąte dziecko trzeba poświęcić. I nie ma znaczenia, że nie cała dziewiątka jego rodzeństwa jest biologiczna. Rodzice Leviego wierzą, że powinni oddać na podzielenie właśnie jego, a nie choćby jednego z dzieciaków podrzuconego im pod drzwi.
Szokujące?
"Podzieleni" to najbardziej oczekiwana przeze mnie premiera tego roku (nie licząc "Nevermore", bo przecież to drugi tom). Pokładałam ogromne nadzieje w tej powieści. Wiecie jak to się zazwyczaj kończy? Im większe nadzieje tym większe rozczarowanie. Okazało się, że książka nie była taka jak się spodziewałam. Była LEPSZA. Pomysł jest świetny, to fakt, ale żeby to stwierdzić wystarczył mi opis wydawcy.
Risa, Connor i Levi to trójka najważniejszych bohaterów. Może ich polubicie, może nie, ale jedno jest pewne. To trzy zupełnie odmienne i mocno zbudowane charaktery. Zachowanie każdego z nich jestem spójne i logiczne, każdy przechodzi mniejszą bądź większą przemianę. Są tak rzeczywiści, że czuję jakby faktycznie istnieli. Mało tego, choć bohaterów poznajemy całe mnóstwo, wszystkie są unikalne. Autorowi w niesamowity sposób udało się stworzyć tak odmienne i dobrze zarysowane postaci. Kilka z historii innych podzielonych poznajemy, innych nie, ale jedno jest pewne. Każde zachowanie jest uzasadnione, każdy z bohaterów jest wyjątkowy. Na dodatkowe uznanie z całą pewnością zasługuje CyFi (dzieciak, którego wątek, choć poboczny, wciągnął mnie bez reszty), Roland (bohater rodem wyjęty z "Gone") czy Mai (dziewczyna, o które czytamy zaledwie kilka zdań, a udało jej się zapisać w mojej pamięci).
Neal Shusterman stworzył powieść, której niczego nie brakuje. Jeśli (tak jak ja) uznajecie emocje za wyznacznik dobrej literatury, mogę was zapewnić, że tutaj jest ich pod dostatkiem. Druga połowa książki jest w zasadzie "nie-do-odłożenia". O ile na początku byłam w stanie przewidzieć większość wydarzeń, to w dalszej części żadne z moich założeń się nie potwierdziło. Zakończenie również mnie zaskoczyło i całą pewnością można uznać je za udane. I jeszcze jedno, (pewnie niektórych to zainteresuje). Tak, płakałam.
Narrator powieści jest trzecioosobowy, jednak rozdziały pisane są z perspektyw różnych osób. Najczęściej jest to Connor, Risa lub Levi, jednak (abyśmy lepiej zrozumieli motywy, jakimi kierowali się dorośli) zdarza się nawet nauczycielka czy strażnik. Pomysł wydaje się całkiem niezły. Przy narracji pierwszoosobowej ominęłyby nas wydarzenia typu "ale X nie wie jeszcze, że...", które kilka razy miały miejsce.
Nie uchylę chyba zbyt dużego rąbka tajemnicy pisząc, że w książce proces podzielenia został dokładnie i szczegółowo opisany. Musimy się na niego, co prawda, sporo naczekać, jednak objaśniony został tak dobrze, że uznaję to za doskonałą rekompensatę.
Wiem, że antyutopie zasypują nas z każdej strony. Do tego większość z nich opisywana jest jako ta jedna, wyjątkowo lub (o zgrozo!) najlepsza od czasu "Igrzysk". Jeśli w jakikolwiek sposób odrzuca was to od "Podzielonych" to mogę jedynie wspomnieć, że książka ta została napisana przed osławionymi "Igrzyskami". Nie oszukujmy się, na tle dzieła Neala Shustera, większość z konkurencyjnych powieści antyutopijno-dystopijnych wypada co najwyżej średnio.
Nie pozostaje mi nic innego, jak wystawić "Podzielonym" pełnego, nienaciąganego i kompletnie zasłużonego maxa. Polecam Wam te książkę, niezależnie od tego czy macie 14, czy 34 lata. Czy gustujecie w antyutopiach, czy też nie. To z całą pewnością jedna z najlepszych książek jakie miałam przyjemność przeczytać.
Ocena: 10/10
Connor to zły chłopiec. Dokładnie taki, jakiego w każdym młodzieżowym romansie zwykła dziewczyna zmieniłaby w porządnego, po czym żyliby długo i szczęśliwe. Ale w świecie Connora nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenia i drugą szansę. Zostanie rozczłonkowany, bo przecież bardziej przysłuży się społeczeństwu w kawałkach niż w całości. Nikt nie będzie próbował zrozumieć, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-20
Anna ma kilkanaście lat, chodzi do szkoły i jest zwyczajną dziewczyną. Powoli dociera do niej jednak, że wszystko wokół się zmienia, a otoczenie uważa ją za niedojrzałą. Najlepsza przyjaciółka ma w głowie głównie chłopaków i imprezy, a do Anny zwraca się protekcjonalnie - "dziecko". Jednak nawet tak poukładana dziewczyna, jak nasza bohaterka może postawić całe swoje życie na głowie, kiedy w grę wchodzą uczucia. Anna poznaje, a raczej zaczyna zauważać, Abela - polskiego handlarza pasmanterią. Chłopak , któremu do szkoły nie zawsze jest po drodze, handluje narkotykami, jest opryskliwy i niemiły dla wszystkich wokół, nie wydaje się być najlepszą partią. Jednak Abel ma też inne oblicze - to odpowiedzialny chłopiec, który mimo młodego wieku zastępuje ojca swojej siostrzyczce - Michi. A Anna to właśnie w nim dostrzega.
Wszystko zaczyna się od szmacianej lalki, którą znajduje Anna, a potem, w mgnieniu oka, dziewczyna na każdym kroku próbuje zbliżyć się do polskiego handlarza pasmanterią i poznać jego prawdziwą historią. Środkiem do celu wydaje się być mała dziewczynka w różowej kurteczce. Anna zaprzyjaźnia się więc z Michi i wraz z nią wysłuchuje opowiadanej przez Abela baśni o przygodach Małej Królowej. Mała Królowa to Michi - Anna nie ma żadnych wątpliwości. Powoli docierają do niej jednak powiązania baśniowej opowieści i rzeczywistości. A co jeśli wszystko jest prawdą?
Opis powieści na okładce został ograniczony do minimum. Ciężko jest więc domyślić się o czym opowiada "Baśniarz". Ja podejrzewałam po cichu, że będzie to historia o wilkołakach, ewentualnie innych paranormalnych stworach. Nic bardziej mylnego! Ciężko wsadzić tę książkę do jednego worka z jakimkolwiek gatunkiem literackim, jednak jedno jest pewne - to nie fantastyka. Wręcz przeciwnie, opowieść jest do bólu prawdziwa. Lubię utwory szokujące, zaskakujące, a nawet te z nieszczęśliwym zakończeniem, jednak czytając "Baśniarza" cały czas miałam nadzieję na happy end. Powieść wyzwala w czytelniku dziwaczną naiwność, nawet jeśli nic na to wskazywało, ja w dalszym ciągu liczyłam, że wszystko będzie dobrze. Ale wiecie co? Choć tytuł brzmi "Baśniarz", książce daleko do bajeczki do dzieci.
Ciężko jest mi powiedzieć, czy polubiłam bohaterów tej powieści. Dlaczego? Ponieważ, nawet nie przyszło mi do głowy, aby w jakimkolwiek stopniu oceniać ich zachowanie. Choć działania Anny w prawdziwym życiu uznałabym za niedopuszczalne i absurdalne, czytając książkę nawet nie przyszło mi to do głowy. To wielka sztuka wykreować bohaterów w taki sposób, że czytelnik nawet nie próbuje negować, czy krytykować ich zachowania, a jednocześnie całym sercem przeżywa wraz z nimi przygodę.
Książka Antonii Michaelis to głęboko zapadający w pamięć i ciężki utwór. Mimo łatwego w odbiorze i przystępnego języka, jakim został napisany, z całą pewnością nie jest to lekka lektura. To opowieść o tym, ile można wybaczyć drugiej osobie i ile zła można uczynić w imię uczucia. Historia, która zaburza narzucany od lat czarno-biały schemat wartości wprowadzając niezliczone odcienie szarości. Ile Ty jesteś w stanie zaakceptować? Boleśnie daje czytelnikowi nadzieję, że jednak nie będzie musiał odpowiadzać na to pytanie, że może jednak wszystko nie jest tak złe jak się wydaje, aby potem zakończeniem dać mu w twarz.
"Baśniarz" jest dla mnie absolutnym fenomenem, książką bez wad. Na stałe zajmie w moim sercu miejsce przeznaczone dla tych najukochańszych lektur, do których będę wielokrotnie będę wracać i polecać wszystkim wokół. Tak więc i Wam - polecam!
Ocena: 10!/10
Anna ma kilkanaście lat, chodzi do szkoły i jest zwyczajną dziewczyną. Powoli dociera do niej jednak, że wszystko wokół się zmienia, a otoczenie uważa ją za niedojrzałą. Najlepsza przyjaciółka ma w głowie głównie chłopaków i imprezy, a do Anny zwraca się protekcjonalnie - "dziecko". Jednak nawet tak poukładana dziewczyna, jak nasza bohaterka może postawić całe swoje życie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niewiele jest okładek idealnych. Nie wiele opisów potrafi w trzech zdaniach, dwunastu słowach przekonać mnie, że lektura po prostu musi być dobra. A jednak "Margo" zachwyciła mnie już w zapowiedziach - oczywista w swej prostocie oprawa bardzo dobrze obrazuje historię, którą znajdziemy w środku. Chyba nigdy nie widziałam grafiki, która tak dobrze przedstawiałaby mrok wewnątrz nas. Wystarczyły trzy pierwsze zdania, które zdobią tył okładki, a byłam kupiona. Moje oczekiwania wobec tej powieści były wręcz ogromne - tylko czy słusznie?
Tarryn Fisher jest znana przede wszystkim dzięki serii "Mimo moich win" oraz "Never, nerver" - powieści napisanej wspólnie z Colleen Hoover. Co prawda nie miałam okazji przeczytać wspomnianych tytułów, ale słyszałam o nich wiele dobre. Jeśli mam być kompletnie szczera to do autorki, przekonał mnie już fakt napisania książki wspólnie z Hoover, a "Margo" nie jest pierwszą powieścią jej autorstwa, która znajduje się na mojej półce. Teraz jednak sięgnę wiem, że sięgnę po nie o wiele szybciej niż planowałam...
Bone to miasto bez nadziei. Przypomina mi trochę Xenię z filmu "Gummo" (jeśli mieliście okazję go oglądać z pewnością wiecie, co mam na myśli, jeśli nie - absolutnie nie polecam). Alkohol, to jeszcze nic - tutaj na porządku dziennym są również narkotyki, prostytuacja, czy przemoc wobec dzieci. Magro każdego dnia ogląda swoich sąsiadów i napawa się coraz większym obrzydzeniem. Nie musi daleko szukać - już jej matka każdego dnia przedstawia obraz upadku człowieka.
Nie nastawiajcie się na banał - tytułowa Margo wcale nie jest uroczą dziewczyną, która uśmiechem radzi sobie z przeciwnościami losu. Bone i na niej odcisnęło swoje piętno. z kolei Judah, drugi z głównych bohaterów, wcale nie jest niegrzecznym, bogatym chłopcem. Jego matka, choć dużo bardziej troskliwa niż rodzicielka dziewczyny, również ma swoje wady (o ile hodowle marihuany nazwać możemy wadą)... A jednak nastolatka z nieciekawą twarzą i lekką nadwagą oraz chłopiec na wózku są w stanie znaleźć odrobinę słońca w tym pełnym mroku miasteczku.
Cały czas w pobliżu czai się jednak zło. Kiedy mała dziewczyna z sąsiedztwa znika bez śladu w Magro rodzi się żądza krwi. Jej myśli stają się coraz bardziej mroczne, a po głowie krąży bardzo niebezpieczne pytanie - czy lepiej nie robić nic, czy może zrobić to, na co mamy ochotę.
Tak ciężko mi sklasyfikować tę historię. To chyba thriller, jednak w żadnym stopniu nie przypomina tych, które czytywałam do tej pory. Tu nie ma tych dobrych i tych złych, nic nie jest oczywiste. A najsmutniejszy jest moment, kiedy zdajemy sobie sprawę, że dla większości bohaterów nie ma szans na szczęśliwe zakończenie, nieważne, jak bardzo będą się starać.
Nie wierzę, że mówię to teraz, zaledwie w połowie pierwszego miesiąca, nie mogę się jednak powstrzymać. Wszystko wskazuje na to, że już teraz znalazłam swoją ulubioną książkę roku! Premiery, które będą miały miejsce w ciągu najbliższych 11 i pół miesiąca mają wysoko postawioną poprzeczkę!
Niewiele jest okładek idealnych. Nie wiele opisów potrafi w trzech zdaniach, dwunastu słowach przekonać mnie, że lektura po prostu musi być dobra. A jednak "Margo" zachwyciła mnie już w zapowiedziach - oczywista w swej prostocie oprawa bardzo dobrze obrazuje historię, którą znajdziemy w środku. Chyba nigdy nie widziałam grafiki, która tak dobrze przedstawiałaby mrok...
więcej Pokaż mimo to