Początek mnie i ciebie Emery Lord 7,3
"Początek mnie i ciebie" Emery Lord to powieść na okładce której czytamy: "czuła i inspirująca opowieść o starcie i miłości". Niestety z tym stwierdzeniem absolutnie się nie zgodzę. Była to skrajnie zwyczajna młodzieżówka pełna niedojrzałych i żenujących perypetii, o których czytamy w co drugiej słabej młodzieżówce. Gdyby tego było mało jest także pełna niedociągnięć.
Mnie przyciągnęły do niej przede wszystkim dwie rzeczy - motyw straty ukochanego i próba pójścia ze swoim życiem dalej, już bez tej osoby. Widziałam w tych wątkach ogromny potencjał i miałam nadzieję na emocjonalny rollercoster. Niestety co się okazało Paige - główna bohaterka powieści - raczej płakała i użalała się nad sobą niż nad straconą miłością. Jak tu zresztą mówić o miłości skoro umawiała się ze zmarłym chłopakiem zaledwie dwa miesiące... Tak wkurzam się na te opisy, które sugerują zupełnie co innego niż znajdujemy to w książce.
Miałam też problem z bohaterami tej powieści, a przede wszystkim z Paige. Opis powieści sugerował, że będzie ona się zmagać ze stratą chłopaka, którego kochała i wielką pustką jaką po sobie pozostawił. Okazało się, że Paige rozpaczała nad tym, że przylgnęła do niej łatka 'dziewczyny, której chłopak utonął', nad tym że wszyscy jej współczują i że nie może bez wyrzutów sumienia żyć szczęśliwie. Paige dramatyzowała, robiła z siebie samej ofiarę, a gdy ktoś okazywał jej współczucie to był dla niej najgorszym koszmarem. Ten wątek mógł być tak świetnie poprowadzony a został ponad miarę spłycony.
Poza tym bohaterowie tej powieści mają przypięte takie typowe młodzieżowe "łatki", których nie cierpię! Był tu kujon, była feministka, był chłopak, którego wszyscy pragną. Kolejne spłycenie... Czy naprawdę tak to wygląda w prawdziwym życiu? Sama przeżyłam swoje szkolne czasy bez tego typu segregowania ludzi i nigdy go nie zauważyłam. Tutaj przykład z powieści - Paige polubiła szkolnego kujona, dobrze się jej z nim rozmawia i spędza z nim czas, ale czy to dla niej naprawdę ważne? Nie. Dla niej ważne jest zastanawianie się nad tym, że rozmowa z nim publicznie to dla niej "towarzyskie samobójstwo". Cóż, przynajmniej do czasu aż pod koniec powieści przeżywa olśnienia, że może jednak nie musi się wstydzić.
Tak naprawdę jedyną zaletą tej książki i kwestią, która autorce się udała jest Max. Tę postać faktycznie polubiłam z całym jego pozytywnym nastawieniem, błyskotliwymi wypowiedziami i niespotykanymi zainteresowaniami.
Na koniec wspomnę jeszcze o specjalnej wisience na torcie, czyli o totalnie zniszczonym tłumaczeniu tej powieści. Ta książka wygląda jakby ktoś wrzucił ją do translatora i ledwo co po nim poprawił błędy. Składnia, niektóre wyrażenia.. Jeju, to był dramat. Najlepszy przykład to nazwa smaku lodów, które jadła Paige. Blueberry crumble to deser - jeżyny pod kruszonką zapiekane w piecu (palce lizać, naprawdę 😆). W powieści ta nazwa została przetłumaczona na... "pokruszona jeżyna". Ręce mi opadły, naprawdę. Coś takiego nie powinno trafić na półki księgarń. Zwłaszcza, że na pewno ta książka w oryginale nie jest aż tak zła jak jej polska wersja. Ale niestety wydawnictwa to chyba nie obchodziło.
"Początek mnie i ciebie" to książka, której zdecydowanie nie polecę. Bardzo mi przykro, że jej opis jest tylko miłą zachętą do czegoś kompletnie innego. Przykro mi, że w ogóle trafiła w moje ręce.