-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Niestety zawsze musi być jakieś ALE i tak też jest w tym przypadku.
W ogóle fabuła tego tomu jest… nawet nie tomu a całej serii Burza wspomaganych… z jednej strony bardzo ciekawa a z drugiej tragicznie zła. Całość powinna się skupiać przede wszystkim na delfiniej załodze. I identyczne zarzuty mam do poprzednich tomów tego cyklu. Nie potrafię ubrać w słowa frustracji jaką mam w głowie a bardzo bym chciał.
Fabuła dzieje się w 3 miejscach z kilku perspektyw. Pierwsze miejsce to oczywiście Streaker. Drugim miejscem statek Jophurów, który goni Streakera oraz trzecie to stacja badawcza. Każde z miejsc ma kilku bohaterów.
Największą część książki raczej zajmuje wątek Delfinów. Powiedzmy, że 40% albo i więcej? Nie wiem ile to jest dokładnie. Rozdziały co chwilę zmieniają perspektywę bądź miejsce.
Wątek delfinów był super do około 53% (na czytniku mam tylko pokazane procenty) i oto nadchodzi owe ‘ale’… Jedno z kilku z resztą. Ale zaczęło się robić gorzej. Autor stwierdził nagle, że jego historia jest za prosta i dopisał coś zbędnie górnolotnego przesadzając kompletnie. Transcendencja. Cały wątek transcendencji, czyli miej więcej w przedziale około 53-88% nie podobał mi się kompletnie. Był to wątek kompletnie niepotrzebny. Wymęczył mnie i wynudził. Nie wiem, czy miał w ogóle większy wpływ na fabułę jako tako. Z wyjątkiem otwarcia drogi dla kolejnego nowego wątku, który to wątek też był zbędny i niezwiązany z delfinami. Autor niepotrzebnie chciał dodać więcej dziwności i dodać kolejne niepotrzebne nowe wątki.
Zakończenie książki nie było jakieś super dobre ani tym bardziej satysfakcjonujące, ale najpewniej Brin nie miał pomysłu jak wybrnąć z sytuacji którą sam stworzył. Czyli oblężenie ziemi, układu słonecznego przez potężne wrogie armie kontra ziemianie i ich sojusznicy, którzy nawet razem wzięci są dużo słabsi.
Tak czy siak, załoga delfinów to jest to co mi się w całej sadze wspomagania najbardziej podoba i najbardziej zależy.
Wątek związany ze statkiem goniącym Streakera:
Kontynuacja wątku Rety i Dwera. (Pomijam wątek Ewasx) To nie jest to o czym chciałem czytać książkę. Nie podobało mi się to w poprzednich tomach i podobnie jest tutaj. Nie uważam, że cały wątek był zły, częściowo mi się podobał, ale to nie było to. Nie obchodzą mnie te postacie.
Wątek stacji:
Nowy bohater – Harry, szympans. Znów to samo. To nie jest to o czym się chce czytać i o ile sam Harry jest ciekawy tak już jego wątek w połowie nie jest. Ale miał swoje ciekawe momenty.
Brakowało bardziej rozbudowanego wątku części załogi, która opuściła Streakera właśnie mniej więcej w owym wymienionym przedziale. Nie pasują mi też nagłe przeskoki czasowe między rozdziałami. Nie są one per se duże, to dosłownie kilka/naście minut względem tego co działoby się w fabule, ale taki przeskok następuje. I nagle autor stawia nas przed faktem dokonanym czegoś, co w pierwszej kolejności jest nie do końca zrozumiałe, dlaczego tak się stało. Tylko po to, aby za kilka stron wyjaśnić, w opowieści jakiejś postaci, co się stało.
Zabrakło większej ilości POV samych delfinów. Za to właśnie pokochałem Gwiezdny przypływ.
Co koniec końców stało się z załogą pozostawioną na Kithrupie? Co się stało z Rothenami na Jijo? Jest sporo niewyjaśnionych wątków. Co prawda tylko część z nich mnie ciekawi.
Nie pasowało mi do końca nagłe wprowadzanie nowych delfinich bohaterów w np 80% książki z imienia, kiedy wcześniej przez kilka książek byli tylko "załogą".
Mimo wszystko będę tęsknił za bohaterami. Za tymi z którymi się już pożegnaliśmy kilka tomów temu w Gwiezdnym przypływie oraz tymi którzy przeżyli wyprawę. Chciałbym przeczytać kolejny tom. Cykl Wspomaganie mimo znaczących wad uważam za dobry.
Ocena tego tomu między 5 a 6.
Creideki <3
Niestety zawsze musi być jakieś ALE i tak też jest w tym przypadku.
W ogóle fabuła tego tomu jest… nawet nie tomu a całej serii Burza wspomaganych… z jednej strony bardzo ciekawa a z drugiej tragicznie zła. Całość powinna się skupiać przede wszystkim na delfiniej załodze. I identyczne zarzuty mam do poprzednich tomów tego cyklu. Nie potrafię ubrać w słowa frustracji jaką...
Książka składa się z dwóch perspektyw które co kilka rozdziałów skaczą między sobą. Pierwsza perspektywa to perspektywa ludzi — Queng Ho i Emergentów. Bardziej Queng Ho bo Emergenci raczej przedstawieni są jako ci źli. Oraz część bohaterów należy do Queng. Jest to również ta perspektywa która jest większa, dłuższa.
Druga perspektywa to perspektywa mieszkańców planety gdzie wybrali się ludzie — pająków.
Wątek pająków jest ciekawy. Ale książka zasługuje na bardzo dużego minusa, ze względu na to jak została przedstawiona ich perspektywa. Mianowicie chodzi mi o to, że praktycznie nie da się zobaczyć, że bohater jest pająkiem. Wszystko wygląda, jakby to był człowiek. Jedyne co na to może wskazywać to jakieś rzadkie wstawki typu "ruszył lewymi nogami" sugerujące, że postać ma więcej niż dwie nogi. Ale poza tym? Prawie nic. Dopiero dużo później w książce jest dużo lepiej odnośnie tego. Ale na początku w zasadzie ciężko stwierdzić, że to nie są ludzie.
Być może tym sposobem autor chciał pokazać, że pająki nie różnią się wcale tak bardzo od ludzi na pierwszym planie. I dopiero dużo dużo później zaczął te różnice mocniej pokazywać, że są bardziej obce, niż pierwotnie się wydawało.
Ale ja uważam to za wadę książki. Nie chcę czytać książki o kosmitach, gdzie kosmici zachowują się jak ludzie. Ale przynajmniej nie są dwunogami, także niby jakiś mały plus.
Wątek Queng Ho czy raczej ogólnie ludzi jest... tragicznie nudny. Do 1/4 książki czytałem go, licząc, że się przekonam. Nie przekonałem się. Dałem sobie z nim spokój przelatując szybko wzrokiem, aby jak najszybciej mieć go za sobą. Dopiero bliżej końca książki, kiedy już wątki bardziej się łączyły, wróciłem do niego.
Wątek ludzi jest niepotrzebnie rozdmuchany, skomplikowany. Niepotrzebne te wszystkie wojny, spiski i cała reszta. Zdecydowanie lepiej gdyby było to coś prostszego. Jedyna rzecz która z tego wątku mnie interesowała to momenty kiedy bohaterowie rozmawiali o pająkach. Lub ogólnie o sytuacjach na kartkach książki z pająkami związana. Cała reszta? Nie obchodziło mnie za bardzo. I przede wszystkim jest za duży. To wątek pająków powinien być tym większym.
Akcja książki co kilka rozdziałów skacze o kilka lat. Czyli dokładnie to samo co w poprzednim tomie. Niestety w obu przypadkach nie jestem dużym zwolennikiem tego. Bo zwykle gdzieś poza połową książki te przeskoki są trochę już za częste/za dużo ich. Nie do końca chciałbym czytać o postaciach które z biegiem książki, dużo dalej niż połowa, są już dużo starsze, bo akcja przeskoczyła o ile tam? 30 lat dla przykładu na przestrzeni całej fabuły.
Bardzo nie podoba mi się dość spora liczba dużych niedopowiedzeń związanych z dużymi wydarzeniami w fabule. Które to niedopowiedzenia zostają wyjaśnione na sam koniec książki w dialogu między bohaterami. Kilka razy myślałem, że pominąłem dużo wcześniej jakiś rozdział. Bo nie rozumiałem skąd nagle dzieje się to co się dzieje skoro wcześniej nie było żadnej wzmianki odnośnie tego. Ale nie, po prostu tego nie było. Nagle z dupy czegoś się dowiadujemy a na sam koniec jest to krótko wyjaśniane jak to się stało. Nie podoba mi się to.
Niektórzy powiedzieliby, że ocena bardzo niska. Mimo to chciałbym przeczytać kontynuację fabuły i poznać dalsze wydarzenia Queng Ho i pająków.
Książka składa się z dwóch perspektyw które co kilka rozdziałów skaczą między sobą. Pierwsza perspektywa to perspektywa ludzi — Queng Ho i Emergentów. Bardziej Queng Ho bo Emergenci raczej przedstawieni są jako ci źli. Oraz część bohaterów należy do Queng. Jest to również ta perspektywa która jest większa, dłuższa.
Druga perspektywa to perspektywa mieszkańców planety...
Nawet nie wiem, od czego tu zacząć… Książka jest bardzo złą kontynuacją, a jeszcze gorszym zakończeniem trzytomowego cyklu. Gdyby była to pozycja osobna, spin-off, byłaby całkiem spoko. Ale nie jest. Co prawda wtedy jej tematyka także by mnie nie interesowała. Ale przynajmniej byłoby jakieś wytłumaczenie czemu Spadkobiercy wyglądają jakby byli oderwani od rzeczywistości.
Książka skupia się na dwóch wątkach. Pierwszym z nich, tym krótszym, jest praktycznie to samo co w pierwszym tomie. Pozostałości dowódców po Anu pną się po szczeblach wojska chcąc dostać się jak najwyżej udając przyjaciół, a w międzyczasie szykować się do obalenia władzy. Dokładniej mówiąc jedna osoba, która też przekabaca pieniędzmi na swoją stronę „zwykłych” ludzi, którzy są na ważnych stanowiskach w Cesarstwie. Lub też współpracując z organizacjami terrorystycznymi.
Zaś drugi wątek, zdecydowanie dłuższy niż pierwszy, skupia się na dzieciach najważniejszych postaci. Które to dostają się na planetę, gdzie władzę sprawuje kościół. I gdzie z ich powodu dochodzi do wojny, gdzie w wyniki różnych okoliczności zostają dowódcami armii, która walczy ze złym kościołem, który to ciemięży, bardziej lub mniej, ludzi. I tak wygląda większa część książki.
A gdzie wątek Achuultan? A no nie ma. O ile do pierwszego wątku nic nie mam, to do drugiego już mam wszystko. Byłem przekonany, że sięgam po kontynuację, gdzie to Colin i cała reszta będzie starali się zrobić coś z Achuultanami na ich planecie. Albo będą badać planety imperium, szukając jakiegokolwiek życia. Może natrafią na nowy gatunek istot.
Zamiast tego dostajemy nic niewnoszący do niczego wątek jak dzieciaki, no może nie takie dzieciaki, prowadzą wojska przeciwko złej władzy, starając się ją obalić. A tym samym wysłać komunikat, gdzie się znajdują czy raczej gdzie utknęli i wezwać pomoc. Bo główny komputer na planecie jest siedzibą kościoła. To nie jest coś, co chciałem zobaczyć w tym cyklu. Nie interesuje mnie walka na muszkiety. Nie po to sięgam po cykl SF. A tym bardziej robić z tego wątek główny książki jeszcze z nimi. Nie obchodzą mnie w ogóle te postacie. Zostały wprowadzone dopiero teraz. Chciałem bohaterów, do których już miałem jakąś sympatię. Może na zdecydowanie większy udział Achuultan którzy przejrzeli na oczy. Chciałem kontynuacji drugiego tomu.
Sam wątek perspektywy dzieciaków kończy się nim w ogóle dostają się do komputera z którego mogą wysłać sygnał. Dopiero xx stron dalej, na sam koniec książki, Dahak odbiera wezwanie pomocy. Ale nie zostało to już pokazane z ich perspektywy.
No po prostu nie. To nie miało tak wyglądać. A nawet jeśli to nie miał to być główny wątek. Książka jest w zasadzie stratą czasu. Równie dobrze mógł to być cykl dwutomowy, bo ten tom jest zbędny. Tym bardziej że jest ostatni! Gdyby cykl był większą epopeją, 10 tomów, to co innego. Wtedy jak najbardziej by to pasowało do historii która musi być rozwinięta i różnorodna, aby nie była nudna. Ale to koniec, nic już nie ma.
Na zakończenie dodam, że w cyklu pojawiają się ulepszone za sprawą technologi imperium psy. Które to mają zdecydowanie większą inteligencję i mogą mówić. Był to ciekawy watek, ale nie był praktycznie rozwinięty. Tak samo, jak stworzenie samicy Achuultan. Jest... rzadko się pojawia i to tyle, nie zostało to rozwinięte.
A, byłbym zapomniał, było dużo literówek.
Nawet nie wiem, od czego tu zacząć… Książka jest bardzo złą kontynuacją, a jeszcze gorszym zakończeniem trzytomowego cyklu. Gdyby była to pozycja osobna, spin-off, byłaby całkiem spoko. Ale nie jest. Co prawda wtedy jej tematyka także by mnie nie interesowała. Ale przynajmniej byłoby jakieś wytłumaczenie czemu Spadkobiercy wyglądają jakby byli oderwani od rzeczywistości....
więcej mniej Pokaż mimo to
Kilka problemów książki:
Sam początek. Czyli zarzucenie głównego bohatera, czyli tak naprawdę czytelnika wyjaśnieniami co, kto, dlaczego i kim jest. A więc czytanie kilku stron informacji kim są wrogowie, czym jest imperium, kim są ci i tamci i jeszcze inni. Wyjaśnienia podane na tacy czy nawet podane z przymusem. Wolałbym to odkryć później w trakcie książki. Albo w inny sposób.
Źli i wielcy wrogowie jak to zawsze przystało na wrogów, niszczą wszystko, co żywe. Dlaczego? Nie wiadomo. Może w kolejnym tomie się wyjaśni? Pewnie nie.
Ciężko tu uświadczyć rozbudowanych postaci i dużych moralnych dylematów. Nie, żebym tego drugiego wymagał. Sama fabuła też jest raczej średnia, bohaterowie okej. Nie jest wcale źle, ale powiedzieć, że bardzo dobrze też nie można.
Z pewnością nie przeczytałbym jej jeszcze raz, dlatego też ocena adekwatna do tego. Co prawda cieszę się, że poznałem tę książkę, ale wprawdzie nic bym nie stracił nie znając jej.
Liczyłem też na zdecydowanie większy udział samego Dahaka. Szukam książek z SI jako właśnie ważną postacią. Dahak był okej, ale nie zapadł w pamięć ani trochę jak taki np. HAL 9000, GLaDOS czy Skippy. No i przede wszystkim było go bardzo mało. Z pewnością to nie było to, czego szukałem. Ale może kolejny tom będzie lepszy.
Kilka problemów książki:
Sam początek. Czyli zarzucenie głównego bohatera, czyli tak naprawdę czytelnika wyjaśnieniami co, kto, dlaczego i kim jest. A więc czytanie kilku stron informacji kim są wrogowie, czym jest imperium, kim są ci i tamci i jeszcze inni. Wyjaśnienia podane na tacy czy nawet podane z przymusem. Wolałbym to odkryć później w trakcie książki. Albo w inny...
Zdecydowanie lepsza. Dużo lepsza. Ale za krótka.
Brakowało mi kilku elementów. Przede wszystkim chciałbym, aby wątek z Brashieel (Achuultanem), był zdecydowanie większy, dłuższy. Zobaczyć jak wyglądały z nim rozmowy na przestrzeni całej książki od chwili kiedy został pojmany. Może nawet jego POV przez kilka rozdziałów. Zobaczyć co myśli, co odczuwa, uważa itd.
Druga rzecz to aby dodatkowo kilka rozdziałów było poświęconych temu co Colin robił po tym jak został cesarzem, oraz jak wyglądał ich powrót z głównego systemu Imperium/Cesarstwa do domu.
Dahak rozwinął skrzydła.
Zdecydowanie lepsza. Dużo lepsza. Ale za krótka.
Brakowało mi kilku elementów. Przede wszystkim chciałbym, aby wątek z Brashieel (Achuultanem), był zdecydowanie większy, dłuższy. Zobaczyć jak wyglądały z nim rozmowy na przestrzeni całej książki od chwili kiedy został pojmany. Może nawet jego POV przez kilka rozdziałów. Zobaczyć co myśli, co odczuwa, uważa itd.
Druga...
SF pełną parą, gdzie przedstawione są różne dziwne gatunki obcych które to różnią się bardzo od ludzi. (Dla przykładu roślina doniczkowa na kółkach) Także nie są to tylko „ludzie, ale z marsa”. Dostajemy również POV tych obcych. Obcy są ciekawi i nie są to również typowi obcy, którzy różnią się w zasadzie kolorem skóry. Jest to zdecydowanie ciekawiej zrobione. Był to mój główny punk sięgając po tą książkę. Niektóre rzeczy niestety dzieją się dla mnie za szybko.
Niestety czasami ich POV jest zbyt słabo napisane odnośnie prezentacji tego, że nie są ludźmi. Głównie na początku.
Czasem wątki mają za szybko przeskok czasowy. Ilość różnych perspektyw bohaterów również ma swój minus, bo wszystko musi być zrobione tak, aby się zmieściło na tych xxx stronach. Co prawda jest to na tyle ogromna ilość stron, że z pewnością lepiej to wyszło niż gdyby książka była krótsza. Ale niestety przez to, dla mnie, niektóre ciekawsze wątki, były krótsze niżbym chciał, bo trzeba jeszcze prowadzić wątek innych postaci. Jak wątek pierwszego kontaktu, a potem nauka komunikacji ludzi ze szponami były dla mnie zbyt szybkie. A inne zaś, szczególnie wątki Raven, wlokły się niesamowicie. Był niepotrzebnie za duży.
Akcja mogłaby się bardziej skupić na dzieciach naukowców i na planecie Szponów. Chociaż do niego też muszę się przyczepić. Gdyż początkowo wydarzenia w nim biegły zbyt szybko. A późniejszy trochę za bardzo były rozciągnięte.
Drugi wątek, Raven, zdecydowanie mniej mi się podobał. Był ciężki w czytaniu i odbiorze. Część rzeczy nie zrozumiałem, o co w nim chodziło. I nie obchodził mnie w połowie.
Część o pladze... uważam za niezbyt interesujący. Nie do końca wiadomo, o co chodzi, jest sobie jakaś istota/potęga która przejmuje/niszczy setki światów. Ale nie ma z nią jakiegoś kontaktu "twarzą w twarz". Jest sobie, niszczy i ściga niektórych bohaterów. Ale równie dobrze mogłoby jej nie być, bo jest zbędna. Z pewnością nie czułem żadnego zagrożenia z nią związanego dla bohaterów.
Wątki cały czas idą do przodu także nie ma tutaj sytuacji, w której dwa rozdziały dwóch bohaterów dzieją się w tym samym czasie. Kiedy kończy się jeden rozdział a zaczyna drugi można mieć pewność, że drugi rozdział będzie już po wydarzeniach z pierwszego.
Do jednej z wad zaliczyłbym zbyt słabo czasami zarysowane tego, że jakaś postać, z którą rozmawia bohater, jest obcym, ale nie widać tego, że nim jest. To znaczy, za słabo jest sprecyzowane, chociażby to jak wygląda, czy jak porusza np. mackami, czy czym tam. Także wydaje się, że to po prostu kolejny człowiek. A jednak tak nie jest. Z drugiej strony ci „ważniejsi” obcy dla fabuły są dużo bardziej sprecyzowani tym, jak wyglądają i jakie robią ruchy w danej scenie podczas np. rozmowy.
Kolejnym problemem są zdecydowanie za duże opisy. Jest ich dużo, za dużo, że aż chce się przeskoczyć kilak kartek do jakiegoś dialogu.
Samo zakończenie było... nie było jakoś bardzo powalające.
SF pełną parą, gdzie przedstawione są różne dziwne gatunki obcych które to różnią się bardzo od ludzi. (Dla przykładu roślina doniczkowa na kółkach) Także nie są to tylko „ludzie, ale z marsa”. Dostajemy również POV tych obcych. Obcy są ciekawi i nie są to również typowi obcy, którzy różnią się w zasadzie kolorem skóry. Jest to zdecydowanie ciekawiej zrobione. Był to mój...
więcej mniej Pokaż mimo to3/4 nudy a reszta byłaby nawet w miare gdyby nie irracjonalne postępowanie niektórych postaci.
3/4 nudy a reszta byłaby nawet w miare gdyby nie irracjonalne postępowanie niektórych postaci.
Pokaż mimo to
Tego typu książek jest bardzo mało, nie opowiada o kosmitach którzy znów chcieli podbić ziemie lecz o próbach pierwszego pokojowego kontaktu który swoją drogą nie wyszedł najlepiej, pierwszej przyjaźni a na sam koniec sojuszu między dwiema odrębnymi rasami.
Niektóre momenty były dość naiwne i nie wszystkie wątki zostały zamknięte ale i tak książka warta jest przeczytania.
Tego typu książek jest bardzo mało, nie opowiada o kosmitach którzy znów chcieli podbić ziemie lecz o próbach pierwszego pokojowego kontaktu który swoją drogą nie wyszedł najlepiej, pierwszej przyjaźni a na sam koniec sojuszu między dwiema odrębnymi rasami.
Niektóre momenty były dość naiwne i nie wszystkie wątki zostały zamknięte ale i tak książka warta jest przeczytania.
Bardzo mi się podobają wszelakie nawiązania do dzieł popkultury. Star Trek, Star Warsy, Obcy, Battlestar Galactica, Park Jurajski, a nawet... Pingwiny z Madagaskaru. Kowalski, analiza! I wiele innych, po prostu super.
Książka lekka i z humorkiem. Szkoda, że Bob, czy raczej Bobowie, jako komputer coraz bardziej, z biegiem książki, robi wszystko, aby bardziej być człowiekiem. Wolałbym, aby generalnie zachowywał się bardziej jak SI niż ponownie wszystko, co mógł, uczłowieczał, byłoby to zdecydowanie ciekawsze.
Swoją drogą słowo Legion w tytule od razu kojarzy mi się z Legionem z Mass Effecta.
Bardzo mi się podobają wszelakie nawiązania do dzieł popkultury. Star Trek, Star Warsy, Obcy, Battlestar Galactica, Park Jurajski, a nawet... Pingwiny z Madagaskaru. Kowalski, analiza! I wiele innych, po prostu super.
Książka lekka i z humorkiem. Szkoda, że Bob, czy raczej Bobowie, jako komputer coraz bardziej, z biegiem książki, robi wszystko, aby bardziej być...
Zdecydowanie ciekawsza od poprzedniego tomu. Wszystkie wątki mnie interesowały i ogromna szkoda, że nie są o wiele bardziej rozbudowanie, że książka nie jest o wiele dłuższa, grubsza. To jest chyba największa wada tego cyklu.
Najbardziej ubolewam, że wątek Pawonisów nie jest głębszy.
Zdecydowanie ciekawsza od poprzedniego tomu. Wszystkie wątki mnie interesowały i ogromna szkoda, że nie są o wiele bardziej rozbudowanie, że książka nie jest o wiele dłuższa, grubsza. To jest chyba największa wada tego cyklu.
Najbardziej ubolewam, że wątek Pawonisów nie jest głębszy.
Największe rozczarowanie to długość całego cyklu. Te książki są o wiele wiele za krótkie. Powinny być przynajmniej dwa razy grubsze. Chodzi o wątki, wątków jest bardzo dużo, a nie są wielce rozbudowane, niektóre są pobieżnie i tu jest problem.
Chociażby wątek Pawonisów... rozczarowanie. Był tak bardzo krótki, a to było moje największe oczekiwanie, większe od samych Innych.
Ogromny niedosyt.
Największe rozczarowanie to długość całego cyklu. Te książki są o wiele wiele za krótkie. Powinny być przynajmniej dwa razy grubsze. Chodzi o wątki, wątków jest bardzo dużo, a nie są wielce rozbudowane, niektóre są pobieżnie i tu jest problem.
Chociażby wątek Pawonisów... rozczarowanie. Był tak bardzo krótki, a to było moje największe oczekiwanie, większe od samych...
Z jednej strony lepsza a z drugiej gorsza. (Generalnie to najgorszy tom) Zaletą poprzednich tomów było kilka interesujących wątków. Każdy były inny od siebie i każdy na swój sposób interesujący. Oczywiście jedne bardziej a drugie mniej. Za to wadą była ich długość. Te książki były za krótkie. Każda z nich powinna być grubości ‘Niebiańskiej Rzeki’. Właśnie, aby wątki były odpowiednio rozbudowane.
Przechodząc do ‘Niebiańskiej Rzeki’. Niby sporo rzeczy naprawia, a jednak nie. W tym tomie są dwa wątki. Odnośnie nowej obcej cywilizacji i konflikcie w Bobwersum. Problemem jest, że pierwszy wątek był za długi, a drugi płytki.
Również ten tom nie przypomina tego co poprzednie. Czyli latanie w kosmosie, statki, intrygi, konflikty itd. Wszystko jest przyziemne. Co nie mówię, że jest wadą, ale warto to zaznaczyć.
Wątek Quinlanów, czyli obcej rasy, był za bardzo przeciągnięty. A zakończenie za szybkie, skończone na kilku stronach. Takie... "JEB" koniec. Również samo poprowadzenie całej historii trochę nużące. Bohater dociera od miasta do miasta, w którym czekają już na niego "ludzie", którzy go ścigają. I tak za każdym razem. Docieramy do miasta, ktoś nas znajduje i ściga, uciekamy. Ewentualnie łapie nas i dopiero później uciekamy. Powtórzyć razy ilość miast. Mówiąc w dużym uproszczeniu, bo sytuacje były różne. Ale schemat ten sam.
Mimo iż bohaterowie są komputerem, który w ciągu chwili może przeanalizować różne rzeczy, to tego nie robią za każdym razem. Czasem z własnej głupoty wpadają w tarapaty, kiedy jakiś czas wcześniej właśnie dzięki byciu komputerem znaleźli z wyjście, bo przeanalizowali wszystkie możliwe drogi.
Co do zakończenia, jak mówiłem, jeb, koniec. Kilka stron. Najbardziej oczekiwana rzecz, tajemniczy Administrator był właśnie rozczarowaniem przez to. Nie poświęcono mu większej uwagi.
Co do konfliktu w Bobiwersum. Nie wpływa za bardzo na przebieg fabuły. Znaczy... niby wpływa a niby nie. Niby jest tam w tle, ale był tak bardzo krótko przedstawiony, że równie dobrze mogło go nie być.
Zerowy wątek Deltan, i praktycznie zerowy Pawonisów.
Ogólnie rzecz biorąc najsłabszy tom, ale wciąż mi się podobało.
Z jednej strony lepsza a z drugiej gorsza. (Generalnie to najgorszy tom) Zaletą poprzednich tomów było kilka interesujących wątków. Każdy były inny od siebie i każdy na swój sposób interesujący. Oczywiście jedne bardziej a drugie mniej. Za to wadą była ich długość. Te książki były za krótkie. Każda z nich powinna być grubości ‘Niebiańskiej Rzeki’. Właśnie, aby wątki były...
więcej mniej Pokaż mimo to
W końcu otrzymujemy to czym ta seria powinna być od samego początku. W końcu moje rozczarowanie całym cyklem wpadło z zachwyt po przeczytaniu tego tomu. Generalnie wciąż jestem cyklem rozczarowany. Było w nim o wiele wiele za mało o smokach. A ten tom, który jest ostatnim, nie naprawi tego, gdyż właśnie jest ostatnim tomem. Gdyby był na przykład trzecim z sześciu to co innego. Wtedy można by się jeszcze pogodzić, że ten pierwszy czy tam pierwszy i drugi były takie i takie, a teraz, od trzeciego będzie tylko lepiej. Niestety tak nie jest.
Co do samej książki to posiada jedną największą wadę. Dla mnie było zdecydowanie za dużo opisów a za mało dialogów. A szczególnie brakowało mi dużo dialogów gdzieś tak od połowy książki, gdzie zaczyna się najważniejszy etap. Oraz to, że jak dla mnie akcja dzieje się za szybko. Chciałbym ten wątek zobaczyć nie w jednym a dwóch tomach. Aby był jeszcze bardziej szczegółowy.
W końcu otrzymujemy to czym ta seria powinna być od samego początku. W końcu moje rozczarowanie całym cyklem wpadło z zachwyt po przeczytaniu tego tomu. Generalnie wciąż jestem cyklem rozczarowany. Było w nim o wiele wiele za mało o smokach. A ten tom, który jest ostatnim, nie naprawi tego, gdyż właśnie jest ostatnim tomem. Gdyby był na przykład trzecim z sześciu to co...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest to druga znana mi książka gdzie pająki są przedstawione jako kolejna cywilizacja. Jest to ciekawy motyw. W tej książce zdecydowanie mocniej zostało pokazane, że to są pająki. W tej o której wspominam — Głębia w niebie — czasem czytając jakiś rozdział można było całkowicie zapomnieć, że ów rozdział jest z perspektywy pająków, a nie ludzi.
Fabuła trochę za bardzo się ciągnie. Punkt kulminacyjny na który wszyscy czekają jest do dopiero pod koniec książki.
Część opisanych rzeczy które robiły pająki gdzieś po 2/3 książki była trudna w do wyobrażenia sobie. Bardziej brzmiało to jak fantasy, a nie SF.
Jedną z największych wad która strasznie irytowała to wszędobylski nacisk, że ludzie dążą tylko do eksterminacji siebie i innych istot... Ileż kur$% można.
Świetnie zostało pokazanie jak wygląda życie na statku który przemierza tysiące lat z perspektywy jednej postaci która co jakiś czas idzie pospać do kriokapsuły. To jak dla kogoś jakieś wydarzenia trwały ledwo tydzień temu, a dla innych to tylko legendy zamierzchłych czasów.
Niestety zakończenie mi się nie podobało. Sposób jaki konflikt między ludźmi i pająkami został rozwiązany. Oraz sam fakt, że był to już sam koniec książki, przez co nie można było zobaczyć jak chociażby oba gatunki żyją i się dogadują.
Zakończenie przypomina zakończenie Mass Effect 3. Gdzie do wyboru mam tylko zielone zakończenie, czyli narzuconą z góry symbiozę.
Jest to druga znana mi książka gdzie pająki są przedstawione jako kolejna cywilizacja. Jest to ciekawy motyw. W tej książce zdecydowanie mocniej zostało pokazane, że to są pająki. W tej o której wspominam — Głębia w niebie — czasem czytając jakiś rozdział można było całkowicie zapomnieć, że ów rozdział jest z perspektywy pająków, a nie ludzi.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toFabuła trochę za bardzo się...