-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2021-01-01
2020-12-08
Wisława Szymborska. Jedna z najsławniejszych polskich twórczyń. Wybitna poetka, literatka, Noblistka. Obdarzona niespotykanym poczuciem humoru i dystansem do świata, a jednocześnie bardzo wrażliwa i pełna empatii. Zawsze starała się postępować w zgodzie ze swoimi ideałami, chociaż system nie zawsze to umożliwiał. Kochała swoją rodzinę, bliskich i przyjaciół, mimo że nie zawsze się z nią zgadzali. Jej skromność sprawiła, że nie wiele wiemy o jej życiu prywatnym. Jednak kilka lat po śmierci tej niezapomnianej postaci mamy okazję poznać jej biografię wewnętrzną i spojrzeć na jej portret, nakreślony na nowo, nieco bardziej intymny niż dotychczas…
Do postaci Szymborskiej mam bardzo osobisty sentyment – już kiedy byłam w szkole podstawowej i nie do końca jeszcze rozumiałam poezję, jej wiersze bardzo do mnie przemawiały i w jakiś fascynujący sposób je czułam, więc właśnie to jej dzieła wybierałam na szkolne konkursy recytatorskie. Kiedy dorosłam, a poezja stała się nieodłączną częścią mojej codzienności, pozostało we mnie upodobanie do zgłębiania twórczości poetki, która patrzyła na świat z dozą prawidłowego osądu, bardzo obiektywnie – a ja nigdy nie cierpiałam skrajności. Kiedy cztery lata temu zamieszkałam w Krakowie, poetka która niegdyś stąpała po tym samym co ja bruku, stała mi się jeszcze bliższa…
W podróży przez życie Szymborskiej towarzyszyły autorce liczne materiały źródłowe – możemy zajrzeć do dowcipnych listów, które mała Wisława i jej siostra Nawoja adresowały do przebywającej w sanatorium matki. Mamy wgląd we fragmenty korespondencji z pierwszym mężem poetki, Adamem Włodkiem, z którym nawet po rozwodzie dzieliła się swoimi smutkami i radościami. Z przyjemnością śledzimy rozwój jej uczucia do Kornela Filipowicza, jak i rozeznajemy jej sytuację życiową z urywków listów do najbliższych przyjaciół czy dawnych znajomych. Wraz z wydarzeniami z życia Szymborskiej, poznajemy także wiersze, które w ich czasie powstawały, co daje nam pogląd na towarzyszące poetce uczucia i emocje.
Książka Joanny Gromek-Illg znakomicie oddaje swoisty klimat i aurę życia Wisławy Szymborskiej. Dzięki jej realistycznym opisom możemy poznać, a wręcz poczuć klimat Domu Literatów w starej kamienicy na Krupniczej, której lokatorką poetka była przez wiele lat, organizując tam literackie spotkania. Poczuć możemy także klimat małego mieszkanka Szymborskiej, zwanego „szufladą”, czy też zakopiańskiej „Astorii” w której poetka spędziła wiele miesięcy wypoczywając w Tatrach. Opowieść o życiu noblistki, którą snuje czytelnikowi autorka, jest pełna wielorakich doznań...
Książka napisana została językiem bardzo plastycznym, tak że mimo ogromnej ilości zawartych w niej informacji nie nudziła, a wciąż czytało się ją z ciekawością. Podziwiam ogrom pracy, który autorka włożyła w przygotowanie książki i w ubranie w odpowiednie słowa tej ukrytej strony poetki, którą jej udało się nieco zgłębić. Nie mogę także nie wspomnieć o tym, jak pięknie książka została wydana, co także pozytywnie wpłynęło na wrażenia z lektury. Całości, czyli zawartości merytorycznej i cytowanych utworów poetki, dopełniają fotografie, obrazujące wydarzenia z życia czy liczne relacje.
„Szymborska. Znaki szczególne” to w istocie wewnętrzna biografia naszej rodzimej, wybitnej poetki, która nie tylko przybliża nam istotne fakty z jej życia, ale także pozwala nam przyjrzeć się jej twórczości przez pryzmat wątków biograficznych. To ciekawie zarysowana opowieść o kobiecie niewysłowienie zdolnej, a przy tym skromnej i nie lubiącej rozgłosu. To spojrzenie na poetkę pod zupełnie innym kątem, pełne ciekawych odkryć i spostrzeżeń.
Wisława Szymborska. Jedna z najsławniejszych polskich twórczyń. Wybitna poetka, literatka, Noblistka. Obdarzona niespotykanym poczuciem humoru i dystansem do świata, a jednocześnie bardzo wrażliwa i pełna empatii. Zawsze starała się postępować w zgodzie ze swoimi ideałami, chociaż system nie zawsze to umożliwiał. Kochała swoją rodzinę, bliskich i przyjaciół, mimo że nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
Kanada. Wedle wielu kraj idealny do życia, słynący ze swojego liberalizmu i otwarcia na inne kultury. Kraj, w którym każdy znajdzie swoje miejsce… To tutaj, już od ponad wieku rdzenni mieszkańcy muszą zmagać się z traumami, jakie wywołały funkcjonujące na kanadyjskich ziemiach szkoły z internatem, do których przymusowo wysyłano dzieci. Toby Obed, Henry Pitawanakwat czy Edmund Metatawabin to tylko mały odsetek znanych z imienia i nazwiska ludzi, którzy piekła doświadczyli już za życia. Odbierani rodzinom i umieszczani w szkołach tracili swojej imiona, które tak wiele znaczyły, często stając się numerkami, które pozwalały tylko ich zidentyfikować. Szkoły, prowadzone przez instytucje rządowe czy kościelne, wpajały im elementy kultury anglosaskiej, pozbawiając ich jestestwa, przy okazji czyniąc ogrom innych okrucieństw. Na porządku dziennym były tam głodzenie, przywiązywanie do krzeseł, bicie, zmuszanie do jedzenia wymiocin czy nadużycia seksualne. Tysiące dzieci Mohawków, Inuitów i innych społeczności rdzennych przetrwało. Od lat Ocaleńcy - bo tak ich zwiemy – czy ich dzieci i potomkowie domagają się sprawiedliwości i zadośćuczynienia za doznane przez Pierwsze Narody krzywdy. Największe problemy jednak często zamiatane są pod dywan, co i teraz z tragiczną sprawą szkół robią kościoły i kanadyjski rząd…
Debiutancka książka Joanny Gierak-Onoszko wydana została rok temu i w szybkim tempie poruszyła rzesze odbiorców. Ja, przyznam szczerze, nie słyszałam o niej za wiele i bardzo prawdopodobne, że w ogóle nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie pewne okoliczności. Na jednym z przedmiotów na studiach uczyliśmy się o ludnościach rdzennych, co zbiegło się w czasie z moim seansem trzeciego sezonu serialu Ania, nie Anna, w którym główna bohaterka eksplorując otaczający ją świat poznaje rdzenną mieszkankę Wyspy Księcia Edwarda, dziewczynkę Ka’kwet. Oba te czynniki, czyli wielowiekowa trauma i historia przyjaciółki rudowłosej Ani, która wydaje się podzielać losy bohaterów tej książki wstrząsnęły mną tak bardzo, że zaczęłam interesować się krzywdami wyrządzonymi rdzennym mieszkańcom na kanadyjskich ziemiach. Tak o to reportaż Joanny Gierak-Onoszko trafił w moje ręce i wydaje mi się, że jego lektury nie będzie mi dane prędko zapomnieć…
Historie, które autorka przedstawiła w swojej książce naprawdę poruszają. Wstrząsająca - to epitet który najlepiej określa każdą z nich, bez wyjątku. Każdy z występujących na jej kartach bohaterów zmaga się z traumą, swoją czy też swoich przodków, której nikt i nic nie będzie nigdy wstanie naprawić. Rdzenni, często na zawsze pozbawiani byli swoich rodzin, a w szkołach upokarzani i brutalnie wykorzystywani, przez osoby świeckie jak i duchowne. Kiedy postanowili zawalczyć o swoją sprawiedliwość odbili się od muru. Muru w postaci kanadyjskiego rządu i instytucji wyznaniowych, które wszystkiego się wyparły, próbując zamknąć im usta. Po każdym kroku w przód następowały trzy wstecz. Ocaleńcom i ich prawnikom wciąż rzuca się kłody pod nogi. Wielogodzinne zeznania zostają utajniane. Czuwania i debaty notorycznie zostają udaremniane. Padają wyrazy żalu, pozbawione jednak szczerych intencji. Czołowe instytucje wszystko chcą załatwić pieniędzmi, których zdobycie, wbrew pozorom, nie jest wcale łatwe i nie pozbawione jest haczyków. Każde wyznanie poddawane jest w wątpliwość. To łatwe, wielu świadków już nie ma. Oprawcy, do których udaje się dotrzeć często również byli niegdyś ofiarami. Krzywdzeni krzywdzą – wiele można zwalić na ten mechanizm. Na wszystko można znaleźć usprawiedliwienie.
A ofiary często chciałyby usłyszeć tylko najzwyczajniejsze „przepraszam”…
Autorka nie oszczędza czytelnika. Wielu kwestii nie owija w bawełnę. Godne podziwu jest jednak jej ogromne poszanowanie dla swoich rozmówców, których do niczego nie zmusza i do których podchodzi z wielkim taktem. Książka skonstruowana jest w taki sposób, że najbardziej okrutne fragmenty kontrastowane są tymi o naszym wyobrażeniu Kanady i obalającymi przeidealizowaną jej wizję. Mimo trudnej tematyki dobór słów jest wyjątkowo trafny, a przesłanie każdego rozdziału, każdej opowieści, bez większych trudności powinno trafić do czytelnika.
„27 śmierci Toby’ego Obeda” to książka, z którą powinien zapoznać się każdy. Jednocześnie nie jest to książka dla każdego. Jest to bowiem bardzo trudna opowieść. Historia ogromnej krzywdy, która w rzeczywistości ma miejsce dopiero po docelowych wydarzeniach. A krzywdą tą jest ignorancja i brak poszanowania dla tego, co wydarzyło się w przeszłości. Niezałatane rany nie dają o sobie zapomnieć. Społeczeństwo, które nie wyciąga lekcji ze swojej przeszłości nie zasługuje na przyszłość. Książka Joanny Gierak-Onoszko to, w istocie, właśnie taka lekcja dla społeczeństwa. Lekcja szacunku i zrozumienia, których często tak bardzo nam brakuje…
Kanada. Wedle wielu kraj idealny do życia, słynący ze swojego liberalizmu i otwarcia na inne kultury. Kraj, w którym każdy znajdzie swoje miejsce… To tutaj, już od ponad wieku rdzenni mieszkańcy muszą zmagać się z traumami, jakie wywołały funkcjonujące na kanadyjskich ziemiach szkoły z internatem, do których przymusowo wysyłano dzieci. Toby Obed, Henry Pitawanakwat...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
Woda. Twój organizm składa się z niej w około 70%. Kiedy jesteś spragniony – wystarczy, że odkręcisz kran bądź otworzysz butelkę i możesz ugasić swoje pragnienie. Wodą możesz schłodzić zmęczoną upałem twarz, przemyć ranę, zmyć z siebie brud dnia codziennego. Woda jest dla Ciebie gwarantem, bo prawdopodobnie nigdy nie zaznałeś życia bez niej. Od kiedy pamiętasz była. Jest. Ale czy zawsze będzie?
2017. Signe poznajemy jako starszą kobietę. Mieszka w Norwegii, której krajobraz naturalny od najmłodszych lat jest dla niej niezwykle cenny. Jest ekolożką i aktywistką ochrony środowiska. Jej celem jest ocalenie lodowca, który przez całe życie podziwiała, a który wkrótce ma stać się kostkami lodu do drinków. W ramach swojego protestu wyrusza w podróż na otwarte morze...
Rok 2041. David to młody mężczyzna, który wraz z kilkuletnią córeczką Lu zmuszony jest do rozłąki z żoną i małym synkiem i ucieczki z trawionej pożarami Francji. W świecie pozbawionym słodkiej, pitnej wody trafiają do obozu dla uchodźców. Po kilkunastu spędzonych tam, monotonnych dniach odnajdują starą łódź, która na zawsze odmienia ich życie…
Jak splatają się losy tych ludzi?
Po wspaniałej i bijącej rekordy popularności „Historii pszczół” Maja Lunde powraca z kolejną powieścią z cyklu Kwartetu Klimatycznego. Kreuje kolejną, pogrążona w klimatycznej katastrofie rzeczywistość, która uświadamia nam, jak bardzo oderwani od rzeczywistości jesteśmy my.
Kiedy przejrzymy na oczy? Czy wtedy będzie można jeszcze coś zrobić, czy za późno już będzie na działanie? Kiedy zdamy sobie sprawę, że przeświadczenie, iż zawsze będziemy zdrowi i szczęśliwi na planecie, którą doprowadziliśmy do ruiny, jest błędne?
Powieść napisana jest ciekawie, językiem przystępnym i prostym w odbiorze. Czyta się przyjemnie, chociaż nie w zawrotnym tempie. Pomysł na fabułę był rzeczywiście genialny, jednak sposób jego realizacji odbiega już nieco od ideału. Postać i historia Signe zaciekawiła mnie zdecydowanie bardziej niżeli postać Davida. Stało się tak zapewne dlatego, że została ona zdecydowanie lepiej przez autorkę poprowadzona. Była żywsza, bardziej realna, a co za tym idzie – dużo bardziej intrygująca. Przemyślenia i wewnętrzne rozterki bohaterów są, owszem, niezwykle ciekawe, ale autorka powinna jeszcze popracować nad portretem psychologicznym swoich postaci, które sprawiają wrażenie zbyt jednowymiarowych, a ich zachowania czy wybory często nie są zrozumiale umotywowane.
Woda. Twój organizm składa się z niej w około 70%. Kiedy jesteś spragniony – wystarczy, że odkręcisz kran bądź otworzysz butelkę i możesz ugasić swoje pragnienie. Wodą możesz schłodzić zmęczoną upałem twarz, przemyć ranę, zmyć z siebie brud dnia codziennego. Woda jest dla Ciebie gwarantem, bo prawdopodobnie nigdy nie zaznałeś życia bez niej. Od kiedy pamiętasz była. Jest....
więcej mniej Pokaż mimo to2020
W miasteczku Saint Petersburg na Florydzie, mieście Tomka Sawyera słynącym też z zacumowanej weń repliki statku Bounty – tego z kinowej produkcji z Marlonem Brando - mieści się pensjonat Butler Arms. W pięknym budynku z werandą zapełnioną bujanymi fotelami mieszkają ludzie starsi, którzy starają się ciekawie wieść te nie najbardziej świetlane lata swojego życia. Mamy tutaj między innymi nestorkę żydowskiego rodu, kobietę amatorsko pałającą się księgowością jak i taką, którą uznano niegdyś za niemowę i tak już zostało. Osobliwy pensjonat zamieszkuje także nieśmiała staruszka zakochana w gwiazdorze rewii czy niedbały mężczyzna, który uciekł od żony przed wieloma laty, a teraz z radością uprzykrza życie właściciela sąsiedniej parceli. Z ich obrazem kontrastuje postać pokojówki Lindy, dziewczyny meksykańskiego pochodzenia i jej chłopaka, Joego, który motocyklem jeździ do pracy na statku i czeka na przybycie Jezusa. Ich życie w miasteczku, w którym karetki nigdy nie jeżdżą na sygnale, kręci się wokół małych codziennych spraw oraz wielkich problemów, z którymi każdy bez wyjątku się zmaga. Czas, spędzany na oczekiwaniu na coroczny bal czy wycieczkę upływa im nieubłaganie…
Poznajemy także Jonasza, wybitnego pisarza i dziennikarza, któremu po odejściu z czynnej pracy zlecone zostaje napisanie biografii niejakiego Igreka. Podczas trudnych zmagań z brakiem weny mężczyzna odkrywa, że pisze tak naprawdę o sobie i swoim życiu, które dotychczas postrzegał diametralnie różnie od swojego otoczenia. Czy uda mu się naprawić, a przede wszystkim zrozumieć swoje błędy?
Moja przygoda z twórczością autorki Muminków trwa nadal i muszę przyznać, że podoba mi się bardzo. Ta książka, zawierająca w sobie tytułową powieść „Słoneczne miasto” oraz nowelę „ Kamienne pole” po raz pierwszy została wydana w naszym kraju w 2017 roku i była wówczas bardzo popularna. Do napisania jej zainspirowały autorkę odwiedziny w opisywanych miejscach. Ja do pisarstwa Tove mam ogromny sentyment, jednak muszę przyznać, że „Słoneczne miasto” nie jest Tove w najlepszym wydaniu…
O ile „Kamienne pole” czyli historia Jonasza przypadło mi do gustu bardzo, gdyż było tego rodzaju twórczością Jansson którą znam i cenię, o tyle samo „Słoneczno miasto” rozczarowało mnie nieco, by nie powiedzieć – bardzo. Z początku lektura powieści bardzo mnie wynudziła, dałam jej jednak drugą szansę, która finalnie przeważyła losy mojej opinii.
Bo, widzicie, „Słoneczne miasto” to nie jest książka zła. Grzechem byłoby takowe stwierdzenie. To po prostu książka całkowicie w stylu pisarki – nieśpieszna, pełna melancholii i nostalgii. Książka, która powstała bardziej ku naszej refleksji niżeli przedstawianiu nam jakiejkolwiek akcji. Podczas gdy jej powierzchowna warstwa jawi nam się jako nudna, to w głębszej znajdujemy przyczynek do rozważań, często nad samym sobą…
„Słoneczne miasto” to książka o każdym, ale nie dla każdego. Historia o dojrzewaniu, jak i o niemożności dorośnięcia. Opowieść o życiu chwilą, a jednocześnie o odkładaniu w czasie. Słodko-gorzkie rozważanie, z jednaj strony utrwalające stereotypy o starości, a z drugiej – zadające im kłam. Pozycja, która może rozprawić się z naszymi lękami lub tylko nam ich przysporzyć. Książka, która skłania do zatrzymania się nie tylko nad początkiem wszelkiej rzeczy, ale i nad jej końcem...
W miasteczku Saint Petersburg na Florydzie, mieście Tomka Sawyera słynącym też z zacumowanej weń repliki statku Bounty – tego z kinowej produkcji z Marlonem Brando - mieści się pensjonat Butler Arms. W pięknym budynku z werandą zapełnioną bujanymi fotelami mieszkają ludzie starsi, którzy starają się ciekawie wieść te nie najbardziej świetlane lata swojego życia. Mamy tutaj...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jestem człowiekiem lasu. Sympatykiem drzew i naturalnego środowiska. Niespełnionym leśniczym. Częścią natury...
Przy okazji recenzji książki ,,Sekretne życie drzew" wspominałam już co nieco o mojej długotrwałej relacji ze środowiskiem naturalnym. Mimo, że mieszkam w dużym mieście, mam ogromne szczęście posiadać mały, wiekowy już domek w górach, do którego wybywam kiedy tylko nadarza się ku temu okazja. Leży on na samym skraju najpiękniejszego lasu jaki istnieje. Lasu, w którym spędziłam już niezliczone godziny, i wiele zapewne jeszcze ich spędzę.
Las przynosi mi ukojenie w gorszych chwilach. Leczy zszargane nerwy. Uspakaja. Odwiedzam go gdy potrzebuję natchnienia. Odpoczynku.
Nigdy jednak nie zdawałam sobie sprawy, że te moje spacery to nic innego...jak kąpiele leśne!
Kąpiele leśne to zbawienny zabieg z kręgu medycyny leśnej. Polega na doświadczeniu lasu wszystkimi zmysłami i pozwoleniu sobie na zjednoczenie z naturą. Powrót do pierwotnych zwyczajów. Czegoś, co kiedyś było normą.
Książka dr Qing Li napisana została w przystępny, ciekawy sposób. Wiele z przeczytanych słów zapada w pamięć na naprawdę długi czas. Całość dopełniona jest pięknymi fotografiami leśnych przestrzeni, działających na wyobraźnię.
Shinrin - yoku jest sztuką japońską, dlatego właśnie na przykładzie tamtejszych lasów i gatunków drzew wszystko jest objaśniane. Myślę, że jest to więc zaiste ciekawa lektura dla miłośników japońskiej kultury, tak bardzo drzewa chełpiącej.
,,Shinrin-yoku" to jedna z lektur tego typu, które otwierają nasze oczy na sprawy, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. Książka, której już samo czytanie wiele może w naszym życiu zmienić. Kąpiele leśne uczą nas, jak dzięki drzewom stać się szczęśliwszym i zdrowszym.
Czy w dzisiejszym wymagającym i pędzącym naprzód świecie, w którym zapomnieliśmy już jak się zatrzymać, pozwolimy sobie na chwilę odpoczynku...i zaczerpniemy z natury?
https://literackieimponderabilia.blogspot.com/2018/08/shinrin-yoku-sztuka-i-teoria-kapieli.html
Jestem człowiekiem lasu. Sympatykiem drzew i naturalnego środowiska. Niespełnionym leśniczym. Częścią natury...
Przy okazji recenzji książki ,,Sekretne życie drzew" wspominałam już co nieco o mojej długotrwałej relacji ze środowiskiem naturalnym. Mimo, że mieszkam w dużym mieście, mam ogromne szczęście posiadać mały, wiekowy już domek w górach, do którego wybywam kiedy...
Powieści, które dzieją się w czasach II wojny światowej napisano już naprawdę wiele. Są to historie typowo o wojnie lub takie, dla których stanowi ona tło. Przy okazji lektury Złodziejki książek oraz Światła, którego nie widać przekonałam się, że z nie do końca znanych mi powodów, za literaturą ulokowaną fabularnie w tamtym czasie ogromnie przepadam.
,,Słowik" to historia wyjątkowa dlatego, że wojenną codzienność przedstawia nam z perspektywy dwóch kobiet. Sióstr.
Isabelle i Vianne to dwie francuzki, które podobne są do siebie jak ogień i woda. Kontrast pomiędzy bohaterkami został przez autorkę niezwykle ciekawie nakreślony. Na kartach powieści obserwować możemy zachodzące w nich przemiany, które z zupełni przeciwległych priorytetów prowadzą je ku wspólnemu mianownikowi.
Kristin Hannah w swojej powieści wykreowała naprawdę ciekawych bohaterów. Każdy z nich jest idealnie wręcz dopracowany, istotny i wnosi coś wartościowego do fabuły.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że postać Isabelle wzorowana jest na żyjącej niegdyś belgijskiej działaczce ruchu oporu Andrée de Jongh, która w czasie wojny pomagała w transporcie uciekinierów z obozów jenieckich, przeprowadzając ich przez wysokie góry. Świadomość jej prawdziwego istnienia przed laty potęgowała tylko ciarki spowodowane lekturą!
Książka napisana została przystępnym i jednocześnie ciekawym językiem. Historia raz opisywała tętniące napięciem losy Isabelle, by w kolejnym rozdziale przenieść się do Vianne i w jej towarzystwie odetchnąć. Czytało się przez to wyjątkowo szybko...do pewnego momentu. Powieść jest bowiem niesamowicie mocno nacechowana emocjami, które autorka czasami wręcz narzuca. Pewne opisy są zbędne i przesadne aż tak, że kilkukrotnie nie miałam siły by kontynuować czytanie, mimo, że byłam ciekawa dalszych losów bohaterów.
,,Słowik" to przepiękna i wzruszająca, pozwolę sobie tak nazwać, bajka o wojnie. To historia bohaterek wojennych, o których często się zapomina i które notorycznie są pomijane. Kobiet z ruchów oporu, sanitariuszek, oraz tych, które w zawieszeniu czekały na powrót tych, których wojna im zabrała. Kobiet, których największy wkład w wojnę miał miejsce najczęściej po jej zakończeniu. Gdy w domowym zaciszu leczyły rany, na ciele jak i przede wszystkim - te na duchu. Kiedy przywracały wiarę i nadzieję swoim mężczyznom...i tym, co z nich zostawało.
http://literackieimponderabilia.blogspot.com/2018/08/sowik-kristin-hannah.html
Powieści, które dzieją się w czasach II wojny światowej napisano już naprawdę wiele. Są to historie typowo o wojnie lub takie, dla których stanowi ona tło. Przy okazji lektury Złodziejki książek oraz Światła, którego nie widać przekonałam się, że z nie do końca znanych mi powodów, za literaturą ulokowaną fabularnie w tamtym czasie ogromnie przepadam.
,,Słowik" to historia...
Miłość.
Co to słowo właściwie dla Ciebie znaczy?
Uczucie? Jedna z emocji? Relacja?
Miłość opisać jest bardzo ciężko. Mówi się, że jest ślepa. Niepoliczalna. Piękna, lecz potrafi ranić jak nic innego. Początkowo przynosi szczęście, które szybko może przerodzić się w ból. Uskrzydla. Daje nadzieję i siłę.
Przede wszystkim - miłość to nie tylko słowa. Miłość to gesty, spojrzenia, oddychanie jednym powietrzem nawet pomimo odległości. To wybór. Jedna dusza w dwóch ciałach.
Jak więc autorce książki ,,Moja dusza pachnie Tobą" udało się oddać miłość i towarzyszące jej emocje...za pomocą słów?
Tutaj może trochę was rozczaruję. Sama przecież wcześniej napisałam, że są rzeczy, których słowa nijak nigdy nie oddadzą. Więc to nie mogło się udać. Nie miało prawa.
A jednak się udało. Niepowtarzalnie!
Twórczość Aleksandry Steć pojawiła się w moim życiu w takim momencie, w którym najbardziej jej potrzebowałam. Od zawsze wiedziałam, że coś takiego, co ludzie zwykli nazywać przypadkiem, po prostu nie istnieje. Nigdy nie wierzyłam też w to, że wszystko, co akurat się dzieje, może być dziełem rzeczonego przypadku. Przypadki to ja owszem, respektuję...ale tylko te w deklinacji. Życie człowieka ma od zarania dziejów pewien sens i każda, najmniejsza nawet rzecz dzieje się dokładnie w tym momencie, w którym powinna.
,,Moja dusza pachnie Tobą" to zbiór, który naprawdę ciężko sklasyfikować. Oddaje tyle emocji co poezja, a wciąga tak samo jak proza. Przeczytanie książki było dla mnie kwestią godziny. Bo ma ona tą niesamowitą właściwość, że gdy się ją otworzy, to trzeba stoczyć z sobą wewnętrzną walkę, by ją zamknąć. Chciałoby się ją czytać na okrągło. Wciąż i wciąż. Bo z każdą przewróconą stroną porusza ona kolejne zakamarki duszy.
Pozycja podzielona jest na cztery części, które pozwolę sobie nazwać rozdziałami. Rozdział pierwszy, o tytule ,,Przesiąknięta jestem Tobą na wskroś" to zbiór myśli przepełnionych uczuciem, radością z przebywania z kochaną osobą, spokojem. To świadomość ostoi. Ostoi, która w rozdziale ,,Życie ma smak dawnych pocałunków" zaczyna się chwiać, psuć, by w rezultacie runąć. Coś, a raczej...ktoś po prostu znika i bardzo uporczywie go nie ma. Wtedy rozdział trzeci opisuje nam, że ,,Świat cierpi na deficyt miłości", a koniec tego zbioru pokazuje, iż ,,Kobiecość najsłodszą z broni".
Wszystkie myśli zawarte w tej książce mają ze sobą związek. Nie do końca może oczywisty, lecz dostrzegalny. ,,Moja dusza pachnie Tobą" to właśnie wyrażona pięknymi słowami tytułowa dusza. To manifest osoby niezwykle wrażliwej i jej podejścia do świata, pełnego nadziei i zdolnego do poświęceń.
Na początku mojej recenzji dałam do zrozumienia, że książka Aleksandry Steć traktuje o miłości. Otóż...nie do końca to miałam na myśli. Autorka wplotła w szereg zdań jedno wyjątkowe. Napisała, że ,,W zasadzie nic bez miłości nie istnieje". Analityczna część mojego umysłu uczyniła ten wers swoistym centrum tego wydania. Tak jak miłość jest centrum wszechświata. Nic więc nie może bez niej istnieć. Jest początkiem i końcem. Tak więc, moim zdaniem, każde słowo zawarte w tej książce wypływa z miłości. I pozwala jej płynąć dalej. Do czytelników. Do Ciebie!
,,Moja dusza pachnie Tobą" to balsam na zbolałą duszę. To wachlarz emocji. Wielu emocji. Szczęścia, strachu, nieufności, bólu czy chaosu. To książka, która potrafi ukoić, dodać otuchy, ale daje też często do zrozumienia, jak bolesna potrafi być nasza codzienność. Ja pozwoliłam tej książce wlać w moją duszę wiele ciepła. Na jej stronach znalazłam zrozumienie, którego od dawna szukałam.
Teraz Twoja kolej. Czy masz w sobie tyle wrażliwości, a zarazem odwagi, by dać jej szansę?
https://literackieimponderabilia.blogspot.com/2017/09/moja-dusza-pachnie-toba-aleksandra-stec.html
Miłość.
Co to słowo właściwie dla Ciebie znaczy?
Uczucie? Jedna z emocji? Relacja?
Miłość opisać jest bardzo ciężko. Mówi się, że jest ślepa. Niepoliczalna. Piękna, lecz potrafi ranić jak nic innego. Początkowo przynosi szczęście, które szybko może przerodzić się w ból. Uskrzydla. Daje nadzieję i siłę.
Przede wszystkim - miłość to nie tylko słowa. Miłość to gesty,...
Są takie książki, po których lekturze towarzyszy nam tak wiele emocji, że aż ciężko znaleźć słowa, by je wyrazić. Recenzowana przeze mnie książka to właśnie jedna z takich pozycji. To książka wyjątkowa, która skłania czytelnika do refleksji. Do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami, nad którymi na co dzień raczej się nie zatrzymujemy. To zbiorowisko pięknych słów i wartościowych zdań, które pomogą inaczej spojrzeć na życie.
Ksiądz Jan Kaczkowski to naprawdę wyjątkowa postać. Człowiek, ,,onkocelebryta", który potrafi mnie zainspirować do działania gdy tylko spojrzę na jego fotografię. To niesamowita osoba, która każdym swoim słowem motywuje mnie do czynienia dobra. Po prostu!
,,Życie na pełnej petardzie " to pozycja, przez którą się płynie. Czytając, miałam wrażenie, że SŁYSZĘ księdza Jana, który odpowiada na pytania Piotra Żyłki siedząc sobie obok mnie, jak gdyby nigdy nic. Brnie się przez nią naprawdę bardzo szybko, mimo braku standardowej prozodii tekstu.
Na łamach tejże publikacji poruszonych zostało wiele kontrowersyjnych tematów, które śledziłam z zapartym tchem. Ksiądz Jan to osoba niezwykle tolerancyjna i pełna miłosierdzia, co czuć z każdym słowem, które pada z jego ust. Ten niecodzienny kapłan na piedestale stawia nie tylko Boga, ale przede wszystkim drugiego człowieka!
Pierwszy raz przeczytałam tę książkę parę dni po jej premierze, czyli jeszcze przed założeniem bloga. Jednak całkiem niedawno poczułam ogromną potrzebę, by sięgnąć po nią jeszcze raz. Bo ,,Życie na pełnej petardzie" to pozycja, do której się wraca. To taka porcja literatury, chociaż w nieco innej formie, która sprawia, że człowiekowi robi się po prostu ,,ciepło na sercu".
Piotr Żyłka i ksiądz Kaczkowski poruszają w swojej publikacji sprawy naprawdę codzienne. Wartość życia ludzkiego, małżeństwa, podejście do śmierci i tego, co czeka nas po niej. Mnie osobiście książka, z każdym kolejnym po nią sięgnięciem, przywraca wiarę. Najnormalniej. Wiarę nie tylko w Boga, ale też w instytucję Kościoła i w bliźniego.
,,Życie na pełnej petardzie" to książka nie tylko dla osób, uważających się za religijne, ale dla każdego. Tak, właśnie Ciebie mam na myśli! To pozycja, która uczy nas odnalezienia w sobie takiej czystej, ludzkiej dobroci, którą każdy z nas, bez wyjątku, w sobie skrywa, często jednak bardzo głęboko. Książka przywołuje namacalną pamięć księdza Jana, który, jak żywię nadzieję, patrzy na Nas gdzieś tam, z góry.
Ksiądz Jan próbował uświadomić, że warto afirmować życie, celebrować każdy dzień, godzina po godzinie, minuta po minucie. Chciał pokazać, że czasem warto opuścić swoją bezpieczną ,,strefę komfortu" i po prostu zacząć żyć na pełnej petardzie!
Mnie całkowicie do tego przekonał! A jak będzie w Twoim przypadku?
https://literackieimponderabilia.blogspot.com/2017/08/zycie-na-penej-petardzie-czyli-wiara.html
Są takie książki, po których lekturze towarzyszy nam tak wiele emocji, że aż ciężko znaleźć słowa, by je wyrazić. Recenzowana przeze mnie książka to właśnie jedna z takich pozycji. To książka wyjątkowa, która skłania czytelnika do refleksji. Do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami, nad którymi na co dzień raczej się nie zatrzymujemy. To zbiorowisko pięknych słów i...
więcej mniej Pokaż mimo to
,,Najlepiej w życiu ma Twój kot" to jedna z takich pozycji, na które warto czekać. To skrawek pięknej literatury, tak bardzo prosty i codzienny, a zarazem niesamowicie głęboki.
Listy Szymborskiej i Filipowicza nie zawierają tylko słów. Korespondencja tych dwojga ludzi to miłość, okazywana w tych najdrobniejszych gestach. To tęsknota. To zawiadomienie ukochanej osoby o tym, że przed momentem wypłaciło się pieniądze w banku czy przeczytało ciekawy tekst w gazecie. To przypomnienie swojej lepszej połowie by nosiła zimą czapkę i dbała o zęby.
Listy, tak jak autorzy przepełnione są humorem i czystym purnonsensem. Pełno w nich humorystycznych rysunków czy powycinanych i nieco ozdobionych wycinków z prasy. Wisienką na torcie są te listy, w których poetka wciela się w rolę hrabiny Heloizy Lanckorońskiej, a Filipowicza czeka zabawny żywot oddanego jej plenipotenta Eustachego Pobóga - Tulczyńskiego.
To piękne wydanie niezwykle intymnych listów pokazuje nam, że nie trzeba fizycznie ,,posiadać" swojej miłości, ani nawet dzielić z nią jednego adresu, by być dla tej jedynej osoby całym światem. To szczerość ubrana w niewyniosłe słowa. To piękno w najczystszej postaci!
Bardzo żałuję, że przyszło mi żyć w takich czasach, w których pisanie listów przestało być na porządku dziennym. SMS'y przepadną wraz z telefonem, wiadomości czy maile zagubią się gdzieś w odmętach sieci. A papierowe listy by przetrwały...
Warto się zastanowić...czy trwałość naszych wiadomości...nie pomaga czasem...sile miłości?
https://literackieimponderabilia.blogspot.com/2017/08/najlepiej-w-zyciu-ma-twoj-kot-listy.html
,,Najlepiej w życiu ma Twój kot" to jedna z takich pozycji, na które warto czekać. To skrawek pięknej literatury, tak bardzo prosty i codzienny, a zarazem niesamowicie głęboki.
Listy Szymborskiej i Filipowicza nie zawierają tylko słów. Korespondencja tych dwojga ludzi to miłość, okazywana w tych najdrobniejszych gestach. To tęsknota. To zawiadomienie ukochanej osoby o tym,...
,,Miniaturzystka" to powieść, z którą zapoznać chciałam się już od bardzo dawna. Przeczytany kiedyś opis fabuły zaintrygował mnie tak bardzo, że nie mogłam odpuścić. Jakiś czas temu drogi powieści Jessie Burton i moja wreszcie się skrzyżowały...i zaczęła się moja przygoda z Nellą Oortman i tajemniczą miniaturzystką.
Powieść Burton to zdecydowanie pozycja, która zasługuje na uwagę. Podziwiam tę młodą pisarkę za to, że jej literacki debiut okazał się tak udany. Zastanawia mnie, jak udało jej się w tak przejrzysty sposób stworzyć tak poplątaną historię, a na samym końcu, z ogromnym kunsztem wyjaśnić wszystkie zawiłości.
Przede wszystkim warto pochwalić niesamowicie kreatywny pomysł autorki na stworzenie tej historii. Mimo, że początkowo trochę ciężko było mi wbić się w swoisty klimat powieści, z czasem przestałam nadążać z przewracaniem kartek. Dawno już nie czytałam tak zajmującej powieści, która co parę stron potrafiłaby mnie tak bardzo zaskoczyć!
Myślę, iż warto tutaj wspomnieć, że Petronella Oortman to postać, która istniała naprawdę, a miniatura domu, którą dostała w prezencie ślubnym jest teraz eksponatem w Rijksmuseum w Amsterdamie!
Bałam się, że ten fakt zaburzy w pewien sposób mój odbiór powieści i po raz kolejny się rozczaruję, ale na szczęście tak się nie stało. ,,Miniaturzystka" to książka fenomenalnie rzeczywista, pełna niezwykle wyrazistych, a przede wszystkim niespotykanie ludzkich bohaterów.
Książka napisana jest naprawdę pięknie. Realia XVII wiecznego Amsterdamu i codziennego życia ówczesnych holendrów oddane zostały z niemal namacalną precyzją, tak, że czytając książkę musiałam przypominać sobie, że nie jestem w Holandii, tylko w swoim pokoju...
W książce urzekła mnie przede wszystkim jej prawdziwość i niezwykła, baśniowa oprawa. Dalsza twórczość Jessie Burton zapowiada się naprawdę ciekawie!
Moim zdaniem ,,Miniaturzystka" to książka idealna dla czytelnika poszukującego literatury o niebanalnej, intrygującej treści, jednocześnie z pełnym realizmu tłem historycznym. Powieść Burton funduje nam spotkanie z naprawdę ogromną ilością ludzkich osobowości i temperamentów, co właśnie dodaje tejże pozycji niepowtarzalnej ekspresji.
Myślę, że w naszej zabieganej codzienności potrzebna jest taka chwila zadumy, jak po lekturze tej powieści. Bo warto się czasem zastanowić, czy się nie pogubiliśmy, czy nie zgubiliśmy gdzieś sensu...i czy przypadkiem jakaś niewidzialna ręka nie majstruje czegoś przy miniaturze naszego życia!
https://literackieimponderabilia.blogspot.com/2017/08/miniaturzystka-jessie-burton.html
,,Miniaturzystka" to powieść, z którą zapoznać chciałam się już od bardzo dawna. Przeczytany kiedyś opis fabuły zaintrygował mnie tak bardzo, że nie mogłam odpuścić. Jakiś czas temu drogi powieści Jessie Burton i moja wreszcie się skrzyżowały...i zaczęła się moja przygoda z Nellą Oortman i tajemniczą miniaturzystką.
Powieść Burton to zdecydowanie pozycja, która zasługuje...
Bywa, że to, czego bardzo pragniemy nie może stać się naszym udziałem. Zdarza się, że los stawia nas w obliczu niezwykle trudnych wyborów. Często jednak okazuje się, że w trakcie dążenia do spełnienia nie każdy nasz wybór, i nie każda podjęta przez nas decyzja są dobre. Wszyscy bowiem popełniamy błędy. A ludzie dobrzy mają ogromną tendencję do podejmowania złych decyzji...
,,Światło między oceanami" to powieść z gatunku takich, co do których jestem niemalże stuprocentowo pewna, że przypadną mi do gustu, gdy tylko poznam zarys fabuły. Z tą opowieścią zetknęłam się po raz pierwszy przy okazji zwiastuna jej ekranizacji. W moment poczułam wzmożoną chęć zapoznania się z tą niezwykle intrygującą historią. Mimo, że jako pierwszy widziałam film, to książka podobała mi się zdecydowanie bardziej.
Powieść Stedman to historia wielowymiarowa. Mamy tutaj bardzo różnorodnych bohaterów z odmiennymi bagażami doświadczeń. Każdy z nich może wnieść coś wartościowego do naszego życia. Czytając, odbiorca staje przed ogromnym wewnętrznym dylematem za którą ze stron się opowiedzieć, z kim się zgodzić, który jednak do końca pozostaje nierozwiązany. Bo czy nasze głęboko skrywane pragnienia, nasza tęsknota za czymś są odpowiednim wytłumaczeniem dla ingerowania w życie drugiego człowieka? I czy spełniając je robimy dobrze, raniąc ludzi wokół?
Powieść ta pokazuje, że kłamstwo nigdy nie stanie się prawdą, nawet wielokrotnie powtarzane, tłumaczone i przemycane pod hasłem ,,przecież tak miało być". A kłamstwo, a raczej stojąca u jego progu błędna decyzja, ma niszczycielską siłę...
,, Światło między oceanami" to powieść pięknie napisana, pełna zachwycających opisów przyrody i potęgi oceanu. To książka, która opowiada o tym, jak często miłość, a raczej chęć kochania, doprowadza nas do aktów ogromnego egoizmu i decydowania o życiu innych. Pomaga nam zrozumieć, że nie warto walczyć z przeszłością kosztem przyszłości. Tłumaczy, że czasem opłaca się porzucić lęk i dopuścić drugiego człowieka do swojej samotnej latarni, by naprawdę wiele zyskać. Dzieło Stedman to prawdziwa skarbnica ludzkich osobowości i zachowań, których tak często nie chcemy zauważyć u innych, a zwłaszcza u siebie...
https://literackieimponderabilia.blogspot.com/2017/08/swiato-miedzy-oceanami-m-l-stedman.html
Bywa, że to, czego bardzo pragniemy nie może stać się naszym udziałem. Zdarza się, że los stawia nas w obliczu niezwykle trudnych wyborów. Często jednak okazuje się, że w trakcie dążenia do spełnienia nie każdy nasz wybór, i nie każda podjęta przez nas decyzja są dobre. Wszyscy bowiem popełniamy błędy. A ludzie dobrzy mają ogromną tendencję do podejmowania złych...
więcej mniej Pokaż mimo to
,,Dziewczyna z portretu" to książka naprawdę niezwykła. O jakże oryginalnej tematyce. Niespotykanej. Nieco może kontrowersyjnej. Trudnej. Celowo omijanej....
Myślę jednak, że mimo wszystko potrzebnej. Bo na trudne tematy trzeba rozmawiać. Trzeba o nich czytać. Nawet należy! Należy mieć świadomość...a nie zamiatać pod dywan.
I nie mają tutaj znaczenia Twoje poglądy polityczne czy religijne. Nie ma tutaj znaczenia w jakim stopniu jesteś tolerancyjny. Bo ,,Dziewczyna z portretu" to niezaprzeczalnie książka dla Ciebie! Tak - właśnie Ciebie mam na myśli!
Moja przygoda z historią Einara Wegenera rozpoczęła się od filmu. Z racji tego, że Eddie Redmayne to mój ulubiony aktor, nie było opcji, ażebym się na tę produkcję nie wybrała. Wiedziałam mniej więcej jaką porusza tematykę, ale nie chciałam absolutnie niczego sobie spoilerować, dlatego omijałam szerokim łukiem wszelakie recenzje i streszczenia. Takim właśnie sposobem, chociaż brzmi to wielce nieprawdopodobnie, umknął mi gdzieś fakt, iż rzeczona produkcja jest...ekranizacją! Byłam tym faktem wielce niepocieszona, gdyż, jak wiecie, wolę najpierw zapoznać się z lekturą, a potem dopiero z jej filmową wersją.
Muszę przyznać, że ta historia ma coś w sobie. To ,,coś", co nie pozwala przejść obok niej obojętnie. Chociaż nieco intryguje, wzbudza wątpliwości...to czy nie właśnie taka jest rola literatury?
Powieść, mimo, że oparta na faktach, niezwykle barwnie i poetycko ubarwiona jest słowami. Styl pisarski autora po prostu oczarowuje. Sztuką jest pisać na trudny temat w tak piękny sposób. A Ebershoffowi się to udało!
,,Dziewczyna z portretu" to historia o poszukiwaniu siebie. O poświęceniu się dla osoby, którą kochamy, kosztem własnego dobra i komfortu. O cierpieniu, które nierozerwalnie wiąże się z miłością....
Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by tę książkę opisać. Mogę was tylko zachęcić do jej przeczytania. I poprosić was...byście jej nie skreślali. Bo może, chociaż troszkę, zmienić wasze myślenie i inaczej je ukierunkować.
Zapewne stwierdzicie teraz, że wcale nie jest wam to potrzebne. Ale dlaczego by nie przeczytać, skoro można to zrobić?
http://marcepanowerecenzje.blogspot.com/2016/11/dziewczyna-z-portretu-david-ebershoff.html
,,Dziewczyna z portretu" to książka naprawdę niezwykła. O jakże oryginalnej tematyce. Niespotykanej. Nieco może kontrowersyjnej. Trudnej. Celowo omijanej....
Myślę jednak, że mimo wszystko potrzebnej. Bo na trudne tematy trzeba rozmawiać. Trzeba o nich czytać. Nawet należy! Należy mieć świadomość...a nie zamiatać pod dywan.
I nie mają tutaj znaczenia Twoje poglądy...
Ktoś zechciał, a nawet sobie zaplanował, że zostałam obdarzona nadzwyczajną wrażliwością i skłonnością do płaczu. Nigdy nie mogę tego przewidzieć, gdy nagle wzruszenie samo pojawia się w moich oczach, powodując potoki, wodospady i kaskady łez, ku zgorszeniu innych. Zdarza mi się płakać na książkach, reklamach, teledyskach, bajkach animowanych i filmach. Płaczę też czasami w trakcie zwyczajnej, codziennej egzystencji, gdy przypomni mi się jakaś smutna sytuacja z przeszłości. Płaczę, myśląc o przyszłości. Zdarza mi się ronić łzy gdy jestem bezradna, gdy widzę cierpienie innych, gdy coś mnie boli. Ale nigdy się tych łez nie wstydzę...
Czytając ,,Promyczka" takie wzruszenie również mnie dosięgnęło. Wzruszenie, bezradność w obliczu cudzego cierpienia. Łez było dużo, więcej, niż się spodziewałam...
Właśnie takim Promyczkiem była dla wszystkich Kate. Była kimś, kto zawsze starał się dostrzegać w drugiej osobie to, co najlepsze. Kimś, na kogo zawsze można było liczyć. Była dla innych aniołem w skórze małej, bezbronnej dziewczyny...
,,Promyczek" to historia naprawdę piękna i wzruszająca. Historia, której - gdy już zaczniesz - nie chcesz kończyć.
,,Promyczek" to pozycja, która, po raz kolejny już w ostatnim czasie, otwarła mi oczy na prawdziwą wartość naszego ziemskiego żywota. Tak jak ,,Gwiazd naszych wina" Johna Greena czy dwie popularne ostatnio powieści Jojo Moyes - ,,Zanim się pojawiłeś" oraz ,,Kiedy odszedłeś" , ta powieść bardzo mnie wzruszyła. To jedna z takich książek, które potrafią uświadomić człowiekowi jak bardzo kruche jest nasze życie. To jedna z takich pozycji literackich, które mogą pomóc oswoić się ze stratą bliskiej osoby.
Powieść Kim Holden napisana jest językiem typowo młodzieżowym, co czasem troszkę działało mi na nerwy. Wszelkie określenia typu ,,młody" tudzież ,,stary" nie są kompletnie w moim typie, dlatego nieco mnie drażniły, występując praktycznie na każdej stronie. Ogólnie jednak rzecz biorąc, czytało mi się naprawdę przyjemnie.
Myślę, że ,,Promyczek" to książka, z którą naprawdę warto się zapoznać.
Czytelnik nie ma nic do stracenia, a może zyskać bardzo wiele. Ja czytałam tę powieść w trakcie czasu obfitego w opady deszczu i brzydką pogodę...ale ta książka była dla mnie prawdziwym ,,Promyczkiem" w tym ciężkim okresie...
Dla was też może!
http://marcepanowerecenzje.blogspot.com/2016/07/promyczek-kim-holden.html
Ktoś zechciał, a nawet sobie zaplanował, że zostałam obdarzona nadzwyczajną wrażliwością i skłonnością do płaczu. Nigdy nie mogę tego przewidzieć, gdy nagle wzruszenie samo pojawia się w moich oczach, powodując potoki, wodospady i kaskady łez, ku zgorszeniu innych. Zdarza mi się płakać na książkach, reklamach, teledyskach, bajkach animowanych i filmach. Płaczę też czasami w...
więcej mniej Pokaż mimo to
,,Linia serc" to pozycja która interesowała mnie od kiedy się pojawiła. Od samego początku bardzo chciałam ją przeczytać, zwyczajnie mnie intrygowała. Może to dlatego, że mam słabość do starych telefonów, a wiedziałam, że takowy jest znaczącym fragmentem fabuły. Sama nie wiem...coś po prostu szalenie mnie do niej ciągnęło. Mimo wszystkich przeczytanych opinii, które były bardzo skrajne. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała ją przeczytać, bo inaczej nie zaznam spokoju. Okazja nadarzyła się w czerwcu, kiedy znalazłam tę pozycję w promocji na stronie księgarni internetowej bonito.pl, niezwłocznie więc ją zakupiłam.
Książka okazała się strzałem w dziesiątkę! Historia Georgie i Neala wlała w moje serce ogrom ciepła. O, jakże przyjemnie mi się tę książkę czytało!
Sama fabuła jest - jak dla mnie - fenomenalna! Autorka miała naprawdę świetny pomysł i bardzo dobrze poradziła sobie z ubraniem go w słowa. Książkę czytało się niezwykle przyjemnie, a historia nadzwyczaj mnie porwała. Do samego końca, do ostatnich stron udało się autorce utrzymać mnie w niepewności co wydarzy się dalej.
Powieść Rainbow Rowell napisana jest językiem bardzo przystępnym, typowym dla tego typu powieści. Książkę więc - przynajmniej mnie - czytało się bardzo, bardzo dobrze. Szkoda mi nawet trochę, że już się skończyła...
Neal, Neal, Neal... dawno już nie spotkałam na kartach powieści bohatera, który tak by mnie zafascynował! A Neal jest wprost niesamowity. Czytając o nim było mi tak ciepło na sercu...że aż człowiek sam się uśmiecha. Mimo, że sam Neal uśmiechał się rzadko. Mimo, że był statecznym i poważnym oceanografem rysującym komiksy...na samą wzmiankę o nim ogarniało mnie poczucie sensu, jeżeli tak mogę to określić. Po prostu chłop skradł moje serce, co tu dużo mówić...a raczej pisać.
Pozostali bohaterowie są całkowicie do zniesienia. Szczerze. Wyjątkowo- nie było nikogo, kogo przy najbliższej okazji chciałabym ukatrupić. A to już naprawdę ogromny plus!
Wy również możecie dokonać takiego wyboru. Możecie tę książkę przeczytać, możecie jednak tego nie robić. Ja jednak uważam, że warto. I pozwolę sobie was do tego zachęcić!
,,Linia serc" to książka, która pomaga dostrzec to, o czym często zapominamy. Ukazuje nam, jak ważna jest w naszym życiu obecność kogoś, kto zawsze nas rozumie. Chce nam uświadomić, że najczęściej zaniedbujemy to...a przede wszystkim tych...którzy winni być dla nas najważniejsi.
Czasem warto by sięgnąć po żółty telefon...by pewne rzeczy sobie uświadomić. Może by coś zmienić. By nigdy nie zerwać linii serc...
http://marcepanowerecenzje.blogspot.com/2016/07/linia-serc-rainbow-rowell.html
,,Linia serc" to pozycja która interesowała mnie od kiedy się pojawiła. Od samego początku bardzo chciałam ją przeczytać, zwyczajnie mnie intrygowała. Może to dlatego, że mam słabość do starych telefonów, a wiedziałam, że takowy jest znaczącym fragmentem fabuły. Sama nie wiem...coś po prostu szalenie mnie do niej ciągnęło. Mimo wszystkich przeczytanych opinii, które były...
więcej mniej Pokaż mimo to
Za powieściami historycznymi przepadam od kiedy pamiętam. Nie mówię tutaj może konkretnie o Sienkiewiczu, z którym nierozerwalnie to sformułowanie się kojarzy, ale o samym gatunku. Uwielbiam, gdy w tło fabuły wpleciona jest prawdziwa historia, coś, co realnie miało kiedyś miejsce. Fascynuje mnie poznawanie dawnych realiów, wyobrażanie sobie jak to kiedyś wyglądało.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Powieść Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk niestety jednak trochę mnie rozczarowała. Czym... i dlaczego? Spieszę wyjaśnić!
Otóż...potrzeba było naprawdę długiego czasu, bym się w nią wciągnęła. Po prostu nie potrafiłam przebrnąć przez pierwsze strony. Najzwyczajniej się nie dało. Jakaś klątwa...
O ile drugą połowę powieści czytało mi się już całkiem przyjemnie, o tyle pierwsza była dla mnie prawdziwą katorgą. Żałuję, że przeczytałam tę książkę już po stworzeniu listy najbardziej irytujących bohaterek literackich, bo jedna z bohaterek tejże powieści - Cecylia Lange - z pewnością by na nią trafiła, zajmując jedno z czołowych miejsc. Dawno już żadna kobieca postać tak mnie w książce nie irytowała! Wrr...
Realia historyczne zostały oddane bardzo dobrze, a to zapewne za sprawą stylizowanego języka. Naprawdę niezwykle dobrze się go przyswajało. Ja, jako ogromna fanka wszystkiego co stare, byłam nim wprost oczarowana. Język jest więc zdecydowanym atutem tej pozycji. Autorka oferuje także zgodność z faktami historycznymi, które podaje czytelnikowi w bardzo prosty, wręcz łopatologiczny sposób, i chwała jej za to! Bo pod tym względem książka bije inne na głowę...
Pozostaje jednak kwestia nieco dłużącej się fabuły, która rozwinęła się dopiero pod koniec książki, zostawiając mnie tym samym z ogromnym niedosytem. Powieść zakończyła się wtedy, gdy - jak dla mnie - mogłaby się dopiero rozpocząć.
Podsumowując - ,,Fortuna i namiętności. Klątwa" to całkiem dobra powieść historyczna. Myślę, że jest to pozycja dla nieco starszych, a na pewno- dojrzalszych czytelników, gdyż nie brakuje w niej pikantnych szczegółów. Myślę, że jest to książka z którą naprawdę warto się zapoznać... ale niekoniecznie trzeba. Jeszcze miesiąc temu nie uwierzyłabym, że kiedykolwiek to napiszę, ale nawet sięgnęłabym po drugą część. Chociażby dla tego pięknego języka. Lecz przede wszystkim - dla fabuły, dla akcji - które, mam nadzieję, rozwiną się i zaspokoją moją ciekawość.
http://marcepanowerecenzje.blogspot.com/2016/07/fortuna-i-namietnosci-klatwa-magorzata.html
Za powieściami historycznymi przepadam od kiedy pamiętam. Nie mówię tutaj może konkretnie o Sienkiewiczu, z którym nierozerwalnie to sformułowanie się kojarzy, ale o samym gatunku. Uwielbiam, gdy w tło fabuły wpleciona jest prawdziwa historia, coś, co realnie miało kiedyś miejsce. Fascynuje mnie poznawanie dawnych realiów, wyobrażanie sobie jak to kiedyś wyglądało.
Było to...
Od samego początku mojej czytelniczej przygody byłam sceptycznie nastawiona do wszelakich serii z udziałem wampirów. Jakoś mnie do nich zwyczajnie nie ciągnęło. Jestem chyba jedną z niewielu czytelniczek, które nigdy nie powiedziały złego słowa o ,,Zmierzchu", gdyż po prostu było mi dane przeczytać tylko kilkaset stron pierwszej części cyklu. Jednak - nie krytykuj póki nie spróbujesz. Zdążyłam znielubić Bellę i język, w którym cykl jest utrzymany...ale całościowo - nic do niego nie mam.
Wobec cyklu Richelle Mead również nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań. Jednak w trzeciej klasie gimnazjum napotkałam go w bibliotece, i stwierdziłam - czemu nie? Tak rozpoczęła się moja przygoda...
Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że ,,Akademia wampirów" to książka która naprawdę mnie zaskoczyła. Zaskoczyła mnie parę lat wstecz, zaskoczyła mnie i teraz - przy ponownym jej przeczytaniu.
Muszę początkowo wspomnieć, iż faktem niepodważalnym jest, że ta książka nie należy do grona arcydzieł światowej literatury. Nie znajdziecie w niej ambitnego języka, filozoficznych przesłań czy przekombinowanych dialogów. Pozycja ta skierowana jest teoretycznie do młodzieży, raczej tej kobiecej. Znajdziemy w niej przyjaciółki na śmierć i życie, nastolatki zazdrosne o swoich chłopaków, ucieczki ze szkoły i inne tym podobne zachowania. Pomimo to książka nie ma w sobie żadnej infantylności...
Książka ta opowiada historię dwóch przyjaciółek - wampirzycy i jej strażniczki - które połączyła szczególna, nadzwyczajna więź. Rose zna uczucia Lisy, mogąc nawet wejść do jej głowy i widzieć jej oczami przeróżne sytuacje. Powiem szczerze, że właśnie to w tej książce najbardziej mi się podobało. Urzekło mnie oddawanie w piękny sposób emocji i uczuć drugiej osoby słowami. Jest to także kolejna książka, po ,,Moście do Terabithii" ,w której spotkałam się z niezwykle silną i zakorzenioną przyjaźnią przewijającą się przez jej kartki! Potrafi ona naprawdę zmienić podejście, sposób patrzenia na tę drogą każdemu relację.
,,Akademia wampirów" napisana jest naprawdę przystępnym językiem. Autorka wykorzystała potencjał stworzonej przez siebie fabuły. Zakończenie pozostawia pewien niedosyt i rodzi w sercu czytelnika pragnienie poznania kontynuacji - nawet u takiego, który już wie, co będzie dalej!
Mimo okładki, która nieco odstrasza swoim różowym kolorem, i nie ukrywajmy - jest po prostu brzydka, uważam, że to pozycja naprawdę warta uwagi. Pochodzi z niej jedna z moich ulubionych par literackich . Myślę, że jest w rzeczywistości dużo lepsza niż posądza ją o to przeciętny czytelnik.
http://marcepanowerecenzje.blogspot.com/2016/07/akademia-wampirow-richelle-mead.html
Od samego początku mojej czytelniczej przygody byłam sceptycznie nastawiona do wszelakich serii z udziałem wampirów. Jakoś mnie do nich zwyczajnie nie ciągnęło. Jestem chyba jedną z niewielu czytelniczek, które nigdy nie powiedziały złego słowa o ,,Zmierzchu", gdyż po prostu było mi dane przeczytać tylko kilkaset stron pierwszej części cyklu. Jednak - nie krytykuj póki nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
I połowa XX wieku. Podczas wakacji w Monte Carlo młoda kobieta, pracująca jako dama do towarzystwa, poznaje owdowiałego Maxima de Wintera, właściciela osławionej posiadłości Manderley w Anglii. Przed niespełna rokiem całą socjetę obiegła wiadomość o tragicznym zaginięciu jego żony i wyrzuceniu jej ciała przez morze. Wbrew logice pomiędzy nieco nieokrzesaną kobietą a poważnym, wiele od niej starszym mężczyzną zawiązuje się nić porozumienia oraz pewne uczucie. W krótkim czasie bohaterka zostaje kolejną Panią de Winter i przyjeżdża do Manderley, które staje się jej nowym domem. Pomimo wszelkich starań kobieta jednak nie czuje się tam dobrze, bowiem cały czas krąży nad nią widmo Rebeki, pierwszej żony Maxima, oraz ich relacji…
Czy w miejscu, w którym nic nie jest naprawdę tym, czym się wydaje, Państwo de Winter są w stanie odnaleźć szczęście?
Moje pierwsze spotkanie z książką angielskiej pisarki miało miejsce przed kilkoma laty, jednak nie było mi wtedy dane jej skończyć. Przy okazji najnowszej ekranizacji, która w ubiegłym roku pojawiła się na Netflixie, postanowiłam sięgnąć po raz kolejny po pierwowzór, by przeczytać książkę przed obejrzeniem produkcji. Jakże wspaniały był to pomysł!
„Rebeka” to powieść, która oczarowała mnie już od pierwszych stron. Bohaterka, a narratorka zarazem, opowiada nam ze szczegółami historię swojego życia, poznania Maxima oraz czasu spędzonego w Manderley, zagłębiając się w towarzyszące jej emocje, co doskonale dopełnia wizję czytelnika. Do każdej postaci czy każdego opisanego przez nią wydarzenia podchodzi się z typową jej nieufnością. Tytułowa Rebeka, mimo że fizycznie nieobecna, ale żyjąca we wspomnieniach czy rozmowach innych, jest pełnoprawną bohaterką tej opowieści. Wydaje się wręcz być tą główną bohaterką, gdyż dla podkreślenia jej prymatu, autorka nigdy nie daje nam poznać imienia narratorki. Bo najważniejsza jest właśnie Rebeka.
Obserwacje narratorki i czynione przez nią opisy wydają się prowadzić nas do sensownych wniosków i układać się w jedną całość, jednak zakończenie jest niespodziewane, a przede wszystkim – przewrotne!
Język jest barwny i mocno nacechowany emocjonalnie. Zarówno pióro autorki, jak i tłumaczenie polskie, są bardzo kunsztowne i profesjonalne. Książka wciąga, narracja buduje napięcie, trzyma w niepewności i wyprowadza na manowce intuicję czytelnika. Książkę czyta się łatwo, nie warto jednak się spieszyć, a raczej delektować każdym szczegółem.
„Rebeka” to poruszająca do głębi opowieść o sile domysłów, które często biorą nad nami górę. Historia, która pomaga dostrzec jak wiele pozorów towarzyszy nam każdego dnia i wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości. A także opowieść o tym, że ważnym jest nie tylko otrzymywać miłość, ale i pomimo wszystko ją ofiarować. Nawet gdy logika wskazywałaby inaczej….
I połowa XX wieku. Podczas wakacji w Monte Carlo młoda kobieta, pracująca jako dama do towarzystwa, poznaje owdowiałego Maxima de Wintera, właściciela osławionej posiadłości Manderley w Anglii. Przed niespełna rokiem całą socjetę obiegła wiadomość o tragicznym zaginięciu jego żony i wyrzuceniu jej ciała przez morze. Wbrew logice pomiędzy nieco nieokrzesaną kobietą a...
więcej Pokaż mimo to