Dolina Muminków w listopadzie Tove Jansson 7,8
ocenił(a) na 41 tydz. temu W domu Muminków podczas ich pobytu na wyspie z latarnią morską, opisanym w książce „Tatuś Muminka i Morze”, mieszka sześcioro osób (siedmioro, licząc z Przodkiem, stale tam zamieszkałym, wprowadzonym mym skromnym zdaniem niepotrzebnie w „Zimie”). Przybywają bez wcześniejszego uzgodnienia między sobą, zupełnie przypadkiem, zaskakuje ich brak gospodarzy. Są to:
Włóczykij, który zawrócił ze swej zwykłej wędrówki. Zawsze był i jest moim ulubionym bohaterem, tu wypadł raczej nijako, chociaż i tak na ogół pozostaje mądrzejszym od tamtych.
Paszczak, młodszy od Botanika, który mieszkał w Dolinie w „Czarodziejskim Kapeluszu”, pisze wiersze (marne). Ma dziwaczne pomyły, jak dom bez dachu, by nocami patrzeć na gwiazdy.
Homek imieniem Toft (Homki, podobnie jak Mimble i inne stworki na ogół nie mają imion) podobny do tego z „Opowiadań” obdarzony bujną wyobraźnią, czyta książkę o kopalnych żyjątkach, z której rozumie nic. Homek z „Lata” był bardziej dorzeczny.
Wuj Truj (Onkelskruttet) staruszek, który zapomniał kim jest i wymyślił sobie to imię, na ogół miły, choć czasem opryskliwy.
Mimbla, chyba ta która mieszkała w Dolinie w „Lecie”, „Zimie” i „Opowiadaniach”.
Filifionka, zakładam, że ta z „Opowiadań”, która wierzyła w katastrofy i którą lubię, cenię i podziwiam. Także mieszka na odludziu, może w innym domu, skoro tamten uległ zniszczeniu, także ma lęki, chociaż inne, stopniowo je opanowuje.
Brakowało jeszcze Bufki (zamierzała zostać gwiazdą, strach pomyśleć co i jak gra),na jej tle Filifionka byłaby łatwiejszą do wytrzymania, chociaż z drugiej strony konieczność znoszenia bufkowych żalów mogłaby pogorszyć wszystko.
Podczas przyjęcia Paszczak wygłasza napisany w męce tfurczej wiersz, tak marny, że aż słów szkoda. Przynajmniej w moim skrajnie dowolnym odczuciu. Homek odczytuje kolejny niezrozumiały kawałek książki, Wuj Truj zrzędzi i pije do zwierciadła w szafie, uznawszy swe odbicie za Przodka, Mimbla tańczy do muzyki wygrywanej na organkach przez Włóczykija, Filifionka robi pokaz cieni wyświetlając na zawieszonym prześcieradle wycięty kształt łodzi z rodziną Muminków. Jak widać tylko ostania trójka jest w stanie uczynić coś zajmującego.
Tak wygląda to w wielkim skrócie, lecz gdy w „Morzu” treść, poza początkiem i zakończeniem, jakby trwa w miejscu, tu trudno mówić o treści. Szereg jak zwykle trafnych bądź zabawnych zdań (w ciągu jednej, długiej jak wieczność sekundy Filifionka przeleciała przez całe swoje filifionkowe życie) lecz rozproszonych w czymś, co trudno nazwać. Rysunki dość staranne, za to fabuła i narracja w ogóle się nie kleją. Brak głównych bohaterów (poza Włóczykijem i chyba Mimblą) nie bardzo to usprawiedliwia, skoro „Opowiadania” tylko częściowo były o Muminkach, a przecież wypadły na ogół bardzo dobrze, przynajmniej w mojej, zupełnie dowolnej ocenie.
Na ostatnich stronach wreszcie następuje powrót Muminków.
„Tego samego wieczoru w środku szklanej kuli zaświeciło się bardzo małe, równe światełko. To rodzina umieściła sztormówkę na szczycie masztu i wracała do domu, żeby zapaść w sen zimowy. (..) Rodzina płynęła z wiatrem, prosto do brzegu. Przybywali z jakiejś wyspy, na której Toft nigdy nie był i której nie mógł zobaczyć (…) Tuż przed zachodem Słońce rzuciło przez szczelinę w chmurach chłodny, zimowożółty promień światła, od którego cały świat sposępniał. I wtedy Toft dostrzegł sztormówkę, którą Tatuś Muminka zawiesił na czubku masztu. Paliła się równo, rozsiewając łagodny, ciepły blask. Łódź była bardzo daleko. Toft nie musiał się spieszyć; zszedł lasem, a potem plażą do pomostu i w sam raz zdążył złapać cumę i przywiązać łódź.”
Ocena raczej zawyżona z sentymentu do poprzednich części. Tym co tej części dotąd nie znają odradzam, może wpędzić w melancholię, choć oczywiście tylko moim zdaniem. Jest ostatnią z muminkowej sagi, lecz Autorka nadal tworzyła opowieści obrazkowe o swych przemiłych stworkach.
Zatem zapadną jak co roku w sen zimowy i tu pasowało by jak w zakończeniu „Lata” jakby nic się nie zdarzyło i jakby żadne niebezpieczeństwo nigdy już nie mogło im zagrozić.