-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2015-11-15
MOJA WIDEORECENZJA: https://youtu.be/n9NCDFmcEpI?t=5m41s
MOJA WIDEORECENZJA: https://youtu.be/n9NCDFmcEpI?t=5m41s
Pokaż mimo toMOJA WIDEORECENZJA: https://youtu.be/n9NCDFmcEpI?t=5m41s
MOJA WIDEORECENZJA: https://youtu.be/n9NCDFmcEpI?t=5m41s
Pokaż mimo toMOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=n9NCDFmcEpI
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=n9NCDFmcEpI
Pokaż mimo to
Wobec relacji z podróży pana Janusza Kolasy mam mieszane odczucia. W żadnym wypadku nie neguję tego, że podczas czytania bawiłam się całkiem dobrze, ale jednak nie mogę nie wspomnieć o kilku "usterkach". Od literatury podróżniczej oczekuję przede wszystkim tego, że w ciekawy sposób pokaże mi obcy świat. Co rozumiem przez określenie "ciekawy"? Przede wszystkim lubię, kiedy autor książki tego typu poświęca w niej uwagę zarówno historii opisywanego regionu, jak i temu wszystkiemu, czego próżno szukać w przewodnikach. Zapomnianym miejscom, intrygującym ludziom, fascynującym, niepowtarzalnym przygodom. Jest tylko jeden haczyk. Wszystko to musi być idealnie wyważone i podane ze smakiem. Informacje o przeszłości danych miejsc nie mogą być nudne i encyklopedyczne, a przygody, jakie przeżył autor, powinny wzbudzać emocje.
Podróż pana Janusza Kolasy trwała trzy miesiące i - jak zaznacza sam autor - "była wynikiem nieodpowiedzialności kilku zdawałoby się poważnych facetów". Wszystko zaczęło się od informacji znalezionej przez pana Janusza w Internecie. Było to ogłoszenie o poszukiwaniu załogantów do przeprowadzenia polskiego jachtu z tajlandzkiego portu Phuket, do portu w Gdyni. Zlecenie zapowiadało się na prawdziwą podróż życia. Wkrótce, razem z kilkoma kolegami, pan Kolasa miał wylecieć do Tajlandii, jednak przez liczne i bardzo "zwyczajne" zawirowania losu... znalazł się tam sam, a potencjalna załoga jachtu zrezygnowała z rejsu. Samo życie. W każdym razie pan Janusz postanowił skorzystać z tego, że znalazł się w Azji i zaczął przyglądać się jej nieco bliżej. Oprócz odwiedzenia kilku znanych miejsc, całkiem przypadkowo dotarł również do kompletnie zapomnianych i nie dziwię się, że zdecydował się wszystko opisać i wydać w formie książki.
Jak udało mu się spisanie tego, co przeżył w Azji Południowo-Wschodniej? Moim zdaniem dość przeciętnie, choć oczywiście podziwiam autora. Za co? Za to, że przelał na papier wszystko to, co go spotkało. Sama niejednokrotnie marzyłam o tym, aby utrwalić własne wspomnienia z podróży. Do tej pory mi się nie udało :).
Książkę pana Janusza Kolasy czytało się przyjemnie i szybko. Szczególnie podobały mi się fragmenty dotyczące różnic kulturowych między Polską a Tajlandią i Laosem. Jeżeli lubicie publikacje poświęcone właśnie tej części świata, to raczej nie będziecie rozczarowani.
Dość kłopotliwe jest dla mnie ocenienie języka, jakim została spisana relacja, ponieważ mam przy sobie egzemplarz przedpremierowy, a więc nie poddany korekcie. Panu Januszowi zdarza się całkiem sporo powtórzeń i niejasności stylistycznych. Nie będę ich tutaj wymieniać, bo mam nadzieję, że korektor je wychwycił, jednak muszę przyznać, że zepsuły mi radość płynącą z czytania. Na przyszłość radziłabym panu Januszowi popracować nad warsztatem, bo ćwiczenia tego typu jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
Kolejna kwestia to zdjęcia. Na szczęście w książce ich nie brakuje, co sprawia, że obcowanie z publikacją jest hmmm... "pełne". Kiedy je przeglądałam, od razu przypominała mi się opisana przez pana Janusza historia kupna aparatu. Nie będę jej teraz przywoływać, ale wierzcie mi na słowo - jest intrygująca :).
Podsumowując, myślę, że książkę "Moja podróż po Azji Południowo-Wschodniej" mogę polecić wszystkim tym, którzy mają ochotę poczytać o egzotycznym krańcu świata. Warto jednak pamiętać, że na półkach w księgarniach i antykwariatach znajdziecie wiele lepszych, ale też znacznie gorszych pozycji. To publikacja przeciętna, nie wyróżniająca się z tłumu, co oczywiście nie oznacza, że zła ;). Mam nadzieję, że autor będzie spisywał również swoje kolejne podróże, bo tego typu książki mają jedną istotną wartość - utrwalają obraz świata, który cały czas się zmienia.
Wobec relacji z podróży pana Janusza Kolasy mam mieszane odczucia. W żadnym wypadku nie neguję tego, że podczas czytania bawiłam się całkiem dobrze, ale jednak nie mogę nie wspomnieć o kilku "usterkach". Od literatury podróżniczej oczekuję przede wszystkim tego, że w ciekawy sposób pokaże mi obcy świat. Co rozumiem przez określenie "ciekawy"? Przede wszystkim lubię, kiedy...
więcej mniej Pokaż mimo to
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=Zt3nQxGQdCY
POLECAM! :)
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=Zt3nQxGQdCY
POLECAM! :)
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=k46zn93nfdY
Polecam!!! :)
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=k46zn93nfdY
Polecam!!! :)
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=yNACSvE7kY8
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=yNACSvE7kY8
Pokaż mimo to
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=GhJjF4wMBEM
Opowieść bardzo nastrojowa, urocza i leniwa. Zakończenie powali Was na kolana ;). Warto przeczytać :).
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=GhJjF4wMBEM
Opowieść bardzo nastrojowa, urocza i leniwa. Zakończenie powali Was na kolana ;). Warto przeczytać :).
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=Ag09IpUxBqY
Książkę polecam! :) Marta Trzeciak kolejny raz przeniosła mnie do świata, w którym fikcja miesza się z rzeczywistością. Jak zawsze ciekawy pomysł na opowieść i bardzo dobra realizacja.
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=Ag09IpUxBqY
Książkę polecam! :) Marta Trzeciak kolejny raz przeniosła mnie do świata, w którym fikcja miesza się z rzeczywistością. Jak zawsze ciekawy pomysł na opowieść i bardzo dobra realizacja.
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=mdWaxugj5mY
"Z jednym wyjątkiem" to kryminał, który zajmuje czytelnika na przynajmniej kilka godzin. Gwarantuję, że rozwiązanie zagadki Was zaskoczy ;).
MOJA WIDEORECENZJA: https://www.youtube.com/watch?v=mdWaxugj5mY
"Z jednym wyjątkiem" to kryminał, który zajmuje czytelnika na przynajmniej kilka godzin. Gwarantuję, że rozwiązanie zagadki Was zaskoczy ;).
MOJA WIDEORECENZJA DOSTĘPNA TUTAJ: https://www.youtube.com/watch?v=WgSR1HQcOQo
"Nie ma nieba" to moim zdaniem najlepsza książka pani Kosowskiej. Ciężko jest mi wyobrazić sobie, że mogłaby nie przypaść komuś do gustu.
MOJA WIDEORECENZJA DOSTĘPNA TUTAJ: https://www.youtube.com/watch?v=WgSR1HQcOQo
"Nie ma nieba" to moim zdaniem najlepsza książka pani Kosowskiej. Ciężko jest mi wyobrazić sobie, że mogłaby nie przypaść komuś do gustu.
Wydawca obiecywał mi, że będzie to horror. Historia ze starym, skrzypiącym domostwem w tle. Czy była przerażająca? Cóż... Ktoś, kto przeczytał już całą masę horrorów i potrzebuje czegoś mocnego, może poczuć się rozczarowany. Jeżeli natomiast zazwyczaj sięgacie po książki innego typu a przygoda z "Nawiedzonym" miałaby być dla Was wyłącznie "odskocznią" od codzienności, to najprawdopodobniej będziecie oczarowani. Ot, całkiem przyjemna opowieść z dreszczykiem. Wciąga a ponieważ nie ma nawet dwustu stron, można przeczytać ją w jeden wieczór/noc. Z pewnością są lepsze horrory, ale ten najzwyczajniej w świecie mi się spodobał :). Chętnie przeczytam jeszcze jakąś książkę tego autora.
Wydawca obiecywał mi, że będzie to horror. Historia ze starym, skrzypiącym domostwem w tle. Czy była przerażająca? Cóż... Ktoś, kto przeczytał już całą masę horrorów i potrzebuje czegoś mocnego, może poczuć się rozczarowany. Jeżeli natomiast zazwyczaj sięgacie po książki innego typu a przygoda z "Nawiedzonym" miałaby być dla Was wyłącznie "odskocznią" od codzienności,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moja wideorecenzja:
https://youtu.be/qfrmeRSQvW8
Wszystkie pozytywne opinie na temat "Zielonego wędrowca" są prawdziwe. To przesympatyczna, pouczająca opowieść. Kolorowe ilustracje sprawiają, że ma się ochotę czytać ją w nieskończoność.
Moja wideorecenzja:
https://youtu.be/qfrmeRSQvW8
Wszystkie pozytywne opinie na temat "Zielonego wędrowca" są prawdziwe. To przesympatyczna, pouczająca opowieść. Kolorowe ilustracje sprawiają, że ma się ochotę czytać ją w nieskończoność.
2015-06-24
Usiadłam przed laptopem, położyłam ręce na klawiaturze i... zorientowałam się, że nie mam pojęcia, w jaki sposób powinnam przedstawić Wam powieść pana Rutkowskiego. Mam wobec niej mieszane odczucia. Z jednej strony zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, bo nie spodziewałam się, że książkę reklamowaną jako "próbę powieściowej oceny naszych czasów" będzie czytało się tak przyjemnie. O ile jednak historia głównego bohatera - Stasia Szatana - została wykreowana całkiem dobrze, o tyle cała otoczka filozoficzna... leży i kwiczy. Zanim napisałam te słowa przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad tym, czy nie są zbyt mocne. Doszłam jednak do wniosku, że akurat panu Piotrowi Rutkowskiemu poprzeczki obniżyć nie mogę. Jest filozofem, a to zobowiązuje. Zobowiązuje do tego, aby podjęte rozważania prowadziły... dokądś. Kiedy odpowiedzialny i świadomy swojej roli autor zabiera się za pisanie książki, zdaje sobie sprawę z tego, że jego krok jest jednocześnie deklaracją. Wszystko jedno, czy zabiera się za napisanie bajki dla dzieci, kryminału, czy romansu, powinien doskonale wiedzieć, do czego zmierza. Głównym celem nie jest przecież stworzenie historii, ale przekazanie za jej pomocą określonych wartości.
Pan Piotr Rutkowski stworzył wciągającą, przyjemną opowieść. Kiedy zabierałam się za jej przeczytanie nie sądziłam, że spodoba mi się tak bardzo. Na kartach książki Staś Szatan, czyli główny bohater, przedstawia czytelnikowi historię swojego życia. Co ciekawe, rozpoczyna się ona jeszcze przed jego przyjściem na świat. Chłopiec poważnie zastanawia się nad tym, czy nie udusić się pępowiną i oszczędzić sobie stąpania po świecie, który jest przecież podporządkowany schematom i ideologiom. Świecie, w którym bardzo trudno jest być naturalnym, prawdziwym.
Staś Szatan mieszka w miejscowości Niebo. Przyznam, że takie zestawienie bardzo mi się spodobało. Zarówno główny bohater powieści, jak i pozostali, zostali przez pana Rutkowskiego nakreśleni bardzo dobrze. Są wiarygodni, niejednoznaczni, intrygujący i charakterystyczni na tyle, aby pamiętać o nich także po skończeniu lektury.
Przed rozpoczęciem czytania powieści "Adam i Ewa idą do Nieba" chyba najbardziej obawiałam się stylu, jakim będzie posługiwał się autor. Nie obyło się co prawda bez kilku "zawirowań" we fragmentach silnie filozoficznych, jednak myślę, że z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że pan Rutkowski posługuje się naprawdę dobrym warsztatem. Pisze lekko, ale nie infantylnie, więc dorosły czytelnik nie będzie czuł się niekomfortowo. Mam nadzieję, że swój potencjał autor "Adama i Ewy..." w pełni wykorzysta w kolejnych powieściach.
Gdyby pan Piotr Rutkowski nie postanowił do całej stworzonej przez siebie historii dodać metafizycznej otoczki, stworzyłby może nie wybitną, ale na pewno przyjemną opowieść, która przede wszystkim miałaby jasno określonego odbiorcę. Czytelnika szukającego dobrej książki obyczajowej, napisanej w nieszablonowy sposób. Patrząc na powieść, która leży teraz obok mnie, mam ogromny problem z określeniem czytelnika, z myślą o jakim została napisana. Po jej przeczytaniu w pełni usatysfakcjonowany nie będzie absolutnie nikt. Osoba, która zakupi ją ze względu na chęć odkrycia wartości ukrytych za światem przedstawionym, poczuje się nieco rozczarowana, bo prawdopodobnie nie będzie w stanie w wystarczającym stopniu zrozumieć tego, co między słowami chciał przekazać jej autor, choć wierzę, że miał dobre intencje. Podjęta przez pana Rutkowskiego tematyka powinna zostać przedstawiona w bardziej przemyślany sposób. Może nieco konkretniej? Po przeczytaniu powieści czułam ogromny niedosyt związany właśnie z tą warstwą.
Jeżeli książka trafi do rąk czytelnika szukającego ciekawej powieści obyczajowej, to również nie będzie on w pełni zadowolony, ponieważ tytuł wyda mu się pozbawiony sensu, a fragmenty silnie filozoficzne odbierze jako niepotrzebne i zaburzające akcję.
Podsumowując, mam nadzieję, że nie jest to ostatnia książka pana Rutkowskiego. Liczę jednak na to, że w kolejnej silniejszy akcent postawi albo na filozofię, albo na samą historię. Ustępstwa nie zawsze wychodzą na dobre. Warto przeczytać, ale tylko ze względu na Stasia Szatana i jego rodzinę ;).
WIĘCEJ RECENZJI NA: http://esaczyta.blogspot.com/
Usiadłam przed laptopem, położyłam ręce na klawiaturze i... zorientowałam się, że nie mam pojęcia, w jaki sposób powinnam przedstawić Wam powieść pana Rutkowskiego. Mam wobec niej mieszane odczucia. Z jednej strony zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, bo nie spodziewałam się, że książkę reklamowaną jako "próbę powieściowej oceny naszych czasów" będzie czytało się tak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moja wideorecenzja książki zamieszczona na YT: https://www.youtube.com/watch?v=8pt6_zbrvGg
Ze swojej strony polecam. Zaznaczę tylko, że jest to moje pierwsze spotkanie z tego typu publikacją, dlatego nie mam porównania.
Moja wideorecenzja książki zamieszczona na YT: https://www.youtube.com/watch?v=8pt6_zbrvGg
Ze swojej strony polecam. Zaznaczę tylko, że jest to moje pierwsze spotkanie z tego typu publikacją, dlatego nie mam porównania.
Link do mojej wideorecenzji "Czasu beboka", zamieszczonej na YT: https://www.youtube.com/watch?v=jAY_kH9gtMk
Polecam! Bardzo magiczna powieść :).
Link do mojej wideorecenzji "Czasu beboka", zamieszczonej na YT: https://www.youtube.com/watch?v=jAY_kH9gtMk
Polecam! Bardzo magiczna powieść :).
MOJA OPINIA W FORMIE KRÓTKIEGO FILMIKU: https://youtu.be/MNYfF7m0NF4
MOJA OPINIA W FORMIE KRÓTKIEGO FILMIKU: https://youtu.be/MNYfF7m0NF4
Pokaż mimo toMoja wideorecenzja: https://www.youtube.com/watch?v=ZOyYSAssY5Q
Moja wideorecenzja: https://www.youtube.com/watch?v=ZOyYSAssY5Q
Pokaż mimo to
Dzisiejsza recenzja z całą pewnością nie będzie peanem na cześć najnowszej powieści Dawida Waszaka, czyli "Czerwieni obłędu". Uwierzcie mi, że zwracanie uwagi na słabe strony czegokolwiek nie sprawia mi żadnej przyjemności. Wprost przeciwnie - czuję się z tym źle. Szczególnie wtedy, kiedy autor jest bardzo sympatycznym człowiekiem. Tak sympatycznym, że bez mrugnięcia okiem składa drugą dedykację... na tej samej książce. Dziwne? Dziwne, ale podobne rzeczy przytrafiają mi się codziennie i najprawdopodobniej wynikają z mojego roztrzepania.
"Czerwień obłędu" to pozycja w sam raz na jeden jesienny wieczór. Po pierwsze liczy sobie niecałe dwieście stron, a po drugie napisana jest całkiem przyjemnym językiem. "Połkniecie" ją bardzo szybko. Jeżeli nie jesteście przewrażliwieni na punkcie powtórzeń, na które można przecież trafić także w powieściach najlepszych pisarzy, to całkiem możliwe, że książkę Dawida Waszaka będzie czytało się Wam przyjemnie. Ja (niestety) mam na punkcie powtórzeń i zawiłości składniowych obsesję, dlatego zawsze drażni mnie, jeżeli język konkretnej opowieści nie jest wystarczająco różnorodny, bogaty. Autor "Czerwieni obłędu" ma lekkie pióro. Widać, że pisanie sprawia mu radość. Jego najnowsza książka może i nie jest idealna, ale z całą pewnością to nie wina stylu. Problem tkwi raczej w niewystarczająco dopracowanej warstwie fabularnej.
Wydaje mi się, choć oczywiście mogę być w błędzie, że Dawid Waszak wpadł na pomysł stworzenia "Czerwieni obłędu" i... zaczął pisać. Bez wcześniejszego, solidnego przygotowania. Może nie tyle chodzi o szczegółowe zaplanowanie tego, co będzie działo się na kartach powieści (bo istnieją przecież autorzy, którzy pisują świetne książki nie bawiąc się w tworzenie szczegółowych konspektów), ile o merytoryczne zgłębienie kilku kwestii odgrywających w historii istotną rolę.
Głównym bohaterem "Czerwieni..." jest mieszkający w Jarocinie Dorian Zajda. Mężczyzna przeciętny, ale jednocześnie intrygujący. Drażniący czytelnika swoim zachowaniem, ale zarazem wzbudzający sympatię a przynajmniej... współczucie. Ma prześliczną, kochającą żonę, utalentowanego synka i... pewien problem, do którego za żadne skarby świata nie chce się przyznać. Problem, który nie pozwala mu na normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Dorian każdego dnia musi mierzyć się z kotłującymi się w jego głowie myślami. Myślami, które powoli doprowadzają go do szaleństwa. Dorian zaczyna widzieć wydarzenia, które MOGĄ mieć miejsce. Stopniowo popada w obłęd. Obłęd z czerwoną sukienką w tle.
Pomysł na historię jest całkiem ciekawy, ale niestety, co muszę zauważyć z przykrością, został przez Dawida Waszaka wykorzystany w jakichś trzydziestu procentach. Od książek, które koncentrują się na wnętrzu człowieka oczekuję, że pokażą mi to wnętrze z prawdziwym rozmachem, że wyczerpią podjęty temat, skłonią mnie do refleksji. W "Czerwieni obłędu" właśnie tego mi zabrakło. Coś zaczyna się dziać, jednak Dawidowi Waszakowi nie udaje się uchylić zasłon i spojrzeć głębiej. Rozbudowanie wątku problemów psychicznych Doriana mogłoby sprawić, że czytelnicy zapoznaliby się z "Czerwienią obłędu" z o wiele większą przyjemnością. Gdyby... Gdyby... Gdyby... Jak to się mówi? Chyba tak: "Co się stało, to się nie odstanie". No właśnie. Dlatego pozostaje mi mieć nadzieję, że kolejną powieść Dawid Waszak zaplanuje znacznie lepiej :).
Nie chciałabym jednak, żebyście zrozumieli mnie źle. "Czerwień obłędu" to książka mocno średnia, a nie beznadziejna. Hasło zamieszczone na jej okładce nie kłamie - ZOBACZYCIE, jak rodzi się obłęd. Tyle tylko, że tego nie ODCZUJECIE. Jasne, że powieść zasiewa w czytelniku ziarno niepewności, intryguje, jednak w większości przypadków ziarno to nie wykiełkuje. Nie ma do tego odpowiednich warunków. To historia, o której dość szybko zapomnicie.
Cała opowieść rozgrywa się w Jarocinie i... to widać! Autorowi udało się stworzyć bardzo realistyczny obraz kawałka świata, w którym przyszło żyć Dorianowi oraz jego bliskim. I to trzeba docenić.
Dzisiejsza recenzja z całą pewnością nie będzie peanem na cześć najnowszej powieści Dawida Waszaka, czyli "Czerwieni obłędu". Uwierzcie mi, że zwracanie uwagi na słabe strony czegokolwiek nie sprawia mi żadnej przyjemności. Wprost przeciwnie - czuję się z tym źle. Szczególnie wtedy, kiedy autor jest bardzo sympatycznym człowiekiem. Tak sympatycznym, że bez mrugnięcia okiem...
więcej Pokaż mimo to