-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński4
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2013-12-17
2013-12-22
Rewelacyjna książka.
Lubna Ahmad Al-Hussein z dziennikarskim pazurem przedstawia swoją historię, obnażając absurdy prawa Szariatu. Oskarżona za złamanie paragrafu 152 kodeksu karnego- czyli obrazę moralności. Została skazana na 40 batów. Przewinienie? Włożyła spodnie.
Autorka opisuje krok po kroku żmudną walkę z systemem. Wykpiła wszelkie nieścisłości, sprzeczności rządzące policją obyczajową w Sudanie. Poraża bezmyślność władz, brak konsekwencji, gdzie absurd goni absurd. Autorka podkreśla, że zasady obejmujące owy paragraf są wyssane z palca, nie mają uprawomocnienia w Koranie- świętej księdze muzułmanów. Wyolbrzymione do granic możliwości, nadużywane przez fundamentalistów tworzą atmosferę strachu i terroru. Na każdym kroku, w każdej chwili, każda kobieta mogła zostać oskarżona o coś, i skazana na chłostę, oczywiście bez możliwości obrony. Lubna jako świadoma, wykształcona, politycznie zaangażowana kobieta wypowiedziała walkę „obyczajówce”. W efekcie została skazana na miesięczny pobyt w kobiecym więzieniu, jednak co najważniejsze poruszyła opinię publiczną, zasygnalizowała problem światowym organizacją, pobudziła społeczeństwo do sprzeciwu, do solidaryzowania się przeciwko ograniczaniu wolności. Ta książka to ważny głos, istotne świadectwo dotyczące łamania elementarnych praw człowieka pod przykrywką religii. Historia miała miejsce w 2009 roku- czyli nie tak dawno temu. Jak sama autorka mówi: zmiany nie dokonają się z dnia na dzień; droga jest długa, ale już na nią wstąpiliśmy. Krok po kroku wyjdziemy z absurdu, zostawimy za sobą ekstremizm, integryzm i dojdziemy do celu, którym nie jest prawo do noszenia spodni, ale prawo do wolności. (…) Chodzi nam o zgodność prawa z konstytucją, prawami człowieka, a nawet z religią.
Jeśli chcesz wiedzieć jak żyją inni ludzie na świecie, jeśli nie są Ci obojętne losy innych, jeśli jesteś człowiekiem- przeczytaj. To świetna książka, pełna logicznych argumentów, rzetelna, bez wywoływania taniej sensacji, czy łzawych, egzaltowanych historii. Zdecydowanie polecam.
Rewelacyjna książka.
Lubna Ahmad Al-Hussein z dziennikarskim pazurem przedstawia swoją historię, obnażając absurdy prawa Szariatu. Oskarżona za złamanie paragrafu 152 kodeksu karnego- czyli obrazę moralności. Została skazana na 40 batów. Przewinienie? Włożyła spodnie.
Autorka opisuje krok po kroku żmudną walkę z systemem. Wykpiła wszelkie nieścisłości, sprzeczności...
2013-11-25
Podróż do serca islamu.
Moja pierwsza styczność z książką miała miejsce poprzez radiową Dwójkę. W cyklu „To się czyta latem” zaprezentowane zostały kolejne fragmenty powieści w fenomenalnym wykonaniu Aleksandry Justy. Choć z reguły omijam wszelkie audiobooki szerokim łukiem interpretacja pani Aleksandry, jej enigmatyczny głos podkreślający mroczny klimat książki uwiodły mnie i zachęciły do jej zakupu. Dziesięć pierwszych odcinków cyklu można znaleźć na stronie internetowej Dwójki- naprawdę polecam.
Wracając do książki- „Wszystkie drogi prowadzą do Mekki” Raji Alem to niezwykły kolaż kilku gatunków. Powieść nietypowa, nieszablonowa, wymykająca się z ram, nie do zaszufladkowania. O czym traktuje książka? Hmm, trudno jednoznacznie sprecyzować. Najprościej mówiąc o Mekce i jej mieszkańcach. Narratorem powieści jest Wielogłowy- zaułek w Mekce, który zaprasza czytelnika w swoje progi, obnażając tajemnice tamtejszej społeczności. Wielogłowy prowadzi nas za rękę bezwiednie czyniąc bezwstydnymi podglądaczami. Widzimy zwłoki młodej kobiety odkrywające swoją nagość, posępnych mieszkańców ledwo wiążących koniec z końcem, przemierzające ukradkiem kobiety odziane w obszerne abaje, muezzina wzywającego z minaretu wiernych do modlitwy, pielgrzymów tłumnie napływających do świętej ziemi. Ciężko określić głównego bohatera, powieść koncentruje się na kilku postaciach oraz wątkach, choć najważniejszym wydaje się być morderstwo bezimiennej ofiary i związane z nim śledztwo komisarza Nasira oraz pytanie- kto jest ofiarą- Azza czy Aisza, a może ktoś inny.
Najbardziej przypadła mi do gustu postać Aiszy, kobiety rozdartej między tradycją muzułmańską a pragnieniem szczęścia i wolności, świadomej swego ciała, seksualności, cielesności, kochającej literaturę , która oficjalnie była zakazana dla kobiet. Bohaterkę znamy tylko z korespondencji, którą adresuje do tajemniczego kochanka. Dodatkowym smaczkiem jest motyw z książką „Zakochane kobiety” D.H. Lawrenca, którą potajemnie ukrywa Aisza. Książka ta stanowi symbol zakazanych przez islam żądz, pragnień, namiętności, jawi się jako zakazany owoc wodzący na pokuszenie niewinną ofiarę.
„Wszystkie drogi prowadzą do Mekki” to książka złożona, pełna symboli, trudna w odbiorze. Przesiąknięta magią, przeplatana fragmentami arabskich baśni, historią, surami Koranu, utkana w konwencji realizmu magicznego. Wymaga od czytelnika pełnego zaangażowania oraz zrozumienia zupełnie innego niż nasz europejski kodu kulturowego. Ciężko mi jednoznacznie ocenić książkę. Doceniam jej wartość, ogrom pracy autorki, piękny, misterny pełen środków wyrazu język, niesamowitą mroczną atmosferę jaka przesiąknięta jest powieść. Książka wzbudziła we mnie skrajne uczucia- od zachwytu, po irytację i brak zrozumienia. Jest to trudna, niszowa lektura, nieprzystosowana do masowego europejskiego odbiorcy. Jednak warta zachodu. Przede wszystkim wzbogaca czytelnika w potężną wiedzę na temat kultury islamu. Dla wytrwałych.
Podróż do serca islamu.
Moja pierwsza styczność z książką miała miejsce poprzez radiową Dwójkę. W cyklu „To się czyta latem” zaprezentowane zostały kolejne fragmenty powieści w fenomenalnym wykonaniu Aleksandry Justy. Choć z reguły omijam wszelkie audiobooki szerokim łukiem interpretacja pani Aleksandry, jej enigmatyczny głos podkreślający mroczny klimat książki uwiodły...
2013-12-16
Długo oczekiwana powieść Khaleda Hosseiniego.
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Opinie innych czytelników, jako by była to w porównaniu do poprzednich najsłabsza powieść pisarza, wprawiły mnie w lekką konsternację. Fakt, Hosseini postawił sobie wysoką poprzeczkę- zwłaszcza "Tysiąc wspaniałych słońc" znalazła szczególne miejsce w moim sercu.
Autor po raz kolejny przybliża czytelnikom swoją ojczyznę- Afganistan. Mamy tu bardzo wiele odcieni i kontrastów- małą biedną afgańską wioskę zapomnianą przez świat, położoną w bliżej nieokreślonym miejscu, tam gdzie „diabeł mówi dobranoc,”, Kabul- prężnie rozwijające się miasto, odradzające się po wojnie, niczym feniks powstający z popiołów, a także Francję i Stany Zjednoczone gdzie część bohaterów zbiegłych z upadającego na samo dno, opanowanego przez talibów, broczącego krwią Afganistanu znalazło azyl i namiastkę normalności.
Autor tworzy kalejdoskop postaci, mnoży wątki, przeplata ludzkie losy. Niemal każdy rozdział opisuje odrębną historię. Miałam wrażenie, że czytam zbiór opowiadań połączonych wspólnym mianownikiem. Hosseini przedstawia migawki z życia Afgańczyków. Każdy bohater niezależnie od tego gdzie zesłał go los jest naznaczony swoim pochodzeniem. Z dużą dozą wrażliwości kreśli historie postaci, nieraz przepełnione dramatyzmem, cierpieniem ale także radością. Autor podkreśla wartość rodziny, więzów krwi, tożsamości. Podkreśla, że rodzina jest jak kwiat, który trzeba pielęgnować , o którego należy się troszczyć, dbać aby nie usechł i zginął. Niestety często o tym zapominamy, i dopiero strata bliskich wybitnie to uświadamia.
„I góry odpowiedziały echem” to piękna lektura z widocznym przekazem. Porusza i skłania do przemyśleń. Jest inna, na pewno, ale nie gorsza.
Długo oczekiwana powieść Khaleda Hosseiniego.
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Opinie innych czytelników, jako by była to w porównaniu do poprzednich najsłabsza powieść pisarza, wprawiły mnie w lekką konsternację. Fakt, Hosseini postawił sobie wysoką poprzeczkę- zwłaszcza "Tysiąc wspaniałych słońc" znalazła szczególne miejsce w moim sercu.
Autor po raz kolejny...
2013-12-11
Książkę czyta się ekspresowo-jest krótka i przyjemna, ciekawość nie pozwala odłożyć lektury na później. Czarny humor i groteska w najczystszym wydaniu. Aczkolwiek trochę się zawiodłam- po tak obiecujących opiniach liczyłam na więcej wrażeń. Ogólnie warto przeczytać- ciekawa wizja wyjęta niczym z najgorszych sennych koszmarów.
Książkę czyta się ekspresowo-jest krótka i przyjemna, ciekawość nie pozwala odłożyć lektury na później. Czarny humor i groteska w najczystszym wydaniu. Aczkolwiek trochę się zawiodłam- po tak obiecujących opiniach liczyłam na więcej wrażeń. Ogólnie warto przeczytać- ciekawa wizja wyjęta niczym z najgorszych sennych koszmarów.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-10
Tej nocy będziecie się kochać desperacko, bo wiecie, że to ostatnia noc, którą spędzicie razem. Nigdy więcej się nie spotkacie. Nigdy. Ponieważ to niemożliwe.
Tymi słowami rozpoczyna się powieść „Palmy na śniegu”. Autorka zaprasza czytelnika na niezapomnianą, pełną wrażeń wyprawę do serca afrykańskiej ziemi, na wyspę Fernando Poo, wprost na najznakomitszą swego czasu plantację kakao- Sampaki.
Powieść rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych- współczesność przeplata się z nostalgicznymi wspomnieniami. Wraz z bohaterami znajdujemy się w górskim, trochę sennym miasteczku Passolobino, usytuowanym w Hiszpanii, by za chwilę przenieść się na tętniący życiem Czarny Kontynent. Śnieg i palmy. Mróz i żar. Czy takie połączenie jest w ogóle możliwe?
Książka przedstawia historie burzliwej miłości dwojga kochanków- hiszpańskiego kolonizatora oraz czarnoskórej kobiety przynależnej do plemienia Bubich. Miłości o tyle pięknej co niemożliwej, łamiącej wszelkie konwenanse, normy społeczne zarówno białej części społeczności, jak i tradycji plemiennej. W tle rozgrywają się ważne wydarzenia polityczne, zmierzające do wyzwolenia Gwinei spod kolonialnej władzy. Autorka świetnie nakreśliła tło polityczno- obyczajowe, uchylając nam drzwi do tego odległego, nieznanego świata. Przybliżyła obyczaje, kulturę, wierzenia Afrykańczyków, regulację stosunków w dawnej kolonii- zwłaszcza w kwestiach biały- czarny człowiek ,prosperowanie plantacji , dyktaturę Francisca Maciasa Nguemy, za rządów którego Gwineę Równikową określano często mianem „afrykańskiego Auschwitz”, konflikt o podłożu etnicznym pomiędzy plemieniem Bubich zamieszkujących archipelag wysp Gwinei,a plemieniem Fangów osiadłych na kontynentalnej jej części, aż do utworzenia autonomicznego państwa, przestrzegającego praw człowieka, rozwijającego przemysł, infrastrukturę, skupiającego się na stworzeniu stabilnego państwowego organizmu.
Język powieści jest niezwykle plastyczny, silnie oddziałujący na wszystkie zmysły, pobudzający wyobraźnię. Wystarczy przymknąć oczy, by zobaczyć soczystą zieleń afrykańskiej roślinności, wyczuć subtelną woń kakao, poczuć na skórze palące promienie słońca, wsłuchać się w rytmiczny dźwięk bębnów, tak bardzo bliski uderzeniom ludzkiego serca.
Książka wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. To piękna historia zapadająca w pamięć, a jednocześnie odkrywająca przed nami zupełnie inny, egzotyczny świat. Na zakończenie przytoczę afrykańskie przysłowie, które mnie urzekło- choćbyś zerwał się bladym świtem, twój los i tak wstanie przed tobą.
Tej nocy będziecie się kochać desperacko, bo wiecie, że to ostatnia noc, którą spędzicie razem. Nigdy więcej się nie spotkacie. Nigdy. Ponieważ to niemożliwe.
Tymi słowami rozpoczyna się powieść „Palmy na śniegu”. Autorka zaprasza czytelnika na niezapomnianą, pełną wrażeń wyprawę do serca afrykańskiej ziemi, na wyspę Fernando Poo, wprost na najznakomitszą swego czasu...
2013-12-01
To było kolejne moje spotkanie z prozą Alice Munro. Muszę przyznać, że udane.
„ Miłość dobrej kobiety” różni się trochę od tomu „Taniec szczęśliwych cieni”. Przede wszystkim opowiadania są dłuższe (pierwsze liczy sto stron), bardziej rozbudowane. Książka podejmuje więcej wątków, obejmuje szerszą perspektywę nie tylko z punktu widzenia jednostki, ale także osób otaczających ją w najbliższym środowisku. Główny nacisk położony jest na rodzinie, sąsiedztwie, więziach i relacjach międzyludzkich, zwłaszcza w korelacji matka- dziecko. To już nie są migawki z życia postaci, a raczej cały wycinek.
Autorka skupia się na roli społecznej kobiety, na relacjach jakie panują między partnerami, wierności małżeńskiej, zdradzie i przede wszystkim na macierzyństwie. To właśnie macierzyństwo wydaje się być w centrum zainteresowań pisarki- macierzyństwo jako najpiękniejszy akt miłości, życiowe powołanie kobiety, ukoronowanie istoty kobiecości. Dziecko- najpiękniejszy dar od losu. Ale czy na pewno? Alice Muro idzie o krok dalej- przedstawia drugą stronę medalu, podejmuje trudne, kontrowersyjne tematy. Ciąża jako efekt uboczny zaspokajania żądz, wypadek przy pracy, obciążający balast, krzyczący dowód zdrady. Dziecko sprowadzone do roli intruza, niechciane, niepotrzebne, brutalnie wydarte zimnym, metalowym narzędziem z łona matki. Odrzucone po porodzie, przekazane do sierocińca. Niemy świadek rozgrywającej się tragedii. Matka która nie jest w stanie nawet spojrzeć na nowo narodzoną istotę, gdyż jest ona źródłem bólu, wyrzutów sumienia, symbolem zaprzepaszczonych marzeń. Trudy porodu, trudy macierzyństwa, trudne wybory, aborcja. W ostatnim opowiadaniu „Sen mojej matki” autorka opisuje dramat młodej wdowy, skazanej na los samotnej matki. Co ciekawe Munro oddała głos dziecku , które ze swojej perspektywy komentuje wydarzenia, najpierw jako jeszcze płód w łonie matki, a potem już po urodzeniu. Opowiadanie to stanowi istny horror. Co prawda jest nieco przerysowane, ale i tak uderza z ogromnym impetem, rozcierając na proch wyidealizowane, sielankowe wizje macierzyństwa.
Mocnym atutem jest znakomity, dopracowany do perfekcji warsztat pisarki. Piękna, dość oszczędna proza, obfitująca w środki wyrazu, piękne porównania czy metafory. Subtelnie przesiąknięta emocjami, niczym perfumowana papeteria roztaczająca wokół dyskretny zapach perfum.
Lektura opowiadań noblistki jest niczym spotkanie z przyjaciółką przy kawie, rozmową z bliską osobą, wspomnieniem historii z naszego życia a także wspólnych znajomych. Ciepła, intymna, namacalna. Zdecydowanie polecam.
To było kolejne moje spotkanie z prozą Alice Munro. Muszę przyznać, że udane.
„ Miłość dobrej kobiety” różni się trochę od tomu „Taniec szczęśliwych cieni”. Przede wszystkim opowiadania są dłuższe (pierwsze liczy sto stron), bardziej rozbudowane. Książka podejmuje więcej wątków, obejmuje szerszą perspektywę nie tylko z punktu widzenia jednostki, ale także osób...
Ciepła, pełna uroku, ponadczasowa. Historia o zwykłych ludziach którym przyszło żyć w niezwykłych, trudnych czasach wojny; ludziach mimo niesprzyjających warunków próbujących zachować własne człowieczeństwo. Piękna przypowieść o miłości, przyjaźni. Idealna lektura dla wszystkich- starszych i młodszych. Z pewnością jak będę mieć dzieci zachęcę je do przeczytania historii złodziejki książek.
Ciepła, pełna uroku, ponadczasowa. Historia o zwykłych ludziach którym przyszło żyć w niezwykłych, trudnych czasach wojny; ludziach mimo niesprzyjających warunków próbujących zachować własne człowieczeństwo. Piękna przypowieść o miłości, przyjaźni. Idealna lektura dla wszystkich- starszych i młodszych. Z pewnością jak będę mieć dzieci zachęcę je do przeczytania historii...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-17
Duszna, niepokojąca proza, rozgrzana do czerwoności afrykańskim słońcem, owiana kurzem, pyłem ze spękanej, suchej ziemi. Codzienna walka z niesprzyjającymi siłami natury oraz zażarty mentalny spór pomiędzy czarnymi, rdzennymi mieszkańcami a białymi kolonizatorami . Kto ma prawo do tej ziemi? Kto ostatecznie okaże się silniejszy?
„Większość młodych przyjeżdżających tu ludzi miała dość dziwne poglądy na równość. Przynajmniej przez pierwszy tydzień byli przerażeni sposobem traktowania krajowców. Oburzali się tym, jak się o tubylcach mówi- jakby to był bydło. Oburzali się gdy ich bito, oburzali się tym, jak ich postrzegano. Chcieli traktować tubylców jak istoty ludzkie. Nie mogli jednakże działać wbrew społeczności, do której zamierzali wejść, i bardzo szybko następowała w nich przemiana. Oczywiście, to niełatwe stać się „złym”. Ale też długo nie trwało uważanie tego za „zło” .” (str. 20)
Doris Lessing przedstawia w swojej książce historię Mary Turner- kobiety która nie będąc w stanie sprostać panującym konwenansom, pod silną presją społeczną decyduje się porzucić swoje dotychczasowe beztroskie życie i wedle oczekiwań wyjść za mąż i założyć rodzinę. Plan jest prosty- poślubić pierwszego lepszego, który się nawinie i tym samym zamknąć gęby plotkującym za jej plecami pseudo przyjaciółkom. Los krzyżuje jej drogi z Richardem, biednym właścicielem farmy. To będzie pierwszy krok na drodze prowadzącej na samo dno. Wyidealizowane złudzenia bohaterki zostaną zmiażdżone na proch przez szarą rzeczywistość. Z wygodnego miejskiego życia, Mary przenosi się do domu świeżo poślubionego małżonka, w samo serce afrykańskiego buszu.
Powieść porusza wiele ważnych tematów dotyczących rasizmu, relacji międzyludzkich, wyobcowania, nietolerancji. Dwoje ludzi żyjących obok siebie, pod jednym dachem a zarazem tak sobie obcych, wszechogarniające poczucie pustki, samotności mącące zmysły i doprowadzające na sam skraj szaleństwa, niezrealizowane marzenia, uczucie ciągłej porażki. Rzeczywistość gdzie drugi człowiek traktowany jest jak bydło, jak maszyna, uznany w hierarchii nieco wyżej od psa. Pogarda, strach, ból istnienia, zniechęcenie, apatia, brak perspektyw.
Proza Lessing jest niezwykle plastyczna, silnie oddziałuje na zmysły, percepcję odbiorcy. Możemy poczuć na władnej skórze żar palącego słońca, poczuć pod gołymi stopami szorstką fakturę skóry dzikiego kota, wyściełającą podłogę domu, a także wyczuć piżmowy, lekko zwierzęcy zapach czarnoskórego służącego. Niepokój Mary udziela się również czytelnikowi. Podczas lektury towarzyszyło mi ciągłe uczucie napięcia emocjonalnego. Wymowa książki jest trudna, pesymistyczna, przygnębiająca. Trudno żyć bowiem w świecie gdzie główna zasada brzmi: „Nie dopuścisz, aby twoi biali bracia upadli poniżej pewnego poziomu, ponieważ wtedy byle czarnuch będzie się uważał za równego tobie” Amen.
Duszna, niepokojąca proza, rozgrzana do czerwoności afrykańskim słońcem, owiana kurzem, pyłem ze spękanej, suchej ziemi. Codzienna walka z niesprzyjającymi siłami natury oraz zażarty mentalny spór pomiędzy czarnymi, rdzennymi mieszkańcami a białymi kolonizatorami . Kto ma prawo do tej ziemi? Kto ostatecznie okaże się silniejszy?
„Większość młodych przyjeżdżających tu ...
2013-10-16
Dawno nie czytałam tak smutnej, deprecjonującej książki. „Kamienna wioska” to skromna objętościowo lektura o niezwykłym ładunku emocjonalnym.
Autorka przedstawia czytelnikom historię Koral Jiang, sieroty, dorastającej w surowej chińskiej wiosce. Stopniowo poznajemy losy dziewczynki coraz bardziej rozdzierające serce.
„Gdyby dało się jakoś wymierzyć ból i śmierć, wówczas ból jaki znosiłam w tamtym domu, równałby się setce śmierci. Tamtego dnia umierałam sto razy” (str. 108)
Książkę męczyłam bardzo długo. Porażał mnie smutek, ból, beznadzieja wylewające się z kart powieści. Wszechogarniające uczucie pustki, bezsensu, braku nadziei, wiary w lepsze jutro. Były dni, gdzie wręcz zmuszałam się do lektury. Książka na wskroś pesymistyczna. Ważną rolę odgrywa stan naszej duszy w momencie jej czytania. Nie polecam osobom obarczonym własnymi smutkami, czytając tę książkę można się tylko dobić i doprowadzić do stanu skrajnej depresji i załamania nerwowego niestety. Surowy, prosty język powieści oraz pierwszoosobowa narracja dodatkowo potęgują to wrażenie. Dopiero ostatnie 30 stron przyniosło ukojenie i ulgę, że los Koral nie jest jednak przypieczętowany- pojawia się promyk nadziei. To książka z którą trzeba się zmierzyć, smutna, wycieńczająca nerwowo, zapadająca w pamięć.
Dawno nie czytałam tak smutnej, deprecjonującej książki. „Kamienna wioska” to skromna objętościowo lektura o niezwykłym ładunku emocjonalnym.
Autorka przedstawia czytelnikom historię Koral Jiang, sieroty, dorastającej w surowej chińskiej wiosce. Stopniowo poznajemy losy dziewczynki coraz bardziej rozdzierające serce.
„Gdyby dało się jakoś wymierzyć ból i śmierć, wówczas...
2013-11-12
„Radość jest matką smutku. Miłość matką nienawiści.
Na dnie czystej prawdy kulą się najbrudniejsze kłamstwa.
Wszystko zawiera w sobie swoje przeciwieństwo.” (str. 297)
Uwielbiam Majgull Axelson, jest dla mnie najwspanialszą współczesną pisarką. Jej proza porusza najskrytsze struny mojej duszy. Łączy wspaniałą, pełną głębi treść z piękną formą. Obcowanie z prozą Axelson stanowi nie tylko ucztę literacką, ale także, albo przede wszystkim niezwykłe doznania emocjonalne. Niczym antyczna tragedia wywołuje katharsis.
„Dom Augusty” nie jest wyjątkiem. To piękna, pełna bólu historia kilku kobiet,rozgrywająca się na tle małomiasteczkowej społeczności. Na przemian z powieścią czytałam tom opowiadań Alice Munro. Pod względem klimatu, obie książki są bardzo podobne, w pewnym momencie opisywane w utworach prowincjonale miasteczka zlały się w jedną całość, wspólnie tworząc realia smutnej, ponurej, szarej rzeczywistości.
„Dom Augusty” to wspaniała powieść, zapadająca głęboko w pamięć, prawdziwa do bólu, mocna w wymowie, a jednocześnie napisana w tak ujmujący, sugestywny sposób, że jej lektura przypomina baśń. Mroczną, okrutną baśń. Warto zatopić się w lekturze, zwłaszcza teraz jesienią i poddać oczyszczającej terapii.
„Radość jest matką smutku. Miłość matką nienawiści.
Na dnie czystej prawdy kulą się najbrudniejsze kłamstwa.
Wszystko zawiera w sobie swoje przeciwieństwo.” (str. 297)
Uwielbiam Majgull Axelson, jest dla mnie najwspanialszą współczesną pisarką. Jej proza porusza najskrytsze struny mojej duszy. Łączy wspaniałą, pełną głębi treść z piękną formą. Obcowanie z prozą Axelson...
2013-11-10
Kilka lat temu obejrzałam film- bardzo mi się podobał. Niedawno wpadła mi w ręce książka o tym samym tytule (pierwotnie książka została wydana w Polsce pod tytułem „ Kto wygra miliard”). Tak przy okazji wtrącę, że nienawidzę filmowych okładek, zwłaszcza z dopiskami typu- film już w kinach, czy zdobywca Oscara.
Powieść wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. W książce cały czas się coś dzieje, nie ma mowy o nudzie czy dłużyznach. Akcja gna do przodu niczym na złamanie karku. Każdy rozdział tworzy swego rodzaju osobną historię, wspomnienie, wycinek życia głównego bohatera. Całość tworzy niezwykły kolaż. Bieda, głód i ubóstwo przeplata się z przepychem i bogactwem. Szarość z feerią barw. Slumsy z Bollywoodem. Pod tym względem „Slumdog…” przypomina mi inną książkę, a mianowicie „Shantaram”, gdzie również są opisane Indie we wszystkich odcieniach. Książka jest prosta i przyjemna. Chwilami wydawała mi się zbyt naiwna, ale taka ma być. Nastraja pozytywnie.
To co warto podkreślić to mentalność Hindusów jaka wyłania się z obrazów literackich i nie tylko. Pomimo biedy i trudnych warunków życia ludzie wydają się być niezwykle ciepli, pozytywni, radośni, potrafiący cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. To niezwykła umiejętność, niestety raczej mało powszechna w naszym społeczeństwie tak skorym do ciągłego narzekania.
Kilka lat temu obejrzałam film- bardzo mi się podobał. Niedawno wpadła mi w ręce książka o tym samym tytule (pierwotnie książka została wydana w Polsce pod tytułem „ Kto wygra miliard”). Tak przy okazji wtrącę, że nienawidzę filmowych okładek, zwłaszcza z dopiskami typu- film już w kinach, czy zdobywca Oscara.
Powieść wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. W książce...
2013-11-08
PROZA ŻYCIA
Już od jakiegoś czasu miałam w planach spotkanie z prozą Alice Munro. Czytałam wiele pozytywnych opinii na temat twórczości pisarki, poza tym choć opowiadania same w sobie nie są i nigdy nie były moją ulubioną formą literacką, to muszę przyznać, że coraz bardziej doceniam ich wartość. Uhonorowanie Alice Munro Literacką Nagrodą Nobla stanowiło dodatkowy bodziec. Co ciekawe, po tym wydarzeniu zauważyłam zwiększoną tendencję do zamieszczania krytycznych komentarzy. Nobel? Jakim cudem? Przecież te opowiadania to banale historie, dodatkowo opisane prostym językiem, nic odkrywczego. Czyżby…?
Pierwszym tomem opowiadań, który miałam przyjemność przeczytać został „Taniec szczęśliwych cieni” notabene debiut literacki pisarki. Nie był to jednak mój wolny wybór, bowiem nagle książki Munro dosłownie wyparowały zarówno z Empiku, jak i z księgarni internetowych (czyżby, spisek wydawcy?). Książkę udało mi się nabyć z drugiej ręki na allegro.
„Taniec…” składa się z piętnastu opowiadań. Każde przedstawia osobną historię. To co je łączy to specyficzny klimat małych miasteczek, gdzie życie toczy się swoim własnym rytmem, wszyscy się znają, nikt nie jest anonimowy, wszelkie dramaty czy radości jednostki stają się dramatem, radością wspólnoty- małomiasteczkowej, hermetycznej społeczności, gdzie każdy członek ma przypisaną rolę, a wszelkie odstępstwa od normy są odbierane jako ingerencja w uporządkowany system. Głównymi bohaterkami są głównie kobiety w różnym przedziale wiekowym- od kilkuletniej dziewczynki ,przez dorastającą nastolatkę, na dojrzałej kobiecie kończąc. Alice Munro z niezwykłą wrażliwością obnaża duszę i psychikę bohaterek. Opisuje codzienne troski, problemy, zmagania z szarą rzeczywistością. Jej proza emanuje nostalgią, niekreślonym smutkiem. Poszczególne opowiadania są jak migawki z życia małomiasteczkowej społeczności. Niestety ogólny obraz nie nastraja optymistycznie- stagnacja, brak większych perspektyw, marzenia tak często miażdżone przez prozę życia.
Język jakim operuje pisarka jest prosty, elegancki, wymowny i piękny. Stanowi kwintesencję klasycznego języka literackiego. Moim zdaniem jest to duży atut, i idealne pasuje do tematyki oraz ogólnego wdzięku opowiadań.
Co do zarzutów skierowanych w stronę noblistki, całkowicie się z nimi zgadzam. Banalna i prosta proza? TAK! I W TYM TKWI JEJ SIŁA!
Rozumiem argumenty, że literatura ma kreować nowy świat, opisywać ciekawe, pełne barw, ekscytujące wydarzenia, ma być odskocznia od szarej rzeczywistości. Rozumiem też fascynację nad formą i eksperymentalnymi technikami literackimi. Realizm magiczny, gry słowne, strumienie świadomości, równoległe narracje itd.- to urozmaica lekturę i pokazuje nowe możliwości. Ok. Jednak kto powiedział, że w dzisiejszych czasach nie można pisać po prostu o otaczającej nas rzeczywistości, prostej, nieprzerysowanej, bez zbędnych ozdobników, czy nadmiernego dramatyzowania. Takiej jaka jest, która dotyczy każdego z nas. A forma? Czy nie można spasować w wyścigu nad coraz to wymyślnymi technikami, chęcią zadziwiania, zaintrygowania czytelnika? Na tle tego wyścigu, ciągłego doskonalenia, przeskakiwania o jeden stopień wzwyż proza Alice Munro zdecydowanie się wyróżnia paradoksalnie prostotą. Autorka udowodniła że można pisać pięknie o zwykłej codzienności. Jej proza jest jak brzydkie kaczątko- początkowo jawi się jako szare, brzydkie pisklę, by w końcu przemienić się w pięknego,pełnego elegancji i majestatu łabędzia. To piękno w najczystszym wydaniu, nie potrzebuje stroić się w pawie piórka. Ja jestem pod wrażeniem kunsztu i wrażliwości pisarki. To idealna lektura zwłaszcza w jesienne, deszczowe wieczory. Dzięki niej można się na chwilę zatrzymać i podumać nad własnym życiem.
Reasumując „Taniec szczęśliwych cieni” to zbiór świetnych, wysmakowanych opowiadań. To literatura najwyższej jakości, przemyślana, dopracowana w najdrobniejszym szczególe, zmuszająca do refleksji. Polecam dojrzałym czytelnikom, w szczególności kobiecej części, gdyż myślę że lepiej wpisze się w gust i wrażliwość właśnie kobiet. Dodatkowo na fali popularności krótszych form literackich, ze swojej strony chciałabym serdecznie polecić zbiór Chimamandy Ngozi Adichie „To coś na Twojej szyi”. Jak dla mnie to najlepszy zbiór opowiadań jaki miałam przyjemność przeczytać i jednoczenie jedna z moich ulubionych książek. Pisarka mniej znana jednak również zasługująca na uwagę i uznanie.
PROZA ŻYCIA
Już od jakiegoś czasu miałam w planach spotkanie z prozą Alice Munro. Czytałam wiele pozytywnych opinii na temat twórczości pisarki, poza tym choć opowiadania same w sobie nie są i nigdy nie były moją ulubioną formą literacką, to muszę przyznać, że coraz bardziej doceniam ich wartość. Uhonorowanie Alice Munro Literacką Nagrodą Nobla stanowiło dodatkowy bodziec....
2013-09-06
Cóż, nie jestem fanką opowiadań. Już do powieści liczących poniżej 250 stron podchodzę dość niechętnie, a co dopiero krótkie opowiadania obejmujące zaledwie 30-50 skromnych stroniczek. Uwielbiam natomiast rozbudowane, wielowątkowe powieści, gdzie można zżyć się z bohaterami, rozsmakować w lekturze.
Do książki podeszłam dość sceptycznie. Jakież było moje zaskoczenie…
OGROMNE :)
Już pierwsze zdania przykuły moją uwagę. Świetne wciągające historie, ciekawe postacie, piękno i prostota w jednym. Tylko żal, że tak szybko opowiadania zmierzają ku końcowi…
Jestem pełna podziwu dla autorki, w krótkiej formie zdołała przemycić tak wiele treści i emocji. Nie ma w tym zbiorze słabszych pozycji- wszystkie to istne perełki. Do moich ulubionych należą: „Osobiste przeżycie”, „W poniedziałek tydzień temu”, „Ambasada amerykańska”, „Małżeństwo skojarzone przez swatów”, „Wzgórze skaczącej małpy”.
Lektura książki sprawiła mi ogromną przyjemność, jestem naprawdę mile zaskoczona. Dzięki niej przekonałam się również do krótszych form literackich. Jednym słowem polecam.
Cóż, nie jestem fanką opowiadań. Już do powieści liczących poniżej 250 stron podchodzę dość niechętnie, a co dopiero krótkie opowiadania obejmujące zaledwie 30-50 skromnych stroniczek. Uwielbiam natomiast rozbudowane, wielowątkowe powieści, gdzie można zżyć się z bohaterami, rozsmakować w lekturze.
Do książki podeszłam dość sceptycznie. Jakież było moje zaskoczenie…...
2013-08-07
„Sądzę, że powinniśmy czytać tylko ten rodzaj książek, które nas ranią i przeszywają… Potrzebujemy książek, które wpływają na nas jak katastrofa, które głęboko nas zasmucają, jak śmierć kogoś, kogo kochaliśmy bardziej niż siebie samych, jak wygnanie go do lasu z dala od kogokolwiek, jak samobójstwo. Książka musi być siekierą dla zamarzniętego morza wewnątrz nas.” (F. Kafka)
Zgadzam się z powyższym cytatem, aczkolwiek usunęłabym słowo- tylko. Tego typu książki świetnie wpływają na czytelnika pod warunkiem, że będą dawkowane w odpowiednich ilościach indywidualnie dopasowanych do danej osoby.
Osobiście uwielbiam trudne, obciążające psychicznie książki ,wywołujące lawinę skrajnych emocji, poruszające trudne, często niewygodne tematy, rozdrapujące wydawało by się dawno zabliźnione rany, brutalnie obnażające brzydotę świata, mroczne, niskie instynkty drzemiące w człowieku. Proza która zniewala, przygniata, krzyczy, nie pozwala być obojętnym. Stanowi swoistą terapię, oczyszcza, pozwala spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość z nieco innej perspektywy.
Takie są właśnie książki Majgull Axelsson. Szwedzka pisarka jest dla mnie w tej dziedzinie bezkonkurencyjna. Piękny, nacechowany emocjonalnie język, wnikliwość obserwacji, precyzyjnie nakreślone zwłaszcza w sferze psychologicznej postaci to wizytówka pióra Axelsson. Autorka nie boi się podejmować trudnych tematów, jej proza osnuta skandynawskim chłodem, poraża szczerością.
„Droga do piekła” wcześniej wydana w Polsce pod tytułem „Daleko od Niflheimu” to debiutancka powieść pisarki. Jak na debiut książka jest niezwykle dojrzała.
Głównymi bohaterkami prozy Axelsson są zawsze kobiety. Tym razem poznajemy historię Cecylii, która jest pracownikiem szwedzkiej ambasady. Osią powieści jest wybuch wulkanu Pinatubo na Filipinach, z którego bohaterka niemal cudem uchodzi z życiem. Niestety trauma i bolesne wspomnienia nie pozwolą Cecylii już żyć normalnie, a twarze zmarłych będą jej nieustannie towarzyszyć, nie pozwalając zapomnieć.
Książka porusza ważna tematy takie jak: wpływ dzieciństwa na kształtowanie człowieka, znaczenie rodziny, bolączki rozwodu, rozpadu rodziny, samotność, nietolerancja.
Zderzenie sterylnie czystej Szwecji, z wysoko rozwiniętą polityką socjalną z brudem, ubóstwem Krajów Trzeciego Świata. Gdzie o losie człowieka decyduje odcień skóry. I to ogromne poczucie winy, na które nie mamy wpływu- ja jestem Kanos, białą Europejką więc będę żyć, a TY?
Czy po doznaniu traumatycznych zdarzeń można jeszcze żyć normalnie? Czy okaleczona dusza może zaznać spokoju? Jak żyć z palącym poczuciem winy? Czy tak głębokie rany się kiedyś zabliźnią? Autorka nie podaje rozwiązania na tacy, o nie… sam czytelniku musisz znaleźć odpowiedź.
Wyrafinowany, ekspresyjny język. Pełna retrospekcji, nieco chaotyczna narracja. Na początku można się łatwo pogubić, jednak z każdą kolejną stroną wchodzimy w rytm powieści. Styl narracji świetnie oddaje działanie ludzkiej psychiki- jakieś zdarzenie, obraz wywołuje wspomnienia, skojarzenia, swoiste hiperłącze. Z czasem poszczególne elementy zaczynają łączyć się w całość, powoli odkrywany kolejne części układanki, aby w finale doświadczyć tego jednego, skrywanego w czeluściach świadomości zdarzenia, odciskającego piętno na duszy Cecylii.
Mocna, poruszająca do głębi lektura. Pozostawia ślad, to książka o której się myśli jeszcze długo po zakończeniu.
„Sądzę, że powinniśmy czytać tylko ten rodzaj książek, które nas ranią i przeszywają… Potrzebujemy książek, które wpływają na nas jak katastrofa, które głęboko nas zasmucają, jak śmierć kogoś, kogo kochaliśmy bardziej niż siebie samych, jak wygnanie go do lasu z dala od kogokolwiek, jak samobójstwo. Książka musi być siekierą dla zamarzniętego morza wewnątrz nas.” (F....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-29
Nie lubię tzw. „bestsellerów”, cała medialna otoczka, promocja książki, wreszcie opinie masowo zachwyconych czytelników bardziej mnie zniechęcają, wywołują konsternację, podejrzliwość. Wolę kierować się zupełnie innymi pobudkami przy wyborze lektury.
O Carlosie Ruiz Zafonie wiele słyszałam, jego powieści znajdują się na czele top listy książkowych bestsellerów, a osławiony „Cień wiatru” urósł już do rangi pozycji kultowej.
Postanowiłam w końcu przełamać opór i zapoznać się z twórczością autora. Zamówiłam pakiet dwóch powieści: „Gry anioła” oraz „Cienia wiatru”. Posiadam prawdopodobnie najnowsze wydanie z 2012 r. Piękne czarno-białe okładki, w środku nastrojowe zdjęcia w stylu retro, mocny papier, duża czcionka- po prostu cudo. Dawno nie widziałam tak porządnie wdanej książki, dopracowanej w każdym detalu. Na pierwszy ogień poszła „Gra anioła”, określana często jako ta gorsza z cyklu. Ponieważ nie miałam wcześniej z Zafonem do czynienia, moja opinia nie będzie w żaden sposób odwoływać się do „Cienia wiatru”.
Jak mówi polskie przysłowie „nie oceniaj książki po okładce”. Przejdę zatem do samej treści.
Książka napisana barwnym, moim zdaniem trochę na siłę przerysowanym językiem. Duży plus za dialogi. Świetne, pełne ironii i swoistego humoru.
„- Źle pan wygląda – zawyrokował
- Niestrawność – odparłem
- A co panu zaszkodziło?
- Życie.” (str. 146)
Powyższe słowa świetnie oddają historię głównego bohatera, który za sprawą pecha, fatum, siły wyższej, Boga, czarnej magii, przeznaczenia (niepoprawne wykreślić) ciągle pada ofiarą niesamowitych, niepokojących wydarzeń. Akcja rozwija się stopniowo, sennie, aby w drugiej części książki przyśpieszyć do niebezpiecznej prędkości.
Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jednak do mnie ona nie przemawia. Cała historia wydała mi się mocno naciągana, niespójna, hmm…określiłabym ją jako stek bredni. Nie jest to mój typ literatury, niewykluczone też , że nie zrozumiałam do końca przesłania powieści.
Ogólnie „Gra anioła” mnie rozczarowała. Mam zamiar sięgnąć niebawem po „Cień wiatru”, być może ta książka bardziej przypadnie mi do gustu.
Nie lubię tzw. „bestsellerów”, cała medialna otoczka, promocja książki, wreszcie opinie masowo zachwyconych czytelników bardziej mnie zniechęcają, wywołują konsternację, podejrzliwość. Wolę kierować się zupełnie innymi pobudkami przy wyborze lektury.
O Carlosie Ruiz Zafonie wiele słyszałam, jego powieści znajdują się na czele top listy książkowych bestsellerów, a osławiony...
2013-05-15
Do książek Murakamiego powinny być dołączone płyty ze ścieżką muzyczną. Podczas lektury w tle powinna rozbrzmiewać cicho muzyka podkreślająca klimat powieści. Byłoby idealnie.
"Tańcz, tańcz, tańcz" to opowieść z pogranicza jawy i snu. Pełna niedomówień, domysłów, dziwnych zdarzeń i oczywiście śmierci. Opowieść o samotności i niedopasowaniu, bólu istnienia. Bohaterowie powieści stanowią swoiste muzeum osobliwości. Tu nic nie jest normalne. Choć z drugiej strony, co to jest normalność i kto/co o tym decyduje.
Książka specyficzna. Kilka razy miałam ochotę rzucić nią o ścianę, coś jednak nie pozwalało się od niej oderwać, ciekawość co jeszcze się zdarzy, jak zakończą się losy bohaterów. I co? Jestem po lekturze książki, i dalej nic nie wiem. Denerwujące.
Do książek Murakamiego powinny być dołączone płyty ze ścieżką muzyczną. Podczas lektury w tle powinna rozbrzmiewać cicho muzyka podkreślająca klimat powieści. Byłoby idealnie.
"Tańcz, tańcz, tańcz" to opowieść z pogranicza jawy i snu. Pełna niedomówień, domysłów, dziwnych zdarzeń i oczywiście śmierci. Opowieść o samotności i niedopasowaniu, bólu istnienia. Bohaterowie...
2013-11-02
Oops I did it again….
Haruki Murakami- ponoć jego książki można kochać lub nienawidzić . Ja nadal nie mogę wyrobić sobie zdania, plasuję się gdzieś pośrodku. Po lekturze „Tańcz, tańcz, tańcz” stwierdziłam, że chyba odpuszczę sobie twórczość tego pana. A jednak coś nie dawało mi spokoju. Pożyczyłam od koleżanki- fanki pisarza „Kafkę nad morzem”- ponoć jedną z najlepszych w dorobku Murakamiego.
Na początku byłam zachwycona. Ciekawa historia, nietuzinkowi bohaterowie, specyficzna atmosfera, ciekawa stylizacja języka powieści. Fragmenty raportu na temat wydarzeń na wzgórzu zwanego Miską przypominały mi klimatem serial „Z archiwum X”. Niestety z czasem mój entuzjazm osłabł. Nie podobało mi się rozwinięcie wątków, tak jakby autor nie miał pomysłu jak ostatecznie spójnie zakończyć snutą historię. Kolejne wydarzenia były infantylne, po prostu głupie. Ostatnie sto stron było drogą przez mękę.
Ogólnie mam mieszane uczucia. Książkę szybko się czyta, ma świetne momenty, jednak oceniając całokształt nie powala na kolana. Jak to u Murakamiego- jest specyficzna, przesycona surrealizmem atmosfera, pojawiają się rozważania filozoficzne, odwołania do szeroko rozumianej kultury (zwłaszcza muzyki, literatury), równoległe światy, osobliwi bohaterowie. Standardowo pojawiają się też penisy, beznamiętne opisy seksu- jako zwykłej czynności potraktowanej jak spanie czy jedzenie oraz śmierć- nie jako przeciwieństwo życia, a jego część. Między wierszami można wyłapać garść informacji na temat życia we współczesnej Japonii.
Ciężko ocenić mi tę książkę. Nie jest to mój typ literatury, aczkolwiek lubię co jakiś czas sięgnąć po powieść Murakamiego, oderwać się od szarej rzeczywistości i znaleźć się w świecie gdzie wszystko jest możliwe. Choć często mnie irytują to na pewno jeszcze do nich wrócę. W prozie Murakamiego drzemie jakaś siła, która przyciąga jakąś cząstkę mojej duszy. Surrealistyczna, siła. Nie z tego świata.
Oops I did it again….
Haruki Murakami- ponoć jego książki można kochać lub nienawidzić . Ja nadal nie mogę wyrobić sobie zdania, plasuję się gdzieś pośrodku. Po lekturze „Tańcz, tańcz, tańcz” stwierdziłam, że chyba odpuszczę sobie twórczość tego pana. A jednak coś nie dawało mi spokoju. Pożyczyłam od koleżanki- fanki pisarza „Kafkę nad morzem”- ponoć jedną z najlepszych...
2013-10-29
„ Skoro już mnie poznaliście, opowiedzcie innym moją historię. Przekażcie ją dalej. Wierzę, że to jedyna szansa, bym nie sczezła w tym więzieniu.
Potrzebuję was!
Ocalcie mnie!
Więzienie w Sechupurze, kwiecień 2011 ”
Po lekturze książki przychodzi mi na myśl stwierdzenie- jakie mam szczęście, że urodziłam się w Polsce.
„Bluźnierstwo” jest cienką książeczką, która jednak niesie za sobą ogrom ważnych treści. Relacja Asi Bibi, chrześcijanki skazanej za bluźnierstwo przybliża czytelnikowi realia jakie panują w dzisiejszym Pakistanie. Jest to bardzo smutna rzeczywistość. Pozbawienie prawa do wolności osobistej, słowa, religijnej, brak poszanowania wartości życia ludzkiego, dyskryminacja na tle religijnym, traktowanie kobiet jako obywateli drugiej kategorii. Co to za spaczony świat gdzie zgwałcona kobieta, jest oskarżana o cudzołóstwo, a jej oprawca pozostaje całkowicie bezkarny. Książka powstała w roku 2011. To przecież współczesne realia. Nie jestem w stanie ogarnąć umysłem taki stan rzeczy, jak to możliwe, że obok mnie istnieje inny świat tak różny od tego który znam, nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak można żyć w takim miejscu.
Książka jest ważnym świadectwem, poszerza horyzonty, daje do myślenia. Drogi czytelniku, zgodnie z prośba Asi- przeczytaj i przekaż dalej.
„ Skoro już mnie poznaliście, opowiedzcie innym moją historię. Przekażcie ją dalej. Wierzę, że to jedyna szansa, bym nie sczezła w tym więzieniu.
Potrzebuję was!
Ocalcie mnie!
Więzienie w Sechupurze, kwiecień 2011 ”
Po lekturze książki przychodzi mi na myśl stwierdzenie- jakie mam szczęście, że urodziłam się w Polsce.
„Bluźnierstwo” jest cienką książeczką, która jednak...
2013-10-03
To było moje pierwsze spotkanie z prozą Elif Şafak, ale na pewno nie ostatnie. Jestem zauroczona stylem pisarki. Stworzyła powieść którą się chłonie, przeżywa, odczuwa.
Historia przedstawia losy kurdyjskiej rodziny, rozdartej między tradycją muzułmańską a pełną swobód obyczajowych Anglią, gdzie przyszło im żyć. Wychowani zgodnie z nauką Koranu bohaterowie nagle odkrywają zupełnie inną kulturę, inny świat, gdzie na piedestale stoi szczęście jednostki. Pojawia się dylemat- honor, reputacja rodziny vs osobiste szczęście. Co wybiorą bohaterowie, jaką pójdą ścieżką ?
Elif Şafak stworzyła na kartach swojej powieści, świetne, autentyczne charaktery. Nic nie jest czarne albo białe. Każdy bohater jest inny, wyjątkowy, naznaczony osobistym dramatem.
Fabuła powieści jest misternie utkana z głosów poszczególnych postaci, mieni się feerią tysiąca barw. Czytając powieść miałam wrażenie, że układam puzzle. Każdy kolejny rozdział stanowił następną część układanki i przybliżał mnie do odkrycia całości. Dzięki takim zabiegom książka nie nudzi, nie męczy, trzyma w napięciu, skłania czytelnika do odwrócenia kolejnej strony.
Autorka posługuje się prostym, subtelnym językiem. Cała historia przepełniona jest uczuciami, smutkiem, nostalgią, a jednocześnie wiarą, nadzieją na lepsze jutro.
Idealna książka na prezent, zwłaszcza dla osób które mają z literaturą trochę na bakier. Na pewno przypomni, lub wręcz pozwoli odkryć piękno, magię i radość z czytania. POLECAM.
To było moje pierwsze spotkanie z prozą Elif Şafak, ale na pewno nie ostatnie. Jestem zauroczona stylem pisarki. Stworzyła powieść którą się chłonie, przeżywa, odczuwa.
Historia przedstawia losy kurdyjskiej rodziny, rozdartej między tradycją muzułmańską a pełną swobód obyczajowych Anglią, gdzie przyszło im żyć. Wychowani zgodnie z nauką Koranu bohaterowie nagle odkrywają...
Świetna książka. Mocna intryga, ciekawi bohaterowie, idealnie stopniowanie napięcia, dobry warsztat. Czyta się szybko i przyjemnie
Co ważne powieść porusza istotne zagadnienie- gwałt jako broń wojenna.
„Celem metodycznych gwałtów w czasie wojen, jest przerwanie ciągłości pokrewieństwa, w grupie nieprzyjaciela. To ludobójcze szaleństwo spełnia się w łonach kobiet. Okrutna przemoc, przymusowe macierzyństwo, zakażenia wirusem HIV- oto przykłady z byłej Jugosławii i Ruandy.” *
W „Carnivii..” wydarzenia te miały miejsce w Bośni i Hercegowinie. Mamy też brudną Wenecję opanowaną przez mafię, korupcję i zorganizowaną na światową skalę przestępczość. Kwestie zawarte w książce są porażające, brak słów do czego zdolny jest człowiek.
Polecam serdecznie. Jak na dobry thriller przystało „Carnivia..” stanowi doskonałą rozrywkę, a poza tym zwraca uwagę na poważy problem- łamanie elementarnych zasad humanitarnych, ze względu na płeć. Skłania do przemyśleń i poszukiwania dalszych informacji na ten temat. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom trylogii.
*cytat pochodzi z publikacji „Czarna Księga kobiet”, str. 46, wyd. W.A.B., Warszawa 2010
Świetna książka. Mocna intryga, ciekawi bohaterowie, idealnie stopniowanie napięcia, dobry warsztat. Czyta się szybko i przyjemnie
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCo ważne powieść porusza istotne zagadnienie- gwałt jako broń wojenna.
„Celem metodycznych gwałtów w czasie wojen, jest przerwanie ciągłości pokrewieństwa, w grupie nieprzyjaciela. To ludobójcze szaleństwo spełnia się w łonach kobiet. Okrutna...