-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2020-06-17
Dobra pozycja we właciwym czasie. Mam nadzieję, że to początek dla większej ilości tego typu publikacji.
Styl tej książki jest przemyślany, warsztat pisarski dobry, czyta się przyjemnie, opowieści o przedmiotach dają pole do popisu przemyśleniom, refleksjom i edukującym faktom. Miejscami reportaż, miejscami felieton, czasami przemyślany pamiętnik dający pretekst do rozmowy na temat codziennego życia w konsumpcyjnym generowaniu odpadów.
Przyznaję, że autor mnie delikatnie poruszył. Wiele faktów zaczęłam googlować, youtube'ować i doczytywać. Inne - ornitologiczne ciekawostki - raczej omiatałam wzrokiem kiwając głową, a potem przypominałam je sobie już później, oglądając na youtube filmy o ornitolog, otwierającej żołądki ptaktów wypełnione po brzegi plastkiem.
Warto. Jednocześnie cieszy mnie, że to nie jest po prostu kolejny poradnik o "zero waste" autorstwa wszystkowiedzących blogerów. Ta książka stawia ważne pytania, pokazuje możliwe odpowiedzi, lecz nie moralizuje. Urzekł mnie ten sposób narracji, popularnonaukowy, a jednak osobisty i autorefleksyjny.
Ciekawostka: to także pierwsza pełnowymiarowa książka, którą przeczytałąm i w której pojawia się rozdział o pandemii covid.
Dobra pozycja we właciwym czasie. Mam nadzieję, że to początek dla większej ilości tego typu publikacji.
Styl tej książki jest przemyślany, warsztat pisarski dobry, czyta się przyjemnie, opowieści o przedmiotach dają pole do popisu przemyśleniom, refleksjom i edukującym faktom. Miejscami reportaż, miejscami felieton, czasami przemyślany pamiętnik dający pretekst do...
2017-12-20
Po przeczytaniu Hen, Białe było naturalnym uzupełnieniem. Świetna.
Po przeczytaniu Hen, Białe było naturalnym uzupełnieniem. Świetna.
Pokaż mimo to2016-07-30
2016-06-27
Hamsun tak, ale Wloczegi nie.
Początkowo myślałam, ze to kwestia tłumaczenia, z lat 50ych, ktore mocno trąci myszką. Nie używa się tam słów chłopiec- jest fąfel, narwaniec czy przerwaniec, nie ma bagien - są oparzeliska I trzęsawiska, a "chłopiska" I "ludziska" szarżują na lewo I prawo "jużci" I "wszelako".
Potem pomyslałam, że może to jednak nie tłumaczenie, ale te powtarzające się lajtmotivy jak kupowanie pierścionków kobietom, które szybko się ulatniają, albo zegarków, które szybko się psują. Przy 500 stronach to wraca tak często, że aż irytuje. I nie - bohaterowie nie uczą się na błędach. To nie baśnie.
Do tego ta irytująca linearna akcja, która rozgrywa się tylko w obecności bohaterów. I choc pojawiają się osoby I wątki poboczne, to gdy bohater odpływa I traci je z widzenia, to te osoby I wątki przestają być ważne. Mówi się o nich dopiero, gdy bohater znów ich spotka.
Niby to miła historia, dwóch nie szczególnie kumatych wiejskich chłopców, którzy w życiu przeżywają jakieś przygody. Niby jest rys społeczny Norwegii dawnych czasów, ale poziom tej literatury zatrważa. Jest prosty, naiwny tak jak I bohaterowie, i daleko mu do Reymonta.
Co więcej, nierzadko mam wrażenie, że czytam księgi rachunkowe, a nie powieść.
Najgorsze jest jednak zakończenie. Czytelnik też wg pisarza jest jełopem. Nie ma tu miejsca na interpretowanie tytułowych włóczęgów, na mnogość metafor czy szukania zanaczeń. Na tacy dostajemy klucz do interpretacji. Tak patrzcie drodzy czytelnicy, nie musicie myśleć - tą książkę napisałem po to, żeby uzastadnić właśnie taka a taka tezę I oto ona.
Nie lubię gdy pisarz nie traktuje mojej inteligencji poważnie. Ten dydaktyzm mi nie leży. Po prostu.
Hamsun tak, ale Wloczegi nie.
Początkowo myślałam, ze to kwestia tłumaczenia, z lat 50ych, ktore mocno trąci myszką. Nie używa się tam słów chłopiec- jest fąfel, narwaniec czy przerwaniec, nie ma bagien - są oparzeliska I trzęsawiska, a "chłopiska" I "ludziska" szarżują na lewo I prawo "jużci" I "wszelako".
Potem pomyslałam, że może to jednak nie tłumaczenie, ale te...
2001-01-01
2017-10-05
Jeden z moich tegorocznych faworytów w kategorii reportaż podróżniczy.
Jeden z moich tegorocznych faworytów w kategorii reportaż podróżniczy.
Pokaż mimo to2017-11-05
Po tej książce mam poczucie żalu do wydawnictwa, że redakcją tej książki zajął się ktoś kompletnie pozbawiony kompetencji. Nie brakuje w tej książce nielogicznie sformułowanych zdań i literówek, nie mówiąc o użyciu dziwacznie brzmiących polskich sformułowań, które możnaby zastąpić czymś, od czego nie dostaje się dreszczy. Do tego jeszcze mnóstwo tych irytujących zdań-komunałów w stylu "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", które odbierają mi przyjemność z czytania.
Ogólnie to nie jest bowiem zła książka. Ma swoje dobre punkty, które porywają czytelnika, aż do momentu gdy nie pojawi się kolejne irytujące zdanie-komunał. Autorka dzieli się swoją wieloletnią pasją i zdecydowanie lubi na ten temat gawędzić. Ta książka świetnie nadaje się dla osób, które z tym krajem nic nie mają wspólnego i chciałyby od czegoś zacząć lub zainspirować się przed wyjazdem. Cel jest osiągnięty, po przeczytaniu bowiem ma się ochotę spakować walizkę i ruszyć przed siebie.
Dlaczego jednak żaden SENSOWNY redaktor nie sprawdził tej książki przed wydaniem pod kątem stylu i poprawności? Może następnym razem warto podnieść językowo poprzeczkę nieco wyżej. Tylko z tego powodu moja obniżona ocena.
Po tej książce mam poczucie żalu do wydawnictwa, że redakcją tej książki zajął się ktoś kompletnie pozbawiony kompetencji. Nie brakuje w tej książce nielogicznie sformułowanych zdań i literówek, nie mówiąc o użyciu dziwacznie brzmiących polskich sformułowań, które możnaby zastąpić czymś, od czego nie dostaje się dreszczy. Do tego jeszcze mnóstwo tych irytujących...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-01
2014-01-12
2021-04-18
2017-12-20
#FIlipiny
Początkowo myślałam, że to będzie kolejny reportaż o biednych głodujących dzieciach.
Mimo, że bieda faktycznie jest tematem tych reportaży, książka ujęła mnie gorzką autorefleksją na temat pracy reportera w ogóle oraz wartości jaką ona niesie dla bohaterów opowieści, dla samego reportażysty oraz jego otoczenia. To wątek, którego ze świecą szukać w literaturze non-fiction.
#FIlipiny
Początkowo myślałam, że to będzie kolejny reportaż o biednych głodujących dzieciach.
Mimo, że bieda faktycznie jest tematem tych reportaży, książka ujęła mnie gorzką autorefleksją na temat pracy reportera w ogóle oraz wartości jaką ona niesie dla bohaterów opowieści, dla samego reportażysty oraz jego otoczenia. To wątek, którego ze świecą szukać w literaturze...
2015-07-01
Niby to zbiór reportaży, ale tak naprawde przypomina bardziej książkę kucharską na podstawie jakiegoś programu kulinarnego. Jest troche treściwych fragmentów, trochę lekkich przystawek, trochę deseru, a przy tym w centrum postacie rozbawionych kucharzy, którzy ochlapują się tymi potrawami na każdej stronie. Czyta się to dość zabawnie, jeśli ktoś patrzy na te kuchenne zabawy z przymrużeniem oka - w przeciwnym razie, może rozczarowywać niefrasobliwością twórców i ich swobodnym podejściem do warsztatu. Niemniej, od patrzenia na ładne potrawy, człowiekowi aż ślinka cieknie - toteż nic dziwnego, że to jedna z tych książek, która narobiła Polakom sporego apetytu na Gruzję i skłoniła do szybszego pakowania bagaży. Przyznaję, mnie trochę też. A jeden z reportaży faktycznie skłonił mnie do dodatkowego postoju i zbadania, czego ten Meller tam dokładnie szukał. Znalazłam i ja :)
Niby to zbiór reportaży, ale tak naprawde przypomina bardziej książkę kucharską na podstawie jakiegoś programu kulinarnego. Jest troche treściwych fragmentów, trochę lekkich przystawek, trochę deseru, a przy tym w centrum postacie rozbawionych kucharzy, którzy ochlapują się tymi potrawami na każdej stronie. Czyta się to dość zabawnie, jeśli ktoś patrzy na te kuchenne zabawy...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-02
2020-06-14
2020-06-14
2020-06-07
Tak jak zwykle pomysł na alternatywną przyszłość po prostu genialny, a stworzone postaci niewyraziste i pozbawione charakteru, no ale ten autor po prostu tak ma.
Nie uważam jednak, że jest to zła książka - przeciwnie - nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autor napisał ją z przekory wobec swojego pyskującego nastoletniego dziecka. Jego eksperyment myślowy na temat świata rządzonego przez dzieci całkiem trafnie odkrywa meandry młodocianej natury skupionej na zabawie, graniu w gry komputerowe czy problemy z przewidywaniem konsekwencji swoich zachowań. Kompletnie nie miałam problemu z tym by wyobrazić sobie, że współczene dzieciaki grające w strzelanki, starcrafty czy inne gry wojskowe w świecie pozbawionym dorosłych sięgają po zdecydowanie bardziej wyrafinowane gierki.
Oczywiście jak zwykle u Cixin Liu możnaby oczekiwać, żeby bohaterowie mieli trochę więcej charakteru i życia, żeby łatwiej ich było odróżnić. Niektóre elementy fabuły też są połatane w małoelegancki sposób (przykład postać Wielkiego Kanta jako uniwersalny wytrych do każdego problematycznego zamka), również kwestia rozwiazania obrotu pieniędzmi pozostaje niewyjaśniona. Epilog takze próbuje obrócić perspektywę w nieoczekiwany sposób kompletnie niepotrzebnie. Możnaby tę książkę trochę dopracować.
Niemniej ku memu zaskoczeniu całkiem nieźle się bawiłam - smutna, zatrważająca, szokująca ale i niekonwencjonalnie zabawna, bo to trochę jednak "beka z dzieci" i próba utarcia mądralińskim nosa, bo świat według dzieci nie jest aż tak cukierkowy jak możnaby sobie go wyobrazić.
Tak jak zwykle pomysł na alternatywną przyszłość po prostu genialny, a stworzone postaci niewyraziste i pozbawione charakteru, no ale ten autor po prostu tak ma.
Nie uważam jednak, że jest to zła książka - przeciwnie - nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autor napisał ją z przekory wobec swojego pyskującego nastoletniego dziecka. Jego eksperyment myślowy na temat świata...
2020-05-31
2020-05-31
W porównaniu do poprzednich tomów, ten trzyma się w mocnej konwencji łotrzykowskiej, dwa wątki, dwie drużyny, które przez cały tom dokądś jadą, mają dużo przygód, nawalają siebie i innych ile wlezie, i ktoś zawsze depcze im po piętach. Nieco mnie ta przewidywalność wynudziła.
Wydawcy też w końcu powinni pokusić się o dodanie jakiejś mapy do tej książki.
Polecam najnowszą opracowaną w tym tygodniu przez kartografów z uniwersytetu warszawskiego http://atlas2022.uw.edu.pl/mapa-miesiaca-wiedzmin-krolestwa-polnocy/?ref=vgtimes.ruv
Na plus zaliczam formę opowieści. Zamknięcie tego tomu w klamrze opowieści w pustelniczej chatce jest bardzo ciekawym zabiegiem i dodaje całej historii dodatkowego klimatu.
W porównaniu do poprzednich tomów, ten trzyma się w mocnej konwencji łotrzykowskiej, dwa wątki, dwie drużyny, które przez cały tom dokądś jadą, mają dużo przygód, nawalają siebie i innych ile wlezie, i ktoś zawsze depcze im po piętach. Nieco mnie ta przewidywalność wynudziła.
więcej Pokaż mimo toWydawcy też w końcu powinni pokusić się o dodanie jakiejś mapy do tej książki.
Polecam najnowszą...