-
Artykuły
„Foto Retro”, czyli XX-wieczna historia Warszawy zatrzymana w siedmiu albumachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Najlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński17 -
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać3 -
Artykuły
„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać21
Biblioteczka
2017-12-20
2016-07-30
2016-06-27
Hamsun tak, ale Wloczegi nie.
Początkowo myślałam, ze to kwestia tłumaczenia, z lat 50ych, ktore mocno trąci myszką. Nie używa się tam słów chłopiec- jest fąfel, narwaniec czy przerwaniec, nie ma bagien - są oparzeliska I trzęsawiska, a "chłopiska" I "ludziska" szarżują na lewo I prawo "jużci" I "wszelako".
Potem pomyslałam, że może to jednak nie tłumaczenie, ale te powtarzające się lajtmotivy jak kupowanie pierścionków kobietom, które szybko się ulatniają, albo zegarków, które szybko się psują. Przy 500 stronach to wraca tak często, że aż irytuje. I nie - bohaterowie nie uczą się na błędach. To nie baśnie.
Do tego ta irytująca linearna akcja, która rozgrywa się tylko w obecności bohaterów. I choc pojawiają się osoby I wątki poboczne, to gdy bohater odpływa I traci je z widzenia, to te osoby I wątki przestają być ważne. Mówi się o nich dopiero, gdy bohater znów ich spotka.
Niby to miła historia, dwóch nie szczególnie kumatych wiejskich chłopców, którzy w życiu przeżywają jakieś przygody. Niby jest rys społeczny Norwegii dawnych czasów, ale poziom tej literatury zatrważa. Jest prosty, naiwny tak jak I bohaterowie, i daleko mu do Reymonta.
Co więcej, nierzadko mam wrażenie, że czytam księgi rachunkowe, a nie powieść.
Najgorsze jest jednak zakończenie. Czytelnik też wg pisarza jest jełopem. Nie ma tu miejsca na interpretowanie tytułowych włóczęgów, na mnogość metafor czy szukania zanaczeń. Na tacy dostajemy klucz do interpretacji. Tak patrzcie drodzy czytelnicy, nie musicie myśleć - tą książkę napisałem po to, żeby uzastadnić właśnie taka a taka tezę I oto ona.
Nie lubię gdy pisarz nie traktuje mojej inteligencji poważnie. Ten dydaktyzm mi nie leży. Po prostu.
Hamsun tak, ale Wloczegi nie.
Początkowo myślałam, ze to kwestia tłumaczenia, z lat 50ych, ktore mocno trąci myszką. Nie używa się tam słów chłopiec- jest fąfel, narwaniec czy przerwaniec, nie ma bagien - są oparzeliska I trzęsawiska, a "chłopiska" I "ludziska" szarżują na lewo I prawo "jużci" I "wszelako".
Potem pomyslałam, że może to jednak nie tłumaczenie, ale te...
2016-06-01
2017-10-05
Jeden z moich tegorocznych faworytów w kategorii reportaż podróżniczy.
Jeden z moich tegorocznych faworytów w kategorii reportaż podróżniczy.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-16
2020-04-15
2020-06-22
Po "Sowietstanach" ta książka to rozczarowanie, a poziom literacki z pewnymi wyjątkami przypomina prace pisemne na studiach na cztery z plusem.
Po pierwsze pomysł, tak bardzo obiecujący problem z pogranicza turystyki, historii, polityki, osobistych doświadczeń i życiorysów ludzi zamiast stać się centralnym zagadnieniem, jest jedynie pretekstem do odhaczania kolejnych krajów. Brak tej książce refleksji, brak jej formy, która zainteresowałaby czytelnika tym fascynującym jednak bytem - pograniczem.
Po drugie forma i naprawdę słabiutki warsztat reporterski - nie da się tego porównać z polskimi reporterami. Autorka prowadzi najczęściej dziennik z podróży, opisuje gdzie była i co widziała, jaki pociag, jaka wycieczka i jaki statek. Ostatecznie zamiast pisać o granicy, pisze o sobie. Żałosna pierwszoosobowa narracja, w żaden sposób nie uzasadniona tematem. Konstrukcja kolejnych rozdziałów jest trywialnie chronologiczna, jak uzupełnianie podpisów w albumie ze zdjęciami. Tu byłam a następnie pojechałam tam. Owszem, dzięki temu dowiedziałam się o istnieniu wycieczki północą Rosji, albo o emeryckich wyjazdach do Wyborga, ale to ciągłe pisanie o tym jak rezerwuje jakąś wycieczkę, sprawiało, że czułam się jak czytelniczka bloga podróżniczego z amicjami, a może nawet i folderu turystycznego. Gdyby te autorskie relacje jeszcze coś wnosiły do treści! Nadawały się jednak dużo lepiej na sekcję epilogu i podziękowań, gdzie anegdotki z podrózy są mile widziane.
Po trzecie, pisanie podręcznika z historii. Jeśli nie ma wiele do powiedzenia na temat jakiegoś kraju to pisze teksty na temat historii od XVIII aż po współczesność. Z jednej strony miło było sobie powtórzyć historię (niewykluczone, że osoby, które nie miały jej na studiach tyle co ja, faktycznie docenią ten aspekt), ale z drugiej - dlaczego nie można tej historii pokazać w jakiś bardziej reporterski sposób, niż tylko poprzez pisanie tekstów rodem z podręcznika historii do liceum. Nawet fascynującą skądinąd biografię Mannerheima poznajmy dlatego, że autorka poszła do muzeum. Nie oczekuję od reportera, że będzie mi zdradzał takie detale, nawet jeśli po studiach własnych faktycznie do tego muzeum idzie.
Po czwarte, najlepszy element tej podróży, spotkania z ludźmi, stanowią najmniejszą część tej książki. Widać, że gdy już autorka decyduje się z kimś spotkać, te wywiady są interesujące, wybiera ciekawe osoby, te historie wnoszą coś do jej podrózy. Po co w takim razie cała ta zabawa w domorosłego historyka-podróznika?
Po piątek, część dotycząca Skandynawii jest zdecydowanie najciekawsza, stanowi również najobszerniejszą część. Skandynawski punkt widzenia jest w tym wypadku niewątpliwą zaletą. Pozostałe fragmety podróży, mimo, że miejscami ciekawe (spotkane osoby na Kaukazie, Białorusi), to nieco wypełniacze. Tak jakby autorka czuła się w obowiązku coś o tej Polsce napisać, skoro juz tam była, i jest to jakiś tam kraj przy granicy z Rosją to musi pisać o wszystkich. Wracamy do punktu wyjścia - zły pomysł na formę. Niewątpliwa znajomość krajów pogranicza Rosji oraz rosyjskiego, która powinna procentować po poprzednich "Sowietstanach", wcale nie sprawia, że fragmenty dotyczące tych krajów są lepsze. Opisy ze Skandynawii nadal mają wydźwięk historii insidera, podczas gdy reszczę opisuje jednak obcy obserwator.
Szóste, rzetelność pisarstwa i nadgorliwość tłumaczenia. Mimo, że autorka w dziękuje polskiej tłumaczce, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ta się po prostu z niej nabija. Jak znienawidzony profesor na studiach piętnuje każde potknięcie przypisem. O ile te przypisy są w niektórych miejscach uzasadnione (rzetelność niektórych sformułowań faktycznie pozostawia nieco do życzenia), o tyle, w innych pokazują jedynie, że tłumaczka przesadza - dodaje przypisy tam, gdzie powinnabyła zrobić to autorka. Nie zrobiła - trudno, nie wpływa to na treść książki. W innych, przypis stoi w opozycji do stronniczej oceny autorki (chodziło o premiera, który przebywał na Hawajach), gdzie w przypisie tłumaczka komentuje, jak to było naprawdę (że ten urlop był jednak po jakiejś tam konferencji w Stanach), niejako życząc sobie, że autorka bedzie trochę bardziej obietkywna. Niemniej - to jej książka, to ona jest z Norwegii i może sobie swojego premiera oceniać tak jak lubi. Ok 50% tych przypisów jest według mnie zbędnych. Wprawdzie wnoszą coś do treści, ale powinnien je był napisać autor lub redaktor/edytor tej książki - nie tłumacz.
Podsumowując, ta książka może stać się dobrym przewodnikiem dla osoby, która planuje podróż w któreś z wymienionych państw - perspektywa tutaj prezentowana jest dość zachodnia i wycieczkowa. Są ciekawe, mniej turystyczne miejsca do odwiedzenia, inspiracje, historia regionu, takie właśnie rzeczy z przewodników turystycznych nie dla globtroterrów, ale dla kogoś szukających mniej oczywistych destynacji w swojej podróży. Można też sobie potraktować ją jako odprężającą lekturkę przed egzaminem z historii XX wieku czy systemów politycznych lub tego rodzaju przedmiotów. Jeśli jednak ktoś oczekuje nawet przeciętnego reportażu a może nawet jakiejkolwiek próby zrozumienia zjawiska pogranicza, srogo się zawiedzie.
Po "Sowietstanach" ta książka to rozczarowanie, a poziom literacki z pewnymi wyjątkami przypomina prace pisemne na studiach na cztery z plusem.
Po pierwsze pomysł, tak bardzo obiecujący problem z pogranicza turystyki, historii, polityki, osobistych doświadczeń i życiorysów ludzi zamiast stać się centralnym zagadnieniem, jest jedynie pretekstem do odhaczania kolejnych...
Po przeczytaniu Hen, Białe było naturalnym uzupełnieniem. Świetna.
Po przeczytaniu Hen, Białe było naturalnym uzupełnieniem. Świetna.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to