-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2021-09-30
2021-04-25
Jestem zakochana. Kompletnie oczarowana. Smakowałam każde słowo, każdą stronę, pragnęłam zostać w tej historii jak najdłużej, rozkoszując się jej pięknem. Są takie książki, które wzbudzają zawroty głowy za pomocą wartkiej akcji, ciągu szalonych wydarzeń; a są takie książki, które bronią się same, które nie potrzebuję fajerwerków, ponieważ same świecą tak jasnym blaskiem, że przyćmiewają wszystko inne i Niewidzialne życie Addie LaRue jest właśnie taką powieścią. Niewiele się tutaj dzieje pod względem akcji, jednak jest bogata w emocje, przemyślenia, wybory, idee, pasje. Nie każdemu przypadnie do gustu fabuła zbudowana na tak leniwym tempie, ale dla mnie ta powieść była prawdziwym wytchnieniem, ucieczką przed pędzącym światem.
Uwielbiam to, w jak inteligentny sposób autorka wplotła do swojej historii lęki współczesnego świata: strach przed zapomnieniem, potrzebę zostawienia po sobie śladu i bycia kochanym, poczucie, że mamy za mało chwil do wykorzystania, a czas ciągle przecieka nam przez palce, nie dając się uchwycić. Niewidzialne życie Addie LaRue pokazuje, jak cieszyć się z życia mimo ograniczeń, jak nawet w najgorszych chwilach można znaleźć urokliwe fragmenty, które pozwalają przetrwać najgorsze burze. Zakochałam się w tym, jak został przedstawiony motyw sztuki, jak cudownie przewija się na kolejnych stronach, jak wszystkie dzieła do siebie panują, tworząc magiczną całość. Podziwiam, ile autorka włożyła pracy w zrealizowanie całego pomysłu, który był niczym powiew świeżego powietrza w literaturze. Nigdy wcześniej nie czytałam podobnej książki i myślę, że nigdy nie zdarzy się już podobna, słodko-gorzka historia tak bogata w szczegóły. Każdy, nawet najmniejszy detal ma tutaj swoje przeznaczenie
Ta książka zapiera dech w piersiach. To dzieło sztuki: zachwycające, wzruszające, piękne, przepełnione nadzieją przeplataną dogłębnym smutkiem, przejmujące. Od dawna nie czułam się tak poruszona w trakcie lektury, przez którą po prostu się płynie jak przez utkaną z najlżejszych nici baśń; Niewidzialne życie Addie LaRue wzbudziło we mnie niesamowicie dużo emocji od radości, ekscytacji i fascynacji po nostalgię, tęsknotę, ból. Cały utwór jest napisany tak delikatnie i subtelnie, czaruje słowami, zaskakującymi metaforami i niejednoznaczną bohaterką, że nie czuje się jego wagi, dopóki nie przewróci się ostatniej strony. Takiej powieści się nie zapomina, jestem pewna, że zostanie ona ze mną na całe życie i że za każdym razem, kiedy do niej powrócę, odkryję w niej coś nowego, niespodziankę zostawioną specjalnie dla mnie przez autorkę; niczym jedną z idei zasianych przez Addie na przestrzeni wieków.
Blog: https://szept-stron.blogspot.com
Instagram: @booksbygeekgirl
Jestem zakochana. Kompletnie oczarowana. Smakowałam każde słowo, każdą stronę, pragnęłam zostać w tej historii jak najdłużej, rozkoszując się jej pięknem. Są takie książki, które wzbudzają zawroty głowy za pomocą wartkiej akcji, ciągu szalonych wydarzeń; a są takie książki, które bronią się same, które nie potrzebuję fajerwerków, ponieważ same świecą tak jasnym blaskiem, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-21
2020-11-08
Czy znacie autorkę, której książki nigdy was nie zawiodły? Autorkę, której każda kolejna powieść jest jeszcze lepsza od poprzedniej? Autorkę, która za każdym razem ma coraz bardziej oryginalne pomysły wzbudzające w was zachwyt? Dla mnie taką autorką jest Danielle L. Jensen, więc kiedy doszły do mnie słuchy, że Mroczne niebo ma zostać u nas wydane, zaczęłam szaleć z radości. Akcja powieści toczy się w tym samym momencie co Mroczne Wybrzeża, dlatego możecie przeczytać te tomy w dowolnej kolejności. Nawet jeśli nie czytaliście Mrocznych Wybrzeży, nic nie stoi na przeszkodzie, abyście zaczęli od Mrocznego nieba, które zabierze was w niezapomnianą przygodę!
Nie lubię, kiedy w trakcie serii zmieniają się główni bohaterowie, dlatego początkowo miałam obawy, sięgając po Mroczne niebo... Ale Killiana i Lidię pokochałam całym sercem, chyba nawet bardziej niż Marka i Terianę! Zostałam wciągnięta w tę historię już od pierwszej strony i nie byłam w stanie jej odłożyć na bok, moje myśli ciągle krążyły wokół wydarzeń przedstawionych w powieści i tego, jakie przeszkody staną jeszcze na drodze naszych bohaterów. W tej historii nie ma żadnego zbędnego elementu, każde słowo ma znaczenie, wszystko pięknie się ze sobą łączy, tworząc niezwykle intrygującą i porywającą całość. Autorka nie daje nam ani chwili na złapanie oddechu, wir akcji oraz politycznych intryg pochłonął mnie od samego początku. Pierwszy rozdział zaczyna się od mocnego uderzenia i wydawało mi się, że później nastąpi spowolnienie fabuły... Nic bardziej mylnego! Napięcie z każdą stroną wzrastało coraz bardziej, prowadząc do zapierającego dech w piersiach finału, który zupełnie mnie zmiażdżył. Nie jestem pewna, czy w ogóle oddychałam w trakcie czytania tej książki!
W tej powieści jest tyle niesamowitych elementów: zaczynając od bohaterów, którzy są wielowymiarowi, którzy cierpią, zmagają się z własnymi demonami, ale każdego dnia walczą o coś lepszego, kończąc na niezwykle rozległej i przemyślanej budowie świata przedstawionego, który zauroczył mnie już od pierwszej strony. Rzadko zdarza się, żebym nie potrafiła wskazać w książce słabszego momentu czy uwierającej mnie wady, ale w przypadku Mrocznego nieba jest to po prostu niemożliwe, ta historia jest kompletna i porywająca. Autorka niesamowicie pogłębiła rzeczywistość znaną mi wcześniej z Mrocznych Wybrzeży, pokazując drugą stronę podzielonego globu i chociaż jest ona wypełniona desperacją oraz mrokiem w obliczu potężnych sił nadnaturalnego wroga, wciąż pozostaje piękna.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Danielle L. Jensen kreuje ten świat, a jeszcze bardziej tego, jak pozwala rozwijać się swoim postaciom. Killiana pokochałam od samego początku; to urodzony wojownik naznaczony przez samego boga wojny, nikt jednak nie rozumie, że Killian nie jest niezwyciężony i że jak wszyscy odczuwa strach. Przez cały czas jest on rozdarty pomiędzy swoim obowiązkiem a wolnością, honorem a pragnieniami, a do tego ma niezwykle miękkie serce. Do Lidii z kolei musiałam się przekonać, jednak to, jak rozkwita w trakcie trwania powieści... Kiedy ją poznajemy, jest arystokratką pozbawioną możliwości wyboru, która nie potrafi zawalczyć o zmianę własnego losu, zamiast tego woli odnajdować schronienie wśród ukochanych książek. Z czasem jednak Lidia wychodzi ze swojej skorupy, jej droga ku odnalezieniu siebie, swojego miejsca i celu jest nadzwyczajna. A do tego powoli rozwijający się wątek romantyczny, który jest ucieleśnieniem subtelności, a jednocześnie jest słodką torturą dla czytelnika...
Mroczne niebo jest nie tylko jedną z najlepszych książek, jakie przeczytałam w 2020 roku, to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam w życiu! Koniecznie musicie poznać tę historię, która kompletnie zawładnie waszym sercem. Gwarantuję, że nie będziecie w stanie jej odłożyć na bok, że ten świat całkowicie was pochłonie. To przepięknie napisana powieść fantasy z niesamowitymi bohaterami, których nie da się nie pokochać, wypełniona jest po brzegi magią, mrokiem oraz walką, a wszystko to jest okraszone pięknym stylem autorki, który trafia wprost do serca. Błagam, przeczytajcie tę książkę. Naprawdę warto.
Instagram: @booksbygeekgirl
Czy znacie autorkę, której książki nigdy was nie zawiodły? Autorkę, której każda kolejna powieść jest jeszcze lepsza od poprzedniej? Autorkę, która za każdym razem ma coraz bardziej oryginalne pomysły wzbudzające w was zachwyt? Dla mnie taką autorką jest Danielle L. Jensen, więc kiedy doszły do mnie słuchy, że Mroczne niebo ma zostać u nas wydane, zaczęłam szaleć z radości....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-22
2019-04-04
2016-07-01
2018-12-14
2018-09-18
2017-08-03
2016-02-08
Czerwona Królowa była książką interesującą, ale nie porywającą. Zakochałam się w świecie podziałów na Srebrnych i Czerwonych, w dworskich intrygach i płomiennym księciu, w miarę polubiłam główną bohaterkę, ale zabrakło mi jakiegoś mocnego uderzenia, czegoś, co ostatecznie przekonałoby mnie do fabuły, która momentami była zbyt szablonowa. Czy Szklany miecz sprostał moim oczekiwaniom?
Wydaje mi się, że pod wieloma względami Szklany miecz jest pełniejszy od swojej poprzedniczki. Przede wszystkim jest bardziej rozwinięty - intrygi są jeszcze bardziej złożone, kolejne wątki jeszcze bardziej zawiłe, bohaterowie pokazują swoje kolejne warstwy, a wykreowany przez autorkę świat jest niemal trójwymiarowy i wszystko to tworzy perfekcyjnie dopracowaną całość. W przypadku Czerwonej Królowej nie potrafiłam pozbyć się wrażenia, że to wszystko już było, teraz zostało tylko podsunięte mi w innym opakowaniu przez Victorię Aveyard. W Szklanym mieczu nie dopatrzyłam się jednak żadnych schematów - autorka ruszyła ścieżką, której w ogóle się nie spodziewałam.
Cała książka jest wprost przepełniona nagłymi zwrotami akcji, których nie sposób przewidzieć, ale ostatnie sto stron to istne szaleństwo! Autorka skleiła moje serce tylko po to, by za chwilę brutalnie rozerwać je na malutkie kawałeczki i jeszcze je podeptać. Finał był bolesny, wręcz miażdżący i chyba każdego doprowadzi do białej gorączki. Razem z bohaterami przeżywałam ich wzloty oraz upadki, co mnie samą zaskoczyło - w pewnym momencie przestałam być tylko świadkiem wydarzeń, zaczęłam brać w nich czynny udział. Nie spodziewałam się, że aż tak zaangażuję się w tę historię, choć muszę przyznać, że dość długo mi to zajęło. Fabuła Szklanego miecza była naprawdę wciągająca, cały czas coś się działo, ale z jakiegoś powodu nie żyłam tą powieścią. Na pewno znacie to przytłaczające uczucie, które towarzyszy Wam, kiedy czytacie poruszającą książkę i Wasze serca galopują w klatce piersiowej. Niestety, przez większość powieści przeszłam z dość dużym zaciekawieniem, ale raczej obojętnie. Dopiero kiedy Victoria Aveyard powoli zaczęła odpalać kolejne fajerwerki, nie potrafiłam zapanować nad własnymi emocjami.
Mare to największy mankament Szklanego miecza. O ile w pierwszej części była dziewczyną z ikrą, o tyle tutaj idea jej postaci kompletnie się rozsypała. Rozumiem, że w poprzednim tomie główna bohaterka przeszła naprawdę wiele i odcisnęło to swoje piętno na jej osobowości oraz postępowaniu, ale... Mare na zmianę zachowywała się jak męczennica i drama queen. Po Czerwonej Królowej uważałam, że jest to dobrze wykreowana postać, ale tutaj irytowała mnie na każdym kroku swoimi huśtawkami nastroju i mrocznymi przemyśleniami. Mare specjalnie odizolowała się od reszty grupy, twierdząc, że każdy może zdradzić każdego, a ona sama zamienia się w nieczuły sopel lodu, by już po chwili narzekać na dojmującą samotność. Myślała jedno, mówiła drugie, a robiła trzecie, doprowadzając mnie tym na granicę wytrzymałości. W Szklanym mieczu na wierzch wyszły wszystkie najgorsze cechy charakteru. Rozumiem zamysł autorki, która chciała pokazać, że nawet protagonistka może mieć w sobie ciemność i podejmować błędne decyzje, ale Victoria Aveyard przesadziła na tym polu z niepotrzebnym dramatyzmem.
Szklany miecz to pełna akcji, druzgocących scen oraz mistrzowskich intryg powieść z mocnym zakończeniem wbijającym w fotel. Po jej przeczytaniu jestem kompletnie rozbita i nie wiem, jak mam funkcjonować w oczekiwaniu na kolejną część.
http://szept-stron.blogspot.com
Czerwona Królowa była książką interesującą, ale nie porywającą. Zakochałam się w świecie podziałów na Srebrnych i Czerwonych, w dworskich intrygach i płomiennym księciu, w miarę polubiłam główną bohaterkę, ale zabrakło mi jakiegoś mocnego uderzenia, czegoś, co ostatecznie przekonałoby mnie do fabuły, która momentami była zbyt szablonowa. Czy Szklany miecz sprostał moim...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-29
Kiedy zabierałam się za „Płytkie groby”, właściwie nic nie wiedziałam o tej książce – tylko tyle, że jest to kryminał retro i że główna bohaterka traci ojca. Według mnie to najlepszy sposób, żeby podejść do lektury tej powieści, bo zabiera nas ona w szaloną podróż z salonów nowojorskiej śmietanki do przestępczych cieni wielkiego miasta. Cieszę się, że postanowiłam dać szansę „Płytkim grobom”, bo zupełnie mnie oczarowały i zdecydowanie większa liczba osób powinna zapoznać się z tą książką!
Nawet nie wiecie, jak świetnie się bawiłam podczas czytania tej książki! Jest niezwykle ekscytująca i czyta się ją bardzo szybko, ale jest także pełna niespodzianek i tajemnic, które tylko się nawarstwiają wraz z zagłębianiem się w dopracowaną w najmniejszym szczególe fabułę. W „Płytkich grobach” występuje wiele wątków, które łączą się ze sobą w zupełnie niespodziewany sposób, więc nawet jeśli uda wam się odgadnąć rozwiązanie jednej z wielu zagadek, przed wami wciąż pozostaje wiele do odkrycia. Jennifer Donnelly w idealny sposób budowała napięcie w tej książce, wciągając nas w samo serce przestępczego światka Nowego Jorku. Co prawda początek był dość wolny i pierwsze sto stron było dla mnie zniechęcające, ale służyło to budowaniu atmosfery XIX-wiecznej śmietanki towarzyskiej, w której od kobiety wymagano jedynie dobrego zamążpójścia oraz rodzenia kolejnych dzieci. Początkowo wyglądało na to, że „Płytkie groby” będą dotyczyły jedynie tajemnicy morderstwa oraz życia w wyższych sferach, ale mniej więcej w połowie cała fabuła niezwykle się rozrosła, obierając nowy, fascynujący kierunek, którego zupełnie nie przewidziałam. Kiedy już wydawało mi się, że autorka wyciągnęła wszystkie asy z rękawa, zaskakiwała mnie kolejnym odkryciem. Co prawda mniej więcej byłam w stanie przewidzieć rozwiązanie głównej zagadki, spodziewałam się, kto stoi za wszystkimi morderstwami, ale autorce i tak należą się wielkie brawa za zbudowanie tak skomplikowanej intrygi.
Klimat panujący w tej książce jest zachwycający! Dosłownie czułam się tak, jakbym cofnęła się w czasie do 1890 roku, Jennifer Donnelly zadbała o każdy szczegół i z niezwykłą dbałością odwzorowała ten okres w swojej książce, pokazując zarówno jego zalety, jak i wady. Kobiety o randze społecznej Jo i jej majątku nie powinny zamartwiać swoich ślicznych główek czymś bardziej skomplikowanym niż w co się ubrać na następne przyjęcie. Nie powinny być uświadomione społecznie. Nie powinny martwić się czy nawet wiedzieć o niesprawiedliwości klasowej ani o warunkach, w jakich żyli najubożsi. Ciekawość, jaką przejawiała Jo w swoim zachowaniu, była uważana za niebezpieczną, bo mogła jej wręcz utrudnić dobre wyjście za mąż. Jestem jednak zupełnie urzeczona tą drugą, mroczną stroną Nowego Jorku, którą powoli odkrywaliśmy wraz z kolejnymi przygodami Josephine. Nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak wczułam się w atmosferę książki, to wszystko było wręcz namacalne i całą sobą chłonęłam to niezwykłe doświadczenie.
Uwielbiam bohaterów. Jennifer Donnelly udało się utrzymać doskonałą równowagę przy kreowaniu Jo. Ma silną wolę, jest ciekawska i charakterna, ale jednocześnie pasuje do swoich czasów i kręgu towarzyskiego, z jakiego się wywodzi. W dużej mierze pozostaje niewinna oraz nieuświadomiona, co powoli się zmienia wraz z kolejnymi wydarzeniami, których jest świadkiem. Powoli zaczyna rozumieć, jak ciasny do tej pory był jej świat i jak bardzo zakłamany. Obserwowanie rozwoju jej postaci było niesamowite, przeistoczyła się z rozdartej, zagubionej dziewczyny w młodą kobietę, która wie, czego pragnie i uparcie do tego dąży. W tym miejscu muszę również wspomnieć o pozostałych bohaterach, którzy od razu szturmem zdobyli moje serce. Młody reporter Eddie jest wprost czarujący, Oscar ze swoimi biologicznymi ciekawostkami na temat trupów jest rozkoszny, a Fay to czysta badass, z którą nikt nie chciałby zadzierać. W całej powieści widnieje szeroki przekrój postaci, ale wzajemna dynamika tej czwórki najbardziej mnie urzekła i wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad tym, jak ich relacje zostały poprowadzone.
Nie sądziłam, że „Płytkie groby” aż tak mi się spodobają, jednak niesamowity klimat Nowego Jorku końcówki XIX wieku, porywająca, skomplikowana intryga na wielką skalę oraz wspaniale wykreowani bohaterowie... Wszystkie te czynniki zupełnie mnie urzekły, składając się na wciągającą, zachwycającą powieść, o której ciężko będzie mi zapomnieć. Czytanie „Płytkich grobów” było dla mnie czystą przyjemnością i zapewniło mi cały wachlarz emocji, zupełnie zatraciłam się w tej historii, delektując się każdą stroną. To oryginalna, zaskakująca powieść, która sprawi, że będziecie siedzieć na krawędzi fotela, z rosnącym niepokojem oraz podziwem oczekując finału! Gorąco polecam!
http://szept-stron.blogspot.com
Kiedy zabierałam się za „Płytkie groby”, właściwie nic nie wiedziałam o tej książce – tylko tyle, że jest to kryminał retro i że główna bohaterka traci ojca. Według mnie to najlepszy sposób, żeby podejść do lektury tej powieści, bo zabiera nas ona w szaloną podróż z salonów nowojorskiej śmietanki do przestępczych cieni wielkiego miasta. Cieszę się, że postanowiłam dać...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-23
2017-06-05
2014-04-13
2017-02-17
2017-02-15
2017-01-26
2017-01-05
2014-05-18
TA KSIĄŻKA JEST GENIALNA. Wiedziałam, że Pozłacany wąż będzie dobry, jednak nie spodziewałam się, że w moich rękach znajdzie się tak fenomenalna historia, która zawładnie moimi myślami i sercem, nie pozwalając mi na złapanie oddechu. Danielle L. Jensen z powieści na powieść prezentuje coraz wyższy poziom, a ja już boję się tego, co wydarzy się w nadchodzącym finale Mrocznych Wybrzeży, ponieważ autorka posiada niezrównany talent do budowania napięcia i podnoszenia stawek. Dostałam 730 stron perfekcyjnej, dopracowanej w każdym szczególe powieści, która wciągnęła mnie do tego stopnia, że w ogóle nie odczuwałam jej długości, mogłaby być dwa razy dłuższa, a dla mnie nadal byłaby za krótka, ponieważ tak doskonale spędziłam przy niej czas. Danielle L. Jensen niczego nie zostawiła przypadkowi, każdy wątek ma znaczenie i składa się na niesamowitą całość. Kiedy już wydawało mi się, że koniec z zaskakującymi rewelacjami, nagle pojawiała się informacja, po której mój mózg dosłownie eksplodował. Jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo złożona i skomplikowana jest fabuła Pozłacanego węża, bogata pod względem politycznych intryg, militarnych taktyk, budowy świata oraz systemu magicznego, a przy tym czyta się ją niezwykle przyjemnie, nie czując obciążenia różnorodnością wątków.
Po Mrocznym niebie byłam zakochana w Lidii oraz Killianie, nadal pozostają moimi ulubieńcami, ale w tej części obdarzyłam również większą sympatią Terianę i Marka, mimo że w pierwszym tomie niekoniecznie mnie do siebie przekonali. Z reguły nie przepadam za licznymi narracjami, a w Pozłacanym wężu wydarzenia są przedstawione za pomocą czterech perspektyw, jednak każda z tych postaci jest tak dopracowana, wyjątkowa i wnosi coś świeżego do całej historii, że z radością zagłębiałam się w kolejnych rozdziałach. Jedynym minusem jest to, że niektóre rozdziały były krótkie, liczyły sobie zaledwie cztery strony, dlatego czułam się wybita z rytmu, gdy tak szybko przeskakiwałam z perspektywy Lidii do Marka, przy czym oboje znajdują się po przeciwnych stronach globu, ale poza tym nie mam na co narzekać. Wszyscy bohaterowie przechodzą przez kolejne przemiany, zmagają się z własnymi słabościami i pragnieniami, dylematami moralnymi, są tak niesamowicie ludzcy, że niemal czułam ich obecność przy sobie.
Mroczne Wybrzeża to seria, która mną zawładnęła, a Pozłacany wąż tylko ugruntował jej pozycję wśród moich ulubionych serii fantasy. Brakuje mi słów, by opisać, jak bardzo jestem oczarowana tą powieścią, która zmiażdżyła mnie, złamała mi serce, a jednocześnie dostarczyła ogromnych emocji. Śmiałam się i płakałam, a niektóre momenty były tak epickie, że dostałam gęsiej skórki, co przy książkach zdarzyło mi się dopiero drugi raz w życiu. Pozłacany wąż jest perełką, wybija się na tle innych powieści swoją oryginalnością, genialnymi zwrotami akcji, pięknie wykreowanym światem i bohaterami, którym będziecie kibicować z całych sił. Zaufajcie mi, ta książka jest warta każdej minuty, jaką z nią spędzicie.
Blog: https://szept-stron.blogspot.com
Instagram: @booksbygeekgirl
TA KSIĄŻKA JEST GENIALNA. Wiedziałam, że Pozłacany wąż będzie dobry, jednak nie spodziewałam się, że w moich rękach znajdzie się tak fenomenalna historia, która zawładnie moimi myślami i sercem, nie pozwalając mi na złapanie oddechu. Danielle L. Jensen z powieści na powieść prezentuje coraz wyższy poziom, a ja już boję się tego, co wydarzy się w nadchodzącym finale...
więcej Pokaż mimo to