Małgosia contra Małgosia Ewa Nowacka 6,7
![Małgosia contra Małgosia](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/96000/96282/352x500.jpg)
ocenił(a) na 33 lata temu Książka ta stoi u mnie już od dawien dawna. Po dostaniu jej miałam swoje pierwsze podejście i mnie zraziła do siebie. Wtedy wkurzało mnie niezmiernie, że ta Małgosia nie może się uspokoić i wiecznie z niej tą krew spuszczają.
Podejście drugie zaczęło się w grudniu zeszłego roku. Przetrwałam przez początek, Małgosia się uspokoiła, wydawało się być wszystko na dobrej drodze. Nie było. Czterdzieści stron dłużyło mi się cholernie, nie umiałam przebrnąć przez te wydarzenia, wydawało się to takie o niczym.
Do książki wróciłam kilka dni temu, chciałam ją po prostu skończyć, dać jej szansę. Matko przenajświętsza jak mi się to nie podobało.
Małgosia była egoistyczna, tak bardzo zapatrzona w siebie, tak bardzo nie potrafiła pojąć w jakiej sytuacji się znajduje, że to aż szok. Po połowie dało się już wyczuć, że ona taka miała być, bo nastąpi ten jeden moment, który to wszystko odmieni. Ona zrozumie swoje błędy i zrobi wszystko tak, że ją odeśle z powrotem do domu.
Najbardziej jednak zaczęła mnie irytować, gdy knuła intrygę z jej trójkątem, ba! czworokątem, miłosnym. Chciała, żeby ją kochano i się o nią bito, jak w filmach. Chciała przeżywać przygody, korzystać z tego ile wlezie. No dajcie spokój! Kompletnie jakby nie zwracała uwagi na to, że wszystko co robi oddziałuje na nią. Bicie czy zamykanie w komórce było naprawdę, a nie napisane w scenariuszu, ale ona wolała się bawić w najlepsze w ogóle nie zważając na konsekwencje. Wiem, że miała 15 lat, ale naprawdę w tym wieku ludzie są aż tacy naiwni i głupi? No i przecież jak jej przyszło już wracać do domu, to zdecydowała, że woli popatrzeć jak się o nią biją (co nie było swoją drogą pewne),niż wrócić do upragnionego domu.
I to nieszczęsne dytko! Ja wiem, że skoro przeniosło ją wstecz, to zapewne zrobiła to siła nadnaturalna, więc istnienie dytka miało tam jakiś sens. No ale błagam... Tak jak wszystkie jej rozmowy z tym dytkiem były lekko tajemnicze, trochę irytujące, bo ta wymiana zdań z grubsza nic nie wnosiła poza tym, że on jej nie odeśle teraz, bo nie może. Tak już na ostatnich stronach to po prostu śmiech na sali. Jakieś tajemnicze stworzenie postanowiło, że pomoże swojej podopiecznej jejmościance Małgosi zdobyć miłość, o której dziewczyna marzy, wysyłając jakąś egoistyczną, samolubną dziewczynę z czasów nam współczesnych. Co najlepsze Małgosia po prostu przystała na to "a, okej". Wiem, że to było zakończenie książki i tak dalej, ale mimo wszystko, dziewczyna przyjęła to tak spokojnie, po prostu została wykorzystana, aby ktoś inny wrócił na swoje miejsce i był szczęśliwy.
Dodam, że byłam zła i odłożyłam z tego powodu książkę na długi czas, ponieważ tył książki wyraźnie zaznaczał, że akcja będzie się działa w obu epokach: "Która z nich lepiej sobie poradzi w krańcowo różnych okolicznościach?". Prawda jest zgoła inna. Cała książka to przygody Małgosi w czasach Sobieskiego, a o tej drugiej dowiadujemy się dopiero, jak Małgosia wraca i słyszy różne rzeczy od rówieśników czy mamy. Bardzo liczyłam na ukazanie zetknięcia się jejmościanki Małgosi z rzeczywistością, do jakiej my przywykliśmy, a dostaliśmy tylko kilka informacji na sam koniec. Do tego, dlatego, że jejmościanka Małgosia zachowywała się po swojemu, była przykładna, uczynna, robiła wiele rzeczy po prostu związane z jej naturą i obyczajami jej czasów, to teraz Małgosia po powrocie "musi" się dostosować do tego, jak zostawiła jej świat tamta Małgosia? Okej, to było jej postanowienie, że musi jej dorównać i być dobra, bo wszyscy na nią liczą, ale nie da się być kimś, kim się nie jest.
Książka znacząco mnie zirytowała, ale niestety muszę przyznać, że trochę mnie ciągnęło do tego, żeby się dowiedzieć co będzie dalej. Końcówkę, czyli głównie akcję od rzekomego porwania Małgosi, przeczytałam praktycznie na raz.
Jeszcze nie podobało mi się jak książka została napisana. Chodzi mi tu o brak rozdziałów, jakby osoba, która czyta tę książkę miała po prostu wsunąć ją na raz, bez zatrzymywania się, bo autorka nie dała nam na to okazji. Wiadomo, że czytelnik zatrzymać się może wszędzie, ale tu chodzi o zwykły, dla mnie, minus kosmetyczny.
Nie wrócę do tej książki, ale cieszę się, że mam ją już za sobą, bo nie będę musiała o niej myśleć, patrząc jak nieprzeczytana stoi na półce.