-
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2018-04-02
2018-01-24
Kim jest Serena Pemberton? Podobno główną bohaterką powieści Rona Rasha. Jednak nie jest ona postacią, która nam towarzyszy podczas czytania. Nie znamy jej myśli, prawdziwej przeszłości, nie wiemy co robi gdy jest sama. W ogóle nie patrzymy na ciąg zdarzeń z jej perspektywy. Poznajemy Serenę, patrząc na nią oczami innych bohaterów. Na podstawie doświadczeń jej męża, dowiadujemy się, że jest ona kobietą piękną, namiętną i tajemniczą. Partnerzy biznesowi widzą jej inteligencję, pewność siebie, ambicję i niezwykły zmysł do interesów. Inne kobiety nią pogardzają, ponieważ nie stosuje się do obowiązujących konwenansów. Są jeszcze robotnicy pracujący w faktorii drzewnej, którzy początkowo ją lekceważą, później szanują za rozległą wiedzę i gotowość do ciężkiej pracy, by ostatecznie zacząć się jej bać. Jednak, podczas czytania, sami także interpretujemy zachowanie Sereny i stopniowo wyrabiamy własną opinię. Pani Pemberton od początku wydaje się być osobą oziębłą, bezwzględną i pozbawioną skrupułów, ale z drugiej strony wiemy, że ma za sobą traumatyczne przeżycia, a nocne koszmary czynią ją całkowicie bezbronną. Intrygująca jest także istota małżeństwa państwa Pembertonów. Sami o sobie mówią, że ogień trafił na ogień. Oboje są ambitni, niebezpieczni i nie cofną się przed niczym by osiągnąć to, czego pragną. W przypadku tej pary, powiedzenie „po trupach do celu” nabiera dosłownego znaczenia. Jedyną rysą na ich szczęściu i wzajemnym zrozumieniu jest istnienie nieślubnego dziecka Pembertona.
W moim odczuciu powieść Rona Rasha dzieli się na dwie części. Początkowo jest głównie dramatem społeczno- obyczajowym, który później stopniowo przeistacza się w trzymający w napięciu thriller psychologiczny . Początkowo historia opowiada przede wszystkim o życiu zwykłych ludzi, którym przyszło zmierzyć się z trudnymi czasami wielkiego kryzysu w Ameryce. W erze masowych bankructw i powszechnego bezrobocia, przemysł drzewny jest jednym z niewielu dobrze prosperujących elementów gospodarki. Praca w faktorii drzewnej, dla wielu ludzi, jest jedyną możliwością na utrzymanie rodziny. Właścicielami tego imperium są właśnie Pembertonowie. Jako pracodawcy są bezwzględni i obojętni na ludzką krzywdę. Świadomie wykorzystują niepewne czasy, by płacić pracownikom najniższą możliwą stawkę, a okaleczonych i zabitych natychmiast zastępują innymi. Liczy się dla nich tylko zysk, a wypadki, które spowalniają pracę, wywołują u nich jedynie zniecierpliwienie.
Ogromnym plusem tej powieści jest niesamowity klimat ukazujący surowość gór oraz, niemal namacalną, niszczycielską aurę, której ofiarami są drzewa, zwierzęta i ludzie. Pod koniec książki, hektary lasu zostają całkowicie zrównane z ziemią, krajobraz staje się jałowy, a obozowy cmentarz jest pełen grobów. Sam przemysł drzewny jest tutaj dość kontrowersyjnym tematem. Z jednej strony jest pokazany jako działanie, które doprowadziło do całkowitego i nieodwracalnego zniszczenia ogromnej części fauny i flory gór Północnej Karoliny. Z drugiej jednak, praca w faktorii drzewnej umożliwiła setkom rodzin przetrwanie wielkiego kryzysu. Pojawia się tutaj także idea powstania parku narodowego mającego chronić ocalały krajobraz, co jednak oznacza przymusowe przesiedlenia ludzi z terenów mających podlegać ochronie.
„Serena” jest ciekawą i wciągającą powieścią, jednak nie do końca taką, jakiej oczekiwałam. W tym wypadku wina leży po stronie wydawców, którzy umieścili na okładce książki opis zdradzający prawie całą jej fabułę. Początkowo akcja biegnie dosyć powolnym rytmem i nie wskazuje jednoznacznie na dalszy rozwój wypadków. Tymczasem, zamiast wczuć się w atmosferę toczącej się historii i rozważyć różne jej opcje, strasznie się niecierpliwiłam, kiedy wreszcie dotrę do wydarzeń, które przedstawiał opis na okładce. Rozczarowało mnie także to, że bardzo szybko odgadłam, jakie będzie zakończenie. Lubię, gdy autorzy mnie zaskakują, a tutaj było mnóstwo znaków, które wskazywały na to, jaki będzie ostateczny rozwój wypadków. Nie jest to złe zakończenie, idealnie wpasowuje się w tę opowieść, ale można było doprowadzić do niego w nieco mniej oczywisty sposób.
Naprawdę polecam tę książę, ale nie ze względu na wątek kryminalny. O wiele bardziej podobała mi się ta część o zwykłych ludziach próbujących przetrwać ciężkie czasy i bezwzględnych przedsiębiorcach wykorzystujących sytuację do własnych celów. Ponadto urzekł mnie tutaj złowieszczy klimat i atmosfera oczekiwania na coś nieuniknionego. Poza tym, rzadko można znaleźć w literaturze równie intrygujące, charyzmatyczne i okrutne postacie kobiece jak Serena Pemberton.
Kim jest Serena Pemberton? Podobno główną bohaterką powieści Rona Rasha. Jednak nie jest ona postacią, która nam towarzyszy podczas czytania. Nie znamy jej myśli, prawdziwej przeszłości, nie wiemy co robi gdy jest sama. W ogóle nie patrzymy na ciąg zdarzeń z jej perspektywy. Poznajemy Serenę, patrząc na nią oczami innych bohaterów. Na podstawie doświadczeń jej męża,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-31
Podróż w czasie jest jednym z moich ulubionych motywów literackich, dlatego, gdy tylko zobaczyłam „Jak zawsze” Zygmunta Miłoszewskiego na księgarnianej półce, wiedziałam, że koniecznie muszę to przeczytać. Głównymi bohaterami książki są Grażyna i Ludwik, starsze małżeństwo nico rozgoryczone tym, że ich życie przeminęło, a czas nie obszedł się z nimi łaskawie. Tymczasem w pięćdziesiątą rocznicę wspólnie spędzonej nocy, para nieoczekiwanie przenosi się w czasie. Dzieje się to tak po prostu, bez wehikułu czasu, przechodzenia przez szczelinę czasoprzestrzenną, czy nawet przesuwania wskazówek zabytkowego zegara. Zasypiają starzy i zmęczeni w swoim warszawskim mieszkaniu, a budzą się w zupełnie obcym miejscu w odmłodniałych o pięćdziesiąt lat ciałach. W dodatku okazuje się, że świat, w którym się znaleźli, nie do końca wygląda tak, jak ten z czasów ich młodości.
„Jak zawsze” ukazuje nam alternatywną historię powojennej Polski, w której socjalizm upadł, nim zdążył się na dobre rozpocząć. Ponadto Polskę łączą bardzo zażyłe stosunki z Francją i już w latach sześćdziesiątych, ma szansę stać się częścią Zachodniej Europy. Nowa rzeczywistość nie została naznaczona szarością socjalizmu i nie ma w niej miejsca na relikty panowania komunistów takie, jak Pałac Kultury czy radzieckie pomniki. Sklepowe półki są pełne ogólnodostępnej żywności, a Edward Gierek to jedynie aktywnie działający polityk opozycji. Świat przedstawiony przez Miłoszewskiego jest bardzo wiarygodny. Łatwo uwierzyć, że przy odrobinie szczęścia, mógłby naprawdę zaistnieć. Autor szczegółowo opisuje alternatywne wydarzenia historyczne, zawirowania polityczne oraz zmienioną architekturę miasta. Ponadto bardzo skupia się na uwypukleniu różnic pomiędzy światem socjalistycznej Polski, a tym alternatywnym, podkreślając ich wady i zalety. Autor także bardzo trafnie analizuje postępowanie narodu polskiego jako ogółu. Ujawnia nasze przywary, a ich przyczyn doszukuje się w wojennej okupacji oraz zaborach.
Muszę przyznać, że poczułam się nieco oszukana, gdy odkryłam, że z kart powieści przebija aktualna polityka. Nie tego oczekuje się od książki reklamowanej jako ironiczno-romantyczna komedia. Brakowało mi także wyjaśnienia wątków fantastycznych, czyli mechanizmu podróży w czasie oraz powodu, dla którego bohaterowie znaleźli się w alternatywnej rzeczywistości. Powieść kończy się nagle, a samo zakończenie historii Ludwika i Grażyny pozostawia niedosyt. Zapewne były to celowe zabiegi autora zmuszającego czytelnika do samodzielnej interpretacji i wysnucia własnych wniosków. Ja te wyjaśnienia znalazłam, dlatego, pomimo niedociągnięć, uważam tę książkę za bardzo dobrą. Historia głównych bohaterów naprawdę mnie wciągnęła, alternatywny świat był interesujący, a podczas czytania cały czas trzymałam kciuki, by pomimo oczywistego tytułu, wszystko nie skończyło się jak zawsze.
Podróż w czasie jest jednym z moich ulubionych motywów literackich, dlatego, gdy tylko zobaczyłam „Jak zawsze” Zygmunta Miłoszewskiego na księgarnianej półce, wiedziałam, że koniecznie muszę to przeczytać. Głównymi bohaterami książki są Grażyna i Ludwik, starsze małżeństwo nico rozgoryczone tym, że ich życie przeminęło, a czas nie obszedł się z nimi łaskawie. Tymczasem w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-26
To zadziwiające, że w tak stosunkowo krótkiej powieści, jaką jest „Rdza” Jakuba Małeckiego mieści się taki ogrom emocji i tak wiele opowieści o ludzkich losach. Początkowo wydaje się, że będzie to jedynie historia małego Szymka, który po stracie rodziców, musi odnaleźć się w nowym dla siebie świecie i porozumieć się z babcią Tośką, u której odtąd ma zamieszkać. Szybko okazuje się jednak, że jest to także opowieść o Tośce, która ponad sześćdziesiąt lat wcześniej, jako mała dziewczynka, zderzyła się z brutalną rzeczywistością II wojny światowej. Oprócz wątków Szymka i Tośki mamy tu także splecione losy wielu innych osób: członków rodziny, przyjaciół i mieszkańców wsi. W tle powieści przewijają się tragiczne wojenne wydarzenia, które choć nie są jej głównym motywem, to jednak chwytają za serce, przerażają.
„Rdza” jest opowieścią, która prostym językiem mówi o bólu, stracie, strachu i traumie, ale także o przyjaźni, miłości i nadziei. Wszystkie te elementy łączy ze sobą tytułowa rdza, która jest metaforą przemijania i tego, co pozostaje po przeszłości. Mogą to być niespełnione marzenia, niewykorzystane szanse, bolesne wspomnienia, a także konsekwencje minionych decyzji. Niektóre doświadczenia mogą zmienić człowieka na zawsze i może się okazać, że nie będzie on potrafił poradzić sobie z doznaną traumą. Dzieje się tak, ponieważ teraźniejszość jest mocno powiązana z przeszłością, nie da się od niej uciec, ani jej pogrzebać.
Jest to jedna z tych opowieści, które trudno zapomnieć, a im dłużej się o nich myśli, tym lepsze i bardziej wartościowe się wydają. W moje pamięci pozostanie na długo i na pewno zapoznam się z pozostałą twórczością autora.
To zadziwiające, że w tak stosunkowo krótkiej powieści, jaką jest „Rdza” Jakuba Małeckiego mieści się taki ogrom emocji i tak wiele opowieści o ludzkich losach. Początkowo wydaje się, że będzie to jedynie historia małego Szymka, który po stracie rodziców, musi odnaleźć się w nowym dla siebie świecie i porozumieć się z babcią Tośką, u której odtąd ma zamieszkać. Szybko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-25
Dostałam tę książkę na Gwiazdkę i zaczęłam czytać, gdy tylko rodzina zaczęła oddalać się od świątecznego stołu i nikt nie mógł mnie już posądzić o nietakt. Do Pasterki zdążyłam połknąć ją w całości i naprawdę nieźle się uśmiać. „Wielki ogarniacz życia” to przezabawny poradnik, napisany troszkę w formie pamiętnika i przeplatany śmiesznymi obrazkami znanymi z „internetów”. Postać pani Bukowej przypomina nieco Briget Jones i chyba takie było zamierzenie, ponieważ autorka sama do niej nawiązuje. Poradnik ten nie do końca jest poradnikiem, ponieważ wcale nie zarzuca nas dobrymi radami na to jak być perfekcyją panią domu, mieć idealne ciało i jaką należy być osobą, by znaleźć męża. W dzisiejszych czasach świat narzuca nam konkretny wzorzec życia. Powinnyśmy być zadbane, wysportowane, zdrowo się odżywiać, być pewne siebie i wspinać się po kolejnych szczeblach kariery, być osobami towarzyskimi, doskonale zorganizowanymi i porządnymi. Łatwo się zatracić w tym dążeniu do ideału i zgubić prawdziwą siebie. Poradnik Pani Bukowej pokazuje nam coś zupełnie przeciwnego: jeśli nie jesteśmy perfekcjonistkami, a w naszym życiu rządzi chaos, to wcale nie musimy żyć w poczuciu winy, że nie jesteśmy idealne i szukać coraz to nowych sposobów, by za wszelką cenę się takie stać. Dużo ważniejsze jest, by być po prostu sobą i cieszyć się drobnostkami, zamiast ciągle pędzić do celu, którego niekonieczne pragniemy i który niekoniecznie da nam szczęście.
Dostałam tę książkę na Gwiazdkę i zaczęłam czytać, gdy tylko rodzina zaczęła oddalać się od świątecznego stołu i nikt nie mógł mnie już posądzić o nietakt. Do Pasterki zdążyłam połknąć ją w całości i naprawdę nieźle się uśmiać. „Wielki ogarniacz życia” to przezabawny poradnik, napisany troszkę w formie pamiętnika i przeplatany śmiesznymi obrazkami znanymi z „internetów”....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-03
Podeszłam do tej książki nieco sceptycznie. Okres II wojny światowej był czasem wielkich dramatów, wielkiego cierpienia i wielkiego bohaterstwa. Rozegrały się w nim miliony tragicznych historii, więc nic dziwnego, że pisarze tak często umiejscawiają akcję swoich powieści w tych niespokojnych czasach. Dlaczego więc, wśród wielu wspaniałych, a mniej rozreklamowanych powieści, akurat ta miała by być taka wyjątkowa? Dlaczego niedawno wszyscy tak zaczytywali się akurat tą historią?
Mamy 1940 rok, w którym Francja po bardzo krótkim oporze, skapitulowała i poddała się niemieckiej okupacji. Mamy też dwie bohaterki, zupełnie różne od siebie siostry, które muszą sprostać nowej rzeczywistości. Każda z nich inaczej reaguje na rozgrywające się wydarzenia i podejmuje zupełnie inne decyzje. Muszę przyznać, że początkowe obie strasznie mnie irytowały. Jedna z nich zachowywała się bardzo naiwnie, druga była zbyt śmiała, opryskliwa, nieskora do okazania pokory. Obie mogły tak łatwo przyczynić się do własnej zguby. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że to ja wykazałam się wyjątkową ignorancją. Przecież czytałam tę książkę ponad 70 lat po tamtych wydarzeniach, znam co nieco historię i wiem, jakie konsekwencje mogły grozić bohaterkom. One z perspektywy swoich czasów nie miały pojęcia, co może się wydarzyć. Od tego momentu historia ta całkowicie mnie pochłonęła. Znalazłam tu wszystko, co powinno się znaleźć w powieści o II wojnie światowej: strach, głód, przemoc, bestialskie traktowanie ludzi, ale i wewnętrzną przemianę, wielkie bohaterstwo i pokazanie, że nie każdy Niemiec był potworem. Jest to także historia o miłości, ale nie tej romantycznej. Jest tu ukazana głównie miłość rodzicielska i miłość do rodziny, a dopiero w tle miłość mężczyzny i kobiety, którzy mają świadomość, że mogą się już nigdy nie zobaczyć. Podczas lektury targały mną skrajne emocje, wiele razy ścisnęło mi się serce i wiele razy miałam łzy w oczach. Zrozumiałam fenomen tej powieści i mogę ją naprawdę szczerze polecić.
Podeszłam do tej książki nieco sceptycznie. Okres II wojny światowej był czasem wielkich dramatów, wielkiego cierpienia i wielkiego bohaterstwa. Rozegrały się w nim miliony tragicznych historii, więc nic dziwnego, że pisarze tak często umiejscawiają akcję swoich powieści w tych niespokojnych czasach. Dlaczego więc, wśród wielu wspaniałych, a mniej rozreklamowanych powieści,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-28
Żyjemy w czasach bardzo dynamicznego rozwoju technolgicznego. Telefony komórkowe, które jeszcze nie tak dawno temu, służyły jedynie do dzwonienia, dziś pełną niezliczone funkcje. Towarzyszą nam przez cały dzień i coraz częściej wyręczają w czynnościach, które kiedyś wymagały sporo wysiłku takich, jak przelewy bankowe, rezerwacja biletów lotniczych czy szukanie haseł encyklopedycznych. Dziś już nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Kupujemy coraz nowsze modele, a producenci prześcigają się w wymyślaniu coraz ciekawszych możliwości. Naturalnym wydaje się fakt, że nasze smartfony wkrótce nie będą w stanie udźwignąć wszystkich tych funkcji i na rynku pojawi się jakaś nowa technologia, która wyprze telefony komórkowe.
Alena Graedon w „Giełdzie słów” ukazuje nam świat z bardzo niedalekiej przyszłości, w której nikt już nie korzysta ze smartfonów, a z bardziej zaawansowanych urządzeń zwanych meme. Urządzenia te są podłączone do mózgu właściciela i działają niczym szósty zmysł, przewidując jego potrzeby. Mogą złożyć zamówienie w restauracji, wezwać taksówkę, pilnować terminowego opłacania rachunków, a w razie potrzeby zadzwonić pod numer alarmowy. Potrafią także poinformować właściciela o nastroju jego rozmówcy i podpowiedzieć słowo, którego nie może sobie przypomnieć podczas rozmowy, bądź podać definicję słowa, którego nie zrozumiał. Brzmi zachęcająco, prawda?
Problem pojawia się, gdy ludzie zaczynają zapominać własny język. Całkowicie odrzucili korzystanie z papierowych książek, gazet i pisania listów na rzecz przesyłania strumienia danych poprzez meme, co wyraźnie zaczyna im szkodzić. Wkrótce na świecie pojawia się dziwna choroba, rozpoczynającą się od coraz częstszych przejęzyczeń i uniemożliwiającą ludziom werbalne komunikowanie się między sobą. Choroba ta zostaje nazwana „grypą słowną” i w krótkim czasie, staje się prawdziwą epidemią zbierającą śmiertelne żniwo.
„Giełda słów” jest debiutancką powieścią autorki i wyraźnie widać, jaki ogrom pracy włożyła w jej powstanie. Cała historia została naprawdę świetnie dopracowana. Autorka wykazała się ogromną wiedzą technologiczną oraz językoznawstwem, wymyśliła nowe pojęcia oraz bardzo złożoną intrygę. Rozdziały zostały określone poprzez kolejne litery alfabetu oraz przypisane do nich hasła i definicje pochodzące z tytułowej giełdy słów, a w całej książce przewija się motyw „Alicji w krainie czarów. Wszystko to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, choć były także elementy, które nie do końca do mnie przemówiły. Naprawdę zaintrygował mnie pomysł z grypą słowną i od początku byłam bardzo ciekawa, jakie wyjaśnienie biologiczne zastosuje autorka. Niestety miałam wrażenie, że ona sama nie potrafiła go wymyślić. Biologiczny aspekt choroby został wspomniany tylko w jednym fragmencie i kompletnie mnie nie przekonał, przez co cała historia straciła dla mnie na wiarygodności. Mamy tu także dosyć specyficzną pierwszoosobową narrację, pełną dygresji, wtrąceń w nawiasach oraz dolnych przypisów. Chwilę trwało nim udało mi się do niej przyzwyczaić i „wgryźć” w treść książki.
Myślę, że na uwagę zasługuje także intrygująca, minimalistyczna okładka, która przyciągnęła mój wzrok podczas zakupów. Czy jednak jest to elektryzujący, dystopijny thriller? Nie przesadzałabym z tymi określeniami. Na pewno jest to ciekawa, trzymająca w napięciu opowieść zmuszająca do refleksji nad tym, jak bardzo jesteśmy uzależniani od technologii codziennego użytku. Może nie jest to książka dla każdego, ale myślę, że każdy fan powieści dystopijnych (do których sama się zaliczam), znajdzie tu coś dla siebie.
Żyjemy w czasach bardzo dynamicznego rozwoju technolgicznego. Telefony komórkowe, które jeszcze nie tak dawno temu, służyły jedynie do dzwonienia, dziś pełną niezliczone funkcje. Towarzyszą nam przez cały dzień i coraz częściej wyręczają w czynnościach, które kiedyś wymagały sporo wysiłku takich, jak przelewy bankowe, rezerwacja biletów lotniczych czy szukanie haseł...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to